Magazyn ESENSJA nr 9 (XII)
listopad 2001




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Autor Jarosław Loretz
  Może następnym razem...

Zawartość ekstraktu: 40%
Okładka wydawnictwa
Okładka wydawnictwa
Czytanie nowych polskich książek wymaga coraz więcej cierpliwości. Już nie tylko debiutanci piszą drętwo i kostropato (naturalnie nie wszyscy debiutanci, ledwie jakieś 99 koma 9 procenta), ale maniera ta przytrafia się również i osobom bądź co bądź utytułowanym, czy przynajmniej mającym jakiś dorobek literacki. Niedawno wybrzydzałem na temat "Drapieżnika" Tadeusza Oszubskiego, teraz przyszła kolej na najnowszą powieść Jacka Natansona - "Centrum". Szczęśliwie "Centrum" trzyma chociaż - niewysoki, bo niewysoki - ale jako taki poziom literacki.

Jacek Natanson zasłynął swego czasu (w roku 1986) jako autor "Złotego Brighton", całkiem udanej powieści podejmującej między innymi kwestię spiskowej teorii dziejów, której wątki kontynuował wydany dziewięć lat później "MIB" (z tego, co wiem, znacznie już gorszy). W międzyczasie Natanson opublikował jeszcze kilka zbiorów opowiadań i powieści nieznanej mi jakości (i raczej nie związanych z fantastyką).

"Centrum" zaś... Cóż. Nie jest to książka tragicznie zła - jak najbardziej daje się czytać, w niektórych momentach wręcz z przyjemnością (np. sympatycznie jest zrobiony gadający wózek elektryczny). Jednak jej fabuła, bohater, czy język pozostawiają wiele do życzenia.

Książka dzieli się jakby na dwie części. W pierwszej - pozbawiony pamięci mężczyzna, posiadający tajemnicze zdolności (nadludzka siła, umiejętności paranormalne) budzi się w dziwnym, jakby więziennym szpitalu gdzieś w dżungli Ameryki Południowej. Jedynym jego celem jest wydostać się z więzienia i odzyskać pamięć, a przynajmniej poznać swoje nazwisko. Po drodze jest dużo dziwacznych i raczej nonsensownych zamachów, aresztowań i bójek. W drugiej części - bohater trafia do jakiejś dziwnej doliny (wciąż w Ameryce Południowej), gdzie żyją bogowie (chyba), gdzie jest skansen starożytnych świątyń (wciąż czynnych) i gdzie na jego usługi jest bardzo zaawansowana technika (wydawca określił to miejsce mianem "alegoria raju"). Jednak trudno jednoznacznie określić, co jest tutaj linią fabularną - czy dalsze szukanie osobowości (a jeśli to prawda, to jest to strasznie mętne i zawoalowane), czy po prostu radosne zwiedzanie kolejnych zakamarków (co raczej denerwuje z racji zabierania czytelnikowi czasu).

Wydawca napisał, że "Centrum to powieściowy eksperyment, w którym forma staje się przedmiotem gry różnymi konwencjami powieściowymi". Zaiste - jest to eksperyment. Tyle że nie konwencjami.

Przede wszystkim nie wiadomo, czemu ma służyć fabuła. Owszem, bohater usiłuje się dowiedzieć, kim jest, ale informacje takie uzyskuje mniej więcej w połowie książki. I co dalej? Ano dalej fabuły po prostu nie ma. Bohater łazi sobie tam i sam po Centrum (owej "alegorii raju"), przy czym to jego łażenie nie ma żadnego konkretnego celu, czy głębszego sensu - jest łażeniem samym w sobie. A wszystkie napotkane dziwy są chyba wyłącznie po to, by świadczyć sobą o wyobraźni autora. Zaś końcówka powieści najzwyczajniej w świecie rozczarowuje - autor za pomocą klasycznego deus ex machina ucina w pewnym momencie radosne wędrówki i wali jak obuchem - bohater dostał Zadanie. Możliwe więc, że kroi się kontynuacja. Nie daj Boże, jeśli napisana w ten sam sposób...

Największą porażką jest jednak konstrukcja książki. Zdawałoby się, że pisarz z dwudziestoletnim prawie doświadczeniem powinien już wiedzieć, jak się pisze powieści. Mimo to jednak akcja się rwie, wiele scen - pospiesznie naszkicowanych - jest odartych ze słów i zbudowanych niemalże z równoważników zdań, dialogi są szybkie, drętwe i najczęściej bzdurne ("- Una de gato po angielsku cat's claw, czyli koci pazur, po łacinie uncarina tomentosa. - Znasz się na rzeczy."), dzięki czemu całość upodabnia się do komiksu - stanowi pstrokatą mozaikę dialogów i luźnych scen, okraszoną dość wartką akcją i garścią zupełnie papierowych bohaterów drugoplanowych. Po prostu wstyd.

Na wysokości zadania stanęło jedynie wydawnictwo, książka jest bowiem wydana bardzo porządnie (sztywne okładki są naprawdę grube i niełamliwe, papier dobry, może tylko czcionka odrobinę za drobna). Sęk w tym, że niepotrzebnie - "Centrum" nie jest arcydziełem, które ma przetrwać dziesiątki lat na półkach. Nie jest tego warte pod żadnym względem. Szlag mnie trafia, że takiego np. Herberta, Dicka, Bułyczowa, czy Strugackich wydaje się na gazetówce i w miękkiej oprawie, a teksty wątpliwej jakości przyobleka w złotogłów. Ale cóż... Co kraj, to - widać - obyczaj...



Jacek Natanson "Centrum"
Bellona 2001
ISBN 83-11-09282-6
stron 127
cena 25.00 PLN

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

55
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.