Magazyn ESENSJA nr 6 (XVIII)
czerwiec-lipiec 2002




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Michał Młotek
  Dwa shorty i haiku

        Dawno nie publikowaliśmy świetnych miniatur literackich Michała...
     Fale prawdopodobieństwa
     
     Ostatnimi czasami wiele jeździłem. Konferencja tam, kongres tu. Australia, Rosja, Kanada. Tyle miejsc, tyle wrażeń, żadnych pomysłów, a czas się kończy...
     Teraz siedzę na plaży, obserwuję fale i wiem. Patykiem na piasku liczę prawdopodobieństwo, że ktoś taki jak ja znajduje miejsce takie jak to. Za każdym razem, gdy mam gotowy wynik, przychodzi fala i zaciera wszystkie cyfry poza jedną - 1.
     Obok mnie leżą trzy puste butelki po winie. Czwartą - otwartą - mam w ręku.
     W gruncie rzeczy fala ma rację - jestem w tym miejscu, więc wynik nie może być inny.
     Dla sprawdzenia czy jestem już upity zazwyczaj liczę sobie różne rzeczy. Jak trudno znaleźć diament na ulicy, czy odnajdziemy w tym dziesięcioleciu Obcą Cywilizację i tym podobne.
     Co pewien czas przychodzi fala i zostawia cyfry. Zazwyczaj dziwne. Przy wynikach dotyczących przyszłości - zawsze zero.
     Zostało jeszcze pół butelki wina.
     "Czy zdążę odgadnąć czemu tak jest?" - 1
     "Czy dożyję jutra?" - 0
     "Czy to meteoryt?" - 0
     To jak gra w 10 pytań.
     "Czy to czynnik zewnętrzny?" - fala nie przychodzi. No nic. Zrobię obliczenia dla katastrof naturalnych... Fala zostawiła "0".
     A więc to my sami...
     W butelce już widać dno, lecz do północy jeszcze ponad godzina. Jeszcze mam czas.
     "Czy atak już rozpoczęto?"
     Błysk jaki zobaczyłem wystarczył za odpowiedź. Fala nie musiała nadchodzić.




     Śmierć tego świata
     
     - Świat umiera. Tak. Całkowicie pada - Antonio podparł swoje słowa stuknięciem laską. - Powiadam ci, Albercie - koniec jest bliski. Podaj mi to co zwykle.
     Po chwili Albert wrócił, niosąc szklankę wody i kieliszeczek Ouzo.
     Postawił je przed staruszkiem i sam usiadł.
     - Czemu pan tak sądzi, Don Antonio? Pogoda przecie ładna, żaden potop nam raczej nie grozi.
     - Chłopcze - Antonio do wszystkich mówił per "chłopcze", a z kobietami nie rozmawiał - popatrz na zegar. Dziewiąta minęła, a ich jeszcze nie ma - Antonio, pomimo swych czarnych okularów, zawsze wszystko doskonale widział.
     Albert nie musiał się rozglądać - w tawernie, oprócz nich, siedziała tylko para turystów powoli kończących drugi dzban wina.
     Za oknem mrok z wolna gęstniał.
     Powoli pojawiała się reszta, aż byli już wszyscy: niepozorny Takis, kościsty Donistis, siwiutki Kostas i Don Antonio.
     Jak co wieczór rozmawiali o czasach, które minęły i o czasach, które nastały. Takis narzekał na nowe Zarazy, jakie człowiek wymyślił. Donistis mówił o Głodzie, który ludzie sami sobie uczynili. Kostas ubolewał nad każdą Wojną bez powodu (a każda, jaką widział, takową była). Tylko Don Antonio nic nie mówił. Tylko on, jako jedyny spośród Czterech nosił jeszcze miano "Don". Zastanawiał się jak długo jeszcze będzie potrzebny. Ile czasu zajmie ludziom zdobycie nieśmiertelności.
     
     ... lub, co było bardziej prawdopodobne, wynalezienie własnej śmierci




     Ouzo
     
     Zapach anyżu
     Powolny żar słodyczy
     Chłodny kieliszek




     Przepis na dobrą S-F
     
     Stalowe oczy
     i garść gwiazd wymieszaj w
     kieliszku wina
poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

35
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.