Magazyn ESENSJA nr 6 (IX)
lato 2001




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Autor Konrad R. Wągrowski
  Rozrywka nie tylko dla kobiet

Zawartość ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Kadr z filmu
Nie jestem kobietą. Nie wiem, czy ma to jakiekolwiek znaczenie przy pisaniu recenzji z filmu "Dziennik Bridget Jones", ale zapewne ma. A ja nie tylko nie jestem samotną kobietą około trzydziestego roku życia, jak bohaterka powieści Helen Fielding, z którą (podobno) wiele kobiet się utożsamia, ale w ogóle nie jestem kobietą. Mimo tego, zaryzykuję napisanie owej recenzji, czując się nieco ośmielony faktem, że bestseller angielskiej autorki również przeczytałem. Mam więc dobre przygotowanie i dystans.

Nie sądzę, aby trzeba było szerzej przedstawiać fabułę - została ona już opisana wielokrotnie. Bridget Jones, kobieta mająca pewne problemy z nadwagą, spożywająca trochę zbyt wiele alkoholu i paląca nieco zbyt wiele papierosów pracuje w wydawnictwie, spotyka się z koleżankami i coraz bardziej narzeka na samotność rozumianą jako brak mężczyzny. Wkrótce w jej życiu pojawia się energiczny i uwodzicielski Daniel Cleaver (Hugh Grant), bezpośredni przełożony Bridget i, wyglądający na nudziarza, prawnik Mark Darcy (Colin Firth)... Kogo wybrać?

Zadziwiające jest jak wiele sprzecznych opinii na temat ekranizacji "Dziennika Bridget Jones" pojawiło się w polskiej prasie. W ciągu tygodnia przeczytałem zarówno opinie, że film jest lepszy od książki, gdyż filmowa Bridget jest inteligentniejsza od książkowej bohaterki, niezbyt bystrej dziewczyny, jak i zdanie, że książka jest bardziej wartościowa, bo w filmie przedstawiono Bridget jako idiotkę, a w książce jest wielowymiarową osobowością. Przeczytałem, że mocnym punktem jest amerykańska aktorka Renee Zellweger, świetnie wcielająca się w postać głównej bohaterki, a także, że gra Zellweger jest najsłabszym ogniwem filmu... Skąd taka rozbieżność zdań, skąd takie emocje? Może stąd, że książka jest głośna nie tylko ze względu na jej walory literackie, ale na przekazywane prawdy o współczesnych kobietach? Jednak wówczas, to kobiece zdania byłyby tak podzielone, tymczasem owe recenzje pisali, o dziwo, głównie mężczyźni... Może więc po prostu mężczyźni nie zrozumieli przesłania? Może...

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Kadr z filmu
Ja nie jestem w stanie się utożsamić z bohaterką, jak sądzę głównie z tego powodu, że nie jestem kobietą (choć wiek mniej więcej się zgadza). Czytałem więc "Dziennik Bridget Jones" jako znakomitą pozycję rozrywkową, dobrze napisaną, zabawną i wciągającą, z bohaterką, którą naprawdę da się lubić. Nie szukałem drugiego i trzeciego dna, bowiem i tak bym go nie znalazł (być może ze względu na mą ułomność, do której przyznałem się już w pierwszym zdaniu tego tekstu). Mogę jednak stwierdzić, że jako czytadło, "Dziennik Bridget Jones" sprawdza się znakomicie i mogę go szczerze polecić zarówno mężczyznom, jak i kobietom (za utożsamianie się tych ostatnich z główną bohaterką nie biorę odpowiedzialności). Tym chętniej czekałem na obiecaną ekranizację. I nie zawiodłem się.

Twórcy filmu zrobili najlepszą rzecz jaką mogli zrobić - pominęli pewną ilość wątków powieści, skoncentrowali się na trójkącie Bridget-Daniel-Mark i sfilmowali powieść jako tzw. komedię romantyczną. Przyznam się, że lubię ten gatunek o ile jest dobrze zrobiony - dla chętnych służę przykładami dobrych i złych komedii romantycznych. Nazwiska Richarda Curtisa scenarzysty "Czterech wesel i pogrzebu" oraz "Notting Hill" oraz gwiazdy tych filmów, Hugh Granta, gwarantowały dobry poziom i, choć nie udało się dorównać wcześniejszym produkcjom, film jest udany. Na pewno nie byłaby tak udana dokładna ekranizacja powieści - wiele wątków książkowych wrzuconych do filmu zwykle tworzy dzieło niespójne, nieczytelne dla widza nie znającego książki (o czym zdają się nie wiedzieć polscy filmowcy) - tu udało się uniknąć tej pułapki. Zgodzę się, że książka jest bardziej rozbudowana od filmu, że autorka poruszyła w niej więcej tematów - ale dzięki ograniczeniu wątków udało się stworzyć dobre dzieło rozrywkowe. Mimo wszystko jednak poziomu "Czterech wesel" i "Notting Hill" nie udało się osiągnąć - zdecydowały o tym nieco słabsze dialogi i mniej barwna galeria postaci drugoplanowych.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Kadr z filmu
Zaletą filmu jest obsada - 3 główne role są obsadzone doskonale. Zellweger, znana wcześniej z "Jerry Maguire" i "Siostry Betty" dokonała ogromnego poświęcenia, tyjąc aż 12 kilogramów, ale nie tylko dzięki temu okazała się doskonałym wyborem do roli Bridget. Obsada Colina Firtha była logicznym następstwem faktu, że jego postać była wzorowana na Darcym z "Dumy i uprzedzenia" Jane Austen, którego w ekranizacji powieści grał ...Colin Firth. Największym zaskoczeniem była rola Hugh Granta, który, chyba po raz pierwszy zagrał postać, choć obdarzoną urokiem osobistym, to jednak zdecydowanie negatywną - i sprawdził się w tej roli znakomicie. Może wynika to z faktu, że zagrał tu bardziej siebie - niemiłego faceta, udającego porządnego gościa?

Osobiście cieszy mnie również fakt, że facet, wyglądający na pierwszy rzut oka na nudziarza, ale w gruncie rzeczy dowcipny i inteligentny, wygrywa (na różnych płaszczyznach) z błyskotliwym przystojniakiem. Nowością w komedii romantycznej jest też fakt, że bohaterką nie uczyniono wreszcie skończonej piękności jak Andie McDowell, Julia Roberts, czy Cameron Diaz, lecz dziewczynę nie będącą ideałem urody. Dzięki temu wydaje się ona prawdziwsza i bliższa widzowi, nawet pomimo właściwej dla komedii romantycznych, nieco bajkowej fabuły. A co z prawdą o współczesnych samotnych trzydziestolatkach? No, cóż, zapewne trochę jej w filmie da się znaleźć - ale nie będę ryzykował przykładów.



"Dziennik Bridget Jones" (Bridget Jones' Diary)
Wielka Brytania 2001
scen. (na podstawie powieści Helen Fielding) Helen Fielding, Andrew Davies, Richard Curtis, reż. Sharon Maguire,
muz. Patrick Doyle,
wyst. Renee Zellweger, Colin Firth, Hugh Grant

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

63
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.