Magazyn ESENSJA nr. 2 (II)
listopad 2000





poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

Anna Draniewicz
  Święto kina
Brak ilustracji w tej wersji pisma

W dniach od 5 do 16 października w Warszawie odbył się szesnasty już Warszawski Festiwal Filmowy (WFF), od tego roku zwany Warszawskim Międzynarodowym Festiwalem Filmowym (WMFF). Ze zmianą nazwy wiąże się jeszcze druga, bardzo ważna zmiana. Od tego roku bowiem widzowie WMFF mogą głosować, komu przyznać Feliksy, czyli brać czynny udział w przyznawaniu "europejskich Oscarów". Oznacza to również, że nasze filmy są oglądane przez członków Europejskiej Akademii Filmowej. W tym roku WMFF odwiedził jej przewodniczący Nick Powell. Już teraz widać efekty tych zmian. Do tegorocznej nagrody Feliksa za najlepszą rolę męską nominowano Krzysztofa Siwczyka za rolę w filmie "Wojaczek" Lecha Majewskiego. Widzowie WMFF mogli zagłosować wysyłając pocztą rozdawane na festiwalu zgłoszenia lub za pomocą Internetu . Ja w ten właśnie sposób głosowałam na Stellana Skarsgarda, który również otrzymał nominację i mam teraz poczucie, że w jakiś sposób się do tego przyczyniłam.

Najpierw trzeba było jednak zdecydować, które filmy pragniemy obejrzeć, a potem zdobyć na nie bilety. Trudno było wybrać z 80 tegorocznych propozycji. Samych filmów było jeszcze więcej, ale pokazy, na których prezentowano krótkie filmy młodych polskich, czy też słowackich i czeskich reżyserów, połączono we wspólne seanse. Już parę lat temu pogodziłam się z faktem, że nie mogę zobaczyć wszystkich filmów pokazywanych na festiwalu, gdyż jest to po prostu fizycznie niemożliwe. W tym roku udało mi się dotrzeć jedynie na 33 pozycje, ale parę filmów widziałam tuż przed lub zaraz po festiwalu. W sumie udało mi się zobaczyć 38 tytułów, czyli niemal połowę. Część filmów pokazanych na festiwalu już weszła lub wkrótce wejdzie do naszych kin. Inne, mimo że zostały zakupione przez polskich dystrybutorów, nigdy nie wejdą na nasze ekrany, a niektóre za parę lat z pewnością zostaną pokazane w telewizji. Tak było swego czasu z "Chungking Express", "Zanim spadnie deszcz" czy ostatnio z rosyjskim filmem "Brat", który doczekał się już kontynuacji, równie popularnej co część pierwsza, szczególnie w krajach byłego Związku Radzieckiego.

Każdy stosuje inny klucz dobierając sobie filmy. W zeszłym roku wiele osób zachwycało się filmami irańskimi. Nie wiadomo na ile szczere były te zachwyty, a na ile podyktowane modą. W tym roku można było wybrać się na przegląd Otara Iosselianiego, by zobaczyć "Żegnaj, stały lądzie", "Zbóje: Rozdział VII", "Polowanie na motyle", "Pastorałkę", "Cierpkie wino" i "Był sobie drozd". Wydaje mi się jednak, że ta propozycja zachęciła głównie tych, którzy chcą się snobować na znawców egzotycznego kina. Wystarczy napisać, że teraz cały świat ogląda irańskie filmy lub że zachwyca się twórczością gruzińskiego reżysera, od lat mieszkającego i tworzącego we Francji, by tłumnie kupowali bilety i zachwycali się, bo przecież wypada się zachwycać. No cóż, zapłacili za bilety i chyba najgorszą karą za to było dla nich wysiedzenie do końca na niektórych z tych filmów. Oczywiście to tylko moje prywatne zdanie. W każdym razie przekonana o tym, że nie należy ślepo ufać modzie, a jedynie własnej intuicji, nie wybrałam się na żadną z tych pozycji. Szerokim łukiem omijałam również pokazy filmów indyjskich, takich jak "Otwarte na oścież", "Terrorystka" czy "Tron śmierci", w tym roku bowiem widziałam już jeden film wyprodukowany w Indiach i myślę, że jeszcze długo nie będę się mogła z tego otrząsnąć. To wszystko nie oznacza, że jestem przeciwniczką egzotycznych kinematografii. Wysoko cenię sobie filmy chińskie czy japońskie i w tym roku również się na nich nie zawiodłam.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Zanim jednak opisze te filmy, które udało mi się obejrzeć, jeszcze parę słów o tych, na które nie poszłam, chcę bowiem przedstawić całkowity obraz tegorocznej imprezy. Nie chcę nic pisać ani o organizacji, ani tym bardziej organizatorach. Tak naprawdę liczą się tylko tytuły, które udało się sprowadzić. Tradycją już stał się fakt, że na WFF dystrybutorzy pokazują po raz pierwszy zakupione już przez nich i przeznaczone do dystrybucji pozycje. Wiedząc, że takie filmy jak "Mordercze lato", "Słodki drań", "Vatel", "Król żyje (Dogma 4)", "Złota" czy "Wojny domowe" pojawią się już wkrótce na naszych ekranach, od razu skreśliłam je z programu. Dystrybutorzy zakupili również filmy "Lato albo 27 straconych pocałunków", "Himalaya", "Luna Papa", "Under the Sun" i "Terrorystka", ale na te filmy i tak się raczej nie wybiorę. Nie zainteresowały mnie opisy zamieszczone na ich temat w katalogu, ale być może później przekona mnie kampania reklamowa przygotowana przez dystrybutorów.

Darowałam sobie również filmy dokumentalne, mimo iż zeszłoroczny dokument muzyczny "Genghis Blues" uważam za najlepszy film tamtego festiwalu. W tym roku wybrałam się tylko na "Sex Pistols: The Filth and the Fury", z góry rezygnując z "Paragrafu 175" i "Zwyczajnego bolszewizmu". Dwa pozostałe muzyczne dokumenty: "Cuba Feliz" i "Stop Making Sense" widziałam jeszcze przed festiwalem. Wszystkie trzy zrobiły na mnie dobre wrażenie, choć "Cuba Feliz" chwilami może znudzić, a nawet zmęczyć. Porównywanie go do "Buena Vista Social Club", do którego tak naprawdę nawet się nie umywa, wydaje mi się stwierdzeniem trochę na wyrost. O wiele lepsze wrażenie robi "Stop Making Sense", który jest zapisem jednego z koncertów zespołu Talking Heads i na którym można się świetnie zabawić. Chwilami ma się nawet wrażenie, że jest się na prawdziwym koncercie. Najlepiej na tym tle wypada jednak "Sex Pistols: The Filth and the Fury", w którym członkowie zespołu Sex Pistols próbują opowiedzieć swoją historię. Ich opinie są często sprzeczne z tym, co mówi ich menażer Malcolm MacLaren i chwilami nie wiadomo już komu wierzyć. A prawda pewnie jak zwykle leży pośrodku.

Co do pozostałych filmów, to najłatwiej było mi zrezygnować z "Bezimiennych", mimo, że opis był bardzo interesujący i cały czas mam nadzieję, że ktoś mi go kiedyś opowie. Powód był bardzo prosty - nie lubię horrorów. Wolę kino obyczajowe, ale też nie każde. Takie filmy jak "Oświecenie gwarantowane", "Duch marszałka Tito", "Musimy sobie pomagać", "Osobiennosti nacionalnoj rybałki", "Siedem pieśni z tundry", "Fellini", "Miętowy cukierek", "Chór chłopięcy", "Pół godziny do północy", "Wisconsin - rubryka kryminalna" czy "Domowe porządki" w ogóle nie zaprzątały mojej uwagi. Natomiast być może wybrałabym się na "Jeszcze jeden dzień", "Legenda Rity", "101 Reykjavik", "Bye Bye Blue Bird", "Nie ma dokąd iść", "2 sekundy", "Życie to gwizdanie" i "Eating Air", ale nie wystarczyło mi już po prostu czasu. Niestety, nie samym festiwalem żyje człowiek. Trzeba jeszcze coś zjeść, kiedyś się wyspać, a także trochę pouczyć i popracować, żeby na niego zarobić. Ale nigdy nie są to pieniądze wyrzucone w błoto. Jak zwykle warto było wybrać się do kina, by oglądać filmy z jedyną w swoim rodzaju festiwalową publicznością. Żadna inna publiczność nie reaguje w kinie tak żywiołowo, również na oglądane po raz kolejny reklamy - zawsze te same i zawsze w tej samej kolejności. W tym roku najwięcej emocji wzbudziła reklama MTV, pokazująca robotnice jednej z PRL-owskich fabryk, wykonujących ćwiczenia gimnastyczne z podkładem piosenki Britney Spears "Hit me baby one more time". Z czasem niektórzy widzowie zaczęli się nawet przyłączać do tych ćwiczeń, a cała publiczność nagradzała ich oklaskami.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Oczywiście, czasem okazuje się, że wybrany film nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań. W tym roku tak było chociażby z "American Psycho", "Berezyną", "Obok nas", czy "Sprawą Marcorelle'a". Zacznijmy może od "American Psycho". Na pewno znajdą się jego zwolennicy, ale we mnie ten film wzbudził niesmak. Opowieść o sfrustrowanym yuppie, który z zazdrości, nudy lub z powodu swoich kompleksów zabija kolegę z pracy, bezdomnego oraz kilkanaście kobiet (czy też tylko chciałby ich zabić) jakoś do mnie nie przemawia. Może dlatego, że nie zarabiam jeszcze tak obrzydliwie dużo pieniędzy, żeby nie wiedzieć jak je wydać i jak miło spędzić wolny czas, nie znęcając się przy tym nad innymi. Im ktoś ma więcej pieniędzy, tym ma ich mniej. Te problemy mnie jednak nie dotyczą, więc nie potrafią identyfikować się z bohaterem, a to jest według mnie najważniejsze. Jeśli oglądając film poczuję, że też to przeżyłam lub mogłabym to przeżyć, wtedy potrafię docenić jego wartość i powiedzieć, że to był naprawdę dobry film.

Kolejnym nieudanym filmem była komedia "Berezyna". Tym razem mogę się chyba przyczepić jedynie do szwajcarskiego - a pokrewnego z niemieckim - poczucia humoru. Ta komedia rozśmieszyła mnie tylko raz, gdy kombatanci II wojny światowej przeprowadzili pucz wojskowy. Pozostałe dowcipy były równie niesmaczne i nieśmieszne jak filmy braci Bobby'ego i Petera Farrelly, czyli "Głupi i głupszy", "Sposób na blondynkę" czy "Ja, Irena i ja". I tu pewnie też znajdą się tacy, którzy się ze mną nie zgodzą, ale podobno o gustach się nie dyskutuje. Przyjrzyjmy się więc kolejnemu filmowi. "Obok nas" opowiadał historię niedorozwiniętego chłopca i jego nadopiekuńczej matki. Ostatnio jest to dość popularny duet i nieodparcie kojarzy się teraz ze sztuką Ingmara Villqista "Noc Helvera", którą ostatnio namiętnie grają prawie wszystkie polskie teatry. Cała intryga w tym filmie opiera się na niewyjaśnionych podejrzeniach policji wobec owego chłopaka. Chwilami myślimy, że to on zabił, później zaś, że może jednak nie. Ale jak długo tak można - przez półtorej godziny? "Sprawą Marcorelle'a" to osobna sprawa. Mimo, że był to film francuski, a ja zwykle chwalę francuską kinematografię, uważając ją za jedną z ciekawszych, muszę przyznać, że ten film był totalną porażką. Główną rolę Agnieszki - emigrantki z Polski - zagrała w nim Irene Jacob, którą Francuzi uważają pewnie teraz za specjalistkę od takich ról, bo zagrała kiedyś Polkę w "Podwójnym życiu Weroniki" u Kieślowskiego. Scenariusz jednak napisał reżyser tego filmidła, którego wyobrażenia na temat naszego pięknego kraju są bardzo stereotypowe i dalekie od rzeczywistości. Było to jednak ciekawe doświadczenie, gdyż pozwoliło zobaczyć, jakie zdanie mają o nas Francuzi. Niestety nie jest to dla nas zbyt pochlebna opinia.

Nie najlepiej wypadły w tym roku nasze rodzime produkcje, mimo, że zapowiadano sensacje. Nie sprawdził się ani "blok.pl", ani "Że życie ma sens", ani "Egoiści" ani "Szczęśliwy człowiek". Ten pierwszy zapowiadał się dość interesująco, jako niezależna produkcja aktorskiego małżeństwa Marka i Ewy Bukowskich. Niestety, film okazał się całkowitą pomyłką, serią niezrozumiałych i nieciekawych wątków. Podobnie było z tak chwalonym "Że życie ma sens" wyprodukowanym przez Sky Piastowskie. Był to jeden z tych filmów, po którym nie żałowałam, że przysnęłam. Historia młodzieńców, którzy odkrywają uroki, a później nawet sens życia w zażywaniu narkotyków nie robi już na mnie takiego wrażenia, jakie zapewne zrobiłaby jeszcze parę lat temu. Może się starzeję, ale dla mnie to już nie jest śmieszne. Trochę lepiej na tym tle wyglądają "Egoiści", którzy chwilami wydawali mi się co prawda zakłamani i snobistyczni, ale zmuszali jednak do zastanowienia się nad życiem i nawet nad tym, czy ma ono sens. Nie wiem jednak, czy ten film zostanie zrozumiany przez pokolenie współczesnych "egoistów", czy też może zostanie potraktowany jako dobra zabawa albo wzór do naśladowania.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Stosunkowo najlepszy okazał się "Szczęśliwy człowiek" tegorocznej absolwentki wydziału reżyserii łódzkiej szkoły filmowej, Małgorzaty Szumowskiej. Klimat tego filmu przypominał wczesne fabuły Krzysztofa Kieślowskiego, czy chociażby "Kobietę samotną" Agnieszki Holland. Trudno jednak przewidzieć, czy takie "nowe kino moralnego niepokoju" trafi do dzisiejszej publiczności. Nasuwa się nawet myśl, ze przyszłość naszej kinematografii narodowej nie zapowiada się najlepiej. Potwierdziły to także "Gwiazdy jutra" - pokazy filmów studentów Filmówki. Okazało się nawet, że połowa przyszłych polskich gwiazd kina ma obco brzmiące nazwiska: Kim Hee Jung, David Turner, Emily Young czy Mikael Lypiński. Etiudy "Cisza" i "Wniebowstąpienie" Małgorzaty Szumowskiej potwierdzały tylko obawy, że jej kino będzie dość pesymistyczne w swej wymowie i raczej hermetyczne. Znacznie przyjemniej oglądało się sześć krótkich filmów młodych słowackich i czeskich reżyserów w cyklu "Sześcioro wspaniałych". W tym wypadku również można było znaleźć potwierdzenie prawdziwości pierwszego wrażenia. Czeski film "Samotni" udowodnił, że kinematografia naszych sąsiadów ma w sobie "to coś", tę "nieznośną lekkość bytu", której nam czasami brakuje. Opowieść o dwudziestoparolatkach z Pragi, którzy szukają swej drugiej połówki, zgrabnie łączy w sobie humor i gorycz dnia codziennego. Właśnie takie historie o życiu, zaprawione zdrowym humorem, ogląda się najlepiej. Ten film zajął pierwsze miejsce w plebiscycie publiczności, jest więc szansa na to, że zainteresuje się nim któryś z rodzimych dystrybutorów i udostępni go szerszej publiczności.

Niemieckie produkcje też wyglądają coraz ciekawiej. W "Gigantach" i "Słonecznej alei" reżyserom udała się ta sama sztuka - pokazanie ciekawej, ważnej historii w pogodny sposób. Przecież takie właśnie jest życie - raz śmieszne, raz smutne. "Giganci" opowiadają historię trzech przyjaciół, który spędzają razem ostatnią noc, zanim jeden z nich wyruszy w rejs. Chce on po prostu przeżyć jakąś przygodę, bo wydaje mu się, że jego życie jest puste i nudne. Jednak ta noc jest pełna przygód i nad ranem nie jest już pewien, czy chce wyjechać. Końcówka filmu pozostawia nas w niepewności. Nie wiemy jaką podejmie decyzję, możemy się tylko zastanawiać, jaką my byśmy podjęli na jego miejscu. Natomiast "Słoneczna aleja" wpisuje się w modny ostatnio nurt opowiadania o trudnych, a chwilami strasznych czasach, w pogodny i lekki sposób, mitologizując nawet niektóre okresy historii. Ostatnio pojawiły się takie filmy o Holocauście, np.: "Życie jest piękne", czy "Pociąg życia", a teraz mamy "Słoneczną Aleję" o tym, jak się żyło w sąsiedztwie muru berlińskiego. Właściwie jest to komedia o tamtych czasach, w której są uzbrojeni strażnicy i groźni urzędnicy z bezpieki, a jednak nikomu nie dzieje się nic złego. W dodatku na samym końcu wszyscy razem tańczą wspólny taniec wolności. A bohater mówi, że to były najpiękniejsze lata w jego życiu, bo właśnie wtedy był młody i przeżywał pierwszą miłość w swoim życiu. U naszego sąsiada zza wschodniej granicy również robi się komedie, choć chwilami już nie wiadomo, czy lepiej śmiać się czy płakać. W filmie "DMB" wyśmiano rosyjskie wojsko. Jego poziom może wprawić w osłupienie - to obraz nędzy i rozpaczy. Ale może właśnie śmiech jest najlepszą bronią i odtrutką na bolączki naszych sąsiadów. Natomiast w drugiej części "Brata" możemy się już pośmiać nie tylko z mentalności Rosjan, ale również Amerykanów oraz z sytuacji, które powstają w wyniku zderzenia tych dwóch światów. Pierwsza część "Brat" rozgrywała się w środowisku petersburskiej mafii, a w "Bracie 2" wyruszamy z Moskwy i przenosimy się do Chicago, gdzie nasi bohaterowie radzą sobie równie dobrze, jak u siebie w domu. Z tych filmów wyłania się więc obraz trzech sąsiednich kinematografii, które radzą sobie całkiem dobrze, nawet w ekstremalnych warunkach, potrafią bowiem spojrzeć na siebie i otaczający ich świat z przymrużeniem oka.

Tymczasem komizm u Amerykanów i Anglików wynika raczej z absurdalności życiowych sytuacji. W takich filmach jak "Cudowni chłopcy", "Bracie, gdzie jesteś?", "Przekręt" czy "Uciekające kurczaki" bawi nas bardziej forma niż treść. "Cudowni chłopcy" to historia starszego już nauczyciela-nieudacznika. W tej roli wystąpił Michael Douglas, z pozoru zupełnie do niej nie pasujący. Okazuje się jednak, że oglądając go, mamy wrażenie, że to ten aktor we własnej osobie ma takie problemy i że on wcale nie gra. W najnowszym filmie braci Coen "Bracie, gdzie jesteś?" mamy już całkowity przerost formy nad treścią. Tym razem bowiem bracia postanowili przenieść "Odyseję" w czasy Wielkiego Kryzysu w USA. Wszystkie sceny są więc podporządkowane temu pomysłowi i, choć film ogląda się dosyć dobrze, jednak ma się chwilami wrażenie sztuczności całej historii, a nawet naciągania fabuły. Tymczasem Anglicy próbują wyprzedzić Amerykanów. Guy Ritchie uparł się chyba, że prześcignie Quentina Tarantino. Jego debiutanckie "Porachunki" uderzały widza ekspresją montażu i sposobem opowiadania wielowątkowej historii. W "Przekręcie" jest podobnie. Można go nawet uznać za drugą część sagi o londyńskim półświatku. Może powstanie nawet trylogia mitologizująca angielskich bandytów? Nie można jednak nie zauważyć wspaniałej roli Brada Pitta, który zagrał brudnego, nieokrzesanego Cygana o niezrozumiałym akcencie. A co do "Uciekających kurczaków" to tutaj mamy przykład zabawy konwencjami, a nawet naszą znajomością kina. Historia zamkniętych w przypominającej obóz koncentracyjny fermie i próbujących z niej uciec kur nieodparcie przypomina takie filmy jak "Ucieczka z Alcatraz", "Most na rzece Kwai", czy nawet "Easy Rider". Tym razem jednak w rolach bohaterów wojennych czy poszukujących wolności buntowników oglądamy po prostu bohaterski drób. I na tym polega komizm tego filmu, a także na samej animacji i licznych puszczanych do widza "oczkach". Nie da się jednak zaprzeczyć, że wszystkie te filmy szczerze śmieszą i zapewniają naprawdę znakomitą zabawę.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Wspominałam już o atrakcyjności egzotycznych kinematografii, z chińską na czele. Dobrym przykładem jest "Łaźnia", która mimo iż nie jest typową komedią, sprawia jednak, że prawie przez cały czas się śmiejemy. Fabuła nie brzmi jednak komicznie. Zapracowany syn przyjeżdża odwiedzić starego ojca, który wraz z jego niedorozwiniętym bratem prowadzi miejską łaźnię. Właściwie powodem jego przyjazdu jest mylne odczytanie pocztówki od brata, z której wynikało, że ojciec umarł. I rzeczywiście - ojciec wkrótce umiera, wcześniej jednak z trudem udaje mu się nawiązać więź uczuciową ze swoim "marnotrawnym synem". W tym filmie łaźnia jest nie tylko miejscem, w którym można się umyć, ale także porozmawiać, wyżalić się i znaleźć pocieszenie. Kąpiel staje się tu symbolem oczyszczenia, które jest także wynikiem powrotu do dawno zapomnianych tradycji.

Tymczasem inny chiński reżyser - pracujący na co dzień w Stanach Zjednoczonych Ang Lee - również postanowił powrócić do korzeni ekranizując starą chińską legendę. "Przyczajony tygrys, ukryty smok" oszałamia jakością efektów specjalnych zaczerpniętych prosto z "Matrixa". Chyba dla nikogo nie jest już tajemnicą, że "Matrix" rozpoczął nową epokę w historii kina. Nowe techniki filmowania stwarzające zapierające dech w piersi efekty, szczególnie w scenach walk wschodu, wykorzystuje coraz więcej reżyserów. Należy do nich również Andrzej Bartkowiak, który karierę w Hollywood rozpoczął jako operator Spielberga, a który teraz spróbował swych sił jako reżyser. Jego "Romeo musi umrzeć" to żadne arcydzieło, ale z pewnością świetnie zrobiony film akcji, który ożywia trochę ten gatunek i zapewnia świetną rozrywkę. Tytuł, może trochę na wyrost odwołujący się do dzieła Szekspira, jest także swoistą formą gry z widzem, zabawą konwencjami i naszymi przyzwyczajeniami. Reżyser mruga do nas okiem i pyta: Czy Romeo musi umrzeć? Czy człowiek może być aż tak zręczny i szybki? Czy Chińczyk może się zakochać w Afroamerykance? :) A tak całkiem poważnie, to ten film jest zaledwie pierwszym kamieniem lawiny podobnych "efekciarskich" dzieł. W kolejce czeka już kinowa wersja "Aniołków Charliego" z Cameron Diaz, Drew Barrymore i Lucy Liu w rolach głównych, w której także zadziwi nas zręczność owych pań. Ważne jest tylko, żeby efekty nie przesłoniły historii i nie spowszedniały w banalnych fabułach. Na razie nam to jednak nie grozi, bo "Romeo" trzyma poziom, a "Przyczajony tygrys, ukryty smok" nawet go podnosi. Jeżeli komuś się wydaje, że "Romeo" to jest coś, niech poczeka, aż do naszych kin wejdzie film Anga Lee. To będzie prawdziwe wejście nie tylko smoka, ale także tygrysa. Ten film powala. Mimo, że chwilami wzbudza salwy gromkiego śmiechu, po wyjściu z kina długo jeszcze nie można się z niego otrząsnąć. Jest po prostu niewiarygodny.

Kolejnym "efekciarskim" filmem był "Timecode", choć jego "efekciarstwo" miało trochę inne podłoże. Znany z eksperymentalnych zapędów Mike Figgis postanowił tym razem zrewolucjonalizować kino. Jego poprzedni film, zresztą bardzo udana "Panna Julia", miał być kolejnym filmem Dogmy. Teraz Figgis posunął się jeszcze dalej. Nakręcił w jednym ujęciu z ręki cztery wersje tych samych wydarzeń, rozgrywających się w tym samym czasie i przeważnie w tym samym miejscu, ale widzianych oczami innych bohaterów. Następnie podzielił ekran na cztery części i na każdej z nich puścił jeden z tych filmów. Żeby ułatwić widzowi odbiór na szczęście wycisza trzy ścieżki dźwiękowe, pozwalając skupić się na jednej z nich, aktualnie uznanej przez niego za najważniejszą. Nie jestem pewna, czy to da się tak łatwo wytłumaczyć. To trzeba zobaczyć na własne oczy. A przyznam, że warto. Pod tą skomplikowaną konstrukcją kryje się bowiem bardzo ciekawa historia i naprawdę zawikłane zakamarki ludzkiej duszy. Wątpię jednak czy ta forma znajdzie swoich naśladowców lub zrewolucjonalizuje światowe kino. Ale może się mylę, bo przecież właśnie do tego zmierza rozwój technik telekomunikacyjnych. Być może wkrótce podobnie będziemy oglądać telewizję, na podzielonym na okienka ekranie komputera i może życie znów prześcignie nawet nasze najśmielsze fantazje.

Wróćmy jednak do samych filmów. Kolejną grupę tworzyły sprawnie nakręcone, lecz sztampowe filmy amerykańskie wyprodukowane przez telewizję HBO, czyli "Gdyby ściany mogły mówić 2", "Gia" i "Obywatel Welles". Sam pomysł zaprezentowania ich na festiwalu filmowym wydaje się trochę dziwny, szczególnie, że w trakcie festiwalu HBO odkodowało swój płatny zwykle program i puściło jeden z tych filmów, a mianowicie "Gię". Ten film to historia wziętej modelki, pierwszej kobiety, która trafiła do szpitala z objawami AIDS i która wkrótce potem zmarła, stając się symbolem nowego pokolenia. Gia była osobą nietuzinkową, która nie stroniła od narkotyków i prowadziła szalone życie, nie potrafiąc się go wyrzec nawet dla kochanej kobiety. Ten film porusza zatem również temat kobiecego homoseksualizmu, któremu w całości poświęcono "Gdyby ściany mogły mówić 2". Pierwsza część tego filmu, z Demi Moore, Sissy Spacek i Cher w rolach głównych opowiadała historię trzech kobiet, które chcą dokonać aborcji. Każda z tych historii działa się w innych czasach i pokazywała jak ówczesna obyczajowość wpływała na ich decyzje. Tym razem oglądamy historie trzech homoseksualnych par i przyglądamy się, jak społeczeństwo traktowało kobiety o odmiennych skłonnościach seksualnych w roku 1961, 1972 i 2000. Ciekawostką jest zwłaszcza trzecia historyjka, wyreżyserowana przez aktorkę Anne Heche, w której, oprócz Sharon Stone, występuje towarzyszka życia Heche, Ellen DeGeneres. Wkrótce potem obie panie się rozstały, bo Anne zainteresowała się pewnym znanym aktorem. Te plotki dodają pikanterii i okazują się o wiele ciekawsze, niż sam film, który zrobiono sztampowo i zgodnie z nudną zasadą "politycznej poprawności". Natomiast cel powstania filmu "Obywatel Welles" był na pewno szczytny, choć wydaje mi się, że efekt całkiem przeciwny do zamierzonego. Być może w Stanach spełnił on swoją rolę, którą było przybliżenie sylwetki genialnego aktora i reżysera Orsona Wellesa. Tym razem jednak twórcy przedobrzyli i po interesującej historii prawdziwych korzeni powstania filmu "Obywatel Kane" nakarmili nas zupełnie zbędnymi informacjami o tym, że Orson Welles wielkim reżyserem był i nakręcił jeszcze wiele innych genialnych filmów. No cóż, takie bałwochwalcze hymny raczej go obrażają. Jeżeli Amerykanie nie są tego pewni i muszą się o tym nawzajem przekonywać, mimo, że Orson jest na zawsze wpisany w historię światowego kina, to chyba coś tu jest nie tak. Ale może spuśćmy na to zasłonę milczenia, by stwierdzić, że sam film jest interesujący i bardzo dobrze zagrany przez plejadę świetnych aktorów. Nadal jednak nie rozumiem jaki był sens pokazania tych filmów, które wkrótce zapewne pokaże HBO, na jednym z największych kinowych festiwali filmowych - nie telewizyjnych - w Polsce.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Równie sztampowy wydał mi się amerykański "Ślepy tor" , a także "A Reasonable Man" Gavina Hooda - reżysera brytyjskiego pochodzenia, a mieszkającego i pracującego w RPA. Głównym powodem, dla którego w ogóle wybrałam się na ten film był fakt, że właśnie Gavin Hood zastąpił Macieja Dutkiewicza, który rozchorował się na planie "W pustynie i w puszczy". Mam jednak nadzieję, że "W pustyni i w puszczy" będzie lepszy niż jego ostatni film. "A Reasonable Man" nie ustrzegł się bowiem stereotypów, a także przeklętej "politycznej poprawności", która sama w sobie jest bardzo szlachetna, ale sztuce tylko szkodzi, a nigdy nie pomaga. "Ślepy tor" również nie ustrzegł się stereotypów, przez co upodobnił się do tuzina filmów o tym, że przeszłość zawsze nas dopadnie, bo w żaden sposób nie można przed nią uciec. Jest to po prostu kolejna historia chłopaka, który wyszedł z więzienia i chce rozpocząć uczciwe życie, najlepiej z ukochaną i obowiązkowo piękną kobietą u swego boku. Ta wersja kończy się połowicznym happy endem: uczciwe życie - tak, piękna kobieta - nie. Najczęściej jest na odwrót. Niczym szczególnym nie wyróżniał się również hiszpański film"Umrzeć (albo nie)", w którym zastosowano znaną już chociażby z takich filmów jak "Przypadek" Kieślowskiego, czy "Biegnij Lola, biegnij" zasadę "gdybania". Tym razem dowiadujemy się, co by było gdyby udało się uratować jedną osobę od śmierci. Otóż udało by się wtedy uratować znacznie więcej osób, także zabawiającego się w demiurga reżysera tego filmu. Pomysł był nawet ciekawy, ale trochę mało filmowy. Myślę, że wyszłoby z tego bardzo dobre opowiadanie.

Na tle tych filmów pozytywnie wyróżniały się dwa kolejne: "Ame Agaru" i "Une liasion pornographique". "Ame Agaru" nakręcił asystent Akiry Kurosawy na podstawie scenariusza, którego Kurosawa nie zdążył już wyreżyserować. Tytuł tego filmu oznacza "Przed deszczem" i opowiada on historię bezpańskiego samuraja, czyli ronina i jego żony. Ronin nie ma szczęścia do pracodawców. Jest zbyt szlachetny, by walczyć o swoje dobre imię częstymi na dworach jego panów intrygami. Wyrusza zatem z żoną w podróż w poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi. Wezbrana rzeka i padające od paru dni deszcze zatrzymują ich w pewnej oberży. Wszyscy podróżni czekają, aż ustanie deszcz, by przeprawić się przez pobliską rzekę. Zaczyna im brakować jedzenia i cierpliwości, więc szlachetny ronin przyjmuje hańbiącą propozycję walki za pieniądze, by wyprawić dla wszystkich ucztę. Gdy uszczęśliwia innych sam czuje się szczęśliwy. Tymczasem deszcz przestaje padać i wszystko zmienia się na lepsze. Ronin spotyka równie szlachetnego jak on pana, który proponuje mu posadę. Niestety, po raz kolejny intrygi na dworze doprowadzają do jego odejścia. W tym filmie mężczyźni częściej kierują się honorem niż rozumem, którym wykazują się tu tylko ich żony. Ale czy wtedy nie jest już za późno? Film nie udziela nam żadnych prostych odpowiedzi. Musimy sami zdecydować, jaka postawa jest słuszna. Natomiast "Une liasion pornographique" potwierdza, że kinematografia francuska ma się jednak dobrze, mimo że "Sprawa Marcorelle'a mogła zachwiać tę wiarę. Ten tytuł oznacza "Związek pornograficzny", co być może przyciągnęło na niego część publiczności. Musieli jednak czuć się zawiedzeni, jeśli spodziewali się jakiś "momentów". Film opisuje raczej sferę odczuć dwojga ludzi, nie epatując obrazami fizycznego współżycia. Nie dowiadujemy się na czym polegała pornografia ich związku, poznajemy za to złożoność ich wzajemnych stosunków. Otóż pewna kobieta daje ogłoszenie do gazet, że poszukuje mężczyzny w "celu pornograficznym". Spotykają się co tydzień w jednej z paryskich kawiarenek, po czym udają się do przytulnego pokoju w pobliskim hoteliku. Nie znają swoich nazwisk ani adresów. Właściwie nie wiedzą o sobie prawie nic, a jednak zbliżają się do siebie coraz bardziej, a nawet zakochują się w sobie. Mimo to dochodzi do rozstania. Wciąż jednak wracają do tamtych chwil pamięcią opowiadając nam o tym przed kamerą. Był to jeden z ciekawszych i piękniejszych filmów tegorocznego festiwalu.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Nie wiem czemu spośród tegorocznych filmów najwyżej cenię sobie te smutne i pełne melancholii, choć w tym roku pokazano przecież tyle dobrych komedii i filmów łączących elementy komediowe z poważnymi. Jednak najbardziej zachwyciły mnie pesymistyczne w swej wymowie "Anioły wszechświata" czy równie przygnębiający "Aberdeen". Islandzkie "Anioły" to historia szaleństwa, wewnętrzny portret popadającego w obłęd artysty. Mimo, że chwilami pojawiają się tam weselsze akcenty, szczególnie w scenach szpitalnych, jednak cały obraz jest raczej ponury. Podobnie jest z filmem "Aberdeen", w którym widzimy rodzinę w całkowitym rozkładzie, a jej członkom tylko na chwile udaje się znaleźć porozumienie. Ogólne wrażenie psuje zbyt optymistyczny happy end, który nie pasuje do tego filmu. Naprawdę lepiej czasem zostawić pewne problemy w zawieszeniu i pozwolić widzowi wybrać własne zakończenie, niż sentymentalnie dopowiadać wszystko do samego końca. To jest główną wadą łopatologicznych filmów amerykańskich, którą niestety przejmują też Europejczycy. Tak poważnych błędów udało się jednak uniknąć twórcom filmów "Pandemonium" i "Cedry pod śniegiem". Pierwszy z nich opowiadał historię destrukcyjnego związku dwóch angielskich poetów, w którym zazdrość zabiła przyjaźń, a także doprowadziła do zniszczenia wielkich dzieł. W drugim poznajemy wstydliwy epizod z czasów drugiej wojny światowej, kiedy to w Stanach Zjednoczonych internowano i zamknięto w obozach obywateli japońskiego pochodzenia. Oba te filmy wyróżniały się pięknymi zdjęciami i współgraniem kadru z muzyką. Można powiedzieć, że są to małe dzieła sztuki filmowej. Oby jak najwięcej takich filmów trafiało na ekrany naszych kin. Czego życzę i sobie i Wam. A kolejny festiwal już za rok w dniach od 4 do 15 października 2001 roku. Do zobaczenia!


Filmografia:
  1. "101 Reykjavik" r. Baltasar Kormákur, wyst. Victoria Abril, Hilmir Snaer Gudnason, Baltasar Kormákur; Islandia 2000, 100 min.
  2. "2 sekundy" ("2 secondes") r. Manon Briand, wyst. Charlotte Laurier, Dino Tavarone, Yves Pelletier, Louise Forestier; Kanada 1998, 100 min.
  3. "Aberdeen", reż. Hans Petter Moland, wyst. Ian Hart, Lena Headey, Jason Hetherington, Charlotte Rampling, Stellan Skarsgard; Norwegia/Szwecja/Wlk. Bryt. 2000, 113 min.
  4. "Ame Agaru", reż. Takashi Koizumi, wyst. Akira Terao, Yoshiko Miyazaki, Shiro Mifune, Mieko Harada, Fumi Dan, Hisashi Igawa; Japonia 1999, 92 min. (Tantra)
  5. "American Psycho", reż. Mary Harron, wyst. Christian Bale, Willem Dafoe, Jared Leto, Samantha Mathis, Chloë Sevigny; USA 1999, 101 min. (Syrena Ent. Group)
  6. "Anioły wszechświata" ("Englar alheimsins"), reż. Fridrik Thór Fridriksson, wyst. Ingvar E. Sigurdsson, Baltasar Kormákur, Björn Jörundur Fridbjörnsson, Hilmir Snaer Gudnason; Islandia 2000, 100 min.
  7. "A Reasonable Man", reż Gavin Hood, wyst. Gavin Hood, Nigel Hawthorne, Janine Eser, Vusi Kunene, Ken Gampu; RPA 1999, 103 min.
  8. "Berezyna" ("Beresina oder Die letzten Tage der Schweiz"), reż. Daniel Schmid, wyst. Géraldine Chaplin, Elena Panova, Martin Benrath, Ulrich Noehten; Szwajcaria 1999, 108 min.
  9. "Bezimienni" ("Los sin nombre") r. Jaume Balagyeró, wyst. Emma Vilarasau, Karra Elejalde, Tristan Ulloa; Hiszpani 1999, 100 min.
  10. "blok.pl.", reż. Marek Bukowski, wyst. Paweł Królikowski, Jerzy Łapiński, Sylwia Bojarska, January Brunov, Ewa Bukowska, Maciej Kozłowski; Polska 2000, 90 min.
  11. "Bracie, gdzie jesteś?" ("O Brother, Where Art Thou?"), reż. Joel Coen, wyst. George Clonney, John Turturro, Tim Blake Nelson, Charles Durning, Michael Badalucco, John Goodman, Holly Hunter; USA 2000, 106 min. (UIP-ITI)
  12. "Brat 2", reż. Aleksiej Bałabanow, wyst. Siergiej Bodrow jr, Wiktor Suchorukow, Aleksandr Diaczenko, Sergiej Makowiecki, Gary Houston; Rosja 2000, 126 min.
  13. "Bye Bye Blue Bird" r. Katrin Ottarsdóttir, wyst. Hildigunn Eydfinsdóttir, Sigri Mitra Gaini, Johan Dalsgaard; Dania 1999, 88 min.
  14. "Był sobie drozd" ("Ikho chachvi mgalobeli/Żił pjewczyj drozd") r. Otar Iosseliani, wyst. Gogi Chekheidze, Irina Dzhandieri, Nugsar Erkomaishvili; ZSRR 1971, 85 min.
  15. "Cedry pod śniegiem" ("Snow Falling on Cedars"), reż. Scott hicks, wyst. Ethan Hawke, Max von Sydow, Youki Kudoh, James Cromwell, Sam Shepard; USA 1998, 127 min. (UIP-ITI)
  16. "Chór chłopięcy" ("Dokuritsu Shonen Gasshoudan") r. Akira Ogata, wyst. Atsushi Ito, Sora Toma, Tereuyuki Kagawa, Ken Mitsuishi; Japonia 1999, 130 min.
  17. "Cierpkie wino" ("Guiorgobistve/Listopad") r. Otar Iosseliani, wyst. Ramaz Giorgobiani, Marina Kartsivadze, Dodo Abashidze; ZSRR 1966, 90 min.
  18. "Cuba Feliz", reż. Karim Dridi, wyst. Miguel Del Morales, Pepin Vaillant, Mirta Gonzales, Anibal Avila, Alberto Pablo; Francja 2000, 96 min. (Tantra)
  19. "Cudowni chłopcy" ("Wonder Boys"), reż. Curtis Hanson, wyst. Michael Douglas, Tobey Maguire, Frances McDormand, Robert Downey jr; USA 2000, 112 min. (Vision Film Distr.)
  20. "DMB" ("Demobbed"), reż. Roman Kaczanow, wyst. Piotr Korszunkow, Michaił Pietrowskij, Stanisław Dużnikow, Iwan Ochłobystin, Roman Kaczanow; Rosja 2000, 90 min.
  21. "Domowe porządki" ("Good Housekeeping") r. Frank Novak, wyst. Bob Miller, Petra Westen, Tacey Adams, Scooter Stephan; USA 1999, 90 min.
  22. "Duch marszałka Tito" ("Maršal") r. Vinko Bresan, wyst. Drazen Kuhn, Lidija Begonja, Ilija Ivezic; Chorwacja 1999, 97 min.
  23. "Eating Air" ("Zhi Feng") r. Jasmine Ng Kin Kia, Kelvin Tong Weng Kian, wyst. Benjamin Heng, Alvina Toh, Joseph Cheong, Ferris Yeo; Singapur 1999, 100 min.
  24. "Egoiści", reż. Mariusz Treliński, wyst. Magdalena Cielecka, Agnieszka Dygont, Olaf Lubaszenko, Jan Frycz, Rafał Mohr; Polska 2000, 101 min. (Gutek Film)
  25. "Fellini" r. Nazim Abbasov, wyst. Abdulhay Shermuhamedov, Baxtiyor Zokirov, Zebo Nuruzova; Uzbekistan 2000, 93 min.
  26. "Gdyby ściany mogły mówić 2" ("If These Walls Could Talk 2"), reż. Jane Anderson, Martha Coolidge, Anne Heche, wyst. Vanessa Redgrave, Marian Seldes, Chloë Sevigny, Michelle Williams, Sharon Stone, Ellen DeGeneres; USA 2000, 96 min.
  27. "Gia", reż. Michael Cristofer, wyst. Angelina Jolie, Elizabeth Mitchell, Eric Michael Cole, Mercedes Ruehl, Faye Dunaway; USA 1998, 120 min.
  28. "Giganci" ("Absolute Giganten"), reż. Sebastian Schipper, wyk. Frank Giering, Florian Lukas, Antoine Monot, Julia Hummer, Jochen Nickel; Niemcy 1999, 81 min.
  29. "Gwiazdy jutra", reż. Małgorzata Szumowska, Anna Matysik, Iza Tracz, Mikael Lypiński, Katarzyna Kifert, Kim Hee Jung, Marta Pruska, David Turner, Mariusz Ziubryniewicz, Emily Young.
  30. "Himalaya" ("Himalaya l'enfance d'un chef") r. Eric Valli, wyst. Thilen Lhondup, Lhapka Tsamchoe, Gurgon Kyap; Fr./Wlk. Bryt./Szwajcaria 1999, 104 min. (Best Film)
  31. "Jeszcze jeden dzień" r. Babak Payami, wyst. Leila Saadi, Ali Hosseini, Alireza Jamali, Ahmad Gordan, Parviz Hosseinpour; Iran 1999, 75 min.
  32. "Król żyje" ("The King Is Alive (Dogme 4)") r. Kristian Levring, wyst. Miles Anderson, Romane Bohringer, Jenifer Jason Leight, Chris Walker; Dania/Szwecja/USA 2000, 108 min. (Vision Film Distr.)
  33. "Lato albo 27 straconych pocałunków" ("Summer or 27 Missing Kisses") r. Nana Djordjadze, wyst. Nino Kuchianidze, Shalva Iashvili, Evgeni Sidichin; Niemcy/Gruzja/Francja/Wlk. Brytania 2000, 96 min. (Best Film)
  34. "Legenda Rity" ("Die Stille nach dem Schuss") r. Volker Schlondorff, wyst. Bibiana Beglau, Martin Wuttke, Nadja Uhl; Niemcy 1999, 104 min.
  35. "Luna Papa" ("Moon Father") r. Bachtiar Chudojnazarow, wyst. Chulpan Chamatowa, Moritz Bleibtreu, Ato Muchamedszanow; Austria/Niem./Ros./Szwajcaria/Fr. 1999, 106 min. (Best Film)
  36. "Łaźnia" ("Xizao"), reż. Zhang Yang, wyst. Zhu Xu, Pu Cun Xin, Jiang Wu, He Zheng, Zhang Jin Hao, Lao Lin; Chiny 1999, 92 min. (Best Film)
  37. "Miętowy cukierek" ("Bakha satang") r. Chang-dong Lee, wyst. Kyung-gu Sol, So-ri Moon; Korea 1999, 129 min.
  38. "Mordercze lato" ("Summer of Sam") r. Spike Lee, wyst. Mira Sorvino, John Leguizamo, Adrien Brody, Jennifer Esposito; USA 1999, 142 min. (SPI International)
  39. "Musimy sobie pomagać" ("Musíme si pomáhat") r. Jan Hrebejk, wyst. Boleslav Polívka, Anna Šišková, Jaroslav Dušek; Czechy 2000, 124 min.
  40. "Nie ma dokąd iść" ("Die Unberührbare") r. Oskar Rohler, wyst. Hannelore Elsner, Vadim Glowna, Jasmin Tabatabai, Lars Rudolph; Niemcy 2000, 100 min.
  41. "Obok nas" ("Her i naerheden"), reż. Kaspar Rostrup, wyst. Ghita Norby, Thure Lindhardt, Frits Helmuth, Henning Moritzen; Dania 2000, 100 min.
  42. "Obywatel Welles" ("RKO 281"), reż. Benjamin Ross, wyst. Liev Schreiber, James Cromwell, Melanie Griffith, John Malkovich, Brenda Blethyn, Roy Scheider; USA 1999, 83 min.
  43. "Osobiennosti nacionalnoj rybałki" r. Aleksander Rogożkin, wyst. Aleksiej Bułdakow, Wiktor Byczkow, Semion Strugaczow; Rosja 1999, 98 min.
  44. "Oświecenie gwarantowane" ("Erleuchtung garantiert") r. Doris Dorrie, wyst. Uwe Ochsenknecht, Gustaw-Peter Wöhler, Petra Zieser; Niemcy 1999, 108 min.
  45. "Otwarte na oścież" ("Split Wide Open") r. Dev Benegal, wyst. Rahul Bose, Laila Rouass, Shivaji Satham, Farida Haider Mulla; Indie 1999, 104 min.
  46. "Pandemonium", reż. Julien Temple, wyst. Linus Roache, John Hannah, Samantha Morton, Emily Woof, Endy Serkis, Samuel West; Wlk. Bryt/USA 2000, 120 min. (Syrena Ent. Group)
  47. "Paragraf 175" ("Paragraph 175") r. Rob Epstein, Jeffrey Friedman; USA 2000, 81 min.
  48. "Pastorałka" ("Pastorale") r. Otar Iosseliani, wyst. Nestor Pipia, Rezo Harkhalaschvili, Marina Kartsivadze; ZSRR 1976, 95 min.
  49. "Polowanie na motyle" ("La chasse aux papillions") r. Otar Iosseliani, wyst. Narda Blanchet, Thamar Tarassachvili, Alexandra Liebermann; Fr./Niem./Wł. 1992, 115 min.
  50. "Pół godziny do północy" ("A la media noche y media") r. Maria Teresa Ugás, Mariana Rondón, wyst. Salvador del Solar, María Fernanda Ferro, Constanza Morales, Trina Medina; Wenezula /Peru 1999, 90 min.
  51. "Przekręt" ("Snatch"), reż. Guy Ritchie, wyst. Benicio Del Toro, Dennis Farina, Jason Flemyng, Brad Pitt, Rade Serbedzija; Wlk. Bryt. 2000, 101 min. (Syrena Ent. Group)
  52. "Przyczajony tygrys, ukryty smok" ("Crouching Tiger, Hidden Dragon"), reż. Ang Lee, wyst. Chow Yun Fat, Michelle Yeoh, Zhang Zi Yi, Chang Chen, Cheng Pei Pei, Lung Sihung; Chiny/USA 2000, 119 min. (Syrena Ent. Group)
  53. "Romeo musi umrzeć" ("Romeo Must Die"), reż. Andrzej Bartkowiak, wyst. Jet Li, Aaliyah, Isaiah Washington, Russell Wong, DMX, Delroy Lindo, Henry O, D.B. Woodside, Edoardo Ballerini, Jon Kit Lee, Anthony Anderson; USA 2000, 115 min. (Warner Bros.)
  54. "Samotni" ("Samotári"), reż. David Ondricek, wyst. Jitka Schneiderová, Saša Rašilov, Labina Mitevska, Mikulas Kren, Jiri Machácek; Czechy 2000, 105 min.
  55. "Sex Pistols: The Filth and the Fury", reż. Julien Temple, wyst. Paul Cook, Steve Jones, John Lydon, Glen Matlock, Malcolm McLaren, Nancy Spungen, Sid Vicious; Wlk. Bryt. 2000, 105 min. (Tantra)
  56. "Siedem pieśni z tundry" ("Seitsemän Laulua Tundralta") r. Anastasia Lapsui, Markku Lehmuskallio, wyst. Vitalina Hudi, Hatjako Yzangi, Gregory Anaguritsi; Finlandia 2000, 85 min.
  57. "Słodki drań" ("Sweet and Lowdown") r. Woody Allen, wyst. Anthony LaPaglia, Sean Penn, Samantha Morton, Uma Thurman, Woody Allen; USA 1999, 92 min. (Vision Film Distr.)
  58. "Słoneczna aleja" ("Sonnenallee"), reż. Leander Haußmann, Alexander Scheer, Alexander Beyer, Katharina Thalbach, Henry Hübchen, Detlev Buck, Teresa Weißbach; Niemcy 1999, 101 min. (Best Film)
  59. "Sprawa Marcorelle'a" ("L'affaire Marcorelle"), reż. Serge Le Péron, wyst. Jean-Pierre Léaud, Irene Jacob, Mathieu Amalric, Philippe Khorsand; Francja 2000, 94 min.
  60. "Stop Making Sense", reż. Jonathan Demme, wyst. David Byrne, Bernie Worrell, Alex Weir, Steve Scales, Lynn Mabry, Edna Holt, Tina Weymouth; USA 1984, 88 min. (Tantra)
  61. "Szczęśliwy człowiek", reż. Małgorzata Szumowska, wyst. Jadwiga Jankowska-Cieślak, Piotr Jankowski, Małgorzata Hajewska-Krzysztofik; Polska 2000, 85 min.
  62. "Sześcioro wspaniałych" ("Šest' statocných"), reż. Aurel Klimt, Vladimír Král, Tereza Kucerová, Vojtech Mašek, martin Repka, Jaroslav Vojtek; Słowacja/Czechy 1999, 90 min.
  63. "Ślepy tor" ("The Yards"), reż. James Gray, wyst. Mark Wahlberg, Joaquin Phoenix, Charlize Theron, James Caan, Ellen Burstyn, Faye Dunaway; USA 2000, 108 min. (Vision Film Distr.)
  64. "Terrorystka" ("Malli") r. Santosh Sivan, wyst. Ayesha Dharker, Vishnu Vardhan, Bhanu Prakash; Indie 1998, 95 min. (Polmedia)
  65. "Timecode", reż. Mike Figgis, wyst. Stellan Skarsgard, Saffron Burrows, Salma Hayek, Jeanne Tripplehorn, Kyle MacLachlan; USA 2000, 97 min. (Syrena Ent. Group)
  66. "Tron śmierci" ("Marana Simhasanam") r. Murali Nair, wyst. Vishwas Narakkal, Lakshmi Raman, Suhas Thayat, Jeevan Mitva; Indie/Wlk. Bryt. 1999, 60 min.
  67. "Uciekające kurczaki" ("Chicken Run"), reż. Peter Lord, Nick Parker; Wlk. Bryt./USA 2000, 85 min. (UIP-ITI)
  68. "Umrzeć (albo nie)" ("Morir (or no)"), reż. Ventura Pons, wyst. Lluis Homar, Carme Elias, Roger Coma, Marc Martínez, Anna Azcona; Hiszpania 2000, 92 min.
  69. "Under the Sun" ("Under solen") r. Colin Nutley, wyst. Rolf Lassgard, Helena Bergström, Johan Widerberg; Szwecja 1998, 118 min. (Polmedia)
  70. "Une liasion pornographique", reż. Frédéric Fonteyne, wyst. Nathalie Baye, Sergi Lopez; Francja/Belgia 1999, 80 min.
  71. "Wisconsin - rubryka kryminalna" ("Wisconsin Death Trip") r. James Marsh, wyst. Jeff Golden, Raeleen McMillion, Marcus Monroe, Jo Vukelich; Wlk. Brytania/USA 1999, 76 min.
  72. "Wojny domowe" ("East is East") r. Damien O'Donnell, wyst. Om Puri, Linda Bassett, Jordan Routledge; Wlk. Brytania 1999, 95 min. (SPI International)
  73. "Vatel" r. Roland Joffé, wyst. Gerard Depardieu, Uma Thurman, Tim Roth; Francja/Wlk. Bryt. 2000, 117 min. (Best Film)
  74. "Zbóje:Rozdział VII" ("Brigands: Chapître VII") r. Otar Iosseliani, wyst. Amiran Amiranachuili, Dato Gogibedachuili, Nino Oordjonikize; Gruz./Fr./Ros./Wł./Szwajcaria 1996, 128 min.
  75. "Złota" ("The Golden Bowl") r. James Ivory, wyst. Uma Thurman, Jeremy Northam, Nick Nolte, Anjelica Huston; USA/Francja 2000, 137 min. (Best Film)
  76. "Zwyczajny bolszewizm" ("Obyknowiennyj bolszewizm") r. Evgeny Tsymbal; Rosja 2000, 76 min.
  77. "Żegnaj, stały lądzie" ("Adieu, plancheur de vaches!") r. Otar Iosseliani, wyst. Nico Tarielashvili, Lily Lavina, Philippe Bas; Francja 1999, 118 min.
  78. "Że życie ma sens", reż. Grzegorz Lipiec, wyst. Krzysztof Czarkowski, Grzegorz Lipiec, Piotr Materna, Jarosław Sokołowski, Jacek Katarzyński, Jacek Hryszko; Polska 2000, 87 min. (Best Film)
  79. "Życie to gwizdanie" r. Fernando Perez, wyst. Luis Alberto García, Coralia Veloz, Claudia Rojas, Isabel Santos; Kuba/Hiszpania 1998, 106 min.

poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

43
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.