Magazyn ESENSJA nr 7 (XIX)
sierpień-wrzesień 2002




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Esensja
  Krótko o...

        "Spider-Man", "Lilo i Stich", "13 duchów", "Tylko jeden"

Zawartość ekstraktu: 90%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
'Spider-Man'
Eryk Remiezowicz     Pająk z duszą

Wysokobudżetowe kino amerykańskie zdołało nas przyzwyczaić do kilku standardów. Po pierwsze superprodukcje zza oceanu są ładne i dobrze zrealizowane i "Spiderman" bez problemu to wymaganie spełnia. Kiedy główny bohater śmiga pomiędzy wieżowcami, a Zielony Goblin na swojej wypasionej desce surfingowej kręci pętle nad wzburzonym tłumem, to nikt z obecnych na seansie nie krzywi się i nie mówi lekceważąco, że już nie takie rzeczy w kinie widział. We wszystkich scenach akcji dobrano odpowiednio kolor i tło, postawiono właściwą scenerię i nakazano bohaterom poruszać się w odpowiednio skomponowanym rytmie. Norma, nic wielkiego, oko cieszy, ale z nóg nie zwala.
Niezbędny jest też dowcip. Odpowiednio wtrącone zdanie rozluźnia widza, daje mu się odprężyć i pośmiać, odetchnąć przed następną kaskaderią. Tu "Spiderman" staje również na wysokości zadania - bawi dobrze, nawet bardzo dobrze, umiejętnie równoważy elementy zwiększające napięcie i rozluźniające. Jeżeli do tego dodać, że akcja pomyślana jest niegłupio a aktorzy czują się dobrze w swoich rolach (Willem Defoe i Toby Maguire w szczególności) to powoli zaczynamy wchodzić na trop wiodący ku tajemnicy nieprawdopodobnego wręcz powodzenia filmu o człowieku-pająku w Stanach Zjednoczonych.
Zaczynamy, powiadam, bo pełne zrozumienie sukcesu tego filmu wymagałoby przeżycia dzieciństwa i młodości w świecie, gdzie w kioskach leżały komiksy Marvela, a nie szare mydło z octem. Dla pokoleń Amerykanów Spiderman był, bo ja wiem, czterema pancernymi i psem naraz? Żyli z nim, przeżywali jego przygody, cieszyli się, że taki zwykły chłopak z sąsiedztwa potrafi przylać dużym i złym. Niewątpliwie to właśnie te młodzieńcze wspomnienia powiodły miliony do kin, tezę tą potwierdza również raczej przeciętna oglądalność przygód człowieka-pająka w Polsce.
Ale jest coś jeszcze. W filmie akcji działanie powinno wynikać z uczuć i przemyśleń bohaterów i niewiele znam filmów, w których ta banalna, zdawałoby się, zasada, przestrzegana jest tak ściśle. Akcja "Spidermana" opleciona jest dookoła czworga osób: Pete'a Parkera, tytułowego człowieka-pająka, a tak naprawdę nieśmiałego, choć bardzo zdolnego nastolatka. Parker, typowy szkolny naukowiec ma jednego przyjaciela - Harolda Osborna. Obaj wzdychają jednak do jednej i tej samej dziewczyny, co na ich przyjaźń wpływ ma znaczny. Na dodatek ojciec Harr'ego wykazuje w stosunku do Petera uczucia bardzo ciepłe, ceniąc jego geniusz i postponując brak zdolności własnego syna. Jak widać wszyscy połączeni są siecią związków i uczuć, bardzo skomplikowaną i poplątaną, jak to w filmach o pająkach bywa. Szczegółowe rozpisanie wszystkich związków, punktów styczności i naprężeń wymagałoby grafu z opisami, na co w tej recenzji miejsca, niestety, nie ma. Niemniej jednak "Spiderman" broni się przede wszystkim umiejętnością stworzenia czworga bohaterów i wykorzystania do maksimum ich relacji. Widoczki i rozbawiacze są tu wtórne.
Gwoli uczciwości trzeba przyznać, że niektóre powiązania tworzone są w sposób lekko niewiarygodny, (śmierć Bena Parkera tu przykładem). Nie można temu filmowi odmówić tendencji do upraszczania i wykładania wszystkiego wprost, widzowi w oczy, żeby tylko nie dać szansy na wątpliwości i nadmierne filozofowanie. Ale pomimo tej wady, "Spiderman" pozostaje widowiskiem miłym dla oka, dynamicznym, a przede wszystkim dobrze skonstruowanym i mocno opartym w ludzkich charakterach i uczuciach.



"Spider-Man" (Spider-Man)
USA 2002
Reżyseria: Sam Raimi
Scenariusz: Stan Lee, Steve Ditko, David Koepp
Obsada: Toby Maguire, Willem Defoe, Kirsten Dunst, James Franco
Gatunek: sf




Zawartość ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
'Lilo i Stich'
Eryk Remiezowicz     Pokochać brzydala

Nie sposób odmówić morału tej opowieści o akceptacji odmienności. Spotyka się oto na Hawajach dwoje wyrzutków. Stitch pierwszy członek duetu dziwaków pochodzi z Kosmosu, jest niebieski, czteroręki, ma czułki, wypustki i wyjątkowo paskudny charakter, w którym dominuje żądza niszczenia. Na dodatek jego stwórca, szalony naukowiec, wyposażył go w niesamowite możliwości, pokrewne tym, za które podziwiamy Supermana. Stitch, chociaż, jak to powiedziano, potencjał ma duży, korzysta z niego w sposób nietypowy, całkowicie niedopasowany do ziemskich warunków i zwyczajów. Jest raczej wredny niż miły.
Lilo, jego biedna nieświadoma partnerka jest kilkuletnią hawajską dziewczynką o bogatej, niezwykłej wyobraźni i równie niezwyczajniej sytuacji rodzinnej. Wychowywana przez siostrę mała marzy i to dużo, nieco inaczej przetwarza obrazy podawane przez świat i nie wpasowuje się w ciasne ramy społeczne. Jak łatwo się domyślić, dziecko wyróżniające się od innych, jest przez resztę stada traktowane z niechęcią, odpychane i odtrącane. Dobrze, że słodkie bachorki w filmie Disneya nie mają zbyt wielu możliwości znęcania się nad koleżanką, bo niechybnie skorzystałyby z nich i zamiast bajki oglądalibyśmy splatter-horror z niewielką, wprawdzie, dozą fachowości, ale za to dużą entuzjazmu.
Nasza parka spotyka się i zaczyna wzajemnie ucierać. Niebieski kosmita mocno jest ogłupiały, trafił do miejsca, gdzie jego specyficzne talenty nie za bardzo da się wykorzystać, bo to i wieżowców niewiele i mostu żadnego, nie ma czym się wykazać po prostu. Mała Lilo też ma nie najlepszy okres - do jej domu zawitał kurator, który niedwuznacznie sugeruje, że dziecko jest zaniedbywane i należy je przenieść do innego domu. Trudno się przedstawicielowi władz dziwić - siostra Lilo dwoi się i troi szukając pracy i starając się zarazem stworzyć dziecku jakąś namiastkę rodziny. Jeśli jeszcze uwzględnić, że Stitch lubi dorzucić swoje trzy grosze, to trudno się przedstawicielowi władz dziwić. Dom Lilo stanowczo nie wydaje się być miejscem odpowiednim do trzymania dzieci.
Z jednej strony rodzinne problemy, z drugiej, żeby było ciekawiej, czarne chmury nadciągają nad głowę Stitcha. Udało mu się wprawdzie zwiać, ale pościg jest tuż, tuż. Za każdym rogiem może się czaić kosmiczny policjant z gustownymi poczwórnymi kajdankami.
Akcja zostaje zatem rozpędzona i rusza, aby w znakomitym tempie dotoczyć się do nieuniknionego happy endu. Film bawi dobrym dialogiem i dowcipem, chociaż nie wciąga i nie wzbudza głębszych uczuć do bohaterów. Nie jest to arcydzieło, nie zwala z nóg i nie woła widza syrenim głosem na następny seans, ale można obejrzeć, aby się nieco pośmiać, pooglądać ładne obrazki i podumać nad różnymi stworami, jakie się człowiekowi w rodzinie zdarzyć mogą.



"Lilo i Stich" (Lilo and Stich)
USA 2002
Reżyseria: Dean Deblois, Chris Sanders
Gatunek: animowany/komedia
Strona oficjalna: www.disney.com/stitch
Polska strona oficjalna: www.syrena.com/Lilo




Zawartość ekstraktu: 30%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
'13 duchów'
Artur Długosz     Dzień z życia duchów

Po raz pierwszy "13 duchów" zostało nakręcone 1960 roku przez Williama Castle'a, reżysera i producenta w jednej osobie horrorów klasy B. Znanego bodaj najbardziej z tego, że do promocji swych produkcji stosował na ówczesne czasy niecodziennych metod. Dziś nikogo nie zdziwiłoby rozdawanie przez hostessy ucharakteryzowane na ociekające krwią zombie dziwnych okularów przed seansem o duchach widocznych przez specjalne okulary. Oczywista sprawa, że jakoś na słaby film trzeba publikę przyciągnąć.
Remake "13 duchów" trzyma się głównej linii fabularnej swego pierwowzoru. Uwspółcześnione zostały oczywiście realia opowieści oraz usprawnione efekty, od których w filmie aż gęsto. W sumie sama historia jest ciekawa, to znaczy kanwa, na której osadzono bardzo niezręcznie całą resztę; postacie, scenariusz i zakończenie. Arthur Kriticos traci w pożarze cały majątek oraz żonę, prowadzi życie proste i skromne z dwójką dorastających dzieci. Nagle w jego domu zjawia się prawnik, który przekazuje mu spadek po zmarłym właśnie, ekscentrycznym i tajemniczym wuju. Spadek to dziwaczny dom na odludziu, zbudowany ze szkła i stali. Rodzina Kriticosów wybiera się obejrzeć dom, gdzie spotyka człowieka, który wcześniej razem z ich wujem łapał duchy. Tak to się mniej więcej zaczyna.
Naprawdę w samym pomyśle tkwi potencjał, który można było spożytkować lepiej i szkoda, że autorzy remake'u nie zdecydowali się na taki krok. Jak przystało na słaby horror historia jest nieskomplikowana, postacie papierowe, dialogi skromne, efekty przerażające, a logika gdzieniegdzie szwankuje. A można było nad tym usiąść i wszystko poprawić. W efekcie czego mógł powstać całkiem przyzwoity, "straszny" film. A tak jest to zwykły horror.
Na dodatek horror odgrzewany.



"13 duchów" (Thirtheen Ghosts)
Reżyseria: Steve Beck
Obsada: Shannon Elizabeth, Embeth Davidtz, Tony Shalhoub, F. Murray Abraham
Strona: www.13ghosts.com
Gatunek: horror




Zawartość ekstraktu: 30%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
'Tylko jeden'
Artur Długosz     W efekcie braku kopa

Lubię Jeta Li. Nie żebym tam od razu życzył mu Oskara, czy innych filmowych laurów, ale w moim przekonaniu uosabia on kilka cech, które w określonego rodzaju filmach sprawdzają się wyśmienicie. Sprawność fizyczna, przyjemna powierzchowność, z pewną dozą zadziorności w rysach i elastyczność w odtwarzaniu złych i dobrych postaci. Dobrze sprawdził się w 4 części "Zabójczej broni" czy "Romeo musi umrzeć" i jeszcze paru innych filmach. Ale w przypadku "Tylko jeden" nie dano mu zbyt wielkiego pola do popisu, umieszczając tego sympatycznego aktora w ramach beznadziejnego scenariusza. A scenariusz może zniszczyć wszystko. Sama kanwa fabuły może być całkiem interesująca, jak jest właśnie w przypadku tej pozycji, ale ten, kto napisał scenariusz intelektualnie pozostał chyba na etapie dwuwymiarowych strzelanek, gdzie kreska połączona z kółkiem symbolizowała ludzką postać.
Wielowymiarowy wszechświat, w którym istnieją kopie światów, w jakim my żyjemy. Kopie z dokładnością do pojedynczych istnień ludzkich. Pokonując swoje wcielenie w innym świecie, pozostałe przy życiu kopie zyskują siłę pokonanego. Zasadniczo proste i nie wymagające dalszego wyjaśniania. Dalej mamy Międzywszechświatowe Biuro Śledcze, którego zadaniem jest utrzymanie równowagi w pojedynczych światach i metawszechświecie. Też logiczne. I na dodatek mamy agenta MBŚ, który łamie zasady i rozpoczyna eliminację swoich wcieleń w pozostałych światach, aby pozostać tym Jedynym. OK, też niezłe, choć sztampowe. Sztampowe, bo to najprostszy chwyt na wymyślenie historii w takich realiach, niezłe, bo wciąż można z tego zrobić przyzwoitą opowieść. Głupota scenariusza zaczyna się od liczby 123, bo ów agent przemierzył już taką liczbę światów i pokonał tyleż swoich wcieleń. Zyskał dzięki temu niezwykłą siłę. Pozostał mu tylko ostatni przeciwnik, niedoszła 124 ofiara jego niecnych planów. Czyli w sumie wszystkich światów jest 125. Dziwne i nieudokumentowane historią. Poza tym nie ma logicznego uzasadnienia, dlaczego ostatnia walka miałaby być najbardziej interesująca. Chyba, że ze względu na to, co stanie się później, kiedy w metawszechświecie będzie tylko jedna kopia danej osobowości. Każda z walk jest równie interesująca, bo za każdym razem przeciwnicy są sobie równi zgodnie z założeniem, że siły pokonanego wcielenia rozdzielane są pomiędzy pozostałe przy życiu po równo.
Scenariusz niestety wpływa też na warstwę wizualną filmu. W tym przypadku koszmarnie. Są sceny ciekawsze, które widz akceptuje i śledzi uważnie, ale większość stanowi czyste nieporozumienie nawet biorąc pod uwagę relaksujący w sumie charakter filmu. Unoszenie w powietrze policyjnych motocykli i żonglowanie nimi i inne tego rodzaju kwiatki są na poziomie banalnych gier i nijak się mają do tego, co w chorym zamyśle scenarzystów miały one znaczyć.
Oczywiste jest, że historię tę wymyślono, aby Jet Li znowu sobie pokopał. W tym jest dobry i trzeba szukać sposobności, aby pokazać go ponownie na ekranie. Tutaj na dodatek może kopać samego siebie, bo wszystkie wcielenia wyglądają tak samo. Szkoda, że w Hollywood nikt nie kopnął scenarzystów.



"Tylko jeden" (The One)
Reżyseria: James Wong
Scenariusz: Glen Morgan, James Wong
Obsada: Jet Li, Carla Gugino, Delroy Lindo, Jason Statham
Gatunek: akcja

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

89
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.