Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Andrzej Pilipiuk

ImięAndrzej
NazwiskoPilipiuk
WWW

Ścieżka, którą kroczy niewielu

Esensja.pl
Esensja.pl
Andrzej Pilipiuk
« 1 2

Andrzej Pilipiuk

Ścieżka, którą kroczy niewielu

AK: Jakie było Twoje największe archeologiczne osiągnięcie?
AP: Nie było. Raz w moim wykopie trafił się przedwojenny rezerwuar od kibla. Był zalutowany – być może ukryto w nim kiedyś jakieś dokumenty – ale po otwarciu okazało się niestety, że na dnie została tylko warstwa szlamu.
AK: Wiem, że uwielbiasz też antyki – co masz ciekawego w swojej kolekcji?
AP: Z antyków mam rzeźbione drzwiczki od starego biurka, XVI-wieczny kafel od garnka, grot od włóczni neandertalczyka, medal za tłumienie Powstania Styczniowego i kilka podobnych drobiazgów, mających nikłą wartość materialna, jeszcze mniejszą historyczną, ale stanowiących ciekawe curiosa.
AK: Pomówmy o Twojej twórczości. Zaczynałeś pisać fantastykę w czasach, kiedy nie należała ona do zbyt popularnego nurtu – nie zniechęcało Cię to? Nie lepiej było pisać coś innego?
AP: Popularna w zasadzie była zawsze. Po prostu wtedy brakowało wydawców z prawdziwego zdarzenia – rynek opanowany był przez kompletnych amatorów, których przewrotny los uczynił macherami i którzy mieli narzucać ton polskiej fantastyce. I narzucali, topiąc ją stopniowo i zniechęcając kolejnych piszących… Liczyłem na zmiany – liczyłem głównie na odbudowę populacji czytelników. Pojawienie się nowych wydawnictw zmieniło sytuację. Nagle okazało się, że czytelnicy są. Że można sprzedać więcej niż 2 tysiące sztuk książki. Nagle okazało się, że są dziesiątki autorów do tej pory ignorowanych, którzy też mają co pokazać. Ludzie zaczęli wyciągać maszynopisy z szuflad. Ja miałem ich całą masę. Po prostu byłem na te zmiany dobrze przygotowany i wykorzystałem szansę. Przepchnąłem się na czołówkę peletonu.
AK: I jak Ci z tym?
AP: Myślę, że moje wyniki są adekwatne do wtopionego wysiłku. Lata pracy przyniosły niezłe owoce.
AK: Czym teraz jest dla Ciebie fantastyka?
AP: To ostatni autentyczny kawałek polskiej prozy. Wolny od idiotycznych eksperymentów i bełkotu, w którym tonie główny nurt. Wolny od biurokratycznej czapy stowarzyszeń twórców, krytyków literackich. Urzędasy „od kultury” też szczęśliwie omijają nas łukiem. Nie ma tu dotacji i stypendiów, dzięki czemu każdy, kto chce zaistnieć, musi przedstawiać sobą odpowiedni poziom. Poza tym jako ostatni (no, może poza twórcami kryminałów i harlekinów) piszemy dla tzw. szarego człowieka. Fantastykę czytają normalni ludzie, a nie grupka snobów, pilnie baczących, jakie książki w danym sezonie są trendy…
AK: Ale główny nurt to często sława…
AP: Szczerze mówiąc, wolę mniejszą sławę – ale autentyczną, a nie większą, zdobytą dzięki reklamie czy pochlebnym recenzjom kumpli od kieliszka. Czniam na to.
AK: Zdarza Ci się wyobrażać sobie inną rzeczywistość? Jakiś azyl wart odwiedzin?
AP: Są takie miejsca – tylko opisał je Aleksander Grin a nie ja… Jego świat mi się podoba. Myślę, że mógłbym tam zamieszkać.
AK: A świat Wędrowycza… Dlaczego uciekasz od Jakuba? To przecież on Cię wypromował…
AP: Uciekam? Piąty tom jego przygód właśnie się ukazał, szósty też jest w planach. Po prostu w ramach higieny psychicznej od czasu do czasu trzeba napisać coś innego. Zwłaszcza że Jakub wymaga coraz więcej uwagi. Napisałem o nim 80 opowiadań. Nie da się w kółko powielać tego samego schematu – trzeba szukać dróg nowych, ale jeszcze mieszczących się w konwencji i akceptowalnych dla czytelnika. To nie jest łatwe.
Odcięcie się? To raczej wyjście trochę na zewnątrz. Pokazanie, że ma się coś jeszcze do powiedzenia. Przedstawienie historii trochę poważniejszych, być może dotarcie do nowych czytelników.
AK: A jak się rozwijał Wędrowycz?
AP: Zaczęło się od jego wnuka, Maćka Wędrowycza. Pojawił się w „Norweskim dzienniku” jako przyjaciel głównego bohatera. Nastolatek z szalonymi pomysłami, niezastanawiający się nad konsekwencjami ich realizacji. Dla podbudowania postaci wymyśliłem mu przyczynę zaburzeń psychicznych – zbyt zażyłe kontakty z jeszcze bardziej szalonym dziadkiem. W pierwszej wersji dziadunio był po prostu ohydną hieną cmentarną. Tworząc opowiadania, trochę go uładziłem, by lepiej dostosować do społeczeństwa. Postać ewoluowała – kilka razy pokazywałem, że pod maską nałogowego alkoholika i menela kryje się ktoś inny. Jakieś drugie dno. Z czasem te przebłyski inteligencji stały się częstsze.
AK: W wywiadzie dla „Fantasy” powiedziałeś: „Jakub pokazuje czytelnikom, kim są lub kim mogliby być, gdyby się odważyli. A do tego ma fajną robotę i ciekawe przygody”. Nadal to podtrzymujesz?
AP: Jakub jest człowiekiem zrealizowanym. Osiągnął stan bliski nirwanie. Nie dręczą go problemy egzystencjalne. Pracuje tylko kiedy go grzecznie poproszą. Jest wolny od trosk materialnych. Nie przejmuje się przepisami. Wszystkie swoje pomysły realizuje od ręki, zaraz po tym, jak na nie wpadnie. Nie ma żadnych kłopotów, a gdy się już jakiś pojawi, nie ma oporów moralnych utrudniających jego rozwiązanie. Kto by nie miał ochoty przebywać w takim błogostanie!?
AK: Podoba Ci się, kiedy mówią, że jesteś współczesnym Reymontem?
AP: A komu by się nie podobało tak jajcarskie porównanie? (śmiech)
AK: Wcale nie jajcarskie, całkiem na serio było napisane.
AP: Pozwolę sobie zachować sceptycyzm.
AK: Skąd tak dobrze znasz realia wiejskie? Zdarza Ci się wyjechać czasem na wieś, żeby odpocząć?
AP: Realia poznałem głównie w dzieciństwie, jeżdżąc do Wojsławic na wakacje. Teraz też bywam tam w miarę regularnie, co pozwala pogłębić pewne obserwacje.
AK: Ciekawe, jak ojciec Jakuba pracuje nad tekstem?
AP: Bardzo różnie. Zazwyczaj piszę „na Frankensteina”: skrobię sobie kolejne sceny i jak mi się gdzieś fabuła zablokuje, przeskakuję dalej, zostawiając dziury do późniejszego wypełnienia. Czasem najpierw powstaje zakończenie, potem środkowe partie tekstu. Wreszcie, gdy wszystko jest załatane, czytam kilka razy, poprawiając, uzupełniając, wstawiając jeszcze jakieś sceny. Przeważnie piszę od razu na czysto, co nie znaczy, że tekst jest doskonały. Szlifowanie to część pracy jeszcze bardziej obrzydliwa od pisania. Ale samo się nie zrobi.
AK: Jak wygląda Twój normalny dzień?
AP: Wstaję rano, odstawiam córkę do przedszkola i około ósmej siadam do roboty. Pracuję z krótkimi przerwami do około szesnastej, potem czasem siadam jeszcze po dwudziestej. Jak sił starczy.
Nuda i monotonia. Gdyby ktoś patrzył z boku, jak pracuję, szybko by zasnął. Najciekawsze są przerwy, kiedy robię sobie herbatę…
AK: Słucham…
AP: No, wstaję, idę do kuchni, gotuję wodę, grzebię po szafkach… Milknie stukot w klawiaturę.
AK: Co Cię motywuje do pracy?
AP: Żądza forsy i tego drugiego, no, jak mu tam było… o, już wiem: prestiżu. A tak poważnie – lubię opowiadać różne historie.
AK: A córce co opowiadasz?
AP: Zdecydowanie coś innego (śmiech).
AK: Nie męczą Cię wielbiciele? Dla niektórych jesteś wręcz Mistrzem, udzielasz zawodowych porad, wspierasz pierwsze próby pisarskie…
AP: No cóż – mnie na starcie pomagali między innymi ludzie z „Klubu Tfurców” – poczuwam się w obowiązku spłacić ten dług.
AK: A mile nie łechce, że posiadasz taką grupkę „uczniów”?
AP: W sumie jest z tym więcej roboty niż przyjemności. I sporo jeszcze czasu upłynie, zanim będę mógł chodzić z podniesionym czołem, zanim moi uczniowie zdołają mnie dogonić i przerosnąć. Dwoje, może troje ma chyba szansę.
AK: Czytasz polskie książki kolegów po fachu?
AP: Oczywiście. Niestety, piszą sporo fantasy – a to mi nie wchodzi…
AK: Czemu Cię to martwi?
AP: Mam poczucie pewnej straty. Kupa ludzi fascynuje się jakimś tam Tolkienem, więc to pewnie nie jest zła książka. A mnie to po prostu totalnie nie leży. Tym samym bytuję w stanie odcięcia od 2/3 literatury fantastycznej.
AK: Ciągle masz w planach napisanie czegoś na miarę „Harry’ego Pottera”?
AP: Oczywiście napisałem już kilka rzeczy na miarę „Harry’ego Pottera”, tylko ludzkość mnie nie doceniła (śmiech). A mówiąc poważnie, liczę, że niebawem stworzę dzieła o podobnym poziomie kompilacji wątków.
AK: To znaczy?
AP: „Harry Potter” to palimplast – dzieło, które można odczytać na kilku różnych poziomach zrozumienia. Dzieciak łyknie to jako przygodówkę, dorosły znajdzie aluzje i nawiązania…
To bardzo sprytnie napisana książka. Pracuję nad własną.
AK: Fantastyka fantastyką, ale przez Twoją twórczość przewijają się różnego rodzaju aluzje polityczne, śmiałe wizje… Jak powinna wyglądać Polska, w której chciałbyś mieszkać?
AP: Po wypróbowaniu różnych form naszej pseudodemokracji, z roku na rok jestem coraz większym zwolennikiem rządów autorytarnych i monarchistą.
Widzę ogromne szanse, które marnowaliśmy po kolei przez ostatnie 17 lat. To boli. Gdyby w porę posłuchano odpowiednich ludzi, gdyby władza nie przeszkadzała społeczeństwu w odbudowie kraju, dziś bylibyśmy dużo dalej.
Pewnych niezbędnych rozwiązań nie da się przeforsować w demokracji.
AK: Byłeś zaangażowany w politykę. Skąd pomysł, żeby zostać politykiem?
AP: Trochę byłem. Startowałem z PJKM na posła, nie udało się. Staram się patrzeć na politykę z boku. Gdybym moje zaangażowanie w politykę mogło coś zmienić, pewnie nie wahałbym się długo. Czasem są ważniejsze rzeczy niż pisanie.
AK: Zostawmy politykę. Na koniec życzę Ci kasy i pytam, kiedy wyruszasz na ukochane meteoryty? Skąd taka fascynacja?
AP: Na razie się nie zanosi. Czas kompletnie zwariował, dni mijają w okamgnieniu, a ja jestem z robotą totalnie w lesie. Zresztą zima to kiepska pora na poszukiwania. A dlaczego to robię? Cóż, to jeszcze jedna ścieżka, którą kroczy niewielu…
koniec
« 1 2
9 grudnia 2006

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »

Wracać wciąż do domu
Ursula K. Le Guin, Michał Hernes

24 I 2018

Cztery lata temu opublikowaliśmy krótki wywiad z Ursulą K. Le Guin.

więcej »

Jak zrobić „Indianę Jonesa” lepszego od „Poszukiwaczy Zaginionej Arki”?
Menno Meyjes

23 XI 2014

Usłyszałem od Spielberga, że nie powinienem kręcić, dopóki nie poznam emocjonalnego sedna sceny, dopóki nie spojrzę na nią z sercem- mówi Menno Meyjes, scenarzysta „Koloru purpury” i „Imperium słońca”, które wkrótce ponownie wejdą do polskich kin.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

Jestem kapitalistą
— Andrzej Pilipiuk

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.