Magazyn ESENSJA nr 2 (V)
marzec 2001




poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

Grzegorz Wiśniewski
  Rozbawiony

Zawartość ekstraktu: 70%
Plakat filmu
Lubię Brendana Frasera - i właściwie trudno mi wytłumaczyć, dlaczego. Nie dlatego, żebym czuł specjalną potrzebę, jednak czasem brak racjonalnych argumentów w tej kwestii zaskakuje mnie samego. Do niedawna był to aktor raczej nieznany, a jeżeli już ktoś o nim słyszał, zazwyczaj kojarzył go z młodzieżowymi filmami klasy B z połowy lat dziewięćdziesiątych lub w najlepszym wypadku z dość zwariowaną produkcją "George prosto z drzewa". Przełomowy okazał się rok 1999, kiedy Brendan Fraser zagrał główną rolę w "Mumii" Stephena Sommersa, filmie, który odniósł spory sukces komercyjny. Kontynuacja tej produkcji, zatytułowana "Mumia powraca" ("Mummy Returns"), jest pierwszym sequelem w dorobku Frasera i umacnia jego pozycję na rynku, dzięki czemu producenci chętniej angażują go do realizacji kolejnych filmów. Czy to dobrze?

Na plan swojego nowego filmu zaprosił Brendana Frasera nie kto inny jak Harold Ramis, uzdolniony scenarzysta (i odtwórca jednej z ról) w nieśmiertelnych "Pogromcach duchów" ("Ghostbusters"). Tym razem Ramis nie realizował jednak nowego scenariusza, ale remake obrazu, który wcześniej cieszył się powodzeniem. Wziął na warsztat film "Zakręcony" ("Bedazzled") z 1967 roku , który powstał z udziałem Dudleya Moore'a oraz scenarzysty i odtwórcy jednej z głównych ról, Petera Cooka. Przyznam, że to nieco zaskakujące posunięcie ze strony Ramisa, którego generalnie uważam za niezłego scenarzystę. Tym razem najwyraźniej postanowił ograniczyć swoją rolę twórcy do nakręcenia uwspółcześnionej wersji scenariusza, który ponownie przygotował Peter Cook.

Kadr z filmu
Historia opowiedziana w filmie jest prościutka - niejaki Elliot Richards (Brendan Fraser), osobnik genialnie antytowarzyski, utrapienie każdego firmowego przyjęcia czy nieformalnej prywatki, spotyka ni mniej, ni więcej tylko diabła (Elizabeth Hurley). Diabła, który prezentuje mu niezwykle atrakcyjną ofertę - sprzedanie piekłu duszy w zamian za siedem życzeń, które Elliot może wyrazić w dowolnej chwili. Oferta jest nader kusząca, ponieważ Elliot zapałał gorącym uczuciem do Alison (Frances O'Connor), kobiety swojego życia, która niestety w ogóle go nie dostrzega. Po krótkim oporze i paru obiecujących zachętach Elliot zgadza się podpisać cyrograf. Wydaje mu się, że właściwie dość będzie jednego życzenia, aby osiągnąć szczęście absolutne. Jednak, jak się łatwo domyślić, diabeł nie na darmo nosi ksywę "Ojca kłamstwa" - ponadto Elliot na studiach najwyraźniej przysypiał na zajęciach z semantyki. Okazuje się, że siedmiu życzeń jednak nie jest dość.

Ten film mnie naprawdę ubawił. Peter Cook poradził sobie z uwspółcześnieniem tła całkiem zręcznie. Kilka dialogów powala na kolana i dla nich byłbym skłonny wybrać się do kina ponownie. Zastrzeżenia mam może tylko do uszeregowania życzeń - stosunkowo najbardziej zabawnie los obchodzi się z Elliotem podczas pierwszego życzenia - później jest nieco słabiej, chociaż poziom gagów jest cały czas dobry. Wpływ na odbiór ma prawdopodobnie pewien wyścig z widzem - po pierwszym zaskoczeniu da się mniej więcej zgadnąć, co przydarzy się Elliotowi za każdym kolejnym razem - jednak nadal jest to zabawne. Każde kolejne życzenie Elliota to komentarz Cooka dla ludzkich próżności, z którymi każdy z nas miewa styczność. Co zgrzyta w tym toku rozumowania, to wypływające z puenty panhollywoodzkie przekonanie, że tylko będąc sobą jest się w porządku. Ten element wybijał się już w wielu filmach i tutaj także nie został nam oszczędzony. W końcu widział ktoś kiedyś amerykańską komedię bez morału...? (filmy tria ZAZ się nie liczą)

Kadr z filmu
Do sukcesu "Zakręconego" zdecydowanie przyczynia się Brendan Fraser. Nie jest on może jednym z wirtuozów aktorstwa, posiada jednak dużą elastyczność i niezły warsztat, co sprawia, że łatwo mu przejść z fazy komicznej do dramatycznej, w obu z nich wypadając dobrze. Nie zawsze bywa to proste i nie wszyscy są w stanie tego dokonać - zwykle bywa tak, że ktoś pasujący do komedii po prostu nie wypada się dobrze w scenach poważnych (casus choćby Jima Carreya). Podobnie bywa z przejściem w drugą stronę. Brendan Fraser natomiast świetnie radzi sobie w obu tych środowiskach i wróżę mu owocną karierę.

Reszta obsady - z jednym wyjątkiem - nie wyróżnia się niczym specjalnym, nie obciążając jednak filmu w żaden sposób. Nie należy mieć do nich pretensji, bo Peter Cook główną oś akcji rozegrał między postacią Elliota i Diabła. No właśnie, diabeł. To jest ten wyjątek. Jakieś przyczyny nakłoniły Harolda Ramisa do obsadzenia w roli diabła Elizabeth Hurley, której głównym zajęciem jest praca modelki. Na jej miejscu po obejrzeniu siebie w "Zakręconym" dałbym sobie spokój z aktorstwem. Kreacja Hurley była tak drewniana, że nie powinna się martwić tylko jedną rzeczą - ewentualnym castingiem do aktorskiej wersji "Pinokia".

"Zakręcony" nie jest filmem wybitnym ani genialnym. Jednak jeśli chcecie się jednorazowo rozerwać i pośmiać z niezłych dialogów, to nie uznacie filmu Harolda Ramisa za stracony czas.


"Zakręcony" ("Bedazzled")
reż. Harold Ramis
wykonują: Brendan Fraser, Elizabeth Hurley, Frances O'Connor i inni.
USA 2000
czas trwania: 93 minuty

poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

49
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.