Tomasz Kujawski |
Ciemna strona Kinga |
Stephen King pod pseudonimem Richard Bachman "Rage", "Wielki marsz", "Ostatni bastion Barta Dawesa", "Uciekinier", "Chudszy", "Regulatorzy" |
 |
 | Stephen King (fot. ze strony http://sids.com/king/interview.htm) |
W maju ukazała się powieść Stephena Kinga Ostatni bastion Barta Dawesa, wydana pierwotnie pod pseudonimem Richard Bachman. Skrywając się pod tym nazwiskiem, King stworzył w sumie sześć książek, z których w Polsce wydanych zostało pięć. Szósta, prawdopodobnie, nigdy nie doczeka się polskiego tłumaczenia (o powodach można przeczytać w dalszej części artykułu). Nadarza się więc dobra okazja, aby przyjrzeć się bliżej i podsumować ten, jakże odmienny, fragment twórczości "króla" horroru.
Richard Bachman - oficjalna biografia
Richard Bachman urodził się w Nowym Jorku. Data urodzin i całe dzieciństwo okryte są jednak tajemnicą. Po zakończeniu edukacji przez cztery lata służy w straży wybrzeża, a przez kolejne dziesięć w marynarce handlowej. Ostatecznie osiada w centralnej części New Hampshire, gdzie zakłada średniej wielkości farmę mleczną. Tam też zaczyna pisać. Z powodu chronicznej bezsenności tworzy tylko w nocy.
Jedyne dziecko Bachmana i jego żony, Claudii Inez Bachman, ginie w tragicznym wypadku - wpada do studni i tonie. W 1982 odkryto u pisarza raka mózgu. Poddaje się operacji, która jednak nie przynosi oczekiwanego skutku, i trzy lata później umiera.
Do chwili swojej śmierci autor publikuje pięć powieści: Rage, Wielki marsz, Ostatni bastion Barta Dawesa, Uciekinier oraz Chudszy. W 1994 żona autora, przygotowując się do przeprowadzki do nowego domu, odkrywa w piwnicy karton z manuskryptami męża będącymi w różnych stadiach tworzenia. Wśród nich znajduje się maszynopis gotowej powieści, która zostaje opublikowana w 1996 pod tytułem Regulatorzy.
Powieści
 |  | 'Rage' |
Carrie nie była pierwszą książką Kinga, którą napisał, nie była nawet pierwszą, którą starał się wydać. Na długo przed zdobyciem światowej sławy, mając zaledwie kilkanaście lat, stworzył pierwsze wersje dwóch powieści Getting It On oraz Long Walk. Powielił je, popakował w koperty i porozsyłał do wydawców, z których żaden jednak nie wyraził zainteresowania, i manuskrypty wylądowały w szufladzie. Nie zrażony porażką - ku wielkiej uldze fanów z całego świata - zajął się kolejnymi projektami. Pierwsze sukcesy odniósł dopiero w jakiś czas potem, zamieszczając w różnych czasopismach opowiadania. Ponieważ w sporej liczbie owych periodyków główną atrakcją były zdjęcia roznegliżowanych panienek, zapewne niewielu czytelników zagłębiało się w prezentowane historie, traktując je jako zwyczajne zapchajdziury. Dla Kinga nie miało to jednak większego znaczenia, gdyż w tamtym okresie mieszkał z żoną w przyczepie i znajdował się na skraju bankructwa. Sytuacja uległa zmianie dopiero w roku 1974, w którym autor opublikował Carrie. Błyskawicznie zdobył światowy rozgłos, w czym niewątpliwie pomógł mu sukces dokonanej przez Briana De Palmę ekranizacji. Po wydaniu kolejnych dwóch powieści (Miasteczko Salem oraz Lśnienie) miał już na tyle ugruntowaną pozycję, aby samemu dyktować warunki wydawcom. Wyciągnął z szuflady stare manuskrypty, które uważał za całkiem dobre powieści, dokonał w nich poprawek (Getting It On została przemianowana na Rage) i skierował do publikacji. Wydawcy, oczywiście, tym razem nie zgłosili żadnych sprzeciwów, zasugerowali jednak, aby posłużyć się pseudonimem, gdyż niedobrze jest, gdy autor wydaje więcej niż jedną książkę rocznie. Pisarz wyraził zgodę, stworzył alter ego, wymyślając dla niego nawet własny życiorys i w ten sposób w roku 1977, w roku, w którym King wydał Lśnienie, Richard Bachman zadebiutował powieścią Rage.
Zapewne za wyjątkiem kilku opowiadań, Rage jest najwcześniej napisanym utworem Kinga, jaki będziemy mieli kiedykolwiek okazję przeczytać. W trakcie lektury widać to doskonale, gdyż brak doświadczenia autora częstokroć daje o sobie znać. Powieść opowiada o zbuntowanym, niezrównoważonym psychicznie nastolatku, Charlesie Deckerze, który w trakcie zajęć z algebry strzałem z pistoletu w głowę zabija nauczycielkę. Następnie przetrzymuje klasę jako zakładników, przeprowadzając z nimi swoistą lekcję życia. Relacjonując swoje najbardziej traumatyczne, najintymniejsze doświadczenia, zdobywa zaufanie większości i łamie w nich narzucone przez społeczeństwo i wychowanie bariery. Uczniowie zwierzają się z duszonych w sobie przeżyć, opowiadają o kompleksach, wyrzucają innym, co o nich naprawdę myślą. Oczywiście znajdą się też buntownicy, którzy nie są wstanie dopuścić do takiego złamania obowiązujących norm i podejmą z Charlesem walkę. Powieść (ledwie 150 stron) jest pełna pesymizmu. Sprawia wrażenie napisanej bardziej w celu wyżycia się, wyładowania własnej złości, niż opowiedzenia innym ciekawej historii. King tworzył ją jako osiemnastolatek, w bardzo trudnym - jak wspomina - okresie swojego życia, przelewając własne frustracje i wściekłość na papier. Nie za bardzo wychodzi mu w niej panowanie nad własnymi emocjami. Nie do końca potrafi też uzasadnić, co wprowadziło głównego bohatera (a więc zapewne i samego Kinga) w stan takiej kumulacji gniewu; brak równowagi psychicznej jest zapewne tylko pretekstem, tarczą, którą autor broni dostępu do znanych tylko sobie tajemnic. Z tych powodów po Rage warto sięgnąć bardziej jako po ciekawostkę, aby zobaczyć, jak zaczynał autor późniejszych bestsellerów, niż dla samej przyjemności lektury.
Powieść przysporzyła Kingowi sporo kłopotów. W Stanach Zjednoczonych doszło do kilku wypadków, w których uczniowie - rzekomo pod wypływem lektury Rage - przetrzymywali jako zakładników nauczycieli i swoich kolegów. Niektóre zakończyły się tragicznie, a King był nawet w tej sprawie przesłuchiwany prze FBI. Po kolejnym z takich nieszczęśliwych zdarzeń, w którym zginęło kilka osób, zadecydował, iż powieść nie będzie więcej wznawiana. W 1992 roku, jeszcze przed wprowadzeniem zakazu, poznańskie wydawnictwo CIA-Books zapowiadało publikację książki (pod tytułem Pasja), ale zanim do tego doszło, zdążyło zbankrutować. Oznacza to, że prawdopodobnie nigdy nie doczekamy się polskiego tłumaczenia. Gdzieniegdzie można jednak dostać jeszcze, nawet w polskich księgarniach handlujących obcojęzycznymi książkami, wydanie zbioru The Bachman Books, który zawiera pierwsze cztery powieści napisane przez Kinga pod pseudonimem, w tym i omawiany Rage.
Debiut Bachmana osiągnął na tyle zadowalające wyniki sprzedaży, że podjęto decyzję o kontynuowaniu mistyfikacji. W roku 1979, a więc już po premierze dwóch kolejnych książek Kinga (zbioru opowiadań Nocna zmiana oraz Bastionu), autor skierował do druku drugi z przechowywanych maszynopisów, Wielki marsz.
 |  | 'Wielki marsz' |
Jest niedaleka przyszłość. Stany Zjednoczone. Nie znamy dokładnego czasu akcji, niewiele wiemy też o tym, jak zmienił się świat. Z rozmów bohaterów wynika, iż w Ameryce doszło do przewrotów politycznych, prawdopodobnie panuje jakaś odmiana militaryzmu. Elementy te nie są jednak tematem książki, napomyka się o nich tylko raz czy dwa, służą jako wytłumaczenie. Autor potrzebował rzeczywistości, w której dopuszczalne jest zorganizowanie gigantycznego widowiska - Wielkiego marszu. Rok rocznie stu starannie wyselekcjonowanych chłopców - ochotników, dodajmy - staje do turnieju. Zasada są proste: marsz startuje w Maine i ciągnie się wyznaczoną trasą, trzeba iść z minimalną prędkością czterech mil na godzinę, za zejście poniżej tej granicy dostaje się ostrzeżenie, godzina przepisowego marszu powoduje wymazanie ostrzeżenia, otrzymanie trzeciego z kolei eliminuje z gry - zawodnik zostaje zastrzelony przez jednego z dozorujących przebieg zawodów żołnierzy. Wygrywa ostatni. Nagroda? Cokolwiek sobie zażyczy. Podobnie jak Rage, Wielki marsz jest tworem chorego umysłu. Atmosfera zaszczucia, którą wprowadza, jest miejscami trudna do zniesienia. Im dłużej zawodnicy idą, im mniej ich zostaje, tym lepiej poznają się nawzajem i zaprzyjaźniają. Coraz bardziej przywiązuje się też do nich czytelnik i każdą następną śmierć obserwujemy w coraz większych męczarniach. Książka wsysa niemiłosiernie, fascynuje, lecz odbywa się w to ten najbardziej zdrożny sposób, poprzez odwołanie się do naszych najczarniejszych instynktów. Zdajemy sobie z tego faktu doskonale sprawę, ale - paradoksalnie - zupełnie nam to nie przeszkadza, chcemy, tak jak obserwujący widowisko krwiożerczy tłum, więcej i więcej. Wiemy, że dziewięćdziesięciu dziewięciu uczestników musi zginąć, i pragniemy zobaczyć, w jaki - w jak bardzo drastycznych i wymyślny - sposób się to stanie. King genialnie wykorzystał stworzoną przez siebie sytuację dramaturgiczną, wyciskając z niej, ile tylko się da. Naszpikował marsz zawodników przeróżnymi przeciwnościami i chwilami radości, podsuwa im pod nogi kłody, ale i nagradza: będziemy mieli bunt, próbę ucieczki, małe zwycięstwa, przyjaźń i nienawiść - marsz dla zawodników okaże się największą (i ostatnią) lekcją życia. Powieść to jedno z większych osiągnięć Kinga. Pozbawiona obecnego w wielu późniejszych pozycjach nadmiernego rozdęcia i przekombinowania, łączy w sobie młodzieńczy zapał i oryginalność z frapującą fabułą, wiarygodnymi bohaterami oraz wykonaniem godnym przyszłego autora bestsellerów. Trzeba jednak zaznaczyć, że na tak wysoką ocenę książki należy wziąć poprawkę - kilka znanych mi osób, które odkładały ją po kilkudziesięciu stronach jako pozycję zbyt brutalną, zbyt dołującą, zbyt... chorą.
Mijają kolejne dwa lata, w trakcie których King publikuje Strefę śmierci oraz Podpalaczkę. Obydwie stają się bestsellerami. Powoli wzrasta też popularność jego alter ego i w 1981 postanawia wydać trzecią książkę Bachmana Roadwork. Polskie tłumaczenie tytułu (Ostatni bastion Barta Dawesa) pozostaje tajemnicą godną Archiwum X. Jest to tym dziwniejsze, że da się go - w przeciwieństwie do na przykład Podpalaczki (Firestarter) - bezproblemowo przełożyć w sposób bezpośredni. Co byłoby złego w Robotach drogowych? Udało mi się wpaść tylko na dwie hipotetyczne odpowiedzi. Po pierwsze: przedstawiony tytuł jest bardziej komercyjny, być może ktoś skojarzy powieść z Bastionem, po drugie: tłumaczenie bezpośrednie jest mylące, wiele osób - zwłaszcza gospodynie domowe i fani science-fiction - mogłoby pomyśleć, iż książka traktuje o sterczących na poboczu androidach lub sokowirówkach. Problem tłumaczeń tytułów książek Kinga jest dobrym tematem na osobny artykuł, skupmy się więc lepiej na samej powieści.
Ostatni bastion... to książka Bachmana, którą King ceni sobie najbardziej. Spokojna i wyważona, najmniej brutalna, jest kolejnym w twórczości autora obrazem człowieka staczającego się w otchłań szaleństwa. Bart Dawes żyje wraz z żoną w niewielkim miasteczku, skończył studia, zajmuje kierownicze stanowisko w miejscowej pralni. W pełni zasługuje na to, aby być "szczęśliwym Amerykaninem". Niestety, ledwie udało mu się otrząsnąć z ciężkich przeżyć związanych ze śmiercią chorego na raka syna, spadają na niego kolejne nieszczęścia. Miasteczko stoi na drodze budowanej właśnie autostrady. Miejsce pracy oraz dom Barta mają zostać wyburzone. Bohater nie wytrzymuje, zaczyna postępować irracjonalnie, tworząc naokoło siebie sieć kłamstw. Traci pracę, odchodzi żona, coraz bardziej się pogrąża. King zawsze miał nosa do wynajdowania zbiorowych, uniwersalnych lęków ludzkości i jest to z pewnością jedna z przyczyn jego popularności. Tym razem nie do końca mu się to jednak udało. Ostatni bastion... jest horrorem ekonomicznym. Czas akcji powieści to lata 1973-1974, okres kryzysu energetycznego w Stanach Zjednoczonych. Przedstawiony obraz Ameryki jest dość apokaliptyczny, benzyna osiąga horrendalne ceny, wszystko drożeje, zaleca się wolną jazdę samochodem oraz nieużywanie urządzeń pochłaniających zbyt dużo energii. Bart dodatkowo zmuszony jest do opuszczenia własnego domu i miejsca pracy. Książka może oddziaływać na obywateli państw kapitalistycznych, przyzwyczajonych do dobrobytu, gdzie brak prądu czy benzyny jest nie do pomyślenia. Kto wie, czy w Ameryce, w której prawo wolnego wyboru i własności jest świętością, utrata pracy i wyburzenie domu z powodu budowy autostrady nie mogłaby się czasem stać przyczyną popadnięcia w szaleństwo. Na polskim czytelniku jednak, który pamięta kartki na benzynę, mięso, cukier i wszystko inne, który siedział kolejny wieczór z rzędu przy świeczkach, a autostradę widział tylko na filmie, książka z pewnością nie zrobi takiego wrażenia. Trudno zrozumieć nam przyczynę tak całkowitego załamania Barta Dawesa. Gdyby Polacy dwadzieścia, trzydzieści lat temu reagowali na otaczającą ich rzeczywistość tak jak bohater powieści samobójstwem, jedynymi osobami tworzącymi i czytającymi Esensję byliby dziś przedstawiciele partii rządzącej. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że dla kolejnych pokoleń, Ostatni bastion... będzie horrorem, od którego włos się jeży na głowie.
Już w rok po Roadwork opublikowano kolejną książkę Bachmana Uciekinier. Jest rok 2025. Ben Richards żyje wraz z żoną i chorym dzieckiem na skraju nędzy w slumsach jednego z amerykańskich miast. Zdesperowany koszmarnymi warunkami życia oraz brakiem pieniędzy na lekarstwa, postanawia zgłosić się do korporacji telewizyjnej Free Vee, aby wziąć udział w jednym z organizowanych przez sieć teleturniejów przyszłości. Odbiorniki Free Vee są darmowe i znajdują się w każdym domu. Cała Ameryka żyje nadawanymi bez przerwy show, w których stawką jest ludzkie życie. Największym z nich jest właśnie Uciekinier. Zawodnik ucieka, poruszając się po terenie całego świata, przed specjalnie wyszkoloną grupą łowców. Jeżeli uda mu się przeżyć miesiąc, wygrywa główną nagrodę: miliard nowych dolarów. Dodatkowe premie uzyskuje za zabitych łowców i policjantów a każdy, kto udzieli informacji o pobycie Uciekiniera, również otrzymuje nagrodę pieniężną. Powieść jest zapisem drogi Richardsa od momentu wyjścia z domu, poprzez eliminacje, badania kwalifikacyjne, zmagania w Uciekinierze, aż po sam koniec show. Wartka, dobrze skonstruowana akcja, brudny, pesymistyczny obraz Ameryki XXI wieku oraz wszechobecna atmosfera osaczenia czynią z Uciekiniera pasjonującą, szybką lekturę. To drugą obok Wielkiego marszu znaczącą pozycja zarówno w dorobku Bachmana, jak i samego Kinga. Warto także wspomnieć, że Uciekinier doczekał się koszmarnej ekranizacji w reżyserii P. M. Glasera z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej. Z fabuły książki ostało się tylko nazwisko głównego bohatera, a cała reszta została w niewiarygodnie głupi sposób przeinaczona. Arnold, prezentujący wszystkie pięć min, które potrafi zagrać, jest tak daleki od powieściowego pierwowzoru, jak to tylko możliwe. Jeśli ktoś już widział film, niech przełamie niechęć i sięgnie po książkę. Warto.
 |  | 'Ostatni bastion Barta Dawesa' |
Po Uciekinierze Bachman pozyskał na tyle szeroki krąg czytelników, że kolejna powieść doczekała się pierwszego wydania w twardej oprawie. Pech chciał, że opublikowany w 1984 roku Chudszy jest nie tylko najsłabszą powieścią Bachmana, ale - moim zdaniem - najgorszą książką Kinga w ogóle. W telegraficznym skrócie fabuła przedstawia się następująco: Bill Halleck, cierpiący na otyłość szanowany adwokat, jadąc samochodem, potrąca i zabija Cygankę. Dzięki znajomościom z sędzią i policją zostaje uniewinniony. Po procesie, pragnąc zemsty i sprawiedliwości, ponad stuletni Cygan rzuca na niego klątwę. Bill zaczyna chudnąć kilka funtów dziennie. Powieść opowiada o zmaganiach Hallecka z przekleństwem i poszukiwaniach grupy Cyganów zakończonych wielkim finałem. W zamierzeniu książka miała być potępieniem konsumpcyjnego trybu życia, krytyką amerykańskiej klasy wyższej i zwróceniem uwagi na wszechobecną nietolerancję, ale niestety niezbyt się to udało. King wielokrotnie wplatał w swoje fabuły dość niedorzeczne pomysły, jednak sposób, w jaki to robił był na tyle przekonywający, że nie budził wątpliwości. Wierzyliśmy mu. W Chudszym, niestety, zdecydowanie przeholował. Dla przykładu: nie tylko Halleck zostaje przeklęty, gdy w ramach swoich poszukiwań trafia do sędziego, który go uniewinnił, okazuje się, że ten powili zamienia się w... krokodyla; gdy Billowi udaje się odnaleźć obóz Cyganów, podchodzi do nich i z namaszczeniem oznajmia, iż rzuca na nich teraz "klątwę białego człowieka z miasta" (polega to na wynajęciu zaprzyjaźnionego zbira, który ma ich terroryzować). Przykłady można mnożyć. Książkę czyta się ciężko, moralizatorstwo jest nieznośne i rażące, fabuła niedorzeczna, a bohaterowie niesympatyczni. Wstyd.
Jak wieść gminna niesie, niejaki Steve Brown, pracownik księgarni, po ledwie dwóch stronach Chudszego zamyślił się na chwilę, odłożył książkę i zakrzyknął: "Przecież to King!". Idąc tym tropem, dotarł do dokumentów sprzedaży praw autorskich poszczególnych książek Bachmana, na których widniało nazwisko Kinga. Zebrał i opisał wyniki swojego śledztwa, a następnie wysłał autorowi. Gdy przesyłka dotarła do Kinga, ten pracował właśnie nad kolejną książką Bachmana, którą miała być ni mniej, ni więcej tylko Misery. Zaskoczony autor obdzwonił wszystkie księgarnie w Waszyngtonie, odnalazł Browna i pogratulował mu odkrycia. Brown obiecał, że jeżeli mistyfikacja ma trwać dalej, to zachowa wszystko dla siebie. Jedyne, o co prosi, to możliwość napisania artykułu po ujawnieniu tajemnicy. King stwierdził, że skoro jednej osobie się udało, szybko pewnie znajdą się i inne i postanowił Bachmana uśmiercić. Obiecał Brownowi nie tylko pierwszeństwo w ogłoszeniu sensacji, ale i zgodził się udzielić mu ekskluzywnego wywiadu.
Można przypuszczać, że King zaczął nudzić się własnym alter ego, gdyż w jego powieściach pojawiało się coraz więcej wskazówek co do prawdziwej tożsamości autora. Akcja książek Bachmana to Maine, w Ostatnim bastionie... pojawia się porucznik King, w Chudszym pada zdanie: "Przez chwilę sprawiałeś wrażenie, jakbyś naczytał się za dużo Stephena Kinga (...)". Jak było naprawdę, czy King chciał się ujawnić, czy nie, nie wiadomo. Sprawa rozwiązała się sama. O Bachmanie opowiada King we wstępie zamieszczonym w zbiorze The Bachman Books oraz, pośrednio, w mało udanej, niestety, powieści Mroczna połowa.
Bachman wydał swoje ostatnie, przynajmniej jak na razie, tchnienie w roku 1996, gdy autor zdecydował się opublikować dwie bliźniacze powieści: Desperację - pod własnym nazwiskiem - oraz Regulatorów - pod pseudonimem. Sposób powiązania pomiędzy nimi jest dość zawiły i stanowi pusty chwyt marketingowy. Nie ma sensu się nad nim rozwodzić. Oba utwory posiadają znamiona późnej twórczości Kinga: wydumana fabuła, brak pomysłów, rozwlekłość, a Regulatorzy tak naprawdę niewiele mają wspólnego z pozostałymi książkami Bachmana. Na ulicę Topolową w małym amerykańskim miasteczku przybywa w kolorowych furgonetkach brygada złoczyńców rodem ze zwariowanej kreskówki Motogliny 2200. Fabuła powieści jest szczątkowa i skupia się na walce mieszkańców z najeźdźcami. Trup ściele się gęsto, mózgi rozbryzgują się po ścianach, ten i ów bohater traci kończynę i niewiele tak naprawdę z tego wszystkiego wynika. King po raz kolejny krytykuje amerykański sposób życia i wskazuje na coraz większe znaczenie telewizji (pada nawet określenie, że telewizja jest bogiem). W serwowanych przez autora poglądach jest sporo racji, trudno się z nimi nie zgodzić, niemniej sposób realizacji jest raczej ciężkostrawny. Książka sprawiająca wrażenie stworzonej z opisu kolejnych plansz komiksu nie wydaje się najlepszym pomysłem. Sugestie, że jest literackim odpowiednikiem filmów Sama Peckinpaha, także niewiele zmieniają.
I to już wszystko. Biorąc pod uwagę zapowiedź Kinga dotyczącą zakończenia swojej kariery, mało prawdopodobne wydaje się, aby z szuflady Bachmana wyciągnięto i przekazano do druku kolejny maszynopis. Cały jego dorobek zamyka się więc w opisanych sześciu powieściach. W ostatniej części artykułu spróbujemy odnaleźć elementy wspólne w twórczości Bachmana oraz postaramy się ocenić, jak bardzo różni się ona od dzieł Kinga.
|
|
 |
|