Magazyn ESENSJA nr 3 (XV)
marzec 2002




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Michał Chaciński
  [WP] :  Peter Jackson: wariat ze skrzydłami

        ciąg dalszy z poprzedniej strony

Z dzisiejszej perspektywy "Przerażacze" wydają mi się wprawdzie całkiem udanym filmem rozrywkowym, z szeregiem bardzo dobrych scen, postaci i pomysłowych koncepcji, jednak są przy tym najbardziej ugładzonym, konwencjonalnym filmem Jacksona. Fabularnie jest to znowu bardzo zgrabne połączenie horroru z komedią, jednak przeznaczone dla masowej publiczności. Kto widział wcześniej "Zły smak", czy "Martwicę mózgu", miał prawo poczuć się tym filmem lekko rozczarowany. Dzisiaj widać jednak, że "Przerażacze" byli też dla Jacksona niejako sprawdzianem w oczach Hollywood. Nowozelandczyk wykazał, że potrafi zrealizować film z większym budżetem, zrobić to w sposób znakomity technicznie, znaleźć metody obniżenia kosztów produkcji, a do tego wie również, jak zachować się w sytuacjach kryzysowych, wymuszonych działaniami właścicieli studia. Jackson udowodnił, że oddanie mu tak dużej inicjatywy, przeniesienie produkcji do Nowej Zelandii i ograniczenie kontroli studia nie musi wiązać się z dużym ryzykiem dla producentów - mają do czynienia z rozsądnym człowiekiem, który wie, co robi. Zatem gdyby nie doświadczenia przy tym filmie, bardzo prawdopodobne, że nie zobaczylibyśmy nigdy Jacksonowego "Władcy pierścieni".

Wspominałem już o tym, że Jackson podczas okresów mniej absorbującej pracy nad jednym filmem stara się również opracowywać pomysły innych obrazów. W ten sposób powstał m.in. scenariusz do filmu "Geniusz Jack Brown" ("Jack Brown Genius"), ostatecznie przeniesiony na ekran przez innego reżysera i w związku z nieprzewidzianą tragedią (śmierć przyjaciela, który produkował ten film) tylko przypadkiem wyprodukowany przez Jacksona pod szyldem jego własnej firmy. Dokładnie tak wyglądał również przypadek paradokumentu "Zapomniany geniusz" ("Forgotten Silver"), w który Jackson zaangażował się jeszcze podczas końcowych dni promocji "Niebiańskich istot". W czasie gdy trwała faza przedprodukcyjna "Przerażaczy", Jackson i inny reżyser, Costa Botes, praktycznie w tajemnicy przed mediami przygotowali udawany "dokument" na temat nowych odkryć związanych z początkami kina w Nowej Zelandii. Film opowiadał fikcyjną historię Colina McKenziego - zapomnianego nowozelandzkiego geniusza kinematografii z początku wieku, który "według odkrytych niedawno materiałów" powinien być uważany za jedną z najważniejszych postaci w historii kina. Dzięki "odkrytym" materiałom okazało się, że McKenzie kilka lat przed faktycznymi pionierami kina nakręcił film dźwiękowy (w 1908 roku!), film barwny (w 1911 roku, sam wymyślił technikę rejestracji barw i dźwięku), w nowoczesnym podejściu do realizacji filmów ubiegł Eisensteina, skalą swoich realizacji przewyższał D.W. Griffitha; ba, nawet kilka lat przed lotem braci Wright nakręcił lot zupełnie nieznanych nowozelandzkich pilotów. W paradokumencie pojawiło się mnóstwo świetnie spreparowanych "archiwalnych" fragmentów filmów McKenziego (reżyseria Jacksona plus znakomita robota rozkręcającej się firmy Weta Digital, "cyfrowego ramienia" Weta Workshop), na jego temat wypowiadali się w filmie znani przedstawiciele branży - Sam Neil, Harvey Weinstein, Leonard Maltin i nawet Jackson we własnej osobie. Wszystko na poważnie, w atmosferze zaskoczenia i dużego odkrycia weryfikującego znaną historię. Jackson i Botes ukończyli film praktycznie w momencie rozpoczęcia na dobre realizacji "Przerażaczy". Jego seans wzbudził w Nowej Zelandii narodową sensację, skutecznie "nabierając" pół kraju. Kiedy już okazało się, że to po prostu doskonale zrealizowany żart, oczywiście pojawiły się głosy sprzeciwu, ale generalnie zaczęto traktować "Zapomnianego geniusza" jako dziwnej maści komedię i, co ciekawe, okazało się wówczas, że film potrafi również znakomicie bawić widza. Nowozelandzka Akademia Filmowa doceniła wysiłek obu twórców i nagrodziła "Zapomnianego geniusza" m.in. za najlepszą reżyserię, scenografię i zdjęcia.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Promocyjne zdjęcie z 'Zapomnianego geniusza'.
Krótko później, podczas realizacji "Przerażaczy" Jackson pracował już nad pomysłami na następny film. Wśród różnych planów przewinęła się również koncepcja nakręcenia "Władcy pierścieni", toteż Jackson rozpoczął wstępne rozpoznanie kwestii praw autorskich i możliwości finansowych. Równolegle sprawdzał możliwość realizacji remake'u jednego ze swoich ulubionych obrazów z dzieciństwa, "King Konga", nad którym pracował już wcześniej. Ostatecznie to ten drugi projekt potoczył się szybciej. Universal zaakceptował szkicowy scenariusz Jacksona i Walsh i wstępnie dał filmowi zielone światło. Po zakończeniu "Przerażaczy" Jackson rozpoczął prace przygotowawcze, opracowując tzw. storyboardy (komiksowe szkice ujęć), projekty strojów i dekoracji, plany efektów specjalnych itp. Niestety, po kilku miesiącach pracy projekt upadł. Universal przestraszył się równolegle realizowanych dwóch innych filmów o zbliżonej tematyce - "Godzilli" Rolanda Emmericha i "Potężny Joe Young" ("Mighty Joe Young") Rona Underwooda. Studio zaproponowało Jacksonowi wstrzymanie się z produkcją na kilka miesięcy, do momentu gdy okaże się, jak radzą sobie w kinach oba konkurencyjne filmy. W zamian za to, przy okazji oficjalnego wydania wideo "Przerażaczy", studio zgodziło się wesprzeć Jacksona w pracy nad reżyserską wersją tego filmu. Jackson nie twierdził wprawdzie, że znana wersja nie była jego wersją reżyserką, ale uważał po prostu, że ma do pokazania widzom dużo więcej materiału. Specjalna rozszerzona wersja "Przerażaczy" została opublikowana w USA na dyskach wizyjnych, tzw. laserdyskach (LD) - nośniku w Polsce praktycznie nieznanym, zaś w ówczesnym okresie uważanym za najlepszy nośnik materiału dla poważnych fanów kina (dziś LD zostało chyba już bezpowrotnie zastąpione przez DVD). Jackson nie tylko przedłużył sam film o kilkanaście minut (dodając zresztą naprawdę mnóstwo wyśmienitego materiału), ale w pakiecie czterech dysków dołączył również bodaj najdłuższy znany materiał o kręceniu hollywoodzkiego filmu - swój autorski, znakomity czteroipółgodzinny dokument omawiający wszelkie możliwe aspekty produkcji "Przerażaczy". Dla wielbicieli talentu reżysera ten dokument to seans absolutnie obowiązkowy, choć niestety wciąż niedostępny na DVD.

Kilka miesięcy później znane było już przyjęcie filmów Emmericha i Underwooda - widownia zareagowała na nie słabiej niż oczekiwano. Universal na dobre wycofał się z koncepcji realizacji "King Konga". Tymczasem Jackson doglądał kilku mniej ważnych drobiazgów (m.in. w ekipie Weta pracował nad dodatkowymi efektami specjalnymi do "Kontaktu" Zemeckisa), ale i tak od kilku miesięcy coraz dalej posuwał się w rozmowach na temat ekranizacji Tolkiena. Przez wcześniejsze miesiące przygotowań do "King Konga" Jackson na tyle rozbudził w sobie apetyt na wysokobudżetowe widowisko przygodowe nawiązujące w jakiś sposób do dokonań Willisa O'Briena czy Raya Harryhausena, że innego typu projekt po prostu nie wchodził w grę. Po szeregu rozmów posiadacz praw autorskich do książek Tolkiena, Saul Zaentz, zdecydował się zrealizować "Władcę pierścieni" z Jacksonem dla studia Miramax. Zaentz uznał, że Jackson ma praktycznie wszystko, czego można wymagać od człowieka podejmującego się ekranizacji Tolkiena: wieloletnie doświadczenie w pracy z efektami specjalnymi, świetne wyczucie połączenia fantazji z realizmem, bardzo wizualny styl opowiadania historii, a do tego autentyczny talent reżyserski. Początkowo trylogia miała zmienić się w dwa filmy, jednak okazało się, że szefowie Miramaksu nie zamierzali angażować się finansowo w przedsięwzięcie większe niż jeden obraz. Jackson z Zaentzem uznali, że "Władca pierścieni" w wersji filmowej nie może być jednym filmem i zaczęli szukać innego producenta, posługując się specjalnym 36-minutowym materiałem przygotowanym specjalnie na tę okazję przez Jacksona (zawierał próbki efektów specjalnych, szkice dekoracji i strojów, rysunki stworzeń, a nawet próbne animacje scen bitewnych). Projektem zainteresowało się inne amerykańskie mini-studio, New Line Cinema, należące do wytwórni Warnera. Po wstępnych rozmowach New Line Cinema postawiło tylko jeden zasadniczy warunek - zamiast dwóch filmów ma być trylogia. Od tego momentu rozpoczął się projekt, z którego skali początkowo chyba nikt do końca nie zdawał sobie sprawy. New Line Cinema wstępnie zatwierdziła wspólny budżet trzech filmów na 135 mln. dolarów, po kilku miesiącach podniosła go do 180 mln., aby wreszcie ostatecznie ustalić całość na poziomie dwukrotnie wyższym niż wstępne szacunki - 275 mln. dolarów samego tylko budżetu realizacyjnego, bez kosztów marketingu (przy pierwszym filmie wyniosły one ponad 50 mln. dolarów). Resztę znamy z najnowszych publikacji - największe przedsięwzięcie w dziejach kina, 350 lokalizacji, ekipa realizacyjna złożona z ponad 2000 osób, tysiące statystów, blisko 50 tysięcy specjalnie wyprodukowanych akcesoriów, 15 miesięcy zdjęć, dwa razy więcej czasu pracy nad efektami specjalnymi itd. Pozwolę sobie nie opisywać bliżej samej realizacji, skoro obecnie każdy może znaleźć jej opis w większości filmowych periodyków (a przede wszystkim w bardzo dobrym oficjalnym przewodniku po filmie). Ważne jest jedno - "Władca pierścieni" stanowi dla Jacksona kulminację jego kariery.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Oficjalny amerykański plakat z 'Drużyny pierścienia'. Niezbyt oryginalny i na pewno słabszy od prezentowanych wcześniej w kinach tzw. teaserów, niemniej przy obecnej popularności filmu i tak skazany na powodzenie i 'kult' wśród kolekcjonerów.
Jak już wiemy, pierwszy film w trylogii okazał się fenomenalnym sukcesem. I to sukcesem zarówno kasowym (jest już w pierwszej dziesiątce najbardziej kasowych filmów w historii), jak i artystycznym, co przecież w przypadku drogich widowisk z Hollywood jest niezwykle rzadkie. W moim odczuciu to najlepszy wysokobudżetowy hollywoodzki film od wielu lat - z jednej strony wizjonerski, wspaniały plastycznie, świetnie zrealizowany, zagrany itd., zaś z drugiej strony przyswajalny zarówno dla zdeklarowanych fanów Tolkiena, jak i dla osób nie znających książki. Jackson zdołał przystosować opowieść do wymagań hollywoodzkiego widowiska, nie tracąc jednocześnie z oczu sedna samej historii. Po raz kolejny pokazał, że potrafi w kinie zrobić praktycznie wszystko.

Wielokrotnie zdarza się, że słyszymy z ust reżyserów deklarację "wszystko, co robiłem dotychczas, prowadziło mnie do tego filmu". Jak widać, w przypadku Jacksona słowa te wyjątkowo celnie opisują rzeczywistość. Jackson rzeczywiście zebrał w tym filmie wszystkie swoje dotychczasowe doświadczenia. Dosłownie w każdym kolejnym projekcie ćwiczył i doskonalił obszary sztuki filmowej, które w zasadniczy sposób przydały się przy realizacji "Władcy pierścieni". Jednocześnie w "Drużynie pierścienia" łatwo można też rozpoznać nawiązania do źródeł inspiracji Jacksona, widocznych od początku jego kariery, zwłaszcza wśród aspektów przynależnych bezpośrednio horrorowi - choćby obecność Christophera Lee, weterana horrorów z wytwórni Hammer, które Jackson uwielbiał oglądać w dzieciństwie. (Nawiasem mówiąc, Lee jest również jedynym człowiekiem w ekipie, który osobiście spotkał Tolkiena). Do tego Jackson postanowił rozegrać film w atmosferze dramatu historycznego. Lata doświadczeń w łączeniu fantazji z realizmem spowodowały, że Jackson-reżyser idealnie wyczuł, iż przez realistyczną prezentację nadprzyrodzonego i niezwykłego film nabierze zupełnie nowego wymiaru, nie tracąc przy tym nic ze swojej fantastyczności. W "Drużynie pierścienia" dosłownie roi się od maleńkich drobiazgów, przez które film sprawia wrażenie realistycznej opowieści, tyle że rozgrywanej w fantastycznym świecie - dokładnie jak u Tolkiena. Trudno wyobrazić sobie reżysera lepiej przygotowanego do tej ekranizacji, ale i trudno byłoby chyba znaleźć materiał lepiej dopasowany do inspiracji i wcześniejszych doświadczeń Jacksona.

Co zabawne, przy tym gigantycznym sukcesie komercyjnym i artystycznym "Władcy pierścieni", Peter Jackson zupełnie nie sprawia wrażenia, jakby się zmienił. W wywiadach prasowych wciąż podkreśla, że po prostu kręci filmy, jakie lubi i jeśli tylko będzie mógł robić to dalej, będzie szczęśliwy. Trylogia Tolkiena zabierze mu oczywiście następne 2 lata życia, ale pytany o swoje dalsze plany Jackson wymienia między innymi ..."Zły smak 2". Jak mówił w wywiadzie dla miesięcznika Empire kilka miesięcy temu: "Bez najmniejszych wątpliwości będę chciał kiedyś nakręcić "Zły smak 2". Wciąż jestem tym samym facetem, którego bawi takie kino". Wśród innych projektów Jackson wymienia potencjalną możliwość powrotu do "King Konga", ale również kolejne swoje marzenie - dramat o I wojnie światowej. Krótko mówiąc, nadal nie zanosi się, żeby Jackson dał się w przyszłości łatwo zaszufladkować.

A skoro o szufladkowaniu mowa: to, co chyba najbardziej uderza przy całościowym rzucie okiem na filmografię Jacksona, to jego odmienność od kina "autorskiego". Jeśli już posłużyć się tym zwrotem, Jackson jak najbardziej pasuje do wizerunku "autora"- oprócz reżyserowania sam napisał wszystkie swoje scenariusze, wielokrotnie sam projektował makiety, wymyślał charakteryzację, animował postacie, montował materiał, obsługiwał nawet kamerę - generalnie odmawia po prostu udziału w przedsięwzięciach, nad którymi nie ma pełnej kontroli. Z drugiej strony w całości jego dokonań brak rozpoznawalnych, stałych tematów, które obrabiałby na różne sposoby jako scenarzysta i reżyser. Jackson stwierdza po prostu w wywiadach, że interesuje go mnóstwo tematów, ale nie czuje potrzeby prezentowania ich widzowi poprzez pryzmat własnych doświadczeń czy życiowych przemyśleń. Pociągają go, ot, po prostu ciekawe historie opowiedziane w interesujący sposób - bez filozoficznego zadęcia czy formalnych sztuczek tam, gdzie nie ma na nie miejsca, ale i bez upraszczania wszystkiego dla przysłowiowego przeciętnego widza. Podkreśla zresztą, że w odniesieniu do swojego podejścia do zawodu najbardziej lubi znany cytat z Hitchcocka: "Filmy niektórych ludzi są kawałkami życia. Moje są kawałkami ciasta." *

Peter Jackson jest dziś niezwykłym przykładem filmowca, który z kina niszowego, przeznaczonego dla wąskiej grupy odbiorców, przeszedł do kina masowego, komercyjnego, ale w trakcie tego przejścia nie zrezygnował ani trochę ze swoich własnych zainteresowań, specyficznego poczucia humoru i wrażliwości. W wywiadzie w połowie lat 90. Jackson stwierdził, iż jego marzeniem byłoby doprowadzić do sytuacji, w której na tyle przekonałby producentów, że potrafi zagwarantować sukces filmu, aby ci chcieli z nim współpracować przyjmując jego warunki - np. zgadzając się na realizację filmu w Nowej Zelandii zamiast w Hollywood. Dziś wygląda na to, że reżyser zrealizował swój plan w sposób perfekcyjny, ale osiągnął przy tym jeszcze więcej - spektakularnie wdarł się do panteonu największych twórców kina popularnego. Jackson jak dotąd żadnym filmem mnie nie zawiódł, toteż spokojnie oczekuję na następne dwie części trylogii i spodziewam się widowisk równie wspaniałych, jak "Drużyna pierścienia". Ale liczę też, że to nie wszystko. Mam nadzieję, że filmowa kariera Petera Jacksona dopiero na dobre nabrała tempa.



* Nawiasem mówiąc, Jacksona łączy z Hitchcockiem jeszcze jeden drobiazg - zamiłowanie do pojawiania się we własnych filmach. Największą rolę zagrał oczywiście, niejako z przymusu, w "Złym smaku", ale od tego czasu był już w swoich filmach m.in. harleyowcem wykonującym pod adresem głównego bohatera niecenzuralny gest ("Przerażacze"), pomocnikiem grabarza ("Martwica mózgu") i bezdomnym żebrakiem ("Niebiańskie istoty"). Pojawia się również w "Drużynie pierścienia", w zbliżeniu twarzy, która na moment jest widoczna w deszczu w chwili, gdy Frodo i trzej przyjaciele przechodzą przez Bree w kierunku gospody. W filmie znalazło się zresztą również miejsce dla jego dwójki dzieci (pojawiają się jako słodkie hobbiciątka, słuchające opowieści Bilba podczas urodzinowego przyjęcia).

Moja ocena filmografii Petera Jacksona w skali Esensji:
Zawartość ekstraktu: 80%
"Zły smak" (Bad Taste)
Zawartość ekstraktu: 90%
"Meet the Feebles"
Zawartość ekstraktu: 90%
"Martwica mózgu" (Braindead)
Zawartość ekstraktu: 80%
"Niebiańskie istoty" (Heavenly Creatures)
Zawartość ekstraktu: 70%
"Przerażacze" (The Frighteners)
Zawartość ekstraktu: 80%
"Zapomniany geniusz" (Forgotten Silver)
Zawartość ekstraktu: 90%
"The Fellowship of the Ring" (Drużyna pierścienia)

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

58
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.