Magazyn ESENSJA nr 6 (XVIII)
czerwiec-lipiec 2002




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Achika & Cranberry
  [GW] :  Druga strona Mocy

        ciąg dalszy z poprzedniej strony

10

     To był biedny kraj. A ludzie nauczyli się już nie zadawać zbyt wielu pytań. Po co wiedzieć, kim są przyjezdni, którzy czasem lądują helikopterem na placu zrujnowanej przez gospodarkę rynkową fabryki. Kupili to kupili. Że migają mundury, że nocami słychać strzały, widać dziwne błyski. Nie pierwsi to obcy żołnierze w tej miejscowości. I nie ostatni.
     Szosa ze Sławatycz biegła przez wieś prosta i zapraszająca. Szły tędy różne transporty. Narkotyków, broni, ludzi. Mieszkańcy naprawdę woleli nie pytać.
     
     ***
     
     Cranberry weszła za Palpatinem do opuszczonej hali fabrycznej. Musiała również służyć za strzelnicę, bo pod ścianami walały się popalone laserami tarcze w kształcie postaci.
     - To są moi uczniowie - nie przyzwyczaiła się jeszcze do jego głosu, ciągle przyprawiał ją o dreszcz. - Darth Vader i Darth Maul.
     Dwóch Sithów walczyło pośrodku sali. Nie przypominało to treningów, w jakich uczestniczyła. Walka była pełna agresji, uderzenia mieczy silne, a ciosy i kopniaki prawdziwe, nie udawane.
     Ten, którego nie znała, Darth Maul, przegrywał. Nie pomagała mu wściekła determinacja ani dziwny miecz o dwóch ostrzach. Poruszał się po prostu zbyt wolno.
     Vader przewrócił go w końcu, z pogardą kopnął w jego stronę miecz i sięgnął po płaszcz, nie zaszczycając spojrzeniem wytatuowanej twarzy przeciwnika.
      - Bardzo dobrze, Vader - Palpatine uśmiechnął się zadowolony. Nie był zdziwiony wynikiem.
      Darth Maul patrzył na nich nienawistnie z końca sali, gdzie naprawiał coś przy mieczu.
      - Dziękuję, panie - powiedział cicho Vader.
      Jego twarz pod kapturem jakby inna, zimna i spokojna. A przecież widziała go ostatnio tak niedawno. "To przez oświetlenie, na Coruscancie słońce złociło mu włosy. On jednak zawsze był przystojny" - pomyślała.
      - Kolejny Jedi przekonał się o sile Ciemnej Strony - Palpatine gestem dłoni wskazał Cranberry.
      Vader skinął głową. Sithowie w ogóle rzadko się odzywali.
      - Ana... - Cranberry w ostatniej chwili ugryzła się w język - Vader...
      - Znowu będziemy mieć tego samego mistrza?
      - Chyba tak.
      - Dużo ćwiczyliście razem? - zainteresował się Imperator.
      - Właściwie od zawsze.
      - Dobrze. Potrzebuję kogoś, kto osłaniałby Vadera. Kogoś, kto byłby z nim doskonale zgrany w walce. Maul nie umie mu się podporządkować.
     Senator mówił to, patrząc na żółtookiego Sitha. Maul skulił się pod tym spojrzeniem. Cranberry poczuła falę jego nienawiści, aż się wzdrygnęła. "Ciemna Strona jest silna, rzeczywiście silna."
      - Spróbujcie teraz - rozkazał Palpatine.
     
     Nowy Sith, myślał Darth Maul, nowy uczeń, który wchodzi na jego miejsce. Pożałuje.
     Któż to niby jest. Jaki tam z niej Sith, to Jedi, jak Vader. Tylko Maul był uczniem Sitha i jest Sithem.
     To nawet nie Jedi, tylko padawan, stwierdził z niesmakiem Maul, kiedy zdjęła kaptur.
     Jest dumna, wyczuł. Lubi rządzić ludźmi, uwielbia.
     Jak Vader.
     
     Stali naprzeciwko siebie, mierząc się wzrokiem. Cranberry zaatakowała pierwsza, chcąc zyskać przewagę, ale nie udało się - Vader odbił jej cios z taką siłą, że rękojeść miecza zadrżała jej w ręku. Potem błyskawicznie przeszedł do kontrataku. Od razu poczuła różnicę. Przeciwnik był straszny. Bardzo obcy. Jakby nigdy w życiu z nim się nie biła. Jego myśli były twarde, lodowate i dalekie od tego, co znała. Cofała się przed nim, przed Mocą, nie przed mieczem.
     Później uświadomiła sobie, że i wcześniej był jedynym Jedi, który używał Mocy w czasie treningów. Tak się nie robiło. Za dużo w tym było gniewu.
     Ale to było kiedyś.
     Wyprowadziła cięcie w nogi, zmuszając go do przeskoczenia przez jej ostrze, to jednak był błąd: w ułamku sekundy zanim zdążyła z powrotem unieść miecz, znalazł się tuż przy niej i trzasnął łokciem w twarz. Pociemniało jej w oczach, ale jakoś zdołała złożyć paradę - cios, który miał ją rozbroić, ześliznął się po klindze. Otrząsnęła się i skoczyła na niego. Za wolno. Zaszedł ją od tyłu i kopniakiem w kolano podciął nogi. Upadła ciężko na beton, przetoczyła się i natychmiast wstała, atakując ponownie.
     "Całkiem ładnie" pomyślał Palpatine.
     Przestała uważać, żeby nie zrobić Anakinowi, to znaczy Vaderowi, krzywdy. Cięcie, odskok, piruet, cięcie, cholera, sparował. Zaraz się okaże, kto tutaj będzie ukochanym uczniem.
     "Całkiem ładnie, ale on się tylko z nią bawi. Zobaczymy, jak sobie potem poradzi."
     Vader widział zza skrzących się mieczy twarz Cranberry. Pot zlepił jej włosy. Czuł jej wściekłość i ambicję. Odbijali się w sobie jak w lustrze.
     Wzięła rozbieg i podwójnym saltem przeskoczyła nad głową Vadera, tnąc z góry z całych sił. Świetlne ostrza uderzyły o siebie z trzaskiem. Wylądowała na ziemi i natychmiast piruetem wyszła poza zasięg jego ciosu, on jednak rzucił się na nią, potężnym uderzeniem odbił jej klingę w bok, na chwilę pozbawiając ją osłony. Pięść w czarnej rękawicy była jak z żelaza: Cranberry upadła na kolano, czując w ustach smak krwi.
     "Co jest, kurwa!", pomyślała. Dawno już zapomniała nauki Qui-Gona, że Jedi nie przeklinają, bo to dowód bezradności.
     Zasłoniła się mieczem tak, aby nie mógł jej kopnąć, ale kolejny cios zmiótł jej klingę jak źdźbło - miecz poleciał daleko w bok i zgasł. Zerwała się na nogi, wyskoczyła saltem, łapiąc w powietrzu broń, wylądowała za Vaderem. Zapłacisz mi za to.
     Wyglądała, jakby chciała go zagryźć.
     "Mam szczęście do uczniów." Senator oparł się o ścianę i przyglądał im się z satysfakcją.
     Uderzyła szerokim zamachem z góry i z boku, zasłonił się, zawadziła go jednak w ramię, samym końcem. Nie krzyknął, ale po gwałtownym drgnięciu poznała, jak bardzo go zabolało. Niebieskie oczy zwęziły się z wściekłością.
     Parując atak prawą ręką, wykonał lewą krótki gest. Cranberry obróciła się w samą porę, rozwalając mieczem lecący na nią kawał złomu. Vader kopnął wysoko, mierząc w szczękę; odskoczyła w ostatniej sekundzie, ale spod ściany poderwała się plastikowa skrzynka i z impetem uderzyła ją w plecy. Przekoziołkowała po ziemi, zdzierając sobie skórę z kostek dłoni zaciśniętych na rękojeści miecza. Podniosła się na kolana - za późno. Vader doskoczył, kopnął ją w łokieć, wytrącając miecz. Ból sparaliżował jej prawe ramię aż po bark.
     Wiedziała, że przegrała. Klęczała z pochyloną głową, walcząc z mdłościami.
     Nawet się nie bawił w sztuczki z Mocą. Podszedł i ciosem w skroń rozciągnął ją na betonie.
     - To za to, że mnie zraniłaś - wysyczał, choć nie mogła go już usłyszeć.
     - Wystarczy, Vader - odezwał się spod ściany Imperator, mrużąc z zadowoleniem oczy. - Vader, dosyć.
     
     ***
     
     Obudziła się na podłodze strzelnicy, gdy szary, lepki świt wlewał się już przez brudne szyby. Widziała kałużę zakrzepłej krwi na posadzce tuż przy swojej twarzy. Widziała, jak miecz błyszczy pod stertą tektury przy przeciwległej ścianie.
     Gdzieś w górze zatrzepotały skrzydła, wrona siadła na dachu.
     Spróbuję wstać.
     Bolało.
     Siadła, ale świat zawirował.
     Kiedy wstała po raz drugi, wyciągnęła rękę po miecz. Ledwo drgnął. Powlokła się po niego na kolanach.
     Ale wychodziła z hali nie chwiejąc się już, wyprostowana i z zaciśniętymi ustami. Słabe światło kryło posiniaczoną twarz.
     Jestem Sithem.

ciąg dalszy na następnej stronie

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

24
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.