Dziękuję autorowi "Genezy zasad kosmologii kwantowej" za wytknięte w recenzji nieścisłości i obszerne wyjaśnienie ontologicznych podstaw "Genezy zasad...". Pisząc recenzję byłem zapewne pod wielkim wrażeniem rozmachu roztoczonej wizji, skoro w tekście popełniłem wykazane lapsusy. Powinienem ochłonąć, odczekać, i na chłodno usunąć nieścisłości; nie uczyniłem, a i chochlik drukarski dziwnie upodobnił w książce literę l do cyfry 1; są nieodróżnialne (sprawdziłem). Mea culpa!
Cóż, będę się smażyć w piekle, jak przewidywałem, bowiem regułą recenzji jest subiektywność, a tak odbieram zderzenie teologii chrześcijańskiej (i innych teologii, łącznie z systemami filozoficznymi wschodu) z wiedzą przyrodniczą. Teologia i wiedza przyrodnicza, każda oddzielnie, nie są mi obce, lecz razem nie "mieszczą się w głowie". Teologię jakoś nauką wyjaśnić można, implikacja odwrotna nie przekonuje, toteż wdzięczny jestem autorowi "Genezy..." za nazwanie tej odwrotnej niemocy recenzenta terminem "metodologicznego zakazu Groga", zgrabnie współgrającym ze słynną "brzytwą Ockhama" czy "zakazem Pauliego". Może to krok do sławy?
Chylę czoła i ustępuję, bez wdawania się w ripost do ripost czy dłuższe polemiki "o wyższości...". Riposta autora "Genezy zasad kosmologii kwantowej" wyczerpująco uzupełnia treść "Genezy..." , nie przecząc ani przyrodniczej "pysze" recenzującego, ani jego metafizycznym zadziwieniom. Do tych drugich zawsze sięgam, gdy pierwszych nie staje. Gdybym przyrodniczo nie zauważył "Genezy..." , metafizycznie przeszłaby niezauważalna. Nie napotkałem w prasie, literackiej i nie, drugiego takiego, który by ją zauważył.
Grog, II.2002
|
|