Magazyn ESENSJA nr 6 (XVIII)
czerwiec-lipiec 2002




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Sławomir Mrugowski
  Za cenę najwyższą...

        ciąg dalszy z poprzedniej strony

     VII
     
     Na koziegłowskim targowisku wrzało. Tłum gapiów wzniecał hałas niczym stado zarzynanych prosiaków. Pośrodku placu leżała sterta chrustu na dwóch chłopów wysoka. Ryczały woły zaprzężone do ustruganego pala.
     Strzygonia przewrócił się w błocie. Wypluł brudny piasek. Spróbował poruszyć się. Spętany konopnym sznurem nie czuł już członków. Szarpał się i klął na chłopów próbujących dźgać go drągami. Grodowi strażnicy bez zaangażowania odganiali zawziętych wieśniaków.
     - ...tak więc za krzywdy wyrządzone przeciw dobru wspólnemu, gwałty i rozboje, brak szacunku dla urzędu... - Grabiec otarł pot z czoła. - ...w imieniu pognębionego ludu... - siorbnął udając wzruszenie. Bardzo chciał zostać wójtem. Za jego plecami stali kowal i drwal. Grabiec miał duże szanse. - ...skazuję ich...
     - Precz, precz! - krzyknęła z tłumu baba. - Przecz od Strzyga! Nasz on jest! Ostatni, co Połabów z popielowej chęsy bije! - w stronę stosu przedarła się korpulentna białka w pasiastej sukni.
     - Precz od niego, chamy! - wrzasnęła. Kiedy stanęła przed związanym Strzygonią, przytrzymujący kasztanowłosego odstąpili. Klęli pod nosem.
     - Wójta, nieczystego wieprza trza sądzić, Mamlicza na pal nizać pospołu z tą rudą wywłoką z jeziora! - przekupka wskazała grubym palcem na leżącego na wozie grubasa. Była przekonująca. Tłuszcza z rykiem ruszyła do bryki.
     Do starszej dobrnęła druga dziewka, nie mniej jędrna, ale wiele młodsza. Na jej twarzy malowało się podniecenie. Rumieńce rozpaliły policzki po czoło. - O matko, matko Isso... - szeptała tuląc się do kumy.
     - Masz, Marzenno, swojego Strzyga - szepnęła do niej starsza. Osłoniła ich ciałem.
     Marzenna przypadła do kasztanowłosego. Zdjęła chustkę. Zamachnęła się, żeby przykryć głowę skazańca. - Mój ci... - ten podniósł twarz. Kosmyki z nanizanymi paciorkami nasunęły się na czoło. W ich cieniu wyglądał upiornie. Strzygonia wiedział o tym. Dziewka zamarła.
     - Aleś ty brzydki... - jęknęła.
     
     
     VIII
     
     W kamiennym murowanym palenisku dogasał ogień. Błękitno-żółte języki wznosiły się jeszcze ponad żarem, ale nikt nie dokładał już bierwion. Wysoko ponad płomykami, zatknięty na żerdzi, wisiał żałosny świński szkielet. W przestrzeń pogrążoną w półmroku spoglądały smutne oczy wieprza.
     Karczma wyglądała jak chlew. Po podłodze walały się porozbijane dzbany, wywrócone stoły i resztki jedzenia. Na ścianach pląsały cienie. Oberżysta kimający nad ladą raz po raz podnosił głowę. Przewracając oczami powtarzał pod nosem. - Do ostatniego gościa - wzdychał i na powrót zasypiał.
     Kasztanowłosy mężczyzna pochylony nad misą rzucił za siebie ogryzioną kość. Z hukiem upadła na belki podłogi. Natychmiast dopadły do niej dwa brzechuny. Pogryzły się wściekle. Z podłogi uniósł się pył. Przewracające się zydle zbudziły karczmarza.
     - Fora ze dwora, psiejuhy, przybłędy! - spojrzał złym wzrokiem na mężczyznę siedzącego w kącie. Poznał go dobrze. Wojownik pił u niego już ósmy dzień. Karczmarz wiedział, że nie skończy, nim nie padnie. Ruszył w stronę kotłujących się kundli. Zakręcił młyńca miotłą i rąbnął trzonkiem po grzbietach. Rozległo się skamlenie.
     Psy odskoczyły od siebie. Mniejszy powlókł gnat w kąt oberży. Legł pod nogami woja. Drugi zawarczał przy drzwiach. Widząc biegnącego karczmarza, zrejterował w szarość przedświtu.
     - Hej! - mężczyzna odziany w kubrak szyty rzemieniem, z narzuconym na plecy niedźwiedzim futrem, zawołał w stronę zezłoszczonego gospodarza. - Miodu dla Słowianina Strzygoni. Piję za pamięć Wirgontera Wilka, syna Hanulfa jarla Rugiów... - mętnym wzrokiem spojrzał na szynkarza - ...pierwszego wśród moich przyjaciół.
     Kiedy wyszczerbiony garniec pojawił się przed nim, wzniósł go rozlewając obficie. Strzygonia mlasnął i oblizał wargi.
     - Cholera, mogłeś mnie zostawić... - Wirgo westchnął.
     - Wtedy, na Lednicy... - kasztanowłosy ciężko oparł się o stół. Spojrzał na młodzika zza otłuszczonych, zwieszonych kosmyków. - ...ocaliłeś mnie przed Kostuchą. Może przed czymś gorszym i teraz... Nawet nie dałeś mi szansy, żeby spłacić dług... Chciałeś zginąć i, cholera, dopiąłeś swego. Nie byłem w stanie pokonać Skierki, chędożonego elfa, goplaniego służalca...
     - Nieprawda, to dzięki tobie mogę odejść tam, gdzie chcę. Dzięki tobie jestem wolny, i już mam w sobie spokój - westchnął młodzik. Chwilę trwała cisza.
     - Muszę jechać... - chłopak wyprostował się. - ...do swoich. Tam jest mój dom.
     Kasztanowłosy pokiwał głową.
     - Teraz wiem... Nie zginiesz przy jakiejś zabłoconej drodze, w pogoni bez celu... Znam już tę przyszłość. Opiekunka poprowadzi cię, ale ona też wie, że odtąd nic już nie będzie takie samo.
     - Miał rację Morrion... Śmierć jest najwyższą ceną... - kasztanowłosy zwiesił głowę.
     - Morrion?
     - Poznasz go, Wirgo. Teraz go poznasz.
     - No cóż... - Wirgo chrząknął. - ...to strzemiennego! - wstał.
     - Strzemiennego! - kasztanowłosy wzniósł naczynie. Wypił do dna i grzmotnął pustym o podłogę. Wirgo szybko odwrócił się. Nie obejrzał się już. Z trzaskiem zamknęły się za nim drzwi.
     Karczmarz pokiwał głową z politowaniem. Przyzwyczaił się do marudzenia kasztanowłosego wojownika pijącego samotnie. Dopisał naczynie do rachunku. Poderwał się, kiedy uderzyły drzwi, a do izby wpadł niezwykły, mroźny wiatr, niespotykany późną wiosną. Karczmarz skrzyżował palce, był przesądny.
     
     Koniec
     Styczeń 02

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

9
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.