Magazyn ESENSJA nr. 3 (III)
grudzień 2000 - styczeń 2001





poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

Grażyna Sosińska
  Dwie damy na pozór Fosse'a i de Laclosa

        Kontynuacja utworu z poprzedniego numeru Esensji.

Montreux

     Wszystko wróciło do normy. Również pod tym względem, że wkrótce pojawił się Krzysiek. Fascynujące - zaginął akurat na te pół roku, gdy Olga była samotna i pojawił się z chwilą, gdy zaczęliśmy układać sobie na nowo nasze życie.
     Działał już znacznie dyskretniej, przede wszystkim za pomocą listów, w których przebijał się żal, że ustabilizowany związek z Jolą trochę go krępuje. Zdarzały się też prztyczki.
     Spotkałem go z Jolą w autobusie. Wymieniliśmy kilka uwag bez znaczenia. Tydzień później Olga przeczytała mi fragment listu: "Jola powiedziała,, że Janusz ma nieprzyjemny głos". Olga szybko odpisała: "Kurde, Krzysiek, ja ci nie piszę, co Janusz powiedział o twojej panience". No bo i nie było specjalnie co cytować, powiedziałem tylko, że ma tandetną dalekowschodnią urodę i nieładne dłonie, poza tym dziewczyna jest w porządku, choć nie spodziewam się, żeby zdołała go przy sobie zatrzymać na dłużej. Krzysiek odpowiedział w kolejnym liście: "Nieśmiało proszę, żebyś nie nazywała Joli panienką". Słowo "panienka" miało wybitnie pejoratywny wydźwięk. Później zostało dookreślone określeniem "Apoco". Etymologię wyjaśnił mi kolega:
     - Mówisz panience "Kochanie, zdejmij majtki", a ona pyta "A po co?".
     W końcu jednak się umówili. Ku mojemu radosnemu zaskoczeniu w porze dziennej i na Starówce, a zatem w okolicznościach ewidentnie nie sprzyjających czemukolwiek. Byłem naiwny i tym razem nie odprowadziłem Olgi.
     Oszacowawszy czas, jaki mogli ze sobą spędzić, zadzwoniłem do niej o siódmej wieczorem i zaskoczony dowiedziałem się, że jeszcze nie wróciła. Zaczęło mnie trawić jakieś przeczucie, potwierdzone później.
      O ósmej znalazłem się pod jej blokiem. Było już ciemno, a we mnie obudził się instynkt podglądacza. Ukryłem się za krzewami pod jej klatką i czekałem z pełnym przekonaniem, że zobaczę ich razem.
     Tak się jednak nie stało. Olga, w eleganckim czarnym palcie i szarym kapeluszu, wróciła sama. Wielce uspokojony wróciłem do domu.
     Następnego dnia spytałem ją, jak wyglądało spotkanie.
     - Krzysiek się żeni, wiesz? Miał na palcu taką kiczowatą srebrną obrączkę. Spytałam go ironicznie, czy to nowy element ozdobny, a on powiedział, że się zaręczył z Jolą.
     - No to pewnie wpadli.
     - No właśnie chyba nie. Wygląda na bardzo zakochanego.
     Krzyśkowe zakochanie się - oto szczegóły. Przede wszystkim szlag go trafiał z powodu postawionego przez rodzinę Joli warunku sine qua non: ślub miał być kościelny. Krzysiek był ateistą (Olga się strasznie wzruszała, że szanował jej religijność) i jego zdanie zostało całkowicie zlekceważone. Poza tym postanowił, że po ślubie wynajmie, rzecz jasna, bez wiedzy Joli, garsonierę - tak na wszelki wypadek.
     No tak, poniekąd zrozumiałe. Gdy przez trzy lata woziłem się po świecie sam, rozważaliśmy z będącym w identycznej sytuacji Wróblem, co może sprawić nam najintensywniejszą możliwą przyjemność. Po dopracowaniu szczegółów wyszedł nam następujący scenariusz:
     1. Spotykamy w autobusie dwie dziewczyny. Oczywiście muszą być atrakcyjne (bez szczegółów, dla każdego z nas znaczy to co innego). Nawiązany zostaje kontakt (czyli, mówiąc językiem bohatera "Złotego jabłka wiecznej tęsknoty" Milana Kundery następuje kontaktacja)
     2. Umawiamy się na wieczór w mieszkaniu. Zostaje zakupiony dobry alkohol, który spełni podwójną rolę - popuści hamulce i usprawni dialog.
     3. Cały wieczór będzie trwała interesująca konwersacja
     4. Finał - seks. W zależności od dalszych oczekiwań - kreujemy jakąś perspektywę lub nie.
     Wszystko to jednak miało być dopuszczalne tylko pod warunkiem, że nie ma innych zobowiązań, w szczególności małżeńskich. Te jednak zdawały się przeszkadzać rozmarzeniu Krzyśka.
     - Myślałam na początku, że żartuje - relacjonowała Olga - ale on chyba mówił to na serio.
     Ale najbardziej spektakularny fragment został oczywiście pozostawiony na koniec opowieści. Schodzili powoli schodkami obok galerii Związku Fotografików.
     - Rany, co za kicz - westchnęli niemal jednocześnie i zaczęli się całować.
     No fakt, kicz. W mojej wersji wyimaginowany bohater, popełniając zdradę, zachowałby się jak następuje:

     Pokusy codzienne
     Początek

     
     Krystian jechał autobusem. Tak jak zawsze, stał w jego środkowej części, w miejscu będącym rodzajem okrągłego podium (choć w rzeczywistości nie było podniesione). Miał stamtąd dobry widok na cały autobus, a także na to, co było poza nim. Zamglone szyby nie sprzyjały jednak wyglądaniu na zewnątrz.
     Po pierwsze nie było po co wyglądać. Krystian pokonywał drogę do pracy pięć razy w tygodniu i znał ją na pamięć.
     Po drugie widok nie był zachęcający. Był jesienny, ciemny i chmurny poranek. Światło przebijające i rozproszone przez chmury, odbijało się od mokrych chodników i ulic. Raczej zacierało kontury obrazów niż je podkreślało. Kolory były blade i słabo nasycone.
     Po trzecie, Krystian wolał patrzeć na ludzi, a konkretnie na młode kobiety. Nie ukrywał tego przed sobą. Ukrywał to przed znajomymi i przed obiektami swojej obserwacji. Natychmiast, gdy zostawał zauważany, odwracał wzrok. Co ciekawe, kobieta, która odkryła, że jest obserwowana, traciła w oczach Krystiana swoją atrakcyjność i zwykle szybko o niej zapominał.
     Ukrywał swoją skłonność przed żoną i, gdy jechali gdzieś razem, patrzył wyłącznie na nią lub przez okno. Czy bał się, że będzie zazdrosna? Oczywiście, że się bał. Wiedział, że nie potrafiłby jej wyjaśnić, że to tylko p a t r z e n i e, akt percepcji bez żadnych następstw.
     Nie trapiły go żadne pokusy. Nie! Był u boku swojej żony szczęśliwy w sposób całkowity.
     O tym, co się stanie za chwilę i o konsekwencjach tego wydarzenia, jego żona nigdy się nie dowie. A ponieważ skończy się ono samoistnie, Krystian nie będzie widział potrzeby informowania o tym i zadawania cierpienia osobie, którą wielbi ponad wszystko.
     Zatem jedzie. I bardzo szybko zauważa, że na "podium" naprzeciwko niego stoi dziewczyna. Zaczyna się jej przyglądać. Trwa to długo i Krystian zaczyna się dziwić, że dziewczyna tego nie zauważyła. Bynajmniej nie wpatruje się nieruchomym wzrokiem w jeden punkt. Jest ubrana w zieloną tunikę z kapturem założonym na głowę. Po kilku minutach ściąga ten kaptur i okazuje się, że jej głowę okrywa jeszcze chusta w kolorowe plamki. Spod chusty wynurzają się jasnobrązowe włosy.
     Po kilku minutach Krystian zauważa, że dziewczyna, choć patrzy, nie widzi. Nie zwraca uwagi na przesuwające się za oknem obrazy, jej źrenice nie podążają za mijanymi domami, drzewami, samochodami. "Ma jakiś problem" - myśli, a ona jakby przestaje panować nad odruchami i w jej spojrzeniu pojawia się coś niepokojącego. Wzrok, ruchy powiek, napięcie warg zdają się coś zapowiadać. "Wygląda, jakby miała zacząć płakać" - myśli Krystian.
     Po chwili widzi na jej policzkach wilgoć, którą ona zaczyna ścierać bardzo późno. Nagle najwyraźniej orientuje się gdzie jest. Ach, ten nawyk ukrywania swoich myśli i uczuć! Nieznacznymi, magicznymi ruchami osusza policzki, choć łzy płyną nadal. Wreszcie zaczyna widzieć i zauważa, że Krystian ją obserwuje. Przez kilka sekund patrzy mu w oczy i na chwilę na jej twarzy pojawia się uśmiech. "Przyłapałeś mnie".
     Interpretacja Krystiana: "Ona mi mówi, żebym się nią nie przejmował. Potrzebuje pomocy. Opuścił ją ktoś, kogo kochała, choć niekoniecznie mąż czy chłopak." I zastanawia się, czy nie odezwać się do niej, choć nie wie, co by miał powiedzieć.
     Na najbliższym przystanku wychodzi z autobusu. Krystian widzi, że stoi na zewnątrz.
     Osiem godzin później Krystian wraca tą samą drogą do domu. Zgodnie ze wspomnianą, żelazną regułą nie pamięta o dziewczynie. Przecież na niego spojrzała.
     Autobus jest bardzo zatłoczony. Krystian stoi na swoim ulubionym miejscu. Od przeciwległego końca "podium" dzieli go kilka osób. Ale w miarę drogi autobusu ludzi ubywa i w końcu widzi, że ta sama dziewczyna stoi w tym samym miejscu. Znowu go nie widzi, bowiem tym razem przegląda jakąś książeczkę. To album ze zdjęciami. Jest spokojna. Co jakiś czas patrzy za okno, najwyraźniej nie chcąc przegapić przystanku, na którym wysiądzie.
     Krystian już wie, że nie powstrzyma chęci nawiązania znajomości. Zupełnie nie myśli o tym, na czym miałaby ona polegać. Ale pamięta o żonie. Wyjmuje telefon, dzwoni do domu.Mówi cichym głosem, stoi odwrócony bokiem, aby rozmowa była niesłyszalna. Wie, że musi skłamać, ale jednocześnie nie chce, aby było to kłamstwo totalne i bezczelne.
     - Tak, słucham? - to żona.
     - Kochanie. To ja. Jestem potwornie zmęczony, a jednocześnie szef zwalił na mnie pewną pracę koncepcyjną. - na razie słowa pokrywają się z prawdą - postanowiłem wyjechać na dwa dni, żeby obmyślić kilka rzeczy związanych z pracą.
     - Tak? Teraz? No tak, teraz, inaczej byś do mnie nie dzwonił, Ale przecież nie masz ze sobą żadnych rzeczy.
     - To nic. Kosmetyki i szczoteczkę kupię na dworcu. Pociąg mam za 40 minut. Ale nie o to chodzi. Poprosiłem o kilka dni wolnego. Co byś powiedziała na to, żebyśmy w czwartek spotkali się w Zakopanem? Przywiozłabyś mi kilka drobiazgów, a ja tam będę dla ciebie trzymał miejsce w jakiejś chacie.
     Żona Krystiana wie, że on lubi takie zagrania. Po ich pierwszym spotkaniu, kilka lat temu, zaproponował, żeby następne odbyło się daleko od miasta, w którym mieszkają. Godzi się bez problemów. Krystian wyłącza telefon. Dostrzega słabe punkty swojego planu. Wymyślił, jak wykraść z życiorysu 48 godzin. Ale przecież nie pojedzie do Zakopanego - nie od razu. Nie wie, gdzie pojedzie. Być może do jakiegoś znajomego, którego żona nie zna i nie będzie mogła nigdy poznać. Być może do hotelu. Nie planuje, co prawda, żadnego romansu, ale nie chce, żeby cokolwiek się wydało. Nie planuje żadnego romansu, więc z pewnością nie umieści się u dziewczyny, do której chce przemówić. A już wie, że te 48 godzin przeznaczył właśnie dla niej. W jakim celu?
     Na razie zastanawia się, gdzie ona wysiądzie. Jadą w kierunku jego domu. Czy opuści autobus przed nim? Wtedy musiałby wyjść za nią, co go krępuje. Zresztą, co za różnica. Potem też wyjdzie za nią.
     Jednak nie. Nie wysiada. Razem mijają jego przystanek. I dopiero kilka przystanków później ona chowa album i odwraca się w kierunku drzwi. Autobus jest niemal pusty i Krystianowi dodaje to śmiałości. Wysiadają. Krystian wyprzedza ją o kilka kroków i wolno się odwraca w jej kierunku. Dziewczyna poznaje go. Krystian słyszy własne słowa. Nie identyfikuje się z nimi, bowiem powstają niemal bez udziału świadomości. Jednak syci się nimi, jest bowiem jak widz i słuchacz, świadek przemowy idealnie pasującej do sytuacji, więcej, kreującej tę sytuację na nowo.
     - Pani dziś płakała. Jest pani bardzo nieszczęśliwa. Ja czuję się bardzo szczęśliwy i jedyne, co zakłóca mój błogostan to to, że strasznie chciałbym przeżyć coś niezwykłego. Na przykład zderzenie z kimś nieszczęśliwym. Na przykład z panią.
     
     Środek
     
     Wierzcie mi, był pasjonujący, ale tylko dla Krystiana i dla niej. Po jego mowie (która wydała jej się zbyt oficjalna, ale wypowiedziana wyraźnie spontanicznie) postanowiła posłuchać go, cokolwiek miał powiedzieć dalej. Nie wyglądał na kogoś, kto usiłuje wykorzystać sytuację - jej rzeczywiście smutną sytuację - w złym celu.
     Krystian wyczuł jej uległość. Powiedział: "Spotkajmy się wieczorem na dworcu i wyjedźmy w góry", a ona się zgodziła. W Zakopanem znaleźli się następnego dnia rano. Opowiedział jej wszystko o sobie i o swoich myślach i czynach z dnia poprzedniego. O tym, że wyczuł, że zacznie płakać.
     Ona wytłumaczyła mu, dlaczego płakała. W albumie, który oglądała w autobusie, były zdjęcia - wizualny zapis szczęścia, które się skończyło. Mówiła, że nie byłaby w stanie zajrzeć do niego w domu, kiedy byłaby zupełnie sama. Te zdjęcia robili przypadkowi przechodnie, których jej chłopak prosił o poświęcenie chwili na pstryknięcie zwyczajnej fotki.
     Telepatycznie porozumieli się co do swoich relacji i działań na najbliższe dwa dni. Mieli zachowywać się dyskretnie, a jednocześnie wykorzystać maksymalnie darowany im czas.
     Krystian wynajął pokój dla siebie, ona dla siebie - w tej samej willi. Obie noce spędzili razem. Z domu wychodzili osobno, aby po kilkuset metrach objąć się, pocałować się i pójść gdziekolwiek.
     Czy Krystian uważał, że zdradza żonę? Nie. Umówił się sam ze sobą, że na ten czas staje się kimś zupełnie innym, sobie nieznanym. Miał też pewność, że przygoda z dziewczyną nie zostawi najmniejszego śladu w jego pamięci. Przez to wyjście z siebie nie zastanawiał się też, dlaczego ona tak łatwo się na wszystko zgodziła. Uznał, że tak miało być. Po prostu ta inna osoba, w jaką się przeistoczył, głęboko wierzyła w jakąś siłę sprawczą. Siła ta podarowała mu na dwa dni dziewczynę, po owych dwóch dniach miała mu ją na zawsze odebrać i dlatego należało się cieszyć każdą chwilą w teraźniejszości i wykreślić wspomnienia w przyszłości.
     Chciał mieć pewność, że kontroluje swoje uczucia. Przyszedł mu do głowy pomysł, aby zrobić jej zdjęcie, którego sama forma będzie testem na odporność przeciw wspomnieniom. W czasie pobytu kupił jednorazowy aparacik fotograficzny. Użył go tylko raz - dziewczyna rano stała nago przy odsłoniętym oknie. Wyglądała tak, jak mężczyźni widzą ideał kobiety - była zmysłowa, pełna uczuć i myśli. Stała skosem do niego i patrzyła na oświetlone porannym słońcem góry.
     Wywołał to zdjęcie w dwóch egzemplarzach, jeden dał jej.
     
     Koniec
     
     Ona pisze list, który on zastanie na stoliku, gdy wróci ze sklepu. Poszedł do niego właśnie po to, żeby dać jej możliwość pożegnania się z nim. Za dwie godziny do Zakopanego przyjedzie jego żona.
     "Gdy on ode mnie odszedł, wariowałam z rozpaczy. Było to tego dnia, kiedy się spotkaliśmy. Rano. Nie powiedziałam Ci tego, bo nie wydawało mi się ważne, że to takie świeże przeżycie. Moje myśli były dla mnie jedyne, choć tak banalne. O czym myślałam? Że straciłam człowieka, którego kochałam i o którego miłości byłam przekonana. Ale moje myśli bardziej dotyczyły tego, co on mi dawał. Czułości. Pieszczot. Bliskości i zainteresowania. I tego samego dnia spotkałamCiebie. Spotkałam w chwili, gdy mój głód czułości, pieszczot, bliskości, był bliski obłędu. Przeczułam, że możesz go zaspokoić, choć przecież nie wiedziałam, że masz żonę. Ty zaś przeczułeś, że przyjmę od Ciebie to zaspokojenie. To oczywiście był przypadek. Przyniósł też nieoczekiwany rezultat. Okazało się, że dałeś mi to zaspokojenie i przekonałeś mnie, że nie tylko mój były potrafi mi je dać. Wiem, że nie mogę mieć Ciebie, ale wiem też, że mój były nie był jedyną osobą, którą mogę pokochać. Ciebie nie pokochałam, bo na samym początku przedstawiłeś mi swoją sytuację i ja to zaakceptowałam. Zachowałeś się uczciwie, pewnie niechcący. Ruszam teraz w świat. Dzięki temu, że pojawiłeś się tak nagle, wtedy, gdy tego potrzebowałam, nabrałam wiary w swoje szczęście do miłości. Dziwne, utraciłam tę wiarę na zaledwie kilka godzin dzielących odejście tamtego i pojawienie się Ciebie, a zdawała się ona być naprawdę trwała.
     Ty, jak się zdaje, też nie jesteś stratny, prawda? Przeżyłeś to, co chciałeś..."
     
     Do listu dołączone było zrobione dwa dni wcześniej zdjęcie. Dziewczyna nie chciała mieć pamiątki.
     Krystian nie był zaskoczony ani zniknięciem dziewczyny, ani listem na stoliku (spalił go natychmiast po przeczytaniu) ani jego zawartością. Domyślił się, że pisząc o spełnieniu jego wymarzonych przeżyć dziewczyna musiała się uśmiechnąć. Spojrzał na zdjęcie i z zadowoleniem stwierdził, że przedstawia ono twarz (wyraźną, choć niezbyt piękną), ciało (bardzo kobiece), ale nie osobę, z którą połączyły go tak dziwne okoliczności. Nie dziewczynę, do której jeszcze ostatniej nocy mówił czułym głosem, którą pieścił i całował, a więc taką, której wspomnienie mogłoby kiedyś zakłócić jego miłość do żony. Spalił więc i zdjęcia. Nie był przecież ani kolekcjonerem kobiet, ani kolekcjonerem aktów.
     Potem poprosił o zmianę pościeli w łóżku, wywietrzył pokój, wypił herbatę i poszedł na dworzec.

***

     - Nie Olga, wybacz, ale mam tego już dość. Albo wyślesz do niego list, w którym zerwiesz z nim wszelkie kontakty, albo z nami koniec.
     Po raz pierwszy Olga uległa mojemu naciskowi w tej sprawie. Następnego dnia przyszła do mnie i powiedziała, że list jest gotowy do wysłania. Właściwie nie list, tylko karteczka z notesu. Ona też była gotowa.
     - Pokaż - poprosiłem.
     Krzysiek,
     Kilka dni temu wydarzyło się chyba za dużo. Niech miłość znaczy miłość, a małżeństwo - małżeństwo. Uważam, że nie powinniśmy się więcej spotykać.
     Olga

     - Żartujesz sobie? - spytałem podniesionym głosem - "chyba za dużo" i "uważam, że"?
     - A co według ciebie powinnam napisać? - Olga próbowała się bronić.
     - Przecież z tego listu wynika, że nie jesteś pewna, co powinnaś zrobić, a jeśli już coś postanawiasz, to ze względu na Jolę. Pierdolę takie zerwanie. Musisz to sformułować ostrzej i dobitniej.
     Olga usiadła i napisała list jeszcze raz. Tym razem uznałem sprawę za zakończoną.
     Ślub odbył się w rodzinnym mieście Joli. Nie była w ciąży.
ciąg dalszy na następnej stronie

poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

7
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.