Rozdział 2.
Przebudzenie.
Leciał ponad zieloną doliną, porośniętą z rzadka delikatnymi, złocistymi krzewami. W dali lśniły śnieżną bielą szczyty wysokich gór, pod jego stopami różowe skały pluły srebrzystą, lśniącą pianą. Rozkoszował się tym lotem, napawał myślą o tym, że wkrótce wyląduje, zanurzy się stopami w zielonej, zielonej trawie, a potem, po kolana w drobnych kwiatkach, pobiegnie ku domowi...
Kobierzec trawy ruszył mu na spotkanie z niesamowitą prędkością i Anakin czuł, że spada. Nie wiedział, czy to skrzydła/lotnia/statek odmówiły mu posłuszeństwa, czy nigdy ich nie było, a on spadał, bo został zestrzelony.
Zawrót głowy, ból...
Pod powiekami wciąż jeszcze miał promienie słońca. Uchylił powieki i blask poraził go. Na twarzy czuł ciepło, ale nie słyszał szumu wody. Powinien pod dłońmi mieć zmiażdżoną trawę... Jeśli w ogóle czuje, jeśli ten upadek nie sparaliżował go całkiem...
Poruszył palcami. W pierwszej chwili odniósł przerażające wrażenie, że palce go nie słuchają, ale już po chwili, jakby z ogromnej odległości, dotarło do niego wrażenie dotyku... czegoś śliskiego, gładkiego...
- Milordzie?
Zmarszczył brwi. Milordzie? Ktoś go tak nazywał... Ale kto? I dlaczego?
- Powinien już się ocknąć - rozległ się łagodny kobiecy głos. - Nie wiem, co się dzieje.
Padme?
- Padme... - wyszeptał.
Ale nie, to nie może być Padme... Dlaczego? Padme... nie żyje?
Nie żyje. A on nie nazywa się Anakin Skywalker, tylko Darth Vader i leży w szpitalu, czekając na śmierć.
Dlaczego nic go nie boli? Może już umarł? Dlaczego ma takie problemy z zebraniem myśli?
Otworzył oczy.
Tym razem światło było znacznie łagodniejsze, zalewało pokój i jego twarz ciepłą falą. Spojrzał w górę, w dół. Bał się poruszyć głową. W dole widział jednolity, zielony krajobraz... nie! Jaki krajobraz? Widział ludzkie, nagie ciało przykryte zielonym, puszystym kocem. Ciało? Jego ciało... Chyba tak, przecież nie mógłby z tej perspektywy oglądać nikogo innego Zdziwił się, że jeszcze jest cały, że się nie rozpadł. Pod kocem widać było kontury ludzkiego ciała... Ludzkiego? A gdzie jego rozrusznik serca, gdzie respirator?
Odruchowo obrócił głowę i ujrzał plecy kobiety w jasnozielonym kombinezonie pielęgniarki. Zdziwił się, że nie czuje znajomego ocierania kołnierza aparatury podtrzymującej życie, ale odniósł wrażenie, że jeszcze przez jakiś czas będzie się dziwił.
Znów poruszył palcami i zaobserwował ten ruch na kocu. Przesunął dłoń w bok i jego palce dotknęły nagiego ciała, co zgadzało się z jego poprzednim wrażeniem. Nie maszyny, nie kabli, lecz ciała. Jednocześnie poczuł łaskotanie w okolicy uda.
Przesunął dłoń w drugą stronę, aż wynurzyła się spod koca i przez chwilę nie wiedział, dlaczego jest taki zdziwiony widokiem delikatnej, męskiej ręki o krótko obciętych, różowych paznokciach. Dopiero potem sobie przypomniał...
Powinien widzieć czarną rękawicę sztucznej dłoni.
Pielęgniarka usłyszała ruch i obejrzała się.
- Obudziłeś się... Obudził się pan, Milordzie?
Była piękna. Vader chłonął ją wzrokiem. Kogoś mu przypominała... Kogo? Pochyliła się nad nim... Właśnie. Matka. Była odrobinę podobna do jego matki, ale dużo młodsza, bardziej świeża, delikatna... pachnąca...
- Megan... - przypomniał sobie jej imię. - Co się stało?
- Udało się, Milordzie - odpowiedziała ciepło. - Ma pan nowe, zdrowe ciało.
Uśmiechnął się lekko. O, tak, czuł się zdrowo... Jak dawno temu, kiedy jeszcze... kiedy jeszcze...
- Może pan mieć kłopoty z koordynacją ruchów, przypomnieniem sobie wszystkiego od razu, ale transfer osobowości przebiegł prawidłowo, choć... - urwała, przygryzła wargi.
- Choć? - zachęcił ją, zachwycony brzmieniem własnego głosu. Własnego... to było jak muzyka.
- Tamto ciało umarło... przed zakończeniem transferu. Yaro musiał sztucznie podtrzymywać je przy życiu, żeby przeniesienie było całkowite. Odpoczywa teraz.
- Gdzie ono jest?
- Usunęliśmy je zgodnie z przewidzianą wcześniej procedurą i zawiadomiliśmy Imperatora, że pozostaje pan na kilka dni w szpitalu. Musi pan nabrać sił, Milordzie.
- Nie nazywaj mnie tak - odrzekł i wzdrygnął się lekko. Czuł, że wszystko, co dotyczy Imperatora, budzi w nim dziwną odrazę. W pierwszej chwili miał ochotę spytać, czy "transfer" nie był przypadkiem wybiórczy, czy ktoś nie odfiltrował jego lojalności do Palpatine'a, ale po minucie już wiedział, że nie. Był zdrowy. Jego ciało nie miało żadnych mechanicznych implantów, niczego, co zawdzięczałby Imperatorowi. Normalna reakcja kogoś, kto przez dwa dziesiątki lat czerpał swą siłę z mrocznego źródła, a teraz nagle przestał jej potrzebować. Poczuł się czysty, wolny. Już nie musi słuchać swego mistrza. Nie musi słuchać nikogo. Nikt mu nie odbierze rąk, nóg, serca...
Nie był pewien, czy ten stan utrzyma się dłużej, czy pierwsza rozmowa z Palpatine'em nie zniszczy tej delikatnej równowagi, w jakiej znajdował się w tej chwili. Przypomniał sobie sen o zielonej dolinie. Czy to możliwe, żeby sam tak pokierował transferem informacji? Żeby instynktownie odsunął od siebie Mistrza Sithów i jego nauki?
Przypomniał sobie, że to Palpatine właśnie wyciągnął do niego dłoń, kiedy odepchnęli go wszyscy inni. Otoczył go opieką... Czy może pielęgnował go jak skuteczne i potężne narzędzie, które kiedyś będzie mu wiernie służyło?
Powoli przesunął dłoń wyżej, zgiął ją w łokciu, naprężył. To, co przedtem przychodziło mu z łatwością, teraz stanowiło problem, ale zdołał lekko unieść bark. Megan błyskawicznie przyszła mu z pomocą i podparła go ramieniem, zanim łóżko nie przystosuje się do nowej pozycji pacjenta.
Poczuł ciepło promieniujące z jej ciała i stwierdził, że czuje się aż nadto dobrze... Szybko oparł się o nią nieco mocniej i usiadł, zadowolony, że jest zajęta regulacją oparcia.
- Może pan czuć zawroty głowy, brak koordynacji ruchów, drżenie mięśni, trudności z wykonywaniem najprostszych czynności. Ciało było systematycznie stymulowane, ale mięśnie nie rozwijają się bez normalnego ruchu.
Otulił się kocem i spojrzał na nią z wyrzutem. Czemu jest taka chłodna i rzeczowa?
- Co straciłem, a co zyskałem? - zapytał, modulując głos tak, aby zabrzmiało to jak żart. Po latach wspomagania przez vokoder samo mówienie było rozkoszą.
Zmierzyła go wzrokiem i lekko potrząsnęła głową. Chyba nie podzielała jego entuzjazmu.
- Stracił pan kilkanaście centymetrów wzrostu..
- Obcięliście mi nogi? - udał przerażenie.
Nareszcie się roześmiała.
- Nie... Dave był pańskiego naturalnego wzrostu w wieku dwudziestu pięciu lat. Nie ma pan już swej nadludzkiej siły, w starym kombinezonie będzie pan wyglądał trochę... dziwnie, żelazna siła mięśni... cóż, jak ją pan sobie wyrobi, to pewnie wróci. I przykro mi ogromnie, ale stracił pan również swój czarujący image...
Podetknęła mu pod nos lusterko. Zwykłe, damskie lusterko.
Vader spojrzał i - omal nie zemdlał. Ujrzał w nim swoją przeszłość... na kilka dni przed potyczką z Kenobim.
Dotknął dłonią policzka, wyczuł na nim słaby zarost. Do licha, nie golił się od...
Coś uparcie łaskotało go w ramiona. Sięgnął tam dłonią i stwierdził, że ma włosy do pół pleców. Jasne, prawie białe loki. Jeszcze wilgotne od cieczy fizjologicznej, w której pływało ciało klona.
Pytająco spojrzał na Megan.
- Nie zdążyłam - uśmiechnęła się znowu. - Mogę je obciąć teraz.
- Za chwilę - zbył ją niedbałym gestem dłoni. - Co jeszcze? Czym jeszcze muszę zapłacić za moje nowe życie?
Wstała z leżanki i podeszła do szafki, przy której zobaczył ją po przebudzeniu. Była drobna, delikatnej budowy. Kiedy stanął za nią, musiał wesprzeć się na jej ramieniu, bo nogi pod nim drżały, pomimo, że zrobił tylko dwa kroki. Łagodnie odwrócił ją ku sobie.
- Co jeszcze?
Oczy miała bursztynowe i pełne lęku. Nie widział go u niej przedtem, kiedy spoglądała w czarną maskę.
- To zależy od pana... Milordzie. Czym jest pan gotów zapłacić i za co?
- Co z Mocą? - zapytał. - Czy wciąż jestem... Jedi?
Poruszył się zbyt gwałtownie i pociemniało mu w oczach. Natychmiast poczuł wokół siebie jej ramiona, a kiedy pole widzenia rozjaśniło mu się z powrotem, stwierdził, że siedzi na stołeczku.
- Hej, spokojnie - odpowiedziała, otulając go kocem.
- Czy jestem Jedi? - powtórzył.
- Jedi... Tak - odparła spokojnie. - Poziom midichlorianów nie uległ zmianie. Szkolenie przeszło wraz z resztą osobowości. Tak... jesteś Jedi.
Nagle zaczęła mu mówić "ty". Chyba nigdy nie miała przekonania do "Milorda". Zauważyła to i przygryzła wargę.
- Przepraszam... Milordzie, ale to ja cały czas doglądałam i pielęgnowałam Dave'a... Czuję się tak, jakby to on wyszedł z kadzi i zaczął się zachowywać jak normalny człowiek.
- Nie szkodzi. Z tego, co mówisz, nie jestem już Lordem Vaderem. Nie takim, jakim stworzył mnie Imperator. Co teraz?
- Dave... - usiadła na jego leżance i nagle w jej oczach pojawiły się łzy. - Przepraszam...
Otarła je wierzchem dłoni, jak dziecko. Pociągnęła nosem i przez moment udawała, że się nic nie stało, odwracając twarz ku ścianie. Potem się rozpłakała.