Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jubileusz: Here’s… Esensja!

« 1 2 3 4 9 »

Jubileusz: Here’s… Esensja!

Paulina Chmielewska
Paulina Chmielewska
Paulina Chmielewska
Na zdjęciu obok wyszłam, moim zdaniem, trochę zbyt okrągło, aczkolwiek figury modelki na pewno nie posiadam. Aha, mam jeszcze okulary. Ludzie mówią, że wyglądam na osobę spokojną i kujona, ale po lepszym poznaniu mnie, stwierdzają, że:
a) jestem wariatką
b) ze mnie to taka cicha woda
c) i na pewno się dziwią, jak – przy moim notorycznym niewyrabianiu się i olewczym (czasem) podejściu do szkoły – mam dobre stopnie ;)
Cóż, lenistwo i brak organizacji czasu wypadałoby jakoś przezwyciężyć, bo matura za pasem… Ech… Kto mi to ostatnio mówił, że 18 lat to piękny wiek?!
Za 10 lat, względnie wcześniej…
1. Będę o 10 lat starsza (odkrywcze, prawda?), ale nie gwarantuję, że mądrzejsza.
2. Pewnie wreszcie napiszę książkę. Tak, tak, pisanie chodzi mi po głowie już od lat bodajże pięciu. Za te 10 lat na koncie będę zapewne miała jedną lub dwie powieści fantasy, a może i coś inszego…
3. A ilustracje wykonam samodzielnie:) Muszę się pochwalić, że już w przedszkolu, wesołym brzdącem o blond loczkach będąc, zauważyłam, że istnieje coś takiego jak perspektywa. Chociaż wtedy nie znałam takiego trudnego słowa.
4. Będę miała kłopot, gdzie upchnąć setki lub tysiące fotografii. Dać Paulinie aparat, a wykorzysta cały film w ciągu dwóch dni. Bo tutaj pszczoła na cynii, tu światło tak ładnie pada na drzewo, tam bardzo stary nagrobek z żółtym liściem na płycie, no i jeszcze jabłko tak mocno się czerwieni na tle liści…
5. Możliwe, że otworzę sklepik z ubraniami mojego projektu.
6. Będę podróżować! Irlandia, Anglia, Norwegia, może Japonia lub Indie… A na pewno piękne zakątki Polski.
7. Przypuszczam, że nadal będę korektorką w „Esensji”… :)
Co mnie kręci w popkulturze?
Yyy… Powiem tak: kręci mnie 1/4 popkultury, bo reszta nie jest na mój gust. Lubię dobre kino, choć często odwiedzam przybytek X muzy w celach czysto rozrywkowych. Jak zdecydowana większość ludzi w moim wieku, lubię muzykę, ale nie w stylu Radia Eska. Lubię literaturę wszelaką, poza science-fiction, książkami kucharskimi i Grocholą. Interesuje mnie także samo zjawisko popkultury i sztuka współczesna we wszelkich przejawach. Co nie znaczy, że mi się ona podoba – z tym bywa różnie.
Co, w przeciwieństwie do większości, spodobało mi się?
Hmm… Podobno słuchanie Britney Spears to obciach. Zgadzam się, ale jedna jej piosenka mi się podoba. Ta pierwsza – „One More Time” czy jakoś tak. Poza tym uwielbiałam jako dziecko i takoż teraz pewną japońską kreskówkę pod mało piłkarskim tytułem „Kapitan Jastrząb”. A właściwie to lubię też „Sally czarownicę” i „Czarodziejkę z Księżyca”, a co!
Co mi się nie podoba wbrew opinii ogółu?
Chociażby „Piła”. Owszem, zakończenie zaskakuje (pominąwszy fakt, że można było je przewidzieć), ale reszta? Jak zawsze – krew, sadyzm, krew, ofiary, krew. To ma być dobry horror?
Dodatek gratis:
Lubię jeszcze…
Jesień, lody cynamonowe, taniec towarzyski, zagadnienia psychologiczne w teorii i praktyce (obym się dostała na psychologię…), kwiaty, kolor zielony, świece, herbatę, czekoladę, Osiołka ze „Shreka”, kurczaka, ryż.
Nie lubię…
Chamstwa i braku kultury; gdy brakuje mi czasu; gdy szukam prostych ubrań, a znajduję tylko takie z cekinami, nadrukami w stylu „sweet girl” i falbankami; robić czegoś, na co nie mam absolutnie ochoty; chemii; swojego lenistwa; chipsów.

Sebastian Chosiński
Sebastian Chosiński
Sebastian Chosiński
Rocznik 1969, rówieśnik LED ZEPPELIN, BLACK SABBATH i DEEP PURPLE. Zafascynowany muzyką lat 70., a w szczególności rockiem progresywnym (czego powinien się wstydzić, bo ów zachwyt dla staroci świadczy dobitnie, że to wymierający gatunek). Nie mniejszą estymą darzy Neila Younga i Marca Almonda, NIRVANĘ i DEINE LAKAIEN, Boba Marleya i MARILLION z Fishem, jak również Władimira Wysockiego, Bułata Okudżawę, Aleksandra Rozenbauma i Jacka Kaczmarskiego.
Z wykształcenia historyk, rozkochany w dwóch biegunach dziejów ludzkości – starożytności i historii najnowszej. Admirator Hannibala, Cezara, Oktawiana Augusta i Józefa Piłsudskiego.
Literatura? Głównie jednak klasyka: Fiodor Dostojewski i Lew Tołstoj, Isaac Bashevis Singer i Erich Maria Remarque, Józef Mackiewicz i Tadeusz Konwicki, Philip K. Dick i Siergiej Łukianienko, Stanisław Ignacy Witkiewicz i Agatha Christie. Na prywatną listę grafomanów, dla których szkoda czasu, wpisał natomiast Andrzeja Sapkowskiego, Paolo Coehlo, J. K. Rowling i całą masę młodych gniewnych polskich prozaików mainstreamowych.
Czy powinien się wstydzić swojej miłości do Clinta Eastwooda, Seana Connery’ego (na samą myśl o starych Bondach ciarki przechodzą mu po plecach) i Charlesa Bronsona?
Czasami wychodzi z niego zwierzę. Zwłaszcza podczas oglądania meczów piłkarskich. Ilość przekleństw, które z siebie wówczas wyrzuca, potrafiłaby przerazić. A zdarzało się nawet niszczenie sprzętów. Do czasu jednak, gdy stwierdził, że kupno nowego telewizora niebezpiecznie narusza budżet domowy.

Artur Chruściel
Artur Chruściel
Artur Chruściel
Od „Esensji” jestem starszy o dwadzieścia lat, ale chociaż jej dotychczasowy żywot mieści się w moim pięciokrotnie, nie uważam, żebym miał z tego tytułu jakąkolwiek przewagę. Zwłaszcza że trafiłem do niej drogą „od czytelnika do autora” i nie mogę szczycić się przynależnością do grona Ojców Założycieli.
W chwilach takich jak ta (czyli w czasie pisania różnego rodzaju autoprezentacji) pierwsze, co mi przychodzi do głowy, to że zupełnie się do tego nie nadaję. Dlatego proszę o wybaczenie, że będzie sztampowo, krótko, a mimo to nudno. Więcej o mnie mówi to, co czytam i to, co piszę, niż te kilka faktów poniżej.
Zatem… Można powiedzieć, że jestem szczęśliwym człowiekiem, bo jak na razie udaje mi się robić w życiu to, co lubię, w części swoich zamiłowań realizując się zawodowo, w części – prywatnie. Z wykształcenia jestem informatykiem i właśnie jako informatyk pracuję w Krakowie. Nie jestem jednak rodowitym krakusem, a jedynie rezydentem, i myślę, że nawet do dziesiątych urodzin „Esensji” nie będę umiał odróżnić wszystkich otaczających Rynek uliczek ochrzczonych imionami świętych.
Kiedy nie pracuję, to – nie ma czego kryć – czytam, oglądam, słucham lub zaopatruję się w materiały do czytania, oglądania i słuchania. Jestem przez to człowiekiem, który ma o wiele więcej do powiedzenia o tym, co przeczytał, obejrzał lub wysłuchał, niż o sobie samym.
Co się zaś tyczy okoliczności przyrody, to lubię wszelkie nierówności terenu, przy czym nie muszą to być Himalaje, Alpy ani nawet Tatry. Ot, parę pagórków i widok na korony drzew w zupełności wystarczają.
Co mnie wlasciwie kreci w tej (pop)kulturze? Jakie dziela, zjawiska, trendy?
Powiem krótko – uwielbiam ten rzadki (coraz rzadszy) moment, kiedy staję oniemiały i zachwycony przed dziełem innego człowieka, kiedy po raz kolejny, po długim czasie posuchy, znajduję skarb w postaci książki, filmu, komiksu, o którym będę długo myślał, który będę długo wspominał. Człowiek, któremu brakło talentu by tworzyć, jest skazany na to, by podziwiać. Jednak życie kapłana nie ma sensu bez boga, którego mógłby czcić.
Gdzie biją źródła mojego zachwytu?
W genialnych strofach Jacka Kaczmarskiego, który uczył mnie, jak myśleć, nie ucząc – co myśleć. Którego twórczość to jedna wielka brama do sztuki, historii, polityki – i ludzkiej duszy.
W twardej, najeżonej pomysłami SF Jacka Dukaja, która jest tak dobra jako fantastyka, że nawet sam autor chyba nie zawsze widzi, jak doskonałe psychiki bohaterów udaje mu się zarysować cieniem sugestii, urywkiem zdania.
W dygresyjnej, błyskotliwej prozie Neala Stephensona, która jest (a raczej – do czasu „Quicksilvera” – była) wielkim popisem nieprawdopodobnego talentu i kapitalnej wyobraźni.
W historycznej fantasy Guya Gavriela Kaya – bo wreszcie realizuje się w niej gigantyczny potencjał drzemiący w gatunku przeżartym konwencjonalnością i schematami. Bo po ponad roku od przeczytania „Sarantyńska Mozaika” tkwi we mnie tak mocno jak pierwszego dnia.
W historycznej (lecz inaczej) niemal-nie-fantasy Georga R.R. Martina, który przypomniał mi „Pieśnią Lodu i Ognia”, że podstawowym sensem literatury jest opowieść. I że jeśli opowieść jest dobra – to w zupełności wystarczy.
W narracyjnych perełkach i cudnych dialogach cyklu wiedźmińskiego Andrzeja Sapkowskiego, który jednak zapomniał już, że erudycyjne popisy są ozdobą, nie zaś głównym sensem prozy.
W „Strażnikach” i „V jak Vendetta” Alana Moore′a – człowieka, który wynosi swoje dzieła ponad swoje poglądy.
W „Odysei kosmicznej 2001” Stanleya Kubricka, która pokazała możliwości fantastyki jako gatunku kina artystycznego.
We „Władcy Pierścieni” Petera Jacksona, który dał fantastyce jej najlepszy film. Dzięki któremu z czystym sumieniem możemy pokazać gest Kozakiewicza różnym nędznym wyrobnikom i cierpliwie czekać na lepsze czasy dla fantastycznego kina. Może nadejdą.
W „Leonie” Luca Bessona – bo jest naprawdę świetny.
To nie wszystko. Ale to wciąż za mało.
Jakie dzieło (film, komiks, książka, gra) podoba mi się, choć według powszechnej opinii powinienem się tego wstydzić i dlaczego mi się podoba?
Oj, to raczej pytanie pozwalające na rozpisanie się wszelkim Klubom Miłośników Złych Filmów, bo ciężko znaleźć dzieło, które w powszechnej opinii byłoby beznadziejne, a jeszcze miało szansę się podobać. Dowiadywałem się już, że powinienem się wstydzić czytania Sapkowskiego, Pratchetta i publicystyki Ziemkiewicza.
Podejrzewam, że wielu uzna za niezrozumiałe moje ciepłe uczucia dla „Ośmiornicy” (chyba że już wszyscy zapomnieli ten włoski serial) albo zachwyt jaki wzbudzają we mnie co bardziej nieprawdopodobne sceny z kina akcji (tu rządzi oczywiście Bond z myśliwcem zestrzelonym katapultowanym fotelem czy pomyślnym lądowaniem po skoku bez spadochronu).
Ale bezdyskusyjnie najbardziej „kichowate” rzeczy, które oglądałem, to „Świat według Bundych” (nie mylić z tym g…nym klonem, który w Polsce wyprodukowano) i (to już niemal ekshibicjonizm, że się do tego przyznaję) „DragonBall Z”. „Bundych” lubiłem za solidne obśmianie tego, co obśmiać należało i za Eda O′Neilla. „DragonBalla” – po prostu nie wiem, za co. Co się zaś tyczy sitcomów w ogólności, to szczerą, głęboką i dozgonną miłością darzę tylko jeden – „M.A.S.H.-a”. No ale to przecież nie była żadna kicha.
Kiedy miałem lat 10-12, podobały mi się horrory Guya N. Smitha. Obecnie już mi się nie podobają, ale nie żałuję czasu, który z nimi spędziłem. Nie cierpię dzięki nim na dziwaczny przesąd, że horror służy do straszenia i do grozy podchodzę tak jak do każdego innego rodzaju twórczości.
Jakie dzieło (film, komiks, książka, gra) według powszechnej opinii będące arcydziełem, uważam za kichę i dlaczego?
Tu będzie o wiele, wiele łatwiej. Nigdy nie dałem rady obejrzeć w całości „Rejsu” – moje podejście do sprawy jest takie, że złe dialogi krytykujemy przy użyciu dobrych dialogów. Nie „złe – złych”, nie „dobre – złych”, nie „dobre – dobrych”. To kuriozum jakieś. Dialogi mają być dobre i kropka.
Z kolei „Blade Runnera” Ridleya Scotta nie uważam za film zły, ale też nie dostrzegam w nim arcydzieła.
Za kichę straszliwą uważam „Targi Nieśmiertelnych” Enki Bilala, który jest (w tym przynajmniej komiksie) absolutnym przeciwieństwem Alana Moore’a. Naiwna wizja świata podzielonego na faszystów i komunistów reprezentuje niższy poziom, niż to, co mieliśmy okazję poczytać w prasie przed wyborami.
Niezrozumiałą rzeczą jest dla mnie atencja dla „Usagiego Yojimbo” Stana Sakai. Co prawda nie czytałem z tej serii wiele, ale właśnie dlatego, że w tym, co przeczytałem, nie znalazłem zupełnie nic godnego uwagi.
Obojętnym, jeśli nie znudzonym pozostawił mnie „Ubik” Philipa K. Dicka. Może przeczytałem go dziesięć lat za późno, a może dziesięć za wcześnie, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jego analizatorzy i apologeci wkładają do tej książki znacznie więcej, niż w niej naprawdę jest.
A jeśli już cytujemy Lema, to i mój szacunek do „Władcy Pierścieni” J.R.R. Tolkiena bierze się bardziej historii literatury niż z serca.
« 1 2 3 4 9 »

Komentarze

07 VI 2014   09:01:12

Nieodpowiedzialny zespół redakcyjny, który pozwala, żeby w prowadzonym przez nich magazynie "kulturalnym" pomawiano ludzi.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Obowiązek informacyjny na podstawie artykułu 13 RODO
Esensja

24 V 2018

Dnia 25 maja 2018 zmienia się prawo o ochronie danych osobowych. W związku z tym prezentujemy zasady zarządzania danymi osobowymi w naszym serwisie.

więcej »

Piąty konkurs na recenzję filmową
Esensja

18 IV 2017

Już po raz piąty zapraszamy do nadsyłania tekstów w konkursie na recenzję filmową. Zapoznajcie się ze szczegółami – w tym listą filmów do recenzji.

więcej »

Najlepsze teksty 15-lecia Esensji!
Esensja

31 X 2015

Po raz trzeci pomóżcie nam wybrać najlepsze teksty w historii Esensji – zrobimy z nich specjalnego e-booka!

więcej »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.