 |
AD: Nawiązując do rozmowy w poprzednim numerze, warto chyba ustosunkować się do wyników oskarowej nocy. Gdybaliśmy wtedy, jak bardzo bylibyśmy zadowoleni na wypadek nagrodzenia Russela Crowe'a za rolę w "Pięknym umyśle", ale jak się okazało, nic z naszego gdybania nie wyszło. W ogóle były to Oscary dość zaskakujące. Wydaje mi się, że członkowie Amerykańskiej Akademii Filmowej nie do końca ferują wyroki na podstawie oceny rzemiosła filmowego, nie bardzo można też zarzucić ich własne widzimisie, przynajmniej w tym roku, bo tu chyba pierwsze skrzypce odegrały polityczna i społeczna poprawność. Pominięcie zasługi Crowe'a dla "Pięknego umysłu" nie rozczarowało mnie tak bardzo, jak dosłowne olanie "Amelii".
KW: O oskarowej nocy piszemy w osobnym tekście - a od tego czasu emocje już chyba nieco nam opadły. Jak we wszystkich nagrodach, wiele czynników tu ma znaczenie - aktualna sytuacja polityczna, sympatie i antypatie, wcześniejsze głosowania - stąd chyba dość dziwny wynik. Najlepszym filmem zostaje "Piękny umysł", ale przegrywa Crowe (nie lubiany w Hollywood), który był przecież największą zaletą tego filmu. W każdym razie, walcząc z rasizmem, Akademia się postarała, aby przyznanie nagrody czarnoskórym aktorom odbyło się w roku, w którym mówiło się mnóstwo o rasizmie Akademii i konieczności uhonorowania Afroamerykańskich artystów. W ten sposób, Oscar za naprawdę znakomitą rolę Denzela Washingtona przez wielu będzie postrzegany jako efekt politycznej poprawności, a nie realnego docenienia aktora.
Co do "Amelii" to wygląda ona typowy film, który widzowie kochają, a krytycy narzekają. Ale co oni tam wiedzą! "Amelia" rewelacyjna jest i basta. I powinna dostać Oscara. Howgh.
AD: Wypatruję już kolejnego filmu z uroczą Audrey Tautou "Bóg jest wielki, a ja malutka"... W temacie Oskarów jeszcze warto podkreślić, że zdjęcia Idziaka w "Helikopterze w ogniu" też zasługują na wyróżnienie. Odnoszę wrażenie, że nie sposób tu porównywać dwóch tak odmiennych wizualnie filmów jak "Władca Pierścieni" i film Ridleya Scotta. Można, owszem, stawiać obok siebie scenariusze tytułów z przeciwległych końców tematycznych, ale porównywanie ich pod względem zdjęć to już mocno naciągana teoria.
KW: Dodaj do tego jeszcze zdjęcia do "Człowieka, którego nie było" braci Coen. Dla mnie każde ujecie tam to prawdziwe fotograficzne działo sztuki. Perfekcyjne kadrowanie, zabawa światłem - ale to ujęcia w większości statyczne, jak je porównywać ze zdjęciami Idziaka?
AD: Łezka mi się dosłownie zakręciła w oku, kiedy w sobotę 13 kwietnia przyglądałem się, jak młodzi polscy twórcy komiksów podpisują swoje komiksy w warszawskim Empiku. Że też udało się nam dożyć takich czasów. Daje to jakieś nadzieje na normalny za parę lat rynek komiksowy w Polsce. Rynek nie będący jedynie serią przedruków komiksów z zagranicy, lepszych i gorszych, ale komiksów tworzonych przez Polaków i w Polsce. Rzecz jasna kolejki po autografy Grzegorza Rosińskiego wciąż zaskakują rozmiarem - i Adler, Piątkowski, Kowalski, Leśniak, Skarżycki czy Śledziu nie gromadzą aż takich wielkich tłumów fanów. Niemniej istnieje szansa, że ktoś z nich kiedyś przejmie pałeczkę. Ciekawą zresztą teorię na temat pokoleniowych związków między twórcami komiksów ukuł Tomasz Kołodziejczak. Niewykluczone, że opowie nam o niej w jednym z kolejnych numerów Esensji.
KW: Ja się natomiast czuję naprawdę mocno usatysfakcjonowany ostatnimi albumami zagranicznych twórców, które zobaczyliśmy w Polsce. Bilal - po prostu rewelacja, a słów zachwytu nie znajduję, aby opisać co czuję po lekturze "Usagi Yojimbo" Stana Sakai. Drodzy Wydawcy - byle tak dalej!
AD: Wciąż niestety mam zaległości w książkach, śledzę owszem nowości na półkach, skupuję je i układam w kolejny stos obok biurka. Ale raczej więcej ich przybywa niż ubywa. Filmy i komiksy konsumuje się znacznie szybciej, to taki znak czasu i niewykluczone, że dzięki temu wspomniany wyżej rynek komiksowy zacznie normalnie funkcjonować. Z książek, które mogę polecić to "Kosmologia kwantowa" Michała Hellera, jeśli ktoś chciałby sprawdzić dokąd zawędrowała dzisiejsza fizyka usiłując połączyć grawitację z mechaniką kwantową. Recenzowany w tym numerze Jeffery Deaver powinien zadowolić tych, którzy lubują się historiach z suspensem. Jest już druga książka tego autora i mam nadzieję, że wydawca nie poprzestanie tylko na nich dwóch.
KW: Bo my czasu mamy za mało! Drodzy czytelnicy - czy zaakceptujecie kilkumiesięczne opóźnienie w wychodzeniu "Esensji", abyśmy mogli uzupełnić braki lekturowe? Ja osobiście czuję lekki przesyt fantastyką (w szczególności fantasy), która to stanowiła kiedyś 60-70% moich lektur i sięgam po różne rzeczy. Z przyjemnością przeczytałem "Samotność w sieci" Janusza Wiśniewskiego - okazuje się, że można jeszcze napisać klasyczne love story, bez popadania w pseudofilozoficzne, czy pseudospołeczne dywagacje, a jednak umieszczając w książce coś więcej niż tylko ciekawą fabułę.
Wspomniałeś o Deaverze - ciekawe czy doczekamy się we współczesnej polskiej literaturze rozrywkowej kogoś, kto będzie umiał napisać dobre powieści sensacyjne i przygodowe? Nie ma w Polsce takich autorów...
AD: I to jest dziwne. Bo to jest idealna literatura dzisiejszych czasów, uniwersalna, bez bagaży pokoleniowych, historycznych, socjologicznych. Wartka akcja, dobrze skrojone postacie i suspens, to z dużą dozą prawdopodobieństwa cieszyłoby się wśród polskich czytelników powodzeniem. Nie istnieje w Polsce ten gatunek, sensacji, kryminału, który stanowi w niektórych krajach znaczący fragment narodowej twórczości. Fantastyka nie zostanie czytana nigdy przez pewne kręgi społeczeństwa, podobnie jak inne nie sięgną nigdy po literaturę głównego nurtu. Nie mamy więc dziś następców takich autorów, jak Kraśko. Mam na ten temat własną teorię. Proza sensacyjna, kryminalna, wymaga bowiem istnienia pisarzy rzemieślników, takich, jak wspomniany Deaver, czy King, który swoje rzemieślnicze podejście do pisania podkreślał wielokrotnie. A u nas rzemieślników nie uświadczysz w zasadzie.
KW: Bo u nas pisarstwo jest albo darem boskim, albo grafomanią. Nie ma rzemieślników, a do tego, żeby się przyznać, że się w Polsce pisze dla czystej rozrywki, a nie aby roztrząsać dramaty pokolenia etc. to już trzeba pewnej odwagi. Ale obiecujemy - już wkrótce w "Esensji" zwrócimy większą uwagę na literaturę sensacyjno-przygodową.
AD: Z ciekawostek zauważyłem, że Muza wznowiła przygody Tomka Wilmowskiego, książki na których wychowało się między innymi moje pokolenie. Mimo, że posiadam w domu komplet książek w starych wydaniach, to kusi mnie, aby i tę edycję umieścić w biblioteczce. Zwłaszcza, że różni się stroną plastyczną, inne są rysunki. Co tu dużo mówić, mam sentyment, do tytułów, które mnie kształtowały. Przy okazji pomyślałem, że ta akurat pozycja całkiem dobrze nadaje się na materiał filmowy, choć może lepiej serial. O ile się nie mylę, to nikt się za to jeszcze nie wziął.
KW: Może to i dobrze - widziałeś ekranizacje powieści o Panu Samochodziku? One też nas kształtowały, a poza przyzwoitym serialem z Mikulskim, to się nie nadaje do oglądania. A jeśli pomyślę o tym jak obecnie grają w polskich filmach dzieci, które w ekranizacji przygód Tomka i Sally musiałyby się pojawić...
AD: Mówiąc o serialach, to podczas lektury specjalnej edycji pisma "Click" - "Fantasy" nasunęło mi się takie oto pytanie. Czy nie pora już, biorąc pod uwagę namnożenie się polskich seriali rodzinnych, zabrać się za polski serial w stylu " Z Archiwum X", czy "Millenium". Przecież na pewno pomysły by się znalazły, wystarczy spojrzeć na scenariusze młodych komiksiarzy czy autorów fantastyki. A sądzę, że taki serial mógłby być całkiem ciekawym punktem zwykle ponuro nudnego programu telewizyjnego. Jakie bariery napotkałby ten, który podniesie tę rękawicę? Bo wcześniej czy później na pewno ktoś za to weźmie.
KW: Co do barier, to boję się jednego - słabych scenariuszy, które są prawdziwą zmorą polskiej filmowej produkcji rozrywkowej. Nie pomysły, ale właśnie scenariusze filmowe z wszystkimi ich cechami i wymaganiami. Wiem, że specyfika scenariusza komiksowego jest jednak bardzo odmienna od scenariusza filmowego, więc nie da się tego w prosty sposób przenieść. Natomiast wierzę nadal, że są w Polsce ludzie zdolni, którzy potrafiliby taki plan zrealizować. Ale trochę się jednak boję efektu... Myślę, że jednak najodpowiedniejszymi osobami do zaprojektowania takich historii byliby polscy pisarze sf. Tylko musi być ktoś, kto im taka pracę zaproponuje i odpowiednio wynagrodzi. Krótko mówiąc - ktoś, kto zaryzykuje.
AD: Grałem ostatnio w bardzo fajną grę planszową "San Marco", dostępną w supermarketach. Tak, to prawda. Doszło do tego, że zaopatruję się w tego rodzaju produkty jeżdżąc koszykiem-gigantem między wielkimi półami. Ale wieść niesie, że ma się nieco na tym kolejnym zapomnianym w Polsce rynku coś zmienić na lepsze w niedalekiej przyszłości. Trzymam za to kciuki. Będziemy zresztą o grach planszowych więcej pisać, zaczynając od recenzji gry "Tikal".
KW: Gry planszowe to trochę ziemia niczyja - przygniecione zalewem gier komputerowych nieco zanikły, a przecież należy pamiętać, jaką frajdą może być przesuwanie żetonów, czy pionków na planszy razem z grupą znajomych. A przynajmniej kiedyś było. I miejmy nadzieje, że wróci - ja o dawnych bitwach na planszach z firmy Encore myślę z dużym sentymentem, a przecież gry wojenne, w których się Encore firma specjalizowało, to tylko fragment rynku gier planszowych.
Na koniec tradycyjnie - nasze małe polecanki. Zapraszamy czytelników do lektury opowiadań umieszczonych w świecie Hitalii - planety, na której toczyła się gra zorganizowana przez czasopismo "Fenix". Zapraszamy tez do mini dyskusji między Dominikiem Hermanem i Michałem Chacińskim o filmie Ridleya Scotta "Helikopter w ogniu", zapoznania się recenzjami wysoko przez nas ocenionych filmów "Piękny umysł" i "Vidocq", polecamy tekst o trylogii książek Jonathana Carrolla, artykuł o polskich pismach komiksowych i zachęcamy do brania udziału w naszych konkursach, których będzie coraz więcej! Nie wolno tez ominąć pierwszej części wywiadu, jakiego udzielił nam słynny pisarz SF Orson Scott Card. Miłej lektury!
|
|
 |
|