Magazyn ESENSJA nr. 3 (III)
grudzień 2000 - styczeń 2001





poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

Ryszard Dziewulski
  Bez pamięci

        kontynuacja z poprzedniej strony

     Kušik zamknął oczy i na wszelki wypadek prześledził w myślach rozmieszczenie pawilonów i większych alejek. Po raz ostatni spojrzał na plan arboretum i podał go któremuś z kolegów. Zdjął z nosa okulary i schował je do futerału. Sznur zielonych furgonetek WZS przejechał przez wielkie drewniane wrota w chwili, gdy nad ogrodzonym terenem pojawiły się sylwetki policyjnych i wojskowych helikopterów. Skręciwszy w aleję biegnącą wzdłuż muru, furgonetki, począwszy od ostatniej, zatrzymywały się co pięćdziesiąt metrów. Wysypujący się z nich ludzie wkrótce utworzyli długą tyralierę, która miała przeczesywać ogrodzony teren. Pod przeciwległym murem podobną tyralierę miała uformować antyterrorystyczna jednostka specjalna "Grom". Zamknięcie dużo większego, zewnętrznego pierścienia powierzył Baronelli przydzielonym mu przez Ministerstwo Obrony batalionom brygady powietrzno-desantowej.
     Furgonetka prowadząca kolumnę zatrzymała się jako ostatnia. Stanislav Kušik zeskoczył na ziemię, włożył kask i zapalił latarkę przymocowaną do armatki miotającej sieciami, w jaką uzbrojony był każdy z uczestników operacji. Jego oddział miał przeczesać pas terenu leżący pomiędzy stawem a zachodnią częścią muru. Przełknął ślinę, zacisnął dłonie na zimnej lufie i ruszył przed siebie.
     Nie musiał uczestniczyć w tej akcji, lecz nie wahał się ani przez moment. Zresztą jakiekolwiek wahanie nie figurowało w aktualnym wykazie alternatywnych możliwości działania inspektora Stanislava Kušika. Decydował los. Ślepy bieg wypadków - ten sam, który nie pozwolił mu dzisiaj zasnąć i któremu poddawał się bez grymasów, nie wiedząc dlaczego i nawet nie próbując się nad tym zastanawiać. Był to jego pokutny ukłon w stronę przeznaczenia, w które zresztą nie wierzył.
     Radio trzeszczało głosem Baronellego, który dowodził całą operacją z budynku DODK. Wydawał swe polecenia, przechadzając się po obszernym pokoju SAT-SECURITY. Na wielkich monitorach obserwował zarówno satelitarną "wizję" terenów arboretum, jak i graficzną interpretację wskazań trzykilometrowego pierścienia fotokomórek.
     - Zachodnia ściana! Duże zgrupowanie! Przedostają się poza obręb muru! Powtarzam: wydostają się na zewnątrz! Zamknąć pierścień! Jak najszybciej zamknąć wewnętrzny pierścień!
     Kušik usłyszał przed sobą trzask łamanych gałęzi, a po upływie sekundy poczuł w całym ciele uderzenie adrenaliny wydzielonej przez jego gorliwe nadnercza do krwiobiegu. Za drzewami, po zewnętrznej stronie muru, dostrzegł łunę. Bał się, lecz - jak wszyscy jego koledzy - zrobił to, czego oczekiwał od nich dowódca: ruszył biegiem przed siebie.
     Zobaczył ich, gdy tylko wypadł z gęstwiny. Tłum Skórołbów przelewał się przez wyrwę w murze, a od strony pawilonów wciąż jeszcze nadbiegali maruderzy. Za wyrwą płonął słup ognia, oświetlający w iście piekielny sposób szatańskie malowidła łysych głów. Po drugiej stronie potoku kolorowych czaszek trzęsły się światła latarek chłopaków z "Gromu". Charakterystyczne świsty miotanych w powietrzu sieci rozlegały się na przemian po jednej i drugiej stronie stłoczonych przebierańców. Kilkunastu z nich padło skrępowanych, lecz wtedy stało się to, o czym nikt wcześniej nie pomyślał: Skórołby, jak na komendę, zaczęły siec leżących mieczami i toporami.
     Uczestnicy akcji odrzucili puste armatki i ruszyli w pomoc leżącym przebierańcom, zasypując atakujących gradem gumowych pocisków i rażąc ich prądem paralizatorów. Kušik jednak wciąż trzymał w rękach armatkę i - jak zamieniony w kamień - przez chwilę przyglądał się jednej z szalejących postaci. Światło latarki skierował na wymalowaną głowę Skórołba i zbliżył się do niego na ugiętych nogach. Barbarzyńca spojrzał na niego i uniósł zakrwawioną lancę. Zanim nacisnął na spust armatki, Kušik rozpoznał dobrze sobie znaną twarz. To był... Lutz. Inspektor Johannes Lutz.
     
     Piątek, 29 października, godz. 0.15
     
     Świetliste punktowce patrolowych helikopterów przeczesywały teren arboretum i jego okolicę. Tuzin ambulansów lawirował po alejkach i między nimi, usiłując dotrzeć do miejsc potyczek. Kilkadziesiąt aut osobowych i policyjnych oraz drugie tyle furgonetek i ciężarówek transportowych - stało z pozapalanymi światłami w różnych miejscach arboretum. Setki umundurowanych postaci, krążących z latarkami pośród drzew i krzewów, nie zwracając uwagi na lament botaników, rozdeptywało wszystko, co tylko dało się jeszcze rozdeptać.
     Carlos Baronelli stał przed wielką wyrwą w sześciometrowym murze i obserwował dopalające się szczątki przedziwnej drewnianej konstrukcji.
     - Jak myślisz, Kušik, co to jest?
     - Bo ja wiem... Chyba... frondibola... Albo trebusz.
     - Co?
     - Machina miotająca.
     Nadinspektor pokiwał głową z niedowierzaniem. Kušik pokazywał palcem.
     - To wielkie żelastwo musiało być czymś przytwierdzone do krótkiego ramienia tej belki. Na dłuższym ramieniu powinno być... coś w rodzaju procy, składającej się z siodła na sznurach, gdzie umieszczano... te... pociski.
     - Procy?
     - Może się spaliła, albo w ogóle jej nie było. Tych pocisków jest więcej po zewnętrznej stronie muru.
     - Wyglądają jak stare klocki hamulcowe od wagonów kolejowych.
     Kušik podniósł jedną sztabę i przyjrzał się jej z bliska.
     - I to są stare klocki hamulcowe od wagonów kolejowych.
     - Musieli przytargać je ze sobą. Może ich meliny powinniśmy szukać w pobliżu jakiejś kolejowej bocznicy...
     - Albo wysypiska złomu...
     - Jak to możliwe, żeby nikt z naukowców nie usłyszał odgłosów rozwalania muru?
     - Jeden z profesorów powiedział mi, że gdy rozwalali mur, wewnątrz arboretum było już pełno Skórołbów. Musieli przełazić górą. A burzenie nie trwało długo. Profesor twierdzi, że uderzeń nie było więcej niż dziesięć.
     - Tylko po co go burzyli? - Baronelli westchnął i sam odpowiedział na zadane przez siebie pytanie - Żeby porwać wnuczkę prezydenta. - Zamyślił się i westchnął po raz drugi. - Wywalą mnie z roboty...
     Kušik przytaknął ze współczuciem.
     - Zewnętrzny pierścień... Nie zdążyli go zamknąć?
     Nadinspektor uniósł brwi, rozszerzył oczy i rozłożył ręce.
     - Komandosi dali dupy!
     - Wszystko wskazuje na to, że porwanie Odin było ich jedynym celem. Zupełnie nie zwracali uwagi na inne osoby. Ten profesor, zdaje się... Bolea, w trakcie całego zajścia przebywał w pawilonie piątym - tam, gdzie stoi aparatura. Powiedział, że jeden ze Skórołbów wszedł do środka, spojrzał na niego i po prostu wyszedł. Zupełnie go zignorował.
     - A ten ochroniarz? Raczej nie wyglądał na zignorowanego.
     Björn, oświetlając sobie drogę latarką, wyłonił się zza drzew. Wyraz jego twarzy stanowił jedynie nikłe świadectwo tego, co działo się w jego głowie. Po raz kolejny nie uczestniczył w przeprowadzonej przez wydział akcji. Takiej akcji! Podszedł do rozmawiających.
     - Panie inspekto...
     Baronelli wycelował w niego wskazujący palec.
     - Ilu mamy Skórołbów? Tych żywych.
     - Siedemnastu rannych i dziewięciu zdrowych, w tym Lutz.
     - Keller go sprawdził?
     - Tak. Wszystko się zgadza. Analiza numer pięćdziesiąt cztery tysiące... ileśtam łamane przez cośtam. Psychotron źródłowy: Apolinary XL.
     Nadinspektor po raz kolejny pokiwał głową z niedowierzaniem.
     - Dzwoń do Klausa! Niech sporządzi listę wszystkich osób, które zostały przebadane w tym psychotronie, a potem wyizoluje tych, którzy jeszcze nie oszaleli. Do rana chcę mieć ich wszystkich pod kluczem. Już!
     - Tak jest. Panie inspektorze...
     - Co jeszcze?
     - Prosi pana Zenowicz. Jest na tarasie.
     - W porządku. Czy wszyscy są już w tym drugim pawilonie?
     - Niektórzy tak, inni jeszcze pomagają przy opatrywaniu rannych - ponoć z niektórymi Skórołbami jest kiepsko. Również jeden z profesorów źle się czuje. Jest na tarasie z Zenowiczem. Ale wszystkich i tak nie zgromadzimy.
     - Dlaczego?
     - Bo prócz tej Odin brakuje jeszcze jednej osoby. Niejakiego... - Björn zajrzał do swojego notesu - Jonatana Adamsa.

poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

11
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.