Magazyn ESENSJA nr 7 (XIX)
sierpień-wrzesień 2002




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Dawid Brykalski
  W kolejce do sławy

     Wspominałem już, że wciąż spotykam dziwnych ludzi, prawda? Posłuchajcie jednak łaskawie, co przydarzyło mi się ostatnio.
     Ledwo dojechałem do Gąb, a w pobliskiej knajpie spotkałem chłopa, który wyznał mi przy żywczyku, że jego siostrzeniec zmarł nagle, a był w wieku wielce obiecującym. "Jak to?" spytałem naiwnie. Okazało się, że siostrzan zmarł z lenistwa, a tak na prawdę z głodu. Odechciało mu się robić cokolwiek do tego stopnia, że przestał ruszać szczękami nie tylko do mówienia. Na efekt nie trzeba było długo czekać.
     Zaiste, ta dzisiejsza młodzież!
     Nic to jednak w porównaniu z tym, co czekało mnie w mieście rodzinnym. Szczęśliwie dojechałem do domu, zdążyłem nastawić wodę na herbatę, a zaraz zadzwonił mój kolega - Szaweł. Mówił, że Stefan upadł na głowę i że będę potrzebny. Pojechałem, choć Stefana nie widziałem od czasów liceum. Przezywaliśmy go wtedy profesorem. Zawsze coś czytał i wiedział więcej, niż cała IVb razem wzięta. Właśnie - myślenie. Ono go zgubiło. Okazało się, że większość życia spędził na pracy intelektualnej. Od kilkunastu miesięcy nie ruszał się praktycznie z fotela, tak bardzo się zamyślił. Siedział tylko, dumał, roztrząsał, wyciągał wnioski, analizował. Zapomniał zapłacić gosposi i ta zostawiła go na pastwę czarnych myśli. Kiedy w końcu wstał, jego głowa, która w międzyczasie napuchła do gigantycznych rozmiarów, przeważyła go i upadł. Zaniedbane mięśnie nie były w stanie uradzić nawet tak wątłego ciała. Umarł, zanim doczołgał się do telefonu. Biedaczysko, żal było patrzeć. Wyglądał jak potworki z X-fajlsów.
     Wszystko to jednak betka wobec tego, co spotkało mnie ostatnio w Grzędowicach, dokąd zostałem oddelegowany w sprawach służbowych. Tamże natknąłem się na najprawdziwszą w świecie kolejkę. Prawdziwą, jak za komuny. Cierpliwy, groźnie milczący, pokorny i zarazem pełen gniewu ogonek. Jakoś nie wpadłem na to, by sprawdzić, dlaczego składał się z samych mężczyzn. Do drzwi, do których się tłoczyli, przybito napis "Do sławy". Stanąłem i ja. Akurat miałem wolną chwilę, więc co szkodzi zasmakować.
     Mężczyźni wychodzący z drugiej strony byli wyraźnie zadowoleni. Uśmiechnięci, rozluźnieni, ciut rozleniwieni. Gdy odstałem swoje, dostrzegłem, że w pobliżu stoi automat z prezerwatywami. To wzbudziło pierwsze podejrzenia. Przyjrzałem się bliżej szyldowi. Ku memu zaskoczeniu dostrzegłem, że ktoś starł pierwsze sylaby imienia - Miro.
     Sława okazała się zwykłą dziwką.

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

38
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.