Magazyn ESENSJA nr 7 (XIX)
sierpień-wrzesień 2002




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Eryk Remiezowicz, Artur Długosz
  Nic nowego pod egipskim słońcem, ale zaatakowane... kontratakuje!

        "Asterix i Obelix: Misja Kleopatra" (Asterix & Obelix: Mission Cleopatre)

      Eryk Remiezowicz     Nic nowego pod egipskim słońcem

Zawartość ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
'Asterix i Obelix: Misja Kleopatra'
Asterix i Obelix, dwóch galijskich wesołków z nieugiętej wioski w Armoryce, weszli już na trwałe do historii komiksu; więcej, są już częścią europejskiej kultury, na równi z Szekspirem i Homerem. Kto wie, może nawet są popularniejsi. Przyszedł zatem czas, aby uczynić ich częścią historii filmu. Pierwsze podejście mocno było nieudane, przemilczmy je zatem. Nie wyszło i to bardzo, wymieniono więc całą ekipę, wyłączając z tej odświeżającej procedury samego Obelixa (Gerard Depardieu) i Asterixa (Christian Clavier). Niesłusznie zresztą. Depardieu nie sprawdza się jako dobroduszny osiłek, oscyluje między głupotą a cwaniactwem, ratowany jest jedynie znakomitym głosem Wiktora Zborowskiego. Clavier jest nieco lepszy, ale to nie jego kreacja pozostaje w pamięci widza.

Mądrze natomiast zrobiono powierzając dialogi znanemu z autorstwa dialogów do Shreka Bartoszowi Wierzbięcie. "Asterix i Obelix: Misja Kleopatra" bez jego wkładu i wspaniałej pracy polskich aktorów (Cezary Pazura jako Numernabis i Wiktor Zborowski jako Obelix) straciłby wiele i nie śmieszył tak, jak to czyni teraz. Śmiem twierdzić, że wersja z polskim dubbingiem jest lepsza od oryginału - często bardziej bawiło mnie słuchanie tego, co bohaterowie mówią, niż obserwowanie tego, co robią.

Problem z filmami o Asterixie i Obelixie polega na tym, że niewiele da się w nich nowego zrobić. Komiksy, na których wzorują się twórcy filmów, są tak śmieszne i inteligentne, mają tak ciekawą i pomysłową intrygę, że przeskoczenie tego, próba wzbogacenia oryginału i dopisania czegoś nowego kończy się, jak tego dowodzi pierwszy film, żałośnie. Twórcy "Asterixa i Obelixa: Misja Kleopatra" wzięli sobie tę lekcję do serca i zachowali oryginalna fabułę i postacie z komiksu, starając się jedynie upiększyć rysunkowy obraz i wzbogacić dialogi. Udało się. Film jest wizualnie bardzo udany, dorównuje pięknem obrazu najlepszym produkcjom z Hollywood, a dialogi, w wersji polskiej przynajmniej, są bardzo dobre i odpowiednio bawią.

Drugim sposobem na rozbawienie widza jest zarzucenie go ogromną liczbą cytatów z tysiąca i jednego filmów, które twórcom zdarzyło się zobaczyć. "Asterix i Obelix 2" zapchane są wręcz zagraniami tego typu, sięgnięto nawet po "Imperium kontratakuje". Niewątpliwie jest to chwyt zwalający widza z nóg - ale w trakcie seansu. Później, po wyjściu z kina, przychodzą refleksje i zaczynają się wątpliwości. Czy naprawdę nie da się już zrobić komedii bez solidnego oparcia w filmowej przeszłości? Czy naprawdę nie ma już sposobu na ominięcie tych wszystkich Wielkich Byłych? Czy komedia goni w piętkę i nie może już być świeża? Jeżeli jeszcze uwzględnić płaskość niektórych dowcipów (nieustanne naśmiewanie się z przekręcania nazwisk przestaje bawić mniej więcej po kwadransie), to "Misja Kleopatra" staje się filmem dwuznacznym. W kinie, owszem, wyciska łzy śmiechu z oczu, ale po seansie zasmuca swoją wtórnością i brakiem świeżości.


      Artur Długosz     Zaatakowane... kontratakuje!

Zawartość ekstraktu: 100%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Piękna i bestia, model 'trans'.
Ostrożnie podchodzę do wszelkiej maści ekranizacji, a już bardzo sceptycznie to ekranizacji komiksów. Bo tu w odróżnieniu od literackich przeniesień na ekrany, mamy wyraźnie określoną wizję plastyczną autora, nie wspominając już o kadrowej reżyserii, od której przecież tylko o krok leży filmowy montaż i dramaturgia. Zwykła kalka fabuły i postaci nie sprawdza się w tym przypadku, powstają wtedy zwykłe gnioty, czego przykładem są choćby kolejne części "Batmana". Mogę urazić tym stwierdzeniem fanów tych filmów, ale naprawdę są to niezwykle nieudane próby ożywienia komiksowych bohaterów, ba, superbohaterów na ekranie. Bo żeby film był iście komiksowy nie można wsadzić po prostu aktora w strój nietoperza, trzeba nadać mu ów specyficzny komiksowy charakter, z którego istnienia chyba niewielu reżyserów sobie zdaje sprawę. Biada temu, kto chwyta się za przeniesienie na ekran komiksu, którego klimatu po prostu nie wyczuł. Powstaje wtedy najzwyklejsza filmowa kopia opowieści zaczerpniętej z komiksu i duch danego komiksu bezpowrotnie opuszcza celuloidową taśmę, zanim na dobre się na niej zadomowił. I zwykle jest to rzecz gorsza niż oryginalny komiks. Nie trzeba też pierwotnego komiksu, żeby zrobić porządny film, o którym można powiedzieć, że jest komiksowy (vide "Dobermann" czy "Niezniszczalny"), ale to jeszcze trudniejsza sztuczka. Pozostańmy więc przy tych, którzy próbują ekranizować istniejące komiksy. Wielu było takich, którzy właśnie tego próbowali. Eryk Remiezowicz pisze dobrze, o tych, którzy wzięli się za "Spidermana". Ja zaś zamierzam bronić tu "Asteriksa i Obeliksa: Misja Kleopatra", czyli europejskiej próbie schwytania ducha komiksu na filmowej taśmie.

W 1999 roku weszła na ekrany kin pierwsza fabularna ekranizacja przygód dzielnych Galów "Asteriks i Obeliks kontra Cezar" w reżyserii Claude'a Zidiego. Rzecz zdecydowanie wymierzona w portfele rodziców, których dzieci zaczytują się przygodami dwóch dzielnych i niestrudzonych Galów. Legenda komiksu przyciągnęła do kin rzesze widzów. Tylko ten jeden film zgromadził przed ekranami tyle samo widzów zagranicą, co pozostałe filmy francuskiego z tego roku - ponad 13 milionów - wpisując się tym samym w falę specyficznego renesansu francuskiego kina. Renesansu inspirowanego przez Hollywood, bo dotyczącego filmów widowiskowych, zdecydowanie rozrywkowych, przyciągających na seanse całe rzesze widzów. Nie można też było narzekać na finansową stronę przedsięwzięcia, stąd naturalnym pomysłem był sequel, tak ukochany przez konkurencyjnych twórców zza Wielkiej Wody. Ale i Francuzi wcześniej chwytali się kontynuacji filmów kasowych bądź rokujących takie nadzieje, czego żywym dowodem są dwie części "Taxi" oraz trzecia w trakcie realizacji (to zresztą idealny kontrargument dla recenzji Eryka kwestionującemu, czy można dziś zrobić "świeżą" komedię). W przypadku Asteriksa zresztą istnieje długa historia filmów animowanych, lepszych i gorszych, wyraźnie żywiących się legendą europejskiego komiksu. "Misja Kleopatra" wpisuje się w tę samą tendencję żerowania na klasyce zarobkowej, niemniej jednak film jest pod wieloma względami wyjątkowy.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
To właśnie w związku z tym, że cezarom rzeźbiono same popiersia, poniżej pasa nosili jedynie majty.
O ogromie przedsięwzięcia prasa trąbiła aż nadto, aby rozwodzić się nad tym dłużej. Kluczowe fakty są takie: "Asteriks i Obeliks: Misja Kleopatra" jest najdroższym filmem w historii francuskiej kinematografii, kosztował ponad 50 milionów euro plus koszty kampanii reklamowej (we Francji dodatkowe 3 mln, tyle samo miał "Harry Potter"); czyli absolutna superprodukcja, 2000 statystów, 15 sukien dla Kleopatry, jedna złożona z 5000 ręcznie wszywanych pereł, w tym 350 na samym staniku (sic!), co zajęło 400 godzin i tak dalej, i tak dalej... Rzecz w tym, że liczy się efekt. Wiadomo, że tego rodzaju statystyki stanowią element marketingu produktu, ale jeśli idą w parze z oglądanymi na ekranie efektami, a nie są tylko rzucanymi liczbami mającymi oszołomić widza, to przynajmniej można dzięki nim uświadomić sobie ogrom prac związanych z tym co się ogląda. Być może ukute na potrzeby dystrybucji hasło "lokomotywa kina francuskiego 2002 roku" też nie jest wcale przesadą.

Mimo kasowego sukcesu pierwszego filmu fabularnego o Asteriksie dało się słyszeć głosy, że nie był to film udany. Być może stąd gruntowna wymiana ekipy, włącznie z reżyserem, którego zastąpił Alain Chabat (wcielający się zresztą doskonale w rolę Cesarza). Według jego słów oferta ze strony producenta filmu Claude'a Berri była dla niego jak spełnienie marzeń z dzieciństwa, bo Chabat komiksem Uderzo i Goscinnego fascynował się od małego. Padło na szósty album z cyklu, "Asteriks i Kleopatra", który po raz pierwszy ukazał się w 1965 roku, a za którego powstaniem krył się z kolei film "Kleopatra" z 1962 roku z Elizabeth Taylor, Richardem Burtonem i Rexem Harrisonem w rolach głównych. Tak oto domknęło się koło historii...

Fabularnie scenariusz nie odbiega zanadto od komiksowego pierwowzoru. Kanwa pozostaje identyczna, ale części gagów pozbyto się, dodając przy tym wiele nowych, dobrze komponujących się z poczuciem humoru znanym z komiksu i nadając filmowi posmak współczesności. Oto w dalekim Egipcie Cezar (Alain Chabat) przekomarza się z Kleopatrą (Monica Bellucci) zarzucając jej, że jej wielki niegdyś naród dziś niezbyt wiele już potrafi. Dumna Kleopatra postanawia utrzeć nosa pyszałkowatemu Cezarowi i postanawia zbudować mu pałac na samym środku pustyni w ciągu 3 miesięcy, udowadniając tym jednoznacznie wyższość narodu egipskiego nad rzymskim. Scena przeniesiona w skali jeden do jednego z komiksu. Jednak zaraz potem mamy scenę, której w oryginale nie ma. Pierwsze spotkanie z architektem Numernabisem, ponoć jednym z najlepszych w Egipcie, sprawia wrażenie przeniesionej do egipskiej rzeczywistości sytuacji bardzo współczesnej, której uczestnikiem był pewnie każdy, kto tylko odbierał wykończone mieszkanie ("Ja nic nie wiem. Ja tu tylko kafelki kładę"). Jej śmieszność może słabsze osoby doprowadzić do łez. A to dopiero początek filmu... Kleopatra właśnie Numernabisowi zleca wykonanie tej niewykonalnej nawet jak na dzisiejsze czasy pracy, więc nic dziwnego, że ten decyduje się na prośbę o pomoc Panoramiksa (Claude Rich), druida lub też droida, któremu wiernie towarzyszą Asteriks (Christian Clavier) i Obeliks (Gérard Depardieu).

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Wymyślne fryzury na klacie to jedna z zapomnianych sztuk starożytności.
Film nie jest oczywiście czystą ekranizacją, zmiany scenariuszowe są znaczące. Zresztą czasami zdaje się, że Chabat zapędził się i pominął niektóre z oryginalnych gagów komiksu, które bardzo dobrze sprawdziłyby się na ekranie. Jednak te dodane powinny zrekompensować braki aż nadto, nawet zatwardziałym miłośnikom komiksu. Trzymają poziom i styl humoru Uderzo i Goscinnego, ale przede wszystkim, co już podkreślałem, nadają opowieści atrybut współczesności, bez której nie miałby on szans śmieszyć nas aż tak bardzo. Zresztą gagi autorów komiksu w przeważającej większości bazowały na tym samym schemacie. Odniesieniu rzeczywistości zza okna do realiów historyczno-baśnowych, w których znaleźli się Asteriks i Obeliks.

Jednak Chabat poszedł znacznie dalej. Dosłownie napchał film takimi nawiązaniami, bardzo inteligentnymi i trafnymi. Komiks nie pozwala z natury na taką gęstość żartów, film pod tym względem jest po prostu znacznie bardziej pojemny. Niemniej jednych efekt ostateczny śmieszy do łez, innych zniesmacza (argumentują, że to po prostu kolejny film, w którym bajkowe postacie ścierają się ze współczesnością, nawiązują do innych kulturowych postaci, tytułów, sytuacji, nawiązują wreszcie do samych nawiązań). Jest w tym ziarno prawdy, nie zamierzam zaprzeczać. Ale dlaczegóż to Amerykanie mogą takie rzeczy robić, a Francuzi nie? "Shrek" jest najlepszym przykładem, że filmowcom z Hollywood takie produkcje uchodzą na sucho. A mamy jeszcze "Uciekające kurczaki", "Potwory i S-ka" i parę innych tytułów. Francuzi zrobili po prostu jeden film, z tematu idealnie do tego dobranego i zrobili go tak, że trudno będzie go pobić. W przygotowaniu co prawda "Shrek 2", ale mam nadzieję, że Chabat nie zamierza zrobić kolejnego "Asteriksa"...

Aktorskie kreacje to oddzielna sprawa. Depardieu i Clavier to po prostu urodzeni Obeliks i Asteriks. Gesty, mimika, ruchy ciała, wszystko to zdaje się być wyssane z mlekiem komiksu, którym pewnie zaczytywali się jak Chabat. Clavier ma w tym filmie spryt wypisany na twarzy, gdy tymczasem Depardieu przybrał minę wypisz-wymaluj komiksowego Obeliksa. A na dodatek ten jego brzuch! Wydaje się, że wyhodował go przez te wszystkie lata z myślą o roli Obeliksa. Monica Bellucci ze swoją niespotykaną urodą i temperamentem stać się może kolejnym uosobieniem Kleopatry, jak niegdyś Elizabeth Taylor. Oglądanie jej na ekranie w zwiewnych i przezroczystych strojach to przyjemność nawet dla kobiet, zatem można wybaczyć ten nieegipski nos (Bellucci w kontraktach zawiera klauzulę o nieingerowaniu w jej wygląd fizyczny). Jeden z plakatów filmu z piękną Belluccissimą w całej okazałości z miejsca pewnie zagnał wielu mężczyzn do kin. Kiedy zaś patrzy się na Cezara, to aż dziw bierze, że taki bufon mógł zrobić, aż tak dobry film. Lecz osią filmu jest przede wszystkim architekt Numernabis, czyli Jamel Debbouze, znany choćby z "Amelii", gdzie zagrał lekko niedorozwiniętego pomocnika gburowatego właściciela sklepu. To Debbouze sprawia, że widz uśmiecha się szeroko. To urodzony komik, o którym zresztą mówi się we Francji, że nie było nikogo bardziej utalentowanego od czasów Louisa de Funesa. Jego programy telewizyjne gromadzą przed telewizorami miliony widzów, bo Debbouze potrafi rozśmieszyć człowieka nie robiąc przy tym wiele (vide scena monologu Otisa o sensie życia, zresztą wynalazcy dźwigu bezwysiłkowego - "Mów za siebie"). Nawiasem mówiąc jego ukryta prawa ręka - ekranowy element charakterystyczny - naprawdę jest niewładna; efekt wypadku jeszcze z młodzieńczych lat. Ten film dał mu taką samą szansę jaką "Amelia" dała Audrey Tautou , czy "Taxi" Samowi Naceri.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
'...ale dodam, strój Supermana to strzał w dziesiątkę...'
Trzeba wreszcie chylić czoła przed studiem, które przygotowało dubbing filmu. Prowadzony przez Joannę Wizmur zespół dokonał kolejnego cudu. O ile tłumaczenie "Shreka" przeszło już do historii, a rola osła została przez wielu uznana za najlepszą w karierze Jerzego Stuhra, o tyle "Misja Kleopatra" była chyba trudniejszym wyzwaniem. Specyfika filmu, owe napakowanie inteligentnymi gagami oraz kultowość Asteriksa i Obeliksa mogły działać deprymująco. Wielkie brawa dla Bartosza Wierzbięty za samo tłumaczenie i lokalizację oddzielnie ("Bo to jego matka była"). Założę się, że i teksty z tego filmu trafią do potocznego języka. Ale na stojąco brawa należy złożyć Cezarowi Pazurze ("Cizar, Cezar, Czarek"), który w "Epoce lodowcowej" był taki sobie, za to podkładając głos Numernabisa przeszedł samego siebie. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby też uznano to za jego największego osiągnięcie aktorskie. Asteriksa i Obeliksa w wykonaniu Mieczysława Moraczyńskiego i Wiktora Zborowskiego słucha się bardzo dobrze, podobnie Wojciech Paszkowski i Marcin Troński świetnie sprawdzają się w głosach Cezara i Marnegopopisa. Za to minus należy zaliczyć obdarzenie Kleopatry głosem Magdaleny Wójcik - gdzież duma i wyższość w tym głosie? Zresztą zbyt mało intrygującym jak na kogoś, kto ma przemawiać przez usta Monici Bellucci.

Na koniec zabawny incydent, jaki spotkał film w Polsce, kraju co krok zadziwiającym. W filmie występuje postać, nazwijmy ją rzecznikiem robotników pracujących przy wznoszeniu pałacu dla Cezara. W polskim tłumaczeniu obdarzono tę kobietę imieniem Idea. Wszystko byłoby w porządku pewnie, gdyby nie fakt, że w pewnej chwili Idea ma "kłopoty z zasięgiem", rwie się jej głos i trudno jest z nią rozmawiać. Przedstawicielom Idei, sieci telefonii komórkowej, nie spodobał się ten żart mogący według nich źle wpłynąć na wizerunek firmy. Rozważali nawet skierowanie do sądu sprawy przeciwko polskiemu dystrybutorowi filmu, ale póki co skończyło się chyba na owym rozważaniu. Jak wiadomo analogiczne żarty istniały we wszystkich wersjach językowych filmu i zawsze nadawano postaci imię jednej z działających na rynku sieci telefonii komórkowej. Parafrazując powiedzenie Obeliksa... Ależ głupi ci Polacy!



"Asterix i Obelix: Misja Kleopatra" (Asterix & Obelix: Mission Cleopatre)
Francja 2002
Scenariusz i reżyseria: Alain Chabat
Obsada: Gerard Depardieu, Christian Clavier, Alain Chabat, Monica Bellucci, Jamel Debbouze i in.
Strona oficjalna: www.missioncleopatre.com
Strona polska: www.asterix-i-obelix.spi.pl
Gatunek: komedia/przygodowy

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

78
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.