Magazyn ESENSJA nr 5 (VIII)
czerwiec 2001




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Magda Mateja
  W cieniu złotej palmy

        Cannes, 10 - 20 maja 2001

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Plakat imprezy
Jeśli dziś wtorek, to jesteśmy w Cannes...
Podczas gdy skromna reprezentacja Klubu Miłośników Filmu Mozaika z Bydgoszczy pakowała dopiero walizki, publiczność 54. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes dzieliła się już pierwszymi wrażeniami na temat Molin Rouge, "postmodernistycznego musicalu" Baza Luhrmanna, w którym bohaterka (grana przez Nicole Kidman) "tańczy, śpiewa, kocha, a w końcu umiera". Siedemdziesięciotysięczne Cannes - uzdrowisko i kąpielisko morskie na Lazurowym Wybrzeżu, które w czasie festiwalu odwiedza ponad 200 tys. gości - mieliśmy zobaczyć na własne oczy dopiero w niedzielę, 13 maja.
"Warto było spędzić dwa dni w autokarze." - stwierdziliśmy zgodnie po przyjeździe na kamping "Du Pylône" w Antibes. Miasto usytuowane w połowie drogi z Nicei do Cannes nie ustępuje wielkością i urodą francuskiej stolicy filmu. Założone jeszcze w starożytności Antibes może pochwalić się zamkiem Grimaldich, w którego murach w roku 1946 przebywał i tworzył Pablo Picasso. Twórca pozostawił gościnnemu miastu 25 obrazów, ponadto liczne szkice i ceramikę. Wszystkie te dzieła, obok prac Modiglianiego, Miró, Nicolasa de Staël i innych, można obejrzeć w siedzibie rodu Grimaldich. (Wymieniam nazwiska artystów w nadziei, że Antibes przestanie się kojarzyć li tylko ze śmiercią Toma Jordache'a, bohatera słynnego serialu telewizyjnego pt. Pogoda dla bogaczy...)
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Przygotowania do wieczornej gali festiwalowej. Publiczność zaczyna się dopiero gromadzić pod pałacem.
Zwiedziwszy pobieżnie dzielnicę bogaczy, Cap d'Antibes, udaliśmy się na kilka godzin do centrum, gdzie rolnicy i drobni przetwórcy wystawili na sprzedaż swoje artykuły. Domowe kiełbasy i sery, zioła, oliwki, rozmaite sałaty, różowe (sic!) ziemniaczane bulwy, owoce morza i kandyzowane owoce: klementynki, plastry ananasa, całe bogactwo prowansalskiej ziemi na gwarnym targowisku, które ze smakiem wkomponowano w architekturę stylowego Antibes. Obok stoisk z artykułami spożywczymi stragany, sklepy i kramy z bibelotami prowansalskimi oraz gadgetami plażowymi. Saszetki z aromatyczną lawendą (doskonała na mole!), mydełka ręcznie konfekcjonowane, ceramiczne i szklane pojemniki na oliwę, akwarelki z widokiem miejscowego portu, barwne pareo i kolorowe torby plażowe z rafii. Asortyment i egzotyka targu może oszołomić każdego przybysza, niemniej zachowania niektórych uczestników wycieczki zdumiewają... Polskich turystów (zwłaszcza tych x-dziesięcioletnich) pamiętających czasy handlu węgierskimi parasolkami, niemieckimi czekoladami, tureckimi sweterkami, ogarnął istny szał zakupów. Dziennikarka telewizji regionalnej, znana z miłości do kwiatów, opuściła plac targowy z trzema egzemplarzami roślin doniczkowych, dwiema torbami plażowymi i chustą pareo.
Konsumpcyjna histeria powtórzyła się na szczęście tylko raz, podczas pobytu polskich turystek w muzeum perfum. Był to biznes zorganizowany perfekcyjnie pod względem marketingowym: najpierw kilka minut zwiedzania okraszonego porcją drogeryjnej historii i teorii, a potem reklama i sprzedaż bezpośrednia. Przewodniczki, czy raczej ekspedientki z perfumerii Fragonard w Eze, mamią klientów we wszystkich europejskich językach, także po polsku - ustami urodziwej Kamili.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brad Pitt był w Cannes, choć o tym nie wiedział!
Po południu wyjechaliśmy do Cannes, faktycznego celu naszej wyprawy i przedmiotu rozmaitych wyobrażeń; część z nich uległa natychmiastowej weryfikacji, niektóre złudzenia przetrwały do kolejnych wizyt w festiwalowym mieście. Wysiadamy w pobliżu Pałacu festiwalowego. Po prawej stronie - plac, na którym technicy instalują olbrzymi dmuchany ekran; wieczorem odbędzie się tu projekcja odświeżonej, wydłużonej o 53 minuty wersji Czasu apokalipsy F.F. Coppoli (przypomnijmy: Złota Palma dla najlepszego filmu w 1979 r.).
Dochodzi godzina 19:00, przed Pałacem kłębi się tłum dziennikarzy, turystów, mieszkańców Cannes. Nie możemy dokładnie obejrzeć bryły budynku, wciśnięci w kącik pomiędzy schodami a frontową, przeszkloną ścianą obserwujemy ceremoniał festiwalowy sponad głów innych gapiów. Atmosfera gęstnieje, najpierw pojawiają się przedstawiciele miejscowych władz, potem mniej popularni bohaterowie świata kultury, następnie "adepci" kina: modelki i modele, gwiazdki kanałów telewizyjnych. Na krótko przed oficjalnym rozpoczęciem festiwalowego wieczoru zjeżdżają najznamienitsi goście, poznać ich po tym, że są eskortowani. Z wielkiej limuzyny parkującej właśnie pod czerwonymi schodami wyłania się ktoś ważny, bo podniecony tłum piszczy i gwiżdże. Zerkamy na gigantyczny ekran zawieszony wysoko na fasadzie Pałacu - rodzinna spółka, czyli bracia Coen z Frances McDormand. Za kilka dni Joel i Ethan wywiozą z Cannes nagrodę dla najlepszego reżysera za obraz pt. The Man Who Wasn't There. (Festiwalowe miasto lubi i docenia twórczość braterskiego duetu, najlepszym tego dowodem pozostaje Złota Palma'91 dla Bartona Finka.)
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Tragowisko prowansalskie. Stoisko z kandyzowanymi cytrusami.
Następna limuzyna i jeszcze większa fala entuzjazmu, na ekranie pojawia się twarz pięknej kobiety z czerwonym kwiatem wpiętym w kruczoczarne włosy, znana twarz. Gwiazda Andie MacDowell, niezmiennej od czasu Greystoke - legenda Tarzana władcy małp, promienieje tak jasno, że operator kamery nie zauważa przemykającej bokiem, równie urodziwej Julii Ormond w zielonym płaszczyku. Aktorka jest członkiem jury obradującego pod przewodnictwem Liv Ullman. Zadaniem jurorów, wśród których znalazł się także ex-Python, Terry Giliam (m.in. Brasil, 12 małp), jest ocena wartości artystycznej 22 filmów zgłoszonych do konkursu. My możemy ocenić jedynie poziom przygotowania Francuzów do festiwalu i targów filmowych, które odbywają się równolegle. Jeśli liczbę plakatów, bill-boardów, ulotek promocyjnych przyjąć za miarę, ocena będzie wysoka. W każdym zakątku czai się Mumia (powraca), która i do naszych kin powróci latem. Hotel Carlton upiększony podobizną Angeliny Jolie, która wcieliła się w postać Lary Croft. Vis-a-vis Pałacu reklama Pianisty Polańskiego, który to film jest jeszcze w fazie realizacji. Ale taki tu panuje targowy obyczaj: sprzedać obraz, zanim zakończy się jego produkcja. Nasi filmowcy, z Jerzym Kawalerowiczem na czele, próbują w ten sposób wylansować Quo vadis: prócz ośmiominutowego zwiastuna, w Cannes prezentowano wcale ładne twarze odtwórców ról Ligii i Winicjusza, czyli Magdy Mielcarz i Pawła Deląga.
Młoda modelka-aktorka ciężko pracowała, promując film Kawalerowicza oraz kosmetyki firmy L'Oreal, dlatego musiała odpocząć; w czerwcowym numerze miesięcznika "FILM" donoszą, że Magda szukała wytchnienia na pokładzie jachtu "Warta Polpharma". Słynny katamaran startował w milenijnych regatach okołoziemskich i po zakończeniu The Race miał cumować w Marsylii, ale - jak wyznali podopieczni kapitana Paszke - tęsknota za kobietami przywiodła ich na okres festiwalu do przystani w Cannes. Ogorzałe od słońca "wilki morskie" z sympatią witają bladolicych kinomanów z Bydgoszczy.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Przyjazd Andie MacDowell.
Monaco - jako tako...
W drodze do księstwa Monaco kolejne inspirowane filmem przeżycia; autokar wspina się po bardzo krętej trasie; widok z okna tyleż piękny, ile przerażający. Tymi serpentynami jechał James Bond, ściągając się z Ksenią Siergiejewną Nagórną (Goldeneye). W tutejszej katedrze podziwiamy prostotę i skromność grobowca tragicznie zmarłej księżnej Gracji Patrycji, którą nieco starsza publiczność filmowa pamięta jako Grace Kelly. Sprzed pałacu księcia Rainiera rozciąga się widok na ciasno upakowane, wyrastające w górę państwo-miasto. Wśród budynków jak kominy wyróżnia się niskie, zwieńczone zieloną kopułą Kasyno; to kolejny ślad agenta 007 - w ilu częściach serii Bond zasiadał do ruletki, a w ilu blefował z pokerową miną?
W Monte Carlo, dzielnicy księstwa, trwają właśnie przygotowania do wyścigu Formuły 1. Na skwerach ustawiono trybuny, a murki i słupki, które na co dzień wyznaczają granice krętych ulic, obłożono kilkoma warstwami starych opon i zabezpieczono brezentem, tak by zminimalizować konsekwencje kolizji. W tej zawężonej przestrzeni z trudem przemieszcza się cysterna wioząca mleko, ale świetnie poradzi sobie zwycięzca tegorocznego Grand Prix Monaco, Michael Schumacher.
Całe księstewko sprawia wrażenie miejsca zorientowanego na osiąganie zysków: kasyno, opłata za wjazd do miasta, wykorzystywanie terenów pod budownictwo wielopiętrowe (dlaczego ci ludzie nie zamieszkają w Nicei?), nawet pamiątki są tu droższe o kilka-, kilkadziesiąt franków niż w Cannes czy Antibes. Czysto i schludnie tylko tam, gdzie przemieszczają się turyści; nieodwiedzane uliczki sprawiają zawód oczom turysty, a jego uszy próbują zweryfikować wiarygodność ptasich treli w książęcym parku. Głos prawdziwego ptaka czy odtwarzana z taśmy iluzja?

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Autorka korespondencji na pokładzie Warty Polpharmy, obok sławny kapitan sławnego katamaranu.
W poszukiwaniu żandarma z St. Tropez
Wypromowane przez Bardotkę St. Tropez przypomina kolorowy obrazek o tematyce portowej, tak śliczny i słodki, że aż kiczowaty... Zanim się jednak o tym przekonamy osobiście, pokonać musimy krętą i zakorkowaną trasę. Wlokąc się "pięćdziesiątką" wypatrujemy żandarmów, a nasza ciekawość rośnie proporcjonalnie do ilości rockersów wyprzedzających autokar. Ruch na drogach dojazdowych do kurortu został sparaliżowany przez miłośników harleya. Setki Easy riders w różnym wieku, z różnych zakątków Europy przybyły do St. Tropez, by zmonopolizować podmiejski kamping i z rykiem objeżdżać port, a miejscowi żandarmi - nic! Spokojni, uśmiechnięci, chętnie pozują do zdjęć. "Na Lazurowym Wybrzeżu brak pośpiechu to obyczajowa norma" - instruuje nas znajomy Bydgoszczanin, który od trzech miesięcy pracuje pod Niceą. Rzeczywiście, w wielu sklepach nie znajdujemy wywieszki z informacją o godzinach otwarcia lokalu. Francuz z Południa zaczyna pracę, gdy się wyśpi, potem, miedzy południem a godz. 15. odpoczywa i dopiero po sjeście intensywniej wykorzystuje energię. W czasie takiej właśnie sjesty zwiedzamy St. Tropez, jego mieszkańcy leniwie, acz metodycznie szykują się do popołudniowej parady. Knajpki zapraszająco otwarte, a sklepiki zamknięte, tylko witryny porażają cenami markowej konfekcji, co - szczerze wyznaję - psuje idylliczny wizerunek tego uroczego miejsca.

I znów po(d) Złotą Palmę
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Przed Pałacem festiwalowym w Cannes.
Tym razem wcześniej przybywamy do Cannes. Za plecami luksusowe noclegownie: Carlton, Grand, Noga Hilton, na wprost słynne schody, gdzie na jeden metr kwadratowy czerwieni przypada kilka gwiazd, zaś na każdą gwiazdę kilkudziesięciu reporterów. Nim jednak ustawimy się strategicznie, musimy minąć park przed Pałacem Festiwalowym; tu w samotności odpoczywa znany krytyk filmowy, Tadeusz Sobolewski. Współautor cyklu filmowego "Kocham kino", publicysta "Gazety Wyborczej", poproszony o autograf, nie kryje zdumienia. Mówię po polsku, wiem, kim jest on, Sobolewski, i czym się zajmuje, przyjechałam z bydgoskim Klubem Miłośników Filmu "Mozaika". "Taak... Słyszałem o "Mozaice"." - zaczyna filmoznawca, sprawiając wrażenie osoby spragnionej rozmowy.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W Cannes rośnie wiele palm, nie tylko te złote. Vis-a-vis palmy - czerwone schody.
Ku mojej rozpaczy do dłuższej wymiany zdań nie dochodzi, grupa oddala się, a ja za chwilę stracę z oczu zieloną czapeczkę przewodnika. Przepraszając wyrwanego z nicnierobienia Sobolewskiego, biegnę w kierunku Pałacu.
Na godzinę przed pojawieniem się gwiazd wieczoru łatwiej zająć przyzwoite miejsce, wiedzą o tym doskonale paparazzi, którzy zjawiają się przy czerwonych schodach z drabinkami i gigantycznymi obiektywami. Siedząc na drabinach niczym myśliwi na ambonie, obserwują swoje ofiary. Gdy z limuzyny wysiada ktoś powszechnie znany, fotoreporterzy pogwizdują, zaczepiają i wystarczy tylko chwila zainteresowania ze strony delikwenta, a już zdjęcie gotowe! Potem redakcja doda kilka słów sensacyjnego, zazwyczaj kłamliwego komentarza i relacja z Cannes - pikantna i elektryzująca - obiegnie publikę.
Wobec braku hollywoodzkich gwiazd nowym blaskiem zajaśniały francuskie sławy aktorskie. W poniedziałek 14 maja odbył się pokaz francuskiego filmu Roberto Succo w reżyserii Cedrica Kahna, zaś na czerwonym dywanie stopy postawili Philippé Noiret, Michele Morgan i Jean-Paul Belmondo.
Po wieczornej gali tłum gapiów przenosi się spod Pałacu w pobliże monumentalnych hoteli, gdzie dalej czyha się na gwiazdy; wtedy warto pospacerować po deptaku La Croisette. Tu jest dopiero ciekawie! Utalentowany plastycznie duet przetwarza czerń płyt winylowych w kolorowe zegary ścienne, tylko 100 FF za sztukę. Nieco dalej kolejna uliczna manufaktura: spraye, doniczki o różnych średnicach, papierki, pędzelki, oto warsztat artysty. No, jeszcze maska zabezpieczająca malarza przed wdychaniem oparów z puszek. Efekt? Kolorowe, wieloplanowe kompozycje złożone z galaktyk, układów słonecznych, pojedynczych planet - stuprocentowe science fiction. Na tle zatoczki rysuje się sylwetka Brada Pitta, zaciekawiony tłum podąża w kierunku popularnego aktora, który - oglądany z bliska - okazuje się fotografią w skali 1: 1, naklejoną na tekturę. Obok Pitta z papieru egzotyczni śpiewacy proszą o monety w zamian za chwilę muzycznej uczty.

Sałatka nicejska
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Bajkowe St. Tropez, w którym żandarmi są pogodni i uśmiechnięci.
Nicea, miasto liczące 400 tysięcy mieszkańców, stanowi zadziwiający mariaż postkolonialnego konserwatyzmu oraz nowoczesności. Międzynarodowy port lotniczy i pałac gubernatora, awangardowe budowle, jak np. Muzeum Sztuki Współczesnej, i targ rybny w obrębie Starego miasta. Kontrastów znalazłoby się więcej: oto w pobliżu eleganckiej restauracji koczuje grupa kloszardów - dwóch drzemie, reszta biesiaduje przy butelce najtańszego wina.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Tłoczne Monte Carlo, zielony punkcik po prawej stronie to kopuła kasyna.
Mimo tej przygnębiającej scenki rozpiera nas duma i satysfakcja; wyrwaliśmy się z objęć Wielkiego Brata (nie mylić z BB!) i na Lazurowe Wybrzeże możemy teraz jeździć w charakterze turystów, nie tylko sprzątaczy-emigrantów. Słysząc niemało o doskonałości miejscowej kuchni, jeden wieczór spędziliśmy "po francusku": biesiadując bez pośpiechu w restauracji i ordynując kolejne dania oraz trunki. Już po sałatce nicejskiej poczułam się wyśmienicie, choć wyjątkowe samopoczucie zawdzięczałam raczej sąsiedztwu niż specjałom prowansalskiej kuchni. Przy jednym ze stolików Rosjanie, przy drugim Amerykanie, przy innym jeszcze egzotyczni ciemnoskórzy goście w strojach etnicznych - nie umiałabym określić skąd pochodzili. Być pełnoprawnym uczestnikiem filmowego święta, tego oczekiwałam i spełniło się!

Powrót w Napoleońskim stylu!
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Katamaran Romana Paszke w przystani canneńskiej.
Wracamy do Polski niespotykanej urody szlakiem, tzw. drogą Napoleona, który wojażował tędy po ucieczce z Elby. My, mijając kolejne przełęcze, pokonujemy drogę w kilka godzin, on przemierzał ja kilka dni. Po pewnym czasie przez uchylone okno wsącza się do autobusu szwajcarskie powietrze, którego mroźnej świeżości chyba nigdy nie zapomnę... Przewodnik urozmaicił nam ponad trzydziestogodzinną podróż spacerem po Genewie. Tu, inaczej niż na południu Francji, o godz. 19. prawie nie widać ludzi na ulicach. Tylko nieliczne grupki młodzieży (słychać nawet polską mowę!) okupują trawniki ogrodu angielskiego usytuowanego na brzegu Jeziora Genewskiego. Wszędzie panuje spoookój i szlachetna nuda. Idealny klimat, by zakończyć wycieczkę!
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Spacer nad Jeziorem Genewskim.
Noc z niedzieli na poniedziałek można już było spędzić we własnym łóżku, które po trudach podróży okazało się łożem anielskim. Poniedziałkowa prasa informuje o decyzjach festiwalowego jury: Złota Palma dla filmu Pokój syna Włocha Nanni Morettiego, który przedstawił historię psychoanalityka mimowolnie przyczyniającego się do śmierci dziecka. Po tragedii zarówno bohater, jak i jego najbliżsi stoją przed koniecznością oswojenia śmierci. Na podstawie reakcji polskich krytyków filmowych, którzy właśnie wrócili z Cannes, wnioskuję, że film się podobał, a nagroda nie budzi kontrowersji. Kontrowersyjna była natomiast Pianistka/La Pianiste w reżyserii Michaela Haneke, nie tylko z powodu angielskiego brzmienia tytułu - The Pianist - który budzi szczere i zupełnie uzasadnione oburzenie Polańskiego. Film wyróżniono trzykrotnie, przyznając nagrodę dla najlepszej aktorki 54. Festiwalu. Isabelle Huppert, która wcieliła się w postać nauczycielki muzyki. Kobieta - oficjalnie porządna mieszczańska stara panna - nieoficjalnie bywa w kinie porno, podniecając się sprośnymi filmami; romans z uczniem wyzwala w niej prawdziwą erupcję skrywanych dotychczas pragnień. Wśród docenionych należy wymienić także Davida Lyncha, którego Dzikość serca zyskała uznanie jury w 1990 r. Miłośnicy "osobniczego" stylu Amerykanina, którym nie przypadła do gustu prostota " Prostej historii" (1999), odetchną po obejrzeniu "Mulholland Drive". Ten wyrafinowany obraz przyniósł Lynchowi nagrodę za najlepszą reżyserię.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Tadeusza Sobolewskiego przyłapaliśmy w trakcie krótkiego odpoczynku...
Dlaczego zabrakło na festiwalu polskich filmów (bo udział Małgosi Foremniak w Avalonie Mamoru Oshii, twórcy Ghost in the Shell, można uznać co najwyżej za polski akcent)? Nie ja (na szczęście!) muszę szukać odpowiedzi na to pytanie. Dług wobec polskiego widza nie spłacony, a Weiser, choć cudotwórca, wiosny nie czyni... Jedno jest pewne, Cannes prezentuje się w maju piękniej niż kiedykolwiek!

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

57
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.