Wtorek, 26 października, godz. 20.40
Pedro Barnas podszedł do stojącej w rogu tarasu chłodziarki i wyjął z niej dwie puszki piwa. Jedną z nich podał zamyślonemu Jonatanowi, a drugiej przyjrzał się uważnie, marszcząc brwi.
- Wolałbym... niebieski Okocim - bąknął Adams.
Mocując się z plastikowym uchwytem mechanizmu otwierającego, Barnas zbliżył się do grupki dyskutujących profesorów. Rodrigo Ghelfi przemawiał właśnie mentorskim tonem.
- We współczesnym świecie naukowym istnieje prawie całkowita zgodność co do tego, że trwałe przechowywanie informacji związane jest z chemicznymi lub strukturalnymi zmianami w mózgu. Bezpośrednia działalność umysłowa odbywa się dzięki aktywności elektrycznej. W takim razie zmiany chemiczne lub strukturalne - po prostu muszą jakoś wpływać na aktywność elektryczną. Musi to być ze sobą powiązane.
Barnas z trzaskiem otworzył puszkę, oblewając się piwem.
- Przepraszam, czy pozwoli pan, że wyciągnę logiczny wniosek ze sposobu pańskiego rozumowania?
- Bardzo proszę, doktorze Barnas.
- Powiedział pan, że bezpośrednia działalność umysłowa jest rezultatem aktywności elektrycznej, tak?
- Nie inaczej. Pan w to wątpi?
- Elektrycznej... Jeśli tak, znaczy to, iż musi być możliwe zbudowanie elektrycznych obwodów neuronowych, które miałyby analogiczną zdolność funkcjonowania, tak?
- Czy widzi pan w tym coś dziwnego? A może coś złego? Zagrożenie dla ludzkości? Maszyny wytwarzające sztuczną inteligencję i buntujące się przeciw człowiekowi? Wierzy pan w takie bzdury? Hę?
- To nie ma znaczenia. Znaczenie ma fakt, że to właśnie pan w nie wierzy.
- Ja? A któż tak powiedział?
- Pan. Przed sekundą się pan z tym zgodził. Mogę powtórzyć słowo w słowo: obwody elektryczne mające zdolność funkcjonowania analogiczną, jak bezpośrednia działalność umysłowa człowieka.
- I cóż z tego?
- Czy taka elektryczna sieć neuronowa mogłaby być aż tak niedoskonała, by w przeciągu zaledwie trzydziestu sekund zdołała dwukrotnie sama sobie zaprzeczyć?
- Nie sądzę.
- A pan zrobił to właśnie po raz trzeci.
Inspektor Zenowicz popijał poncz, jednocześnie bawiąc rozmową Francescę Salati.
- Jak długo zajmuje się pani tą tematyką?
- Zaburzeniami pamięci? Dwunasty rok. Początkowo, pracując w klinice, badałam patologię pamięci jedynie pod kątem diagnostycznym. Kiedy zostałam zatrudniona w Ośrodku Analiz Patopsychologicznych, zajmowałam się głównie rozpatrywaniem problemów organizacji zapamiętywania, ewentualnie analizą treściowych elementów. Ale przez cały ten czas brakowało mi możliwości badania mechanizmów będących... fizjologicznym fundamentem procesów amnestycznych.
- I dlatego przeniosła się pani do thalamus?
- Tak. Obecnie mogę się poświęcić pracy nad - jak to nazywamy - istotą śladu pamięciowego.
- To znaczy?
- Procesów śladowania i odtwarzania na podłożu konkretnie rozpatrywanych struktur nerwowych.
- Jednak zanim doktor Barnas przyjął panią do zespołu, pracowała pani dla Dream Corporation. Przez... cztery miesiące, o ile się nie mylę.
- Niecałe cztery miesiące. Zerwałam umowę.
- Dlaczego?
- Drogi inspektorze... Kiedy otrzymuje się list z zaproszeniem do współpracy w thalamus, nie dba się o dotychczasową karierę zawodową, gdyż ona przecież i tak ulega przekreśleniu. W ułamku sekundy rzuciłam wszystko i przyznam się, że nigdy nie żałowałam tej decyzji.
- Zawsze zastanawiało mnie, skąd bierzecie pieniądze na te wszystkie badania.
- Doktor Barnas utworzył specjalną komórkę, zajmującą się finansowaniem prac. Każdy z nas - mówię o członkach thalamus - zobowiązany jest każdego miesiąca do dwudziestodniowej "pańszczyzny" na rzecz pozyskania funduszy. Dzięki temu pozostałe dziesięć dni oraz wszystkie wieczory w miesiącu możemy poświęcać pracy naukowej.
- Czym konkretnie zajmuje się ta komórka, jeśli można wiedzieć?
- Pedro założył wydawnictwo publikujące miniaturowej wielkości skrypty dla studentów oraz miesięcznik...
- Ściągi!? - inspektor o mało nie zakrztusił się ponczem. - Niewiarygodne! Czy to nie kłóci się z...
- Widzę, że w ogóle nie zna pan doktora Barnasa. On uważa, że umysł nie służy do gromadzenia, lecz analizowania i przetwarzania informacji.
- Czy na tym można zarobić?
- Zdziwiłby się pan...
- Nie wierzę! Słynny thalamus funkcjonuje dzięki produkcji ściąg.
- Przesada. Głównym źródłem naszego utrzymania są trzy inne rodzaje działalności. Pierwszym jest redagowanie międzyuczelnianego miesięcznika.
- Więc prócz artykułów, które publikujecie...
- Publikujemy własne artykuły gdzie się da, ale to nie przynosi dużych dochodów... Przynajmniej materialnych.
- Cóż to za miesięcznik? Nigdy o nim nie słyszałem.
- Nie słyszał pan? Nazywa się "Leser". Jest naprawdę bardzo popularny wśród studentów.
- Co mogą w nim znaleźć?
- Przede wszystkim dość nietypową formę pomocy naukowej.
- Na przykład?
- Na przykład kompletne zestawy pytań egzaminacyjnych, zadanych przez takich to a takich profesorów w przeciągu ostatnich, załóżmy, trzydziestu lat. Oczywiście - wraz z różnymi wersjami właściwych odpowiedzi, adoptowanymi pod kątem konkretnego egzaminatora. Prócz tego comiesięczne zestawienia wykładów i prelekcji, aktualizacje obowiązujących pytań testowych pod kątem zbliżających się sprawdzianów i przewodniki po różnych uczelniach, pomagające studentom w bezstresowym omijaniu problemów.
- A te dwie pozostałe działalności, które przynoszą dochód?
- Usługi radiestezyjne i hipnoterapia odwykowa.
Na drugim końcu tarasu Jean Ziegler maltretował profesora Boleę.
- Aż nie chce mi się w to wierzyć. No, no... Ta pańska aparatura to istne cudeńko. Więc powiada pan, że co? Że te emocje - co?
- Istnieje wiele dowodów na to, że emocjonalne komponenty życiowych doświadczeń są zachowywane w pamięci równolegle i do pewnego stopnia niezależnie od komponentów merytorycznych.
- Niezależnie... no, no.
- Okrutnym przykładem jest tu słynne doświadczenie ze szpileczką.
- Ze szpileczką...
- Polega ono na kłuciu pacjenta z zespołem amnestycznym w trakcie powitania. Po kilku minutach, gdy pacjent już nie pamięta, by kiedykolwiek witał się z daną osobą...
- Nie pamięta? Już po kilku minutach?
- Tak. Właśnie na tym polega zespół amnestyczny. No więc po paru minutach ta sama osoba, która wcześniej pacjenta ukłuła, ponownie usiłuje się z nim przywitać. Pacjent odmawia wyciągnięcia ręki, samemu nie wiedząc dlaczego. Nie potrafi wyjaśnić przykrego uczucia, którego doznaje na widok sadysty. Świadczy to o zachowywaniu w pamięci emocjonalnego komponentu doświadczeń oraz o odrębnym torze jego zapisu, przechowywania lub odtwarzania.
- Niesłychane.
- Prawdopodobnie tym samym lub pokrewnym torem następuje nabywanie i uruchamiania umiejętności oraz - i tu uwaga! - rejestrowanie zdarzeń w pamięci utajonej. To drugi element, który podczas testów będzie działał na naszą korzyść.
- W jaki sposób?
- Zapis pamięci utajonej można uruchomić, jeśli w określony sposób udzieli się podpowiedzi.
- Czyli Adams może przypomnieć sobie...
- Nie chodziło mi o to. Mówiąc o uruchomieniu zapisu pamięci utajonej, miałem na myśli wywołanie odpowiedzi emocjonalnej, która zostanie zarejestrowana przez aparaturę.
- Udzielić podpowiedzi... W jaki sposób?
- Tak, podpowiedź jest nieodzowna, jednak musimy działać po omacku. Wszystkie chwyty są dozwolone i - jeśli będzie trzeba - wszystkie je wykorzystamy. Będziemy mu pokazywać tysiące migawek z różnych miejsc, wyświetlać informacje telewizyjne z tamtego okresu, opowiadać co się da i tak dalej. Nie ma reguł. Nigdy nie wiadomo, co może wywołać reakcję.
- Czy silne emocje nie mogłyby... Gdyby tak Adamsa rozdrażnić...
- Nie sądzę, by profesor Thier wyraził na to zgodę.
- Mhm... Dlaczego jest taka tajna?
- Co jest tajne?
- No, ta pamięć.
- Nie rozumiem. Aaa... Nie utajniona, tylko utajona.
- Utajona, czyli...
- Czy rozwiązywał pan kiedyś testy?
- Testy? A cóż to ma wspólnego?
- Otóż właśnie ma. Najłatwiej zrozumieć zasadę funkcjonowania pamięci utajonej na przykładzie studenta rozwiązującego test. Tuż po przeczytaniu pytania student machinalnie zakreśla jedną z odpowiedzi. Po chwili namysłu stwierdza, że po prostu nie jest w stanie rozwiązać danego problemu, gdyż najzwyklej zapomniał wszystko na ten temat. Okazuje się jednak, że zakreślona machinalnie odpowiedź była dobra. Tak właśnie działa pamięć utajona: z pominięciem świadomego przypominania.
- Nie do wiary...
- Oczywiście jest tu ukryte założenie, że student wcześniej zetknął się z materiałem, który obejmują pytania testowe. Musiały bowiem zaistnieć warunki umożliwiające zapis danej informacji w pamięci. Gdyby mnie pan zapytał, jak to się stało...
- A no właśnie.
- Otóż określony sygnał, uruchamiający wydobywanie z pamięci, reaktywuje tylko ten fragment zapamiętanego zdarzenia, który pasuje do sygnału, nie zaś kontekst czasowo-przestrzenny, sytuujący dane zdarzenie w doświadczeniu. Dzieje się to bez udziału świadomości, więc bez poczucia wcześniejszej znajomości danego tematu.
- Trudno pojąć...
- Pamięć utajona działa błyskawicznie. Im szybciej student "strzeli" w dowolną z możliwych odpowiedzi, tym większe prawdopodobieństwo, że trafi. Im dłużej się zastanawia, tym bardziej ryzykuje, pozostawiając wynik testu w rękach jakże ułomnej świadomości.
Jean-Marc Varaut, zahipnotyzowany głębokością dekoltu Violi Bohu, z wielkim trudem oderwał wzrok od błyszczących paciorków jej bezwstydnego naszyjnika.
- Więc, powiada pani, jak długo?
- Dziesięć miesięcy. Czy pan mnie w ogóle słucha?
- Tak, tak. Dziesięć miesięcy. Dlaczego akurat tyle? Zwolniono panią?
- Właściwie nie. Dream Corporation podpisała ze mną umowę o pracę na taki właśnie okres. A właściwie na rok, ale odliczam urlop i szkolenie. Robią tak ze wszystkimi. Spośród moich znajomych nikt nie obsługiwał dłużej żadnego z psychotronów.
- Dlaczego? Czyżby w grę wchodziły szkodliwe warunki pracy? Jakieś promieniowanie?
- Nie wiem. Po prostu korporacja z nikim nie podpisuje umowy na dłuższy okres. Przynajmniej jeśli idzie o kadrę wyższą. Jak jest ze średnim personelem medycznym i technikami obsługującymi psychotron - trudno mi powiedzieć.
- Przy którym z psychotronów pani pracowała?
- Przy Wielkim Rondlu w Lubinsky Institute.
- A Salati?
- Francesca? W Pumpkin Head Labs.
W głębi tarasu oparty o barierkę Jonatan popijał otrzymane od Barnasa piwo. Zza gęstej plątaniny zielonych gałęzi za jego plecami, dobiegał gwar prowadzonych rozmów. On jednak wolał patrzeć przed siebie. Noc była ciepła, ale powietrze rześkie i przesycone surowym aromatem świeżości. Wciągał je powoli, przez nos, jakby się bał, że niebawem i te wrażenia zostaną mu odebrane i zepchnięte w niepamięć.
Czy nie takiego właśnie efektu oczekiwał po dzisiejszym badaniu? Czy nie takiej dokładnie pomocy spodziewał się od naukowców? Jeśli tak, to skąd wzięła się ta nieokreślona pustka, która towarzyszy mu od chwili zakończenia rozmowy z profesorem Thierem? Czy nie powinien się cieszyć? Czy nie powinien być wdzięczny za udzieloną pomoc? Przecież właśnie mu udowodniono, że znajduje się we właściwych rękach, że oni są w stanie mu pomóc. Przecież nie minęło kilka dni, a on zna już jej imię i nazwisko, wie jak wygląda i kim jest... kobieta, dla której skoczył w przepaść. Skąd więc odczucie, że nagle ta przepaść zrobiła się jeszcze głębsza i mroczniejsza? Czyżby wrażenie to płynęło z podświadomości? Czyżby do jego świadomości zdołały się przebić jakieś niezdyscyplinowane, zagubione w mózgu impulsy, niosące wiedzę o niepomyślnym zakończeniu nieszczęsnego eksperymentu? Dlaczego twarz Uahidy Villasante była mu zupełnie obca i obojętna? Dlaczego, gdy ją zobaczył, nie przywiodła mu na myśl zupełnie niczego? Dlaczego nie wywołała w jego świadomości nagłego olśnienia, migawek obrazów z przeszłości czy choćby jednego jedynego, zwykłego skojarzenia?
Po raz kolejny spróbował przywołać do wyobraźni rysunek jej twarzy. Po raz kolejny - na próżno. Po raz kolejny przed jego oczami stanął... wizerunek innej kobiety. Dłużej już nie mógł czekać. Pospiesznym krokiem podszedł do profesora.
- Czy mógłbym dostać zdjęcie Uahidy Villasante? - zapytał, dość niegrzecznie przerywając potok słów, który Thier przelewał właśnie do mózgu zasłuchanej Andrei Schmidt.
- Proszę?
- Chcę zobaczyć zdjęcie Uahidy.
Na tarasie zapanowała cisza. Wolfgang Thier zdawał się na to czekać. Uśmiechnął się i powolnym ruchem wyciągnął fotografię z przepastnej kieszeni swojego kremowego swetra. Wręczył ją Jonatanowi teatralnym gestem, z wyrazem twarzy pełnym cichego triumfu, mającego podkreślać profesjonalną znajomość ludzkiej psychiki.
- Dziękuję - powiedział grzecznie Jonatan i nie spojrzawszy na odbitkę, oddalił się na swoje miejsce w gąszczu roślin przy barierce. Zanim zdecydował się popatrzeć na twarz kobiety, dokończył rozpoczęte piwo i opróżnił następne. Patrząc na ustawioną do światła lamp fotografię, kiwał z niedowierzaniem głową.
Spod świderkowatych pasemek włosów w odcieniu blond, spoglądały na niego odważnie wielkie, błękitne oczy. Odważnie? Trochę zbyt odważnie? Nie, to nie odwaga, lecz wręcz niemożliwa do ukrycia mgiełka sex appealu. Ukrycia? Kolejne złe słowo. Uahida raczej nie wyglądała na kogoś, kto starałby się cokolwiek ukryć. Tak. Miała to w oczach. Nie ulegało wątpliwości, co stanowiło główne upodobanie, największą skłonność i nieujarzmioną pasję, której Uahida z zamiłowaniem musiała poświęcać się codziennie po godzinach pracy. Może też w trakcie godzin pracy. I tuż przed. Ostatnią rzeczą, jaką Jonatan mógł sobie wyobrazić u jej boku, był pojedynczy stały partner seksualnych igraszek, wyobrażenie zaś samego siebie w tej roli graniczyło z czystym nieporozumieniem. Doszedł do wniosku, że albo on w ogóle nie zna się na ludziach, albo spogląda na twarz najzwykleszej na świecie nimfomanki. Owszem, pociągała go seksualnie i byłoby absurdem mniemać, że stu na stu mężczyzn nie odczułoby na jej widok dokładnie tego samego. Tylko... czy rzeczywiście tak wyglądały najskrytsze pragnienia Jonatana? Czy tak wyglądał ideał kobiety, który profesor Krach podstępem wydłubał z najgłębszych szczelin jego imaginacji? Może to on, Jonatan Adams, przez całe życie żywił błędne mniemanie o wysokiej klasie swojego gustu, wysublimowanym poczuciu piękna i niezmierzonym ogromie własnych oczekiwań co do przyszłej wybranki. Tymczasem prawda jest inna? Więc dlaczego on, ten sam Jonatan Adams, nie jest zadowolony? Jak to możliwe, by nie podobało mu się to, czym winien być zachwycony? Gdzie tkwi błąd? Kto go popełnił? Czy genialny Beniamin Augustyn Krach byłby aż takim idiotą, by zapłacić milion EURO za zwykłą komedię pomyłek?
A może nie? Może Uahida Villasante jest niezwykle piękną, inteligentną i skromną osobą, a perwersja w jej spojrzeniu to tylko wytwór jego nadwątlonej emocjami wyobraźni? Może to tylko pechowe, nieudane zdjęcie, na którym wygląda ona zupełnie inaczej, niż w rzeczywistości? Takie rzeczy przecież się zdarzają... Tylko dlaczego nigdy nie zdarzają się jemu? Dlaczego w jego życiu wszystko to, co mogłoby pójść tylko źle, idzie po prostu fatalnie?
Jean Ziegler, nie widząc w pobliżu Zenowicza, przedarł się przez zasieki palm, za którymi Adams ukrył się przed światem. Położył dłoń na jego barku i zaglądnął przez ramię.
- Niezła! Pozazdrościć.
- Odczep się Ziegler. Denerwujesz mnie.
- Uuu... W tych oczkach jest więcej, niż elokwentna ladacznica zdołałaby wyszeptać w czasie nocy polarnej. Nie sądzisz? Ale znam lepsze.
- Idź, bo nie ręczę za siebie...
- Ooo... Nasz Rasputin się denerwuje? Ale nie ma potrzeby. Nie jest w moim typie. Powiem ci szczerze: ja bym tam wolał, żeby mi swoją lalunię przed ołtarz podprowadzał prezydent, a nie byle profesor.
Jonatan zareagował szybciej, niż sam się spodziewał. Cała drzemiąca w nim złość, całe rozczarowanie, bezradność i nienawiść - wszystko to zamieniło się w furię, którą rozładował w jednym uderzeniu. Ziegler przeleciał przez barierkę i przepadł w ciemnościach. Nikt nie zauważył jego zniknięcia.
|
|