Wywołanie połączenia pojawiło się najpierw na osobistym sygnalizatorze Alana Zendena, który nie od razu zauważył pulsujące światełko. Ponieważ sygnał pozbawiony był dźwięku, uznał, że Stelens, Peterson albo Wagner chce rozmawiać tylko z nim. Potwierdził odbiór i przeszedł do swego pokoju.
- Jesteś sam, Alan? - usłyszał głos Stelensa.
- Tak. Po co ta konspiracja?
- Colin prawdopodobnie nie żyje.
Alan skamieniał. Zastygł, czując jak wypełnia go przeraźliwy chłód.
- Nie pytaj, co się zdarzyło, bo sami tego dobrze nie wiemy - kontynuował Guido. - Słuchasz?
Przytaknął skinieniem, po chwili dodał: - Tak.
- Postąpisz następująco: pójdziesz do magazynów i weźmiesz stamtąd trzy ręczne paralizatory klasy A. Rozumiesz? Klasy A.
- Tak.
- Weźmiesz też szperacza ze standardowym zestawem detektorów. Do tego stacjonarny detektor ruchu dalekiego zasięgu, i z tym sprzętem jak najszybciej przyjedziesz do nas. Jesteśmy z Dannym na polanie. Teraz nie pytaj o więcej.
- Dobrze, ale co...
- Janine powiedz, że Colin gdzieś zaginął i szukamy go. To zresztą prawda. Powiesz, że być może miał wypadek, uszkodził sprzęt...
Po drugiej stronie zapadła na moment cisza.
- Nie jestem pewien, że to najlepszy pomysł, ale na razie przekaż jej taką wersję. Ma zostać w stacji i zastosować się do procedur awaryjnych. Wszystkie wejścia zamknięte i zablokowane kodem. To rozkaz.
- Guido...
Alan zawahał się.
- Powiedziałeś, że Wagner zaginął - z naciskiem wypowiedział ostatnie słowo.
- To prawda. Ale lepiej się nie łudzić - odparł głucho Guido Stelens. - Śpiesz się Zenden.
*****
Ponownie spotkał Janine przy wyjściu z "Rudzika". Zmierzał do lekkiego transportowca, objuczony sprzętem, popychając przed sobą zawieszonego na grawitacyjnej poduszce szperacza. Wiadomość o zniknięciu Colina i dyspozycjach dowódcy przekazał jej wcześniej przez wewnętrzny system łączności. Nie był w stanie zrobić tego patrząc Janine w twarz. Teraz ona obserwowała Alana, oparta o ścianę ramieniem i przechyloną w bok głową. Miała bladą, napiętą twarz i Zenden pomyślał, że jest nie tylko bardzo zmartwiona, ale też zmęczona i samotna. Tutaj, w raju poza Ziemią.
- Szperacz, radary, arsenał, ryglowanie drzwi - recytowała monotonnie, - to wszystko z powodu niepokoju, że Colin rozbił się poduszkowcem o drzewo, tak?
Podszedł do niej i przytulił. Poczuł naraz, jak z Janine uchodzi cała złość, zaciętość - to wszystko, co obydwoje mieli w nadmiarze ostatnio i czym obdarowywali się bez ograniczeń.
- Naprawdę nie wiem nic konkretnego. Obiecuję, że dam ci znać, jak już coś będzie wiadomo. Pilnuj chaty, malutka; musimy tu jeszcze trochę wytrzymać.
I poszedł w stronę pojazdu.
Starał się jechać jak najszybciej; mimo to na polankę dotarł dopiero po przeszło pół godzinie. Nie zobaczył tam nikogo. Tylko samotny poduszkowiec Wagnera, a obok większy, którym przybyli Stelens z Petersonem. Wyszedł z pojazdu niepewny, co robić dalej. Po chwili zobaczył ruch i zza poduszkowca wyłoniła się postać. Odetchnął. Był to Danny Peterson. Jego jasna, skora do grymasów twarz była zszarzała i nieruchoma. Bez słowa chwycił jeden z paralizatorów i nerwowym ruchem ustawił go na maksymalną moc. To samo zrobił z pozostałymi dwoma paralizatorami. Wszystko odbywało się w milczeniu; poszli do Stelensa, schowanego tam , gdzie Peterson. Guido pokazał Alanowi głową na ciemniejącą plamę tuż przy krawędzi wyciętego lasu.
Właściwie spodziewał się, że ujrzy coś bardzo niedobrego, mimo to widok, jaki zobaczył, wstrząsnął nim do głębi.
- O, Boże... Przecież... on się tu doszczętnie wykrwawił.
Po raz pierwszy nieokreślony lęk Alana skonkretyzował się - także w strach o własne życie. Rozejrzał się niespokojnie po otoczeniu. Stelens dał mu znak, że go ubezpiecza, więc cofnął się o dwa kroki i przykucnął tyłem do pobliskich drzew.
Pojedyncze smugi na trawie zdążyły już skrzepnąć i zbrunatnieć. Prowadziły od wielkiej kałuży krwi w stronę przeciwległego krańca polany.
- Co to było? - spytał Zenden bezradnie. - Co to, do cholery, mogło być!?
- Kubuś Puchatek.
Alan spojrzał nieprzytomnie na dowódcę.
- Colin spotkał tu zwierzę, które nie uciekało. Przeciwnie, podeszło do niego. Tuż przed rozłączeniem się Colin stwierdził, że spotkał Kubusia Puchatka - wyjaśnił Guido. - Brzmiało to nonsensownie, ale tak właśnie powiedział i był cholernie przejęty.
Zenden pokręcił głową.
- Pozostaje zapis z kamer. Tylko nie możemy go w tej chwili sprawdzić.
- Nie mamy zapisu z kamer - odparł ponuro Guido Stelens. - Colin nie zdążył włączyć kamer między wymianą kaset a spotkaniem z... tym czymś. Jak tam, Danny?
Pytanie skierowane było do Petersona, który w międzyczasie zajął się rozstawieniem urządzeń i przygotowaniem szperacza.
- Cokolwiek to było, zaciągnęło Colina za południowy kraniec. Jest tam pełno chaszczy, teren opada przez dobre sto metrów - Peterson mimowolnie wzdrygnął się. - Szperacz będzie penetrował tam coraz większy obszar, zataczając półkola. Stacjonarny detektor ruchu już działa; na razie cisza. W promieniu pięćdziesięciu metrów wykryje każdy ruch większy od kiwnięcia dłonią, dalej staje się mniej czuły. Nie ma sensu nastawiać go na większą czułość, bo będziemy mieli masę fałszywych alarmów przy ruchu byle listka.
Wkrótce potem patrzyli w milczeniu jak szperacz odpływa bezszelestnie i znika w ścianie lasu. Nikt nie odważył się powiedzieć głośno tego, o czym myślał: czekają na sygnał, że zostało odnalezione martwe ciało Colina Wagnera. Spoglądali na wyświetlacze pokazujące pracę czujników. Początkowe napięcie z czasem zmieniło się w przygnębione znużenie. Detektory milczały. Zbliżał się zmierzch, powietrze ochłodło. Alan przypomniał sobie, że obiecał Janine odezwać się jak najprędzej.
Zły na siebie i pełen wyrzutów sumienia wywołał "Rudzika". Cisza. Spróbował jeszcze raz, jednak bez skutku. Pomyślał, że Janine mogła się pogniewać, ale zaraz zreflektował się, że przecież nie w tej sytuacji; nie milczałaby, lecz pierwsza próbowałaby połączyć się z nimi. Ile można czekać w takiej niepewności?
- Danny, coś się stało z nadajnikiem, nie mogę nawiązać łączności ze stacją. Janine nie odpowiada.
Peterson zbliżył się. Alana ogarnął nagły niepokój. Wiedział, co usłyszy.
- Połączenie jest bez zarzutu - poinformował Danny Peterson po krótkich oględzinach. - Sygnał dochodzi, jest wywołanie. O, teraz masz wywołanie we wszystkich pomieszczeniach bazy. Gdziekolwiek Janine się znajduje, musi zauważyć, że chcemy z nią rozmawiać. Długo nie odpowiada?
Starał się mówić rzeczowo i spokojnie. Stelens oderwał się od ekranów rozstawionych prowizorycznie między pojazdami.
- Możemy z "Rudzika" śledzić pracę detektorów - powiedział. - Wykryją coś zaraz, za kilka godzin albo wcale. Nie ma sensu dalej tu siedzieć.
- Szperacz jest teraz sto dwadzieścia metrów stąd. Kolejne nawroty będą trwały coraz dłużej, promień się zwiększa - rzekł Danny.
- Zbieramy się i wracamy do Janine - zakomenderował dowódca. - Nie będziemy tu sterczeć po nocy.
Zabrali się w drogę powrotną do stacji. Zmierzchało i jadący przodem Alan widział jasny blask reflektorów poduszkowca, którym jechali Guido z Dannym. Pojazd Colina zostawili na polance, jakby istniał choć cień nadziei, że Colin odnajdzie się i będzie w stanie wrócić samodzielnie.
- Guido - zwrócił się Alan przez interkom, - kiedy Colin mówił o Kubusiu Puchatku, to było na serio, prawda? Nie wygłup. Chodzi mi... mam na myśli to, czy spotkał sympatycznie wyglądające, misiowate zwierzę i strasznie się pomylił, czy prawdziwego Puchatka? Takiego, jak na ilustracjach w książce. Rozumiesz różnicę?
- Oczywiście - rozbrzmiał głos Stelensa. - Pamiętam rozmowę dobrze. Im dłużej myślę o niej, tym bardziej jestem przekonany, że on naprawdę widział postać z bajki Milne'a. To bez sensu, może miał halucynacje? Wiesz co Colin powiedział, kiedy dotknął tej istoty? - Stelens naraz ożywił się. - Powiedział, że to coś ma futro z pluszu. Dosłownie, że jest pluszowe.
- A wiedziałeś, że Colin uwielbia książki o Kubusiu Puchatku? - włączył się Peterson. - Za Colinem szła przecież fama, że niby wojskowy, a ma kolekcję pluszowych misiów z Puchatkiem na czele. Kubusia i Chatkę Puchatka trzyma w swojej biblioteczce tutaj. Żartował, że nie zdziecinnieje na starość, bo nie zdążył wydorośleć. Pewnie chciałby spotkać prawdziwego Kubusia Puchatka. Żywego.
- A ty? - spytał Zenden. - Gdyby na Venonie miały się spełniać marzenia, jak to Colina, masz jakiegoś ulubieńca, którego chciałbyś tu spotkać?
- Gwarka - wtrącił Guido, wykorzystując zawahanie Petersona. - Takie zdolne ptaszysko. Mój Herkules umiał zaśpiewać dwie zwrotki belgijskiego hymnu, refren Yellow Submarine... Cholera, o czym ty myślisz?
Alan przyśpieszył. Światła transportowca z tyłu zaczęły szybko maleć, aż zniknęły w ciemnościach zupełnie.
*****
Uderzyła go normalność. Pod stacją panowała cisza, budynki skąpane były światłem lamp u wejścia. Nie miał pojęcia, czego się spodziewać. Przez dłuższą chwilę rozglądał się po znajomym otoczeniu; spróbował jeszcze raz połączyć się.
- Janine? Malutka, jesteś tam?
Cisza.
Oblizał zeschnięte wargi i wyszedł z poduszkowca.
Kod - przypomniał sobie. Wrócił do pojazdu i sprawdził, że wejście do "Rudzika" zostało zablokowane przez Janine zgodnie z zarządzeniem. Upewnił się, że polecenia priorytetowe są respektowane i odblokował drzwi. Wzrokiem napotkał leżący na siedzeniu paralizator i po krótkim wahaniu wziął go, po czym ruszył w stronę wejścia. Czuł się zbity z tropu. Poza milczeniem Janine nic nie wskazywało, że mogło się stać cokolwiek złego. Wykonała wszystkie polecenia dowódcy. Colin nie żyje, pomyślał Alan. Wziął głęboki oddech i otworzywszy główne drzwi "Rudzika", wszedł do środka stacji.
Wszędzie paliły się światła: w pomieszczeniach, na korytarzach. Jakby dziecko pozapalało je z lęku przed ciemnościami. Przemierzał korytarze ostrożnym krokiem, kierując się w stronę pokoju Janine. Uświadomił sobie, że cały czas stara się tłumić echo kroków i nawet nie zawołał Janine. Potrząsnął głową.
- Hop, hop, jesteś?
Usłyszał za plecami jakiś odgłos. Drgnął. To Stelens z Petersonem zajechali pod stację.
Przyspieszył kroku. Skręcił w lewo, prosto, znów w lewo. Stanął jak wryty. Korytarz prowadzący do osobistych pokojów członków "Rudzika" był nie oświetlony.
- Alan? - z daleka dobiegło wołanie Guido.
Spod szpary pod drzwiami pokoju Janine wpadała na podłogę korytarza wąska smużka światła. Zdawało się, że tańczą w niej cienie, a po drugiej stronie słychać jakieś głosy. Podszedł do drzwi, nie były zamknięte.
Pchnął je.
Jasne światło oślepiło go i Zenden przez zmrużone powieki spojrzał w głąb pokoju.
Zwierzę nie przypominało już ocelota, choć wciąż miało w swoim kształcie coś kociego. Było jednak większe i nieforemne - jak nieudolnie wypchana kukła. Siedziało obok rozdartego na strzępy ciała Janine, a cały pokój zbryzgany był krwią. Wszędzie krew: na ścianach, szafkach, łóżku, podłodze... Cała podłoga krwi.
Zwierzę spojrzało wściekle na Alana, który stał jak zahipnotyzowany. To, co niedawno było ocelotem, nieporadnie wybiło się w górę. Wciąż miało kły i próbowało nimi dosięgnąć człowieka. Zenden machinalnie cofnął się o pół kroku, uniósł paralizator i nacisnął spust... Potem drugi raz, trzeci i znowu. Stwór klapnął na podłogę jak wypełniony ochłapami wór. Powietrze wypełniło się mdłą mieszaniną zapachu krwi i przypalonego mięsa.
Nie przestawał strzelać, aż silne ręce chwyciły go z tyłu i zabrały rozgrzaną broń. Wyrwał się i skulił pod futryną, wymiotując i płacząc.
*****
Pozbierali ją do foliowej torby i złożyli w kapsule przeznaczonej na próbki miejscowej fauny. Kilka kapsuł miało przezornie wielkość i proporcje odpowiednie dla człowieka. Janine spoczęła w chłodni na tyłach magazynu za laboratorium.
Co do zwierzęcia - było zupełnie zmasakrowane i popalone potężnymi uderzeniami energii z paralizatora. Pewne oznaki wskazywały jednak, że wciąż jeszcze żyje, więc też trafiło do magazynu, wrzucone do stojącej w głównym holu prostej klatki o stalowych prętach.
Następnego dnia stracili kontakt ze szperaczem, który poszukiwał Colina Wagnera. Nie posłali drugiego szperacza.
*****
|
|