Magazyn ESENSJA nr 7 (X)
wrzesień 2001




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Autor Artur Długosz
  Z wilkiem za pan brat

Zawartość ekstraktu: 90%
Plakat filmu
Plakat filmu
Co tu dużo ukrywać - jestem wielbicielem francuskiego kina. Niewykluczone więc, że niniejszej recenzji nie można traktować jako wiarygodnego źródła informacji i oceny, niemniej postaram się okazać chłodny profesjonalizm i zachować obiektywizm aż do ostatniego słowa. Proszę więc wszelkie przejawy zachwytów traktować jako eufemizmy. Odkryję karty i wyjaśnię już na wstępie, że film jest wprost wyśmienity...

"Braterstwo wilków", ochrzczone przez dziennikarzy francuską superprodukcją, jakby to właśnie miało działać jak magnes dla widzów, naprawdę jest warte ceny biletu do kina, czego nie można powiedzieć o większości wyświetlanych ostatnio w naszym kraju filmach. Stworzony z rozmachem typowym dla amerykańskich pozycji zawiera jednak kilka elementów wyraźnie odróżniających go od tego rodzaju tytułów. Przede wszystkim nie jest to robota rzemieślnicza, pełna ckliwych momentów, tanich rozwiązań, efektownych popisów i błahych ról gwiazd, a przemyślana, trzymająca się kupy opowieść opowiedziana na dodatek w wyjątkowy sposób. Niektóre sceny mogą nasuwać skojarzenia z uznanymi filmami, lecz trudno chyba znaleźć współczesny film, który w mniejszym czy większym stopniu nie czerpie z filmowego dorobku ludzkości. Siłą tego filmu jest umiejętne zbalansowanie, dozowanie właściwych elementów, co sprawia, że film w swym gatunku jest równie odkrywczy, jak "Matrix".

Kadr z filmu
Kadr z filmu
Fabuła filmu opiera się w swych najważniejszych punktach na wydarzeniach historycznych, a oryginalny scenariusz dopowiada niewyjaśnione jej części. Oto mamy rok 1766 i południowo-środkowy obszar Francji, gdzie w okolicach wioski Gevauden szaleja nieznana bestia, której historia przypisuje śmierć ponad stu ludzi, głównie kobiet i dzieci. Narastająca panika w tym regionie w ówczesnej sytuacji politycznej Francji, która prowadzi wojnę z Anglikami, zaczyna być zagrożeniem dla powagi majestatu króla, bo jak to możliwe, że nie można poradzić sobie z jakimś wyrośniętym wilkiem (temu właśnie zwierzowi przypisywano rolę krwawego monstrum). Dopowiadając resztę prawdy historycznej zdradziłbym częściowo fabułę filmu, więc na tym poprzestanę. Ale dokładnie w tym momencie rozpoczyna się akcja filmu... W okolice przybywa z rozkazu króla młody, utalentowany naukowiec Gregoire de Fronsa (Samuel Le Bihan) z zamiarem stworzenia portretu bestii, a wraz z nim jego milczący i tajemniczy towarzysz, Indianin z plemienia Irokezów, Mani (Mark Dacascos, znany polskim widzom z roli w serialowym "Kruku"). Asystują im takie nazwiska francuskiego filmu, jak Vincent Cassel i Monica Bellucci (niezapomniana para z "Dobermanna", czy sama Bellucci z "Maleny"), oboje osadzeni w rolach idealnie wpasowywujących się w ich aktorskie osobowości.

Kadr z filmu
Kadr z filmu
Z powyższego opisu nie wynika, aby pierwsze minuty "Braterstwa wilków" specjalnie porywały, ale jednak robią to. Brutalność pierwszych sekund filmu wstrząsa (szmer na widowni), ale zaraz potem następuje stopniowe złagodzenie, kiedy na scenę wkraczają zdecydowanie pozytywni bohaterowie, a wirtuozeria pierwszej sceny walki, będącej niejako reżyserskim odkryciem kart, przykuwa uwagę najbardziej zdegustowanych widzów ("O kurczę", zdaje się szeptać widownia). Potem film wyraźnie zwalnia, buduje atmosferę, buduje nici relacji między pojawiającymi się kolejno postaciami, nadaje im życia, krwi i kości, uwiarygodnia ich zachowanie nawet te najbardziej nam obce z punktu widzenia człowieka współczesnego (mamy przecież czasy Oświecenia). Wreszcie film dociera do punktu wrzenia i choć wciąż nie znamy odpowiedzi na wiele pytań (widownia mruczy wyraźnie zawiedziona) rozpoczyna się rozplatanie misternie utkanej intrygi (padające z widowni okrzyki, "dlaczego?") poprzez wielostopniowe zakończenie (widownia: "kiedy to się skończy"). Wszystko to sprawia, że "Braterstwo wilków" to film niebanalny, wymagający uwagi i bacznego przyglądania się poczynaniom bohaterów. To totalne przeciwieństwo topornych opowieści, do których przyzwyczajono nie tylko polskiego chyba widza.

Kadr z filmu
Kadr z filmu
Mimo, że całość zrealizowano w konwencji pozycji płaszcza i szpady, film wyróżnia się nietypową estetyką. Zasługa w tym reżysera, Christophesa Gansa, miłośnika mangi, japońskich komiksów, które charakteryzuje między innymi specyficzne obrazowanie i kadrowanie. Zdaje się, że Gans podpatrzył kilka z takich rozwiązań i z powodzeniem zaadoptował w swoim filmie, bowiem choćby sceny walki Maniego, w sumie nic nowego, absorbują uwagę swoją niecodzienną realizacją (choreograf pochodził z Hongkongu). Zasługuje też na uwagę gra światła i cienia, coś co sprawia, że obraz "Braterstwa wilków" niemal zlewa się z ciemnością kinowej sali, uwiarygodniając nasze uczestnictwo w filmie. Dowodów oryginalności i poszukiwania nowych dróg filmowego snucia opowieści znajdziemy jeszcze kilka.

"Braterstwo wilków" to film długi, trwający 142 minuty, brutalny, tam gdzie to konieczne, delikatny, kiedy tylko te okrutne czasy na to pozwalały; wyreżyserowany i zagrany tak dobrze, że nie zawahałbym się go porównać z "Hiszpańskim więźniem" Mameta czy "Podejrzanymi". Jest też to film, w którym każdy powinien odnaleźć coś dla siebie, ofiaruje bowiem wspaniałe widowisko kostiumowe, śledztwo, romans, przygodę i tajemnicę. Składniki na bardzo dobry film. Film zapadający w pamięć.



"Braterstwo wilków" (Le Pacte des Loups)
Francja 2000
reż. Christophe Gans, scen. Christophe Gans i  Stephene Cabel, muz. Joseph LoDuca
w rolach głównych: Samuel Le Bihan, Mark Dacascos, Emilie Dequenne, Vincent Cassel, Monica Bellucci, Jeremie Renier

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

41
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.