Esensja |
Pierwszy i ostatni raz |
Jak zapewne wiele osób wie, w Warszawie w dniach 5-7 IV odbył się MAGikon, konwent poświęcony przede wszystkim grom RPG. Zorganizowany został przez redakcję "Magii i Miecza" z okazji 100 numeru pisma. Dziś po ogłoszeniu zamknięcia tego przełomowego dla polskiego rynku gier fabularnego magazynu, poniższa relacja z imprezy nabiera dodatkowej wymowy. |
 |
Wiktor 'wiki' Matlakiewicz: Impreza - wbrew nadziejom Organizatorów - nie należała do najliczniejszych. W sumie przewinęło się przezeń nieco ponad 200 osób, co jak na imprezę organizowaną w stolicy może wyłącznie dziwić.
Nie wiem, czy wpływ na to miały dość wysokie koszty akredytacji, zwłaszcza w wersji dobowej, czy też brak większej reklamy w samej stolicy. Ponieważ na Dworzec Chaosu przybyłem piątkowym świtem, powitany hasłem "Witamy w Warszawie, mieście dealerów..." (tyle było widać ze schodów), więc miałem czas zarówno pozwiedzać jak i naocznie przekonać się o braku reklam nawet w sklepach "branżowych". Mało kto wiedział, gdzie szukać dokładniejszych informacji na temat zbliżającej się imprezy. Jeszcze w przeddzień w sieci rozlegały się przecież jęki "nie ma ktoś programu?"
Jeśli dodamy, że serwer redakcyjny http://www.magiaimiecz.pl zachowywał się jak kierunkowskaz (działa - nie działa), to wszystko staje się zrozumiałe. A raczej nie-zrozumiałe, bo według zapowiedzi MAGikon miał być konwentem jakiego jeszcze nie było...
Paweł 'nurek' Nurzyński: Patronami konwentu byli: Wirtualna Polska http://www.wp.pl, która nie zamieściła żadnej informacji, Esensja z na bieżąco zamieszczanymi informacjami http://www.esensja.pl/gry/zapowiedzi/magikon01.html a także Valhalla http://www.valhalla.pl/ oraz Valkiria http://www.valkiria.pl/. Patroni generalnie się spisali, ich strony, w przeciwieństwie do MiMowej, działały bez zarzutu.
Artur 'arti' Długosz: Reklama to oddzielna historia. Ale faktycznie ostatnie imprezy pokazują, jak ważnym elementem jest właściwe rozpropagowanie wydarzenia. I moim zdaniem klasyczne, środowiskowe metody są już niewystarczające. Warszawskie Spotkania Komiksowe są przykładem imprezy, która przełamała problem wąskiej reklamy. Wiem, że to zupełnie inne podwórko, ale reklamować należało MAGikon lepiej i szerzej. W sumie zostało zaproszonych kilku naprawdę ciekawych gości, i choć była to impreza absolutnie skierowana do graczy, to Brzezińska, Kołodziejczak, Ziemkiewicz, czy Pilipiuk mogli ściągnąć jeszcze więcej słuchaczy. Z drugiej strony cena wejściówki. To chyba jakiś rekord. 40 złotych za sobotę zaskoczyło mnie. W porównaniu z 10 złotymi za WSK 2002, która to impreza przyciągnęła około 1500 uczestników i była jednodniowa.
Anonimowy uczestnik: O ile wiem, impreza została faktycznie pomyślana jako konwent dla graczy. W końcu to oni byli czytelnikami "Magii i Miecza", a Magikon został zorganizowany z okazji wydania setnego numeru tegoż pisma. Niemniej jednak jako gracz od siedmiu boleści nie miałem większych problemów ze znalezieniem ciekawej prelekcji nie związanej z grami.
WM: Pod szkołę gdzie odbywał się konwent, przybyłem jakąś godzinę przed pierwszą pozycją programu. Przed drzwiami kłębił się niewielki tłumek mocno zmarzniętych potencjalnych konwentowiczów. Co prawda taki zimny chów sprzyja integracji uczestników, jednak nie było to raczej celem organizatorów. Co ciekawe wśród oczekujących wypatrzyłem Andrzeja Pilipiuka, który - pomimo bycia Gościem konwentu także nie został wpuszczony do środka. Oczekiwanie upływało w klimacie radosnego szaleństwa, że wspomnę choćby o próbie wręczenia organizatorom dwóch nagich mieczy celem wywabienia ich na zewnątrz. W drzwiach zamiast Organizatorów stanął niewinny ojciec z małoletnią córką. Jego minę będę pamiętał długo. Jak może wyglądać bowiem Osoba mająca pod opieką małoletnie dziecię, na przeciw której staje dwóch rosłych osobników ze słusznym kawałem żelaza w łapach... Dobrze, że zgodnie z filmowym wzorem ostrza mieli w dół skierowane i jaszczurów pozbawione.
AD: Mnie zaskoczyło duże zamieszanie już przy samym wejściu. W sumie zjawiłem się tam parę minut przed osiemnastą, a wciąż przed drzwiami stali ludzie, którym nie pozwalano wejść. Potem usłyszałem wyjaśnienie, że chętnych wpuszczano paczkami... Niby wszystko zaczyna się o 18., a parę minut przed tą godziną ludzie wciąż czekają na wejście. Lokalizacja w sumie została wybrana dobra, ale dotarcie do niej stanowiło wyzwanie nawet dla skautów. Adres inny, wejście od ulicy jeszcze innej.
PN: Organizatorzy stwierdzili chyba, że skoro w trzech numerach MiMa puszczą info o konwencie to stawia się na nim tłumy, odpuścili więc sobie wszystkie inne formy promocji. Konwent był jednak nie tylko dla graczy - zerwał z mityczną wizją zwykłego turlacza, którego nie interesuje nic oprócz rpg. Były inne ciekawe prelekcje: komiks, film, spotkania z pisarzami.
Brakowało mi sali kinowej.
au: I sklepiku. Bo tego mikroskopijnego stoiska z trzema pozycjami na krzyż nie liczę. Jednym z głównych celów moich wypadów na konwenty jest możliwość pogmerania w książkach i dorwanie jakiegoś białego kruka. Szkoda, że nikt nie pomyślał o tradycyjnym konwentowym antykwariacie z prawdziwego zdarzenia [ale swojego białego kruka i tak dorwałem!]. Ba! Nie było nawet stoiska firmy MAG mimo, że posiada ona w Warszawie swój sklep firmowy. Pachnie mi to trochę 'tumiwisizmem' organizatorów.
WM: Taaaak, tego brakowało bardzo. Dla równowagi nagrody w konkursach miały odpowiednie magnetyczne wklejki zabezpieczające - nierozkodowane... Na szczęście odkrycie to poczyniłem dużo później wchodząc do sklepu z ciuchami.
Ale wróćmy do wydarzeń...
Wreszcie drzwi zostały otwarte i rozpoczęło się dziesiątkowanie konwentowiczów. W imię organizacji pracy recepcji po tylu właśnie wpuszczano do wnętrza. Po okazaniu dokumentu przedpłaty otrzymałem identyfikator oraz program. Oczekując na resztę grupy zacząłem go przeglądać. Moja złośliwość szybko została zaspokojona. Literówki w nazwiskach Prelegentów byłyby zrozumiałe, gdyby nie to, że konwent organizowała redakcja ogólnopolskiego miesięcznika.
au: Odniosłem wrażenie, że sam informator był jedną wielką pomyłką. Wyglądał na sklecony na pięć minut przed oddaniem do druku, a silenie się na luz czy też może na dowcip, nie wyszło osobie odpowiedzialnej za jego przygotowanie na dobre.
WM: W informatorze znaleźć można było regulamin MAGikonu, do którego wrócę później. Jedyną nowością było zaliczenie do przedmiotów zakazanych (prócz C2H5OH i broni) niezielonych chomików. Prócz tego w informatorze znalazł się program konwentu oraz mapka trzech poziomów szkoły dostępnych dla uczestników. Z uwagi na fakt, iż kartki i etykietki rozwieszane na ścianach były dość małe, stał się on podstawowym narzędziem orientacji w czasoprzestrzeni.
AD: Trzeba przyznać, że bardzo pomocnym. Początkowo nie potrafiłem zorientować się w rozmieszczeniu sal, ale dzięki informatorowi wszystko stało się jasne. O dzięki ci, wielki informatorze!
WM: Wypełniaczem okazały się być niewielkie fragmenty z przygotowywanego właśnie jubileuszowego numeru oraz "dowcipne" komentarze przy liście organizatorów. Może mam niekompatybilne poczucie humoru, ale teksty "nie podoba Ci się program RPG i LARP? masz problem!" do mnie nie trafiają.
Po rozpakowaniu bagażu rzuciłem się w wir prelekcji połączonych z rozpoznawaniem Osób dotąd znanych wyłącznie wirtualnie.
Pierwszą prelekcją na którą trafiłem była "Lara Croft" Nurka, który po części rozwijał tematy ze specjalnego numeru Esensji. Potem Konrad Wągrowski opowiadał, jak nakręcić arcydzieło fantastyczne. Ponieważ już wkrótce sfabularyzowana wersja prelekcji pojawi się w Esensji, napiszę tylko, że po określeniu czym właściwie takie arcydzieło jest, Konrad wraz z uczestnikami zajął się kwestią, dlaczego obecnie arcydzieła się już nie pojawiają, oraz jak kino fantastyczne wygląda w Polsce.
AD: Nie chcąc być posądzanym o autoreklamę, pragnę tylko krótko zauważyć, że Konrad podszedł do tematu naprawdę ciekawie, ujawniając swoje wysokie umiejętności analityczne, wiedzę i poczucie humoru.
WM: Następnie podążyłem na prezentację najnowszego systemu Wydawnictwa MAG - "Piekło na Ziemi" (Hell on Earth). Niestety drukarnia nie zdążyła, i prowadzący prezentację Cierzy wraz z Majkoszem mogli posiłkować się jedynie oryginalnymi podręcznikami. System, będący postapokaliptyczną kontynuacją Deadlands, zapowiada się naprawdę smakowicie i już jest w sprzedaży.
Na zakończenie prelekcji pierwszego dnia odbyło się spotkanie "jak zaistnieć w sieci z własnym serwisem fantastycznym"
AD: O osiemnastej dnia pierwszego Marcin Herman miał rozpocząć prezentację "Fantastycznych światów Bilala", więc szybko odnaleźliśmy salę i punktualnie byliśmy na miejscu. Po 10 minutach znalazła się pierwsza para chętnych. Weszli i zapytali się, czy nie chcemy poprowadzić jakiejś prelekcji, więc przekonaliśmy ich żeby zostali i Marcin miał wreszcie pierwszych słuchaczy. W sumie znalazło się jeszcze parę takich osób.
WM: Ja w identyczny sposób trafiłem - jako pierwszy - na wspomnianą prelekcję Nurka. Dodatkowym bonusem było coś na kształt "w samo południe", bo obaj staraliśmy się dojrzeć treść identyfikatora...
PN: Generalnie konwent wolno się rozkręcał, w piątek snuły się niewielkie grupki osób, ale w większości były to poszukiwania dawno [lub w ogóle] nie widzianych znajomych, a nie ciekawych prelekcji.
au: Ale w piątek nie spotkałem się z tym, żeby prelekcja nie odbyła się, ponieważ na sali nie pojawił się nikt prócz prelegenta. Natomiast w sobotę i niedzielę zapał uczestników nagle osłabł i mimo, że było ich więcej, niewielkie salki prelekcyjne świeciły pustkami.
WM: Należy też wspomnieć, że osobom nie zainteresowanym prelekcjami pozostawało bujne życie konwentowe, a także "wynajęci" Mistrzowie Gry gotowi poprowadzić sesje RPG systemów wydawanych (zarówno aktualnie, jak i w przeszłości) przez Wydawnictwo MAG. Przygotowano nawet odpowiednio urządzone sale dla potrzeb Warhammera, Zewu Cthulhu, DeadLandsów, Gasnących Słońc i Wiedźmina: Gry Wyobraźni.
Niestety z uwagi na dość wysoką cenę akredytacji, Uczestników nie wystarczyło do przeprowadzenia wszystkich zaplanowanych LARPów. Przez cały czas konwentu wyglądało to tak, że zbierano zapisy, a odbywał się ten z LARPów, który miał najwięcej chętnych, czyli ilość wystarczającą do jego przeprowadzenia...
Na drugi dzień po spożyciu śniadania (szkolna stołówka zaskoczyła mnie niskimi cenami, przecząc opinii, że Warszawa jest miastem horrendalnie drogim) pomaszerowałem na spotkanie z Adlerem i Piątkowskim. Po części spotkanie to nawiązało do tematów, które były poruszane w czasie prelekcji Nurka o Larze Croft i kinie fantastycznym Konrada. Ukoronowaniem była niedzielna prelekcja Grega, Nurka i Piątkowskiego o cyberpunku.
Jednak tak naprawdę to sobota upłynęła mi pod znakiem kolejnych spotkań autorskich - konwent zaszczycili swą obecnością Anna Brzezińska, Tomasz Kołodziejczak, Rafał Ziemkiewicz.
Równolegle Majkosz i Madej prowadzili gigantyczną prelekcję, a raczej dwuosobowy show "Ogólna teoria gier"
Ukoronowaniem dnia był "Mroczno Naporowy Konkurs Fantastyczny 3ed" poprowadzony przez JaXę. Kto nie był - ma czego żałować. Tu nieskromnie wspomnę tylko że team Wieprze Dzikie i Szczeciniaste im. Andrzeja Sapkowskiego w składzie Ingwar, Nurek i Wiki dzielnie stawał i wygrał (dzięki za natchnienie, nasza Muzo) wykonując takie zadania jak 'Syrenka Warszawska jako pokemon, opisz jej ataki', czy 'przedstaw cierpienie dowolnej postaci z SFF'.
au: Magikon był dziwnym konwentem. A może dziwni byli jego uczestnicy? Po jego zakończeniu słyszałem opinie w rodzaju "Kicha", "Nic się nie działo", "Gdyby nie znajomi..." i tak dalej. Zadałem jednemu z takich malkontentów pytanie, co mu się nie podobało. Uzyskałem odpowiedź, że organizatorzy dali ciała i zrobili konwent po prostu nudny. Zapytałem zatem, czy aż tak bardzo nie podobały mu się przygotowane prelekcje. Mój rozmówca podrapał się po głowie, pomyślał i stwierdził, że w sumie był tylko na jednej prelekcji, którą organizował kumpel. Biorąc pod uwagę fakt, że zawsze najbardziej na konwenty narzekają gracze, zastanawiam się, czy jest jakiś sens w organizowaniu dla nich konwentów. Może wcale nie są im potrzebne? A może to po prostu charakterystyczna cecha graczy? W końcu wędrując po terenie szkoły nie raz zachodziłem do piwnicy, w której stały stoły przeznaczone do rozgrywania sesji.
Wszystkie obsadzone skupionymi graczami wsłuchującymi się w słowa Mistrzów Gry. Muszę też wspomnieć o zakontraktowanych sesjach, które odbywały się codziennie przez ładnych kilka godzin. A co z najróżniejszymi konkursami, prelekcjami, panelami i dyskusjami? Myślę, że ten, kto zamiast przyjeżdżać na konwent po to, by napić się ze znajomymi, próbował faktycznie coś z niego wyciągnąć, powinien być zadowolony. Zresztą to nie tylko moja opinia.
WM: Opinie jakie słyszałem zarówno na samym Magikonie, jak i po jego zakończeniu są poniekąd zbieżne - uczestnicy byli zadowoleni, natomiast strona organizacyjna pozostawiała wiele do życzenia.
PN: Konwent, nie był zły, ale nie był też dobry. W informacjach publikowanych w MiMie szykowała się wielka, przełomowa wręcz impreza, która miała pokazać wszystkim jak powinny wyglądać konwenty. A nie było to nic odkrywczego. Panowie rozbudzili nadzieje a zrobili po prostu zwykły konwent. Owszem nie było żadnych spektakularnych wpadek, ale nie był to również spektakularny sukces. A, chyba powinien, bo nieczęsto zdarza się taka okazja.
Leszek 'Leslie' Karlik Moja relacja ze spotkania o teorii gier i wrażenia z niedzieli. :) |
Na spotkanie poświęcone 'ogólnej teorii gier' i prowadzone przez Majkosza i Madeja ostrzyłem sobie zęby na długo przed rozpoczęciem konwentu.
Na spotkanie to został przeznaczony wielki blok - 5 godzin, od 10.00 do 15.00. Niestety, oznaczało to, że żeby zdążyć na spotkanie trzeba było podnieść się z łóżka przed godziną dziesiątą - w sobotę. Dla osób śpiących na terenie konwentu zapewne żaden problem, ale dla mnie wywleczenie się z cieplutkiego, mięciutkiego łóżeczka w weekend - i to na dodatek przed południem - jest czynem zaiste heroicznym. W związku z czym oczywiście spóźniłem się i przybyłem na prelekcję po 11.00. Na dodatek w trakcie prelekcji miało miejsce spotkanie członków polskiej listy dyskusyjnej Earthdawna, którego również nie chciałem opuścić - co oznaczało że przegapiłem następny kawałek prelekcji.
Sama prelekcja była bardzo ciekawa i świetnie poprowadzona. Aż nadto świetnie - w ciągu pięciu godzin prelegenci nie nudzili, świetnie bawili publiczność, słowem, zrobili doskonały show. I wyrobili się tylko z połową materiału, czyli teorią, a zastosowanie teorii w praktyce nie zmieściło już się w tej megaprelekcji. Szkoda.
Sama teoria wydała mi się dość znajoma. Jej autorzy nakreślili bowiem dwie osie - zanurzenia w świat gry (imersji), oraz współpracy lub indywidualizmu. A następnie w zależności od pozycji w jednej z czterech ćwiartek pola podzielonego przez nakreślone osie przydzielili gracze do jednej z czterech grup - odgrywających, tworzących historie, 'turlaczy' (vel 'taktyków') oraz 'imprezowiczów' (vel 'pajaców'). Brzmi znajomie? Z kilkoma ich założeniami się nie zgadzałem, chociażby ze stwierdzeniem że gamiści (tfu, znaczy, taktycy) preferują grę indywidualną od zespołowej czy też ze założeniem, że na linii 'odgrywający' vs 'tworzący historię' występuje współpraca, podczas kiedy na linii 'taktycy' vs 'odgrywający' występuje konflikt. Najbardziej jednak interesującym dla mnie faktem było to, że po zaznaczeniu w poszczególnych miejscach wszystkich czterech archetypicznych grup, a następnie zaznaczeniu wyznaczonych przez autorów 'linii współpracy' otrzymaliśmy coś na kształt... rozłożonego na płaszczyźnie czworościanu. Czyli tetraedru z drugiej części artykułu o 'triadzie stylów'.
Po przemyśleniu, skąd wzięły się główne różnice między moimi opiniami a pomysłami Majkosza i Madeja, doszedłem do wniosku, że oni podeszli do swojej klasyfikacji bardziej z punktu widzenia graczy, a ja - bardziej z punktu widzenia Mistrza Gry i wymyślania przygód.
Prezentacja była świetna i z niecierpliwością czekam na to, kiedy Madej i Majkosz przeleją swoją teorię na papier. Znacznie ułatwi mi to dyskusję z niektórymi z ich założeń... <grin>
W niedzielę udało mi się zgodnie z planem wywlec z łóżka rano, tzn. za piętnaście dziesiąta. Przez zrezygnowanie ze zjedzenia śniadania i ruszenie żwawym truchtem w kierunku tramwaju, udało mi się nawet specjalnie nie spóźnić na odbywające się o 10.00 spotkanie o cyberpunku, prowadzone przez Nurka, Grega i Piątkowskiego.
Potem miałem godzinkę przerwy, podczas której poplotkowałem trochę z resztą redakcji, a następnie poprowadziłem swoją prelekcję o realizmie śmierci. Niestety, z uwagi na to, że na prelekcję miałem tylko jedną godzinę, nie wyszedłem zbytnio poza zakres informacji przedstawionych wcześniej w artykule Esensyjnym - a szkoda, bo udało mi się od tego czasu znaleźć trochę interesujących informacji o obiecujących nowych technologiach, które znajdą najprawdopodobniej zastosowanie w medycynie urazowej, zwłaszcza na polu walki.
|
|
|
 |
|