Gdy tylko Balrog zorientował się, że zniknął z oczu stojących nad krawędzią otchłani istot, przestał ryczeć i pluć ogniem, i przeciągnął się. Chrupnęły wskakujące na miejsca stawy. Rzucił okiem na szybującego wyżej Gandalfa i uśmiechnął się w duchu. Przelotnie zaniepokoił się, że ma bardak w pieczarze, ale cóż... Wizyta nie była zapowiadana.
Balrog grzmotnął w magiczny materac, aż się echo poniosło. Zaraz po nim na dnie zawitał Gandalf. Nim czarodziej doszedł do siebie i przepędził sprzed oczu barwne placki i zakrętasy, potwór już wsuwał na stopy kapcie i dreptał w kierunku stołu, odkopując z drogi opróżnione zeszłej nocy antałki. Jednym machnięciem mocarnej łapy zmiótł ze stołu bogactwo inwentarza i z łoskotem opadł na ławę. Westchnął z ulgą i zadudnił:
- ROZGOŚĆ SIĘ, STARY.
Czarodziej podskoczył jak oparzony i gorączkowo się rozejrzał. Zszokowany stwierdził, że stoi przed wejściem do ogromnej, jasnej komnaty, na środku której...
- Aaaaaa!!! Giń!!! - Gandalf cisnął płomienną strzałę w Balroga. Ten nawet nie kiwnął palcem. Z pomrukiem zadowolenia patrzył, jak wściekły ognik wędruje w te i nazad po jego korpusie. Wreszcie, gdy - dzięki staraniom czarodzieja - po ciele błądziło mu już koło tuzina iskier, nie wytrzymał i warknął:
- NO, DOŚĆ TEGO DOBREGO - strzepnął z siebie ogniki jednym ruchem dłoni. - DŁUGO JESZCZE ZAMIERZASZ SIĘ BAWIĆ? WINO ROBI SIĘ CIEPŁE...
Gandalf opuścił powoli ręce. Nagle rzucił się w kierunku materaca.
- NIC Z TEGO. TO TYLKO DLA SPADAJĄCYCH. WŁAZIĆ TRZA PO SCHODACH - tu Balrog pokiwał wielgachnym palcem w kierunku drugiej ściany. Czarodziej natychmiast rzucił się w tamtym kierunku i zniknął w otworze klatki schodowej. Nie minęła godzina, jak od strony otchłani zaczął dobiegać coraz głośniejszy wrzask. Po chwili z materaca buchnął kłąb kurzu. Balrog nawet nie podniósł głowy. Mruknął tylko:
- ZAPOMNIAŁEM CI POWIEDZIEĆ, ŻE NA SZEŚĆDZIESIĄTYM ZROBIŁA SIĘ WYRWA.
Z szarego tumanu pyłu wynurzył się chwiejnym krokiem Gandalf.
- A TAK W OGÓLE MIŁO, ŻE ZNOWU WPADŁEŚ. WOLISZ WINO, CZY PIWO?
Czarodziej zacisnął pięści i rzucając w Balroga kłąb trzeszczącej energii wrzasnął:
- Kreaturo mroku, mocą Płomienia Anoru Rozkazuję Ci Odejść W Mrok...
- TO MOŻE CHOCIAŻ GRZANKĘ?
Odpowiedzią był zygzak zielonej błyskawicy.
- NIE? TO MOŻE CHOCIAŻ ZAGRAMY W TRYK-TRAKA?
Rozszalały Gandalf na moment znieruchomiał, po czym znienacka posłał różowego ognistego węża prosto w gardziel Balroga. Ten poruszył grdyką, odkaszlnął, po czym łypnął spode łba na czarodzieja.
- TO BYŁO NIESMACZNE.
Gandalf sapnął i rozpoczął kolejną inwokację. Poprzysiągł sobie zniszczyć potwora.
Wieczorem miał już dosyć. Bolały go ręce, gardło i w ogóle wszystko. A Balrog, śmiertelnie znudzony, wciąż gapił się na Gandalfa, od czasu do czasu wyskubując spomiędzy zębów resztki pokarmu, bądź spluwając ogniem na bobrujące w skorupach naczyń szczury. Wreszcie chrząknął donośnie i skinął głową w kierunku korytarza.
- TEN POKÓJ, CO ZWYKLE?
Czarodziej westchnął ciężko i resztką sił dowlókł się do krzesła, na które natychmiast opadł.
- Tak. I daj mi piwa.
- TO ROZUMIEM - Balrog błysnął kłami. - JUŻ MYŚLAŁEM, ŻE NIGDY NIE SKOŃCZYSZ TEJ SZOPKI.
- Wiesz, to wszystko po to, by czytelnicy się nie nudzili.
Balrog zesztywniał.
- JACY CZYTELNICY?
- No ci, co to za parę tysiącleci będą czytali nasze dzieje...
- SŁUCHAJ NO, SZARAKU! - Balrog nagle spotężniał. Jego oczodoły poczęły emanować krwawą poświatą. - NIE ŻYCZĘ SOBIE ŻADNYCH OPISÓW Z MOJEJ JASKINII! - Blask oczu trochę przygasł. - NIE CHCĘ, ŻEBY POTEM RÓŻNI TACY SZEMRANI ZAKRADALI SIĘ TU I USIŁOWALI MNIE UBIĆ. ZGINĄŁEM W WALCE Z TOBĄ, I JUŻ!
- Ejże! Tylko bez takich! - Gandalf aż się uniósł na krześle. - Myślisz, że latałem po schodach i waliłem w Ciebie pociskami ot tak, dla rozrywki?!
Balrog podszedł do Gandalfa i zawisł nad nim jak cień.
- TAK WŁAŚNIE MYŚLĘ.
Czarodziej, trochę przytłoczony ogromnym cielskiem potwora, nerwowo przełknął ślinę i energicznie pokiwał głową.
- A wiesz, rzeczywiście... - Gandalf nerwowo się zaśmiał. - Właśnie sobie przypomniałem...
- CO?
- No, że spadłem, później długo walczyliśmy i w końcu cię pokonałem. Tak na śmierć.
- NO. WRESZCIE ZACZYNASZ GADAĆ Z SENSEM. - Balrog wyprostował się, wykrzywiając twarz w niepokojącym uśmiechu. - TO JA SKOCZĘ PO ANTAŁEK.
Gandalf dyskretnie otarł twarz wielką, kraciastą chustką. Gorzej, że narobił w spodnie.
Gospodarz wrócił po chwili dźwigając ogromną beczkę robionego na jaskiniowym zbożu piwa.
- NIE OSTRZEGAŁEŚ MNIE, ŻE WPADNIESZ Z WIZYTĄ. - zadudnił Balrog i odszpuntował beczkę. Gandalf ochoczo podstawił kubek i pociągnął nosem. Trunek pachniał wybornie. - MIAŁEŚ IŚĆ GÓRĄ, A NIE MORIĄ...
- Tak, ale dokuczały mi pchły...
- PCHŁY? - zdziwił się Balrog. Nie mogło mu się pomieścić w głowie, że coś tak małego, jak pchła, może być w stanie komukolwiek dokuczyć. Jemu przynajmniej nigdy jeszcze się to nie przytrafiło.
- No wiesz, mieliśmy ze sobą hobbickiego kuca. Pod derką to grzbiet mu się zwyczajnie ruszał sam z siebie. Musiałem się go jakoś pozbyć, nie? Trochę poczarowałem, ściągnąłem lawinę, zrobiłem burzę i frajerzy uradzili iść przez kopalnię. - Gandalf pokiwał głową i wymamrotał: - I tak się pozbyliśmy tej parszywej bestii...
Na chwilę zapadła cisza, sporadycznie przerywana głośniejszymi siorbnięciami, a raz nawet gwałtownym kaszlem, gdy piwo poszło nie w tę dziurkę, co trzeba. Gandalf jednak nie dał się poklepać po plecach. Mógłby tego nie przeżyć. Gdy zaś wreszcie jako tako ochłonął, uśmiechnął się blado i bąknął:
- A poza tym przyszedł mi do głowy niezły czar i chciałem go na tobie wypróbować.
- MASZ NA MYŚLI TĘ ZIELONĄ BŁYSKAWICĘ?
Czarodziejowi nagle zabłysły oczy.
- A poczułeś ją?
- NIE.
Gandalf oklapł. Chwycił kufel i wymamrotał do jego wnętrza:
- Znowu niewypał - i dodał trochę głośniej - chodziło mi o tę pomarańczową kulę.
- A, O TĘ. NAWET DO MNIE NIE DOLECIAŁA.
- Niemożliwe! Przecież...
- MUCHA.
- Co mucha?
- NO MUCHA BYŁA. TRAFIŁEŚ W MUCHĘ.
- Cholera! - Gandalf z hukiem odstawił kufel na stół. - Tyle roboty na marne. - Objął dłońmi głowę.
- NIE PRZEJMUJ SIĘ - Balrog dolał załamanemu czarodziejowi piwa. - NASTĘPNYM RAZEM NA PEWNO PÓJDZIE LEPIEJ.
Gandalf pokręcił głową.
- Nigdy nie będzie lepiej. Zawsze coś mi się chrzani w czarach. - Podniósł głowę. - Ostatnio prawie w ogóle nie czaruję. Boję się kompromitacji. Pomyśleć, że ja, czarodziej, muszę w bezpośrednim starciu uciekać się do miecza.
Nagle Gandalf odstawił kufel i zaczął się pilnie rozglądać po okolicy.
- Właśnie - stwierdził i obejrzał się na Balroga. - Nie widziałeś może mojej laski? Musiała gdzieś tu spaść. Bez niej jestem bezradny jak dziecko.
- A, TO DLATEGO POBIEGŁEŚ SCHODAMI DO GÓRY... - zadudnił olśniony Balrog.
- Owszem. Myślałem, że znajdę ją gdzieś po drodze. Ale, jak widać, nie udało mi się. A, zresztą... Chce mi się spać. Pozwolisz, że się oddalę?
- ALEŻ OCZYWIŚCIE. DOBREJ NOCY.
Balrog odprowadził wzrokiem wychodzącego przyjaciela. Sam jeszcze nie zamierzał kłaść się spać. Miał do zrobienia parę rzeczy.
|
|