Magazyn ESENSJA nr 4 (VII)
maj 2001




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Łukasz Kustrzyński
  Smutny przypadek pewnego adwokata
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Plakat filmu
Całym światem filmu Stephena Hopkinsa jest zionące z każdego kąta przygnębiającą klaustrofobią biuro głównego inspektora policji na Karaibskiej wysepce. Sekunduje mu rozśpiewana, kolorowa ulica tuż za oknem, jakby nie z tego świata, wyobcowana. To inny wymiar, poza postrzeganiem siedzących w gabinecie ludzi. Tło tylko, nieważny szczegół. Opowieść (filmowy świat) ma swój początek, którym jest przybycie na posterunek zamożnego, szanowanego adwokata podatkowego Hearsta (Hackman). Ma i swój koniec, wyznaczony klasyczną granicą jednej doby. Choć nie wyklucza to częstych retrospekcji stanowiących, kto wie czy nie najważniejsze, ogniwo spajające film w sensowną i zrozumiałą całość. Adwokata zaprosił do siebie kapitan Victor Benezet (Freeman) by wyjaśnić kilka nieścisłości z zeznań Hearsta, który dzień wcześniej odnalazł ciało jednej z ofiar serii brutalnych morderstw na kilkunastoletnich dziewczynkach. Odpowiedzi adwokata na rutynowe pytania nie przystają jednak do wizerunku zwykłego świadka, przytaczane fakty przeczą sobie, rażą nieścisłości i sprawiające wrażenie wymyślanych na poczekaniu mało wiarygodne wyjaśnienia. Hearst pogrążą się coraz bardziej stając się głównym podejrzanym. Na światło dzienne wychodzą dawno zapomniane urazy między policjantem a przesłuchiwanym, za młodu będącymi kolegami ze szkolnej ławy. Rozmowa raz przypomina zwykłe śledztwo, by za chwilę przerodzić się we wspólne wspominki, skrywane żale czy szczere spowiedzi jako żywo przypominające spotkanie przy barowym kontuarze dwóch podstarzałych, zmęczonych życiem i nadmiarem ludzkiego doświadczenia mężczyzn. Bo i jest tu wiele z przyjacielskich rozmów przy szklaneczce czegoś mocniejszego, zgrabnie zresztą wplątanych w główny temat będący przecież próbą odkrycia przerażającej prawdy o morderstwie.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Kadr z filmu
Szczegóły z życia Hearsta poznajemy najpierw z wypowiedzi samego bohatera, który, rzecz to normalna, próbuje ukryć ciemniejsze fragmenty. Policjant przesłuchuje jednak równolegle żonę adwokata, urzekającą urodą Chantal (Bellucci), by, przystawiając do siebie zeznania pary i grając nimi niczym rozważny pokerzysta, wyciągać wciąż nowe fakty zbliżające do rozwiązania zagadki. Scenarzysta układał poszczególne sceny bez pośpiechu, metodycznie, rozważnie, może trochę nazbyt ostrożnie, jakby obawiał się, że każda następna odsłonięta kurtyna pozwoli na zbyt wczesne odgadnięcie prawdy. Toczy się więc akcja ślamazarnie, ożywiana z rzadka poruszającymi scenami scysji między adwokatem a przesłuchującymi go Benezetem i detektywem Owensem (Jane). Napięcie jednak nie mija wraz z przerwaniem ostrej wymiany słów. Jest cały czas obecne, unosi się wraz z papierosowym dymem, nie rozwiewa go nawet parny podmuch wpadający figlarnie przez otwarte okna.

"Podejrzany" będący uwspółcześnionym klasycznym filmem francuskim "Garde a'vue" przypomina trochę "Podejrzanych" Bryana Singera z 1995 roku. Nie wynika to bynajmniej z samej zbieżności tytułów, a raczej z ogólnego układu scenariusza. U Hopkinsa i u Singera rzecz dzieje się na policyjnym posterunku, zaś akcja obraca się wokół psychologicznego starcia między przesłuchiwanym a policjantem. Podobieństw mamy więcej - w obu obrazach kluczowe miejsce zajmują retrospekcje, które z rzadka tylko przedstawiają prawdę faktyczną, częściej są wyobrażeniem o niej opowiadającego, czasami także jawnym kłamstwem. Jednak o ile w "Podejrzanych" główną atrakcją są retrospekcje właśnie, stanowiące integralną, realistyczną część opowiadanej historii, o tyle w omawianym filmie pełnią one funkcję ilustracyjną, mają raczej manierę snu, są skrajnie odrealnione czego jawnym przykładem pojawianie się Benezeta w opowieściach jako nie uczestniczącego w zdarzeniach świadka.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Kadr z filmu
Przesiąknięty jest film Hopkinsa snem, nierealnością, wpadającym w oko nieruchomym obrazem, w którym jedyną prawdziwą atrakcją jest aktorstwo dwóch filmowych tuzów - Freemana i Hackmana. Ich napięte z wysiłku i poorane starością twarze, nic więcej. A jednak z powodzeniem wystarcza to by wytworzyć atmosferę zagrożenia, by w przedziwny sposób przykuć uwagę widza już nie wartką akcją, a prostą historią zawartą w szeregu statycznych scen.

Niestety nie da się zapomnieć o sporych niedoróbkach scenariusza. Na pewno brak tu oryginalności i jakiejś szerszej wizji na rozwinięcie kolejnych wątków. Bez większego wysiłku można z góry przewidzieć jak ułożą się klocki, z których wyczytać będzie można rozwiązanie zagadki. Także zakończenie budzi mieszane uczucia. Teoretycznie pasuje do ogólnej koncepcji filmu, jednak po projekcji pozostaje spory niedosyt. Osobiście czekałem na coś o niebo bardziej zaskakującego.

A jednak obraz Hopkinsa nabiera chwilami poetyckiego posmaku, w którym kolejne sceny tworzą coś na kształt dobrze skrojonego portretu psychologicznego głównego bohatera. Bo i taki jest cel filmu - nadać tło przygarbionej, prawie starczej postaci Hearsta siedzącego w policyjnym fotelu i patrzącego na świat z jakąś dziwną, przerażającą pogardą człowieka, który stracił już stanowczo zbyt wiele, jak na jedno, krótkie życie.



"Podejrzany" (Under Suspicion)
reż. Stephen Hopkins
wyk. Morgan Freeman, Gene Hackman, Thomas Jane
USA 2000
poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

43
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.