Magazyn ESENSJA nr 2 (V)
marzec 2001




poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

Paweł Laudański
  Wiatr ze Wschodu

        edycja 4 - marzec 2001
WSTĘP

Bohaterem czwartej edycji Wiatru ze Wschodu stał się bezsprzecznie Jewgienij Łukin, kolejny - po Marinie i Siergieju Diaczenkach - zupełnie u nas nieznany pisarz z czołówki współczesnej rosyjskiej sf&f (choć w jego przypadku - bardziej sf). Pomimo tego, że do pewnego czasu (1994 rok) tworzył niemalże wyłącznie ze zmarłą kilka lat temu żoną Ljubow, to - moim skromnym zdaniem - najlepsze rzeczy napisał samodzielnie, poczynając od powieści "Katali my waszie sołnce" z 1997 roku.

Dział minirecenzji jest tym razem wyjątkowo skromny; jedynym wytłumaczeniem tego przejawu lenistwa może być to, że w ostatnim miesiącu intensywnie starałem się nadrobić zaległości z twórczości Łukina.

Nadal czekam na uwagi o Wietrze! Co mógłbym zmienić? O czym napisać? Co robię nie tak? Ciekaw jestem Waszych opinii!


AUTORZY

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Jewgienij Łukin, bo o nim będzie tym razem mowa, należy do czołówki rosyjskich autorów sf&f ostatniego dwudziestolecia XX wieku. Tworzy prozę oryginalną, krocząc swą własną ścieżką, niezależną od najprzeróżniejszych tendencji i mód charakterystycznych dla fantastycznej literatury. Wielokrotnie nagradzany; aż dziw, że jego twórczość - przynajmniej jak dotąd - zupełnie jest w Polsce nie znana.

Jewgienij Łukin urodził się w 1950 roku w Orenburgu. Od najmłodszych lat pochłaniał wielkie ilości książek; po ukończeniu trzynastego roku życia odkrył prozę braci Strugackich, potem Lema i Bradbury'ego - i tak zaczęła się jego wielka przygoda z fantastyką.

Początkowo publikował wiersze, dopiero potem zaczął pisać opowiadania. W czasie studiów poznał Ljubow - swą przyszłą żonę, współautorkę wszystkich tekstów powstałych w latach osiemdziesiątych minionego stulecia. Pierwsze wspólnie napisane opowiadanie - "Kanikuły i fotograf" - zostało opublikowane w 1981 roku. Już tym tekstem rodzinny duet zwrócił na siebie uwagę fanów literatury sf&f. Potem przyszła pora na kolejne znakomite, zapadające w pamięć utwory; dla przykładu wymienię "Nie wier' głazam swoim" (opowiadanie nagrodzone w 1986 roku Wielikim Kol'com), "Probużdienije", "Stroitielnyj", "Prawo gołosa", "Kogda otstupajut angieły" (początkowo jako "Raznyje sriedi raznych"), "Wtorżenije" (Wielikije Kol'co za 1990 rok), "Razrieszitie dołożit'!" (Wielikije Kol'co 1991), "Stal' raziaszczaja" (Wielikije Kol'co 1992) i wiele, wiele innych. Pomimo tak wielkiego uznania pierwszy zbiór opowiadań Łukinych ukazał się dopiero w 1990 roku, siedem lat po złożeniu w wydawnictwie jego pierwotnej wersji!

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Krytyk Jewgienij Charitonow napisał, że opowiadania Łukinych wyróżniały się na tle fantastycznej produkcji tamtego okresu swoistą "fantastyczną rzeczywistością"; elementy fantastyki na tyle udanie wplatały się w tkankę realności, że - z trudem nieraz rozpoznawane - stanowiły jej w pełni logiczne uzupełnienie. Akcja większości z nich toczyła się na rosyjskiej prowincji, bohaterami byli ludzie ani dobrzy, ani źli, ot, po prostu bułhakowscy "ludzie jak ludzie", w życie których wtargnął cud, jakby dla przeegzaminowania ich z człowieczeństwa. Znaczna część z nich to historie tragikomiczne, w centrum których znajdował się tak charakterystyczny dla rosyjskiej literatury obraz "małego człowieka". Dla przykładu wskazać można opowiadanie "Monument", w którym taki "mały człowiek", odkrywszy, iż posiadł nagle talent do teleportacji, nie znajduje innego dlań zastosowania poza zarzuceniem całego rejonu swoimi koszmarnymi pomnikami, co stanowić miało zemstę za dotychczasowe ignorowanie jego osoby przez bliźnich. Z kolei w przezabawnej miniaturce "Otdaj moju posadocznuju nogu!" pewien kosmita ima się najprzeróżniejszych sposobów, aby z rąk pewnego przedsiębiorczego chłopa odzyskać element kosmicznego statku, bez którego statek ów nigdzie nie poleci. Chłopa nic nie wzrusza, nawet nasyłane przez poczciwego Obcego najstraszniejsze - w jego mniemaniu - koszmary...

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Inny nurt twórczości małżeństwa Łukinych zapoczątkowała mikropowieść "Missionery" z 1989 roku, przez wielu uważana za szczytowe osiągnięcie małżeńskiego duetu, w której autorzy zajęli się próbą odpowiedzi na pytanie, jakie skutki może wywołać ingerencja przedstawicieli wysoko rozwiniętej cywilizacji, polegająca przede wszystkim na transferze zaawansowanej technologii, w życie pierwotnego społeczeństwa; za przykład posłużyły ludy zamieszkujące dzisiejszą Oceanię kilkaset lat temu, które, dzięki pomocy z przyszłości, skutecznie stawiły czoła europejskim kolonizatorom. Podobną tematykę poruszały: inna mikropowieść - "Stal' raziaszczaja", dziejąca się już w kosmicznej scenerii, oraz - stanowiąca swoistą kontynuację "Missionerow" - powieść "Razbojnicz'a złaja Łuna".

Opowiadania Ljubow i Jewgienija Łukinych zostały zebrane w zbiorach: "Kogda otstupajut angieły" (1990), "Piatero w łodkie, nie sczitaja Siedmych" (1990), "Szerszie lia babuszku" (1993) oraz "Pietlistyje wriemiena" (1996).

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Ljubow i Jewgienij pisali razem do 1994 roku; dwa lata później Ljubow przedwcześnie zmarła. Nie przeszkodziło to jednak ich wspólnie napisanej mikropowieści "Tupapau, ili skazka o złoj żienie" zdobyć w 1998 roku nagrodę Interpresskonu (to taki rosyjski odpowiednik naszej nagrody im. J. A. Zajdla, bowiem przyznają ją uczestnicy corocznego konwentu o tej samej nazwie, jednego z większych, o ile nie największego, spotkania rosyjskich fanów fantastyki).

Jewgienij po śmierci żony nie zaprzestaje - na szczęście - pisania. Kolejno ukazują się powieści: "Katali my waszie sołnce" (1997; laureatka Interpresskonu w 1999 roku), "Zona sprawiedliwosti" (1998; zdobywczyni rok później przyznawanej przez Borysa Strugackiego nagrody Bronzowaja Ulitka), "Gienij Kuwaldy", nagrodzona w 1998 roku Strannikiem, nagrodą przyznawaną przez rosyjskich profesjonalistów, "Ałaja aura protopartorga" (1999) oraz swoisty prequel do "Missionerow", czyli "Sliepyje prowodyri" (2000), w przeciwieństwie do "Missionerow" rzecz raczej nieudana.

Łukin nie stroni jednak i od krótszej formy. Mikropowieść "Tam, za Achieronom" otrzymała w 1996 roku nagrody: Interpresskon oraz Bronzowaja Ulitka, opowiadanie "Słowiesniki" zgarnęło rok później Interpresskon oraz Strannika, opowiadanie "W stranie zachodiaszcziewo sołnca" zaś uhonorowano w 2000 roku wszystkimi trzema wymienionymi powyżej nagrodami, w pełni zresztą zasłużenie (znakomita satyra na pracoholizm).

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Akcja "Zony sprawiedliwosti" - jednej z dwóch moich ulubionych powieści Łukina (drugą jest "Ałaja aura protopartorga") - toczy się w sporym, choć prowincjonalnym rosyjskim mieście. Aleksiej Kołodnikow mieszka w potężnej kamienicy, która kiedyś była siedzibą miejscowego NKWD. Gmach cieszył się ponurą sławą, wciąż wśród jego obecnych mieszkańców krążą opowieści o tym, jak w jednej z bram dokonywano masowych egzekucji z polecenia wujaszka Stalina. I w tej właśnie bramie zaczynają dziać się dziwne rzeczy: kogoś poturbują, kogoś zabiją, innego zaś - tylko spoliczkują. Co w tym dziwnego? Ano, nikt nigdy nie widział sprawców; i nie tylko późną porą i panującymi w bramie ciemnościami da się ów fakt wyjaśnić. Kołodnikowowi udaje się odkryć prawidłowość kierującą wydarzeniami w bramie - jak się okazuje, kluczem do jej poznania jest przeszłość...

Blady strach pada na tych, którzy kiedykolwiek podnieśli rękę na bliźniego. Oto w bramie zaczyna być egzekwowana swoiście pojmowana sprawiedliwość, rodem ze starożytnych kodeksów Hammurabiego - oko za oko, ząb za ząb. Komuś dałeś w ucho - dostajesz w ucho, komuś wyklepałeś maskę - klepią teraz twoją. Zabiłeś - lepiej w obawie o swoje życie do bramy nie wchodź. Szczególnie widowiskowo sprawiedliwość ta realizuje się wobec szefa jednej z lokalnych mafii, mającego na sumieniu to i owo, w tym - przynajmniej jeden zamach bombowy z ofiarami w ludziach. Kołodnikow, jako jeden z niewielu, nie ma się tak naprawdę czego obawiać - kiedyś tylko w piaskownicy, dziecięciem jeszcze będąc, pobił się z rówieśnikiem o ukochaną zabawkę. I to wszystko, należał bowiem do ludzi, którzy nie skrzywdziliby nawet muchy.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Na bramie jednak egzekwowanie sprawiedliwej odpłaty się nie kończy. Zona zaczyna się rozrastać, obejmuje stopniowo kolejne ulice, dzielnice, całe miasto wreszcie... Władze federalne zaczynają się niepokoić nie na żarty, i to zapewne nie tylko z tego powodu, że konsekwencje ewentualnego rozszerzenia się strefy na cały kraj mogłyby dosięgnąć bezpośrednio i ich. Niepokój jest tym większy, jeśli zważy się, że sama strefa ewoluuje, rozszerzając obowiązywanie praw talionu nie tylko wobec przemocy fizycznej: oto ktoś, kto swym zachowaniem doprowadził drugą osobę do zawału, niespodzianie umiera na serce. Nasz Kołodnikow, drący non stop koty ze swą szanowną małżonką, zaczyna odczuwać niepokojące kłucie w sercu...

"Ałaja aura protopartorga" przedstawia - jak sadzę - w krzywym zwierciadle ojczyznę Łukina. Oto Federacja Rosyjska przejęła tradycję dawnego Związku Radzieckiego i rozpadła się na wiele małych, zażarcie ze sobą rywalizujących państewek. Również Obwód Susłowski podzielił się na dwie części: w Bakłużinie władzę przejmuje zwycięski ruch "Czarownicy za demokracją", w Licku zaś - prawosławni komuniści. Nowe reżimy pałają do siebie śmiertelną nienawiścią, zakorzenioną w rywalizacji sięgającej kilkaset lat wstecz. Bakłużino usiłuje uchodzić za ostoję demokracji i pragnie wstąpić do NATO, Lick natomiast - to teokracja wprowadzana skutecznie w życie przez dawnych sekretarzy partii komunistycznej, deklarująca przywiązanie do narodowych tradycji. Stosunki pomiędzy dwoma państwami stają się coraz bardziej napięte - oto codziennie przestrzeń powietrzną Licka naruszają samoloty zwiadowcze, startujące z natowskich lotniskowców stacjonujących na Morzu Kaspijskim, nasilają się incydenty graniczne, z użyciem sił pancernych włącznie. Pałające wzajemną nienawiścią i żądzą walki wojska przyczaiły się po obu stronach granicy, oczekując z niecierpliwością sygnału do ataku.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
I w takiej atmosferze granicę ową przekracza arcysekretarz Afrikan, druga osoba we władzach Licka. Poszukiwany listem gończym przez trybunał haski za skuteczną obronę swego państwa przez siłami NATO (to zbrodnia zestrzelić obce samoloty niszczące własny kraj! - jako żywo przypomina się konflikt w byłej Jugosławii). Czym kierował się arcysekretarz podejmując tę desperacką decyzję? Czyżby zamierzał odzyskać najświętszą relikwię Licka, słynącą wszelkimi łaskami ikonę, zawłaszczoną podstępem i przetrzymywaną przez demokratycznych czarowników w jednym z ich muzeów? A może to efekt jakichś walk frakcyjnych we władzach Licka, przegranych przez Arcysekretarza? Bez względu jednak na przyczyny takiego desperackiego kroku jedno jest pewne: ani Lick, ani Bakłużino nie spoczną, dopóki Afrikana nie dostaną w swe ręce. Zaczyna się polowanie; nie jest jednak łatwo złapać kogoś, kto - dzięki głębokiej wierze swych współobywateli (to jeden z fajniejszych wynalazków Łukina), dającej iście boską moc osobie, na którą przelewa się swe uczucia - potrafi czynić cuda, uzdrawiać (lub wręcz odwrotnie), chodzić po wodzie i przewidywać przyszłość. I wiele, wiele jeszcze innych rzeczy.

Łukin z ironią opisuje w "Ałoj..." współczesne paradoksy, wykpiwa ludzi władzy, i to zarówno tych mu najbliższych, rządzących Rosją, jak i tych dalszych, mających wielką ochotę wpływania na losy mniejszych, słabszych narodów. Czysta fantastyka splata się ze współczesnymi realiami przedstawionymi w krzywym zwierciadle; prócz wzmiankowanego już wyżej pomysłu z obdarzaniem przez prosty lud iście boską mocą swych władców (gdy lud przestaje weń wierzyć, bo na przykład delikwent czymś podpadł, to i moc owa znika gdzieś bez śladu), mamy tu trochę słowiańskiej mitologii (domowe, wodniki, utopce, mostowe), utopii (próby zbudowania przez Lick i - niezależnie oczywiście - Bakłużino idealnego społeczeństwa), czy wreszcie trochę futurologicznych przepowiedni dotyczących przyszłości naszego świata z jednej strony, z drugiej zaś - satyra na dzisiejsze państwo rosyjskie, na rosyjskie społeczeństwo oraz na próby narzucania przez tzw. społeczność międzynarodową słabym narodom jedynie słusznych poglądów.

"Katali my waszie sołnce" to przezabawna opowieść nibyfantasy w postkatastroficznej scenerii. Jej akcja toczy się w realiach przypominających nieco pseudofeudalną wieś ukraińską; wraz z głównym bohaterem poznajemy tajemnice rządzące jego światem.

Z kolei w dużo słabszym "Gieniju Kuwaldy" grupa Ziemian (dziwnym trafem są to tylko obywatele dawnego Związku Radzieckiego) porwana zostaje przez automatyczne kosmiczne (?) sondy do jakiegoś gigantycznych rozmiarów laboratorium, gdzie - pozostawiona samym sobie - próbuje przeżyć przy wykorzystaniu jakże skromnych środków, które tajemniczy eksperymentatorzy udostępnili im w swej niebywałej łaskawości. Eksperyment? Jeśli tak, to na czym polega? Czy możliwy jest powrót do domu, na Ziemię, czy też do końca życia pozostanie egzystować w tej pozbawionej jakichkolwiek rozrywek rzeczywistości?

Bardzo lubię prozę Jewgienija Łukina. Mam nadzieję, że tekst powyższy pozwoli Wam zrozumieć, dlaczego.


NOTKI

Brak ilustracji w tej wersji pisma
  • W lutowym numerze Jesli spragniony rosyjskiej fantastyki czytelnik znajdzie mikropowieść Oliega Diwowa i opowiadanie - ponoć ostatnie napisane wspólnie - Ljubow i Jewgienija Łukinych.
  • Na początku 2001 roku światło dzienne ujrzało kolejne branżowe czasopismo, o jakże oryginalnej nazwie Fantast. Szesnaście stron formatu A3, nakład 5000 egzemplarzy. Zawartość: recenzje, artykuły krytyczne, no i proza: opowiadania Jurija Nikitina, Wasilija Golowaczewa, H. L. Oldiego, Jewgienija Łukina, Wasilijija Kupcowa, Dmitrija Gawriłowa i autora ukrywającego swą tożsamość pod pseudonimem O'Społoch.
  • W dniach 15-18 lutego 2001 roku gdzieś pod Moskwą odbył się pierwszy duży konwent rosyjskiego fandomu w nowym tysiącleciu, o jakże oryginalnej nazwie Roskon. Z pierwszych informacji wynika, że przedstawiciele polskich wydawców na Roskonie intensywnie nawiązywali kontakty z wydawcami i autorami rosyjskimi... Oby efekty tych rozmów jak najszybciej przybrały postać materialną jako książki i opowiadania opublikowane w branżowych pismach... Uczestnicy konwentu przyznali po raz pierwszy Roskony, nagrody - między innymi - dla najlepszych utworów literackich opublikowanych w ubiegłym roku. Złotego Roskona otrzymała powieść "Dniewnoj Dozor" W. Wasiliewa i S. Łukianienki, Srebrnego Roskona - "Ałaja aura protopartorga" J. Łukina (ha!), Brązowego Roskona zaś - "Odissiej, syn Laerta", pierwszy tom nowego cyklu H. L. Oldiego "Cziełowiek Nomosa". I jeszcze mała ciekawostka: nagrodę Wielkiego Roskona otrzymał Andrzej Sapkowski. Wygląda na to, że za całokształt...


  • OSTATNIO PRZECZYTANE - JAK NAJKRÓCEJ

  • Marina i Siergiej Diaczenko - "Wołcz'ia syt'" (Jesli 12/94/2000). Kolejny znakomity tekst ukraińskiego duetu (więcej o Diaczenkach napisałem w poprzednim WzW). Gdzieś w górskich ostępach inteligentne owce, efekt eksperymentów genetycznych ludzkich naukowców, w pocie czoła próbują zbudować swoją krainę szczęśliwości. Tworzą własne państwo, własną kulturę; owcza cywilizacja zdaje się kwitnąć, aż do czasu, gdy wilki naprawdę zgłodnieją, i gdy okazuje się, ze system, który miał ją bronić, wart jest funta kłaków. Drapieżniki znajdują łatwy łup, owcze państwo zaczyna chylić się ku upadkowi... Tak naprawdę to opowieść o wolności i cenie, którą można/jesteśmy gotowi za nią zapłacić. Czy dla bezpieczeństwa, braku lęku o jutro gotowi jesteśmy z części owej wolności zrezygnować?
  • Andriej Łazarczuk - "Wsie, sposobnyje dierżat' orużije..." (wyd. Wagrius, Moskwa 2000, ISBN 5-264-00133-2). W 1942 roku ginie Adolf Hitler, do władzy w III Rzeszy dochodzi Goering i jego poplecznicy. Kampania na froncie wschodnim kończy się sukcesem Niemców - ZSRR i komunizm upada, w Moskwie powstaje marionetkowy rząd. Wojska niemieckie zatrzymują się na Uralu - po drugiej stronie gór powstaje niepodległa Syberia, której początkowo udaje się przetrwać jedynie dzięki sojuszowi i wsparciu ze strony USA. Zjednoczone Niemcy zajmują prawie całą Afrykę i Europę, niepodległość zachowała tylko Wielka Brytania, ale i jej mieszkańcy coraz głośniej domagają się przyłączenia do Unii... Jako taka równowaga utrzymuje się do początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy to przywódcy światowych mocarstw: Niemiec, Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Syberii i Japonii mają spotkać się na historycznym zjeździe w Moskwie. Mają tam decydować o losach świata... To tylko tło, bo tak naprawdę jest to powieść sensacyjna, z wartką, pełną zaskakujących zwrotów akcją, z plastycznie zarysowanymi postaciami. Główny bohater odkrywa w pewnym momencie, że za niemal wszystkimi ważnymi wydarzeniami mającymi wpływ na losy świata stoją przybysze z przyszłości. Jaki jest cel ich działań? Ano właśnie - aby się dowiedzieć, trzeba powieść Łazarczuka przeczytać... A lektura to znakomita, dawno nic mnie tak bardzo nie wciągnęło.


  • NOWE KSIĄŻKI

    Wybrane nowości ostatniego miesięca:

    wyd. AST + Siewiero-Zapad Press, seria "Pierekriestok mirow":
  • Andriej Daszkow - "Dwieri paranoji",
  • Marina i Siergiej Diaczenko - "Priwratnik" (wzn.);


  • wyd. AST, seria "Zwiezdnyj łabirynt":
  • Aleksandr Gromow - "Tysiacza i odin dien'",
  • Eduard Geworkian - "Grawiliet Cesariewicz" (wzn.);


  • wyd. EKSMO-Press, seria "Nit' wriemien":
  • Andriej Walientinow, H. L. Oldi - "Nam zdies' żit'" (wzn.);


  • wyd. EKSMO-Press, poza serią:
  • Julij Burkin, Konstantin Fadiejew - Oskołki nieba, ili Połnaja istorija Bitlz" (wzn.),
  • Swiatosław Łoginow - "Mnogorukij bog dałajna" (wzn.),
  • książka ujrzała światło dzienne, ale jakby jej nie było - cały nakład ukazał się bez ostatnich trzech rozdziałów;
  • Swiatosław Łoginow - "Ziemnyje puti" (wzn.);


  • Pracownia Twórcza "Wtoroj blin", seria "Pieriekriestok":
  • antologia "Sliepoj wasilisk"
  • opowiadania autorów związanych z Pracownią "Wtoroj blin", przede wszystkim Ukraińców tworzących w języku rosyjskim; znaleźć tu można utwory Mariny i Siergieja Diaczenków, Władimira Wasiliewa, Andrieja Szczupowa, Andrieja Daszkowa, Dalii Truskinowskiej i jakiegoś tuzina mniej znanych autorów.


    LISTA BESTSELLERÓW KSIĘGARNI "OZON" - STYCZEŃ 2001

    W zasadzie można się było tego spodziewać: pottermania dotarła także do Rosji. Pierwszy tom cyklu od razu po ukazaniu stał się niekwestionowanym bestsellerem, detronizując nawet najnowszą powieść Siergieja Łukianienki. Wysoko, bo na piątym miejscu, debiutuje tłumaczenie ostatniej części cyklu "Diuna". Na miejscu dziesiątym - starsza książka, u nas nieznana, choć przetłumaczona już - jak wynika z informacji zebranych w "ozonie" - na wiele innych tzw. cywilizowanych języków. Poza tym bez zmian - wspomniany Łukianienko, choć już z "zaledwie" czterema książkami, nieśmiertelni Strugaccy, no i dwa tomy efektów kooperacji N. Pierumowa i A. Cole...

    GRUDZIEŃ
    1-J. K. Rowling - Harry Potter i kamień filozoficznyRosmen-izdat 2000
    21S. Łukianienko - "Blizitsia utro"AST 2000
    32S. Łukianienko - "Łabirint otrażenij"AST 1999
    43A. i B. Strugaccy - "Poniedziałek zaczyna się w sobotę. Bajka o trójce (2 warianty)"AST 1999
    5-F. Herbert - Diuna: KapitularzAST 2000
    69N. Pierumow, A. Cole - "Armageddon" t. 1Azbuka+EKSMO-press 2000
    74S. Łukianienko - "Fałszywije zierkała"AST 1999
    810N. Pierumow, A. Cole - "Armageddon" t. 2Azbuka+EKSMO-press 2000
    96S. Łukianienko, W. Wasiliew - "Dniewnoj dozor"AST 2000
    10-W. Orłow - Al'tist DaniłowEKSMO-press 1999



    (c) Paweł Laudański, 2001
    poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

    59
    powrót do początku
     
    Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
    { redakcja@esensja.pl }

    (c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
    Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.