Magazyn ESENSJA nr 6 (IX)
lato 2001




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Autor Jarosław Loretz
  Bo nie był grzeczny...

Zawartość ekstraktu: 90%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Okładka książki
Przez to, że pokochał dziewczynę z sąsiedztwa, państwo Jajbłuszko, u których mieszkał, postanowili go wykastrować. W tym momencie Timosza przestał ich wielbić i postanowił uciec. W ciągu kolejnych, trudnych dla niego miesiący, powoli się cywilizował. On - nagi, służalczy, wydelikacony pupilek. Ten, który jeszcze nie tak dawno obrażał się za byle klapsa (danego ręką pani Jajbłuszko), i twierdził: "Gotów byłem się na niej zemścić i zrezygnować z kolacji, ale strasznie chciało mi się jeść, więc odłożyłem zemstę na inną okazję." Tenże sam pupilek zmężniał, zhardział, a w końcu nawet własnoręcznie zabił Sponsora...

A dzieje się to wszystko na terenie Rosji, sto lat po inwazji Sponsorów - ogromnych gadów, które bez żadnej litości wymordowały gazem miliardy ludzi. Gadów, które przez sto lat rządziły Ziemią, ogłaszając wszem i wobec, że chronią ludzi (i ogólnie przyrodę) przed ich własną niszczycielską cywilizacją . Gady, które jednocześnie tolerują ludzki handel, ludzką siłę roboczą, oraz ludzki hazard. To świat pełen tajemnic i sprzeczności.

Notka redakcyjna zamieszczona na tylnej okładce "Pupilka" sugeruje fabułę bardzo podobną do "Pola bitewnego Ziemia" L. Rona Hubbarda. I zgoda, ale tylko jeśli chodzi o główne ramy - partyzancką walkę z zasiedziałym już najeźdźcą. Jednak całość jest o wiele, wiele bardziej realistyczna i wiarygodnie potraktowana. Podczas gdy u Hubbarda niewielka grupka prymitywnych de facto ludzi obraca w perzynę całe imperium ogromnej i niepokonanej dotychczas rasy, tak u Bułyczowa ludzie z trudnością wiążą koniec z końcem, powolutku budując ruch oporu. Przy czym starają się działać raczej drogą intryg, niż zbrojnych starć. A jest tych ludzi tysiące razy więcej, niż w hubbardowskiej Ameryce.

Tu widać różnice w mentalności Amerykanów i Rosjan (i chyba ogólnie Słowian). Amerykanie są święcie przekonani (i historia jak dotychczas nie wyprowadziła ich z błędu), że jak do walki ruszą Amerykanie, to wojna wygrana. Rosjanin zaś - doświadczywszy paru powstań, rewolucji, buntów - w dużej części krwawych i przegranych - oraz obserwując współczesny świat nauczył się, że silniejszego wroga nie sposób pokonać od razu i na zawsze. Najlepiej jest przyczaić się i szukać sojuszników, dzięki którym straty w czasie walki będą mniejsze.

Taką właśnie taktykę obrała w "Pupilku" Markiza, przywódczyni podziemnego ruchu oporu. Nawiązuje bowiem kontakty z kilkoma bardziej ugodowymi i pokojowo nastawionymi Sponsorami (wśród których istnieją bardzo duże rozbieżności co do traktowania rasy ludzkiej) i stara się jakoś powiadomić rządy galaktyki o tyranii, jaką ustanowiono na Ziemi. Natomiast własnym ludziom wręcz zakazuje zabijać najeźdźców, słusznie mniemając, iż niewiele trzeba do całkowitego wytrzebienia ludzkości.

Wszystko to sprawia, że fabuła zdaje się być dość prawdopodobna. A jeśli dodać do tego potoczysty język, oraz wartką i ciekawą akcję, to otrzymujemy bardzo sympatyczną książkę, którą się czyta szybko i z zainteresowaniem. Więcej - książka zdaje się być jedną z najlepszych wydanych na naszym rynku w ostatnich kilku latach.

A czemu wobec tego nie dałem jej dziesięciu punktów? Ano - z kilku dość denerwujących powodów.

Po pierwsze - niekonsekwencji autora. Bohater - Pupilek - jest naiwniaczkiem, co zostaje fantastycznie przedstawione (psychika bardzo zbliżona do psychiki domowego pieska), ale nagle, ni stąd, ni zowąd, w połowie tekstu (w chwili dotarcia do zarodni) następuje momentalny przeskok - Pupilek rozumie za dużo, i zbyt inteligentnie działa. Nie ma stopniowej zmiany mentalności. Jest też mowa o cerkwi, po czym kilkadziesiąt stron później bohater nie potrafi nazwać takiego budynku. Nie wiem, może to ostatnie to tylko potknięcie tłumacza, ale...

Po drugie - tłumaczenie. Wszystko (może prócz płaskoszczypów) jest ładnie przetłumaczone. Czemu jednak Sienia, chłopiec ze skrzelami, nazywany jest chłopcem-amfibią, a nie chłopcem-rybą? Zwłaszcza, że "Czełowiek-amfibia" (powieść Bielajewa) był już u nas tłumaczony na "Człowieka rybę"?

Po trzecie - dziwactwo wydawcy. Powieść jest bardzo dobra, ale po co było dodawać jeszcze trzy opowiadania ("Kocioł"; "Przybysze"; "Fotografia przybysza")? Owszem, są to teksty niezłe (notabene przynajmniej dwa z nich gościły już na łamach Nowej Fantastyki), ale nie powinny być umieszczane razem z "Pupilkiem". Jako trzystustronicowa powieść spokojnie mógł być wydany samodzielnie. Dlatego zresztą opowiadania lepiej jest czytać trochę później, nie od razu po lekturze "Pupilka".

Mimo to z całego serca polecam książkę. Na pewno warta jest uwagi.



Kir Bułyczow "Pupilek"
Przełożyli Eugeniusz i Ewa Dębscy
Prószyński i S-ka 2001
ISBN 83-7255-790-X
Cena 32 zł

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

70
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.