Tomasz Kujawski |
To nie Tolkien, na szczęście |
George R. R. Martin "Nawałnica mieczy. Stal i śnieg" (A Storm of Swords. Steel and Snow), "Nawałnica mieczy. Krew i złoto" (A Storm of Swords. Blood and Gold) |
 |
 |  | 'Nawałnica mieczy. Stal i śnieg' |
Blurb na okładce Nawałnicy mieczy głosi, iż jest to najbardziej porywająca saga od czasów Władcy pierścieni. Jako osobie, która dzieło Tolkiena szanuje, ale nic poza tym, trudno mi takiej opinii nie przyklasnąć. W przygodach niziołków zawsze przeszkadzał mi fakt, że koszt zwycięstwa w wielkiej wojnie o ocalenie Śródziemia sprowadza się do utraty jednego hobbitowego palca. Nie podobały mi się cukierkowe postaci, opisy przyrody godne Nad Niemnem ani brak zdecydowania autora w podjęciu decyzji, dla kogo właściwie powieść jest pisana - dla dzieci czy dorosłych. Nie mam najmniejszego zamiaru szargać świętości, ale chciałbym tylko zauważyć, że Tolkiena i Martina prócz podwójnego R w nazwisku łączy w rzeczywistości niewiele.
Pieśń lodu i ognia, cyklu którego Nawałnica mieczy jest tomem trzecim, to powieści z prawdopodobnie największą galerią postaci w historii fantasy, a być może i literatury w ogóle. Co bardzo ważne, zarówno główni bohaterowie, których jest około dziesięciu, jak i drugoplanowi, a nawet epizodyczni nie są szarymi marionetki obdarzonymi imieniem i nazwiskiem, ale pełnokrwistymi postaciami, charakterologicznie starannie obmyślanymi i błyskawicznie zapadającymi w pamięć. Z pewnością jednym z czynników, które decydują o ogromnej popularności sagi, jest sposób, w jaki Martin stworzonych przez siebie bohaterów traktuje. Lubi ich, szanuje, przedstawia jasne i ciemne strony osobowości i, co najważniejsze, potrafi uśmiercać. Już w pierwszym tomie (Gra o tron) jasno określone zostały zasady, jakimi rządzi się świat siedmiu królestw: tutaj każdy, nawet najbardziej sympatyczny bohater może umrzeć. Czytając kolejne rozdziały, nie myślimy "e tam, i tak nic mu się nie stanie", ale trzymamy kciuki, aby naszej ulubionej postaci udało się przetrwać do kolejnego tomu.
Martin bardzo stara się, aby warstwa narratorska, która stanowi filtr pomiędzy opisywanymi wydarzeniami i postaciami a czytelnikiem, była jak najcieńsza. W żaden sposób nie ocenia decyzji i postępków bohaterów, nie komentuje kolejnych wypadków, nic nie wie o przyszłości, nie jest wszechobecny ani wszechwiedzący. Autor wpadł za to na bardzo interesujący pomysł - każdy rozdział pisany jest z punktu widzenia jednej z blisko dziesięciu postaci, postrzegamy relacjonowane zdarzenia ich oczami, słyszymy myśli i komentarze, radujemy się i cierpimy wraz z nimi. Zastosowane takich rozwiązań sprawdza się wyśmienicie, pozwala bardzo zżyć się z bohaterami, spojrzeć na nich z różnych stron (proszę chociażby zwrócić uwagę, jak postrzega Jona Catelyn, a jak Arya), zanurzyć się całkowicie w świecie siedmiu królestw.
 |  | 'Nawałnica mieczy. Krew i złoto' |
W cyklu, który początkowo stanowił powieść pseudohistoryczną, z tomu na tom pojawia się coraz więcej elementów fantasy. Autor wykorzystuje jednak tę konwencję bardzo umiejętnie; każda nadnaturalność jest uzasadniona i znacząco wpływa na przebieg zdarzeń. Złożona, bogata fabuła, która jest jedną z głównych atutów powieści, nie została wyparta kosztem fajerwerków i gadżetów fantasy znanych z setek pozycji gatunku.
Jakiekolwiek streszczenia przy tak monumentalnym dziele nie mają sensu. Pierwsze trzy części (kolejne trzy lub cztery w drodze) liczą sobie jakieś trzy tysiące stron wypełnionych intrygami i nagłymi zwrotami akcji. Historia każdej z głównych postaci jest praktycznie samodzielną powieścią, które razem krzyżują się i splatają w przeróżnych konfiguracjach, tworząc misternie skonstruowaną całość. Nawałnica mieczy to jak do tej pory najobszerniejsza część cyklu, i tu można mieć pewne zastrzeżenia. Początkowo książka jest troszkę nudnawa, postacie snują się wzdłuż i wszerz kontynentu, a kolejne rozdziały niewiele wnoszą do głównych wątków powieści. Trzeba jednak przyznać, że druga połowa rekompensuje to z nawiązką.
Polecanie kolejnej części sagi czytelnikom, którzy już się z cyklem zaznajomili, jest bezcelowe; prawdopodobnie większość z nich Nawałnicę mieczy już przeczytała. Warto jednak po raz kolejny zachęcić do lektury osoby, które jeszcze po dzieło Martina nie sięgnęły. To bardzo dobra książka na rozpoczęcie przygody z fantasy. Moim zdaniem, znacznie lepsza od trylogii mistrza Tolkiena.
George R. R. Martin "Nawałnica mieczy. Stal i śnieg" (A Storm of Swords. Steel and Snow)
Tłum. Michał Jakuszewski
Zysk i S-ka 2002
ISBN 83-7298-227-9
Str. 608
George R. R. Martin "Nawałnica mieczy. Krew i złoto" (A Storm of Swords. Blood and Gold)
Tłum. Michał Jakuszewski
Zysk i S-ka 2002
ISBN 83-7298-050-0
Str. 574
|
|
 |
|