Kurier wyjął pierścień, podał go wartownikowi, który następnie przekazał pierścień królowi. Foltest obejrzał klejnot, po czym popatrzył wyczekująco na posłańca. Ołdrzych odwzajemnił spojrzenie, po czym spokojnie dodał:
- Emhyr to ciota co w majtki sika, lecz nas nie pokona elfi sodomita.
- W porządku - Foltest rozluźnił się. - Zostaje Natalis i Śreniawita. Reszta idzie na spacer. Nasz plebejski przyjaciel znowu dostarcza skarby.
Wszyscy obecni opuścili komnatę. Natalis popatrzył na króla pytająco:
- Sikająca w majtki ciota?
- Takie mamy z Dijkstrą hasło. Używamy wersów z najpopularniejszej piosenki propagandowej. W zależności od dnia, stopnia ważności wiadomości i wyglądu posłańca, używamy różnych wersetów.
- I jak ważna jest ta wiadomość? - spytał Natalis z rozbawieniem.
- Najważniejsza jaka może być. Wiemy, kto sprzedał nas w Verden. Dajcie mi ten list, panie Ołdrzych.
Foltest wziął list. Obejrzał dokładnie pieczęć, złamał ją, a następnie zaczął czytać. Prawie natychmiast rzucił list na stół i stłumionym głosem powiedział do Natalisa:
- Ty czytaj.
- "Uprzejmie informuję, że generał Susanin przekazuje plany naszych działań do sztabu generalnego Nilfgaardu". To nie może być! - Natalis walnął listem o stół tak samo, jak poprzednio Foltest. - Przecież Susanin...
- Tak, wiem, wychowywał się ze mną razem. Jeden z niewielu, którzy pozostali. Ale jego rodzinne ziemie to teraz Nilfgaard - Foltest odwrócił się do Ołdrzycha. - To tej wiadomości dotyczyło hasło?
- Tak jest.
Foltest odwrócił się:
- Nawój, przyprowadź mi generała Susanina. Nie wydam wyroku wyłącznie na podstawie tego listu. Najpierw chcę z nim porozmawiać.
Człowiek do zadań specjalnych króla Foltesta obrócił się i wyszedł. Nie było go kilka minut. Wrócił, zdjął czarny kaptur i powiedział:
- Generał Susanin rzucił się właśnie na miecz.
- Jednak zdradził - Foltest przyjął to dziwnie spokojnie. Najwyraźniej był przekonany do zdrady generała. - W końcu, nigdy nie był Redańczykiem. Jego ojciec przysłał go do nas jako gwarancję lojalności. Ale wkrótce hrabstwo Ruthenii zagarnął Nilfgaard. Cóż, dobrze, że sam rozwiązał ten problem.
Natalis miał swoje wątpliwości, co do tego, kto rozwiązał ten problem. Ale wolał milczeć dla dobra sprawy. Mieli odbijać twierdze, a nie kłócić się ze sobą.
* * *
Oberszter Schories obchodził dookoła Mayenę, szukając słabych punktów w umocnieniach. Dookoła niego maszerowała sapiąc reszta sztabowców. Przed każdym oblężeniem obchodził twierdzę pieszo. "Trzeba poczuć ziemię, na której stoją mury. Ocenić skałę, zobaczyć wszystkie wieże własnymi oczyma. Z grzbietu konia to wszystko wydaje się dużo łatwiejsze" - mawiał zawsze.
Właśnie skończyli obchodzić południową część muru, dla której Ina tworzyła naturalną fosę. Schories ostatni raz obejrzał mury szukając swoich własnych pomyłek. Następnie postanowił sprawdzić swoich oficerów.
- No, panowie. Co sądzicie o szturmie na ten odcinek muru? Poruczniku Blunk, pan pierwszy.
Łysiejący już, pomimo młodego wieku Blunk nie zastanawiał się:
- Puszczam saperów osłoniętych tarczami....
- Idiotyczny pomysł! Niech pan sobie wyobrazi, że krzywię się i prycham z pogardą, bo nie mam ochoty na wykonywanie tych gestów - podsumował Schories. - Ma pan za dużo ludzi, czy sprzętu? Może i jednego i drugiego? Nie wspomnę już o tym, jak źle wpływa na wojsko nieudany szturm z wielkimi stratami. Następny! Kapitan Tuexen!
- Trzeba w jakiś sposób pozbyć się fosy. Może wykopać kanał i poprowadzić Inę inną drogą?
- Cóż, pan przynajmniej nie wygubi mi wojska. Natomiast oblężenie będzie u pana trwało lata. Dobra, ostatnia szansa moi oficerowie. Geissen!
Geissen, siódmy syn nic nie znaczącego barona z Maecht był chudy, krótkowzroczny i ciut ofermowaty. Oprócz tego nieustannie drapał się po głowie. Wezwany przed wszystkimi, znów zaczął to robić, ściągając na siebie drwiące spojrzenia.
- Jeśli pan myśli, że wyskrobie pan w ten sposób jakąś cenną myśl, to muszę pana rozczarować, ale to nie funkcjonuje. - warknął Schories.
Geissen poskrobał się jeszcze parę razy, przechylił głowę, po czym spokojnie i głośno powiedział:
- Tu się nie da sensownie przeprowadzić szturmu. Trzeba obejrzeć resztę obwarowań.
Oberszter popatrzył na swojego porucznika z zainteresowaniem.
- Hm, może jednak to drapanie pomaga. Bardzo dobry pomysł. Uczcie się panowie od waszego kolegi. Obawiam się, że musimy szukać dalej. Z tego co wiem, Mayennę musimy zdobyć szybko. Podobno Nordlingowie się ruszają.
- Dlaczego nie możemy użyć czarodziejów, tak jak w Cintrze? - spytał ośmielony swoim sukcesem Geissen.
- To jest bardzo dobre pytanie, na które niestety nie znam żadnej pełnej odpowiedzi - odpowiedział Schories. - Ma to coś wspólnego z awersją naszego cesarza do magików. Chyba uznał, że jesteśmy dość silni, by poradzić sobie bez nich.
"Tylko, że to nie cesarz będzie musiał piąć się na te mury pod gradem strzał i kamieni" dodał Schories w duchu. Nie wypowiedział tego jednak głośno. Na pewno któryś z oficerów by doniósł. Chciał szybko skończyć tą wojnę i wrócić do budowy mostów i dróg.
* * *
- Nie sądzę, żeby ta wojna skończyła się szybko - powiedziała Assire van Anahid. - Coehoorn postanowił zdobyć Mayennę oraz Maribor i poczekać do wiosny. Przez zimę chce jedynie wysyłać podjazdy. Ma nadzieję, że zagłodzi Północ i na wiosnę dostanie wszystkich bez walki.
- Będą się przepychać i wykłócać jak bachory w piaskownicy, niszcząc kraj i marnotrawiąc ludzi - stwierdziła Sheala. - Nie ma sposobu na odebranie im zabawek?
- A gdyby tak dać im bitwę? - spytała Filippa. - Bitwę wielką i straszną, okrutną i krwawą. Niech armie cesarza i wojska królów spłyną krwią, a potem my zmusimy ich do zawarcia pokoju.
- Ale bitwę musieli by wygrać królowie Północy - Sheala czuła się w swoim żywiole. Nieoczekiwanie dla samej siebie odkryła, że lubi politykę. - Jeżeli wygra Nilfgaard, to zatrzymają się na Pontarze albo dalej. A to nie współgra z naszymi planami.
Assire uśmiechnęła się.
- Nie chcę być posądzana o nacjonalizm, ale możecie mi powiedzieć jak to zrobić? Jeżeli Foltest ruszy się spod Mariboru, to na równinach Sodden nilfgaardzka jazda rozniesie go na kopytach. Jeżeli się nie ruszy, to za miesiąc pod Mariborem stanie naprzeciwko Grupy Armii Środek. Ośmielę się przy tym zwrócić uwagę, że wojska nilfgaardzkie będą wtedy trzykrotnie liczniejsze. Foltest musiałby być niezłym cudotwórcą.
Filippa pochyliła się do przodu i popatrzyła na Assire. Przeciągnęła się leniwie i powoli:
- My, nie Foltest. My. Dawno już nie brałam udziału w bitwie.
* * *
Foltest zastanawiał się nad swoimi snami. Od kilku dni miał wizję wielkiego zwycięstwa nad Nilfgaardem. Widział siebie na wzgórzu, a jego oficerowie rzucali mu pod nogi czarne nilfgaardzkie chorągwie. Nie, żeby był przesądny. Któż wierzy w sny? Ale było coś pięknego w tej wizji. Z rozmyślań wyrwał go głos jego nowego szefa sztabu.
- Czarni szturmują obecnie Mayenę i obawiam się, że idzie im nieźle. Zdobyli zewnętrzne obwarowania. Hrabia Szejn musiał wycofać się do Średniego Zamku. Nasi ludzie twierdzą, że wytrzyma tam jeszcze co najwyżej dziesięć dni. Potem będzie musiał wycofać się do Zamku Wysokiego. A potem... no cóż, nie będzie się gdzie wycofać.
- Nie możemy sobie pozwolić na utratę Mayeny - Natalis siedział z głową w dłoniach. - Ale rozbić oblężenia też nie damy rady. Kruty ne werty !
Natalis w chwilach zdenerwowania wracał do swojego rodzinnego dialektu.
- A dlaczego właściwie nie damy rady? - spytał Foltest. Coś w nim pękło. Miał dość siedzenia, czekania, ciągłego narzekania na szczupłość swoich sił. - Do jasnej cholery, jeżeli będziemy tu siedzieć, to możemy co najwyżej wyzdychać ze smrodu! Mamy pod swoją komendą wszystkie siły, jakie dało się wyskrobać z naszych królestw! Jeżeli nie uda się nam odbić Mayeny teraz, to nie uda nam się nigdy. Panowie, nie wiem jak wy, ale ja uważam, że trzeba zabrać wszystkich żołnierzy i ruszyć na południe. Umrzeć można tylko raz.
Zawrzało. Młodsi oficerowie zaczęli głośno wiwatować na cześć Foltesta i domagać się natychmiastowego wymarszu. Starsi byli bardziej sceptyczni. Natalis patrzył na króla z nieukrywanym zdziwieniem. Wszystkich uciszył jednak straszliwy bas wojewody Bronibora:
- Dobrze gadasz, Foltest! - Bronibor z niechęcią odnosił się do wszystkich tytułów, co wybaczano mu jednak, mając na względzie jego wiek i wielkie zasługi. Ciężko wymagać szacunku od kogoś, kto widział, jak ci zmieniają pieluszki.- Moje ofermy już się więcej nie nauczą! Zbieramy wszystko co jest i idziemy rżnąć nilfgaardzkich owcojebców! Niech żyje król!
- Niech żyje król! - potężny wrzask rozdarł nocną ciszę.
* * *
Menno Coehoorn czuł się już zmęczony. Mało snu, ciągłe siedzenie na koniu, podłe żarcie. Ze zdumieniem odkrywał w sobie tęsknotę za ciepłym łóżkiem, najlepiej wyposażonym w ciepłą służącą. "Starzeję się" - uświadomił sobie. "To już ostatni raz jestem w polu. Przyjdzie mi niedługo w spokoju cieszyć się owocami zwycięstw. Skończyć tylko tę wojnę. Złamać i zniszczyć Nordlingów raz na zawsze."
Narada trwała dalej. Właśnie wypowiadał się przemądrzały i zarozumiały porucznik Eriac de Renne, zwany powszechnie "Cepem", ze względu na widniejące w jego herbie trzy kosy. Wywiesił wielką mapę Północy, a obok postawił tablicę, na której szkicował kredą możliwe ruchy nieprzyjaciela.
- Tak więc, jak to jasno pokazałem, wystarczy nam tu siedzieć i czekać. Cały teren na północ od Mayenny to jedna wielka cudownie gładka równina. Niech tylko na nią wyjdą, a my już im damy bobu - de Renne promieniował zadowoleniem z samego siebie.
Coehoorn wstał. Popatrzył na porucznika Siódmej Daerlańskiej i powiedział:
- Wszystko to ładnie i pięknie. Strateg i taktyk z pana znakomity. Ale jednego mi tu brakuje.
Młody oficer przybrał pytający wyraz twarzy.
- Jaj. Tak myślą handlarze, nie żołnierze. Unikać walki mógłbym, gdybym miał mniej wojsk. Ale mam pod sobą największą i najlepszą armię, jaką kiedykolwiek wystawiło nasze cesarstwo. Nie będę się chował i nie będę czekał. Wyjdę naprzeciw i ich zmiażdżę. Brabaint i de Mellis-Stoke - Czwarta Konna i konnica Trzeciej pójdzie ze mną. Piechota Trzeciej, Druga i oddziały z Verden zostają pod komendą Schoriesa żeby dokończyć oblężenia. Zmusimy Nordlingów do decydującej bitwy i wbijemy ich w piach! Niech żyje cesarz!
* * *
- Drogie koleżanki, wszystko toczy się powoli, tak jak zaplanowałyśmy. Foltest zebrał się i ruszył. Tak samo marszałek Coehoorn. Pchnęłyśmy obie armie ku zderzeniu i nie można już tego zatrzymać - Filippa przestała się na moment przechadzać po komnacie. - Pozwolę sobie niniejszym wyrazić wdzięczność i podziw wobec pań Metz i Van Anahid za zgrabne, dyskretne i efektowne działanie.
Obie czarodziejki kiwnęły dyskretnie głowami. Keira uśmiechnęła się i dodała:
- Każdy mężczyzna marzy o wygraniu jakiejś wielkiej bitwy. Wystarczyło znaleźć to pragnienie i odpowiednio rozpalić. Poszło łatwiej, niż się spodziewałam.
- Nie czas jednak spoczywać na laurach - Filippa sprowadziła dyskusję na sprawy bieżące. - Obawiam się, że będziemy musiały osobiście dopilnować przebiegu bitwy. Musimy tam być i pokierować wydarzeniami. Północ musi wygrać, ale nie może to pójść zbyt łatwo. Ja jadę. Kto jeszcze?
- Ja nie - powiedziała Assire. - Nie chcę patrzeć na śmierć moich krewnych i przyjaciół. Nie oceniajcie mnie źle panie, ale po prostu nie jestem siebie pewna. Jestem czarodziejką, ale również kobietą.
- Ja również zrezygnuję - powiedziała Ida. - Wszystkie moje umiejętności służą dokładnie przeciwnym celom. Nie będę brała udziału w zabijaniu, niezależnie od powodu.
- Niedobrze - twarz Filippy wykrzywił grymas. - W takim razie może dla odmiany usłyszę coś optymistycznego? Kto jedzie? Francesca? Keira? Margarita? Sheala?
Prawie wszystkie wywołane skinęły głowami. Wyjątkiem była Sheala:
- Nie ma mnie od dawna w Kovirze. Nie wiem, czy to się źle nie odbije na planach Loży. Zastanawiam się, czy nie powinnam wrócić.
"A poza tym nie chcesz brudzić sobie rąk. Jako badaczka jesteś ponad takie sprawy" - pomyślała Filippa.
- Ja też chętnie pojadę - zgłosiła się Triss.
- Nie, Triss, ty zostaniesz tu - powiedziała Filippa. - Będziesz utrzymywała z nami kontakt i w razie potrzeby wyciągniesz nas stamtąd.
- Dlaczego ja? - Triss wahała się między wściekłością a rozpaczą. - Jestem dyplomowaną czarodziejką...
- ... specjalistką od komunikacji i teleportacji - weszła jej w słowo Filippa. - Triss, dziecko, po wszystkim żadna z nas nie będzie najprawdopodobniej w stanie ruszyć ręką. Będziemy chciały jedynie wrócić do jakiegoś bezpiecznego miejsca i wypocząć. I ty nam to zapewnisz. Uwierz mi, masz równie odpowiedzialne zadanie jak my i najlepiej się do niego nadajesz.
"A poza tym, Triss, nie chcę ryzykować, że w najważniejszym momencie zaczniesz płakać i rzygać ze strachu. Każdy ma jakieś granice odporności, a twoje zbyt łatwo przekroczyć" - dodała Filippa w myślach.
* * *
|
|