 | foto: Szymon Sokół |
Tegoroczny Krakon należy uznać generalnie za udany. Kupa ludzi, ciekawe panele, i nieliczne obsuwy spowodowały, że wyjeżdżałem z Krakowa raczej zadowolony.
Konwent tradycyjnie odbył się w Krakowie, szkole podstawowej na ulicy Blachnickiego, choć w nietradycyjnym terminie (8-11 lutego), dzięki czemu wreszcie nie kolidował mi ze studiami. Wejściówka była dość droga (55 złotych - o 10 taniej, niż zeszłoroczny Eurocon), konwentowe informatory wybrakowane (z racji białych kartek i brakujących stron wymieniałem książeczkę dwukrotnie, słysząc w odpowiedzi na moje narzekania: "Wiemy, dużo jest takich"), a miejsce do złożenia kości (znaczy się swoich na noc) jak zwykle - trudno dostępne. Na drobne niedogodności kwaterunkowe (wliczając w to podchmielonych gości  | foto: Szymon Sokół |
strzelających do kogo popadnie z pistoletów na kulki) nakładał się jeszcze brak sensownej ochrony (jeden z organizatorów stwierdził, że stanowią ją dwie osoby - w tym jedna, niewielkiej postury, dziewczyna). Natomiast apele o trzymanie identyfikatorów w widocznym miejscu (dość zaskakujące wobec faktu nie sprawdzania tychże) zaowocowały wkrótce paroma szaleńcami noszącymi je wpięte we włosy. Te na głowie, żeby nie było żadnych niedomówień. Mimo to na terenie szkoły panował spokój.
Program konwentu był interesujący. Spotkania podzielone były na dwa samodzielne, odrębne (również pod względem umiejscowienia) bloki programowe - ogólny (czyli taki klasyczny) i rolplejowy. Do tego dochodziła ogromna wprost liczba konkursów (odbywały się jeden po drugim w specjalnie do tego wyznaczonej sali) - w znacznej mierze trudnych, ale za to bardzo ciekawych. Może niekiedy nawet ciekawszych, niż odbywające się równolegle do nich prelekcje. Była również oferta filmowa (tym razem bez osobnego bloku mangi), jednak ta była w znacznej części niefantastyczna.
 | foto: Szymon Sokół |
Teoretycznie wynikało to z tematu przewodniego, w jaki został opatrzony konwent - "Wschód spotyka Zachód". W praktyce jednak organizatorom zabrakło chyba weny i miast szukać motywów fantastycznych we wschodniej kulturze, ograniczyli się do zorganizowania niemal klasycznych wykładów z historii (XIX-wieczna Warszawa, krucjaty, podbój Ameryki Południowej, czy Czyngis Chan). Podobnie było z filmami - królowały japońskie filmy walki i westerny. Jedynym naprawdę interesującym obrazem fantastycznym był "Galaxy Quest", parodia "Star Treka".
Zapowiadani na konwent goście zjawili się prawie w komplecie (z bardziej dotkliwych nieobecności należy wymienić Tomka  | foto: Szymon Sokół |
Kołodziejczaka, który miał mówić o marzeniach podboju kosmosu) i jedynym mankamentem był wybór prelekcji. Bowiem organizatorzy ustawili owe prelekcje dość denerwująco. Na ogól wyglądało to tak - przez pierwsze trzy godziny nic ciekawego, przez następne dwie - cztery panele (każdy trwający godzinę), następne trzy godziny znowu pełne nudy, po czym ponownie następowało nagromadzenie interesujących wykładów. O tyle przynajmniej dobrze, że prelekcje zazębiały się (jeden ich blok zaczynał się o pełnych godzinach, a drugi był względem niego przesunięty o pół godziny), dzięki czemu można było zahaczyć o obie interesujące prelekcje. Działając jednak wedle tego systemu traciło się albo końcówkę jednego wykładu, albo początek drugiego. I tak źle, i tak niedobrze. W dodatku niezbyt grzecznie.
 | foto: Szymon Sokół |
Prócz zwyczajowych prelekcji odbyły się też spotkania ze wszystkimi liczącymi się na rynku pismami. Była więc "Nowa Fantastyka", był "Fenix", był "Portal" (miał zresztą cały blok spotkań dotyczących gier fabularnych), były sieciowe magazyny "Fantastycznie!" i "Esensja", ale był i nowy na naszym rynku magazyn "Science Fiction". Zapewne widzieliście już to pismo w kioskach, czy Empiku (a jak nie, to się rozejrzyjcie) - już po samej okładce widać, że oto wkracza do naszego (fantastycznego) świata nowa jakość - ładna okładka, niska cena (3.99), dobre teksty (znaczy się generalnie lepsze od tych z "Nowej Fantastyki" i "Fenixa"). W dodatku na spotkaniu redakcja zapowiedziała wydawanie powieści rosyjskich autorów (wedle wyliczeń jest około 200 książek wartych wydania) - w cenie 5.00-6.00 złotych za sztukę. Zamierzenia światłe - zobaczymy jednak, czy wytrzymają kontakt z polskimi realiami.
 | foto: Szymon Sokół |
Z wydawców niestety pojawili się tylko przedstawiciele MAG-a i Zyska i S-ki. Spotkanie zdominował Andrzej Miszkurka, który kontynuował wyliczanie zapowiadanych przez MAG-a tytułów mimo upłynięcia czasu spotkania. W takich okolicznościach Jacek Pniewski reprezentujący Zyska i S-kę nie miał żadnych szans...
Z drobiazgów. Działały: konwentowa księgarnia (zdominowana przez erpegi) i antykwariat (dla odmiany bardzo ciekawy - bowiem prócz szerokiego asortymentu starszych książek posiadał także sporo rzeczywiście tanich klubówek - powieści, które wciąż czekają na wydanie w oficjalnym obiegu); odbywały się nieinwazyjne LARPy (inaczej mówiąc: ich uczestnicy nie przeszkadzali innym, nielarpowym konwentowiczom); miał miejsce ładnie zainscenizowany pojedynek rycerski.
Zakończenie konwentu (takie bardziej zakrapiane) odbyło się tradycyjnie w oddalonym od szkoły lokalu gastronomicznym. Jednak o ile i w jakim kierunku oddalonym - mało kto wiedział.
 | foto: Szymon Sokół |
Kolejną edycję konkursu na Omnibusa wygrała Ewa Pawelec (gdyby jednak udział w konkursie brał obecny na sali Jacek Pniewski, to kto wie, jak potoczyłyby się losy rywalizacji...), natomiast wręczane na konwencie nagrody otrzymali:
- Ignacy Trzewiczek - nagrodę Golema za wkład w rozwój fandomu
- Jacek Dukaj - nagrodę Fantoma za zbiór opowiadań "W kraju niewiernych"
|
|