Magazyn ESENSJA nr 6 (IX)
lato 2001




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Andrzej Kidaj
  Skradziony Statek

        ciąg dalszy z poprzedniej strony

     Rozdział 2 - poszukiwanie
     
     - Stary Cipciuch to dziwny człowiek - powiedział hrabia robiąc w zamyśleniu małe herby rodowe z dymu cygarowego. Unosiły się powoli do góry i rozpływały. - Kiedyś pracował jednocześnie dla KGB i CIA, żeby tylko mieć stały dostęp do najnowszej techniki. Swego czasu miał większość akcji dwóch największych firm komputerowych: ATARI i Commodore, ale coś tam namieszał w jakichś prototypach i obie zbankrutowały. Jedno jest pewne. Ten człowiek ma fioła na punkcie techniki i nie oprze się niczemu, żeby tylko majstrować w elektronice. Po dobroci statku nam nie odda.
     - No to co my zrobimy? - zmartwił się kosmita. Wyglądał, jakby uszło z niego całe powietrze. Siedział zgarbiony w fotelu i patrzył na swoje dyndające króciutkie nóżki.
     - Nie widzę innego wyjścia, jak tylko wykraść twój statek. Ale jak już wcześniej mówiłem, będzie to trudne zadanie.
     - Więc jak...
     - Powiedziałem TRUDNE, ale nie NIEMOŻLIWE. Musimy opracować doskonały plan. I koniecznie trzeba nadać naszej akcji jakiś kryptonim. Bez tego ani rusz.
     - Proponuję "Mazepa" - ożywił się Prrry. Nadzieja zabrzmiała w jego głosie. Wierzył w hrabiego całym sobą. Umysłem i sercem, czy co tam miał.
     - Dlaczego "Mazepa"?
     - Tak nazywa się mój statek. Prawda, że ładnie?
     - Hmm... Dosyć osobliwie.
     Sztab całej akcji, czyli tacę ze szklankami lodowatego piwa, przeniesiono do biblioteki, gdzie hrabia Mordoklej rozłożył na ogromnym, dębowym biurku jeszcze większą mapę okolic pałacu. Zwisała z brzegów biurka i wyglądała jak obrus, ale można było na niej rozpoznać niemal pojedyncze drzewa w lesie. Przy okazji hrabia zamazał czarną kredką miejsce, gdzie jeszcze do niedawna znajdowała się kręgielnia. Zawsze starał się możliwie na bieżąco aktualizować wszystkie swoje doku-menty.
     - Tutaj jest dom Cipciucha - pokazał hrabia. - To właściwie pałac, a jego posiadłość jest tak duża jak moja. Ten duży bu-dynek obok to jego warsztat. Ciągle tam siedzi. Posiadłość nie jest strzeżona, w każdym razie nic mi o tym nie wiadomo. Lepiej jednak uważać. Cipciuch ciągle konstruuje jakieś pułapki. Cierpi na manię prześladowczą. Ciągle mnie oskarża, że go obserwuję i że wszystko o nim wiem. Przecież to śmieszne.
     Prrry, który siedział na brzegu biurka, żeby lepiej widzieć mapę, przyglądał się jej teraz bardzo wnikliwie. Starał się za-pamiętać każdy najdrobniejszy szczegół.
     - Cipciuch od rana do zmroku siedzi w swoim warsztacie. Wychodzi tylko w południe na obiad, a w sobotnie noce do-staje gorączki i idzie na dyskotekę. Ma tylko jednego służącego, ale jest niemową i niczego się nie można od niego dowie-dzieć.
     - Widzę, że pan hrabia ma bardzo dobre informacje na temat naszego sąsiada.
     - No cóż, trzeba wiedzieć, co się w świecie dzieje - odparł skromnie hrabia. - Poza tym co byśmy teraz zrobili bez tej wie-dzy? Ale wracajmy do naszego planu. Janie! Przynieś nam jeszcze piwa! Musimy się dostać do jego warsztatu.
     - A co potem?
     - Potem się zobaczy. Samo dostanie się tam będzie można uznać za sukces. Jeśli to się uda, to już potem powinno pójść gładko jak z wazelinką.
     
     Dochodziła dziesiąta wieczór, gdy hrabia Niepomucen, Jan i Prrry zbliżyli się do posiadłości Cipciucha. Według słów hrabiego nie powinno go już być w warsztacie, o tej porze oglądał powtórkę jakiegoś serialu na Polsacie.
     Niepostrzeżenie przemknęli się przez dziwnie równą łąkę, wyglądającą raczej jak najlepsze boisko futbolowe. Hrabia przykucnął i dotknął trawy.
     - Tak jak myślałem - mruknął. - Sztuczna.
     Jan został na czatach, hrabia z kosmitą podeszli do budynku. Wciąż nikt się nimi nie interesował. Hrabiemu wydawało się to mocno podejrzane, ale nic nie powiedział nie chcąc niepokoić przyjaciela. Niezmącona cisza nakazywała jednak po-dwoić ostrożność. Na wszelki wypadek potroił ją. Tuż obok warsztatu znajdowało się niewielkie lądowisko, na którym stał pionowzlot Cipciucha. Była to maszyna o zasadzie działania przypominającej połączenie śmigłowca z odrzutowcem. Śmi-głowca ze względu na poruszanie się - mógł startować i lądować pionowo, zaś odrzutowca ze względu na napęd. Doskonały sprzęt, hrabia zawsze zazdrościł go Cipciuchowi. Gdyby tylko miał więcej zdolności do majsterkowania...
     Nigdzie nie mógł jednak dostrzec statku kosmicznego Prrry. Przecież to nie był rower, który można postawić w komórce, czy ukryć na strychu. Do warsztatu też by się na pewno nie zmieścił. Więc gdzie on może być?
     Drzwi nie były zamknięte, bez trudu więc dostali się do środka.
     Nie był to warsztat w klasycznym tego słowa znaczeniu. Nie było tu zakurzonego pomieszczenia ze stołami pod oknami, na których stały imadła i różne przyrządy. Znajdowali się w olbrzymiej hali produkcyjnej, wokół pełno było maszyn, kom-puterów i urządzeń nieznanego przeznaczenia. Pełna automatyzacja, prawie sama elektronika. Aż dziwne, że to wszystko było własnością jednego tylko Cipciucha i tylko on z tego korzystał. Ten gość rzeczywiście musiał mieć tęgiego świra.
     Tutaj jednak też nigdzie nie było statku kosmicznego Prrry. Mały kosmita westchnął ciężko.
     Nagle w miejscu, gdzie stali, podłoga zapadła się, a właściwie błyskawiczne rozsunęła na boki. Straciwszy dosłownie grunt pod nogami hrabia i Prrry polecieli w dół lądując wkrótce w niewielkim pomieszczeniu, które wyglądało jak loch w starym zamku i najprawdopodobniej pełniło taką funkcję. Chwilę potem otwór w suficie bezgłośnie się zamknął.
     Zapanowały nieprzeniknione ciemności. Hrabia ostrożnie, żeby nie wpaść na kosmitę, podszedł do ściany. Dotknął dło-nią chłodnego, wilgotnego kamienia. Powoli zaczął się przesuwać w prawo dokładnie obmacując ścianę. Wkrótce dotarł do tego samego miejsca, z którego zaczął, ale nie znalazł nic, co mogłoby pomóc im w opuszczeniu pomieszczenia. W dodatku odniósł wrażenie, że cela jest jakby mniejsza niż na początku. Kosmita też to chyba wyczuł:
     - Panie hrabio - jęknął. - Nie chciałbym siać paniki, ale mam wrażenie, że ściany zbliżają się do siebie.
     - Nie sieje pan paniki, Prrry - odparł hrabia. - Ona była tu chyba z nami od początku. A ściany rzeczywiście się do siebie zbliżają...
     
     - Ha ha ha! - doleciał głos nie wiadomo skąd. - Mam was!
     - Cipciuszku kochany, wypuść nas, proszę - zawołał hrabia.
     - Chciałbyś Mordokleju! Wiesz, co czeka szpiegów?
     - Nie. I wolałbym nie wiedzieć. Zatrzymaj ściany z łaski swojej. I tak nie możemy wyjść, więc przynajmniej oszczędź so-bie konieczności sprzątania po nas.
     Chwila milczenia.
     - Właściwie to masz rację - ściany się zatrzymały. - Ale nie wypuszczę was. Chyba, że twój przyjaciel objaśni mi zasadę działania jego statku kosmicznego.
     - Nic z tego - krzyknął Prrry. - Prędzej umrę.
     - I tak umrzesz prędzej czy później. Właściwie to nawet lepiej, że prędzej, bo zwolni się miejsce, a wtedy w spokoju będę mógł się zająć Mordoklejem.
     - Hej! Zważ sobie! - wkurzył się hrabia. - Nie mów do mnie po nazwisku, bo i ja zacznę mówić do ciebie Cipciuch. Chcesz tego?
     - A czemu nie? - znowu śmiech, tym razem serdecznego rozbawienia. - Przecież tak się właśnie nazywam.
     Głos Cipciucha ucichł i mimo nawoływań nie odezwał się ponownie. Hrabia zniechęcony usiadł pod ścianą. Dobrze, że się już do siebie nie przysuwały, przynajmniej ten problem mieli z głowy.
     - I co teraz zrobimy? - zapytał Prrry. - Ma pan jakiś pomysł, hrabio?
     - Ależ oczywiście - Niepomucen wyjął z kieszeni krótkofalówkę. - Tu hrabia... Tu hrabia... Janie, zgłoś się... Odbiór...
     Odpowiedział mu głośny trzask i daleki głos lokaja:
     - Tu Jan... Tu Jan... Co słychać panie hrabio...
     - Zamknij się... Jesteśmy uwięzieni w lochach u Cipciucha. Potrzebujemy pomocy.
     - Już idę panie hrabio... - Jan przerwał połączenie, zanim hrabia zdążył powiedzieć cokolwiek więcej.
     Ze złością rzucił krótkofalówkę o ścianę.
     - Auuu... - zawył Prrry. - Ostrożnie panie hrabio. Trafił mnie pan w oko.
     - Przepraszam. Zdenerwowałem się. Ten dureń, Jan, nie wysłuchał wskazówek. Zaraz bohatersko przyjdzie nam na po-moc. Schowaj się gdzieś.
     Chwilę potem sufit rozstąpił się i na dół zleciał lokaj.
     - Dobry wieczór panom. Przepraszam za spóźnienie, ale...
     - Zamknij się durniu! Miałeś pomagać, a ty co? Na herbatkę sobie wpadłeś?
     - Przyszedłem pomóc panie hrabio. A herbatki nie mam, bo pan hrabia nic nie powiedział.
     - Nie zdążyłem - warknął hrabia. - Tak się paliłeś do bohaterskich czynów. Jak zamierzasz nam pomóc?
     - Myślałem, że pan hrabia ma jakiś plan. Ja jestem tylko durnym służącym.
     - Widzę, że durnym. Piwa też pewnie nie masz?
     Jan uśmiechnął się tajemniczo (w ciemności i tak nie było tego widać) i bez słowa wyjął z kieszeni dwie piękne puszki piwa i podał je hrabiemu i kosmicie.
     - Mniam - hrabiemu niewiele było potrzeba do szczęścia. - Dzięki.
     - Panowie - Prrry postanowił wkroczyć do akcji - lepiej wymyślmy coś, bo przyjdzie nam zgnić w tej celi. Jak dla mnie jest tu zbyt wilgotno. A może spróbujemy tego?
     Chwilę potem usłyszeli głuche uderzenie, zadrżały ściany. Prrry jęknął.
     - Głową muru nie przebijesz - zauważył rezolutnie hrabia.
     - Dopiero teraz mi to pan mówi? Nie przypuszczałem, że to takie twarde. Z czego to?
     - Z kamienia.
     W tej chwili jedna ze ścian odsunęła się i do celi wpadło słabe światło, na tle którego ujrzeli postać Cipciucha, który dło-nią zaopatrzoną w pokaźnych rozmiarów pistolet wykonał ruch zapraszający do wyjścia.
     

ciąg dalszy na następnej stronie

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

16
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.