Magazyn ESENSJA nr 3 (XV)
marzec 2002




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Jarosław Loretz
  Władca Pierścieni - Zagubiony Fragment

     Gdy tylko Balrog zorientował się, że zniknął z oczu stojących nad krawędzią otchłani istot, przestał ryczeć i pluć ogniem, i przeciągnął się. Chrupnęły wskakujące na miejsca stawy. Rzucił okiem na szybującego wyżej Gandalfa i uśmiechnął się w duchu. Przelotnie zaniepokoił się, że ma bardak w pieczarze, ale cóż... Wizyta nie była zapowiadana.
     
     Balrog grzmotnął w magiczny materac, aż się echo poniosło. Zaraz po nim na dnie zawitał Gandalf. Nim czarodziej doszedł do siebie i przepędził sprzed oczu barwne placki i zakrętasy, potwór już wsuwał na stopy kapcie i dreptał w kierunku stołu, odkopując z drogi opróżnione zeszłej nocy antałki. Jednym machnięciem mocarnej łapy zmiótł ze stołu bogactwo inwentarza i z łoskotem opadł na ławę. Westchnął z ulgą i zadudnił:
     - ROZGOŚĆ SIĘ, STARY.
     Czarodziej podskoczył jak oparzony i gorączkowo się rozejrzał. Zszokowany stwierdził, że stoi przed wejściem do ogromnej, jasnej komnaty, na środku której...
     - Aaaaaa!!! Giń!!! - Gandalf cisnął płomienną strzałę w Balroga. Ten nawet nie kiwnął palcem. Z pomrukiem zadowolenia patrzył, jak wściekły ognik wędruje w te i nazad po jego korpusie. Wreszcie, gdy - dzięki staraniom czarodzieja - po ciele błądziło mu już koło tuzina iskier, nie wytrzymał i warknął:
     - NO, DOŚĆ TEGO DOBREGO - strzepnął z siebie ogniki jednym ruchem dłoni. - DŁUGO JESZCZE ZAMIERZASZ SIĘ BAWIĆ? WINO ROBI SIĘ CIEPŁE...
     Gandalf opuścił powoli ręce. Nagle rzucił się w kierunku materaca.
     - NIC Z TEGO. TO TYLKO DLA SPADAJĄCYCH. WŁAZIĆ TRZA PO SCHODACH - tu Balrog pokiwał wielgachnym palcem w kierunku drugiej ściany. Czarodziej natychmiast rzucił się w tamtym kierunku i zniknął w otworze klatki schodowej. Nie minęła godzina, jak od strony otchłani zaczął dobiegać coraz głośniejszy wrzask. Po chwili z materaca buchnął kłąb kurzu. Balrog nawet nie podniósł głowy. Mruknął tylko:
     - ZAPOMNIAŁEM CI POWIEDZIEĆ, ŻE NA SZEŚĆDZIESIĄTYM ZROBIŁA SIĘ WYRWA.
     Z szarego tumanu pyłu wynurzył się chwiejnym krokiem Gandalf.
     - A TAK W OGÓLE MIŁO, ŻE ZNOWU WPADŁEŚ. WOLISZ WINO, CZY PIWO?
     Czarodziej zacisnął pięści i rzucając w Balroga kłąb trzeszczącej energii wrzasnął:
     - Kreaturo mroku, mocą Płomienia Anoru Rozkazuję Ci Odejść W Mrok...
     - TO MOŻE CHOCIAŻ GRZANKĘ?
     Odpowiedzią był zygzak zielonej błyskawicy.
     - NIE? TO MOŻE CHOCIAŻ ZAGRAMY W TRYK-TRAKA?
     Rozszalały Gandalf na moment znieruchomiał, po czym znienacka posłał różowego ognistego węża prosto w gardziel Balroga. Ten poruszył grdyką, odkaszlnął, po czym łypnął spode łba na czarodzieja.
     - TO BYŁO NIESMACZNE.
     Gandalf sapnął i rozpoczął kolejną inwokację. Poprzysiągł sobie zniszczyć potwora.
     
     Wieczorem miał już dosyć. Bolały go ręce, gardło i w ogóle wszystko. A Balrog, śmiertelnie znudzony, wciąż gapił się na Gandalfa, od czasu do czasu wyskubując spomiędzy zębów resztki pokarmu, bądź spluwając ogniem na bobrujące w skorupach naczyń szczury. Wreszcie chrząknął donośnie i skinął głową w kierunku korytarza.
     - TEN POKÓJ, CO ZWYKLE?
     Czarodziej westchnął ciężko i resztką sił dowlókł się do krzesła, na które natychmiast opadł.
     - Tak. I daj mi piwa.
     - TO ROZUMIEM - Balrog błysnął kłami. - JUŻ MYŚLAŁEM, ŻE NIGDY NIE SKOŃCZYSZ TEJ SZOPKI.
     - Wiesz, to wszystko po to, by czytelnicy się nie nudzili.
     Balrog zesztywniał.
     - JACY CZYTELNICY?
     - No ci, co to za parę tysiącleci będą czytali nasze dzieje...
     - SŁUCHAJ NO, SZARAKU! - Balrog nagle spotężniał. Jego oczodoły poczęły emanować krwawą poświatą. - NIE ŻYCZĘ SOBIE ŻADNYCH OPISÓW Z MOJEJ JASKINII! - Blask oczu trochę przygasł. - NIE CHCĘ, ŻEBY POTEM RÓŻNI TACY SZEMRANI ZAKRADALI SIĘ TU I USIŁOWALI MNIE UBIĆ. ZGINĄŁEM W WALCE Z TOBĄ, I JUŻ!
     - Ejże! Tylko bez takich! - Gandalf aż się uniósł na krześle. - Myślisz, że latałem po schodach i waliłem w Ciebie pociskami ot tak, dla rozrywki?!
     Balrog podszedł do Gandalfa i zawisł nad nim jak cień.
     - TAK WŁAŚNIE MYŚLĘ.
     Czarodziej, trochę przytłoczony ogromnym cielskiem potwora, nerwowo przełknął ślinę i energicznie pokiwał głową.
     - A wiesz, rzeczywiście... - Gandalf nerwowo się zaśmiał. - Właśnie sobie przypomniałem...
     - CO?
     - No, że spadłem, później długo walczyliśmy i w końcu cię pokonałem. Tak na śmierć.
     - NO. WRESZCIE ZACZYNASZ GADAĆ Z SENSEM. - Balrog wyprostował się, wykrzywiając twarz w niepokojącym uśmiechu. - TO JA SKOCZĘ PO ANTAŁEK.
     Gandalf dyskretnie otarł twarz wielką, kraciastą chustką. Gorzej, że narobił w spodnie.
     
     Gospodarz wrócił po chwili dźwigając ogromną beczkę robionego na jaskiniowym zbożu piwa.
     - NIE OSTRZEGAŁEŚ MNIE, ŻE WPADNIESZ Z WIZYTĄ. - zadudnił Balrog i odszpuntował beczkę. Gandalf ochoczo podstawił kubek i pociągnął nosem. Trunek pachniał wybornie. - MIAŁEŚ IŚĆ GÓRĄ, A NIE MORIĄ...
     - Tak, ale dokuczały mi pchły...
     - PCHŁY? - zdziwił się Balrog. Nie mogło mu się pomieścić w głowie, że coś tak małego, jak pchła, może być w stanie komukolwiek dokuczyć. Jemu przynajmniej nigdy jeszcze się to nie przytrafiło.
     - No wiesz, mieliśmy ze sobą hobbickiego kuca. Pod derką to grzbiet mu się zwyczajnie ruszał sam z siebie. Musiałem się go jakoś pozbyć, nie? Trochę poczarowałem, ściągnąłem lawinę, zrobiłem burzę i frajerzy uradzili iść przez kopalnię. - Gandalf pokiwał głową i wymamrotał: - I tak się pozbyliśmy tej parszywej bestii...
     Na chwilę zapadła cisza, sporadycznie przerywana głośniejszymi siorbnięciami, a raz nawet gwałtownym kaszlem, gdy piwo poszło nie w tę dziurkę, co trzeba. Gandalf jednak nie dał się poklepać po plecach. Mógłby tego nie przeżyć. Gdy zaś wreszcie jako tako ochłonął, uśmiechnął się blado i bąknął:
     - A poza tym przyszedł mi do głowy niezły czar i chciałem go na tobie wypróbować.
     - MASZ NA MYŚLI TĘ ZIELONĄ BŁYSKAWICĘ?
     Czarodziejowi nagle zabłysły oczy.
     - A poczułeś ją?
     - NIE.
     Gandalf oklapł. Chwycił kufel i wymamrotał do jego wnętrza:
     - Znowu niewypał - i dodał trochę głośniej - chodziło mi o tę pomarańczową kulę.
     - A, O TĘ. NAWET DO MNIE NIE DOLECIAŁA.
     - Niemożliwe! Przecież...
     - MUCHA.
     - Co mucha?
     - NO MUCHA BYŁA. TRAFIŁEŚ W MUCHĘ.
     - Cholera! - Gandalf z hukiem odstawił kufel na stół. - Tyle roboty na marne. - Objął dłońmi głowę.
     - NIE PRZEJMUJ SIĘ - Balrog dolał załamanemu czarodziejowi piwa. - NASTĘPNYM RAZEM NA PEWNO PÓJDZIE LEPIEJ.
     Gandalf pokręcił głową.
     - Nigdy nie będzie lepiej. Zawsze coś mi się chrzani w czarach. - Podniósł głowę. - Ostatnio prawie w ogóle nie czaruję. Boję się kompromitacji. Pomyśleć, że ja, czarodziej, muszę w bezpośrednim starciu uciekać się do miecza.
     Nagle Gandalf odstawił kufel i zaczął się pilnie rozglądać po okolicy.
     - Właśnie - stwierdził i obejrzał się na Balroga. - Nie widziałeś może mojej laski? Musiała gdzieś tu spaść. Bez niej jestem bezradny jak dziecko.
     - A, TO DLATEGO POBIEGŁEŚ SCHODAMI DO GÓRY... - zadudnił olśniony Balrog.
     - Owszem. Myślałem, że znajdę ją gdzieś po drodze. Ale, jak widać, nie udało mi się. A, zresztą... Chce mi się spać. Pozwolisz, że się oddalę?
     - ALEŻ OCZYWIŚCIE. DOBREJ NOCY.
     Balrog odprowadził wzrokiem wychodzącego przyjaciela. Sam jeszcze nie zamierzał kłaść się spać. Miał do zrobienia parę rzeczy.

ciąg dalszy na następnej stronie

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

13
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.