Magazyn ESENSJA nr 7 (X)
wrzesień 2001




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Adam "Frey" Barczyński
  Ślepy los

        ciąg dalszy z poprzedniej strony

     Powódź w Tajlandii, 80 osób utonęło, ponad 500 uważa się za zaginione. Mick starannie wpisał liczby i porównał je z wiadomościami w innych gazetach. Na wszelki wypadek zostawił jeszcze miejsce na ewentualne dane z telewizji i powrócił do przeglądania nagłówków. "Katastrofa Boeinga meksykańskich linii lotniczych". Przewrócił kartkę w notatniku i wpisał nagłówek, a obok niego "A". Zaznaczył też niewielką kreseczką miejsce, gdzie wpisze przyczynę katastrofy po podaniu oficjalnego komunikatu. Potem jeszcze było o zderzeniu karetki na sygnale z autobusem, w wyniku czego przewożony pacjent zmarł. Mick długo zastanawiał się jak to zakwalifikować, ale uznał w końcu, że człowiek spowodował ten wypadek i dopisał w drugiej kolumnie "B12". Na piątej stronie było to, na co Mick czekał - comiesięczny raport policji o liczbie wypadków na drogach i poszkodowanych w nich osobach. Wprawdzie nie dawało mu to aż tyle danych, ile opisy poszczególnych zdarzeń, ale przynajmniej miał z głowy ich zliczanie. Po wklejeniu tej notki zamknął swoje zeszyty i z pietyzmem schował do szuflady. W kuchni zajął się przygotowywaniem kolacji, gdy odezwał się dzwonek u drzwi.
     - Cześć Mick, już jesteśmy. To jest Andrea.
     Dziewczyna wyglądała dosyć dojrzale jak na swój wiek, z włosami spiętymi z tyłu, poważnym spojrzeniem i schludnie ubrana wyglądała jak młoda prawniczka.
     - Miło mi.
     Przez resztę wieczoru właściwie nie zamienili ze sobą ani słowa. Phil opowiadał mu o możliwościach małej skrzyneczki, którą ze sobą przyniósł, o postępach w poszukiwaniu sponsora i temacie sympozjum na jakie się wybierał. Faktycznie mogła to być dla niego wielka szansa - tam będą przedstawiciele kilkudziesięciu największych instytutów naukowych z całego kraju, a co ważniejsze też z wielkich korporacji działających w zbliżonych gałęziach przemysłu. Po kolacji, kiedy zostali sami w końcu Mick musiał jakoś przełamać pierwsze lody.
     - Myślisz, że będzie ci wygodnie tutaj spać? - wskazał głową na kanapę.
     - Tak, u wujka spałam na czymś podobnym.
     - Jeżeli będziesz jeszcze czegoś potrzebowała, to powiedz, bo ja szczerze mówiąc nie mam pojęcia...
     - Czy ma pan może waciki, bo nie zdążyłam kupić po drodze?
     - Waciki?
     - Wie pan, do zmycia makijażu.
     - Nie... Raczej nie.
     - A chociaż watę?
     - Wata powinna się znaleźć.
     Poszedł do łazienki i zaczął przeszukiwać szafkę. Właściwie, to dawno już tu nie zaglądał. Wszystko co było mu potrzebne trzymał na wierzchu, żeby nie tracić czasu na szukanie. Teraz dopiero pomyślał, że będzie musiał zrobić dla niej trochę miejsca w łazience. I w szafie, albo chociaż w komódce. I w kuchni. Szkoda, że o tym nie pomyślał zanim się zgodził. Nie, właściwie, to może być całkiem miła odmiana po miesiącach i latach samotnego zamieszkiwania. Ech, mógł wczoraj przygotować się na jej przybycie, a nie teraz, kiedy już tu była. Natrafił na nią wchodząc do kuchni.
     - Mogłabym teraz wziąć prysznic?
     - Oczywiście. Czuj się jak u siebie.
     - Tak, tylko to trochę potrwa. Wujek czasami się denerwuje, kiedy zajmuję mu łazienkę na pół godziny.
     - Mnie to nie przeszkadza. Zresztą zaraz będę oglądał wiadomości, a wtedy nic mnie nie oderwie od telewizora.
     - Dziękuję.
     - Nie dziękuj, jesteś tu gościem.
     Podszedł do stołu i spojrzał na czarną skrzyneczkę wielkości aktówki. Więc to maleństwo miałoby zastąpić jego wielostronicowe zestawienia? Podniósł ekran i spojrzał na jego zawartość. Oczywiście miał już w życiu do czynienia z komputerami, ale nie miał do nich zaufania. Wiedział, że to są takie same narzędzia jak młotek i śrubokręt, tyle tylko, że o wiele bardziej skomplikowane, a co za tym idzie też łatwiej było o jakiś błąd. Spojrzał na zegarek i ruszył do telewizora. Chwilę po jego przyjściu zaczęły się wiadomości. Poza tym, co miał już zanotowane podana została informacja o pożarze budynku w Indiach, gdzie śmierć poniosło 27 osób, a ponad 50 było mocno poparzonych. Mick wiedział, że przynajmniej część z nich nie przeżyje leczenia, ale wtedy to już nie będzie wiadomość godna uwagi amerykańskiego widza. W wiadomości z ostatniej chwili pokazano doszczętnie zniszczony samochód prokuratora w Hiszpanii. Terroryści podłożyli bombę i zginęły 4 osoby. Nigdy nie lubił słuchać takich informacji. Trudno było mu zrozumieć powody jakimi mogli się kierować terroryści i właściwie, to chyba nie chciał ich znać. W drugiej kolumnie wpisał "B15", a w trzeciej czwórkę. Jego uwagę rozproszyło ciche pukanie. W drzwiach stała Andrea.
     - Przepraszam, ale nie mogłam znaleźć suszarki.
     - Ach, zupełnie zapomniałem - szybkim krokiem podszedł do szafy w przedpokoju i wygrzebał pudło z suszarką - Ja jej nigdy nie używam, więc leży schowana tutaj.
     Andrea spojrzała nieco zdziwiona na przedmiot, który wyłonił się z pudełka. To był najstarszy model jaki w życiu widziała i chyba jeden z najstarszych jeszcze będących na chodzie.
     - Dziękuję.
     Zamknął szafę i ruszył do sypialni.
     - A, zostaw ją już sobie w łazience.
     Kiedy wszedł do pokoju właśnie kończyły się wiadomości sportowe. Miał tylko nadzieję, że nie przegapił niczego ważnego. Po schowaniu notatnika zajrzał do programu telewizyjnego. "Gettysburg"? Znowu wojna secesyjna... Ale mimo wszystko jest to film i może jakoś da się go oglądać. Usiadł przy kuchennym stole i zaczął sobie przygotowywać "przekąskę". Andrea usiadła na drugim krańcu i przyglądała się jego pełnym zaangażowania ruchom. Podniósł na nią wzrok nieco zdziwiony.
     - Potrzebujesz czegoś?
     - Nie, chciałam tylko... posiedzieć.
     Wrócił do swojego zajęcia. Tak pochylony nad misą z jakąś dziwną substancją wyglądał jak czarnoksiężnik dodający kolejne składniki do magicznej mikstury.
     - Nie ma pan kablówki?
     - Nie. Nigdy nie była mi potrzebna.
     - I ma pan tylko jeden telewizor?
     Znowu spojrzał na nią zdziwiony, a może raczej nieco zawstydzony poziomem wyposażenia swojej "pustelni".
     - Przykro mi, ale mieszkam sam i całe mieszkanie jest przygotowane raczej dla jednej osoby.
     Dziewczyna siedziała wpatrzona w miskę stojącą na stole.
     - Jeżeli chcesz, to mogę przenieść telewizor do pokoju, w którym będziesz spała, tylko, że przeciągnięcie przewodu trochę potrwa.
     - Nie, wtedy pan nie mógłby oglądać. Co to jest?
     - Co?
     - To, co pan przygotowuje.
     - To? To jest... taki zestaw różnych składników. Chcesz spróbować?
     - A co jest w tym?
     - Trochę ryby, trochę grzybów, warzywa, majonez... - podał jej łyżkę i przesunął misę w jej kierunku.
     - Całkiem niezłe.
     - To może obejrzysz film razem ze mną?
     - Jaki?
     - "Gettysburg".
     Wykrzywiła usta.
     - Raczej nie.
     - Ja też nie przepadam za takimi, ale dzisiaj jest niewielki wybór. Pozostałe kanały dają same stare seriale.
     - Dlaczego mieszka pan sam?
     Był zdziwiony tym pytaniem.
     - Moja żona zmarła. Dlaczego pytasz?
     - Nie, po prostu w łazience jest sporo damskich kosmetyków i trochę mnie to zdziwiło.
     - Właściwie, to niewiele zmieniło się tutaj od jej śmierci. Po prostu na początku nie miałem serca czegokolwiek wyrzucić, a potem już się przyzwyczaiłem do tych przedmiotów.
     Siedzieli patrząc na siebie w nadziei, że któreś znajdzie jakiś temat do dalszej rozmowy.
     - Mogę zadzwonić?
     - Oczywiście. Telefon jest w pokoju obok twojego, a drugi w mojej sypialni, na końcu korytarza.
     Kiedy wyszła Mick sam spróbował przyrządzanej przez siebie potrawy i dodał do niej nieco pieprzu, po czym zaniósł do sypialni. Przygotował sobie jeszcze kubek kawy i zasiadł w fotelu przed telewizorem. Jednakże tego akurat dnia miała miejsce debata kandydatów na prezydenta, więc emisja filmu została przesunięta o kwadrans. Ze złością wstał i ruszył do swojej pracowni. Skoro miał jeszcze trochę czasu, to postanowił posprzątać resztki gazet jakie tam zostawił. W środku zastał Andreę ze słuchawką przy uchu pochyloną nad jednym z jego zeszytów. Kiedy go zobaczyła zrobiła minę jakby przyłapał ją na paleniu papierosów. Zatrzymał się zupełnie zaskoczony tą sytuacją, wycofał i zamknął drzwi. Po kilku minutach Andrea weszła do jego sypialni z zakłopotaną miną.
     - Przepraszam...
     - Nie, to ja przepraszam. Zapomniałem, że tam jesteś.
     - Ja naprawdę nie grzebałam w pańskich rzeczach, tylko tak bezwiednie otworzyłam ten zeszyt.
     - Wiem, leżał na wierzchu.
     Usiadła na drugim fotelu ze wzrokiem wbitym w podłogę. Spojrzał na nią. O dziwo nie był zły, ani urażony. Nie lubił obcych ludzi interesujących się jego życiem, ale jakoś nie umiał się gniewać na tą dziewczynę. Być może dlatego, że zawsze chciał mieć córkę, a może dlatego, że z tak skruszoną minką jaką teraz robiła trzeba by mieć serce z kamienia, żeby się na nią złościć.
     - Chcesz wiedzieć po co mi to?
     Pokiwała głową z wyraźną ulgą malującą się na twarzy.
     - Zbieram i kataloguję wycinki o wypadkach.
     Popatrzyła na niego swoimi brązowymi oczami tak, jakby chciała zasugerować znacznie dłuższe wyjaśnienie.
     - I po to jest panu ten komputer?
     - Twój wujek twierdzi, że to by przyspieszyło moją pracę. Ale mnie, to jakoś nie przekonuje.
     - Dlaczego? Wiele rzeczy można zrobić o wiele łatwiej przy użyciu komputera.
     - Tak, ale ja już jestem starym człowiekiem i raczej mnie nie przekonują takie argumenty.
     - Największą zaletą jest to, że to co wpisze pan do komputera może pan później wielokrotnie zmieniać. Poza tym on sam w ułamku sekundy może panu wyszukać odpowiednie dane.
     Sądząc po jego minie, to nadal był co najmniej ostrożny w stosunku do tego co mówiła.
     - Niech pan sobie wyobrazi kawałek drewna. Jeżeli przetnie go pan na pół, to już nie da się go z powrotem połączyć w całość. Może pan pozbijać gwoździami, czy skleić, ale to już nie będzie ten sam kawałek drewna. A na komputerze może pan co chwila zmieniać coś i ewentualnie cofać się do poprzedniego stanu.
     - Może masz rację, ale ja w taki sam sposób prowadzę moje notatniki od dawna i teraz trudno byłoby mi przyzwyczaić się do komputera.
     - To ma pan więcej takich zeszytów?
     Zaprowadził ją do pracowni i otworzył szafę stojącą w rogu. Były tam poukładane jeden na drugim zeszyty, a na ich grzbietach wypisane były lata, z jakich pochodziły wycinki w nich zawarte. Andrea przeleciała wzrokiem po nich. Były po kolei lata dziewięćdziesiąte, osiemdziesiąte, siedemdziesiąte i ponad połowa sześćdziesiątych. Pierwsze dwa zeszyty pochodziły z roku 1964. Potem z czasem było ich coraz więcej, tak że z poprzedniego roku było ich już siedem.
     - I to wszystko są wycinki z gazet?
     - Większość. Reszta, to notatniki z zestawieniami.
     Wyjęła jeden z nich i otworzyła na środku. "Katastrofa awionetki", "Władze Indii obliczają, że atak cyklonu spowodował śmierć 750 tysięcy osób". Przerzuciła kilka kartek i przeczytała kolejne, nieco już wyblakłe, tytuły artykułów. "Trzęsienie ziemi w okolicach Osaki", "Tornado atakuje Newark", "Zderzenie tankowców na Morzu Północnym".
     - I ma pan tu wszystkie wycinki od 1964 roku?
     - Prawie. Czasami robiłem tylko notatki.
     - To jest... niesamowite. I co pan zrobi z tym wszystkim?
     - Mam już pewien cel.
     - Niesamowite - powtórzyła wodząc wzrokiem po grzbietach zeszytów.
     Stała jak urzeczona przed szafą pełną starych papierów.
     - Musi pan to wszystko wrzucić do komputera! Chodźmy, pokażę panu - ruszyła w stronę kuchni, gdzie zostawili komputer. Mick włożył na miejsce wyjęty przez dziewczynę zeszyt i zamknął szafę. Stał chwilę w zamyśleniu patrząc na dębowy mebel. Może jednak nie powinien był jej tego wszystkiego pokazywać? Niespiesznym krokiem ruszył do kuchni. Andrea siedziała już przy włączonym komputerze i z wyczekującym spojrzeniem czekała na niego. Usiadł na sąsiednim krześle i spojrzał na ekran.
     - Naciska pan tutaj, żeby uruchomić program. Ten, o nazwie Abaco-Pro jest właśnie do przygotowywania zestawień statystycznych - po chwili pojawiła się nazwa programu i menu główne - Teraz wybierając jedną z tych opcji może pan albo wpisywać nowe dane, albo przeglądać stare, przygotowywać wykresy albo odnosić je do jednej z dołączonych map.
     Mick wyglądał na oniemiałego od możliwości jakie mu dawała ta maszynka, choć faktycznie było to spowodowane nadmiarem informacji w zbyt krótkim czasie. Kolejne ekrany zaledwie zdołały mu mignąć przed oczami, a dziewczyna już tłumaczyła mu następny. Po kilku minutach jej tłumaczenia nie był już nawet pewien czy pamięta początek wykładu. Na wszelki wypadek kiwał głową, żeby przypadkiem nie zaczęła wszystkiego od nowa.
     - Jeżeli pan chce, to mogę panu pomóc przy wpisywaniu tych danych.
     Potrwało to ułamek sekundy zanim się zorientował, że te słowa już nie dotyczą instrukcji obsługi programu.
     - Nie, dziękuję. Wolałbym sam zorientować się w tych... opcjach.
     
     Kiedy już siły Południa poniosły klęskę, a Andrea zasnęła na dobre Mick przyniósł komputer do swojej sypialni. Teraz, w ciszy mógł powoli oswajać się z czytaniem z ekranu. Wybrał pierwszy z brzegu przykładowy dokument i nakazał komputerowi wyświetlenie go. Po chwili pojawiły się wykresy w postaci koła, słupków i układu współrzędnych. Dalej były tabelki zestawiające dane zawarte w innych, ukrytych teraz, tabelach. Na koniec była opcja zaznaczona jako "KONKLUZJE". Mick nacisnął na nią i ze zdumieniem przeczytał komunikat z podświetlonymi nazwami parametrów - "stały spadek parametru produkcja łączy się ze wzrostem parametru wskaźnik siły konkurencji i jego zmiana jest, po uwzględnieniu wpływu parametru koszt jednostkowy produkcji, odwrotnie proporcjonalny do parametru koszty promocji". Jedno trzeba było przyznać - Phil dobrze wiedział co robi przynosząc mu to cacuszko. W oddzielnym okienku były wyświetlone wzory opisujące programowi zależności pomiędzy poszczególnymi parametrami występującymi w zestawieniach. Bardzo dobrze wiedział co robi. Starając zachowywać się jak najciszej przeszedł do pracowni i wyjął z szafy pierwszy z zeszytów. Ustawił komputer na stole i włączył opcję wprowadzania nowych danych. Po podaniu rodzajów wprowadzanych zdarzeń zabrał się za pierwszą stronę z tabelkami i za pierwszy wpis - "Karambol na drodze stanowej koło Toledo", kategoria B22, 5 osób zabitych, 23 ranne. Poniżej znajdowało się miejsce na dodatkowe parametry potrzebne do wykresów geograficznych. Wyciągnął z szuflady duży atlas i zaczął szukać dokładnego położenia Toledo.
     
     Kiedy wrócił do domu zdziwił się nieco panującą wokół ciszą. Zajrzał do kuchni, do jej pokoju, do pracowni, do sypialni - nigdzie żywej duszy, drzwi do łazienki też były otwarte. Mick poczuł nagły ucisk w klatce piersiowej. "Jeżeli jej coś się stało, to..." - nawet nie dokończył tej myśli. Zresztą co mógłby poradzić na tą sytuację, był w pracy. Ucisk nie dawał za wygraną i Mick musiał usiąść na krześle. Rozluźnił krawat i rozpiął koszulę. Wziął kilka głębokich oddechów, po czym poszedł do pokoju Andrei. Na podłodze leżał jej plecak, więc wróciła ze szkoły i najwyraźniej nie poszła nigdzie daleko. W takim razie gdzie ona jest? Może to tylko psychoza związana z jego hobby i codziennym wertowaniem informacji o wypadkach, ale miał złe przeczucia. I co mógłby powiedzieć Philowi? Była u niego jedną noc i zniknęła? Nie, nie mógł zrobić nic innego niż siedzieć i czekać - po pierwsze nie miał pojęcia gdzie jej szukać, a po drugie w ten sposób ona po powrocie mogłaby zastać puste mieszkanie. Podszedł do okna i wyjrzał na ulicę, chociaż wiedział, że jest mało prawdopodobne, żeby ją rozpoznał w tłumie. Usłyszał szczekanie psa sąsiadki, a po chwili szczęk klucza w zamku. Szybkim krokiem poszedł upewnić się, że to ona.
     - Gdzie byłaś?
     Dziewczyna stanęła nieco wystraszona jego podniesionym głosem.
     - Robiłam zakupy. Przecież nie było mnie tylko kilkanaście minut.
     Mick poczuł zimny pot występujący mu na czoło i znowu musiał usiąść.
     - Dobrze się pan czuje?
     Nie odpowiedział, siedział tylko ze spuszczoną głową i ciężko oddychał.
     - Może panu coś podać?
     - Nie... Nie... - uspokoił się i jakby w zakłopotaniu pogładził ręką wąsy - Przepraszam, ale jak wróciłem nie było cię w domu... Zaniepokoiłem się...
     - Sądziłam, że zdążę wrócić przed panem. Musiałam kupić parę rzeczy. Rano skończyło się mleko... - urwała w połowie zdania - Dobrze się pan czuje?
     - Tak, tylko... Nieważne.
     - Może ja dzisiaj przygotuję kolację?
     Popatrzył nieco zaskoczony.
     - Pan ciągle je mrożonki, więc może dla odmiany dzisiaj spróbuje pan czegoś innego.
     Poczekał chwilę z odpowiedzią starając się ustabilizować oddech.
     - A co to będzie?
     - To niespodzianka, ale będzie bardzo świeże i bardzo zdrowe.
     - A smaczne?
     - Skoro jest świeże i zdrowe, to musi być smaczne.
     - Dobrze. Pomóc ci w czymś?
     - Nie. Sama dam sobie radę. A, i jeszcze wypożyczyłam dla pana film.
     - Film?
     Z dumą wyjęła z torby kasetę wideo i podała mu.
     - "W samo południe"?
     - Western, tak jak pan lubi.
     - Skąd wiesz, że lubię westerny?
     - Zaznaczył pan w programie wszystkie jakie tylko były w ostatnich tygodniach w telewizji. A poza tym dzwonił mój wujek...
     - Ale przecież ja nie mam nawet magnetowidu!
     - Dzisiaj pan ma. Przyniosłam od wujka.
     Mick patrzył na nią z ukosa nie do końca chyba rozumiejąc co się wokół dzieje.
     - Co to za okazja?
     - Żadna. To jest podziękowanie za gościnę - uśmiechnęła się wypakowując z torby warzywa.
     Mick pokręcił tylko głową i poszedł do pracowni. Przejrzał prasę i spisał wydarzenia z tego dnia, ale chyba po raz pierwszy od śmierci Helen miał uczucie, że nie ma w sobie już tej werwy z jaką zwykle zabierał się do tej czynności. Może dlatego, że znowu poczuł jak to jest martwić się o kogoś. To była ta druga strona wypadków - strona ofiar. Już nie było miejsca na suche statystyki, tylko żal, ból i tęsknota. Mick miał tylko nadzieję, że nigdy nie będzie mu dane trafić na opis wypadku kogoś znajomego, bo nie miał pojęcia jak mógłby na to zareagować. A szczególnie kogoś takiego jak Andrea...
     Dziewczyna zastała go w tym zamyśleniu wchodząc do pracowni.
     - Podano do stołu.
     Mick odwrócił się do niej zupełnie zdezorientowany po wyrwaniu go z tego ponurego nastroju.
     - A, tak. Już idę.
     Schował do szuflady notatki i wyrzucił do kosza resztki gazet. Na stoliku przed jego fotelem stał talerz z jakąś dziwną, aczkolwiek ładnie pachnącą, potrawą.
     - Co to jest?
     - Niech pan spróbuje.
     Odkroił kawałek zawiniątka, chyba przygotowanego z kapusty. Miało dosyć niespotykany smak. I to całkiem dobry smak.
     - Bardzo dobre.
     - Bo świeże. Powinien pan jeść więcej takich potraw.
     - Gdybym miał taką kucharkę, to na pewno bym jadł.
     Uśmiechnęła się i włączyła taśmę z filmem.
     - A ty nie jesz?
     - Ja zjem później.
     - Więc mam się sam rozkoszować tymi wszystkimi specjałami?
     - Ja nie przepadam za westernami.
     - Ale to nie jest western, to jest klasyka kina.
     Zrobiła niezdecydowaną minę.
     - Jeżeli ci się nie spodoba, to w każdej chwili możesz wyjść, ale przynajmniej spróbuj.
     Po chwili namysłu zajęła drugi fotel.
     Obejrzeli razem cały film. W trakcie Mick jej opowiadał o różnych rzeczach związanych z westernami i dlaczego akurat ten jest wart obejrzenia, a ona starała mu się wyjaśnić dlaczego nie jest w stanie zrozumieć filmów z tego gatunku. Dla Micka był to wspaniały wieczór. Od tak dawna nie mógł z nikim dłużej porozmawiać, a tym bardziej o czymś co go interesowało, że teraz był po prostu wniebowzięty. Chciał się jej jakoś zrewanżować, ale nie miał zielonego pojęcia w jaki sposób mógłby to zrobić. W końcu zaproponował, że jeżeli nie ma na jutro żadnych planów, to może poszliby razem do kina na film, który jej się spodoba. Ku jego zaskoczeniu Andrea sprawiała wrażenie zadowolonej z tego pomysłu. Podczas gdy Mick oglądał wiadomości ona przejrzała gazety i wybrała film, na który chciałaby iść. Była to romantyczna komedia z gwiazdorską obsadą. Nie znosił takich filmów nawet bardziej niż debat politycznych, ale skoro Andrea przesiedziała całe "W samo południe", to dlaczego on nie miałby wytrzymać półtorej godziny na jakiejś łzawej historyjce?
     
ciąg dalszy na następnej stronie

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

6
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.