Magazyn ESENSJA nr 6 (XVIII)
czerwiec-lipiec 2002




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Alexa
  [GW] :  Prawo robotyki

        ciąg dalszy z poprzedniej strony
     - Zbudowałeś własny miecz - rzekł, znów zwracając się tylko do Luke'a. -  Wiele się nauczyłeś. Jesteś potężnym Jedi, tak, jak to przewidział Imperator. Mądrze uczyniłeś, że sam się poddałeś.
     W tej samej sekundzie Luke uznał, że uległ złudzeniu optycznemu. A może to Moc...? Twarz Davida, do tej pory wyrażająca tę samą niepewność, którą i on odczuwał, nagle przybrała wyraz całkowitego spokoju i satysfakcji.
     Lekki, ironiczny uśmieszek wykrzywił pełne wargi klona. Niespokojny dotąd wzrok nabrał nagle twardości i błysku stali.
     Luke, spłoszony, szybko odwrócił wzrok, zastanawiając się, co oznacza ta przemiana. Czy ten mydłek rzeczywiście jest jego ojcem, czy tylko lekko skomplikowanym wariatem? A może to on sam zwariował?
     Przez chwilę uwierzył czarnej postaci kusiciela z Bespin. Pewnie tego pożałuje.
     - Mądrość jest cechą prawdziwego Jedi, czyż nie? - jakby w zadumie mruknął Vader.
     - Tak, ojcze - wykrztusił Luke, starając się zachowywać tak, jakby miał do czynienia z prawdziwym Vaderem. A może tak było? Może David uwikłał go w sieć kłamstw, żeby uczynić z niego łatwiejszą ofiarę?
     - Widzę, że zaakceptowałeś prawdę.
     Zagłębił się w Moc i delikatnie zbadał górującą nad nim czarną postać.
     Poprzez czarną maskę wyczuwał jedynie mechanizmy i półprzewodniki. Robot.
     - Zaakceptowałem to, że jesteś Anakinem Skywalkerem, moim ojcem.
     - To imię nie ma już dla mnie żadnego znaczenia.
     - Wyczuwam, że jest w tobie dobro. Konflikt. Imperator nie zdołał go wyplenić do końca - zaryzykował Luke. Długo jeszcze tej komedii? Próbował wyobrazić sobie, że rozmawia z prawdziwym Czarnym Władcą. - Zapomniałeś, co to znaczy, ale teraz już wiesz. Nie oddasz nas w jego ręce.
     Vader z cichym sykiem wyłączył miecz.
     - Nie ma żadnego konfliktu - rzekł. - Obi-Wan też kiedyś myślał tak, jak ty.
     Młody człowiek podniósł na niego wzrok. Vader stał nieruchomo, jakby czekając na coś, co nigdy nie nastąpiło.
     - Nie znasz potęgi ciemnej strony, Luke. Muszę słuchać mojego mistrza.
     Luke spojrzał najpierw na Vadera, potem na pobladłą, pokrytą kroplistym potem twarz Dave'a. Wiedział, co czuje tamten. Ta rozmowa mogła toczyć się między nimi.
     - Nie przejdę na ciemną stronę, ojcze. Będziesz musiał mnie zabić.
     - Jeśli takie jest twoje przeznaczenie...
     Vader wyraźnie ignorował Davida, który także nie starał się rzucać w oczy. Wiedział, że przyjdzie kolej i na niego.
     Rzeczywiście, nie czekając, aż Luke mu odpowie, Vader zwrócił się do niego, kładąc mu dłonie na ramionach.
     - Witaj, mój uczniu. Imperator oczekuje cię z niecierpliwością. Wypełniłeś swoją misję. Jedi przyszedł tutaj bez oporu, tak, jak przewidziałeś.
     Luke skurczył się w sobie, z trudem przełknął ślinę. Więc jednak!
     Spojrzał na swego towarzysza. Wydawało mu się, że w szaroniebieskich oczach, jeszcze przed chwilą tak twardych i dumnych, dojrzał cień wahania. Już sam nie wiedział, w co wierzyć. Chwilowa równowaga, do jakiej doszedł po ich rozmowie na orbicie, została gwałtownie zachwiana. Wyciągnął rękę, lekko dotknął jego ramienia i zadrżał. Na moment wydawało mu się, że stracił przytomność. Otwarła się przed nim czarna, dymiąca czeluść, z ogniem ukrytym na dnie. Węże iskier z sykiem strzelały w górę, białe smugi popiołu znaczyły powietrze jak dziwne hieroglify...
     - Więc mój ojciec naprawdę umarł - szepnął Luke i odwrócił głowę.
     Przez głowę przeleciała mu szalona myśl: wyrwać Vaderowi miecz, sieknąć jednego i drugiego przez głowę i wiać. Przez chwilę walczył z ogarniającą go paniką. Nie wiedział już, z kim i w co gra Dave, ale miał złe przeczucia.
     Vader wystukał kod, otwierający kajdanki Dave'a.
     Luke zagryzł wargi. Poczuł, że - jak zwykle zresztą - może liczyć wyłącznie na siebie.
     Spokojnie weszli do windy.
     Drzwi rozsunęły się z cichym szelestem, dwaj gwardziści w czerwonych szatach rozstąpili się, ukazując wysokie, białe schody, wiodące na podest, gdzie stał tron Imperatora.
     Vader gestem nakazał im, aby poszli przodem. Sam szedł za nimi, nieco z boku, bliżej Dave'a. Luke zdawał sobie sprawę, że tym razem wpakował się w znacznie poważniejsze kłopoty. Puste igraszki słowne, na które mógł sobie pozwolić z robotem, nie ujdą mu na sucho z Imperatorem.
     Imperator siedział, a właściwie półleżał na swoim tronie, spoglądając na przybyszów zimnymi, żółtymi oczami. Pobrużdżona, trupioblada twarz, wykrzywiona złym uśmiechem, wyglądała spod ciemnego, nisko opuszczonego kaptura.
     Vader podszedł i ukląkł przed Imperatorem, podając mu miecz świetlny Luke'a. Władca udał, że go nie widzi.
     - Achchch, Skywalker - wysyczał. - Nie przypuszczałem, że spotkamy się tak szybko, młody Jedi. Przyszedłeś, abym dokończył twego szkolenia...
     Luke podniósł głowę.
     - Nie, panie. Twoje szkolenie nie jest mi potrzebne. Nie odmienisz mnie tak, jak mojego ojca.
     - Nie? Dobrze, mój młody przyjacielu.
     Zapadła chwila ciszy, którą mącił tylko rytmiczny odgłos respiratora Vadera, cichy świst wędrujących turbowind i słabe, głuche odgłosy dobiegające ze studni reaktora.
     Imperator przenikliwym wzrokiem spojrzał na Dave'a. Luke wstrzymał oddech.
     - A więc tu się ukryłeś - rzekł cicho Palpatine. - Sprytnie. Przyszedłeś, żeby prosić mnie o pomoc? Czy po to, aby wreszcie umrzeć naprawdę? A może po jedno i drugie?
     Dave miękko opadł na jedno kolano i opuścił głowę.
     - Tak, panie. Po jedno i drugie. Jestem tutaj po to, żeby ci służyć - rzekł z dziwną pokorą w głosie. - I umrzeć, jeśli zajdzie taka potrzeba. Jak widzisz, to ja przyprowadziłem ci nowego ucznia.
     Podniósł na niego wzrok i Luke'a przeszedł dreszcz. David spoglądał na Palpatine'a jak na dawno nie widzianego, ukochanego ojca.
     Wzdrygnął się lekko. Zaufał mu. Kilka godzin temu to na niego David patrzył tymi samymi, błyszczącymi wzruszeniem oczami.
     Idiota.
     - Zasłużyłeś na mój gniew, Anakinie - łagodnie upomniał go Imperator. - Podstawiłeś mi robota, oszukałeś mnie. Czyżbyś sądził, że się nie połapię? Że cię nie znajdę?
     - Nie, panie - Dave schylił głowę jeszcze niżej. - Dałem ci znak, a ty odczytałeś go właściwie. Vader nie może umrzeć. Jest symbolem twojej potęgi. Potęgi ciemnej strony Mocy. Kiedyś powiedziałem ci, że syn Skywalkera przyłączy się do nas, lub zginie. Teraz stoi przed tobą, sprowadzony tu skuteczniej, niż przy pomocy karbonitu i łowców nagród. Przyszedł sam. Z własnej woli.
     Imperator zdawał się ważyć jego słowa.
     - Byłeś wśród rebeliantów? - zapytał po chwili. - Zdobyłeś ich zaufanie?
     - Tak, panie. Ufają mi, choć nie do końca, jednak znam ich plany i wiem, kiedy chcą uderzyć.
     - Ja też znam ich plany, głupcze - Imperator pokiwał głową. - Znam je tak dobrze, jakbym sam wsadził je w ich głowy...
     Skinął dłonią na dwóch gwardzistów, stojących w niewielkiej odległości od tronu.
     - Zabierzcie tę kukłę sprzed moich oczu.
     Pochylił się ku Dave'owi i uniósł dłoń. Miecz świetlny Luke'a pofrunął ku niemu z dłoni Vadera, a sam robot zwinnie cofnął się przed wyciągniętymi dłońmi czerwono odzianych strażników i pospiesznie usunął się w cień, gdzie stanął nieruchomo, wyprostowany, jak posąg.
     - Tak lepiej - Palpatine znów rozparł się wygodnie na tronie, kładąc miecz na podłokietniku.
     - Wszystko, co się do tej pory zdarzyło, stało się za moją wiedzą i zgodą - oznajmił po chwili milczenia. - Począwszy od przekazania rebeliantom informacji o położeniu generatora, poprzez rozpuszczenie plotek o chorobie Vadera, aż po sprowadzenie was tutaj. Na dobrą sprawę mogłem dość długo współpracować z tym robotem. Dobrze go zaprogramowałeś, Anakinie Skywalkerze, choć może zbyt mało w nim twojej żarliwości. Wszystko toczy się zgodnie z planem. Zanim księżyc okrąży planetę, po waszej nic nie znaczącej rebelii pozostanie jedynie wspomnienie.
     Luke uśmiechnął się ironicznie.
     - Być może, panie. Ale nasza nic nie znacząca rebelia zabierze ze sobą także i ciebie.
     Palpatine przymknął oczy.
     - Masz nadzieję, że waszej nędznej flocie uda się powtórzyć wyczyn spod Yavin? Mój młody uczniu, posłuchaj swej pierwszej lekcji: nigdy nie ufaj informatorom. Ta stacja, choć wygląda na niedokończoną, jest w pełni sprawna i posiada wszystkie niezbędne zabezpieczenia, włącznie z wewnętrznym generatorem pola. Och - wykrzywił twarz w grymasie, który miał udawać współczucie - Obawiam się, że jeśli nawet twoim szalonym przyjaciołom uda się wyłączyć pole, czeka ich niemiła niespodzianka, kiedy rozbiją sobie nosy o drugie, jeszcze potężniejsze. Tymczasem wierz mi, że z przykrością wydam polecenie, aby strzelano do wszystkiego, co się rusza...
     Luke zacisnął pięści. Tego właśnie się obawiał. Znów spojrzał na Davida, który skrzyżował ramiona na piersi i z uwagą śledził wymianę zdań. W oczach miał ciemność i gniew.
     Przeniósł wzrok na Imperatora, na miecz, spoczywający spokojnie pod jego dłonią i szybko przymknął oczy.
     - Widzę, że wzbiera w tobie gniew, mój młody Jedi - zadrwił Imperator. - To już nam nie będzie potrzebne - skinięciem palca uwolnił Luke'a z kajdanków, które z brzękiem spadły na posadzkę. W panującej ciszy brzęk ten zabrzmiał jak wystrzał. - Będziesz mój, jak twój ojciec, któremu na nic się zdała zmiana ciała. Z gnijącej, na pół zmechanizowanej bestii stał się bestią żywą i zdrową. Nieprawdaż, Anakinie?
     Urwał i  przez chwilę w milczeniu wpatrywał się w okno.
     - Jeszcze nie przylecieli... Zabawne, czyżby się zlękli? Nieważne, czy przylecą dziś czy jutro, mój uczniu. Wynik będzie ten sam. Dałem im szansę, aby z honorem zejść ze sceny, ale jeśli nie zaatakują, moja stacja rozniesie w proch ten księżyc, a wraz z nim kwiat rebelianckiej młodzieży, która zapewne właśnie w tej chwili zmierza w kierunku generatora.
     Luke'owi pociemniało w oczach. Dobrze to wszystko wymyślił! Za jednym zamachem ukręci łeb Rebelii, zdobędzie ucznia i odzyska Vadera. Nie przewidział tylko, że jeden odruch miękkiego serca przesunie cała operację o dwa dni...
     - Widzę, że gniew w tobie wzbiera, mój młody przyjacielu. Dobrze. Jeśli weźmiesz teraz miecz i ugodzisz mnie w serce, twoja droga ku ciemnej stronie dobiegnie końca... Nie bój się gniewu... Uderz we mnie całą siłą swojej nienawiści... Jestem bezbronny... To twój wybór, i tylko twój...
     Podniósł twarz. Przez chwilę wsłuchiwał się w ciemność.
     - Kochasz swoich przyjaciół, troszczysz się o ich los. Nie chciałbyś, żeby zginęli, prawda? Zwłaszcza ... siostra! Masz bliźniaczą siostrę? Anakinie, czy to możliwe?
     - Tak, panie - odparł zapytany, znów skłaniając głowę.
     Imperator w zadumie potarł podbródek, uśmiechnął się przebiegle.
     - Cóż, młody Jedi... zawsze to jedna możliwość więcej. Jeśli ty nie przejdziesz na ciemną stronę, z pewnością uczyni to ona...
     - Nieeee! - Luke nie wytrzymał napięcia. Wyciągnął rękę - miecz wskoczył do niej jak pociągnięty niewidzialną nitką, uaktywnił ostrze i ciął na oślep, wprost w złowieszczo uśmiechnięte oblicze Imperatora.
     Zanim jednak zielony promień dotarł do celu, natrafił na świetliste czerwone ostrze miecza, który Anakin Skywalker - znany również jako Dave Randall - przywołał do siebie od pasa nieruchomego robota.
     Sprawnie odepchnął ostrze Luke'a i stanął w pozycji obronnej, pozwalając, aby młody Jedi przejął inicjatywę. Z mieczem ukośnie wzniesionym, z rękojeścią na wysokości pasa, lekko pochylony okrążał Luke'a, który bez namysłu po raz drugi natarł na Imperatora.
     I po raz drugi jego ostrze zostało skutecznie zablokowane przez czerwony promień.

ciąg dalszy na następnej stronie

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

29
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.