Magazyn ESENSJA nr 3 (XV)
marzec 2002




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Sylwia Strupiechowska
  Z górnej półki :  Notatka o 'Domu żywiołów' Iwony Smolki

        Iwona Smolka "Dom żywiołów"

Okładka wydawnictwa
Okładka wydawnictwa
Natknąć się na scenę przechowywaną uparcie w wyobraźni zdarza się każdemu. Znane są okoliczności, niezbędne rekwizyty, przebieg akcji. Nawet czas i miejsce wydają się nieprzypadkowe. Jest jednak coś, co spada na głównego aktora i sprawia, że całe zdarzenie wydaje się niepowtarzalne. Skupienie na własnych doznaniach, emocjach tłumi zdolność rozpoznawania kulturowych wzorów. Sama myśl o takiej możliwości przynosi obawę przed banałem. A może szukanie uchwytnego schematu, praca świadomości, by znaleźć punkt odniesienia - pojawiające się po zdarzeniu - upraszczają zapamiętaną rzeczywistość, by móc ją zrozumieć? Kobieta kontemplująca swoje odbicie w lustrze, zawsze patrzy po raz pierwszy. Powiela scenę z wielu obrazów, jednak nie słyszy głosu suflera: Lustereczko, powiedz przecie... Ta kwestia to tylko jedna z bardziej znanych wersji pytania - jaka jestem? Ktoś przecież powiedział, że w lustrze odbija się nie wygląd, ale stan ducha. Pokusa, by uchwycić swoje odbicie, zatrzymać na dłużej niż trwa, stała się możliwa do spełnienia przez jeden błysk flesza. Co można wyczytać ze zdjęcia, wie każdy, kto choć raz rozsypał stare rodzinne fotografie albo godzinami wpatrywał się w podobiznę kogoś, kto stał się dla niego zdziwieniem, zachwytem, czułością. O tym jest Dom żywiołów. Historia wysnuta ze starych fotografii.

Znasz tę zawstydzającą ciekawość, gdy wpadają w ręce listy nie zaadresowane do ciebie, dawno otwarte, przeczytane, przeżyte przez nadawcę i adresata. Intymne słowa sprzed roku, dziesięciu lat, pół wieku. Wszystko się zmieniło, a one brzmią sobie tym razem dla ciebie i tym razem ciebie mogą zmienić. Dziewczyna, która nie jest twoją matką, mogła być ważniejsza od śmierci dla twojego ojca. Ukochane miejsca, melodie, książki z notatkami na marginesach. Każdy strzępuszek, ślad, fragment rodzinnej historii układane w precyzyjną mozaikę. Po co? Efekt zaskoczy każdego. Powstaje lustrzane odbicie. Spacer po ulicach, placach miast należących do codzienności kogoś, kto odszedł albo znanych z pocztówek, książek, filmów jest sentymentalny, bo przynosi pragnienie powrotu niezwykłości. O tym jest Dom żywiołów. Opowieść o odkrywaniu mitów i tajemnic.

Historia w wydaniu podręcznikowym mnie nudzi. Nadmiar dat, nazwisk, które dla mnie nic nie znaczą. Raz dotknęłam (dosłownie) prawdziwej historii, trzymając w ręku akt urodzenia własnej prababki - spisany po rosyjsku, z 1902 roku. Czytając Dom żywiołów, można dotknąć prawdziwej historii. Rewolucja z 1905 roku, Dwudziestolecie, druga wojna światowa, lata pięćdziesiąte to czas narodzin i śmierci pradziadków, dziadków, rodziców. Ludzi, których imiona i twarze jeszcze pamiętamy. Czy ich przywołanie ma ocalić od zapomnienia? Przez tę książkę można się poczuć jak postać z filmu, powieści, jak bohater czyjegoś snu, czyjejś pamięci. I nie przez utożsamienie się z głównymi bohaterami, ale przez nagłą świadomość istnienia we wspomnieniach własnych i ludzi, których się spotyka. Jednym słowem, a właściwie dwoma słowami - warto przeczytać.



Iwona Smolka "Dom żywiołów"
Sic! 2000
ISBN 83-86056-75-4
Cena 26 zł

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

67
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.