Magazyn ESENSJA nr 6 (IX)
lato 2001




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Paulina Gąsior
  Nie u siebie i inne wiersze
Nie u siebie


Na powietrzu niczyim mam pęknięte ciało
Sączy się ze mnie żywe stworzenie tak nieforemne
Że nie na to życie
Kończy się marzec kończy się dzień i między bloki
Podwórka
Ociera się o mnie brudne powietrze i zaciskam
Plecy na ciężką torbę i książki, i wczorajszą bluzkę
Przypominam sobie, że tyle nie wierszy nie odważnych
Mam i papieru cukierkowego za szafą
Karteczek z makiem liter - żeby choć mały przystanek słowom

-a wszystko to bo nie mamy swojego domu
pustka się po nas rozpada, nie mamy swojego czasu
na krew spomiędzy nas
dlatego budzę się pijana od niepokoju
zmęczona zagiętym początkiem myśli
której nie mam siły rozpocząć sama

Między bloki kurze pieszczę się wierszem o Tobie
Pozwalam zatracać się moim nogom
Niech zatańczą wiosnę

-bo domu nie mamy ani pewności
muszę mieć krótkie paznokcie i siły na walkę
o czystość na niczyim wietrze
wstaję o zdrętwiałych palcach i gram pieśń
życia o świcie na twardym pianinie
zasypiam, zasypiam z bólem
mimo to nie wiem czy bez wątpienia
-kocham

czwartek, 22 marca 2001


jeden

jeden jest mój Pan Bóg od powrotów białego różańca
z młodości jeszcze mojej mamy - Bóg wie jakiej
co go znajduję roztargnionego we wczesnej kołdrze

jeden jest mój Pan Bóg od tych martwych prosiąt
co je za Bóg wie co - psy rozniosły po polach
to one zaglądają do mnie z tamtejszych kamieni

jeden mój Pan Bóg od wiatru i dotyku drzew
i tajemnicy nad wietrzną nocą - co tłumaczy cud następnego poranka
jeden mój Pan Bóg z kluczem zawczasu

00-12-07


Święta

Przy stole siedzą kobiety matki córki wnuczki
Codzienne
Z sumiennych nieobecnych już trochę ramion
Zmęczenie i piersi układają się na spokojnych miejscach
I kobiety nie muszą martwić się o życie ciał
Albowiem jest taka siła bezpiecznego czasu
Co się urabia pod okiem najczęstszego Boga

Kiedy podnoszą do ust zwykłe szklanki
Bez nadruku
Pachnie kawa mielona starym młynkiem babci
Szeleści skóra dłoni dotykających szklanki
Delikatnie sypie się mąka z koniuszków palców
I słowa nie zapisze żadna z kobiet
O tej chwili

Przy moim stole po świętach
Przypada mi czytać Gombrowicza
Czas mi się topi w mętnej wodzie
Stół mój pojęty niepokojem
I taka przepaść między moim
A najczęstszym świętym Bogiem

30 grudnia 2000


Przed jesienny salon gotowości
albo samotny obowiązek

nauczyć włosy wolności
nie zdążyłam
a już jesień
przecież nie znają miejsca ani czasu
a miejsca tyle do nabrania powietrza
a czasu tyle wpadło w brąz

nauczyć plecy wydechu
nie zdążyłam
i tak zapominają na przemian o sobie
drętwienie z udręką
i sama nie wiem już który to
ból może być tylko codziennych pleców

nauczyć nogi szczerości
nie zdążyłam
rozlewa się w nogawkach
niepokój o drodze i nieznanych kamieniach
a mogły być huśtawką opadającym liściom

tak dawno nie brałam ziemi w dłonie
a tu jesień
ziemia się zamyka
sama nie wiem
nie nauczyłam się ziemi na pamięć
albo dotknęłam o jeden zapach
za dużo

przed podróżą

11 października 2000

***

ciocia Jadzia mówiła
wystarczy ci jedna kropla wody z nieba
do pełni spojrzenia
i wilgoci
by zamknąć w sobie życie wody
ochronić je

wujek Staszek jak wiara w 
biedronkę i chrabąszcza
kiedy pytam o kawę herbatę
co uważasz mówi wujek

a ja mam szary kubrak za grosze
dwa serca dziennika
nawet perfumy mam całkiem takie jak
tamte pociągowe spotkania

chciałam ci się przynieść
na kropli wody
być tą chwilą przed dotykiem

ciocia Jadzia mówi że wystarczy
letni deszcz pół ciepły
kiedy ratuję bluzkę ze sznurka za domem
pół słodka woda układa się na oddechu twarzy
szeptana orkiestra pół bogiń

już jesień
a ja pachnę tak samo
jak pachnie się przed
przepraszam

00-10-15


Spomiędzy

boże mój od ucieczek
na ludziach przez przedmioty
na czasie przez powietrze
oszukane pod długim płaszczem

co z moimi listami?
martwe koperty zapychają się
kurzem zasłonięte obrusem drętwieją

boże mój od pokrwawionych szuflad
moje wiersze nie mają stóp
nie mają dłoni
i klei się w nadgarstkach
zamknięte powietrze

boże mojej pracy
w kołduny siwe ubitej
niejasnej niepewnej
wyssanej z suchego nawet chleba
na piekło na niebo
i na ten po środku
kawałek ziemi

-proszę tylko o to samo
o tyle siły by się zawsze doczołgać
do kolejnego bezpieczeństwa
obrazu spomiędzy

01-03-11
poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

22
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.