Magazyn ESENSJA nr 2 (V)
marzec 2001




poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

Milena Wójtowicz
  Bardzo czarna dziura

        dokończenie opowiadania z poprzedniej strony

     Kapitan wszedł do ambulatorium. W drzwiach powitał go szeroko uśmiechnięty doktor.
     - Można z nią już rozmawiać?
     - Oczywiście. Usunąłem cały alkohol z jej krwi, a było tego naprawdę dużo. Właściwie to dziwne, że jeszcze żyła - wskazał kapitanowi drzwi do sali zabiegowej.
     Na leżance siedziała imperatorka i trzymała się rękami za głowę, pojękując.
     - Coś nie tak? - kapitan zatrzymał się w drzwiach.
     Spomiędzy palców wyjrzało jedno oko.
     - Jestem trzeźwa - jęknęła Rissa.
     - Czyż to nie wspaniałe uczucie? - rozpromienił się przechodzący przez salę doktor.
     - Ostatni raz byłam trzeźwa... sama już nie pamiętam kiedy!
     - Zapewne przy urodzeniu - rozpromienił się doktor. - To właściwie reguła. Nikt nie rodzi się pijany.
     - Ale ja nie jestem sobą!!! Ja nie bywam trzeźwa!
     - Ma pani szansę odkryć prawdziwą siebie - doktor rozpromienił się bardziej.
     - Właśnie to zrobiłam - jęknęła Rissa.
     - I jak się pani czuje? - doktor świecił jak słoneczko.
     - Jak Alchadeldenarissa Be'er'te'ach're, boska królowa, imperatorka Dwudziestu Planet, uwielbiana pani swojego ludu. Nigdy nie czułam się gorzej - zaczęła walić głową w ścianę.
     - Stan przejściowego szoku, przejdzie jej - wyjaśnił doktor w odpowiedzi na przerażone spojrzenie kapitana i wyszedł.
     - Właściwie to przyszedłem tu, żeby zaofiarować pomoc... - zaczął kapitan.
     Rissa przestała walić głową w ścianę.
     - Wino? Rum? Płyn do czyszczenia chłodnicy? - spytała tęsknie.
     - Miałem na myśli pomoc przy negocjacjach.
     - Aha - zaczęła walić głową w obudowę aparatu medycznego.
     - Wobec sytuacji w której wszystkie statki tu przebywające są unieruchomione...
     Łup.
     - ... a przedstawiciele Unii Talaidzkiej i Związku Trzech Księżyców już skorygowali swój kurs...
     Łup.
     - ... uważam, że najlepiej będzie przeprowadzić negocjacje na pokładzie "Odkrywcy"...
     Łup.
     - ... pozostaje jeszcze problem Nemidów i piratów, którzy uszkodzili wzajemnie swoje statki...
     Łup.
     - ...a skoro już mówimy o uszkodzeniach, to co zrobiła pani z naszym statkiem???
     Imperatorka zastygła.
     - Co zrobiłam???
     - Uszkodziła pani nasz statek. Gdybyśmy wiedzieli, co pani właściwie zrobiła, było by nam łatwiej to naprawić.
     - A zrobiłam coś? Może stopiłam przewody? - powiedziała z nadzieją Rissa.
     - Użyła pani tego - kapitan wyciągnął z kieszeni trzyfunkcyjny śrubokręt. - W tym nie ma funkcji stapiania.
     Imperatorka patrzyła na śrubokręt z całkowita bezmyślnością w oczach.
     - Zepsułam to?
     - Nie to, tylko tym zepsuła pani nasz statek.
     Wzięła od niego śrubokręt, obracała go przez chwilę w dłoniach, uaktywniając przy okazji wszystkie trzy funkcje. Przecięła jakiś przewód, skaleczyła się w palec i upuściła narzędzie na podłogę.
     - A co to właściwie jest?
     - Jest pani mechanikiem na statku kosmicznym? Jak to możliwe, że pani nie wie jak wygląda śrubokręt.
     Spojrzała na niego z urazą ssąc skaleczony palec.
     - Na "Piranii" nikt mi nie żałuje alkoholu.
     Na ekranie komunikacyjnym pojawiła się twarz Movika.
     - Kapitanie, nawiązaliśmy łączność z wielkim wezyrem Ar'chatem.
     - Przełącz do ambulatorium - poleciła imperatorka. - Jeśli można, rzecz jasna.
     Kapitan skinął głową. Twarz Movika znikła z ekranu, a zastąpiła ją pomarszczona twarz wezyra.
     - Moje serce raduje się, a myśli moje biegną ku dotąd nie widzianemu... - skłonił się wezyr.
     - Nasze serca witają cię, a myśli wspominają twą zacność - wpadła mu w słowo Rissa. - Przepełnia mnie szacunek do wspaniałego domu w którym gościsz, a nas przepełnia duma z odwiedzin tak wspaniałego gościa. A teraz milcz i słuchaj - wezyr prawie otworzył usta ze zdumienia. - Delegacje skierujesz na statek Zjednoczenia. Sam jesteś tu potrzebny jak dziura w kadłubie. Zajmiesz się negocjacjami z dowództwem nemidzkim w sprawie prawa do osądzenia poszukiwanego przestępcy, przebywającego obecnie na "Odkrywcy". Sądzę, że masz na pokładzie zapas wina...
     - Żadnego alkoholu! - krzyknął z sąsiedniego pomieszczenia doktor. - Moi pacjenci przestrzegają diety!
     - ... dodasz do niego jakiś środek nasenny i wyślesz dziesięć beczek na statek Nemidów w ramach okazania sympatii - kontynuowała Rissa. - Drugie dziesięć beczek z tym samym środkiem nasennym Muriana zawiezie na "Piranię". Masz to zrobić natychmiast. Jasne?
     - Tak, milady - powiedział osłupiały wezyr.
     Na ekranie pojawiła się z powrotem twarz Movika.
     - Połącz mnie z "Piranią" - rozkazała imperatorka takim tonem, że przywykły do wykonywania rozkazów oficer usłuchał.
     Na ekranie pojawiła się twarz jednookiego Yola.
     - Rissa! - ucieszył się. - Wszystko w porządku? Słuchaj, jak się naprawia...
     - Nie mam pojęcia - przerwała królowa. - Gdzie Cul?
     - Nie może zestrzelić Nemidów. Wiesz, jak takie rzeczy na niego działają. Zawołać go?
     - Nie, lepiej nie. Za chwilę przyjedzie do was Muriana. Z winem. Masz go nie pić, rozumiesz? Ale dopilnuj, żeby inni wypili. Jak zasną, włącz tarcze, przełącz sterowanie "Piranii" na "Odkrywcę", zabierz Murianę do wahadłowca i przylećcie tutaj.
     - Rissa, ty chyba za dużo myślisz - powiedział ostrożnie Yol. - Dobrze się czujesz?
     - Wytrzeźwiałam - odparła krótko.
     - O bogowie kosmosu i dziur czarnych! - jęknął pirat i rozłączył się.
     Przez chwilę panowała cisza, przerywana tylko pogwizdywaniem doktora.
     - Naprawdę nigdy wcześniej nie była pani trzeźwa? - zapytał kapitan.
     Rissa pokręciła głową.
     - Ani razu odkąd wypiłam pierwsza butelkę.
     - Daje sobie pani całkiem dobrze radę jak na kogoś, kto nie przywykł do dowodzenia.
     - To władza. Mam ją we krwi i nawet te hektolitry alkoholu nie zdołały jej wypłukać - uśmiechnęła się kwaśno. - Sądzę, że macie w komputerze jakieś informacje o Unii Talaidzkiej i Związku Trzech Księżyców. Jeśli pan pozwoli, skorzystam z któregoś z paneli i przygotuję się do negocjacji.
     - Oczywiście. Może pani skorzystać z komputera w moim gabinecie - odparł kapitan. - Porucznik wskaże pani drogę.
     - Dziękuję, kapitanie - królowa opuściła ambulatorium.
     - Niesamowite, prawda? - powiedział doktor. - Przed godziną zapijaczony mechanik z statku wykolejeńców, teraz dumna królowa.
     - Rzeczywiście niesamowite - przytaknął kapitan.
     Doktor poklepał maszynę do oczyszczania krwi.
     - Dzisiejsza medycyna czyni cuda.
     
     - Kapitanie - odezwał się Movik. - Przybył wahadłowiec z członkiem załogi pirackiej i dwórka królowej.
     - Przyprowadzić ich na mostek. Co z Nemidami?
     - Nie odpowiadają na nasze sygnały. Zdaje się, że są unieszkodliwieni.
     - To dobrze. A delegacje?
     - Oczekujemy ich przybycia za pięć godzin. Podróż przebiega zgodnie z planem.
     - Gdzie jest moja boska królowa? - na mostek wpłynął galeon zwany Murianą, ciągnąc za sobą jednookiego pirata.
     - Witajcie, moje serce i tak dalej, jestem Yol - przywitał się pirat.
     - Gdzie milady? - domagała się odpowiedzi Muriana.
     - Przygotowuje się do negocjacji pokojowych - uprzejmie wyjaśnił Movik.
     Yol i Muriana zgodnie wytrzeszczyli na niego oczy.
     - To znaczy, że ona naprawdę wytrzeźwiała?
     - Całkowicie. Doktor oczyścił jej krew. Nie została tam nawet kropelka alkoholu.
     - O bogowie kosmosu i dziur czarnych - szepnęła nabożnie Muriana.
     - Kapitanie, wzywa nas statek imperium - wtrącił się Movik.
     - Odpowiedzieć.
     Na ekranie pojawiła się twarz Ar'chata.
     - Moje serce raduje się, a myśli biegną ku dawno nie widzianemu, czy ten statek, który nadlatuje od strony układu Dipolarnego to jeden z waszych?
     - Zjednoczenie nie ma statków w układzie Dipolarnym - zdziwił się kapitan.
     - To nie jest nasz statek - Movik sprawdził odczyty. - To statek bojowy Imperium Bwigenian.
     - Zdaje się, ze trzy tygodnie temu rozwaliliśmy ich transporter - jęknął Yol.
     - Nasz imperium nie utrzymuje kontaktów z tymi barbarzyńcami - oznajmił z godnością wezyr.
     - Czy to nie ci, którzy na ostatniej radzie Zjednoczenia nazwali nas bandą głupców i słabeuszy, którzy zasługują tylko na to, żeby rozmieść ich na miliatomy, przenicować na drugą stronę, a potem przeżuć i wypluć nasze serca? - zainteresował się oficer ochrony.
     - Jak to miło, że jesteście na bieżąco z wydarzeniami politycznymi - powiedział słabo kapitan.
     - Dziękuję, sir. Czy wpisze mi pan to do akt?
     - Jesteś pewien, że nie mieli na myśli tego, żeby najpierw przeżuć serca, a potem rozwalić na miliatomy? - dopytywał się Yol. - W drugą stronę nie da się tego zrobić.
     - Mogę wpisać - zgodził się kapitan. - Długo te akta nie wytrzymają, ale co tam.
     - Kapitan chciał powiedzieć, że za cztery godziny będzie tu w pełni uzbrojony i wrogo nastawiony statek, a żaden z czterech statków, które tu się znajdują nie jest zdolny do obrony ani ataku - sprecyzował Movik.
     - Chyba mamy problem - Yol usiadł gwałtownie.
     - Nie jesteś przypadkiem mechanikiem, który zna się na nowych systemach? - zapytał bez nadziei kapitan.
     Yol pokręcił głową.
     - Rissa wszystko u nas naprawia. Stary czy nowy system, to dal niej bez różnicy. Ze wszystkim da sobie radę.
     - Pokazałem jej śrubokręt, a ona nie wiedziała, do czego to w ogóle służy - zaprotestował kapitan.
     - A ile przedtem wypiła?
     - Chcesz powiedzieć - zainteresował się kapitan - że ona jest genialnym mechanikiem tylko, gdy jest pijana?
     - Dwie butelki wina i naprawi wszystko, od pajacyka po ciężki krążownik.
     - Bogowie kosmosu i dziur czarnych czuwają nad nami! - ucieszył się kapitan. - Upijemy ją, ona naprawi statek, my odeprzemy atak, a zanim przylecą delegacje zdążymy jeszcze oczyścić jej krew!
     - Obawiam się, że to niemożliwe - odezwał się tuż za nim doktor. Kapitan aż podskoczył na swoim fotelu. - Przyszedłem na mostek i słyszałem, o czym była mowa. Nie możemy oczyścić jej krwi drugi raz.
     - Jak to nie możemy?
     - Zabieg oczyszczania organizmu jest bardzo skomplikowany i wyjątkowych przypadkach przeprowadza się go raz na miesiąc. Przeprowadzenie dwóch zabiegów w ciągu dwudziestu czterech godzin jest absolutnie wykluczone.
     - Czyli wracamy do punktu wyjścia - westchnął kapitan. - Czy tych negocjacji nie może poprowadzić ktoś inny?
     - To nie do pomyślenia - zaprotestował wezyr. - Delegacje poczułyby się urażone, w najlepszym razie powystrzelałyby się na miejscu.
     - W najgorszym powystrzelałyby i nas - mruknął kapitan.
     - Kapitanie - odezwał się pierwszy oficer. - Sprawa jest jasna. Albo będzie trzeźwa i poprowadzi te negocjacje, zapobiegając tym samym wojnom, zniszczeniu i innym paskudztwom, a statek, nas i dyplomatów w tym czasie rozniesie w proch pierwszy krążownik albo będzie pijana i naprawi nasz statek, nie rozbijemy się, nikt nas nie zniszczy, będziemy żywi i będziemy mogli zastanawiać się, jak zakończyć te wojny, które w międzyczasie wybuchną.
     - Rozsądna analiza sytuacji - stwierdził kapitan. - Przynieście dwie butelki wina dla królowej i jeszcze jedną dla mnie.
     
     - A gdy złapiesz re-e-eeetyńskiego susła, to najpierw odpraw gu-u-uuusła, bo każdy wie, że... - królowa z zapałem grzebała w przewodach.
     Do przybycia Bwigenian została jeszcze godzina, a ona naprawiła już prawie wszystko na wszystkich czterech statkach. Kapitan siedział obok, kończył pierwszą butelkę i liczył zwrotki. Wyszło mu, że to już sto trzydziesta czwarta. Doszedł do wniosku, że nikt trzeźwy nie byłby w stanie zapamiętać tylu rzeczy, które trzeba zrobić po złapaniu retyńskiego susła. Wypił wino do dna, spojrzał przez denko butelki i wypuścił ją gwałtownie z rąk. Przed sobą widział swojego głównego mechanika Txlita w trzech miniaturowych osobach. Kapitan przetarł oczy. Nie pomogło.
     - Dobrze się pan czuje, kapitanie? - zapytał Movik.
     Kapitan spojrzał na niego. Oficer istniał w jednym egzemplarzu. Jones przeniósł wzrok na mechanika, który nadal istniał w trzech. Movik spojrzał w tę samą stronę.
     - Zapewne ucieszy pana wiadomość, że nasz mechanik pomyślnie zakończył pączkowanie i wrócił, a raczej wrócili, do obowiązków. Zajmą się końcowymi naprawami.
     Mechanik rozbiegł się w trzech różnych kierunkach.
     - To dobrze - pochwalił słabo kapitan. - Chyba wrócę na mostek.
     - Pirat Yol powrócił na swój statek, a dwórka królowej na statek imperium. Do przybycia delegacji zostały trzy godziny - Movik ruszył za nim.
     Z korytarza za nimi dobiegał śpiew królowej.
     - A gdy re-e-eetyńskiego susła masz w rę-ę-ęękach, nie czerwień się jak panienka, bo każdy wie...
     
     - Wszystko gotowe do spotkania z wrogiem? - zapytał kapitan siadając w swoim fotelu.
     - Tak, sir - zameldował drugi oficer. - Ale chwileczkę... Wahadłowiec, którym przybyła królowa wystartował i leci w kierunku mgławicy! Statki Nemidów, piratów i imperium podążają za nim!
     
     - Królowa! - wrzasnął wpatrzony w ekran wezyr. - Gońcie królową!
     
     - A nie mówiłem! - wydarł się Cul. - Przez tych mięczaków w piżamach wytrzeźwiała i jakie są skutki? Mój mechanik zwariował!!! Lećcie za nią!
     
     - Łapcie przestępcę!!! - krzyczał kapitan Nemidów. - Przestępca nie może ujść nemidzkiemu pazurowi sprawiedliwości!!! Łapcie ten statek!!!
     
     - Za nimi! - rozkazał kapitan.
     - To jeszcze nie wszystko - jęknął oficer. - Delegacje Unii Talaidzkiej i Związku Trzech Księżyców przysłały wiadomości, że uważają przeniesienie negocjacji do bazy Zjednoczenia w układzie Polota i przekazanie Zjednoczeniu funkcji głównego negocjatora za bardzo trafną decyzję. A z maszynowni przysłali informację, że wysiadł nam napęd i nie możemy ich ścigać.
     - Nie wysiadł, tylko ma drobną usterkę. Ten wasz mechanik, ile by go nie było, poradzi sobie z tym w pięć minut - powiedział królowa wchodząc na mostek.
     - Nie było pani na statku? - zdumiał się Movik.
     - Słyszałeś kiedyś o autopilocie? Spodobało mi się tu, postanowiłam zostać z wami i zaciągnąć się do floty Zjednoczenia.
     - Jesteś pijana? - wykrzyknął ze zgrozą kapitan.
     - Już nie - odparła uprzejmie królowa. - Trzeźwa jeszcze też nie jestem. Zresztą ani pijana ani trzeźwa nie wpadłabym na taki pomysł. Ale w stanie, w jakim teraz się znajduję, wydaje mi się to całkiem logiczne. Powinieneś się cieszyć - zwróciła uwagę kapitanowi. - Dostajesz genialnego mechanika i urodzonego dyplomatę w jednej osobie. Służbę mogą zacząć od jutra. Teraz idę spać - opuściła mostek.
     - Napęd już działa, kapitanie - poinformował Movik. - Co teraz?
     - Wynosimy się stąd, zanim przylecą Bwigenianie. A potem wyślij do wezyra Ar'chata wiadomość, że kiedy znowu będzie potrzebował swojej królowej, to musi skontaktować się z centralą Zjednoczenia.
     - A piraci i Nemidzi?
     - Dadzą sobie radę bez niej. Miejmy nadzieję, że w mgławicy nie zderzą się ze sobą. To chyba nie wyszłoby im na zdrowie.

poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

7
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.