Generał Biddon z przejęciem podziwiał wyczyny Eugeniusza polegające na podrzuceniu paru pełnych "Tomasza" kubeczków w górę po czym następowała próba błyskawicznego pod płynięcia pod nie. Robił to po kolei, wysysał delikwenta i ziuut - do następnego. Udawało mu się tak osuszyć 6 kubeczków, zanim pozostałe dotknęły podłogi. "Szybka bestia" - pomyślał z uznaniem Biddon.
- Co? Aha... tak - Biddon zmarszczył brwi, neurony w jego mózgu będąc pod wpływem "Tomasza", tworzyły, powiedzmy, iż można to nazwać prawie-że-regularną strukturę, toteż generał miał pewne trudności z kojarzeniem - tak... - mruknął, popatrzył na podłogę - tak... podniósł wzrok na ekran taktyczny - tak... - przypomniał sobie - TAK!!!
- Sedess!!! - ryknął Biddon
Sedess niestety ochrypł zupełnie. Więc na jednym z ekranów pojawiły się napisy zamiast głosu.
- "Co?"
- CO?! Sedess! Czyście oślepli!! Nie widzicie co się dzieje?
- "Niby co się dzieje? Ja swoje spłukałem! Wybaczy pan, generale, ale nie będę rzucał się razem z chłopakami na jednostki liniowe..."
Miał rację. Dużą jednostkę można unieszkodliwić myśliwcami. Pod warunkiem wszakże że jest ona jedna a myśliwców jest dużo. 15 jednostek liniowych wroga stanowi liczbę zbyt duża.
- Tak!? - warknął Biddon - Tak?! To zaraz te "Smarki" zobaczą co to znaczy zadzierać z Ziemską Flotą Kosmiczną!
- Jakiś problem Emilu? - zainteresował się Rajmond.
- A gdzie! - żachnął się Emil - Te wydzieliny nosowe zaraz zobaczą co potrafi moja jednostka...
- Bo jeśli potrzebna jest jakaś pomoc...
- Pomoc?! Rajmond... A niby w czym?! Nie znasz naszej technologii!
- Taak?! - sapnął Rajmond - Chłopaki słyszeliście? On coś mówi o technologii...
- Gościu - Staś rozpędził się po czym wyhamował tuż przed generałem - idę o zakład że to wraczysko nie wyciąga nawet połowy z tego co nasz sprzęt!
Emila Biddona zatkało. Nazwać dumę jego życia "wraczyskiem"?!
- Maszynownia! Edward! - ryknął generał do gadziora.
- Blurp! - rozległ się zachrypnięty głos - Czego?
- ONI NAZWALI "PUPILA" WRACZYSKIEM!
Nastała złowieszcza cisza.
- Tiaa - chrypienie Edwarda zabrzmiało teraz ostro jak brzytwa - No to mają chłopaki... pecha... tia...
Jeśli ktoś zajrzał by do maszynowni, nie dysponując przy tym "fachowym okiem", nic specjalnego by zobaczył. Fachowe oko zadumało by się jednak na mnóstwem nowych i nie spotykanych rzeczy. A wśród nich była mała wajcha. Opisana skromnym słowem "MOC". Jej skala, czytelnie i starannie opisana, przedstawiała się tak:
0 - Brak mocy
1 - Normalnie
2 - Max
3 - Max fabryczny
4 - Normalny Max
5 - Maxymalny Max
6 - Niezły Kop
7 - Dobry Wypierdziel
8 - Piźdźiach !
9 - Oż kurwa !!
10 - Nie używać !!!!
Edward urażony od żywego, podszedł do małej wajchy, podumał przez chwilkę, warknął coś pogardliwie i przestawił ją na pozycję nr.7 ("Dobry Wypierdziel"). Poprzez potężny kadłub przebiegło drżenie...
Generał Czop-Wdoop wspaniale prezentował się na tle mostka. Jego spojrzenie, spoczywając na estetycznym ekranie taktycznym, obserwowało z aprobatą jak duże, estetyczne, symbole oznaczające jego jednostki liniowe, zbliżają się nieubłaganie do malutkiej kropeczki. Jedynego krążownika niekoniecznego Wroga...
"Okok" to skrót uknuty przez pilotów myśliwców. Znaczy on "O krok od krocza". Aby zrozumieć genezę tego akronimu trzeba przyjrzeć się bliżej konstrukcji krążowników. Mimo iż podstawą, siłą główną i najczęściej używaną, są myśliwce, to każdy krążownik posiada tak zwaną "obronę własną". Są to lasery dużej mocy rozmieszczone symetrycznie w paru punktach burty. A konkretnie, na sutkach, oczach, dużych palcach nóg (ewentualnie na końcówkach szpilek - zależy jak Pani była ubrana) i placach wskazujących u rąk. Oczywiście mowa jest o punktach na ciele Pani, wymalowanej na każdym co większym statku wojskowej floty kosmicznej. Zwykle obsługują je piloci, którzy z różnych względów nie mogą latać. Rodzi to żal i frustrację. Operować laserem to nie jest to samo co latać myśliwcem! Te i inne pretensje, fobie oraz kompleksy operatorów "obrony własnej" znalazły ujście w, szalenie nie lubianym przez pilotów, manewrze zwanym właśnie "o krok od krocza". Polegał on w skrócie na tym, iż, jeśli bitwa "przyszła" w pobliże krążownika, "obrona własna" zaczynała brać udział w walce niszcząc wrogie myśliwce - niby ok, prawda? - tyle że operatorzy tak kierowali swymi laserami, aby ich wiązki przelatywały szaleńczo blisko powłok i osłon własnych myśliwców. W praktyce nie raz wrogi myśliwiec wybuchał trafiony promieniem który jednocześnie zdzierał lakier z myśliwca stojącego pechowo w pobliżu. Praktyka taka była nagminna. Czasami wyrafinowanie, perwersja, kompleksy spotykają się razem. Nigdy nie jest do dobra kombinacja..." - ze skryptu dla studentów wydziału psychiatrii Wojskowej Uczelni Medycznej.
Moc pokładowych laserów "Biddona" sporo przekraczała fabryczne normy. Komandor Edward Poohwa strawił cały weekend przystosowując je do ciężkich zadań. To raz. Dwa, latać myśliwcem na "Biddonie" mógł w sumie każdy. Jak nie latał, jeżeli zabroniono mu latać, to znaczyło że NAPRAWDĘ NIE POWINIEN LATAĆ. Ale tak NAPRAWDĘ, do bólu. Taki ktoś zostawał więc operatorem "obrony własnej". Jeden plus dwa równa się mariażowi wyrafinowania, perwersji, fobii i kompleksów, tworzących kombinację na pograniczu sztuki i delirium. Operator lasera na "Biddonie" był w stanie "zdmuchnąć" trzy wrogie myśliwce jednym strzałem, pozbawiając JEDNOCZEŚNIE tym samym promieniem 2 centymetrowe antenki telemetrii trzy własne myśliwce.
- No i dobra - powiedział głośno Biddon - zaraz się przekonamy... Komputer, sterowanie neuronalne!
Duże statki w zasadzie nie miały tego trybu sterowania, w przeciwieństwie do myśliwców. W nich bowiem, tylko ten rodzaj kontroli nad statkiem zapewniał niezbędna szybkość. "Biddon" za sprawą niezmordowanego Edwarda, miał i ten tryb. Prawdę mówiąc, po modyfikacjach jednostki napędowej krążownika, było to niezbędne. Emil podszedł do jednej z konsol. Coś wstukał.
- Ok, przejąłem sterowanie. No Rajmond, ja zaczynam!
Loos po chwili odczuł lekkie drżenie podłogi. Gdyby choć trochę znał się na rzeczy to włosy stanęły by mu dęba. Statek o tej masie jaką posiadał "Biddon" nie miał prawa zadrżeć.
- Ognia jak tylko wejdzie w zasięg! - rozkazał Czop-Wdoop. Sytuacja na ekranie była stanowczo jednoznaczna i konieczna.
Z tyłu "Biddona" rozpętało się piekło. Silniki pracowały na 7 stopniu mocy (w skali Edwarda, zupełnie poza skalą fabryczną). Sedess wraz z resztą chłopaków, umiejscowiony bezpiecznie daleko, zauważyli potężna smugę za ich krążownikiem.
- "No, no - napisał do pilota obok - Założę się o pół cysterny, że to będzie... eee... 6 w skali EP!"
Jedna chwila może zmienić wszystko w życiu. Jedni nazywają taki moment "przełomem" inni tylko klną. Generał Czop-Wdoop miał wrażenie że traci zmysły. Przecież...?!
Fakt. "TO" nie mogło zaistnieć w prawidło zbudowanym wszechświecie.
Komputery celownicze na jednostkach "Smarków" po obliczeniu masy wrogiego statku i jego szybkości, zsynchronizowaniu z się pozostałymi jednostkami, obliczyły czas i miejsce oddania wspólnego, jednego strzału. I gdy nadszedł wyliczony moment, z pokładu 15 statków wystrzeliło tyleż wiązek, łącząc się w przestrzeni w jedną, która miała trafić w... Trafiła w pustkę.
"Biddon" rozpędzał się tymczasem dalej.
Czop-Wdoop który zdążył już stracić zupełnie kolory, obserwował jak punkcik oznaczający ohydny statek wroga, raźnie oddala się od miejsca rażenia. Do tego jeszcze pojawiło się właśnie...
Ułamek sekundy po eksplozji w punkcie zero, rozgarniając resztki obłoczków plazmy, wyłonił się z T-przestrzeni, w pełnej szybkości, olbrzymi statek bojowy X15.
- Aha! - krzyknął Rajmond - A oto mój sprzęt! Mostek! Tu ja! ... JA do ciężkiej cholery!! Modyfikacja rozkazu: prześcignąć jednostkę kodową 347462c. Powtórzyć?
- OŻ NA RZYĆ HEGLISE!!! - ryknął w duchu przerażony Czop-Wdoop - co by było gdyby statek X15 wyłonił się ułamek prędzej?!! Pamiętał przecież co Heglise powiedziała mu na temat zatargów z X15...
- No to zaraz zobaczymy co ten ogór potrafi - mruknął Biddon. Statek X15 wyglądał dla niego jak gigantyczny ogórek. Miał jednak coś bardzo swojskiego na burtach, mianowicie pysznił się na nich malunek dużej futrzanej kuli.
"Biddon" cały czas przyspieszając, wziął kierunek na jednostkę flagową "Smarków". Jak na razie statek X15 zostawał w tyle.
Niekonieczna załoga mostka, obserwowała jak jej estetyczny zwierzchnik traci zmysły. Generała Czop-Wdoopa ujarzmiały demony tego co widział na ekranie taktycznym. Pędzący z nieprawdopodobną szybkością krążownik wroga, nietykalny przez to że tuż za nim gnał statek X15. Mało tego. Ohydny, nieestetyczny wróg zaczął wywijać pętle, zawijasy, łamańce dookoła jego floty, nie zwalniając przez chwilkę. Mało tego! Ostrzeliwał wszystkie jego jednostki flagowe. Efekt frustracji oraz perwersji "obrony własnej Biddona" był i tym razem przerażający. Nie mogąc stosować manewru "okok", nie było niczego co mogło by poprawić im humor. Delirium i sztuka zniszczenia. Duże jednostki "Smarków" zostały z chorobliwą precyzją pozbawione systemów obronnych, zaczepnych, komunikacyjnych i cumowniczych. Broniąc się przez totalną zagładą musiały wycofać się w T-przestrzeń. Mało tego!! Ośmielił się zaatakować dumę budowniczych Pierścienia - jego statek flagowy! W tym momencie, to co było zdrowym rozsądkiem generała, poddało się, dyskretnie ziewnęło, splunęło przez ramię i odeszło w niezgłębione mroki szaleństwa...
"Pieprzę porządek... walić struktury! Gwałcić pierścienie! Niech żyje chaos...!! sratataa...!" - dokumentacja szpitalna pacjenta kategorii 2fc, Czop-Wdoopa, egzemplarz "A", treść napisu wykonanego przez pacjenta na ścianie toalety szpitalnej.
- No i co robaczki! - cieszył się Biddon - no i co??
- Mostek!! - gorączkował się Rajmond - szybciej! Szybciej...
Minęło trochę czasu. Biddon tryumfował. Pękaty ogór za nic nie mógł prześcignąć jego krążownika.
- Dobrze - stwierdził w końcu Rajmond - Starczy! Cofam to co powiedziałem o Twoim Statku Emilu. Ten jest lepszy od tego co my posiadamy.
- Wspaniały - potwierdzili chórem Staszek i Genio.
- Hej! Edward słyszysz to?
- Tiaa - dobiegł ich głos - pech co?
- No, właśnie! niech się stryjo nie martwi - ożywił się nagle ciągle były Caps - niech się stryj napije...
Czym jest historia? Jest mitem. Słynna bitwa pod "Różą" jest mitem. Generał Emil Biddon stworzył potem monumentalny opis swych zmagań. Było w tym trochę racji. "Tomasz" jak na alkohol absolutny przystało produkuje absolutnego kaca. Nazajutrz sytuacja wyglądała tak: wroga ani śladu, dookoła pełno jednostek X15, Sedess i piloci jak jeden mąż leżeli powaleni kacem po opijaniu zwycięstwa. Sam Biddon nie wiele pamiętał z wczoraj. Trzech X15 nie było zbyt pomocnych, kac po pierwszym w życiu "Tomaszu" rozpłaszczył ich na podłodze Sztabu. Na razie lepiej ich nie ruszać - uznał Emil. Co zostało? Shizosen? Leżał teraz zielony na twarzy w szpitalu. Nigdy nie miał za mocnego żołądka... Caps? Nadal były komandor Caps ubzdurał sobie że odnajdzie matkę "tego starego kurwiszona" i przyprowadzi aby przywitała się z stryjem Rajmondem, omyłkowo wziętym za stryja Edwarda. Został więc chwilowo hospitalizowany. Loos? Kac na wielką skalę. Dowództwo otrzymało więc wyssaną z palca historię, którą Biddon sklecił popijając czarna, gęstą kawę, próbując przypomnieć sobie wydarzenia. Tym samym przeszedł do historii. Jako wielki zwycięzca i jako ten który nawiązał kontakt z X15. Innym wygranym był Wiktor Fallizm z spółki "Przyjazne ssanie - Wiktor Fallizm i Syn". Okazało się bowiem że tylko jego słomki wywierają ten zbawienno-zachęcający wpływ na X15. Po roku Wiktor był bogaty ponad wszystkie swoje najdziksze marzenia. Sztab Generalny Zjednoczonych Kosmicznych Sił Ziemskich zyskał jeszcze jeden powód to wpatrywania się w Fryderyka "Wy" Karthona jak w obrazek. Wszyscy byli nad wyraz szczęśliwi. Nawet były generał Czop-Wdoop przebywający w zakładzie zamkniętym gdzie wypisywał z dziką rozkoszą na ścianach toalety męskiej słowo "chaos". Nawet dwie żółte cysterenki z napisem "św. Tomasz z Akwinu", bardzo dumne że poradziły sobie z tak trudną obsługą "stryja Edwarda i jego kolegów". I wszystko było pięknie, do czasu gdy...
KONIEC
|
|