***
Olga rzuciła mnie dwa lata później. Zrobiła to, gdy jeszcze miałem w świeżej pamięci dwie sceny. Biegła do mnie, żeby się dowiedzieć, czy dostałem się na kolejne studia (z poprzednich wyleciałem) i płakała, gdy żegnaliśmy się na dworcu w Le Mans, skąd miałem wracać do Polski po wspólnym bardzo nieudanym pobycie we Francji.
Po prostu wyjechała ze Jeanem, kolegą poznanym we Francji, do Gdańska. Po prostu spotkała ładnego chłopca w pociągu. Lionel z Montreux nad jeziorem Genewskim, rok młodszy od niej student medycyny. Po prostu zaczęli razem łazić po Sopocie, gdzie w deszczową noc on wziął ją na ręce (powiedziała później, że scena ta skojarzyła jej się z czymś bardzo podobnym z filmu "Butch Cassidy i Sundance Kid") i zaczął całować.
Domyśliłem się sam. Wróciła z tego wyjazdu zmieniona. Wypowiedziała się bardzo lakonicznie: "Spotkałam ładnego chłopaka". Właśnie tak go określiła, co w założeniu miało pozbawić owo spotkanie wysokiej rangi.
- Całowaliście się? - spytałem ją tak samo, jak ona kiedyś o Justynę i, jakżeby inaczej, potwierdziła, poczym się rozpłakała, wtulając się we mnie. Zupełnie nie brałem pod uwagę, że zbliża się nasz koniec, więc bez większych oporów nazwałem ją dziwką i wyszedłem, żeby wypić szybką setę na uspokojenie.
Przecież zaledwie rok wcześniej przeżyła zauroczenie dawnym kolegą. Przestała odpowiadać na moje pocałunki i wreszcie powiedziała,że to nieuczciwe. Poprosiła, żebyśmy się rozstali. Wyglądało to bardzo ostatecznie. Zdruzgotany wyjechałem na narty. Z dworca jeszcze zadzwoniłem do niej, żeby powiedzieć, że nie chcę palić za sobą mostów, że zostawiam otwartą furtkę i gdyby tylko chciała wrócić... Powiedziała, że jestem kochany i rzeczywiście, gdy znowu pojawiłem się w Warszawie, spotkaliśmy się i ona po prostu się przytuliła.
Wkrótce potem wyjechała z przyjaciółkami do Zakopanego, a mi przyszedł do głowy pomysł niespodziewanych odwiedzin. Jednym nocnym pociągiem przyjechałem, drugim wróciłem, a rozdzielające dwie podróże kilkanaście godzin było czymś tak cudownym, że nie znalazło żadnego odbicia w moim pamiętniku.
Wróciłem do jej pokoju spokojny. Olga zapewniła mnie, że to epizod, że nawet nie ma adresu Lionela. Niestety, on miał adres Jeana, a ten przekazał pierwszy list.
Próbowałem sam zerwać, ale nie udało mi się. Byłem za słaby, a ona silniejsza niż kiedykolwiek. Po prostu wszechwładna markiza de Marteuill z "Niebezpiecznych związków", korespondująca ze swoim szwajcarskim kochankiem.
Mogłem tylko obserwować rozwój wydarzeń, dostępując od czasu do czasu zaszczytu przelecenia Markizy.
***
Ostatecznie rozstaliśmy się w styczniu. Jeszcze się wydawało, że wyjedziemy razem w góry.
- Będziesz umiał się do mnie za bardzo nie zbliżać?
Zdecydowanie zaprzeczyłem. Wyjazd stracił sens. Jednak wyjechałem sam, modląc się o powtórzenie cudu sprzed roku. Ze Szczawnicy wysłałem do niej kartkę z rysunkiem: obrazująca ją postać spada trzymając w ręku urwany sznurek od balonika. Cudu jednak nie było, były kolejne dowody na to, że to koniec, w który długo po prostu nie chciałem uwierzyć.
Olga i Lionel postanowili spotkać się w Pradze, na Moście Karola. Do końca nie wierzyłem, że to się stanie. Za źródło informacji posłużyła mi Aneta. Odwiedziłem ją z butelką wódki. Domyślałem się, że nie do końca zrozumie, o co mi chodzi, gdy mówię o koszmarze bycia porzuconym, ale mimo to zdołała mnie zaskoczyć.
- Gdy ktoś jest rzucany, to nie cierpi jego miłość, cierpi wyłącznie poczucie godności.
- Co sądzisz o tym ich wyjeździe do Pragi?
- To chyba rewelacyjny pomysł.
Zaniemówiłem na dłuższą chwilę.
- Bo?
- No wiesz, Olga będzie mogła sprawdzić w neutralnych warunkach, czy do siebie pasują. Nie zrobiłbyś na jej miejscu tego samego?
Aneta powie mi, że Olga (są dobrymi przyjaciółkami, mówią sobie chyba wszystko) rzuciła mnie, ponieważ nie umiałem czytać między wierszami.
- Nie przyszło ci do głowy, że jak się na ciebie wściekała, to w rzeczywistości mogła cię prosić o więcej uczucia ?
Nie przyszło. Ciekawe, czy przyszło Oldze? To ciekawe. Justyna później miała stwierdzić, że Olga nigdy mi nie wybaczyła mojego odejścia. "Kobiety rzadko wybaczają coś takiego, w podświadomości zawsze zostaje ślad". Ale ja myślałem raczej o mojej liście grzechów - grzechów zaniechania. Więc może Aneta miała rację - po części.
30 marzec
Olga odeszła. Powiedziała, że nie może być ze mną, skoro nie ma zamiaru być mi wierna. Odeszła do jakiegoś Szwajcara. Ileś czasu usiłowałem dojść do siebie i już wydawało mi się, że odniosłem sukces, ale wczoraj mi się przyśniło, że wrócili z tej Pragi. Strawestowałem jej niegdysiejsze pytanie: "Pieprzyliście się?". "Tak". No przecież nie mogło być inaczej. Coś ty sobie durniu wyobrażał? Pięć dni w jednym mieście i nie w jednym łóżku? Nie mogło być inaczej, tylko dlaczego tak daleko? Gdybyś ich zobaczył razem gdzieś na ulicy, mógłbyś ją od niego odepchnąć, a jemu spuścić łomot. Za co? Za to, że wtedy wiedział, że ona z kimś jest i nie powstrzymało go to.
A tak? Przecież nawet byś się nie zbliżył do drzwi pokoju hotelowego, wiedząc, że tam się odbywa misterium, w którym sam tyle razy uczestniczyłeś.
Boże, jak mi dudni w skroniach.
Gdy wróciła z Pragi, wysłałem kartkę: "Do końca nie wierzyłem, że to się stanie". "Strasznie się zakochałam" - powiedziała mi przy spotkaniu.
O ironio, nie byli ze sobą nawet rok.
- Byłam u niego w wakacje, pojechaliśmy do Francji. - Olga opowiadała o czymś, o czym wiedziałem; kumpel dostał podpisaną przez nich pocztówkę - Potem przyjechał do mnie na Boże Narodzenie. Było cudownie.
Domyślałem się tego. Przed jej domem stał wtedy stary, srebrny Saab na szwajcarskich numerach, ale nie byłem pewien, czy to rzeczywiście jego samochód.
- Jego ojciec miał raka. To była taka dobra, tradycyjna rodzina. No i już się wydawało, że wyjdzie z tego. Lionel strasznie to przeżywał. I po Nowym Roku zaczął się nawrót choroby. Już nic nie dało się zrobić. Ale tam musiało się dziać coś jeszcze. Dzwoniłam do Montreux dość regularnie i za którymś razem usłyszałam obcy i obojętny głos Lionela. Tak miękko to się zakończyło, po prostu przestaliśmy do siebie dzwonić.
Wiadomość o jej rozejściu się z Lionelem dotarła do mnie, ale w formie szczątkowej i z opóźnieniem.
Siedzieliśmy wtedy z Kamilem na schodach wejściowych pod moją niegdysiejszą podstawówką. Piliśmy piwo, a on mi opowiadał, że jedynym naczyniem, jakiego używa w swoim nowym mieszkaniu, jest kufel.
- Słyszałeś o Oldze?
- Co?
- Że już nie jest z tym Szwajcarem.
Zaczynam lekko drżeć. Papieros samoczynnie dopala się między moimi palcami. Wreszcie go wyrzucam i natychmiast zapalam następnego. Kliknięcie zapalniczki.
- Ty ją w ogóle pamiętasz ? Przecież widziałeś ją tylko raz. Skąd o tym wiesz?
Kamil jest gościem, z którym spotykam się raz na kilka miesięcy. Jednak zawsze udaje nam się rozmawiać tak, jakbyśmy byli bliskimi przyjaciółmi - wymieniamy najbardziej osobiste myśli.
- Nie mówiłem ci, ale dość często widzimy się na imprezach u Darka. Tydzień temu spytałem go, co u nich słychać, no i stwierdził, że coś nie wyszło.
- To jeszcze nie musi znaczyć, że już nie są ze sobą.
Przypominam sobie, jakie dziwne rzeczy robiłem przez ostatnie pół roku.
Marzec. Ponad rok po jej odejściu. Znajduję w skrzynce kopertę. Od jakiegoś czasu moim najwierniejszym towarzyszem korespondencji jest mój bank - regularnie przysyła mi wyciągi z konta, propozycje wzięcia jakiegoś kredytu.
Koperta jest podobna do tych bankowych, ale zaadresowana ręcznie. Ułamek sekundy zajmuje mi rozpoznanie charakteru pisma. Olga. Pierwsza moja myśl jest niezbyt inteligentna: otworzyć!
W środku kartka z życzeniami urodzinowymi, dokładnie taka, jakiej nie znoszę. I na koniec kilka słów od serca. "Przykro mi, że wspólnym znajomym opowiadasz o mnie same złe rzeczy". Przykro, że przykro. Najmniejszą z moich trosk jest to, kto jej o tym powiedział. Zresztą nie było tego wiele. Zastanawiam się, co zrobić z tym listem. Czytam go idąc do apteki - po drodze mam pięć koszy na śmieci, choć to najwyżej sto metrów. Ale nie wyrzucam. Myślę jeszcze wystarczająco sprawnie, żeby stwierdzić, że muszę się uspokoić. W aptece miałem kupić tylko krople do nosa, ale proszę jeszcze o nerwosol. Pomysł zaaplikowania sobie niedużej dawki alkoholu odrzucam po chwili namysłu. W końcu mam widzieć ostrzej, a nie lepiej.
W domu czytam tę kartkę ze dwadzieścia razy.
Ludzie nie mieliby większego kłopotu z odczytaniem listu ode mnie, jeśli miałbym coś ważnego do przekazania. Dlaczego? Ponieważ połowa listu napisana byłaby w metajęzyku. Zamiast wyrażać się wprost (co może wszak być odczytane zupełnie na opak) tłumaczyłbym, dlaczego coś napisałem tak, a nie inaczej. A skoro tak piszę, to tak samo czytam.
Kartkę od Olgi odczytuję następująco - ona sobie wyobraża poprawne stosunki ze mną. W końcu raz na pół roku spotykamy się przypadkowo na ulicy. A Olga przysłała po prostu kurtuazyjną kartkę. Głupio by było, gdybym podczas następnego mijania się gdzieś na uczelni nie wytrzymał i krzyknął "Ty lisico!".Tak sobie wszystko wytłumaczyłem, po czym się wściekłem. (Gdy potem spytam ją, po co mi przysłała tę kartkę, nie odpowie. Doprecyzuję więc pytanie: "Myślałaś o tym, żeby do mnie wrócić?". "Chyba nie" - odpowie.)
A więc riposta. Nie mogła być szczeniacka i nie mogła ujawniać mojego stanu ducha. A czułem, że mnie roznosiło - furia i szczęście, że popłynął sygnał, którego treść była zupełnie nieistotna. Napisałem na kartce "Nie rób tego więcej moja była przyszła żono" i poszedłem poszukać koperty. W tym czasie z popielniczki stoczył się papieros. Gdy wróciłem, kartka była ozdobiona czarną, dymiącą dziurą, w której tkwiła reszta papierosa. Cholera. Jakieś trzy dni później kartka musiała wrócić do nadawczyni.
O swoim wyczynie opowiedziałem tylko dwóm osobom. Jedną z nich jest Wróbel. Ponieważ Beza rzuci go na dobre dopiero za pół roku, nic nie rozumie i krzyczy:
- Facet, czyś ty zidiociał? A jeśli ona chciała z tobą nawiązać jakiś kontakt?
- Niby po co?
- Nie wiem. Wiem tylko, że od jakiegoś czasu chodzi bardzo smutna.
- Naprawdę? - pytam i czuję to, co zawsze czułem, gdy Oldze było źle.
Kamil zareagował na tę wiadomość z większym zrozumieniem. Nie wypadało mu inaczej, w końcu ja też go kiedyś pocieszałem, gdy go zostawiła ta, jak ona się nazywała? Iza.
Czasami miewałem napady, żeby czegoś się dowiedzieć. Możliwości były niewielkie. Najłatwiej by było zapytać Anetę, ale to było niemożliwe. Zerwałem z nią wszystkie stosunki po kilku jej bezczelnych odzywkach. Nie tylko na temat mój i Olgi. Zabawne, kiedyś broniłem Anety przed atakami moich przyjaciół. Wróbla zawsze irytowały jej naiwne uwagi wypowiadane z miną osoby wszystkowiedzącej. Emil jej nie znosił za ciągłe pouczanie go w kwestiach sercowych. Kiedyś, wiedząc, że Aneta nigdy nie miała chłopaka, spytał ją jadowitym tonem "Skąd ty to wszystko wiesz?". "Przeczytałam" - odpowiedziała Aneta.
Przez jakiś czas pracowałem w redakcji dużego i poważnego dziennika. Niesamowite, co mi się tam pewnego razu przydarzyło. Prowadziłem właśnie telefoniczne negocjacje z sekretarką, która miała mi załatwić rozmowę z pewnym VIP-em. Człowieka, który siedział obok mnie (na co dzień młodego, ale poważanego dziennikarza), nie trapiły w tej chwili żadne troski. Po przejrzeniu reuterowskiego serwisu finansowego zaczął poszukiwać darmowych pokazów pornograficznych w internecie. Nie znalazł nic szczególnego, więc zabrał się za wysyłanie poczty elektronicznej - pewnie do jakichś swoich znajomych. Zauważyłem, że połączył się z UniM-em (University of Montreux) i trochę zesztywniałem. Nagle na ekranie pojawiła się lista studentów wraz z ich adresami e-mailowymi i domowymi, a nawet z numerami telefonów!
- Popatrz - zakrzyknął radośnie, ignorując fakt, że rozmawiam przez telefon - że też te dane nie są utajnione.
Kiwnąłem ręką, ale dyskretnie podpatrywałem zawartość ekranu. Przejrzał wydział prawa, historii sztuki, biologii i zabrał się za medycynę.
- Przepraszam panią na chwilę - powiedziałem do słuchawki, uznając, że to wymuszenie przerwy podniesie mój status w oczach starej (a może młodej ?) obrończyni intymności gabinetu jej szefa. - Mógłbyś mi to wydrukować ?
- Sam sobie drukuj, ja idę na kawę. Później załatwię korespondencję - odpowiedział pogodnie młody, szanowany redaktor i wstał od komputera. Kliknąłem na ekranie polecenie drukowania, po czym wróciłem do rozmowy z sekretarką. W końcu udało mi się umówić na krótki wywiad. Kartka z listą studentów weterynarii wyślizgnęła się z drukarki.
Rzut oka i wiedziałem już, że interesujący mnie człowiek mieszka na ulicy, której nazwa po polsku brzmiała: ulica Samotnego Nagrobka. Ciekawe, czy Olga zdawała sobie sprawę z tego, jaka to ponura nazwa. Miałem też jego numer telefonu. Tylko po co mi te informacje ?
Siedzimy dalej z Kamilem, choć mam ochotę być sam.
- Co byś zrobił na moim miejscu ?
- Zadzwoniłbym do Darka, żeby się czegoś dowiedzieć.
Dobry pomysł. No to cześć, lecę do domu, wystukuję numer. A Darek nie ma ochoty mi nic mówić. Jest dyskretny, wstrzemięźliwy, ma mocną głowę i wspaniałe umięśnienie - prawdziwy mężczyzna, wypisz, wymaluj. Przywołuję wszystkie chwyty manipulacyjne, jakie znam. Rozmowa jest krótka, napięta, ale coś niecoś udaje mi się z niego wyciągnąć. Niestety, nie zmienia to ogólnego poczucia niedoinformowania. Na koniec nieszczerze wyrażam zainteresowanie jego sprawami. Żegnam się z głębokim przekonaniem, że są ludzie, z którymi zupełnie nie warto utrzymywać kontaktów, choć pewnie miło by się przy nich spędzało czas.
Miesiąc później jadę autobusem i intensywnie myślę o tym, czy jednak nie powinienem odnowić znajomości z Anetą. Rozważam wszelkie plusy i minusy takiego posunięcia. Aneta jest oczywiście nadętą idiotką, ale - myśląc cynicznie - czy nie warto raz na jakiś czas tego poznosić?
Autobus mija hotel Bristol. Najlepiej mi się myśli, gdy słucham kasety Tytusa Wojnowicza. Obój, fortepian i skrzypce działają kojąco. Nagle czuję stuknięcie w ramię. Przywracam widzenie niewidzącym oczom i kogo widzę? Widzę Anetę. Witamy się.
- Słyszałaś, że Beza rzuciła Wróbla i wyjechała z jakimś facetem?
- O rany, coś ty! - chichotliwym głosem rzuca Aneta, a ja już widzę, że trafiłem w dziesiątkę z pretekstem do interesującej mnie rozmowy. Wyraz twarzy (radosny) i intonacja (też radosna) wskazują na to, że wygłodniały umysł Anety potraktował nieszczęście mojego kumpla jako wysokokaloryczny skandal towarzyski. Pozoruję konieczność opuszczenia autobusu i na odchodnym pytam:
- Mogę do ciebie wpaść wieczorem?
- Jasne! - entuzjastycznie odpowiada Aneta, zwykle niezbyt gościnna. Widocznie jest bardzo spragniona kolejnych sensacji.
A więc za kilka godzin mam szansę sporo się dowiedzieć. Popołudnie spędzam na starannym obmyślaniu rozmowy. Najpierw oczywiście Malwa i Beza. Później jakieś głupotki, może coś o studiach, o pracy. Warto ją trochę uśpić - powiem, że od pół roku nie tknąłem alkoholu i kawy. A później…
- Słyszałem, że Olga rozstała się ze Szwajcarem.
- Tak. Zimą. Tam się stało coś bardzo złego, ale nie wiem dokładnie co.
Zimą. Co ja robiłem zimą? Aha, już wiem. Po raz kolejny, choć wreszcie skuteczny, zrywałem znajomość z Justyną. Zimą? Ta kartka. Czyżby Wróbel miał rację? Boże, wygląda na to, że coś strasznie spieprzyłem. Ciekawe tylko, co. Kto by pomyślał, że porywczość może trwać kilka godzin. O żesz... Chyba mogę sobie złożyć kondolencje. Zaraz, dlaczego Aneta mówi o tym wszystkim tak, jakbym nigdy nie był z Olgą, nie mówiąc już o prawie czterech latach?
- Czy ona teraz z kimś jest?
- Owszem.
- Znam?
- Chyba nie. Taki chłopak z prawa.
- . . . . . . . . . . . . ? - i Aneta już wie, że ja wiem, kto zacz, choć nie pyta, skąd. Błąd. Niby osobiście nie znam, ale ciągle coś o nim słyszę od różnych osób. Jak to fajnie dowiedzieć się czegoś z półrocznym opóźnieniem. Życie toczy się szybciej, niż jestem w stanie reagować na jego zagrania. Uspokajam się, choć nie mam pojęcia, co robić. Nie wiem także, co mówić. Żegnam się z Anetą, która bez większego wysiłku częstuje mnie jeszcze jednym głupim tekstem:
- Jak byś się czegoś dowiedział o Bezie, to zadzwoń.
- Oczywiście, natychmiast, jak coś do mnie dotrze - jest taka technika negocjacyjna, polegająca na upodobnieniu się do rozmówcy. Oto był właśnie podręcznikowy przykład. Wychodzę. Przypominam sobie, że Wróbel myśli, że Aneta go lubi. Trzeba go będzie uświadomić, że ma go gdzieś.
A więc Olga była z nim niecały rok. A taka wielka miłość. I co to wszystko było warte? Czy przeżyła z nim coś szczególnego? Na pewno. A coś, czego nie przeżyła ze mną? W każdym razie była ze mną najdłużej, choć pewnie o tym nie pamięta.
Czy Sebastian, mąż Olgi wiedział, jak bardzo jej ułatwił lądowanie w nowej sytuacji? Czy w ogóle wiedział o Lionelu? Natychmiastowa zmiana faceta sugerowała, że Olga przynajmniej przez jakiś czas prowadziła podwójną grę.
|