***
Różowy smok imieniem Alduś przebiegł radośnie przez ścieżkę i zatrzymał się na jej skraju, wąchając wysokie storczyki.
- Jest uroczy, prawda? - spytała księżniczka.
- Tak, on też wygląda ślicznie... - potwierdził Landar.
- Dziękuję.
- ...na tle tych jasnoniebieskich cudownych storczyków.
- Hm.
Alduś zamerdał ogonkiem i ruszył truchtem za nimi.
- To najmilszy prezent, jaki otrzymałam w życiu.
- Pomyślałem po prostu, że skoro i tak już trafił do rzeźni, będzie mu wszystko jedno - mruknął Landar.
Usiedli na ławce i księżniczka zerwała koniczynę szesnastolistną:
- Kocha, jest bogaty, jest bogatym księciem, jest bogatym księciem z perspektywami, jest bogatym księciem z perspektywami, który kocha, zginie w wypadku zanim mnie pozna...
- Co ty wyprawiasz?! - Landar uświadomił sobie, że wróżba dotyczy go w bardzo małym stopniu.
- Wróżę sobie. A co, nie wolno mi?
- To bzdury. Jeśli chcesz ja ci powróżę. Jestem w końcu wizjonerem.
- Tak, ale powiedziałeś mojemu ojcu, że dzisiaj będzie padać.
- Eeee... dzień się jeszcze nie skończył.
- No i mówiłeś, że wygra wojnę z piratami w tym tygodniu.
- Tydzień też się jeszcze...
- A wczoraj piraci zatopili całą naszą flotę.
- Chcesz żebym ci powróżył, czy nie?!
- Dobra.
Landar wziął ją za rękę, zamknął oczy i wtedy z tyłu dobiegł go znajomy głos:
- Najcięższe kasztany spadły mi wczoraj na głowę.
- Obserwowałem to z plaży, po drugiej stronie mostu - odparł drugi głos i dodał - Co za bałwan wymyśla te hasła?
- Pewnie ten sam, który pisze to opowiadanie - stwierdził ten pierwszy i w tym samym momencie Tassa, bogini śmierci wyznaczyła datę pogrzebu dla obydwu na najbliższą sobotę.
Księżniczka poruszyła się nerwowo:
- No?
- Co? - Landar starał się myśleć, tymczasem z tyłu dobiegała go rozmowa:
- Więc u pana wszystko jest dopięte na ostatni guzik.
- Prawie.
- Co to znaczy, prawie?
- Mój rozporek ostatnio... znaczy, kiedy ostatnio...
- Ja się pytam o pański wycinek planu.
- A, tu w porządku. Ale jeżeli chodzi o ten świstek, gdzie wszystko było zapisane, to właśnie chciałem powiedzieć, że ostatnio w czasie śniadania...
- Pan na pewno odpowiada za policję w tym mieście...?
Landar o mały włos nie spadł z ławki.
- Widzisz tego faceta na ławce za nami? - spytał.
- Czy to on...? - księżniczka wychyliła się w kierunku sąsiedniej ławki. - Ależ Landar, to jest jakiś facet pod trzydziestkę. I do tego jest szefem naszej policji.
- A ten, z którym rozmawia?
- Och, daj spokój. Ten jest jeszcze starszy od niego. W dodatku kogoś mi przypomina... kogoś bliskiego... Jeżeli naprawdę chcesz mi wmówić, że któryś z nich jest moim księciem, to musisz być żałośnie zazdrosnym...
- Cicho! Muszę posłuchać o czym mówią.
- No tak. Idziesz ze mną na spacer, a kiedy chcę pomyśleć o miłości mojego życia, podsłuchujesz rozmowy jakichś dziadków. W takim razie zostań tu sobie, a ja idę na poszukiwanie mojego jedynego. On mnie zrozumie i będzie...
Landar trenował kiedyś magię. Ale pierwsza zasada mówi: wszelkie zaklęcia paraliżujące, uspokajające i tym podobne tracą o połowę swoją skuteczność, kiedy ich obiektem staje się kobieta. Wobec tego zastosował znacznie skuteczniejszy sposób.
- Siadaj i zamknij się - warknął.
- Poskarżę się... - zaczęła księżniczka, ale wzrok Landara upewnił ją, że jeśli się nie zastosuje do jego prośby może nie mieć okazji do skarżenia się komukolwiek.
- Więc wszystko jest już przygotowane? - pytał nieznajomy.
- Owszem.
- A znalazł pan kogoś do tej roboty?
- Mam go u siebie.
- Zgodził się?
- Jeszcze nie, ale jesteśmy na jak najlepszej drodze.
- Proszę się pospieszyć, turniej zaczyna się za trzy dni.
- Powtórzmy to jeszcze raz. Pan wygrywa ten turniej, wtedy ten ktoś załatwia tego, o kim wiemy i pan, jako zwycięzca okryty chwałą zajmuje jego miejsce na tronie Tor - Lin.
- Tak właśnie wyglądają szczegóły.
- A wtedy ja dostaję swoją gubernię.
- Słucham?
- Moją gubernię!
- A tak, tak, porozmawiamy jeszcze o tym. To do widzenia. Tylko, żeby ten ktoś był fachowcem. Robota musi być na medal.
- To jeden z najlepszych ludzi w swojej branży w całej Kalambrii. Aha, miał mi pan coś pokazać... To było...
- Tak, pamiętam, mam to u siebie w hotelu.
- Tylko że kurtyzana Emma nie pamiętała pana, kiedy ostatnio...
- Kobiety mają słabą pamięć. Jak się spotkamy następnym razem, to pokażę to panu. Do widzenia.
Landar usłyszał, jak ktoś wstaje z sąsiedniej ławki i rusza aleją w ich kierunku. Chwycił księżniczkę i zaczął ją namiętnie całować. Gomez minął ich i poszedł dalej, pogwizdując walczyka.
- Nie wiem, co to miało znaczyć, Landar, ale jeżeli chciałeś mnie w ten sposób przeprosić, to jesteś gburem. Gruboskórnym gburem. Gruboskórnym głupim gburem!
- Co mówiłaś, rybko - Landar oderwał zamyślony wzrok od oddalającego się rycerza. - Później odprowadzę cię do domu, bo teraz się strasznie spieszę. Cześć!
***
Szef policji upewnił się, że drzwi wejściowe są zamknięte, przeszedł do spiżarni, stamtąd sekretnym wejściem dostał się do tajnej biblioteki, z której ukryty w podłodze właz prowadził do podziemnej sieci tuneli. Po paru minutach marszu skręcił we właściwą odnogę i stanął nad brzegiem podziemnej rzeki. Wsiadł do łódki i spłynął nią paręnaście metrów, po czym w miejscu oznaczonym w sposób znany tylko wtajemniczonym zanurkował na dno, gdzie odsunął spory głaz i razem z wodospadem dostał się do podziemnego jeziora. Tu przepłynął wpław na wyspę i wskoczył do teleportu, który zaniósł go do prywatnego więzienia.
- Cześć - odezwał się na jego widok L, niemrawo machając przykutą do ściany ręką.
Szef policji nalał sobie kawy i usiadł wściekły w fotelu. Z niewiadomych przyczyn podróż do tajnego więzienia zawsze wpędzała go w paskudny nastrój.
- Nadszedł czas wyboru - rzekł ponuro.
- Masz na myśli konkurs dla abonentów? - spytał L.
- Mam na myśli moją ofertę. Zrobisz dla mnie to, o co cię prosiłem.
- Przykro mi, ale nie preferuję brunetów.
- Nie, nie. Chodzi o tę późniejszą prośbę.
- Aaa... chodzi o księcia...
- Ciszej! Może być podsłuch.
- Przecież to ty wydajesz pozwolenia na podsłuchy.
- Zgadzasz się, czy nie?
- Ale bez pierwszego warunku.
- Zgoda. Będziesz mógł potem o tym wszystkim napisać książkę. Za parę dni przyjdę po ciebie. A teraz... muszę wrócić do siebie. Tą samą drogą! Boże, za co to wszystko? Tylko dlatego, że powiedziałem, że autor tego opowiadania jest bałwanem? Przecież wszyscy to wiedzą - powiedział szef policji i gdyby nie to, że był potrzebny do dalszej części scenariusza oraz że znajdował się w podziemiu, padłby w tej chwili rażony piorunem.
***
- Podoba mi się tu - rzekł Sam i lekko nieprzytomnym wzrokiem powiódł po gościach Speluny.
- Nie powinieneś tyle pić - stwierdził Landar.
- Dlaczego? Przecież to na kredyt.
- Mam dla ciebie robotę.
Sam spojrzał na niego przekrwionymi oczami.
- Zgodnie z czwartą poprawką do szóstej wersji, już nie musimy się wam wysługiwać.
- Nie, nie. Nie o to mi chodzi. To przyjacielska przysługa.
- Przed tą poprawką nie mieliśmy przyjaciół. A teraz każdy biały musi mieć jednego kolorowego przyjaciela, bo inaczej idzie siedzieć na rok.
- Daj spokój, Sam. To, że jesteś czarny nie ma tu...
- Ja jestem czarny?!?!?!
***
Sam zakolebał się, aż wszystkie butelki na stole niebezpiecznie brzęknęły. Landar próbował złapać ostatnią pełną, ale w końcu uniósł tylko dłoń w ostrzegawczym geście.
- Więc to dlatego w dzieciństwie wszyscy opowiadali mi bajkę o brzydkim kaczątku - Sam spróbował donieść szklankę do ust.
- Nie przejmuj się, bajki to bujda.
- Landar?
- Nooo...?
- Upijesz się ze mną?
- Jeszcze raz?!
- A co mi zostało?
- Właśnie chciałem ci o tym powiedzieć.
- Myślisz, że jak zostanę gwiazdą popu to skóra zacznie mi bieleć?
- Pamiętasz tego gościa, co mu zwinąłeś ten obrazek?
- On był biały prawda?
- No, nie. Ściany to były tam wyraźnie żółte. Ale chciałbym, żebyś się czegoś o nim dowiedział.
- Kto go wykonał?
- Nie, no nie aż tak daleko. Wystarczy, jak ma na imię i co robi w tym mieście. Wiesz, podsłuchasz tu i tam, popytasz się. To w końcu twój fach. Zbierzesz informacje, rozumiesz?
- A co tu jest do rozumienia? Jestem czarny i już. Będę z tym musiał jakoś żyć.
- Wiesz, dotychczas całkiem dobrze ci szło.
ciąg dalszy na następnej stronie
|
|
|