***
- Tu głos ze stadionu w waszym domu. I wracamy do słonecznego... Tor - Lin! GONT - GONTY W KAŻDYM KOLORZE to nasz sponsor! I to dzięki niemu możecie być tu ze mną i obserwować najwspanialszy turniej rycerski w tym tygodniu! Proszę państwa! Oto wstaje książę! Tłum wiwatuje szalikami. Zawodnicy są już gotowi! Książę daje znak, dmąc w swój złoty róg! A oto dwaj zawodnicy, nie mogąc wytrzymać wyrwali się z toporami w swoim kierunku... straż miejska już robi z nimi porządek... albo odwrotnie... zdecydowanie odwrotnie... Iiiii! Tak, pierwszy pojedynek rozstrzygnięty na korzyść rudobrodego karła, który przepołowił swojego rywala na cztery nierówne części! Sędziowie nie zaliczają tego i proponują powtórzenie walki. Druga para to... czy mnie nie mylą oczy! To Brunhilda von Pomorden! Jej dzicy fani z Puszcz Zachodnich podnoszą dziki wrzask! I nic dziwnego, dzicz to dzicz, ha, ha, ha! A przeciw niej Krwawy Carl Bez Jednej Łydki! Stają naprzeciwko siebie, Brunhilda wznosi miecz, Carl unosi tarczę i... zapraszamy na reklamę!
***
- Mam przed sobą, proszę państwa, tabelę rankingową i nie można mieć już żadnych wątpliwości, szczególnie, gdy się spojrzy na nazwiska sędziów. W dwóch grupach prowadzą Brunhilda von Pomorden z dzikich ostępów Puszcz Zachodnich i Gomez y Zemog, rycerz z Księstwa Północnego. Ich pojedynek to będzie starcie kolosów! Wielki finał już za chwilę. Emocje rosną, jeszcze można obstawiać zwycięzców! Wszystko się może zdarzyć! Zostańcie z nami!
***
Landar zeskoczył z płotu.
- Wiecie, co macie robić?
- Więc najpierw idziemy do... jak się to nazywa? - Mały rozejrzał się bezradnie.
- Stajnia - podpowiedział Rudy.
- Lepiej trzymajmy się księżniczki - stwierdził Gołąb i na wszelki wypadek przysunął się w jej kierunku.
- Tylko nie stłucz - Landar podał Fajnemu butelkę. - Idźcie już, do walki zostało niewiele czasu.
- Za mną - księżniczka odwróciła się na pięcie.
- Z pewną taką nieśmiałością - rzekł Fajny i czterech chłopaków ruszyło w jej ślady.
- No, to Gomeza mamy z głowy - powiedział Landar, obserwując odchodzącą piątkę.
- Zostaje jeszcze zabójca - odezwał się Sam.
- Wszystko w swoim czasie.
***
Księżniczka przedefilowała przed strażnikiem i tuż przy jego nogach upuściła chusteczkę.
- Ojej! - powiedziała.
- Bardzo proszę - odparł Horner, podnosząc chusteczkę z ziemi.
- Jaki pan miły - zarumieniła się.
- Naprawdę tak pani sądzi?
- Och, i jaki skromny.
- Dziękuję.
- I taki kulturalny.
- Kul-co?
- Oj, a jaki dowcipny. I do tego jeszcze żołnierz. W mundurze.
- Większość żołnierzy tak ma.
- Nie zechciałby pan odprowadzić mnie kawałek. Bo koleżanki z podwórka to pękną z zazdrości, jak mnie zobaczą z takim miłym chłopcem. I do tego żołnierzem. W mundurze.
- Ale ja tu pilnuję konia.
- Konia? Kto by tam dzisiaj kradł konia - Księżniczka wysunęła ramię.
***
- Mały i Gołąb, zostajecie na czatach. Jeżeli ktoś będzie szedł udajecie konia - zakomenderował Rudy.
- Odgłos kopytami?
- Odgłos paszczą.
Rudy i Fajny wsunęli się do środka namiotu.
- Wow! - rzekł Fajny. - Czarny, lśniący, napęd na cztery kopyta. Musi nieźle żreć.
- Nie gadaj, tylko dawaj butelkę - Rudy wyciągnął łyżeczkę.
Fajny odkręcił butelkę i nalał z niej.
- No, za mamusię, kobyłko - zachęcił Rudy.
- To ogier.
- Jaka to różnica, niech pije. Oooo... tak, bardzo ładnie. To jeszcze jedną łyżeczkę. Ślicznie! Dobry konik, ładnie żłopie!
- Może nie powinniśmy mu dawać wszystkiego. Może przedawkować. Właściwie, co to jest?
- A co pisze na butelce? E-li-ksi-r ... ... ...In-te... ... ...li-ge-n-cji !!!
- Ty, dawaj, ja też chcę.
- Sorry, skończyło się.
***
Będziemy potrzebowali rewolucji. Tylko w ten sposób uda się znieść różnicę między końmi wiejskimi i końmi rycerzy. Z syntezy tych dwóch klas musi powstać klasa trzecia. A co z dzikimi końmi? Trzeba będzie podjąć wśród nich misję okiełznywania. Oj, ktoś po mnie przyszedł. Ludzie. Z ludźmi też trzeba będzie coś zrobić. Proszę mnie tak nie szarpać! Są brutalni. No i są barbarzyńcami. Jedzą nas. Po rewolucji role się odwrócą. Proszę poprawić popręg. Dziękuję. To my będziemy na nich jeździć. Boże, co to za bydlę się tu zbliża. Chyba na mnie nie wsiądzie?! Auu...! Wio i wio. Jakby w ten sposób można było wszystko powiedzieć. Hm, jakieś pole. Mnóstwo klaszczących ludzi. Ładnie tu. Nawet ten pan w koronie do mnie macha. A to co? Tam też ktoś stoi. Czy to nie Biała? Nie, podobna. Chociaż nie, z profilu wygląda jak konik-garbusek. Boże, a ta baba na niej! Dryblaska i w dodatku ma jakiś wielki i ciężki przedmiot w dłoni. Znowu wio. Nie musiał mnie tak szturchać. Szybciej i szybciej. Hej, czekaj! Wpadniemy na nich i będzie katastrofa. Przecież oni też pędzą na nas. A więc to walka. Zderzymy się? O, nie! Ja się w to nie bawię. Jestem pacyfistą. Każdy, kto ma choć trochę oleju w głowie rozumie, że walka jest bezsensem.
***
- Proszę państwa! To niesamowite! Wierzchowiec Gomeza y Zemoga zawraca na środku pola bitwy. Jeździec stara się coś zrobić, ale wyraźnie jest bezsilny. Na trybunach śmiech. Brunhilda von Pomorden tryumfuje. Jej ostatni rywal umyka, aż się kurzy. A więc mamy zwyciężczynię! To najkrótszy pojedynek od czasu walk rycerza Gołoty.
***
Sam zaczął już obgryzać paznokcie u stóp.
- Gomeza mamy z głowy. Ale gdzie jest zabójca?
- Zastanów się - Landar podrzucał do góry sygnet. - Jeżeli nie będzie go w pobliżu księcia, to skąd najłatwiej dokonać zamachu?
- Wieża.
- Właśnie.
- A więc szybko! Nie ma czasu do stracenia! Musimy mu przeszkodzić.
- Bez obaw. Mój plan działa.
***
- Właściwie to nigdy nie poznałam żadnego hobbita z bliska. Z takiego bliska.
- A ja nigdy nie sądziłem, że poznam słynną kurtyzanę Emmę. Z takiego bliska.
- Och, moglibyśmy się spierać, kto jest bardziej sławny. Czy ty zabiłeś więcej osób, czy ja więcej...
- Tylko, że ja tu jestem, że tak powiem... służbowo.
- Daj spokój: albo praca albo przyjemność, nigdy razem - stwierdziła kurtyzana Emma i dodała cicho: - nigdy nie sądziłam, że to powiem.
- Wobec tego wydaje mi się, że jeszcze niejednego faceta w życiu zabiję.
- Słuszny wybór, moja ty... Eleczko.
***
Szef policji rozejrzał się nerwowo. Gomez przegrał, L zawiódł, na dodatek dwaj młodzieńcy zbliżali się do trybuny książęcej mierząc go dziwnym wzrokiem. Szef policji był realistą, nie miał cienia wątpliwości, że wszystko stracone. Był jednak człowiekiem honoru, postanowił więc uprzedzić wypadki.
- Niech nikt się nie rusza - ryknął, wyszarpując sztylet i przykładając go do gardła księcia. - Bądźmy rozsądni - dodał i poczuł się trochę niepewnie, kiedy rzeczywiście nikt się nie poruszył i wszyscy w dalszym ciągu obserwowali pokaz połykania ogni sztucznych.
- Wszystko jeszcze da się naprawić - wybełkotał niewyraźnie książę.
- Przykro mi, szefie. To się zaczęło już w dzieciństwie.
- Chcesz o tym porozmawiać - książę nie dawał za wygraną.
- Nie mamy sobie już nic do powiedzenia. Odchodzisz.
- Nie rób mi tego, mam dziecko.
- Wiem i zamierzam się z nim ożenić.
Księżna pierwsza oderwała wzrok od dławiącego się kuglarza.
- Kochanie, może już...
- Pani małżonek nigdzie nie pójdzie. Powiem więcej: nikt stąd nie pójdzie i nikt tu nie zostanie.
- To jakaś zagadka, szyfr. Pan chce nam w ten sposób coś przekazać - księżna wydała się zainteresowana.
- Żądam najszybszego wozu w księstwie.
- Więc jednak wyjedziesz - książę miał zamiar odetchnąć, ale w ostatniej chwili przypomniał sobie o nożu na krtani.
- Nie, to wy wyjeżdżacie. W najlepszym dla was wypadku - szef policji starał się nie pokazywać po sobie, że nie wie, co robić dalej.
I wtedy, dość niespodziewanie dla wszystkich sytuacja uległa gwałtownej zmianie. Sam skoczył na szefa policji i przewrócił go, wytrącając mu z ręki nóż. Wtedy doskoczył do niego Landar i po chwili szef policji leżał bezbronny, szukając w pamięci nazwiska dobrego adwokata.
- Więc to był szef mojej policji - książę rozmasowywał jabłko Adama. - Znasz kogoś od pół roku i wydaje ci się, że znasz go dobrze. Aż tu pewnego słonecznego popołudnia przykłada ci nóż do gardła i mówi, chcę się ożenić z twoją żoną.
- Naprawdę chciał? - księżna obdarzyła niedoszłego terrorystę ciepłym spojrzeniem.
- Właściwie mówił o naszej córce, ale chciałem ci zrobić przyjemność.
- Panie - zaczął Landar.
- Ty jesteś... moim jasnowidzem.
- Tak.
- I to ty przewidziałeś na tydzień przed rozbiciem naszej floty, że pokonam piratów.
- Tak, ale...
- Teraz jesteś szefem policji. A ty uratowałeś mi życie. Hm...
- On jest czarny, kochanie. Nie jesteśmy rasistami, ale... lepiej go nie eksponować. Mógłby zostać moim osobistym kamerdynerem do gaszenia nocnej lampki.
- Wydaje mi się - książę zastanowił się, - że on jest wysportowany. Niech więc się zajmie sportem i turystyką. Do twoich pierwszych zadań będzie należało odkrycie, dlaczego u nas nie ma turystyki.
- Dziękuję, książę. To wspaniałomyślne, biorąc pod uwagę, że jestem czarny i niektórzy mogliby...
- Chcielibyśmy, książę - wtrącił się Landar - opowiedzieć ci o spisku, który...
- Przecież już was awansowałem. No, dobra, daję wam od razu podwyżki, tylko mnie już nie zanudzajcie.
Landar i Sam skłonili się nisko i ruszyli za prowadzonym przez strażników byłym szefem policji, który wciąż mamrotał:
- Gdybym tylko nie powiedział, że autor to bałwan. Ale przecież i tak wszyscy o tym wiedzą.
- A swoją drogą - rzekł Landar do Sama - sport i turystyka to całkiem dobre stanowisko. Można stąd wysoko zajść.
***
- I tak kończymy to pasjonujące widowisko. Mam nadzieję, że byli państwo zadowoleni. A jeśli nie, to trudno, kasa z reklam i tak już wpłynęła. Na rozmowę ze zwyciężczynią turnieju zapraszam do programu "Bardzo normalni, normalni, nienormalni, politycy". I pamiętajcie, że byliśmy tu dzięki GONT - GONTY W KAŻDYM KOLORZE. Bądźcie z nami, za chwilę "Krata - program dla ludzi wolnych inaczej".
***
Zaraz po rewolucji zrobimy porządek z paszą. Najlepszy owies dla wszystkich. I stajnie z basenami. A przynajmniej dla mnie. Rewolucja przede wszystkim. Święta rewolucja, końska rewolucja, może nawet rewolucja czworonożnych. Ale z końmi na czele. Ze mną na czele.
- To rzeczywiście durne bydlę. Nie dziwię się, że oddaje je pan do rzeźni. Rusza pan w podróż?
- Tak, ale ja tu jeszcze wrócę. Na pewno.
|
|