Magazyn ESENSJA nr 2 (XIV)
luty 2002




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Esensja
  Komiks 2001 w Polsce - dyskusja

        ciąg dalszy z poprzedniej strony

'Produkt'
'Produkt'
AD: Nowy autor, to jak nowy produkt. Trzeba włożyć pieniądze w promocje, wyrobienie marki nazwisk autorów etc. Nie ma się czemu dziwić. Z pewnością stać się to musi metodą małych kroczków, nie mam co do tego wątpliwości, trzeba ostrożnie sondować czytelnicze gusta, badając podatność rynku na nowe polskie twarze wychowane w kulcie wielkich, ale starych już mistrzów. Więc nie można się dziwić, że mało pojawia się komiksów polskich. Tylko, że samych autorów jest całkiem sporo. I w tym należy upatrywać nadzieje. Ja wiem, że oni nie najlepiej rysują, nie najlepiej opowiadają, ale będą się uczyć. Za mało za to jest komiksiarzy - rzemieślników. Świetnie rysujących rysowników, dobrych kolorerów (sorry za wyraz), scenarzystów. Za dużo mamy zaś artystów, choć i tacy są potrzebni.

MH: Faktem jest, że polscy rysownicy nie są znani szerokiej publiczności.

AD: A taki Śledziu był znany?

MH: Śledziu to osobna sprawa, ale jest znany głównie wśród czytelników Produktu. Przeciętny czytelnik może potrafiłby wymienić Rosińskiego i Papcia Chmiela (nie Henryka Chmielewskiego).

AD: To, że Michał Śledziński jest znany wśród czytelników Produktu to już coś. Sam sobie tę markę wyrobił. Pracują też nad tym Adler i Piątkowski, Wojda i Gawronkiewicz...

PN: Wracając raz jeszcze do Śledzia, to fenomen Produktu wart jest podkreślenia - to jedyny niezależny magazyn, który już dość długo utrzymuje się na rynku i nie padnie z powodów ekonomicznych, że tak powiem. A Śledziu był znany wcześniej - rysował w Secret Service i innych komputerowych magazynach. Owszem - niszowe, ale pociągnął za sobą fanów do Produktu. A to dużo.

'Rork: Fragmenty'
'Rork: Fragmenty'
AD: No i robił Azbest, więc jest też ze środowiska, jeśli tego rodzaju nomenklaturę mamy używać. Szkoda, że z ich ambitnych planów komiksowych poniedziałków nic nie wyszło.

MH: Właśnie nie. Azbest był spoza środowiska. Śledziu zawsze podkreślał, że w Łodzi na konwentach siedzieli z tyłu z nowym zinem, w którym mieli fajne komiksy i śmiali się nad zachwalaniem przez co poniektórych komiksu pseudoartystycznego.

PN: Zresztą to jeden z niewielu naszych komiksiarzy, który na nic się nie ogląda, ale robi komiksy. A że niszowe? W zasadzie to nie jego wina, że nie ma głównego nurtu. On robi to, co umie najlepiej.

AD: Niszowy jest Produkt, ale taki Fido i Mel, mimo nawiązań, leży znacznie bliżej już komiksu masowego - ale to bierze się ze specyfiki pisma, na łamach którego powstawał... I Śledziu naprawdę umie opowiadać językiem komiksu. Bez wątpienia to pewnego rodzaju gwiazda polskiego komiksu. Drugą taką gwiazdą jest duet Adler i Piątkowski...

MO: No właśnie. I wydane w zeszłym roku komiksy tych twórców podobały mi się, ale jest coś, co chciałbym tutaj podkreślić... Nie do końca potrafię to wytłumaczyć, ale wolę dobry polski komiks od dobrego komiksu zagranicznego. Myślę, że w tych preferencjach języczkiem u wagi jest jakaś mieszanina lokalnego patriotyzmu, lepszego zrozumienia kontekstu (kulturowego, społecznego) i inne takie. Jednocześnie czuję ogromny głód polskiego komiksu. Gdy w zeszłym roku zobaczyłem Na kozetce Śledzia u kolegi na biurku, to od razu poleciałem do EMPiK-u i kupiłem. 48 stron przeczytałem z dużym zainteresowaniem. Widać, że autorzy mają talent - i do rysunku i do scenariusza. Tylko, że dla mnie niewiele z tego wynika. Dwa komiksy i w obydwu rzecz polega na odwołaniach i kontestacji. Miejscami nawet dokładnie tych samych filmów (Star Trek, Gwiezdne Wojny). W komiksie naprawdę nie o to chodzi do ilu filmów, komiksów odwołamy się na 48, 64, XX stronach. Powtarzam to często - niedługo nie będzie się do czego odwoływać, chyba, że Śledziu nawiąże do 48 stron albo Adler i Piątkowski do Fido i Mela. Chwilami mam wrażenie, że wszystko dzieje się w kręgu "krewnych i znajomych królika". Konwenty, magazyny (zwłaszcza te nisko nakładowe), głosowania - to wszystko jest zamknięta grupa. Nie chodzi mi o to, że jest to jakieś zamknięte i hermetyczne środowisko. Raczej o to, że to wszystko rozgrywa się w oderwaniu od odbiorcy, zwłaszcza tego masowego. Co z tego, że Adler i Piątkowski pojawili się w Newsweeku? Rozmawiałem z kilkoma znajomymi, którzy lubią komiksy "amatorsko" - never heard of... Gdy czytałem Świat Młodych to prawie każdy w mojej klasie wiedział, kto to jest Baranowski, Chmielewski, Pawel. Może warto było by przy okazji podsumowań spojrzeć z perspektywy odbiorców i to tych spoza branży.

'Piotruś Pan: Opikanoba'
'Piotruś Pan: Opikanoba'
Grzegorz Wiśniewski: Mam wrażenie, że w odniesieniu do A&P to chybiony zarzut, bo na moje oko są oni mocno spoza środowiska, do którego nawiązujesz. Konwenty, magazyny i głosowania w gronie znajomych raczej ich nie dotyczą.

MO: Pisząc środowisko nie miałem na myśli środowiska a la "SF i spółka", tylko ludzi szerzej interesujących się komiksem (niekoniecznie twórcy), w odróżnieniu od zwykłych czytelników, którzy tylko kupują i czytają. Znam kilku takich i oni naprawdę nie słyszeli o tych nazwiskach. Ale naprawdę nie o to chodzi.

AD: Nie można się nie zgodzić z Marcinem, jeśli chodzi o te odwoływania etc. Ale powtarzam zawsze, że Overload, czy Breakoff to zupełnie inne komiksy Adlera i Piątkowskiego. Takie właśnie dla masowego odbiorcy, dobrze opowiedziane fabularne w 100 procentach historie.

GW: A ja się nie zgadzam! 48 stron powstało w bardzo specyficznych warunkach, do publikacji na bardzo specyficznym "nośniku" i dla bardzo specyficznego odbiorcy. W związku z tym należy uznać za cud, że autorzy w ogóle zdołali wprowadzić jakąś spójną fabułę do całości. Zastrzeżenia Marcina przywodzą mi na myśl marudzenie, że w tomiku stripów Garfielda kolejne skecze nie za bardzo kleją się w całość.

'48 stron'
'48 stron'
MO: Nie bardzo wiem z czym się nie zgadzasz? Gdzie napisałem, że nie podoba mi się to, że komiks ten jest zlepkiem? Powtarzam, 48 stron podobało mi się, natomiast nie podoba mi się ta tendencja. "Specyficzny" nośnik, "bardzo specyficzny" odbiorca - o to właśnie mi chodzi. A gdzie komiksy dla zwykłego, masowego odbiorcy? Ktoś kupuje "Armadę", "Lucky Luke'a" "XIII". Dlaczego nie ma polskich odpowiedników? Wiem, że odpowiedź jest złożona i z różnych punktów widzenia różnie to może wyglądać. I chyba po to jest ta dyskusja. Bo fakty są bezwzględne - na kilkadziesiąt wydanych w zeszłym roku albumów tylko kilka (nie liczę Klossa) jest polskich.

AD: Brak nam komiksów dla masowego odbiorcy, to fakt, (ile razy jeszcze dojdziemy do tego wniosku?). Osadzanie/nawiązywanie do gier/filmów/książek to jednak wciąż pewne ograniczenie i narzucanie komiksowemu czytelnikowi określonej mentalności. Trzeba lubić się śmiać z przerysowania Gwiezdnych Wojen. A brak nam komiksów, tych wydanych, które po prostu opowiadają dobrą historię w ciekawy sposób. Gail Kowalskiego miał załatać tę dziurę, jak to się udało, jeszcze nie wiemy, bo chyba więcej będzie można powiedzieć, po reakcjach na drugi album, który ukazać się ma już zasadniczo na dniach.
Bardzo ciekawi mnie też, w jaki sposób zostaną przyjęte Breakoff czy Overload, normalne fabularnie komiksy, z wartką akcją, dobrze skrojonymi postaciami i dużą lepszą kreską Adlera niż w 48 stronach. Dużo też spodziewam się po Parishu Śledzia, ale słuch zaginął póki co o tym albumie. Jeż Jerzy to wciąż komiks do pewnej grupy odbiorców, i mimo, że może być ich masowo dużo, to ten typ komiksu nie opowiada historii dla samego opowiadania. Mikropolis też takim komiksem nie jest. Więc w sumie, przyjmując omówiony powyżej podział komiksów, wychodzi mi tu szybko rachując, że jednak więcej jest komiksów wydanych/planowanych nie masowych. Masowe: Breakoff, Overload, Bitwa inne: Mikropolis, 48 stron, Jeż Jerzy, Fido i Mel, ale przyjmujemy też tu ograniczenie i nie bierzemy pod uwagę komiksów wydanych przez mniejsze wydawnictwa, jak choćby Quo Vadis. Niemniej uważam, że proporcje powinny być zupełnie odwrotne.


'Largo Winch'
'Largo Winch'
Albumy, albumy dobre i złe

AD: Zastanawialiście się, jakie komiksy ogólnie w Polsce wychodzą. Ja mam wrażenie, że Motopol generalnie wydaje komiksy przeciętne, jak leci, zdarzają się tu i perełki i dość słabe tytuły. Tymczasem Egmont sprawia wrażenie prowadzenia znacznie bardziej przemyślanej polityki wydawniczej, starając się znaleźć takie pozycje, które trafić powinny w takie czy inne gusta. Przy tym nie boi się eksperymentowania, jak choćby z komiksami włoskimi, rzeczą wcześniej u nas praktycznie nieznaną. Można rzecz jasna tłumaczyć to w ten sposób, że Motopol ogranicza się w jakiś sposób do rynku frankofońskiego, prawdopodobnie przez osobę swojego właściciela. Ale w obecnej sytuacji na rynku wydaje mi się, że potrzebna jest każdemu wydawcy polska perspektywa. Nasz rynek jest bardzo specyficzny.

PN: Pytanie czy na wydawanie komiksów w Polsce trzeba patrzeć z polskiej perspektywy. Motopol robi to po francusku - tak jest we Francji, więc dlaczego ma się u nas nie przyjąć? Polskiego czytelnika komiksów trzeba sobie jeszcze wychować, tak naprawdę. A to wymaga jeszcze znacznych nakładów finansowych.

MH: To, co robi Motopol tak naprawdę równoważy działania innych wydawnictw. Z tego, co wydaje Egmont prawie wszystko należałoby mieć - same klasyki ostatnich kilkunastu lat z Zachodu. Ale jest jeszcze inna kwestia, komiksy takie jakie wydaje Motopol (może poza Rorkiem, Władcami ChmieluLargo Winchem, które są naprawdę dobre) powinny być tanie jak barszcz, żeby każdy mógł sobie kupić, poczytać i zostawić w pociągu jak jakiegoś brukowca.

'Błękitna jaszczurka'
'Błękitna jaszczurka'
AD: Święta racja. Ale raczej nie z ekonomicznego punktu widzenia. W końcu komiks dobry czy zły ma zwykle 48 stron i zasadniczo poza nieuchwytną dla kosztów fabułą/kreską nie różni się one zasadniczo między sobą w kosztach produkcji.

PN: Poza tym podoba mi się to, co robi Motopol pod innym względem. Do tej pory mieliśmy cholerne szczęście do komiksu europejskiego: wychodziły rzeczy ponadprzeciętne i powstało fałszywe (lekko) przeświadczenie, że jak coś jest z Francji to od razu musi być boskie, super i w ogóle cacy. A tu nic z tego. Francuzi potrafią też robić i słabe komiksy.

AD: Słusznie. Z pewnej perspektywy to przyzwyczajanie czytelników do przeciętności komiksów, ma to sens, wybitne tytuły powstają rzadziej, niż przeciętne. Może przez to polskie komiksy będą miały się lepiej, którym od ich mierności bliżej do przeciętności Błękitnej jaszczurki niż takiej choćby Armady. Przesadzam troszkę rzecz jasna, ale powinny to ułatwić odnoszenie się do rodzimych produkcji bądź co bądź będącej jeszcze w powijakach.

MH: Poruszę tu jeszcze kwestię ceny komiksów, co podsumuję krótkim: niech mi nikt nie mówi, że w Polsce komiksy są relatywnie tanie. Właśnie, RELATYWNIE.

AD: Komiks kosztuje średnio tyle co 1,5 - 2 piwa, przynajmniej podług cen warszawskich. Jeden komiks to też mniej więcej jeden seans w kinie... To dużo? Musisz z czymś ceny komiksów porównywać. Nie odbiega to chyba standardem od krajów Europy zachodniej.

MH: Macie za drogie piwo w tej Warszawie. Chciałem się tam przeprowadzić, ale teraz... Rzeczywiście można poszukać takich analogii cenowych, ale obawiam się, że wyjdą jednak na niekorzyść moich argumentów.

ciąg dalszy na następnej stronie

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

23
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.