Magazyn ESENSJA nr 1 (XIII)
grudzień 2001 - styczeń 2002




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Michał Chaciński
  Klasyka pod lupę :  Jak Kubrick stworzył ekranowy mit

        ciąg dalszy z poprzedniej strony

Hollywoodzka premiera filmu miała miejsce następnego dnia po pokazach w Nowym Jorku. Kubrick w tym okresie swojej kariery wciąż jeszcze udzielał wywiadów prasie, toteż w źródłach nie brakuje jego prasowych wypowiedzi na temat filmu. W większości z nich reżyser podkreślał, że jego film prezentuje zupełnie nowe podejście do kina fantastycznego. W wywiadzie dla Newsweeka Kubrick powiedział: "Nie uważam '2001' za zwykłą fantastykę naukową. Fantastyka naukowa jest oczywiście w pełni uprawnionym obszarem twórczości, ale w przeszłości oglądaliśmy źle wykonane efekty specjalne i zbyt wielką koncentrację na potworach. '2001' nie jest fantazją, choć część koncepcji została oparta na spekulacjach." W innym miejscu reżyser powiedział: "Próbowałem stworzyć doświadczenie wizualne, które odbiera możliwość werbalnego zaszufladkowania i dociera bezpośrednio do podświadomości z przekazem emocjonalnym i filozoficznym... Chciałem, aby ten film był doświadczeniem silnie subiektywnym, które świadomie dotyka widza w taki sam sposób jak muzyka... Widz ma całkowicie wolną rękę w interpretacji filozoficznych i alegorycznych znaczeń filmu."

Póki mówił sam Kubrick, wszystko było w porządku. Gdy po premierowych seansach do głosu doszli krytycy, zrobiło się smutno. Kubrick dostał po premierze "2001" najgorsze recenzje w swojej dotychczasowej karierze. Sam reżyser powiedział później: "recenzje nie były już nawet złe, były wręcz wrogie". Krytycy prześcigali się w wymyślnych złośliwościach pod adresem filmu: "jest tak nudny, że zabija nawet nasze zainteresowanie swoją technologiczną pomysłowością, dla której przecież Kubrick na początku zdecydował się być nudnym" (Stanley Kauffmann), "pretensjonalny moralnie, niezrozumiały intelektualnie i nieznośnie długi" (Arthur Schlesinger Jr.), "to nie najgorszy film, jaki widziałem, ale na pewno najnudniejszy" (Peter Davis Dibble), "Film jest tak mocno zajęty swoimi własnymi problemami, wykorzystaniem światła i przestrzeni, fanatycznym oddaniem szczegółowi fantastyki naukowej, że wrażenie jakie wywołuje mieści się gdzieś między hipnotycznym, a śmiertelnie nudnym" (Renata Adler). Kubricka bodaj najbardziej zabolała recenzja Pauline Kael, nawiązującej m.in. do sceny, w której na ekranie monitora pojawia się córka reżysera: "Zabawnie jest myśleć o Kubricku realizującym każdą idiotyczną koncepcję, jaka wpadła mu do głowy, budującym gigantyczne scenografie i urządzenia dla filmu SF, nie zaprzątając sobie głowy tym, co chce z nimi zrobić. Pod pewnym względami to największy amatorski film na świecie, włącznie z obligatoryjną u amatorów sceną pojawienia się na ekranie córki reżysera, opowiadającej co chciałaby dostać w prezencie. Monumentalnie pozbawiony wyobraźni film". Pojawiały się wprawdzie również teksty pozytywne (jednym z bardziej znanych jest recenzja Rogera Eberta - "porażka na poziomie ludzkim, ale wspaniały sukces w skali kosmicznej"), jednak większość recenzji poważanych krytyków była negatywna. Co ciekawe, negatywne opinie pojawiły się nawet wśród tych krytyków, którzy wywodzili się ze środowiska SF, jak Lester del Rey, który w swoim tekście z 1968 roku popisał się fenomenalnym brakiem zrozumienia podstawowych wydarzeń filmu i niezwykłym jak na pisarza SF brakiem wyobraźni ("Prawdopodobnie będzie to porażka kasowa, która uniemożliwi realizację poważnego kina SF przez następnych dziesięć lat").

Jak zareagowała widownia? Dziwnie. W chwili, w której film miał premierę na amerykańskich ekranach, sytuacja kina SF wyglądała już nieco inaczej niż w momencie, gdy produkcję rozpoczynano. W roku 1966 na amerykańskie ekrany weszła "Fantastyczna Podróż" (Fantastic Voyage) Richarda Fleischera z Raquel Welch i Donaldem Pleasence. Film był w Stanach umiarkowanie popularny, toteż Fox postanowił zaryzykować z następną, droższą produkcją SF. Dwa miesiące przed premierą "2001" w kinach znalazł się drugi najważniejszy w tym roku obraz SF obok filmu Kubricka, wysokobudżetowa "Planeta małp" Franklina J. Schaffnera (budżet prawie 6 mln dolarów), właśnie wytwórni 20th Century Fox. "Planeta małp" stała się wielkim przebojem roku. Słynne zrobiły się również produkcje europejskie - poważniejsze, jak "Fahrenheit 451" Truffaut, czy "Alphaville" Godarda, i mniej poważne, jak świetnie przyjęta w Stanach seria pierwszych filmów o Jamesie Bondzie. Wiadomo już było, że amerykańska masowa publiczność jest gotowa traktować kino fantastyczne i fantastyczno-naukowe równie dobrze, jak inne gatunki. Z oczywistych względów "2001" było w kinach bardzo oczekiwane, toteż początkowe dni wyświetlania były dużym sukcesem. Film pobił nawet rekord otwarcia w dniu premiery. Szybko jednak okazało się, że szeroka publiczność rozumie z "2001" jeszcze mniej niż krytycy. Po kilku dniach liczba widzów zaczęła bardzo szybko spadać. Po 3 tygodniach zanosiło się na to, że film będzie finansową klapą i zostanie zdjęty z ekranów w szybkim tempie. Studio zaczęło godzić się z myślą, że współpraca z Kubrickiem okazała się finansową katastrofą. W MGM mówiono nawet, że po takiej porażce kariera Kubricka może być skończona.

Po miesiącu zaczęło dziać się coś dziwnego. Właściciele kin, świadomi planów zdjęcia filmu z ekranów, zaczęli dzwonić do MGM z informacjami, że po 4 tygodniach liczba widzów zaczęła rosnąć. Tyle że była to inna widownia, niż początkowo. W kinach zaczęło pojawiać się coraz więcej osób, których wówczas nie widziano na sali zbyt często - obwieszonych koralikami, ubranych w mało ortodoksyjne stroje, wyraźnie pod wpływem substancji trudnych do zdobycia przy stoisku z popcornem. "2001" zaczęło znajdować swoją widownię.

Specjaliści od sprzedaży i marketingu w studio MGM nie widzieli, co się dzieje. Nic dziwnego, skoro poprzednie lata spędzili głównie na reklamowaniu musicali i radosnych komedii, kompletnie mijając się z gustami młodego pokolenia Amerykanów. O ich głupocie niech świadczy fakt, że film Kubricka reklamowano przez pierwsze tygodnie rozpowszechniania jako "doskonałą rozrywkę dla całej rodziny". "2001" znalazło swoją publiczność wbrew zabiegom studia i nieudolnej polityce reklamowej. Film Kubricka był jednym z pierwszych obrazów, które bezkompromisowo zerwały ze starym Hollywood - obrazem kierowanym do zupełnie nowego widza. Co zabawne, młode pokolenie widzów odbierało film Kubricka, zwłaszcza w sekcji podróży przez gwiezdne wrota, jako w oczywisty sposób zainspirowany wizjami narkotycznymi. Kubrick, gdy o tym usłyszał, był niezwykle zdziwiony. Sama koncepcja zażywania narkotyków halucynogennych była dla niego absolutnie wroga - przecież konsekwencją zażycia musiała być utrata kontroli nad stanem własnego umysłu. W wywiadzie dla "Rolling Stone" reżyser powiedział później:

"Muszę powiedzieć wprost, że film nigdy nie miał być symbolem tripu po LSD. Z drugiej strony istnieje tu oczywiście połączenie - kwasowy trip może prawdopodobnie wywołać ten sam typ niezwykłego wrażenia, jakie musiałoby wywołać spotkanie z obcą cywilizacją. Ale do eksperymentowania z LSD zniechęciło mnie to, co dzieje się z ludźmi, którzy to robią. Wydaje mi się, że wyrabiają w sobie coś, co mógłbym opisać jako iluzję zrozumienia i jedności ze wszechświatem. Jest to zjawisko, którego nie są w stanie określić w żaden logiczny sposób, ale które wyrażają emocjonalnie. Zdają się bardzo ucieszeni, bardzo zadowoleni ze swojego stanu umysłu, ale jednocześnie sprawiają wrażenie, jakby nie mieli pojęcia, że pozbawieni są wszelkiego samokrytycyzmu, który jest oczywiście absolutnie obowiązkową cechą każdego artysty. Niezwykle niebezpiecznie jest być oszołomionym wszystkim co się widzi i wierzyć, że wszystkie koncepcje, na jakie się wpadło, mają kosmiczne proporcje. Podejrzewam, że jeśli ktoś nie chce być artystą, taka iluzja zrozumienia może być wspaniała, ale jeśli chodzi o mnie, raczej zrezygnuję z tej przyjemności przynajmniej na tak długo, jak długo będę kręcić filmy".

Jednak niezależnie od inspiracji i zamierzeń Kubricka, to dzięki tej właśnie nowej widowni film zaczął żyć własnym życiem. Nikt nie przejmował się opinią krytyków (już wtedy!), którzy zresztą zaczęli powoli zmieniać negatywne zdanie. O "2001" zaczęło się pisać już nie tylko w periodykach filmowych, ale i w zwykłych magazynach, w naukowych pismach i w uniwersyteckich gazetach. Dyskusja o znaczeniu filmu toczyła się praktycznie wszędzie. Gdy film wszedł z powodzeniem na ekrany europejskie, nie było wątpliwości, że "2001" stało się zjawiskiem kulturowym w skali światowej. Realizując film, komunikujący się z widzem w uniwersalnym języku obrazów, Kubrick nie mógł liczyć na więcej. W kinach wyświetlających film miały miejsce happeningi, podczas których konsumpcja "osobistych środków" przynoszonych na salę przez widzów dostrojona była do wydarzeń w filmie, tak aby szczyt odurzenia osiągać dokładnie w scenie podróży przez gwiezdne wrota. Dla całych grup młodych widzów "2001" stało się jedną ze stałych części rozkładu dnia.

Do końca 1968 roku "2001" MGM zebrało z amerykańskich kin wpływy w wysokości 8,5 miliona dolarów (mowa wyłącznie o udziale studia - mniej więcej podobnej wysokości kwota pozostała w kieszeni kiniarzy). Wynik nie wystarczył do tego, aby film znalazł się w pierwszej dziesiątce najbardziej kasowych filmów roku (zajął 12 miejsce, wyprzedzony m.in. przez takie tytuły jak hit roku "Absolwent", "Planeta małp" i "Dziecko Rosemary", a nawet przez kolejną re-edycję "Przeminęło z wiatrem"). Okazało się jednak, że obraz Kubricka stał się najdłużej granym filmem wypuszczonym przez studia w tym roku. Do roku 1970 "2001" podwoiło wynik kasowy i ciągle było chętnie oglądane. Ostatecznie całościowy przychód z wieloletniego rozpowszechniania filmu w USA przekroczył 50 milionów dolarów. W skali światowej sięgnął do dziś 190 milionów dolarów. MGM nie mogło spodziewać się takiego sukcesu w najbardziej optymistycznych marzeniach. "2001" stało się jednym z pięciu najbardziej dochodowych filmów w historii studia, obok takich obrazów jak "Przeminęło z wiatrem", "Dr. Żywago", "Czarnoksiężnik z krainy Oz" i "Lawrence z Arabii". Paradoksalnie, film przy finansowaniu którego studio miało tak wielkie wątpliwości, stał się jednym z jego ostatnich zyskownych produkcji. Ledwie kilka lat po premierze "2001" MGM zmuszone zostało do sprzedaży ogromnej części posiadanych aktywów, kończąc czasy swojej świetności. Praktycznie do dziś studio nie podniosło się z kryzysu, w jaki popadło na przełomie lat 60. i 70.

Zgodnie z oczywistym trendem podziału widowni na starszych i młodszych widzów, "2001" nie zostało docenione przez złożoną głównie z hollywoodzkich weteranów Amerykańską Akademię Filmową. Warto przypomnieć, że zamiast "Odysei", do tytułu najlepszego obrazu roku nominowano wówczas m.in. dwa musicale, klasyczną ekranizację Shakespeare'a i film "Lew w zimie" (The Lion in Winter), reżyserowany przez ...Anthony Harvey'a, wspomnianego wcześniej montażystę poprzedniego filmu Kubricka. Był to ostatni rok, w którym nagrody Akademii do tego stopnia odbiegały od politycznych i społecznych nastrojów w kraju. Od następnego roku Akademia przechodziła rewolucję "odmłodzenia" listy członków, która miała wkrótce zaowocować wyróżnieniem takich tytułów jak "Nocny kowboj", "M*A*S*H", czy "Francuski łącznik". "2001" zdobyło natomiast nominacje za najlepszą reżyserię, scenariusz, scenografię i efekty specjalne. Tylko ta ostatnia nominacja zmieniła się w statuetkę. Oscar za efekty specjalne nie przypadł jednak ekipie Trumbull / Veevers / Howard / Pederson, tylko ...Stanley'owi Kubrickowi, który w zgłoszeniu filmu do Akademii uznał się za głównego pomysłodawcę i szefa ekipy efektów specjalnych. Był to jedyny Oscar, jakiego Kubrick w życiu otrzymał, więc może dobrze, że w tym przypadku zachował się tak egoistycznie. Arthur Clarke był wyjątkowo rozczarowany decyzjami Akademii nie tylko w związku z własnym wkładem do filmu - skomentował później, że "2001 nie otrzymało Oscara za charakteryzację dlatego, że Akademia nie zorientowała się, że postacie z pierwszej części filmu nie są małpami".

KONSEKWENCJE

"2001" miało gigantyczny wpływ na kino ostatniego ćwierćwiecza. Dziesiątki krytyków, widzów, filmowców wymieniają tytuł wśród najważniejszych filmów w historii kina. Wielu reżyserów, decydujących dziś o obliczu amerykańskiego kina, wymienia film Kubricka jako swoją inspirację. Niektórzy, jak James Cameron, wymieniają tytuł jako ten główny film, który spowodował, że zechcieli zostać reżyserami (Cameron współpracował później nawet z członkami ekipy Kubricka). Inni, jak Martin Scorsese, mówią, że oglądając "2001" zdali sobie sprawę, że artystycznie w kinie można zrobić wszystko, można stworzyć dzieło sztuki rezygnując z kompromisów i jednocześnie nie być skazanym na getto wąskiej widowni. Federico Fellini po seansie filmu osobiście przysłał Kubrickowi telegram z gratulacjami; do końca życia wymieniał "2001" jako jeden ze swoich ulubionych filmów. Pod wpływem filmu Kubricka David Bowie nagrał "Space Oddity". John Lennon miał podobno okresy, w których oglądał "2001" raz w tygodniu. "Odyseja" stała się jednym z najbardziej wpływowych dzieł dekady i z czasem stała się jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli lat 60.

Nowy etap w rozwoju człowieka? Następny krok ewolucji kierowanej spoza chmur? Na pewno wiadomo tylko, że w historii kina to jedna ze scen, które wprawiają w największe osłupienie.
Nowy etap w rozwoju człowieka? Następny krok ewolucji kierowanej spoza chmur? Na pewno wiadomo tylko, że w historii kina to jedna ze scen, które wprawiają w największe osłupienie.
Film Kubricka zmienił oblicze kina SF. Przede wszystkim pokazał, że ekranowa fantastyka naukowa może być nie tylko znakomitym nośnikiem koncepcji filozoficznych, ale że oferuje w tym możliwości niedostępne dla innych gatunków. Film na stałe wprowadził też w zupełnie nowej skali poważną sekcję produkcyjną do amerykańskich studiów - dział efektów specjalnych, złożony z ekip modelarskich, specjalistów od optyki, zdjeć trickowych itd. Wcześniej dziedzina ta była traktowana zupełnie pobocznie, ale osiągnięcia Kubricka zmieniły sposób myślenia studiów. Miały też potężny wpływ na kolejne milowe kroki kina fantastycznego - od "Gwiezdnych wojen", przez "Bliskie spotkania trzeciego stopnia", do "Łowcy androidów". Niektórzy współpracownicy Kubricka stanowili zresztą trzon zespołów produkcyjnych tych filmów. Najbardziej spektakularną karierę spośród współpracowników technicznych Kubricka zrobił Douglas Trumbull, który w następnych latach stał się gigantem efektów specjalnych w kinie (m.in. "Bliskie spotkania 3 stopnia", "Łowca androidów"), ale i eksperymentatorem kina SF (wyreżyserował "Silent Running" i eksperymentalny technicznie film "Burza mózgów"). Kubrick stworzył pierwszy wielki film SF, pełen, wydawałoby się, nieograniczonych możliwości prezentacji i wielkich koncepcji dotyczących ludzkości - dokładnie tak, jak zamierzał.

Ale "Odyseja" zmieniła również oblicze kina w ogóle. Kubrick był jednym z najważniejszych twórców, którzy pokazali, że wykorzystanie muzyki w filmie może wykraczać daleko poza zwykłą rolę ilustracyjną - że w skali całego filmu muzyka może stać się równoprawnym narzędziem obok obrazu. Była to nowość nawet dla samego Kubricka, który we wcześniejszych filmach traktował muzykę w tradycyjny sposób. Kubrick przez sposób prezentacji położył również pomost między kinem awangardowym, eksperymentalnym, a hollywoodzką produkcją masową - otwarł niejako nowe horyzonty intelektualne przed nowym pokoleniem hollywoodzkich twórców. "Odyseja" znalazła się w pierwszej fali filmów w nowym stylu i kręconych przez nowe pokolenie filmowców - tzw. Nowe Hollywood, które krótko za moment miało dać amerykańskiemu kinu jego najlepszą, najambitniejszą, najbardziej udaną dekadę w historii - lata 70. I choć Kubrick stał z boku całego ruchu Nowego Hollywood, jego filmy jednocześnie doskonale wpisywały się w wysoki poziom intelektualny nowych obrazów i inspirowały młodych filmowców do przekraczania kolejnych granic w zastałym systemie amerykańskiego kina. Kluczowi przedstawiciele Nowego Hollywood - Martin Scorsese, Francis Ford Coppola, Steven Spielberg, George Lucas czy Brian de Palma patrzyli na Kubricka jak na mistrza, który podbił hollywoodzki system walcząc o własną wolność realizacji artystycznej wizji, nie zgadzając się przy tym na wielkie kompromisy.

Trzeba tu oczywiście podkreślić, że Kubrick nie działał w próżni. Jak się przecież okazało, czas realizacji i premiery "2001" miał gigantyczny wpływ na powodzenie filmu. Kubrick wprowadził swój film na amerykańskie ekrany dokładnie w okresie największego przełomu w hollywoodzkim kinie, dla rozwoju którego lata 1967-1969 były bodaj najważniejszym momentem w drugiej połowie XX wieku. Kubrick zrewolucjonizował kino SF, ale obok niego inne gatunki rozsadzali od środka inni twórcy - Sam Peckinpah zmienił oblicze westernu "Dziką bandą", Roman Polański w kinie wysokobudżetowym, a George Romero w niskobudżetowym rozpoczęli swoimi filmami nowożytną erę horroru (odpowiednio, "Dzieckiem Rosemary" i "Nocą żywych trupów"), Robert Altman zerwał z patriotycznym nurtem w kinie wojennym i zmienił podejście do technicznej realizacji dialogów w "M*A*S*H", a Arthur Penn i Dennis Hopper w ogóle zmienili sposób opowiadania historii i prezentowania postaci w amerykańskim kinie za pomocą "Bonnie i Clyde" i "Swobodnego jeźdźca". Kubrick był częścią tego większego ruchu, mimo że nie zgłaszał do udziału w nim żadnych świadomych pretensji. Jak zawsze, stał po prostu z boku. Dziś widać, że przypadkowo ogólny trend w amerykańskim kinie ułożył się równolegle do nastroju artystycznego, który wyrażał na ekranie również Kubrick.

Przez ostatnie dekady pozycja filmu Kubricka wciąż rosła. Dziś praktycznie nie ma poważnej listy kluczowych wydarzeń w historii kina, na której brak "2001: Odysei kosmicznej". Ci sami krytycy, którzy wypisywali złośliwości pod adresem Kubricka w 1968 roku, nazywali później jego film "metafizyczną operą umysłu", "największym filmem SF w historii kina" itd. Nie ostatni raz okazało się, że Kubrick, jak przystało na geniusza, wyprzedził swoją wypowiedzią krytyków i widownię, którym ogarnięcie zamysłu reżysera zabrało więcej czasu i więcej seansów. Dla dzisiejszego widza pozycja Kubricka jako geniusza kina - mistrza stawianego obok Kurosawy, czy Orsona Wellesa - jest oczywista, ale na przełomie lat 60. i 70. sytuacja wyglądała inaczej. To właśnie "2001" wpisała reżysera na listę gigantycznych postaci w historii kina - tych, którzy oprócz nakręcenia znakomitego filmu, mieli również szczęście zrewolucjonizować obraz filmu jako sztuki. Im więcej czasu upływało od premiery filmu, tym bardziej wyraźna była pozycja filmu Kubricka w kinie. Dziś nawet widzowie, którzy nie cierpią filmu i uważają obraz Kubricka za uosobienie kinowej nudy, muszą przyznać, że "2001" jest jednym z milowych kamieni kina SF i kina w ogóle.

Przy wszystkim, co napisałem powyżej, być może najważniejsze jest to, że ponad 30 lat po premierze, film Kubricka jest tak samo wizjonerski, oryginalny i dziwnie poruszający jak w dniu premiery. Nawet w sferze realizacji technicznej film wygląda świeżo, co przy obecnym zaawansowaniu branży jest wręcz nieprawdopodobne. Ba, technicznie, kubrickowska "Odyseja" prezentuje się wciąż lepiej niż mnóstwo współczesnych filmów, kręconych z wykorzystaniem ultra-nowoczesnych technologii, o jakich pod koniec lat 60. Kubrickowi nawet się nie śniło. To prawda, Kubrick pewne aspekty przyszłości ocenił zbyt optymistycznie (międzygwiezdne podróże to wciąż niecodzienność, podobnie jak zaawansowana sztuczna inteligencja), inne zbyt pesymistycznie (czy ktoś wyobraża sobie dziś fizyczne wejście do banku pamięci komputera, albo równie nieergonomiczne i irytujące sposoby wyświetlania danych na monitorach?), ale ostatecznie kto przy zdrowych zmysłach oczekuje od fantastyki-naukowej realistycznych prognoz dotyczących fizyczności przyszłości? Idąc nawet dalej, kto przy zdrowych zmysłach oczekuje tego w ogóle od kina? Kino, zwłaszcza kino filozoficzne, i to niezależnie od płaszczyka realizmu czy fantastyki, pokazuje nam stan ducha człowieka i to stan aktualny, dzisiejsze obawy i niepokoje. I w tym właśnie świetle tak zaskakujące jest, że wizja Kubricka nie straciła nic ze swojej siły. Ba, wydaje się jeszcze bardziej aktualna, bo przecież w ogromnej części dzisiejszy świat wygląda podobnie do tego, co wyobraził sobie Kubrick - z wszechobecnymi komputerami, ergonomicznymi meblami, globalną komunikacją i ...alienacją człowieka w świecie coraz większej konkurencji, coraz szybszego wyścigu o wpływy. W tym sensie film Kubricka nie wywołuje już takiego "szoku przyszłości", jaki wywoływał w latach 60., ale sam przekaz Kubricka jest przecież przez to jeszcze bardziej alarmujący. Obawiamy się dziś tego samego, czego 30 lat temu obawiał się Kubrick - tego że rozwój technologii w niczym nie zbliży do siebie ludzi, tego że pracując nad coraz bardziej zaawansowanymi sztucznymi inteligencjami sami postradamy własną duchowość, tego że odkryjemy pewnego dnia trywialność codziennych zadań w świetle doniosłości obecności lub nieobecności Boga w życiu człowieka - ale obawiamy się ich tym bardziej, że z kubrickowskich przypuszczeń przeszliśmy w ciągu tych trzech dekad do rzeczywistości. Biorąc pod uwagę, że piszę te słowa w roku 2001, trudno odmówić, że w swoich przypuszczeniach Kubrick trafił w dziesiątkę. Pomylił się jedynie zakładając, że właśnie ten rok przyniesie nam przełom w sposobie myślenia człowieka.

"2001" nadal fascynuje, wywołując wciąż dziwny podziw, dziwny namysł, pełen tych samych pytań, które zadawali sobie Kubrick i Clarke. Jak to się stało, że film sprzed kilku dekad ciągle ma taką siłę? To pytanie, wraz z długa listą innych, zadają sobie kolejne pokolenia widzów po kolejnych seansach filmu. Ray Bradbury odpowiedział na nie tak:

"Dlaczego wciąż powracamy do '2001' i oglądamy film w kółko raz za razem? Przecież nie dla pozbawionego emocji aktorstwa i niejasnego zakończenia. Powracamy dlatego, że same możliwości interpretacji oferują nam całkowitą wolność i wystrzeliwują w kierunku najwspanialszej ze wszystkich architektur: samego Wszechświata".

Ale to tylko jedna z możliwych odpowiedzi. W rzeczywistości, po tysiącach seansów, publikacji, wywiadów i interpretacji, trzy dekady po premierze, "2001: Odyseja kosmiczna" nadal pozostaje tajemnicą.



Podczas pracy nad tekstem korzystałem m.in.:
z publikacji Vincenta LoBrutto, Arthura C. Clarke'a, Pierce'a Bizony, Stanley'a Kubricka, Christophera Silvestra, Fredericka Ordway'a, Michaela Cimenta, Alexa Northa, Marka Crispina Millera, Michaela Geberta, Phila Hardy'ego, Andrzeja Kołodyńskiego, Geoffrey'a Alexandra i Thomasa E. Browna;
z wywiadów m.in. ze Stanley'em Kubrickiem, Arthurem C. Clarke'm, Douglasem Trumbullem, Codem Petersonem, Johnem Alcottem;
oraz z filmów dokumentalnych Paula Joyce ("2001: The Making of a Myth") i Jana Harlana ("Stanley Kubrick: A Life in Pictures")


"2001: Odyseja kosmiczna" w liczbach
Wstępny budżet: 6 mln dolarów
Końcowy budżet: 10,5 mln dolarów
Końcowy budżet efektów specjalnych: 6,5 mln dolarów
Czas realizacji:
6 miesięcy przygotowań ekipy,
5 miesięcy zdjęć z aktorami,
18 miesięcy pracy nad efektami specjalnymi,
3 miesiące montażu
Ilość scen z efektami specjalnymi: 205
Ilość pojedynczych ujęć podczas realizacji efektów specjalnych: 16 000
Czas trwania filmu: 139 minut
Czas trwania dialogów w filmie: 42 minuty


Chronologia anglojęzycznych utworów filmowych i literackich, związanych bezpośrednio z "2001: Odyseją kosmiczną"
"2001: A Space Odyssey", film, reż. Stanley Kubrick, MGM (1968)
"2001: A Space Odyssey", powieść, autor: Arthur C. Clarke, wydawnictwo Signet (1968)
"2001: A Space Odyssey", scenariusz, autorzy: Arthur C. Clarke i Stanley Kubrick, wydawnictwo MGM (1968)
"The Lost Worlds Of 2001", wspomnienia, autor: Arthur C. Clarke, wydawnictwo Signet (1972)
"2010: Odyssey Two", powieść, autor: Arthur C. Clarke, wydawnictwo Del Rey Books (1982)
"2010: The Year We Make Contact", film, reż. Peter Hyams, MGM (1984)
"2061: Odyssey Three", powieść, autor: Arthur C. Clarke, wydawnictwo Del Rey Books (1987)
"3001: The Final Odyssey", powieść, autor: Arthur C. Clarke, wydawnictwo Del Rey Books (1997)

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

41
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.