Kiedy zdarzyło się Wam ostatnio oglądać film sensacyjny, który Was zaskoczył, otumanił i oszołomił? Nie będąc przy tym absolutnie, w żaden sposób, oparty na poprzednio wykorzystanych elementach fabularnych?
"Obserwator" w reżyserii Joe Charbanica niestety nie dostarczy Wam żadnej z tych rzeczy. Widać na jego przykładzie wady, które dotknęły Hollywood w wyniku stosowania fabularnego chowu wsobnego. Nie marnowałbym jednak bitów na walcowanie kolejnego potworka, opłaconego dolarami żądnych dywidendy inwestorów, gdyby nie fakt, że film Charbanica został naprawdę nieźle zrealizowany. Dyżurne dla produkcji hollywoodzkich zarzuty pozostają w mocy: fabuła przewidywalna, postacie nazbyt czarno-białe, zakończenie zmarnowane dokumentnie - jednak mimo to film oglądało mi się dobrze i jestem zadowolony, że nań poszedłem.
Oś fabularna jest nieskomplikowana, agent federalny Joel Campbell (James Spader) przeprowadził się niedawno z Los Angeles do Chicago. Nie dla przyjemności bynajmniej, ale po to, by uciec od swojej przeszłości - w tym także od śledztwa w sprawie seryjnego zabójcy, którego nie potrafił doprowadzić do szczęśliwego końca. Cambell jest lekomanem i ma problemy psychiczne, przez co musi uczęszczać na spotkania do psychoterapeutki Polly (Marisa Tomei). Na jego nieszczęście jednak psychopata David Allen Griffin (Keanu Reeves) zapałał do niego dziwnym afektem, także przeprowadził się do Chicago i nie zamierza Campbellowi pozwolić na pozostawienie całej sprawy bez rozwiązania. Godzinami obserwuje swojego "partnera" i podsuwa mu coraz to nowe powody, aby wrócił do zarzuconego śledztwa. Powody te jednak, jak się można domyślić, nie polegają na werbalnym przekonywaniu, ich istotą jest raczej odnajdywanie ciał kolejnych ofiar.
Dalej jest dokładnie tak, jak można spodziewać się po powyższym wprowadzeniu - fabuła, mimo niektórych pomysłowych zabiegów scenarzysty, jest sztampowa i przynudnawa. Z góry odradzam poświęcanie jej większej uwagi. Zalety tego filmu w całości koncentrują się na stronie realizacyjnej i po trosze aktorskiej. Dobrze bowiem wypada James Spader w roli pogrążonego w lekomanii agenta. Jego aktorskie emploi nieźle pasuje do takiej postaci - łapałem się na tym, że sceny z cierpiącym Campbellem interesowały mnie bardziej niż główne aspekty fabuły. Niestety w połowie filmu, wraz przyspieszeniem tempa akcji, scenarzysta wyraźnie zapomniał o dolegliwościach swojej głównej postaci. Kontrastowo w stosunku do niego wypada Keanu Reeves, którego gra jest bardzo niedbała i po prostu kiepska. Nigdy nie uważałem go za wielkiego aktora, jednak to, co w tym filmie pokazał plasuje się dużo poniżej średniej. Niewykluczone, że to efekt silnej niechęci aktora do filmu - jak wieść niesie, tylko grupa prawników obronnych, spuszczona ze smyczy przez producentów, zapobiegła zerwaniu kontraktu przez Reevesa. Marisa Tomei, która wcieliła się w rolę Polly, jest natomiast niestety zupełną pomyłką, jej obecność na ekranie nie jest ani aktorsko, ani fabularnie uzasadniona. Co chwila łapałem się na dociekaniu, co ona tam właściwie robi. Jak się zdaje jedyną przyczyną jej pojawienia się jest udział w kiepsko rozwiązanym zakończeniu "Obserwatora".
Jednak mimo kalek fabularnych i w większości niespecjalnie ciekawego aktorstwa, ten film daje się oglądać. Fakt ten uzmysłowiłem sobie mniej więcej w połowie projekcji i zaskoczyło to mnie samego. Przyczyna zaś jest jedna - świetny montaż. "Obserwator", zgodnie z od dawna panującą w Hollywood modą, składa się prawie w całości z ujęć od krótkich do bardzo krótkich, a mimo to cała historia zmontowana została płynnie, z dbałością o to, by harmonizowała się z dynamiczną ścieżką dźwiękową. Całość nieco przypomina bardzo długi teledysk z MTV, jednak nie nuży i paradoksalnie wciąga, pomimo obfitości fabularnych stereotypów. Dopiero w końcówce zdolność operowania obrazem drastycznie zanika, ale powiedzmy sobie szczerze - końcówki i tak by to nie uratowało. Jednak wrażenie, jakie pozostawiają kolaże wizji Campbella, zmontowane z mocną, kopiącą współczesną muzyką rozrywkową (m. in. Roba Zombie "Dragula") pozostaje żywe nawet po zakończeniu seansu.
Nie wiem, czy polecić ten film. Ma kilka zalet, ale także sporo wad. Ogląda się dobrze, jednak po wyjściu z kina trudno sobie przypomnieć o czym on był. Jeżeli ktoś lubi Jamesa Spadera, będzie zadowolony. Jeżeli Keanu Reevesa - niech lepiej obejrzy jeszcze raz "Matrix". Ogólnie "Obserwatora" oceniłbym ambiwalentnie - reżyser nie ma się czego wstydzić, ale nie ma też czym specjalnie się chwalić.
"Obserwator" (The Watcher)
reż. Joe Charbanic
wyk: James Spader, Keanu Reeves, Marisa Tomei
USA 2000
|
|