Zapowiedź tego komiksu była sporym zaskoczeniem dla fanów polskiego komiksu. Oto bowiem jest tytuł, który powstał ponad 30 lat temu, ale przez te trzy dekady nikt o nim nie słyszał. Przeleżał w szufladzie jednego z autorów, czekając na odkrycie.
Maciej Jasiński
Blast from the past
[Marek Bielecki, Jacek Dąbała „Najemnik Medox” - recenzja]
Zapowiedź tego komiksu była sporym zaskoczeniem dla fanów polskiego komiksu. Oto bowiem jest tytuł, który powstał ponad 30 lat temu, ale przez te trzy dekady nikt o nim nie słyszał. Przeleżał w szufladzie jednego z autorów, czekając na odkrycie.
Marek Bielecki, Jacek Dąbała
‹Najemnik Medox›
W archiwach różnych polskich twórców komiksowych leżą podobne perełki. Przykładowo Jacek Michalski ma u siebie teczkę z kompletną drugą częścią „Zagadki Metropolii”, którą widziało jedynie kilka osób. Jednak w przypadku „Najemnika Medoxa” mamy do czynienia z twórcami, dla których (jak wynika to z krótkiej rozmowy zamieszczonej na końcu albumu) była to jednorazowa przygoda z komiksem. Ich drogi zawodowe poszły w innym kierunku. Scenarzysta Jacek Dąbała jest profesorem i wykładowcą na Uniwersytecie Jagiellońskim, rysownik Marek Bielecki zaś pracuje jako architekt i wykłada na Politechnice Lubelskiej. Jednak pod koniec lat 80. obaj chcieli tworzyć komiksy. Scenariusz Jacka Dąbały trafił do Krajowej Agencji Wydawniczej w Lublinie, a za jej pośrednictwem do Marka Bieleckiego. Dlaczego gotowy komiks nie ukazał się na początku lat 90.? Twórca scenariusza tak to tłumaczy: „Splot okoliczności. Jak dziś pamiętam, siadł wtedy komiksowy rynek wydawniczy. Były podejścia do wydawców, ale nie było partnerów do rozmów. Bieda i chaos w kraju”. To historia, jaką fani komiksu słyszeli z ust różnych twórców, których przygoda z tą sztuką rozpoczęła się w PRL-u. Część z nich porzuciła komiks, inni, widząc brak postępów w rozmowach z wydawcami, zakładali magazyny w rodzaju „Awantury”, a kolejni wciąż rysowali, choć nie było widać większych szans na publikację.
I właśnie we wspomnianej „Awanturze” nasz „Najemnik Medox” odnalazłby się doskonale. Literatura science-fiction była wówczas niezwykle popularna, co rzutowało właśnie na tematykę powstających w latach 90. komiksów. Dla pokolenia autorów wychowanego na takich filmach jak „Blade Runner” czy „Gwiezdne wojny” stworzenie własnej wizji przyszłości było pociągające. Z powodzeniem udało się zbudować taki świat w serii „Funky Koval” autorstwa Jacka Rodka, Macieja Parowskiego i Bogusława Polcha. I gdyby szukać jakiegoś odniesienia dla „Najemnika Medoxa”, to byłby nim właśnie „Funky Koval”. W obu mamy polityczne spiski, kosmiczne podróże, a także wplecione w historię elementy erotyki. Zatem w zasadzie wszystko, co mogło wówczas zainteresować czytelników spragnionych popkultury.
„Funky Koval” to jednak dzieło doświadczonych autorów. W przypadku „Najemnika Medoxa” czuć, że mamy do czynienia z osobami stawiającymi pierwsze kroki w sztuce komiksowej. Dotyczy to zwłaszcza sposobu narracji. Przykładowo w jednej ze scen widzimy dwóch czających się przed drzwiami zabójców – zamiast po prostu pokazać ich wtargnięcie i dynamiczną scenę walki (która spokojnie mogła być rozrysowana na dwie strony), dostajemy w dymkach opisy tego, co każdy widzi na obrazkach: „Wyciąga nóż i z niewiarygodną szybkością rzuca w Portiego”, „W ułamku sekundy Medox wyjmuje granat”. Niemniej trzeba uczciwie przyznać, że jak na twórczość debiutantów, mamy tu dzieło dopracowane, zwłaszcza jeśli chodzi o oprawę graficzną.
Tytułowy Medox służył w jednostce kosmicznych saperów, ale został wyrzucony za romans z córką generała Blooka, został więc prywatnym detektywem i pracował w kontrwywiadzie dyplomatycznym, w sekcji specjalnej ochrony planet. Poznajemy go, gdy jest już powszechnie znany i staje się celem zaplanowanego ataku.
Fabuła jest tak skonstruowana, aby stworzyć możliwość obcowania bohatera z pięknymi kobietami, ale nie brakuje tu też dynamicznych scen wyścigów czy walk na pokładzie statków kosmicznych. I wszystko to rysownik przedstawił całkiem zgrabnie. Dobrze radzi sobie, co nie jest łatwe, z rysowaniem postaci kobiecych i widać, że opanował dobrze ludzką anatomię. Trochę słabiej jedynie prezentują się sceny walk, bo postaciom brakuje nieco dynamiki.
Jestem przekonany, że gdyby „Najemnik Medox” ukazał się drukiem na początku lat 90., byłby dziś z sentymentem wspominany przez fanów, jako ten z ładnymi nagimi kobietami, którym zachwycali się, gdy mieli naście lat. Ale obecnie to produkt głównie dla koneserów polskiego komiksu i bardzo cieszę się, że mieli oni w końcu możliwość zapoznania się z nim. Uzupełniono kolejną lukę w archiwizacji i przybliżaniu dzieł zapomnianych lub zaginionych. Wciąż jeszcze wiele czeka na to, aby zostały wyciągnięte z szuflady czy szczęśliwie odnalezione – jak chociażby „Titanic do wszystkich” Jerzego Wróblewskiego.
Plusy:
- oprawa graficzna
- możliwość poznania komiksu, który przeleżał w szufladzie ponad 30 lat
Minusy:
- nieco archaiczna narracja