 |  | Plakat reklamowy |
Odwiecznym prawem Hollywood (no, powiedzmy prawem obowiązującym od blisko wieku) zyskowna produkcja rozrywkowa musi za sobą pociągnąć kilka kontynuacji, dopóki nowa formuła nie zostanie wyciśnięta do ostatniej kropli. Park Jurajski okazał się formułą na tyle zyskowną, że producentom opłaca się wydać na kolejny sequel 100 mln dolarów i nadal liczyć (najwyraźniej słusznie) na zysk. Trzecia część Parku Jurajskiego zdaje się sygnalizować, że dotarliśmy właśnie do punktu wyczerpania kreatywnych elementów formuły, co jednak nie musi przeszkodzić widzowi w umiarkowanie dobrej zabawie podczas seansu.
Film nie oferuje w zasadzie nic nowego. Tam gdzie druga część, w reżyserii Spielberga, siliła się jeszcze na wprowadzenie ciekawostek i zmianę scenerii (dostaliśmy wreszcie godzillopodobną konfrontację T-Reksa z mieszkańcami wielkiej aglomeracji), trzecia część ostentacyjne odrzuca wszelkie ambitniejsze koncepcje i daje widzom to, czego spodziewają się od wakacyjnego filmu o dinozaurach - wiele biegania, krzyków, niebezpiecznych stworów i najazdów na twarze bohaterów wpatrzonych w chwilowo niewidoczne dla widza zagrożenie. Wszystko to już widzieliśmy kilka razy. W odróżnieniu od obu poprzednich części, trzeci Park Jurajski zdał się wreszcie zaakceptować swoje korzenie kina B i bezpretensjonalnie postawić na polerowanie znanych schematów kina przygodowego.
 | Kadr z filmu |
Wbrew pozorom polerowanie schematów wymaga jednak udziału zręcznych scenarzystów i tutaj sukces filmu jest w najlepszym wypadku połowiczny. Dość odświeżająco, w postaci mechanizmu napędzającego akcję, zamiast żądnych pieniędzy/sławy kapitalistów/szalonych naukowców, mamy wątek pro-rodzinny. Z jednej strony to przyjemny gest, z którym powinna utożsamić się większość widowni. Z drugiej, niestety relacje między obojgiem rozwiedzionych rodziców toczą się w filmie w sposób maksymalnie schematyczny. W zasadzie każde z ważniejszych rozwiązań scenariuszowych zdaje się mieć w filmie właśnie takie dwie strony medalu. Oszustwo rodziców Ericka wydaje się sprytnym sposobem zaangażowania dr Granta (Sam Neill) w akcję, jednak jak tu uwierzyć, że naukowiec świadomy skali ryzyka nie sprawdził przynajmniej wiarygodności i wypłacalności swojego klienta? Nagłe pojawienie się największego drapieżnika (scena przy ogrodzeniu) robi wprawdzie na widzu wrażenie, ale jak uwierzyć, że bohaterowie nie zauważyli wcześniej, w biały dzień, na pustej przestrzeni, pojawienia się potwora? Gigant forsuje z łatwością potężne ogrodzenie i ściga bohaterów, ale w następnej scenie zatrzymują go zwykłe metalowe drzwi z kilkoma ryglami? Tego typu znaków zapytania jest w filmie dużo więcej i jeśli nie kładą zupełnie filmu, należy za to pochwalić po pierwsze dobrze dysponowaną ekipę aktorską, po drugie zespół specjalistów od efektów specjalnych (niezawodny Stan Winston + ekipa ILM), a po trzecie oczywiście sprytną reżyserię Joe Johnstona.
Johnston przy tego typu wątpliwych rozwiązaniach za każdym razem zdołał jakoś odciągnąć moją uwagę w zupełnie innym kierunku. Najprostszym sposobem była oczywiście szybka zmiana scenografii, czy wprowadzenie nowego niebezpieczeństwa. Tempo filmu jest tak duże, że seans bez napisów końcowych trwa zaledwie nieco ponad 80 minut. Jednak pomimo dużej liczby atrakcji, reżyser zdołał uniknąć efektu obecnego choćby w "Mumia powraca" - nagromadzenia kulminacji pozbawionych wiarygodnego wprowadzenia. W "Parku Jurajskim 3" każda ze scen akcji jest odpowiednio przygotowana i dzięki temu spełnia swoje podstawowe zadanie - umiarkowanie efektywnie emocjonuje. Fakt jednak, że nawet pomimo odpowiedniego rozegrania scen, wrażenie deja vu nie opuszczało mnie przez większość filmu. Nie wiem, co musieliby wymyślić twórcy kolejnej części, żeby gdzieś jeszcze popchnąć ten wózek. Może wzorem starych koncepcji wytwórni Universal pora na produkcje łączone? "Dinozaury kontra Jackie Chan"? "Mumia spotyka Raptora"? "Piekielny apetyt: T-Rex vs. Hannibal Lecter"?
 | Kadr z filmu |
W trakcie seansu poczułem też, że tym czego bodaj najbardziej brak mi w porównaniu z poprzednimi częściami tej dinozaurowej sagi jest wizualne wyczucie Spielberga. Pierwszy film w serii oferował czysto spielbergowskie wrażenie zachwytu "nowym", wiarygodną historię i właśnie szereg świetnie zorkiestrowanych, przemyślanych scen. Druga część wydawała mi się już mocno mechanicznym wykorzystaniem co bardziej efektownych możliwości formuły, jednak film dostarczał przynajmniej kilku plastycznych pojedyncznych scen i ujęć, które zapamiętam na długie lata (np. fotografowany z góry bieg raptorów w wysokiej trawie w kierunku bohaterów). W trzeciej części właśnie tego mi brak. W warstwie wizualnej wszystko sprawia tu wrażenie dobrej, rzemieślniczej roboty, pozbawionej choćby jednego przebłysku wizualnego geniuszu, tego jednego ujęcia, które zapamiętam po wyjściu z kina. Znowu wygrywa tutaj typowe podejście do produktów kina B.
Filmy na dobrym, rzemieślniczym poziomie, jak "Park Jurajski 3", powinny być w sezonie ogórkowym normą. Jest niestety inaczej. Hollywoodzkie kino przygodowe dało nam w tym roku tak fatalne dowody producenckiego i reżyserskiego imbecylizmu jak "Tomb Raider" (w moim odczuciu na razie najgorszy kinowy film roku), czy "Mumia powraca". Na ich tle film Johnstona zdaje się przejawem wyższej inteligencji. Albo może inaczej - na ich tle trzeci Park Jurajski wydaje się przejawem w ogóle jakiejkolwiek inteligencji. Wprawdzie wciąż tylko tej hollywoodzkiej, nastawionej na maksymalnie utylitarne wykorzystanie sprawdzonych elementów, ale w tym przypadku dobre chociaż to. Przyznam, że w tak suchym dla rozrywkowego kina sezonie nie potrafię nie poczuć choć odrobiny sympatii dla ekipy twórców tego filmu. Nie pokazali mi na ekranie nic nowego, ale za samą świadomość że zaliczamy się do tego samego gatunku, ludzi myślących, dorzucam jeden punkcik do przeciętnych 5 punktów esensyjnego ekstraktu.
"Park Jurajski 3" (Jurassic Park III)
USA 2001
reż. Joe Johnston
scen. Jim Taylor, Alexander Payne, Peter Buchman
wyst. Sam Neill, William H. Macy, Tea Leoni, Alessandro Nivola, Trevor Morgan, Laura Dern
|
|