Magazyn ESENSJA nr 4 (XVI)
kwiecień 2002




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Esensja
  Krótko o...

        "Ocean's eleven - Ryzykowna gra" (Ocean's Eleven), "Yamakasi" (Yamakasi), "Rób swoje, ryzyko jest twoje", "Dzień Próby" (Training Day), "Kate i Leopold" (Kate & Leopold)

Zawartość ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
'Ocean's eleven - Ryzykowna gra'
Dominik Herman     Czysta przyjemność

Soderbergh mocno rozrywkowy. Danny Ocean (George Clooney) wychodzi po czteroletniej odsiadce z gotowym pomysłem zarobkowym. Chce skroić trzy kasyna z Las Vegas, wszystkie należące do ćwierć-miliardera Terry'ego Benedicta (Andy Garcia), na niebagatelną sumkę 160 milionów dolarów. Wyprowadzenie takiej kasy z najlepiej strzeżonego skarbca to nie to samo, co przystawienie rewolweru do skroni kasjerki w banku, więc Danny potrzebuje planu, ludzi i odpowiednich środków. Pierwszy w drużynie jest Rusty Ryan (Brad Pitt), stary partner Danny'ego, obecnie dorabiający na uczeniu młodocianych aktorów gry w pokera. Obaj pomysł sprzedają staremu wyjadaczowi Reubenowi (Elliott Gould), byłemu właścicielowi kasyna, teraz mającemu szansę odegrać się na Benedikcie. Utnę w tym miejscu celowo, bo plan obmyślony przez Danny'ego jest tyleż przebiegły, co bardzo rozbudowany, uwzględniający wszystkie możliwości.
"Ocean's Eleven" jest komedią lekką i przyjemną w odbiorze. Ma w sobie coś z filmów Guy'a Ritchiego, ale równocześnie ze sposobu prezentacji stosowanego przez Soderbergha już w "Out Of Sight" (żałuję, że nie znam jeszcze starszych filmów reżysera, żeby w porównaniu sięgnąć głębiej), a później w "Traffiku". Żarty "konwencjonalne" oczywiście śmieszą, ale jeszcze ciekawsze są przemycone do "Ocean's eleven" nawiązania, odniesienia i połączenia. I tak zabawny sam w sobie jest fakt, że Clooney wychodzi na początku z więzienia. Brad Pitt nosi się niczym Tyler Durden, chociaż w nieco wygładzonej postaci. Jego karciani uczniowie, młodzi i popularni aktorzy, to nie jakieś zupełnie nieznane twarze. Jako pierwszy zostaje wprowadzony chłopak córki Michaela Douglasa z "Traffiku", tutaj z brodą. Później widzimy Josha Jacksona z serialu "Dawson's Creek", znanego także z roli ekranowej w "The Skulls" (zwracam uwagę na sygnet na jego palcu). Dalej siedzi chłopak, którego pamiętam z któregoś "Krzyku" i Barry Watson, pojawiający się w serialu "Siódme niebo".
Zatem już z początku jest nieprzeciętnie i ze smakiem. Przezabawny jest Reuben-Gould z wielgachnymi okularami i nieodłącznym wpółwypalonym cygarem, wyglądający tak, jakby czas stanął gdzieś w latach siedemdziesiątych. Równie rewelacyjny jest Carl Reiner w roli Saula, zgodnie z planem zamieniającego się w europejskiego handlarza bronią o dźwięcznym akcencie. Czterdziestokilowy Chińczyk, potrafiący się zgiąć w pół, serwuje mniej więcej trzy one-linery i jeden niezwykle wymowny gest. Dwaj bracia Malloyowie, Turk i Virgil (to chyba nawiązanie do "Ojca chrzestnego"), grają w planie Danny'ego mniej więcej pięć ról, doprowadzając przynajmniej mnie do płaczu ze śmiechu, głównie za sprawą prowadzonych dialogów (których niestety nie ma zbyt dużo), ale również dzięki gestom, w szczególności minom szerokoszczękiego Scotta Caana. I tak dalej, i tak dalej. Właściwie to w całym filmie nie było sceny, przy której na mojej twarzy nie pojawiłby się co najmniej mały uśmieszek.
Poza tym bardzo wyraźnie widać, że jest to film Soderbergha. Za kamerą stanął niejaki Peter Andrews, czyli alter ego reżysera, dzięki czemu część wizualna bardzo, bardzo przypomina "Traffic", tyle że w formacie 2.35 i z bardziej naturalnymi kolorami. Sporo ujęć z ręki, całkiem interesujące wpasowanie choćby Goulda pomiędzy pokazywanych od tyłu Pitta i Clooneya, czy w dalszej części - Clooneya pomiędzy dwóch osiłków. Muzyka Davida Holmesa bardzo klimatyczna, przeplatana odpowiednio dopasowanymi piosenkami, wszystko to utrzymane w tonie - że tak powiem - kwaśno-funkowym. No i oczywiście etatowi aktorzy Soderbergha: Julia Roberts, George Clooney, Don Cheadle (trudny do poznania). Jako całość "Ocean's eleven" jest obrazem niezobowiązującym, dowcipnym i relaksującym, pozwalającym ochłonąć po dziełach cięższych gatunkowo. Oglądanie to czysta przyjemność.



"Ocean's eleven - Ryzykowna gra" (Ocean's Eleven)
USA 2001
Reżyseria: Steven Soderbergh
Obsada: George Clooney, Brad Pitt, Julia Roberts, Andy Garcia, Matt Damon, Elliott Gould, Don Cheadle
Gatunek: komedia




Zawartość ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
'Yamakasi'
Artur Długosz     Legenda z blokowiska

Wbrew pozorom nie jest to film głupi, czy słaby. Firmowany nazwiskiem Luca Bessona, może rozczarować, choć z drugiej strony znamienne dla tego reżysera, scenarzysty i wreszcie producenta jest to, że poszukuje on tematów oryginalnych. Opowieść o grupie młodych ludzi, którzy wypełniają swe życie wspinając się na wysokie budynki nie sprawia prawdopodobnie na pierwszy rzut oka takiego wrażenia, niemniej film ogląda się przyjemnie. Owszem roi się tu od szablonowych postaci, antycypowalnych posunięć, ale nie w tym tkwi urok tej familijnej opowieści, trzeba tu użyć właściwej miary, aby obiektywnie film ocenić i zdołać się na nim dobrze bawić.
Tytułowi yamakasi to siedmiu nastolatków, którzy witają nowy dzień z dachu wysokiego budynku, na który właśnie wspięli się po ścianach nie korzystając z żadnych zabezpieczeń. Balansując na krawędzi śmierci skaczą po dachach Paryża, zaliczają kolejne wieżowce, stając się idolami dzieciarni jednego z paryskich przedmieści, zamieszkanego, jak się wydaje, głównie przez imigrantów z Afryki, Azji, czy krajów arabskich. Znamienny zresztą jest skład yamakasi, tylko jeden Europejczyk na trzech Afrykanów, dwóch Azjatów i Araba. Yamakasi w gruncie rzeczy nie robią nic złego, nie czynią nikomu krzywdy, może poza wprawianiem w irytację mieszkańców właśnie zaliczanego budynku, którzy natychmiast wzywają policję. Lecz zwinni nastolatkowie zawsze umykają z nawet najgęściej zarzuconej policyjnej sieci. I tak oto bogu ducha winni młodzieńcy stają się utrapieniem miejscowych policjantów, ich prawdziwym wyzwaniem. Przy odrobinie dobrej woli można ten fakt potraktować symbolicznie, jako apel do francuskiej społeczności o szanse, jakie państwo to może ofiarować imigrantom. Czy musi być tak, że ci ludzie od początku skazani są znalezienie się na radarze policji, bez względu na to, jak niewinne będzie to, co robią?
Beztroskie kaskaderskie wyczyny yamakasi zostają raptownie zakwestionowane. Oto Djamel, jeden z małych chłopców, spada z drzewa. Chciał być jak yamakasi, i choć nie pozwalało mu na to jego chore serce, to jednak dziecięca ciekawość i namowy rówieśników zrobiły swoje. Chłopiec w ciężkim stanie ląduje w szpitalu, gdzie okazuje się, że konieczna jest transplantacja serca w ciągu 24 godzin. Skorumpowany lekarz znajduje dawcę, serce i ofiarowuje je za 400 tys. franków, których oczywiście rodzina dziecka nie ma. Ale yamakasi czują się odpowiedzialni za tragedię i postanawiają pieniądze zdobyć... Dramat opowieści nie należy może do tych najbardziej wyszukanych, ale jest to przecież kino familijne.
Przy prostej fabule głównym atutem filmu zostaje jego wizualna część. Iście brawurowa, jak akrobatyczne popisy głównych bohaterów, niekiedy baletowa choreografia zachwyca, jak choćby scena ratowania matki Djamela. Hiphopowa muzyka, której słuchają nastolatki dobrze wkomponowuje się w scenerię i akcję podkreślając subkulturę blokowiska. A szlachetni i sprawni yamakasi nie raz zaskakują aktorskimi umiejętnościami, obcymi większości polskich gwiazd filmu.



"Yamakasi" (Yamakasi)
Francja 2001
Reżyseria: Ariel Zeitoun, Scen. Luc Besson, Philippe Lyon, Julien Lori
Obsada: Charles Perriere, Laurent Piermontesi, Chau Belle Dinh, Williams Belle, Malik Diouf
Dystrybucja w Polsce: Monolith
Strona: http://www.monolith.pl/yamakasi/index.html
Gatunek: dramat




Zawartość ekstraktu: 30%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
'Rób swoje, ryzyko jest twoje'
Eryk Remiezowicz     Więcej i zmyślniej róbcie

Film cierpi na podstawowy problem polskiego kina współczesnego - ciężką atrofię scenariusza. Od samego początku jesteśmy raczeni bałaganem - pokazuje nam się więzienie, w którym nie wiadomo po co i dlaczego znaleźli się Lutek Star (Michał Milowicz) i Emil (Olaf Lubaszenko). Błąkają się tak biedacy przez bite dwie godziny od gagu do gagu, a widz denerwowany jest filmem o tempie raz za szybkim, raz zbyt wolnym, filmem nierównym i niezrozumiałym. Sami aktorzy też nie bardzo rozumieją co się z nimi dzieje i wyraźnie widać to po ich grze. Nie ma tu dobrze i równo zagranej postaci - albo aktor mruga oczkiem i pokazuje swoje znudzenie (Lubaszenko), albo szarżuje nieprzytomnie (Buczkowski), albo w ogóle nic nie umie (Milowicz). Film jest po prostu niechlujnie skręcony i zagrany. Twórcy mieli kilka niezłych pomysłów i mogli stworzyć komedię nieco surrealistyczną i zwariowaną. Są momenty znakomite, przywodzące na myśl braci Marx i ich humor absurdu, ale mało dostaniemy takich chwil, stanowczo za mało. Zatem niska zawartość ekstraktu i moja gorąca prośba - kręćcie panowie rzadziej i wolniej, a za to bardziej z głową.



"Rób swoje, ryzyko jest twoje"
Polska 2002
Reżyseria: Marian Terlecki
Obsada: Olaf Lubaszenko, Michał Milowicz, Anna Przybylska, Zbigniew Buczkowski
Gatunek: komedia




Zawartość ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
'Dzień próby'
Michał Chaciński     Długi, ciężki dzień

Zaskakująco dobry, niekonwencjonalny film policyjny, raczej w stylu tego, co znamy z lat 70., niż policyjnych "buddy movies" z ostatnich dwóch dekad. Antoine Fuqua odmawia standardowego uatrakcyjniania filmu i stawia tutaj na konwersacje i pojedynek charakterów, zamiast na jednolinijkowe dowcipy, sceny akcji i pościgi. Dobre posunięcie, bo film zamiast zwykłej standardowej historyjki o śledztwie czy policyjnych patrolach, zmienia się w konflikt postaw życiowych i prawdziwy dramat. Oczywiście do prawdziwego dramatu potrzebne jest uczciwe ujęcie postaci z obu stron i tutaj scenarzysta - David Ayer - spisał się koncertowo. Do końcowej rozgrywki w filmie nic na ekranie jest jasne i oczywiste; każda ze stron ma swoje racje, które w zrozumiały i przekonujący sposób wykłada w odpowiednim momencie na ekranie. Podobało mi się też to spokojne, jakby mimochodem, rozegranie całej pierwszej części filmu. Wszystko dzieje się niby przypadkiem, niby bez zwracania na to uwagi widza, ale krok po kroku okazuje się, że praktycznie każdy drobiazg miał znaczenie - czasami zasadnicze - dla życia bohatera.
Denzel Washington "wygrywa" wszystkie niejasne aspekty tej roli pozornie zupełnie bez problemów (jak zawsze w rolach czarnych charakterów przydaje się ten aktorski skarb - twarz wzbudzająca zaufanie). Wiadomo już oczywiście, że Amerykańska Akademia Filmowa przyznała mu za tę rolę Oscara, toteż trudno po takim wydarzeniu komentować występ inaczej niż pochwałami, ale proponuje zapomnieć o nagrodach, na nic się nie nastawiać i... dać się przekonać samemu aktorowi. To naprawdę pierwszorzędna rola, w której roi się od drobniutkich aktorskich gestów, spojrzeń i ruchów, w które warto bliżej się wpatrzyć, żeby odkryć złożoność pozornie łatwego występu. Nieco inne zdanie mam o występie Ethana Hawke - Akademia wprawdzie nagrodziła go nominacją do Oscara, ale wydaje mi się, że to głównie wynik zabiegów działu marketingu Warnera. To przyzwoita rola, ale Hawke nie musiał się do niej mocno wysilać. (Nawiasem mówiąc w ekipie aktorskiej warto też zwrócić uwagę na niespodziewane małe role kilku znanych postaci - Dr. Dre, Snoop Dogga i Macy Gray).
Żeby nie było zbyt pięknie, zasadnicza uwaga in minus - zakończenie filmu schodzi jakby o jeden poziom niżej, niż reszta. Nagle wszystko robi się oczywiste, dostajemy standardową bieganinę ze strzelaniem. Do tego ostatnich kilka minut filmu wydaje się już zupełnie doklejonych na siłę. Wolałbym zakończenie na miarę wcześniejszego dramatu, a nie kawałek kina akcji. Na szczęście to słabsze podsumowanie nie psuje w żaden zasadniczy sposób całości. "Dzień próby" pozostaje bardzo miłym zaskoczeniem ostatnich miesięcy.



"Dzień Próby" (Training Day)
USA 2001
Reżyseria: Antoine Fuqua
Scenariusz: David Ayer
Obsada: Denzel Washington, Ethan Hawke i in.
Gatunek: sensacja




Zawartość ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
'Kate i Leopold'
Eryk Remiezowicz     Dawnych wspomnień czar

"Kate i Leopold" należy do gatunku komedii romantycznej, popularnego i obrośniętego tradycją, niczym dąb kórnicki mchem. Spotyka się dwoje ludzi płci odmiennych, wiadomo wszystkim od początku, że na końcu parka rozpocznie szczęśliwą i udaną przyszłość, zagadką pozostają jedynie przeszkody na drodze do szczęścia młodej pary i sposoby na ich ominięcie. W omawianym tu filmie takim zabezpieczeniem przed zbyt wczesnym happy endem jest bariera czasowa. Wymarzony On (Hugh Jackman) jest z innych czasów i innego obyczaju, niż jego wybranka Kate McKay (Meg Ryan). Da się w tym układzie żyć, miłość nie takie mury kruszyła, lecz jest jeszcze jeden hak - ukochany Meg Ryan musi w końcu wrócić do swojego rodzimego XIX wieku.
Taka jest osnowa. Dookoła niej lekko biega treść filmu, czasem dowcipna, czasem wzruszająca, elemencik fantastyki (podróże w czasie!) też się pojawi, w sumie - rozrywka przyjemna i dająca dużo radości. Trzeba jednak oddać twórcom, że postanowili popracować mózgiem i dociążyli nieco film porównaniami mentalności i stylu życia czasów dawnych i obecnych. Czy to w dialogu, czy w sposobie zachowania się, książę Leopold deklasuje wszystkich w okolicy swoim naturalnym wdziękiem i obyciem. Jego szarmanckie maniery, przez nas już niestety zarzucone, mają w sobie wielki czar i pozwalają mu na sukcesy towarzyskie, a nawet zawodowe. Wychodzi na to, że postęp i rozwój pozbawił nas czasu na zastanowienie i wielu rytuałów, z pozoru uciążliwych, a w rzeczywistości dodających życiu smaku.
Idąc na "Kate i Leopold" należy się zatem przygotować na film miły, prosty i rozbawiający oraz niewielką porcję wspomnień o dawnych dobrych czasach, kiedy mężczyźni byli prawdziwsi, a jedzenie smakowało lepiej.



"Kate i Leopold" (Kate & Leopold)
USA 2001
Reżyseria: James Mangold
Scenariusz: James Mangold
Obsada: Meg Ryan, Hugh Jackman
Gatunek: komedia

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

43
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.