Magazyn ESENSJA nr. 3 (III)
grudzień 2000 - styczeń 2001





poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

Artur Długosz
  Cierpliwości. Patrzcie na Kinga...

        Wywiad z Tomaszem Kołodziejczakiem, redaktorem naczelnym "Świata komiksu", animatorem komiksu w Polsce. Tomek opowiada o procesie odradzania się komiksowego rynku, o planach wydawniczych firmy Egmont, największego obecnie wydawcy komiksów w Polsce, w tym o wielkim komiksowym konkursie...

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Tomasz Kołodziejczak
(zdjęcie pochodzi z Fandom i ja)
ESENSJA: - Egmont zdecydowanie odmienił sytuację komiksu w Polsce. Zaczynał wprawdzie spokojnie; w chwili przejścia "Świata komiksu" na cykl dwumiesięczny można było nawet zacząć się obawiać. Tak to przynajmniej wyglądało z perspektywy czytelnika. A jak z Pana strony? Czy ten początkowy okres był bardzo ciężki, wymagał sporej determinacji? Jak Pan wspomina pierwsze kroki Egmontu na polskim rynku komiksowym?

TOMASZ KOŁODZIEJCZAK: - Nie pamiętam początku działania Egmontu na tym rynku, bo zacząłem pracować w firmie w roku 1995. Z kolei Egmont wydaje komiksy od początku obecności w Polsce, czyli od roku 1990. Na początku były to komiksy, które niespecjalnie interesują prawdziwych fanów - komiksy dla dzieci. Był to magazyn "Donald Duck", a 2-3 lata później ukazały się dwa pierwsze numery "Tintina". Nie zostały dobrze przyjęte i cykl zamknięto. Dwukrotnie też próbowano wydawać "Smerfy".
W latach 1994-95 - jeszcze przed moim przyjściem - Egmont wydał dwa tomy "Thorgala". Jednak bez większych sukcesów.
Po tych doświadczeniach z komiksami albumowymi, francuskojęzycznymi (był jeszcze taki album "Nowa generacja" z krótkimi humorystycznymi historyjkami wydawnictwa Dupuis - części bohaterów stamtąd używałem potem w "Świecie Komiksu") firma zamknęła tę linię produkcyjną. Wciąż jednak byliśmy liderem na rynku komiksu dziecięcego. "Kaczor Donald" jest tygodnikiem dziecięcym o największym nakładzie w Polsce! I jest to komiks, choć niektórzy sądzą inaczej...

Brak ilustracji w tej wersji pisma
- Oczywiście, że to komiks, tylko skierowany do innego audytorium, do dzieci. Natomiast można chyba połączyć pańskie przyjście do Egmontu z aktywnym działaniem firmy na rynku komiksu dla doświadczonego odbiorcy.

- Tak. To co powiedziałem wcześniej, to po to, by nie powstało wrażenie, że to ja wpadłem na pomysł wydawania komiksów.
Ja tylko uznałem, że jeśli mam 200-300 tysięcy czytelników dziecięcego pisma komiksowego "Kaczor Donald" (a zacząłem pracę od kierowania tą serią), to po dwóch, trzech latach będę miał grono 10-, 12-latków, którzy już Kaczora nie czytają - jest dla nich za dziecinny - ale są nauczeni konsumpcji tego rodzaju rozrywki, jaką jest komiks. To była pierwsza rzecz.
Druga to fakt, że jestem wariatem komiksu. Bardzo je lubię i przychodząc do Egmontu miałem już pomysł, że można coś w tym temacie zrobić. Jednak mój szef chciał, żebyśmy poczekali i zobaczyli, jak zostanie przyjęty "Kaczor Donald". I poczekaliśmy całkiem długo...
Pierwsze projekty "Świata Komiksu" napisałem w roku 96. Pismo ukazało się dwa lata później. Dużo czasu zajęły negocjacje kontraktów, wybór serii.
Od samego początku zakładaliśmy, że pismo będzie platformą promocyjną i organizującą bardzo rozproszonych czytelników komiksu.
Na kształt "ŚK" wpłynęły dwie rzeczy. Wydawało mi się, że jego odbiorcą będzie czytelnik młodonastoletni. Do tego nie wierzyłem, że jest zapotrzebowanie na komiks nowoczesny, undergroundowy, dziwny. Taki, jaki dominuje na festiwalach komiksowych.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W efekcie w "Świecie Komiksu" dominowały historyjki może nie dla dzieci, ale takie, które dzieci są w stanie przeczytać. Uważam, że takie komiksy jak "Lucky Luke", "Iznogud", czy "Sprytek" to komiksy dla czytelnika dorosłego... Mnie bawią, a jestem przecież dorosły. W pierwszych numerach pisma takie właśnie historie królowały. Jeśli pojawiały się historie realistycznie, czy fantastyczne, to były brane z łagodniejszego obszaru, np. "Valerian".
Niestety okazało się, że to nie działa.
Pierwsze numery sprzedały się w niesatysfakcjonującym nakładzie. Zmienialiśmy cenę, nakład, objętość, sposób wydawania - ale to dalej nie skutkowało. Pismo było deficytowe, wisiała nad nim groźba zamknięcia.
Wtedy zdecydowałem się na zmianę z miesięcznika na dwumięsiecznik. Miało to pozwolić nam złapać oddech, dać czas na refleksję i reakcję. Wreszcie fakt, że pismo ukazuje się nie dwanaście tylko sześć razy do roku, dawał nadzieję, że sprzeda się go trochę więcej. Liczyliśmy też, że jeśli nawet będziemy do niego dokładać, to tylko 6 razy do roku a nie 12. Tak to mniej więcej wyglądało.

- Ale dziś wygląda to chyba inaczej. Egmont jest potentatem na polskim rynku komiksowym. Wydajecie nowe albumy, nowe cykle. I to coraz częściej i coraz więcej. Jak jest polityka wydawnictwa? W jakim kierunku będzie się ono rozwijać?

Brak ilustracji w tej wersji pisma
- Mam nadzieję, że w kierunku: "częściej, wyżej, dalej". Jednak wszystko zależy od wydolności klienta. Na Zachodzie jest masa dobrych komiksów i można je wydać u nas, ale problemem jest chłonność polskiego rynku. Jest niewiele osób, które są skłonne wydawać pieniądze na taką rozrywkę, jak komiks. Jest to grupa nieliczna, ale wierna.
Nakłady "Thorgala" i "Asteriksa" - naszych bestsellerowych publikacji - wynoszą 20-30 tysięcy egzemplarzy. Cała reszta sprzedaje się na poziomie 4-6 tysięcy egzemplarzy. I to jest ta różnica skali. Widać realną siłę nabywczą tego rynku.
Zaczynałem od wydawania mniej więcej trzech albumów na dwa miesiące. Dziś, jeśli dodamy reedycję "Thorgala", są to cztery albumy co 2 miesiące. W 2001 roku chcę, żeby było ich 7 w ciągu dwóch miesięcy. Jest to realne.

- Wydania jakich tytułów i cykli mogą spodziewać się polscy miłośnicy komiksu?

- Przede wszystkim będziemy zwiększać ofertę komiksów środka: nie typu "Slaine" czy "Lucky Luke". Od początku roku zaczniemy wydawać serię "Książe nocy", której pierwszy tom był drukowany w "Świecie Komiksu". Prawdopodobnie trzy z pięciu albumów ukażą się w 2001 roku.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Będziemy też kontynuować "Armadę" i wydawać serię "Aqua Blue". Jeden album z niej ukazał się w "Świecie Komiksu". Zmienimy jednak kolejność, żeby nie wydawać pod rząd dwa razy tego samego albumu. Zaczniemy więc od albumy piątego, z nowego podcyklu tej serii, rysowanego przez inną osobę.
Myślę też o kontynuacji "Gwiezdnych Wojen"- tutaj rozmowy jeszcze trwają. Wydamy również kolejne tomy "Yansa". Kiedy ukażą się wszystkie nowe, może przystąpimy do wznowień.
Prowadzimy też rozmowy na temat innych tytułów. Myślę o jakimś komiksie sensacyjnym, ponieważ pojawiła się konkurencja w tym obszarze.
Z drugiej strony będzie więcej komiksów humorystycznych, które nazywam roboczo komiksami o "walniętych chłopcach", ponieważ na samym początku roku uruchamiamy wydawanie "Kid Paddle'a" - kultowego komiksu graczy komputerowych we Francji. W połowie roku powinny się ukazać pierwsze albumy z serii "Mały Sprytek", a jesienią "Titeuf". Są to trzy serie o chłopcach, ale to komiksy raczej nie dla dzieci - jest tam dużo nagich kobiet i skojarzeń, które zrozumieją tylko dorośli.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Jeśli chodzi o komiks trudniejszy, to będziemy kontynuować "Slaine'a". Rozważam też wydanie "Hellboya", ale to są plany nie do końca sprecyzowane.

- Można dostrzec też komiksowe akcenty w "Odkrywcy", popularnonaukowym piśmie dla 10-14-latków. Czy ma ono wychować kolejne pokolenia fanów komiksu?

- To pismo jest tak skonstruowane, że ma ucząc bawić, czy też bawiąc uczyć i komiks tam spełnia rolę użytkową.
Nie jest tak, że ja tam daję komiks, żeby potem te dzieci czytały komiksy. Jest raczej odwrotnie. Daję tam komiks, żeby dzieci sięgnęły po gazetę. Komiks jest nośną formą wyrazu: można dzięki niemu powiedzieć zabawnie pewne rzeczy, które ciężko jest powiedzieć w artykułach.
Dla "Odkrywcy" rysuje "kwiat młodego komiksiarstwa" polskiego: Śledziu, Tomek Piorunowski, Krzysiek Kopeć, Darek Żejmo, a ze starszego pokolenia rysowników, Jacek Skrzydlewski.

- Ale też inne wydawnictwa Egmontu, np. "Świat gier komputerowych" promują komiks. Czy dodatki, jak np. "Matrix według Śledzia", zagoszczą na stałe w "Świecie gier komputerowych"?

- To nie jest związane z naszymi działaniami komiksowymi. Śledziu, czyli Michał Śledziński, jest odkryciem "Świata Gier Komputerowych". Mój przyjaciel Piotrek Pieńkowski, szef "ŚGK", odnalazł Śledzia i udostępnił mu swoje łamy. Tak naprawdę do środowiska komiksowego Śledziu trafił, kiedy zaczął wydawać ziny, najpierw "Azbest", potem "Produkt". Jego prac jest dużo w różnych miejscach, rysuje m.in. dla Piotrka do pisma dla małych dzieci "Cybermycha". Rysuje też dla mnie. Jest po prostu jednym z kilku komiksiarzy w Polsce, którzy pracują ciężko i mężnie znoszą trudności rynku. W przypadku Śledzia to skutkuje, bo komiks stał się źródłem jego utrzymania.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
- Czy Egmont planuje wydawać edycje kolekcjonerskie - albumy w twardych okładkach i na lepszym papierze? Czy jeszcze na to za wcześnie?

- Jedno musimy ustalić. Jeśli potencjalna liczba klientów na komiks w Polsce wynosi 4-5 tysięcy, to czy nie oznacza, że to są właśnie ci maniacy? Jeśli ja w takim nakładzie wydaję normalne albumy, to w jakim nakładzie musiałbym drukować edycje kolekcjonerskie? Tysiąc egzemplarzy?
Nie widzę takiej konieczności, ale rozumiem potrzebę wariatów komiksowych posiadania tak wydanych komiksów. Sam chciałbym mieć na półce pięknie oprawione tomy.
Jednak takie wydania muszą wpływać na cenę komiksów, która i tak nie jest niska. To po pierwsze.
Po wtóre i tak są one już dla zbyt wąskiego grona odbiorców. Moje przekonanie podziela na przykład Grzegorz Rosiński - zawsze twierdzi, że komiks może być wydawany w miękkich oprawach. Zwyczaj publikowania w twardych oprawach wziął się z Francji. Jednak w większości krajów Europy komiksy robi się w miękkich oprawach. Są też serie kolekcjonerskie... Ale musimy spojrzeć prawdzie w oczy: w ciągu ostatniego półtora roku wydaliśmy więcej komiksów, niż ukazało się w ciągu poprzednich sześciu lat! Na naszym rynku wydawanie serii kolekcjonerskich wydaje się bezsensowne.


- Jak rozumiem nie jest to wykluczone, ale jeszcze na to za wcześnie?

- Tak mi się wydaje.

- Cena pierwszego albumu z cyklu "Skarga utraconych ziem" jest wyższa od albumów "Thorgal". Co to oznacza? Zmiany w cenach?

Brak ilustracji w tej wersji pisma
- Trzymamy ceny już półtora roku. Inflacja w Polsce wynosi 10% rocznie. Rachunek jest więc prosty: po roku komiks, który kosztował 15 zł, powinien kosztować 16,5 zł.
"Sioban" ma więcej stron niż "Thorgal". W większości komiksów, które były grubsze, np. "W poszukiwaniu Ptaka Czasu", staraliśmy się trzymać cenę. Droższy był "Slaine".
Ruch cenowy jest jednak nieunikniony - te komiksy będą w przyszłym roku więcej kosztować. Nie mam jeszcze precyzyjnych ustaleń co do cen poszczególnych serii, ale uogólniając: zmiany cenowe dyktowane są właśnie inflacją, nie żadnymi zmianami strukturalnymi.
Może być tak, że zostawimy ceny albumów komediowych, które kupuje więcej młodszych odbiorców, a podniesiemy ceny albumów dla dorosłych, wyrafinowanych odbiorców. Tego jeszcze nie wiem.
Na pewno droższe będą "Gwiezdne Wojny". Jeśli zaczniemy je wydawać, to już nie podzielone tomy, tak jak przy pierwszych "Opowieściach Jedi". Następny ukaże się już w jednym tomie. Wtedy taki 140 stronicowy album będzie kosztował około 25 zł. Jest to związane po prostu z jego objętością, masą papieru, liczbą klisz, które trzeba kupić itd.

- Wydana ostatnia antologia polskiego komiksu jest czymś wyjątkowym na naszym rynku.

- Plan był taki, żeby przejść do historii (uśmiech)

- Jaki przyświecał temu cel? Czy osiągnęliście to, co zamierzaliście?

- Nie w 100%. Dlaczego zrealizowałem ten projekt? Bo lubię działać, lubię akcję. Ten projekt wyszedł częściowo właśnie z tych powodów.
Nie były to powody komercyjne, nie robiłem tego też by zawrzeć układy z polskimi rysownikami. Ja ich wszystkich znam i nie potrzebuję do tego wydawać antologii.
Założenie było takie, że chcemy wydać książkę, która będzie książką pamiątkową dla środowiska. Dla nas będzie czymś, czym można będzie się pochwalić od strony Public Relations, poczuć się przyjemnie, nieco jak mecenas komiksu.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Uznałem też, że warto spróbować pokazać polskich rysowników w świecie. Moja wiara w to, że będzie z tego pożytek i że ktoś z nich gdzieś tam się sprzeda jest znikoma. Niemniej uważam, że jak się nie próbuje to się nie ma.
Powodem były też targi książki we Frankfurcie. Był tam polski pawilon, w którym pan Rusek z Biblioteki Narodowej organizował wystawę polskiego komiksu. I wzięliśmy udział w tej wystawie; może nie jako sponsor, ale partner, który ją wspomógł. Wydrukowaliśmy broszurę prezentującą polskich rysowników. Dostarczyliśmy też pewną liczbę "Antologii", po to, aby pan Rusek mógł nią dysponować i rozdawać komiksowym VIPom. Ja sam również dostarczałem ten album wydawcom, z którymi kooperujemy lub zamierzamy współpracować.
Pożytek z "Antologii" może będzie żaden, ale przynajmniej spróbowałem. Bo polski komiks lat 90. jest bardzo rozproszony, enigmatyczny. To fanziny, jakieś niskonakładowe periodyki - żadnych zwartych druków albumowych. Taka książka sprawia, że za 10-20 lat, ktoś interesujący się polskim komiksem, w jednym miejscu znajdzie wszystko.
No i chcieliśmy znaleźć się w historii.

- A czy Egmont byłby zainteresowany wydawaniem albumów rodzimych twórców? Czy mieści się to w formule wydawnictwa? Myślę, że jest w Polsce potencjał, który za godziwe pieniądze byłby w stanie stworzyć profesjonalne, pod względem fabularnym i plastycznym, historie... To dość skomplikowane pytanie, ale..?

- Nie, to proste pytanie. I prosta jest odpowiedź: tak, jestem zainteresowany wydawaniem takich albumów. Mam już pewne oferty.
Ale żeby wydawać polskie albumy polscy rysownicy muszą spełnić kilka warunków, a o to się właśnie obawiam. Nie mam ochoty wydawać albumów z przyczyn charytatywno-towarzyskich. To nie wchodzi w rachubę. To antologia jest ukłonem w stronę środowiska.
Wydawanie komiksów jest moim zawodem. To biznes, który realizuję. Aby móc wydawać opłacalną serię tak naprawdę muszę wydawać 2-3 albumy rocznie - to jest związane z opłacalnością promocji takiej serii, budowaniem sprzedaży. Tak naprawdę żaden polski rysownik w tej chwili nie jest w stanie dostarczyć mi takiej masy materiału. I praktycznie żaden nie ma takiej masy materiału na wysokim poziomie, by ruszyć z serią.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Wiąże się to oczywiście z podstawową rzeczą: w Polsce nie ma pism komiksowych. Owszem jest nasz "ŚK", "Produkt" czy inne rzadziej pojawiające się periodyki typu "AQQ". Ale jest ich za mało, za rzadko się ukazywały i nie stworzyły potrzebnej masy krytycznej. Podaję przykład: facet, który rysuje komiksy "Kid Paddle", narysował 60 czy 70 odcinków do tygodnika, jakim jest "Spirou", zanim opublikował pierwszy album. Przez 1,5 czy 2 lata pracował. Dopiero potem ukazał się pierwszy album. Cały czas rysował też kolejne odcinki, a one systematycznie przybierały postać albumową. W Polsce tego nie ma.
Problemem jest też fakt, że potencjalne pieniądze, które może zarobić autor na takiej produkcji są nie za duże. Co za tym idzie autor nie jest w stanie robić tego na full time, a jak nie jest w stanie tego robić na full time, to nie jest w stanie tego zrobić w ogóle. Praca przy albumie komiksowym zajmuje około pół roku. To co powiem jest brutalne: ale jak ktoś tego nie może zrobić, to nie będzie drukował. To dotyczy każdej innej branży. Siedzę trochę w branży SF i zawsze podaję ten sam przykład: jak ktoś nie chce pisać powieści, bo za mało mu za nie płacą, to ich nie będzie pisał i wydawał. I rzeczywiście w Polsce pisarze SF to najczęściej hobbyści. Ja jestem hobbystą. Pisuję jedną powieść na trzy lata, bo częściej mi się nie chce, a pieniędzy z tego nie mam prawie żadnych. Ale mam ochotę raz na trzy lata to zrobić i mój wydawca łaskawie się na to zgadza.
Natomiast jako wydawca komiksów nie zgodzę się na coś takiego; muszę mieć dwa, trzy albumy, które w krótkim czasie mogę wydać, żeby wprowadzić serię na rynek, a potem drukować jeden czy dwa albumy rocznie.
Jest w Polsce tylko kilka par czy pojedynczych osób, którzy tworzą dużo i regularnie. To Skarżycki i Leśniak, którzy obsługują w tej chwili trzy czy cztery serie komiksowe drukowane regularnie. Jest Śledziu, który sam rysuje dla całej masy tytułów. Jest Krzysiek Kopeć, który robi dość dużo do pism dziecięcych. Są Adler i Piątkowski ze swoim kapitalnym wejściem zarówno w "Resecie", jak i nieszczęsnym "Kronie".
To łebscy goście, którzy w kraju o nieco szerszym rynku komiksowym spokojnie by funkcjonowali. Natomiast dlatego, że nasz rynek jest rachityczny, że jest to dla nich działalność hobbystyczna, to tak nie jest. Jeśli się policzy "Kica Przystojniaka", to jest tam chyba ze 70 narysowanych odcinków. To wciąż za mało.

- Czy nie odnosi Pan wrażenia, że w Polsce powstaje za mało komiksów komercyjnych, a zbyt dużo artystycznych, trudniejszych w odbiorze. Przy takiej dysproporcji utrudniona jest chyba wszelka promocja polskiego komiksu.

- Oczywiście, że tak. W Polsce prawie nie powstają komiksy komercyjne. Jeśli nie liczyć tych paru osób - jak duet Skarżycki-Leśniak, których niektóre komiksy można uznać za komercyjne - to Polska nie ma takiego komiksu. A dlaczego? Bo nikt go nie drukuje. Mamy do czynienia z typowym sprzężeniem zwrotnym.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
A teraz zdradzę, jaki mam pomysł. Ten pomysł zrealizuję w następnym numerze "ŚK". Wiadomość jest już oficjalna. Będziemy ogłaszać konkurs na cykl komiksowy. Szczegółów jeszcze nie znam. Ale idea jest taka: warunkiem uczestnictwa będzie przysłanie nam zamkniętej, zakończonej historyjki, maksymalnie o objętości około ośmiu stron, oraz scenariuszy trzech kolejnych historyjek. Najlepsze prace zostaną wydrukowane w "ŚK". Ich twórcy dostaną nagrody pieniężne, zaproponujemy im też regularną obecność na naszych łamach.
To jest pierwszy krok, który moim zdaniem, może umożliwić późniejsze robienie albumów komiksowych. Ale ten proces musi trwać. Rynek się rozwija, choć wciąż jest jeszcze nieduży i płytki.
Konieczna jest cierpliwość. Ja zacząłem wymyślać "ŚK" w roku 96., pierwszy numer ukazał się w 98., pierwsze albumy zaczęliśmy wydawać w 99., pierwszy polski album ukazał się w 2000 roku. Z pewnością wszystko to szybciej by się potoczyło, gdyby od razu poszło nam lepiej.
To samo dotyczy rysowników: na wielkie sukcesy trzeba poczekać.
Stephen King trzy lata mieszkał w przyczepie campingowej żrąc zupy Campbela, napisał chyba osiem powieści, których nikt nie chciał wydać. Więc patrzcie na Kinga.

- Czy Egmont zareaguje w jakiś specjalny sposób na akcję wydawniczą Siedmiorogu. Pierwsze albumy z serii XIII są wydane bardzo dobrze i są stosunkowo tanie?

- Są wydane lepiej niż nasze - nie bójmy się tego powiedzieć. Mają twarde okładki i chyba lepszy papier.
Ale kroki, które podjęliśmy i tak były w planach: zaczęliśmy lakierować okładki, daliśmy trochę lepszy papier, np. w "Siobanie" mamy już kredę. Innej reakcji nie będzie. Standardowo nasze komiksy będą miały miękkie okładki z dobrym lakierem, będą drukowane na papierze takim jak dotychczas. Planowany wzrost cen będzie taki, jak zakładaliśmy i o jakim już mówiłem - pomiędzy 15 a 17 zł. Uważam, że taka cena za album komiksowy jest właściwa. Nie wierzę, że wyścigiem cen w dół można radykalnie zwiększyć liczbę klientów, bo ich po prostu nie ma.
Jednak póki co, to Siedmioróg musi patrzeć na to, co my robimy.
Poza tym, gdy konkurencja na rynku jest większa, korzysta czytelnik.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
- Nie rozumiem powodu zamieszczenia aż tylu stron "Armady" w "Świecie komiksu"? Jest do na pewno dobre i sprawdzone posunięcie z punktu widzenia marketingu, ale dotarło do mnie sporo głosów z narzekaniami od czytelników o marnowaniu cennych stron dwumiesięcznika.

- "ŚK" miał się ukazać wcześniej, a komiks "Armada" później. Fragment "Armady" ukazał się po tym, jak "Armada" pojawiła się w księgarniach. Tak być nie powinno i to jest mój błąd jako wydawcy.
Pierwotnie "Armada" miała być drukowana w odcinkach w "ŚK". Uznaliśmy jednak, że to nie ma sensu i że od razu skierujemy ten komiks do druku albumowego. Planowaliśmy, że w "ŚK" ukaże się fragment, te osiem plansz, a dwa, trzy miesiące później wyjdzie album.
Ale na skutek różnych wydawniczych perypetii album wypuściliśmy wcześniej, a pismo później.

- I stąd te głosy niezadowolenia...

- Słuszne zresztą. "ŚK" spełnia wobec albumów funkcję promocyjną. Duża część pisma jest związana z prezentacją albumów. To są strony na kupony Klubu, strony z artykułami o komiksach, które wydajemy w Klubie (np. "Kid Paddle" będzie miał swoją stronę).
Sytuacja, kiedy fragment komiksu ukazuje się w piśmie, choć wcześniej ukazał się już w całości w albumie, nie powinna mieć miejsca. Bardzo za to przepraszam.

- Czy jest szansa, że "Świat komiksu" będzie miesięcznikiem?

Brak ilustracji w tej wersji pisma
- Nie podejrzewam. Szansa oczywiście jest, ale na pewno nie w 2001 roku. To tempo raz na dwa miesiące umożliwia nam dostęp masowy. Księgarnie nie znajdują się w każdym mieście, a kioski tak. Mamy więc czas i jesteśmy dzięki temu w stanie dotrzeć do bardziej masowego odbiorcy. Możemy niemal wszędzie i każdemu pokazać albumy, które wydajemy, dać trochę historyjek komiksowych.
Myślę jednak o pewnych zmianach gazety. Mam różne koncepcje: grubiej - drożej, cieniej - taniej, lepsza okładka, gorszy papier, a może czarno-białe komiksy. Będzie też więcej Polaków, np. numer szósty to będzie numer w którym wydrukujemy więcej polskich plansz niż wydrukowaliśmy w sumie od początku istnienia pisma. Będą Adler z Piątkowskim, będzie Truściński...

- "Świat komiksu" spełnia bardzo ważną rolę, ale brak mu udziału w integracji środowiska komiksowego, czy to odbiorców, czy też twórców. Być może jest już najwyższa pora na taki krok? Co Pan o tym sądzi, i czy takie posunięcia są brane pod uwagę?

- Znam tych wszystkich ludzi, lubię ich i uczestniczę w życiu środowiska. Natomiast nie wydaje mi się żeby "ŚK" miał być pismem obsługującym to środowisko. Są gazety takie jak "AQQ" czy kilka dużych zinów komiksowych typu "Krakers", które sprawy środowiskowe załatwiają w sposób doskonały. Ja informuję o konwentach, robię z nich relacje, wpuszczam polskich grafików: zrobiliśmy np. dwie fajne akcje z rysowaniem przez młodych rysowników najpierw komiksów Christy, potem postaci Thorgala. Jednak nie jest moim celem robienie pisma środowiskowego, bo to środowisko liczy 1000 osób.

- Dziękujemy za wywiad


W imieniu Esensji rozmawiał Artur Długosz

poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

61
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.