Magazyn ESENSJA nr 4 (VII)
maj 2001




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Autor Eryk Remiezowicz
  Pociąg imienia Karola Darwina

Miałem okazję wracać z Krakowa pociągiem w tłoku. Był Sylwester, a pociąg ów jechał aż do Świnoujścia i dla wielu był jedyną szansą na wydostanie się z grodu Kraka przed nocą. Kiedy więc wagony wjechały i stanęły, do boju ruszyła horda pawianów. Skakali przez okna, wpychali się do środka, terroryzując współtowarzyszy spojrzeniem, manipulowali to nartą, to plecakiem, byle dotrzeć do upragnionego miejsca. Mnie trafiło się miejsce wprawdzie stojące, ale za to w pierwszej klasie. Zafascynowany obserwowałem jak łatwo gatunek homo pozbawia się etykietki sapiens.

Najpierw myślałem, że to sami robimy z siebie małpy. Że otaczające mnie stado moich rówieśników po prostu lubi się rozpychać łokciami i triumfalnie spoglądać na stojących frajerów. Potem jednak na stację wjechał pociąg z Zakopanego. Wypadła z niego następna horda, podobnie wyposażona i z podobnym głodem wypisanym na twarzach. Kiedy jednak popatrzyli na nasze, wystające z okien zaciekawione facjaty, ramiona z nartami im opadły. Zrozumiałem, że właśnie przed takim losem uciekali do pociągu moi towarzysze niedoli. Pokochałem znów otoczenie, co nie zmieniało jednak faktu, że było ciemno, zimno i stojąco.

Ratunkiem okazała się otyłość konduktora. Ktoś rzucił brzydki komentarz na temat jego brzucha i zajmowanej przez niego przestrzeni. Ktoś inny przypomniał sobie film "Miś" 1 i zakładane przez konduktora papucie do chodzenia po pasażerach. Roześmialiśmy się po raz pierwszy i od razu zrobiło się sympatyczniej. Potem następny anonim, chyba fan Spidermana, zasugerował zamontowanie w suficie szczebelków, po których zwinnie śmigałby konduktor. Po zwizualizowaniu tego obrazu z naszym grubaskiem w roli głównej, okolica znów ryknęła śmiechem. I zaczęło się robić jak w kabarecie.

Jakiś typ z zacięciem inżynierskim zasugerował, żeby wykorzystać brzuch konduktora i generowaną przezeń w tłoku falę do pomiarów szybkości i oddalenia konduktora, co pozwoliłoby nam się sprawniej przemieszczać i ukrywać pasażerów na gapę. Znalazł się też telemaniak, który zasugerował, żeby zamontować konduktorowi na ramieniu kamerę, a obraz puszczać przez umieszczone w korytarzu monitory. "Big Brother" nie cieszył się jeszcze wtedy taką popularnością, bo zapewne jakiś fan zacząłby wymyślać zadania dla przedziałów, a o tym, kto wysiada, decydowałby cały wagon w głosowaniu.

Potem przebudowaliśmy w myślach pociąg na tysiąc i jeden sposobów (najrealniejsza była chyba propozycja wbudowania okien otwierających się w dół, co, po ich otwarciu, wygenerowałoby dodatkowe, zewnętrzne miejsca siedzące). Przeprowadziliśmy symultanę szachową i spisaliśmy reguły turnieju całowagonowego, przeżyliśmy najazd pijanego rodaka, który też okazał się bardzo zabawny (gość odgrażał się, że on tu jeszcze wróci, ale po minucie usłyszeliśmy, jak pyta się gdzie jest jego przedział), wymyśliliśmy nazwę będącą tytułem niniejszego felietonu i dojechaliśmy do swoich stacji docelowych.

Ku ogólnemu zdziwieniu stwierdziłem, że można przejechać osiem godzin w naprawdę paskudnych warunkach, bez jedzenia i picia, w tłoku i na stojąco i całkiem dobrze się bawić! Poczucie humoru jest jednak wspaniałym wynalazkiem i umiejętność wykorzystywania go w pozornie beznadziejnych sytuacjach może czynić cuda. Jak mawia stare chińskie przysłowie:

"Złą dolę znoś jak dobrą,
mając to na względzie,
że gdy źle ją będziesz znosić
gorzej ci z tym będzie"


Śmiejmy się!!!!!!!




1 Od redakcji: Ta scena była w "Zmiennikach" Stanisława Barei

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

37
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.