Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 13 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »

Grażyna Kasprzak (Graza)

ImięGrażyna
NazwiskoKasprzak (Graza)

Kobieta wyłapuje więcej subtelności

Esensja.pl
Esensja.pl
Grażyna Kasprzak (Graza)
Z Grażyną Kasprzak o kolorowaniu komiksów, a „Szninkla” w szczególności, współpracy z mężem oraz o tym, czy śliwka to owoc, czy kolor, rozmawiają Marcin Osuch i Konrad Wągrowski.

Grażyna Kasprzak (Graza)

Kobieta wyłapuje więcej subtelności

Z Grażyną Kasprzak o kolorowaniu komiksów, a „Szninkla” w szczególności, współpracy z mężem oraz o tym, czy śliwka to owoc, czy kolor, rozmawiają Marcin Osuch i Konrad Wągrowski.

Grażyna Kasprzak (Graza)

ImięGrażyna
NazwiskoKasprzak (Graza)
Marcin Osuch: Ja jestem inżynierem, moja żona lekarzem, więc dzieli nas zawodowo ocean. Jak to jest pracować z mężem w tej samej dziedzinie?
Grażyna Kasprzak: Ja nie wiem, jak to jest inaczej. Nie wiem, jak to jest nie dzielić pasji z osobą, z którą się żyje.
MO: Od początku była ta wspólna pasja?
GK: Tak, właśnie tak było. Myśmy się poznali na egzaminie do Akademii Sztuk Pięknych, którą skończyliśmy razem i od tej pory robimy wszystko razem. To znaczy nie całkiem wszystko – mąż maluje swoje komiksy, swoje obrazy, ja mu pomagam w kolorze, od tego się zaczęło, teraz – od lat, odkąd przeprowadziliśmy się do Belgii – robię kolory zawodowo.
MO: A czy zdarzyła się kiedyś jakaś rozbieżność?
GK: Oczywiście, tylko że po latach ludzie się docierają i nawet nie trzeba mówić o pewnych rzeczach, po prostu wiadomo. Inaczej chyba nie mogliby żyć razem.
Konrad Wągrowski: A jak to jest przy kolorowaniu – czy scenarzysta bądź rysownik zostawia sugestie kolorów, czy całkowicie polega na Pani?
GK: To zależy od historii. Czasem nawet scenarzysta pisze, że postać ma jakiś czerwony płaszcz czy czerwoną szarfę, i wiadomo, że trzeba się tego trzymać. Albo pisze, że jest piękny zachód słońca albo krwawy zachód słońca. Bo zachód nie musi być krwawy, ale jeśli tak napisał scenarzysta, to tego się trzymam. Tego typu są to sugestie. Wiadomo, że trzeba sobie wyobrazić, jeśli ma być to pustynia, dzień rozgrzany słońcem.
Halloween Blues
Halloween Blues
MO: A kładzenie kolorów na rysunki przygotowane przez kogoś innego, w porównaniu do innej działalności artystycznej, sprawia przyjemność, czy jest to relaks, czy monotonia?
GK: Ja koloruję tylko takich rysowników, którzy mają podobną kreskę. I Grześ [Rosiński], i Zbyszek [Kasprzak], i inni mają styl realistycznie ciepły i ja taki rysunek rozumiem. Nie umiałabym natomiast zrobić koloru, przykładowo do „Alfy”. Tam są tak sztywne rysunki, że bardzo byłoby mi ciężko. Nie mogę powiedzieć, że nie umiałabym, ale byłoby mi trudno dostosować się do takiej kreski. Oczywiście jest to praca dopełniająca, przecież ja nie tworzę tych postaci, ale, przykładowo plansze do „Halloween…” są rysowane jedną kreską, tam jest bardzo mało czerni i bez koloru one opowiadałyby zupełnie inną historię. Kolor stanowi zupełnie inny wymiar, jest to dopełnienie, bez którego efekt końcowy były całkowicie inny.
KW: Jak powszechnie wiadomo, mężczyzna odróżnia osiem kolorów, a śliwka to owoc, a nie kolor. Czy w takim razie dobór kolorów jest bardziej zadaniem kobiecym?
Halloween Blues
Halloween Blues
GK: Myślę, że coś w tym jest. Kobieta chyba rzeczywiście wyłapuje więcej subtelności niż mężczyzna. Szczerze powiedziawszy, nie wiem dokładnie, jak to jest. Wydaje mi się, że dotychczas rzeczywiście większość stanowiły kobiety, ale wśród młodszego pokolenia więcej jest kolorystów.
KW: A procentowo jak wygląda udział rysowników, którzy sami kolorują swoje albumy?
GK: To jest tak, jeśli ma powstać komiks realistyczny, to wydawca daje standardowo rok na taką pracę i realnie tyle to trwa. Więc jeśli rysownik miałby po narysowaniu tych czterdziestu ośmiu stron brać się za kolory, zajęłoby mu to wszystko jakieś dwa lata. Jedno i drugie jest naprawdę trudnym, pracochłonnym zajęciem.
KW: A proszę powiedzieć jak wygląda takie kolorowanie. Ja mam dwie skrajne wizje tej pracy: z jednej strony osoba z kartkami i kredkami, z drugiej strony komputer.
GK: Ja nie używam komputera. Robię to w sposób tradycyjny, pędzelkiem i farbami.
MO: Czy „Szninkla” również pani kolorowała?
GK: Tak.
MO: Pytam o to dlatego, gdyż zawsze uważałem „Szninkla” za komiks, który z definicji ma być czarno-biały.
GK: I rzeczywiście tak było, ale pojawił się taki pomysł wydawcy. Chciał on z kolejnym wydaniem trafić do młodzieży, a na Zachodzie obecne pokolenie nie jest nauczone jak odbierać taki komiks. Czarno-biały album po prostu do nich nie trafia. I to się potwierdziło, kolorowa wersja została przyjęta bardzo dobrze.
Szninkiel
Szninkiel
MO: A czy pani sprawiło to jakiś kłopot? Kolorowanie komiksu, który zgodnie z pierwotnym zamysłem twórców miał być właśnie czarno-biały?
GK: Nie, nie licząc jakichś drobiazgów. Miałam całkowicie wolną rękę, więc była to dla mnie czysta przyjemność. Wszystko zależało ode mnie, w pewnym sensie kreowałam to dzieło na nowo.
MO: W pani przypadku kolorowanie komiksów to jest działalność dodatkowa. Główne zajęcie to projektowanie scenografii teatralnych. Czy te dwie rzeczy w jakiś sposób się uzupełniają, przenikają?
GK: Myślę, że pewna wrażliwość artystyczna się rozwija w tych dwóch obszarach. Obydwa wymagają umiejętności kreowania nastroju. Dodawanie koloru, gra świateł to też jest jakiś rodzaj scenografii.
MO: A czy zdarzyło się pani kiedykolwiek samej chwycić za pióro i pociągnąć któreś z tych konturów?
GK: Nie, absolutnie. Mnie w ogóle to nie interesuje.
MO: Nigdy? Nawet gdy mąż był chory, zmęczony?
GK: Nie, owszem dzieciom się zdarzało, czasem dorysowywały jakieś detale. Mnie natomiast nigdy to nie interesowało, nie ciągnęło mnie opowiadanie historii.
MO: A czy zdarzają się uwagi sugestie z pani strony w stosunku do pracy męża?
GK: To jak najbardziej. Ponieważ siedzimy w jednym pomieszczeniu, więc widzę, co on robi i czasem coś tam skomentuję.
MO: Czy od samego początku tworzenia przez męża komiksów, pani zajmowała się kolorystyką?
GK: Na początku, jeszcze w Polsce, robiłam to bardziej na zasadzie pomocy, żeby było szybciej, lepiej. A tak na poważnie to zaczęło się od „Sioban”, od współpracy z Grzegorzem [Rosińskim]. Później przyszły kolejne „Thorgale” i tak już zostało.
MO: Dziękujemy bardzo za rozmowę.
koniec
17 grudnia 2009

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »
Jordi Bayarri<br/>Fot. Irene Marsilla, lasprovincias.es

Staram się, żeby to nie były suche, biograficzne fakty
Jordi Bayarri

7 VIII 2023

O pracy nad serią „Najwybitniejsi naukowcy” z Jordim Bayarrim rozmawia Marcin Osuch.

więcej »

Postanowiłem „brać czas”
Zbigniew Kasprzak

29 I 2023

Rozmowa o komiksach i nie tylko, przeprowadzona przez Marcina Osucha i Konrada Wągrowskiego ze Zbigniewem Kasprzakiem. Spotkanie z artystą odbyło się na jesieni zeszłego roku dzięki uprzejmości wydawnictwa Egmont.

więcej »

Polecamy

Jedenaście lat Sodomy

Niekoniecznie jasno pisane:

Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.