Magazyn ESENSJA nr 5 (XVII)
maj 2002




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Achika & Cranberry
  [GW] :  Druga strona Mocy

        ciąg dalszy z poprzedniej strony

7

     Mon Mothma chodziła nerwowo po swoim gabinecie w budynku Senatu. Czekała, aż jej statek znajdzie się w zasięgu lokalnego promu. Od początku rozumiała, że pewnego dnia będzie musiała odlecieć z Coruscantu, gdzie w tej chwili była tylko oczami i uszami Rebelii, bo przecież czegoś takiego jak prawdziwa opozycja parlamentarna w Senacie już nie było.
     Strażnik przy drzwiach, oficjalnie zwykły ochroniarz, w rzeczywistości jeden z rebelianckich żołnierzy, rozmawiał przez chwilę przez komunikator.
     - Już są, pani senator. Możemy startować.
     Odetchnęła z ulgą. Chciała zdążyć, zanim do mieszkańców przyłączy się wojsko. Na przykład piloci myśliwców. Nie wiedziała, że armia ma jasne rozkazy. Nie robić nic. Niech się spełnia wola ludu.
     Mon Mothma szła otoczona ze wszystkich stron przez swoich gwardzistów, dzisiaj nie czterech, ale dwunastu ludzi. W ręku ściskała miotacz, nie pamiętała, kiedy ostatni raz miała przy sobie broń. Chronione korytarze były zupełnie puste, senatorowie zaszyli się w swoich apartamentach albo uciekli z ogarniętej zamętem dzielnicy; opozycjoniści i stronnicy Imperatora, mało kto znał się na polityce na tyle, żeby odróżnić ich z twarzy.
     Już z hangaru, wsiadając do promu, Mon Mothma usłyszała, że zamykane automatycznie wrota na dole wyleciały w powietrze.
     
     ***
     
     Ogień. Huk eksplozji, łoskot walących się murów. Uciekać! Kłęby dymu zasnuwają korytarz.
     Odgłosy wystrzałów. Ktoś umiera. Co się dzieje? Co tu robią ci ludzie? Dlacze...
     Do statku! Prędzej!! Dym płonącego plastiku wgryza się w płuca, nie pozwala oddychać. To nic. Jesteś Jedi, poradzisz sobie.
     Ogień ogrania wyższe piętra. Na dół! Windy nie działają, do schodów, szybko! Ale schodów już nie ma.
     Co się tam dzieje na placu? Mrowie ludzi i obcych kłębi się, strzelając na oślep, bez wyboru. Atak? Bunt? Jeden ze śmigaczy, trafiony, wali się w dół. Skąd oni mają ciężką broń?
     Przeraźliwy huk. I rozbłysk.

     
     Nessie obudziła się gwałtownie, niemal w szoku. W tym samym czasie dziesiątki kilometrów dalej Qui-Gon i Obi-Wan podrywali się z łóżek, a Cranberry szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w ciemność. I wszyscy czworo wiedzieli, że to nie był sen.
     Usiadła na tapczanie owijając się kocem, opuściła bose nogi na podłogę. Chłód lakierowanych klepek pomógł jej wrócić do rzeczywistości. Spróbowała uporządkować myśli.
     Coś złego działo się na Coruscant. Zadrżała na samo wspomnienie wizji: płonące budynki, ciała na ulicach, stosy ciał. Rozszalały tłum, wyrzutki wszelkich ras, normalnie bytujące w niższych, podłych dzielnicach stolicy, teraz ogarnięte żądzą mordu i uzbrojone... uzbrojone... Skąd oni mieli wojskowe miotacze?
     I ten widok, o którym nie chciała myśleć, który wywoływał okropny lękowy skurcz żołądka. Wielki towarowy prom ciągnąc za sobą warkocz dymu, spada prosto na Świątynię Jedi. Wiózł chyba paliwo albo materiały wybuchowe.
     Ogień...
     Nessie zacisnęła powieki. Oni tam zginęli. Wszyscy. Nie, nie wszyscy. Yoda przeżył. Udało mu się uciec.
     Stanęła przy oknie, niewidzącym wzrokiem wpatrując się w noc. Za pustym skwerkiem ciemniały sylwety wieżowców, mgła rozmywała różowawe światła latarń. Miasto spało. Ona nie zasnęła już do rana.
     
     ***
     
     Obudził się też Darth Vader, ale on nie pamiętał snu. Miał tylko wrażenie, jakby coś bardzo bliskiego, co dobrze znał, wymknęło mu się z rąk.

ciąg dalszy w następnym numerze

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

23
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.