Magazyn ESENSJA nr. 2 (II)
listopad 2000





poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

Esensja rozmiawia z Anną Brzezińską
  Recepta na fantasy

        Ukazała się właśnie druga powieść Anny Brzezińskiej "Zmijowa harfa" (recenzja w tym samym numerze "Esensji") będąca kontynuacją "Zbójeckiego gościńca" (recenzja we Framzecie). Pozycja zdecydowanie warta najwyższej uwagi, bowiem autorowi, który za swój debiut (opowiadanie "A kochał ją, że strach", Magia i Miecz 10/98) otrzymał nagrodę im. Janusza Zajdla - najwyższe polskie wyróżnienie dla literatury fantastycznej - wszyscy postawili poprzeczkę wysoko. Wszystko wskazuje jednak na to, że autorka przeskoczyła ją swoją nową powieścią z marginesem.
okładka: Zbójecki gościniec

Esensja: Jak to jest - otrzymać najbardziej prestiżową nagrodę fantastyczną za debiut? Czy to aby nie demobilizuje?

Anna Brzezińska: Raczej nie demobilizuje, ale dziwi. Myślę, że mógł się o tym przekonać każdy, kto widział moją twarz podczas wręczania nagrody im. Janusza Zajdla. Jeszcze w momencie ogłaszania nominacji nie do końca zdawałam sobie sprawę z rangi nagrody. Nie wiedziałam również dokładnie, jaki zasięg ma Magia i Miecz; nie uświadamiałam sobie, jak szerokie audytorium ma to pismo. Poza tym nigdy nie traktowałam swoich opowiadań szczególnie poważnie. I "A kochał ją że strach" zostało opublikowane przez przypadek, głównie dlatego, że pokazałam tekst Ani Kubik z wydawnictwa SuperNowa, której się spodobał, a potem wszystko potoczyło się poza mną.

Esensja: Wspominałaś o tym przy okazji innych wywiadów, ale poproszę i dla Esensji o parę zdań na temat tego, jak to pisanie się zaczęło.

Anna Brzezińska: Pisałam jakieś teksty odkąd pamiętam, pierwszy chyba na początku podstawówki. Później były różne rzeczy, różne gatunki, także wiersze. Natomiast pierwszy tekst fantasy opublikowałam dużo później, zresztą przed "Zbójeckim gościńcem" powstało około sześciu tekstów utrzymanych w podobnej konwencji. "Zbójecki gościniec" jest drugim utworem, który przekazałam SuperNowej. Rok wcześniej zaniosłam im zupełnie inny rękopis. Został odrzucony, ale redaktor Mirosław Kowalski przekazał mi szczegółowe uwagi do tekstu i błędów narracyjnych, które popełniłam. I tak "Zbójecki gościniec" pisałam już z pełną świadomością, że na pierwszych trzech stronach nie można wprowadzać trzynastu bohaterów.

Esensja: Jakie były Twoje inspiracje literackie zarówno te fantastyczne, jak i niefantastyczne?

Anna Brzezińska: Bardzo trudno jest ustalić jakiś kanon powieści niefanastycznej, bo ja czytałam nałogowo od 5 roku życia, a rodzice mieli kilka tysięcy tomów biblioteki. Zawężając pytanie do tekstów, które kształtowały moją wyobraźnie "baśniową" z pewnością będzie to moja pierwsza książka - "Odyseja" Homera i mnóstwo tekstów średniowiecznych. Z tym, że poznawałam je początkowo bardziej jako baśnie, a nie teksty historyczne. I oczywiście powieść historyczna. Gdzieś w połowie podstawówki dałam się złapać na pułapkę "Chwały Cesarstwa" Jean'a d'Ormesson'a, która jest historią nieistniejącego kraju. Spędziłam dość dużo czasu próbując zlokalizować tę krainę w różnych książkach historycznych, ale naprawdę ważne było odkrycie, że istnieje taki gatunek literacki, który opisuje wymyślone krainy, państwa. Być może dlatego właśnie do fantastyki dochodziłam tylnymi drzwiami. Tzn. przez główny nurt, powieść historyczną i teksty źródłowe.

Esensja: Czy czerpiesz inspiracje do swych książek z badań historycznych?

Anna Brzezińska: Tak, jak najbardziej.

Esensja: Myślę, że można już mówić jawnie o trylogii przygód Szarki, Twardokęska i wiedźmy. Na ile ich świat jest wymyślony i fabuła samej opowieści, czy jej poszczególne wątki. A na ile czerpiesz z wydarzeń, legend, czy mitologii niekoniecznie po prostu popularnych, znanych powszechnie?

Anna Brzezińska: Sam zrąb świata nie jest zaczerpnięty z żadnej innej teologii, czy kosmologii, natomiast poszczególne elementy są bardzo mocno inspirowane mitologią, teologią, przekazami źródłowymi. Nie ograniczyłam się do legend jednego kraju, tylko po prostu zmiksowałam różne elementy. I tak mamy np. mnóstwo inspiracji antykiem i literaturą staronordycką, ale przefiltrowanych przez język i kulturę staropolską. Taka inspiracja działa na wielu poziomach, od stylizacji językowej poprzez interpolacje językowe (np. wtrącam fragmenty dzieł Łukasza Górnickiego), aż po parafrazy prawdziwych wydarzeń historycznych. Na przykład, kiedy mój drugi tom rozpoczyna się od opisu krwawego karnawału, jest to w rzeczywistości wariacja na temat karnawału, który faktycznie wydarzył się we Francji w 1526 roku i zmienił się w rewoltę ludową. Przyczyny buntu, dynamika wydarzeń, symbolika karnawału są prawdziwe, z tym, że ścisnęłam dość długi okres do jednego dnia, co jest mało prawdopodobne, i wrzuciłam na to tło dzieje własnych bohaterów.

Esensja: A jak to jest z systemem teologicznym Twoich książek?

Anna Brzezińska: Cóż, jest inny niż w zamierzeniu autorskim. Cały świat miał być oparty bardzo ściśle o matematykę, o system jedenastkowy, ale po przeczytaniu pierwszego tomu mój wydawca stwierdził, że liczby pierwsze w systemie jedenastkowym przekraczają możliwości poznawcze przeciętnego czytelnika fantasy. Trochę wciąż jestem z tego powodu rozżalona, bo skoro przeciętny czytelnik science-fiction jest w stanie czytać rozważania oparte na teorii strun czy ciągów, to nie widzę powodów, dlaczego czytelnik fantasy nie mógłby wykonać podobnych akrobacji intelektualnych. W każdym bądź razie musiałam pójść na kompromis i zmienić nieco teologię, ale bardzo zależało mi na utrzymaniu jednej podstawowej rzeczy. Mianowicie chciałam, żeby zagadką dla czytelnika były nie tylko losy głównych bohaterów, ale też funkcjonowanie świata, w którym ich umieszczam. I faktycznie zarówno czytelnik, jak i bohater powieści stają przed podobnym zadaniem, muszą poznać i rozszyfrować mechanizmy świata.

Esensja: Czy stylizacja języka, ma dokładny odpowiednik w ewolucji języka polskiego (jeśli tak - to z jakiej epoki?), czy coś upraszczałaś dla wygody czytelnika?

Anna Brzezińska: Dokładnie to odpowiednika nie ma, jest określone źródło inspiracji, jest nią staropolszczyzna XVI-wieczna. Ale od początku nie chodziło mi o to, żeby pisać czystym tekstem staropolskim, bo wtedy byłby zrozumiały dla wąskiej grupy specjalistów. Pełna stylizacja jest bardzo trudna, bo zmienia się nie tylko sama składnia zdań, zmienia się szyk ( na przestawny: czasownik na końcu zdania), ale przesunięciu ulegają również same pola semantyczne wyrazów. I ja to czasami stosuję w dialogach, ale w takiej formie dość ograniczonej. Na przykład w staropolszczyźnie, wyraz "kobieta" ma znaczenie pejoratywne, ale nie używam go w taki sposób, ponieważ byłoby to niezrozumiałe dla współczesnego odbiorcy. Natomiast zachowuję pewną "grubość", jędrność języka staropolskiego; moi bohaterowie dużo klną, chętnie rozprawiają o rozmaitych zmysłowych przyjemnościach, nie stronią od swoistego turpizmu.

Esensja: Czytujesz dużo fantasy, a poza tym jesteś mediewistką. Czy autorzy starają się stworzyć wiarygodne średniowieczne tło? Czy nie bawi Cię czasami ukazanie średniowiecza w ich powieściach stylizowanych na rzeczywistość średniowiecza? Czy uważasz, że może powstać dobra fantasy napisana przez człowieka, który nie ma pojęcia o średniowieczu, albo czerpie je z filmów i innych książek fantasy?

Anna Brzezińska: Uczciwie powiedziawszy staram się wyłączać takie naukowe, historyczne myślenie podczas lektury książek fantasty i wydaje mi się, że główną zaletą świata fantasy jest nie tyle wierność realiom średniowiecznym, ale wewnętrzna spójność i logika wizji autorskiej, dlatego dużo bardziej irytują mnie konie galopujące przez 50 parę stron, czy dziewieczka wywijająca kłonicą, niż nieznajomość terminologii urzędów dworskich. Oczywiście powyżej pewnego poziomu ignorancji autorskiej rzecz nie nadaje się do czytania, ale wtedy właśnie nie mamy już do czytania ze światem fantasy, ale z niekończącą się drogą, którą galopują bliżej nieopisani rycerze, którzy zatrzymują się w bliżej nieopisanych karczmach...

Esensja: Na promocji "Żmijowej harfy" siedziałaś obok Jacka Dukaja, przedstawiciela bodaj najsilniejszej wersji hard SF tworzonej w Polsce. Ty szukasz w fantastyce raczej rozrywki, tego od tej literatury oczekujesz. Czy naprawdę nie myślisz o podjęciu się w swojej twórczości jawnie jakiegoś tematu ogólnie uważanego za poważny?

okładka: Żmijowa harfa
Anna Brzezińska: Przypuszczam, że wiem skąd bierze się użycie słowa "rozrywka". Otóż, operuje tym słowem trochę przekornie, z pełną świadomością ma się ono nijak do terminów literackich. Mam wrażenie, że część krytyki fantastycznej z powodów dla mnie nieco niejasnych woli używać terminu literatura rozrywkowa, niż terminu literatura popularna. I skoro mówimy w tym kontekście o rozrywce, to moje teksty są jak najbardziej rozrywkowe. Pisząc "Zbójecki gościniec" byłam od początku świadoma, że książka należy właśnie do literatury popularnej, do czegoś, co krytycy literatury głównonurtowej określają nieco ironicznym terminem czytadło. Jednak byłam równie mocno świadoma, że korzenie podobnych tekstów tkwią w bardzo już od nas odległej literaturze sowizdrzalskiej, całym nurcie literatury plebejskiej. Słowem korzystałam z pewnej konwencji, ale to nie znaczy, że świadomie sprowadzam swoje książki wyłącznie do wartkiej akcji. Wokół fantasy narosło mnóstwo nieporozumień, uprzedzeń, które sprawiają, że a priori skazuje się ten gatunek na nienaukowość i tandeciarstwo. Tymczasem fantasy może czerpać z nauki równie mocno jak science-fiction, szczególnie z nauk społecznych i humanistycznych. I w tym kontekście bynajmniej nie mam wrażenia, że moje teksty są nienaukowe.

Esensja: Nie ujmując nic Twoim utworom, poruszasz się wciąż w jednej konwencji i rzeczywistości. Czy nie masz ochoty się wyrwać i napisać prozy na zupełnie inny temat?

Anna Brzezińska: Dopóki nie skończę trylogii nigdzie się nie wyrwę: jestem nieodwracalnie skazana na ten sam świat. Natomiast mogę dodać, że jeśli gdziekolwiek, to będę zmierzać w kierunku powieści historycznej.

Esensja: Parafrazując uwagę jednego z poetów, w Polsce pisarzem się raczej nie jest, a bywa nim. Jakie to uczucie bywania pisarzem w Polsce?

Anna Brzezińska: Zabawne. Mogę jeszcze dodać, że zawsze, kiedy wydaje mi się, że jestem już sławna, to ochroniarze przy wejściu na teren konwentu żądają ode mnie plakietki.

Esensja: Wiemy, że po "Zbójeckim gościńcu" i "Żmijowej harfie" będzie jeszcze tylko trzecia część. Jakie więc masz dalsze plany pisarskie?

Anna Brzezińska: Mam kilka projektów. Chciałabym napisać książkę rozgrywającą się w "cieniu" renesansowych Włoch, byłoby to fantasy trochę nietypowe, bo o upadku pewnego władcy, o magii, która cudownie nie rozwiązuje wszystkich problemów, i dziecku, które nie wyrusza w żadną wędrówkę w poszukiwaniu swego przeznaczenia. Kusi mnie również współczesny horror.

Esensja: Czy do listy nagród nie miałabyś ochoty dodać nagrody Elektrybałta? Nagrodę za tekst opublikowany w sieci?

Anna Brzezińska: Żaden z moich tekstów nie debiutował w sieci, więc to raczej poza zasięgiem.

Esensja: Ale zezwoliłaś na przedruk opowiadania "A kochał ją, że strach" we "Framzecie". Jaki jest Twój stosunek do publikacji sieciowych? Co sądzisz o przyszłości pism internetowych? Czy wesprzesz może je kiedyś swoim piórem?

Anna Brzezińska: Wydaje mi się, że w polskiej sytuacji najwięcej możliwości internet oferuje formom krótkim, a ja się nigdy nie specjalizowałam w opowiadaniach. "Żmijowa harfa" ma 18 rozdziałów, każdy po 55 kilo, więc spróbujmy sobie wyobrazić umieszczenie tego w sieci. Natomiast uważam, że internet jest stworzony dla publicystyki. Zezwala również na bardzo szybka reakcję na nowości wydawnicze, co jest ogromną korzyścią i dla czytelnika i dla autora, ponieważ recenzje można przeczytać tuż po ukazaniu się książki. Ponadto celowo obie z moich książek miały w sieci premierę pierwszych trzech rozdziałów. Uważam, że w ten sposób mogę dotrzeć do potencjalnych czytelników, którzy w innej sytuacji nie mieliby szansy ocenić czy warto w ten tekst zainwestować 26 złotych.

Esensja: Udzielasz się w dyskusjach na USENET'cie. Jakie wrażenie? Czy to wystarczający/odpowiedni środek na prowadzenie dyskusji?

Anna Brzezińska: Oczywiście. Właśnie dlatego lubię prowadzić dyskusje internetowe, że prowadzi się je bez pewnego zbioru informacji wstępnych o rozmówcy. Nie można sobie pozwolić na taryfę ulgową, bo nigdy nie można być pewnym, czy rozmawiamy właśnie z licealistą, czy z człowiekiem, który właśnie się habilituje z tego tematu. Są dwa sposoby radzenia sobie z anonimowością w sieci, jedni starają się ustalić poziom wiedzy rozmówcy, a inni walą ogniem ciągłym. Ja należę do tych drugich.

Esensja: A skąd się wziął pseudonim SIGRID?

Anna Brzezińska: Wymnożył się z Sigurda. Przez podział.

Esensja: Twoje magisterium dotyczyło magii staropolskiej. Temat zaiste magiczny. Czy i praca nad nim była równie magiczna? Innymi słowy: na ile, i czy w ogóle, było inne przygotowanie takiej właśnie pracy?

Anna Brzezińska: Nie było żadnych. To jest taka sama praca źródłoznawcza, jak każda inna. Gdybym badała, powiedzmy, podatki w dekanatach, to technika pracy byłaby taka sama: żmudne czytanie źródeł, analiza, wyciąganie wniosków. Różny był tylko temat. Zamiast liczyć korce zboża i zastanawiać się, czy ziarno sypano do nich z czubem, czy nie (bo wbrew pozorom takie detale znacznie zmieniają szacunki), wyłuskiwałam z kronik opisy rzekomych praktyk czarnoksięskich i starałam się ustalić, jak oskarżenia o czarną magię wykorzystywano w dworskiej intrydze i walce politycznej.

Esensja: A temat aktualnie przygotowywanego doktoratu jest już mniej magiczny... Jaki to temat?

Anna Brzezińska: Wizerunek królowej polskiej w XVI wieku. I - na marginesie - jest on ogromnie magiczny, bo parę spośród owych szlachetnych niewiast oskarżano o praktyki magiczne. Ot, Bona Sforza, Barbara Radziwiłłówna, Anna Jagiellonka.

Esensja: Skąd się wziął Jadziołek?

Anna Brzezińska: Cóż, wypadałoby by skończyć klasycznym zwrotem kiedy byłam bardzo małą dziewczynką...". Otóż, kiedy byłam bardzo małą dziewczynką, zaczytywałam się w mitologii greckiej. Wówczas też dowiedziałam się, że jedną z prac Heraklesa było polowanie na stymfalidy, ptaszyska, które zalęgły się nad pewnym jeziorem w Arkadii. Stymfalidy ciskały w napastników piórami i były to pióra ostre niby strzały. A że mam dość plastyczną wyobraźnię...

Esensja: Dziękujemy za wywiad i czekamy na "Letni deszcz", zamykające część trylogii.

poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

64
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.