Magazyn ESENSJA nr 5 (VIII)
czerwiec 2001




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Jarosław Loretz
  Na gwiezdnym szlaku

     Z nieba spłynął oślepiająco biały obiekt, zawierający w sobie coś z talerza. Majestatycznie przedryfował nad paroma niewielkimi mieścinami, wzbudzając swą ogromną sylwetką i rozległym, rzucanym na budynki, cieniem popłoch wśród mieszkańców. Nad kolejnym z miasteczek wyraźnie przyhamował i obrócił swe cielsko, obierając kurs na widoczną na horyzoncie, spowitą smogiem metropolię. Docierając do granic miasta spokojnie zredukował prędkość, ale zatrzymał się dopiero nad szczytami stojących w centrum gmachów. Mimo, iż zawisł kilometr nad ziemią, zdawał się być przeogromny.
     Wszelki ruch w mieście zamarł. Ludzie zadzierali głowy, bezskutecznie usiłując skonfrontować wiszące nad miastem bydlę ze swoimi wyobrażeniami na temat masy zdolnej utrzymać się w powietrzu. Wystraszone ptaki cichły i wtulały się głębiej w zajmowane wnęki i gzymsy. Psy podkulały ogony i pierwszy raz w życiu chętnie chowały się po piwnicach. Kotów zaś nikt nie widział, tak dobrze się pochowały. Całe życie zamarło w niemym oczekiwaniu na cokolwiek.
     Obiekt nie zawiódł oczekiwań. Wzmocniony nieznanymi urządzeniami głos zagrzmiał z siłą trąb jerychońskich:
     - PRZYBYWAMY W POKOJU!
     Potężny dźwięk niczym fala tsunami rozlał się po mieście, niszcząc po drodze wszystko i wszystkich. W gruzy runęły całe kwartały starych, malowniczych kamienic. Wijąca się przez centrum miasta rzeka wystąpiła z brzegów i znalazła nowe koryto w tunelach metra. Ludzie kryli się gdzie mogli, uciekając przed wypadającymi z okien szybami, spadającymi z gzymsów maszkaronami, urywającymi się rynnami, zsuwającymi się dachówkami. W mieście zapanował chaos. Tu zapadła się jezdnia, tam zawalił tunel metra, gdzie indziej znowu grozą napełniał wysoki świst ulatującego z magistrali gazu. W dawne koryto rzeki runął ostatni ze stojących jeszcze mostów. Wszystkie zaś ulice pokrył dywan różnokolorowych samochodowych blach, które masowo odpadały z pozbawionych nagle spawów karoserii...
     Dopiero po dziesięciu minutach na horyzoncie pojawiły się samoloty.
     
     Za statkiem zostały dymiące zgliszcza i niezmiernie powoli, ale bardzo dokładnie, przeżerane straszliwym ogniem szkielety wysokościowców. Śród zwęglonego betonu, śród zbrylonych kształtów dawnych aut, niemrawo przesypywały się popioły setek tysięcy mieszkańców...
     Obiekt powoli przeleciał nad kolejne, nieświadome zagrożenia miasto. Ustawiwszy się nad usytuowanym centralnie placem powtórzył komunikat. Moc, z jaką go wyemitował, była o niebo mniejsza niż poprzednio. Mimo to zawaliły się dziesiątki domów, popękały tysiące ścian i sufitów, a szczęśliwcem był ten, kto mógł się pochwalić choć jedną ocalałą szybą w oknie.
     - PRZYBYWAMY W POKOJU! PODDAJCIE SIĘ!
     
     Rząd światowy, gdy już się zebrał, nie miał prostego zadania. Cała sprawa wyglądała na farsę, gdyby nie ten biały obiekt na niebie. Podjęto drugą heroiczną próbę zestrzelenia go, posyłając samoloty na zdecydowanie wyższym, niż za pierwszym razem, pułapie, jednak odpowiedź statku była tak samo mordercza. W kierunku lądu i pobliskich miast, i w ogóle czegokolwiek, co się ruszało, wystrzeliły błękitne kokony światła. Spowodowane przez nie zniszczenia były gigantyczne i nieodwracalne. Krajem wstrząsnęły silne trzęsienia ziemi, które nawiedziły wkrótce również położone na przeciwnej stronie globu rejony. Przebudziły się dziesiątki nieczynnych od tysiącleci wulkanów, rzygając bez opamiętania popiołem i lawą. Miliony ludzi zginęły pogrzebane pod gruzami domów. W trzewiach oceanu rodziła się największa w historii galaktyki fala tsunami. Jej wysokość przekraczała cztery kilometry...
     
     *
     
     - Cholera! No trudno, spróbujmy może gdzieś indziej. Panie Sulu, proszę nas stąd zabrać.
     Statek drgnął i powoli uniósł się znad rozszarpywanego rozbudzonymi żywiołami globu. Powisiał chwilę spokojnie, po czym, łysnąwszy wymalowaną na spodzie kadłuba nazwą "Enterprise", wyprysnął w kosmos szukać inteligencji. ŻYWEJ inteligencji.

28.11.99

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

14
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.