Wujek Owen stał przed drzwiami domu z rękami założonymi na piersi; za nim pojawiła się wycierająca ręce w fartuch ciocia. Dowódca szturmowców podszedł do nich, podczas, kiedy jego ludzie formowali za nim luźną grupę z bronią gotową do strzału. Luke zauważył, że nie są to żołnierze z miejscowego garnizonu - wskazywały na to ich nieopalone twarze.
- Czy pan jest prawnym opiekunem chłopca nazwiskiem Luke Skywalker? - zapytał oficer. Ciocia Beru podniosła rękę do ust jakby w przerażeniu, ale zaraz opanowała się.
- Jestem opiekunem chłopca nazwiskiem Luke Lars - odparł spokojnie wujek. - Adoptowałem go. Nie wiem, jak brzmiało jego poprzednie nazwisko.
Luke podskórnie wyczuł, że wujek nie mówi prawdy. Nie miał pojęcia, skąd to wie, sam nie znał swojego prawdziwego nazwiska, często jednak umiał rozpoznać, kiedy ludzie kłamią. Nessie czasem żartobliwie mówiła, że niedługo będzie w tym tak dobry, jak prawdziwy rycerz Jedi.
- Nieważne - uciął oficer. - Mamy rozkaz go zabrać. Gdzie on jest?
- Jak to ,,zabrać"? - wtrąciła się drżącym głosem Beru. - Nie możecie tak po prostu odbierać ludziom dzieci! Jakim prawem? Nic wam nie zrobił!
- Mamy rozkaz - powtórzył mężczyzna twardo. - Przyprowadźcie chłopca albo sami go poszukamy.
- Ale...
- Spokojnie, Beru - Owen położył jej dłoń na ramieniu. - Zaraz po niego pójdę - powiedział do dowódcy.
Luke zobaczył, jak wujek cofa się o kilka kroków, do sieni. Sięgnął ręką w jej głąb, z prawej strony drzwi - tam, gdzie zawsze wisiała strzelba przygotowana na wypadek ataku Ludzi Pustyni. A potem wszystko wydarzyło się w jednej sekundzie. Na widok broni w ręku Owena szturmowcy otworzyli ogień. Stary farmer zachwiał się i osunął martwy, nie zdążywszy oddać nawet jednego strzału. Beru z rozpaczliwym krzykiem rzuciła się przy nim na kolana; z nienawiścią spojrzała na imperialnych żołnierzy i sięgnęła po upuszczoną przez męża strzelbę. Podniosła ją do oka z prędkością, o jaką Luke nigdy by jej nie posądzał, ale oni byli szybsi - dwa wystrzały i Beru upadła na ciało męża.
- Szukać dzieciaka! - rozkazał dowódca. Luke zmartwiał przy okienku. Scena, która przed chwilą rozegrała się na jego oczach, była tak okropna, że nie mógł w nią uwierzyć, jak z koszmarnego snu.
To niemożliwe, z chaosu panującego w jego głowie wypłynęła rozpaczliwa myśl. Niemożliwe...
Kilku żołnierzy weszło do domu, pozostali rozproszyli się, zaglądając we wszystkie zakamarki. Za chwilę wejdą do garażu i go znajdą... Luke wiedział, że powinien coś zrobić, ale był tak przerażony, że nie mógł się poruszyć.
Nagle rozległ się wizg hamującego śmigacza. Nessie wpadła między szturmowców jak demon zagłady. Trzech padło pod ciosami jej miecza, zanim w ogóle zdążyli zrozumieć, co się dzieje; zasiekła jeszcze dwóch, reszta rozprysnęła się po obejściu, kryjąc za rozmaitymi osłonami i zasypując ją ogniem. Błyskawicznie odbijała wystrzały błękitnym ostrzem; poruszała się tak szybko, że oko ledwie wychwytywało jej ruchy, ale żołnierzy było zbyt dużo; jednemu udało się ją trafić, na szczęście miał akurat broń ustawioną na ogłuszanie. Luke bez tchu patrzył, jak Nessie pada na kolano, udało jej się jednak podnieść miecz i zasłonić przed kolejnym strzałem, a po chwili otrząsnęła się z oszołomienia.
- Luke! Bierz śmigacz!!
Zdrętwiały z przerażenia chłopiec dopiero po chwili zrozumiał, czego od niego chce. Wysunął się ze swej kryjówki i przemknął do zaparkowanego w szopie drugiego pojazdu. Nessie walczyła dalej, choć poruszała się wolniej i trochę sztywno.
Ona jest Jedi. Ma miecz świetlny. Nessie jest Jedi. Jak to możliwe? Chaotyczne myśli kłębiły mu się w głowie, kiedy automatycznymi ruchami uruchamiał śmigacz. Wyjechał na podwórze, Nessie wskoczyła w biegu, cały czas odbijając strzały z miotaczy.
- Jedź!!!
Posłusznie dodał gazu i w tumanie pyłu popędzili przez pustynię. Luke ciągle jeszcze był w szoku, ale udało mu się zebrać myśli.
- Dokąd?...
- Do Mos Eisley - odpowiedziała Nessie nie patrząc na niego. Siedziała w fotelu pasażera zgarbiona, chowając twarz w dłoniach. Nawet przez szum silników słychać było jej ciężki oddech. Kiedy ostrym skrętem wyminął skały, przeciążenie szarpnęło nią jak szmacianą lalką, wydawało się, że zupełnie nie ma siły utrzymać pionu.
- Nessie, nic ci nie jest? - przestraszył się Luke. Jeżeli jest ranna... o nie. Byli sami na środku pustyni i ścigało ich Imperium. Jeśli teraz Nessie się coś stanie...
- Nic, nic - powiedziała dziwnie zdławionym głosem, nie podnosząc głowy. - Oberwałam z broni ogłuszającej. Zaraz mi przejdzie.
Luke zamrugał oczami. Wiedział doskonale, że trafienie z broni ogłuszającej każdego pozbawia przytomności.
Ona jest Jedi. Wszystkie historie, o których tyle słyszał, nagle stawały się prawdą na jego oczach. Zawsze marzył, żeby zobaczyć prawdziwego Jedi w walce, ale nigdy nie przypuszczał, że to może być takie straszne. Oszołomiony, przerażony i skołowany skupił całą uwagę na kierowaniu śmigaczem.
Tuż przed rogatkami Mos Eisley Nessie wreszcie odzyskała siły na tyle, żeby móc prowadzić. Przemknęli zatłoczonymi jak zwykle ulicami, zahamowali przed bramą portu kosmicznego. Nessie zgasiła silnik i przez chwilę siedziała nieruchomo, jakby zbierając się w sobie. Kiedy w końcu odwróciła się do Luke'a, niemal się przestraszył. Jej twarz miała nieznany mu, twardy i zacięty wyraz.
- Luke, posłuchaj. Pójdziemy teraz poszukać jakiegoś statku, który nas stąd zabierze. Masz robić wszystko, co ci każę. Jeżeli krzyknę ,,uciekaj!", to masz natychmiast uciekać i nie oglądać się, nie czekać na mnie. Ja cię znajdę. W razie, gdyby... coś mi się stało, schowaj się gdzieś, a później znajdź kobietę nazwiskiem Guri Zantara. Powiedz, że to ja cię przysyłam, ma u mnie dług wdzięczności. Niech cię zabierze do mistrza Igena. Zapamiętasz?
Chłopiec pokiwał głową, prawie oniemiały ze strachu.
- Guri Zantara, zabrać do mistrza Igena - powtórzył drżącym głosem. Zanim zdążył zadać jakieś pytanie, Nessie wyskoczyła ze śmigacza, gestem nakazując mu iść za sobą.
Szła tak szybko, że musiał niemal biec, żeby dotrzymać jej kroku. Szerokie korytarze prowadzące do hangaru były niemal puste, tylko pod ścianami walały się jakieś pudła, skrzynki, a niekiedy zwykły złom. Minęli kilku myszkujących wśród tych gratów Jawów, grupkę dość podejrzanych osobników różnych ras ubijających na uboczu jakiś interes, w końcu weszli do obszernej hali, służącej do reperowania mniejszych statków. W tej chwili była pusta, narzędzia leżały porządnie poukładane po kątach.
Luke zobaczył, że Nessie rozgląda się czujnie i jakby z niepokojem, chociaż w sali nie było miejsca, gdzie ktoś mógłby się na nich zaczaić.
- Szybciej.
Byli już prawie przy wejściu do hangaru, kiedy jedne z drzwi po prawej stronie otworzyły się i stanął w nich ogromnego wzrostu człowiek - jeżeli to był człowiek - cały ubrany na czarno, w czarnej pelerynie i potwornej czarnej masce, przypominającej głowę owada. Tyle przynajmniej zdążył Luke zauważyć, bo Nessie w panice popchnęła go do przodu, zasłaniając sobą.
- Uciekaj, Luke! - wepchnęła go w wejście do hangaru i zasunęła za nim drzwi. Przez chwilę stał pod nimi, dygocąc ze strachu, wreszcie odwrócił się i pobiegł przed siebie jak mógł najszybciej.
Nessie wyszła na środek hali, odczepiając miecz od pasa. Z trudem przełknęła ślinę przez ściśnięte gardło. Nagle zdała sobie sprawę, jak dawno, jak strasznie dawno nie trenowała walki na miecze.
Nie chcę, pełna udręki myśl utorowała sobie drogę do jej świadomości. Dlaczego to muszę być właśnie ja...
Przywołała się do porządku, szukając oparcia w Mocy, sięgnęła w głąb siebie, jak uczyli ją mistrzowie. ,,Wewnątrz siebie zawsze znajdziesz spokój." Mocniej ścisnęła rękojeść miecza. Jedi nie cofa się przed niebezpieczeństwem. Strach i zwątpienie prowadzą na Ciemną Stronę.
Vader zbliżał się ku niej, słyszała syk oddechu zza maski. Zapalił miecz, jego brzęczenie wydawało się bardzo głośne w pustej hali.
Wyczuwała bijącą od niego nienawiść jak lodowatą falę, na chwilę aż pociemniało jej w oczach. Nigdy jeszcze nie zetknęła się z czymś takim, nawet wtedy, kiedy stała twarzą w twarz z Maulem, wiele lat temu. Nigdy nawet sobie czegoś takiego nie wyobrażała.
Zaatakował nagle; zdążyła zapalić miecz i zasłonić się, choć cios był tak silny, że zadygotały jej ramiona. Zrobiła krok do tyłu i w bok, tnąc jednocześnie od dołu, ale odbił jej ostrze bez wysiłku, weszli w zwarcie i przez chwilę stali siłując się, tak blisko, że widziała swoje odbicie w matowo czarnych wizjerach maski.
W próbie sił nie miała szans, odskoczyła piruetem i zaatakowała, licząc na swoją zwinność. Vader poruszał się wyraźnie wolniej, jak zwykły człowiek, nie jak Jedi - okaleczenia, które odniósł w pojedynku z Kenobim musiały być straszne. Ale nadal przewyższał ją fizyczną siłą, a w dodatku oprócz miecza cały czas atakował Mocą. Nessie czuła dławiący uścisk zaciskający się na jej gardle; musiała dzielić koncentrację między walkę i odpieranie tego czegoś, czego nie umiała do końca nazwać. Nawet szkolenie Jedi nie przygotowało jej na takie starcie.
Wiedziała, że nie starczy jej sił na długo - jeszcze nie doszła w pełni do siebie po trafieniu ładunkiem ogłuszającym. Czuła jednak, że Moc jest z nią, a poza tym walczyła w obronie nie tylko swojego życia. Ta świadomość dodawała jej wytrwałości. Musi zwyciężyć. Musi.
Zadawała ciosy, starając się dosięgnąć ciała przeciwnika, zasłona Vadera była jednak nie do przełamania. Zaczynało brakować jej tchu, jego oddech był tymczasem wciąż taki sam - mechaniczny, równy syk wdechu i wydechu. Respirator dostarczał mu zwiększone porcje tlenu, co pozwalało mu znosić znacznie większy wysiłek.
Odskoczyła na chwilę na bezpieczną odległość i zatrzymała się, zziajana, odgarniając opadające na twarz włosy, bo kucyk rozplótł jej się na samym początku walki. Mokra od potu bluza przyklejała jej się do pleców, ręce zaczynały drętwieć.
Vader nie wyglądał na zmęczonego. On jest jak maszyna, pomyślała.
Podniósł lewą rękę i zacisnął dłoń w czarnej rękawicy w pięść. Nessie ledwo zdążyła skupić się i przywołać Moc, by odeprzeć atak, który próbował zmiażdżyć jej tchawicę. Znowu pociemniało jej w oczach, zachwiała się i w tym momencie on runął na nią jak burza. Uniosła miecz, z wysiłkiem składając paradę. Siła uderzenia o mało nie powaliła jej na ziemię, świetlne ostrza zaskwierczały; znowu stali w zwarciu, ale tym razem przeciwnik cal po calu przybliżał broń do jej twarzy.
Wyczuła zawirowanie Mocy, nie mogła jednak się odwrócić ani uchylić - plastikowa skrzynka uderzyła ją w plecy, resztka powietrza wyrwała jej się z płuc wraz z jękiem. Nessie wyszła ze zwarcia, ryzykownie nurkując pod mieczem Vadera; szkarłatne ostrze leciutko drasnęło ją w plecy. Stłumiła okrzyk bólu, przygryzając dolną wargę, odwróciła się chwiejnie i stanęła w pozycji obronnej. Czuła, że długo już nie wytrzyma.
A Vader widział to doskonale. Znów zaatakował i nie było już świadomych myśli, tylko instynktowne, kierowane Mocą ciosy i uniki, półobroty i salta, wszystkie sztuki walki splecione w szybkim jak błyskawica tańcu życia i śmierci.
Kopniak w żebra powalił ją na ziemię; upadła ciężko na beton i na sekundę świat jakby zamarł, wszystko stało się nagle bardzo wyraźne: ona leżąca na boku, rozpaczliwie powoli unosząca miecz mdlejącymi rękami i koniec czerwonego świetlnego ostrza zbliżający się do jej szyi. Już wiedziała, że nie zdąży.
Z końca hali trysnęła nagle smuga laserowego ognia - ktoś strzelił do Vadera, zmuszając go do zasłonięcia się mieczem; Nessie wykorzystała to i przeturlała się poza zasięg jego ciosu, podniosła na nogi. Za Vaderem zobaczyła postać w jasnej tunice: mężczyzna w średnim wieku, z krótko przystrzyżoną brodą, w jednym ręku miotacz, w drugim miecz. Kenobi. Nie wyczuła jego obecności, bo zbyt była skupiona na walce. Vader najwyraźniej też. Na szczęście.
Obi-Wan jak burza przemknął przez halę, rzucił się na Sitha.
- Uciekaj! - krzyknął w przelocie do Nessie. Nie miała zamiaru go tak zostawiać, ale przypomniała sobie o Luke'u. Jej podstawowym zadaniem było chronić chłopca.
Potykając się ruszyła biegiem w stronę hangaru. Już w drzwiach rzuciła okiem przez ramię, akurat, by zobaczyć, jak błękitne ostrze miecza Kenobiego dosięga pancerza na piersi Vadera. Czarny lord upadł na jedno kolano, ale zasłonił się przed następnym ciosem. Obi-Wan nie zdążył go jednak zadać. Drzwi z korytarza otwarły się i do hali wpadło kilku szturmowców. Niedobitki oddziału, który zaatakował farmę Larsów.
|
|