Magazyn ESENSJA nr 5 (XVII)
maj 2002




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Achika & Cranberry
  [GW] :  Druga strona Mocy

        ciąg dalszy z poprzedniej strony

5

     Komunikator odezwał się w czwartek wczesnym popołudniem, kiedy siedziała w pracy usiłując nie zasnąć nad klawiaturą komputera. Ciche popiskiwanie otrzeźwiło ją natychmiast: Cranberry nigdy nie dzwoniła o tej porze, czyżby coś się stało?...
     Wygrzebała urządzenie z torby i wyszła na korytarz.
     - Nessie.
     - Tu Qui-Gon - znajomy głos wprawił ją w zdumienie. Nadajnik miał zasięg ledwie dwukrotnie większy niż średnica planety, a to oznaczało, że rozmówca musi znajdować się na orbicie. Serce zabiło jej przyspieszonym rytmem.
     - Przyleciałeś po nas? - mimo wysiłków, żeby zapanować nad głosem, pytanie zabrzmiało jak rozpaczliwa prośba.
     - Raczej: do was. Musimy się spotkać. Lądujemy w lesie, tam, gdzie poprzednim razem. Trafisz?
     - Oczywiście, mistrzu. Będę za... - obliczyła szybko w myślach - jakieś trzy standardowe godziny. Bez odbioru.
     Wyłączyła komunikator i wróciła do pokoju.
     - Muszę wyjść - zawiadomiła koleżanki, zbierając pospiesznie rzeczy z biurka.
     - Jak kocha, to poczeka - mruknęła Monika, a Ewa zachichotała.
     - Przystojny chociaż?
     - Mhm - odparła nieuważnie, zdejmując kurtkę z wieszaka. Widziała, jak za jej plecami dziewczyny wymieniają spojrzenia. Za godzinę pół wydawnictwa będzie wiedziało, że ta nieprzystępna Nessie straciła dla kogoś głowę. Nieważne. Szybkim krokiem ruszyła korytarzem w stronę gabinetu szefa. Na szczęście akurat był sam.
     - Co jest? - podniósł wzrok znad projektu nowego katalogu.
      Uśmiechnęła się swoim najbardziej ujmującym uśmiechem.
     - Muszę wyjechać w ważnej sprawie. Tę korektę już prawie skończyłam. Dasz mi wolne na dziś i jutro, prawda?
     Podniosła rękę, poprawiając na ramieniu pasek torby.
     - Dam ci wolne na dziś i jutro, nie ma sprawy.
     Uśmiechnęła się jeszcze raz.
     - Dzięki, Jacek. No, to cześć.
     
     Zbiegła po schodach jakby chciała uciec przed wyrzutami sumienia. Znowu to zrobiła. Yoda zawsze powtarzał, że od takiego działania na umysły innych tylko krok na ciemną stronę, ale przecież tym razem naprawdę nie miała wyjścia. Z drugiej strony Qui-Gon twierdził, że wszystko jest w porządku, dopóki to, co robisz, jest tylko środkiem, a nie celem. A Anakin...
     Anakin kiedyś stwierdził wprost: "Przyjemnie jest rządzić kimś w ten sposób." To było tuż przed tym, zanim... odszedł. Kilka miesięcy, a wydaje się jak wieczność.
     Zaczynała go rozumieć. Od kiedy zamieszkała na Ziemi, kilka razy była zmuszona do korzystania z tej metody; o wiele częściej, niż poprzednio - zresztą, przedtem zazwyczaj robił to Qui-Gon. Wiedziała, dlaczego: nie chciał narażać swoich uczniów na pokusy ciemnej strony. Bo to rzeczywiście było kuszące. Przez cały czas musiała się pilnować, żeby zbytnio nie zasmakować w poczuciu władzy, które dawało panowanie nad czyimś umysłem.
     Przypomniała sobie słowa swojego mistrza: W każdym z nas tkwi odrobina ciemnej strony. Cała sztuka w tym, żeby nie pozwolić jej zwyciężyć.
     Na szczęście jak dotąd jej się udawało.
     Trochę uspokojona podążyła w stronę dworca PKS. Musi się zastanowić, jak najszybciej dojechać na Pojezierze Łęczyńsko - Włodawskie.
     
     ***
     
     Kiedy wreszcie dotarła na miejsce, robiło się już ciemno; gałęzie drzew odcinały się czarną mozaiką na tle nieba. Brodząc z trudem w sięgających jej powyżej kolan chaszczach wyszła na polanę. Sylwetka statku niewyraźnie majaczyła w mroku. Tamci w środku wiedzieli, że nadchodzi: trap otworzył się cicho, rzucając na poszycie prostokąt żółtego światła.
     Obi-Wan czekał na nią w korytarzyku.
     - Witaj, Nes.
     - Witaj.
     Uściskali się krótko. Poprowadził ją do kokpitu, gdzie czekali już Qui-Gon, Cranberry - no tak, ona miała o wiele bliżej - i ktoś jeszcze. Młoda, ciemnowłosa kobieta w granatowej sukni. Właśnie się odwróciła, światło padło na jej twarz.
     - Wasza Wysokość?... - Nessie zastygła z ręką uniesioną w powitalnym geście. Królowa uśmiechnęła się smutno.
     - Po prostu Padme.
     - Witaj, Nessie. Usiądź - mistrz wskazał jej wolne miejsce. - Musimy omówić kilka spraw.
     Powiesiła kurtkę na oparciu krzesła. Tu, we wnętrzu statku jej dżinsy i luźna, kraciasta koszula wydawały się dziwnie nie na miejscu. Nie zdążyła się przebrać przed wyjazdem, zresztą krótki skafander lepiej się nadawał do przedzierania przez las niż płaszcz Jedi.
     - Chcesz coś gorącego? - Obi-Wan postawił na stole tacę zastawioną metalowymi kubkami.
     - Pewnie.
     Znowu siedzieli razem i pili herbatę, jak za dawnych czasów. To było jak powrót do domu. W istocie, stanowili najlepszą namiastkę rodziny, jaką byli w stanie wzajemnie dla siebie stworzyć. Qui-Gon i Nessie, i jego były uczeń Obi-Wan, i Cranberry, od zawsze z nimi, bo Mace Windu zbyt był zajęty sprawami Galaktyki, żeby się zajmować swoją uczennicą. Brakowało tylko jasnowłosego chłopaka o nieco aroganckim spojrzeniu.
     Przez dłuższą chwilę panowało milczenie. Przerwał je Qui-Gon.
     - Potrzebujemy waszej pomocy. Królową trzeba na pewien czas ukryć.
     - On jej szuka? - spytała krótko Nessie.
     - Na razie jeszcze nie. Dlatego mamy szansę. Tu nikt za nami nie trafi.
     - Wy też zostajecie?
     - Tak.
     Nessie odstawiła swój kubek i usiadła wygodniej.
     - Dobra. Gdzie macie zamiar mieszkać - ze mną w Warszawie, czy z Cran?
     - Żadnych dużych miast - odezwała się Amidala. - Za bardzo... przypominają mi Coruscant.
     - Na wsi będziecie zwracać na siebie uwagę wszystkich.
     - Królo... Padme potrzebuje spokoju - powiedział Qui-Gon. - Miała ciężkie przejścia.
     - W porządku. Spróbujemy wam znaleźć bezpieczne miejsce. Trzeba też będzie skombinować jakieś ubrania...
     - I fałszywe dokumenty - wtrąciła Cranberry, owijając na palcu koniec warkoczyka.
     - Ubrania nie, chyba, że dla Padme. My możemy chodzić w tym, co mamy.
     - Dwóch Jedi w pełnym rynsztunku w jakiejś dziurze - mruknęła Nessie w swoim ojczystym języku. - Ależ ludzie będą gadać.
     - Co mówisz, Nes?
     - Mówię, że to kiepski kamuflaż - powiedziała, przechodząc z powrotem na basic. - Ale skoro tak chcecie...
     
     ***
     
     Korzystając z ciemności nocy przelecieli na południe, w góry, trzymając się poniżej zasięgu radarów. Statek kierowany pewną ręką Obi-Wana wylądował na niewielkiej polanie gdzieś na Spiszu. Polana miała rozmiary platformy przy promie byłego kanclerza Valorum. Tego, który rozbił się niedawno nad Coruscantem w nieszczęśliwym wypadku.
     
     ***
     - Wszystko gotowe, mistrzu - zameldowała Nessie od progu. - Wynajęłyśmy dwa pokoje we wsi. Gospodyni będzie wam sprzątać i gotować.
     Do kabiny weszła Amidala w różowej kurtce i pstrych legginsach, z włosami związanymi czarną kokardą nie przypominała dawnej władczyni Naboo. Wyglądała raczej jakby wybierała się na dyskotekę w remizie.
     - Idziemy?
     Wyszli przed zamaskowany siatką ochronną statek, wciągając w płuca ostre, górskie powietrze.
     - Zimno tutaj - stwierdził Obi-Wan, szczelnie owijając się płaszczem.
     - To nie Naboo - Cranberry zerknęła na Amidalę i szybko zamilkła, przygryzając wargi. - Przepraszam.
     Qui-Gon wyszedł ostatni, zamykając za sobą trap. Zaczęli schodzić wąską ścieżką wzdłuż potoku.
     Nessie udzielała Amidali ostatnich wskazówek.
     - ...w razie, gdyby cię zbytnio wypytywali, zacznij chlipać i powiedz, że faceci to świnie. I w ogóle udawaj, że jesteś bardzo nieśmiała, to będą myśleli, że to z tego powodu się nie odzywasz, a nie dlatego, że słabo znasz język.
     - Słabo, łagodnie powiedziane - królowa ostrożnie ominęła wypłukaną przez deszcz wyrwę w ścieżce. - Nauczyłyście mnie tylko paru wyrażeń.
     - Qui-Gon będzie rozmawiał. Poradzisz sobie? - niezbyt pewnie popatrzyła na Amidalę.
     Władczyni Naboo uśmiechnęła się blado.
     - Skoro potrafię grać rolę królowej...

ciąg dalszy na następnej stronie

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

21
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.