16
Zjawili się nagle. Cicho i sprawnie obstawili wszystkie trzy wyjścia. Nikt nie zwrócił na nich uwagi w mokry jesienny wieczór. Stali za kolumną, za załomkiem muru, w podcieniach. Czekali.
W mdłym świetle sączącym się z lamp pod sufitem trwały ćwiczenia. Panowała senna atmosfera, nikomu nie chciało się już słuchać. Cranberry sama nie wiedziała, dlaczego tu przyszła. Ale coś ciągnęło ją do ludzi, szczególnie dzisiaj.
Nagły, ostry ból za mostkiem. Pochyliła się nad ławką zgięta w pół, przez chwilę nie mogła oddychać, ale zaraz jej przeszło. Zakaszlała dla pozoru.
- Co ci jest? - spytała siedząca obok Kaśka.
- N...nic. Nic takiego - głos miała już prawie normalny, tylko bluza na plecach była mokra od potu.
Podparła czoło rękami i przymknęła oczy. Słabość w mięśniach powoli mijała, zostało jednak wspomnienie tej sekundy przeraźliwego strachu.
Zajęcia wreszcie się skończyły. Cranberry zgarnęła swoje rzeczy i ruszyła do wyjścia. Nagle zatrzymała się ze zdziwioną miną, aż koledzy obejrzeli się na nią.
- Hej, idziesz z nami czy zamierzasz tu nocować?
- Chodźmy przez Fizykę, OK?
Przez łącznik do budynków Fizyki było krócej, więc czemu nie, poszli. Ale przy drzwiach ona znowu zaczęła marudzić, poprawiała coś przy butach.
- Rusz się wreszcie. Ja mam korki, nie mogę się ciągle spóźniać, bo mnie zwolnią.
Wstała i podeszła do okna.
Przy wyjściu przez drugi wieżowiec stały dwie osoby. W zimnym powietrzu unosiła się mgiełka ich oddechów.
- Naprawdę jest źle, cholera - mruknęła. - No dobrze, idziemy. Wy przodem, szybkim krokiem, bez gadania. Co jest? Idziemy.
Spojrzeli na nią dziwnie, mówiła jakoś inaczej, jakby była od dawna przyzwyczajona do wydawania poleceń. Nie chcieli dyskutować.
- Jakby co, to zwiewajcie - dodała pod nosem.
- Co?
- Nieważne.
Szczęknęły drzwi. Wyszli, czując się nieswojo, wiedząc, że ona idzie za nimi.
***
- Nie wiem, panie władzo, przecież się nie przedstawili. Po przejściu paru kroków obejrzałam się. Jeden z tych ludzi położył jej rękę na ramieniu i coś do niej mówił. Słucham? Wysoki, wyższy od niej. Ona wyglądała, jakby chciała mu się wyrwać, ale nic nie zrobiła. A potem wrzasnęła "Uciekajcie"...
- I co? Uciekliście?
- Nie, staliśmy jak skamieniali. Krzyknęła "Uciekajcie", wywinęła mu się spod ręki, odrzuciła połę płaszcza i wyjęła jakąś dziwną broń... Coś zapaliła...
- Takie coś, jak miecz, tylko świecący?
- Skąd pan wie? Rzeczywiście, tak to wyglądało. Rzuciła się na tego faceta jak furia, ale on był bardzo szybki, też miał coś takiego i zdążył się zasłonić. Ten drugi zaczął mu pomagać i przez chwilę walczyła z oboma. Nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałam. Poruszali się zwinnie i jakoś dziwnie, nie jak normalni ludzie. Było cicho, tylko syczenie tych niby mieczy, uderzenia i szuranie butów.
- To trwało chwilę, potem od strony głównego wejścia i z przeciwnej, od wieżowca, zaczęli biec ludzie. Było już zupełnie ciemno, ale wydaje mi się, że mieli na sobie mundury. Tak, kolor chyba stalowy. W sumie było ich czterech, góra pięciu. No i ci dwaj walczący.
- Widząc biegnących, wskoczyła na dach samochodu, który stał w podcieniach, odbiła się i robiąc w locie salto, skoczyła z bardzo wysokiego muru w dół między drzewa parku. I zniknęła. A oni zgasili te swoje... miecze i podbiegli do krawędzi. Zbliżający się żołnierze strzelili parę razy na ślepo w stronę parku, z lasera chyba, ale jeden z tych w czarnych płaszczach uciszył ich ruchem ręki. Żołnierze zbiegli ze schodów, jedna grupa z lewej, druga z prawej i przeczesywali park. Tamci dwaj zeskoczyli z muru.
- Na nas nie zwrócili uwagi.
***
Cel był coraz bliżej, Darth Maul czuł to całym sobą. Kluczył jeszcze i błądził, ale z każdym krokiem odległość malała. W żółtych, nieruchomych oczach Sitha odbijały się światła. Nie zwracał uwagi na mijających go ludzi, nie mieli dla niego znaczenia. Przygotowywał się.
Zaczepił go jakiś chłopak, coś mówił. Maul usunął go z drogi. Błysnęła metalowa, ciężka bransoleta komunikatora, człowiek zwinął się na mokrej ziemi.
Maul czuł bliskość Jedi. I coś jeszcze, czyjś strach. Lepki, obezwładniający strach ściganego zwierzęcia. To będzie łatwe zadanie.
Znowu to on był najlepszą, niezawodną bronią swego mistrza. Czuł ogarniającą go pychę, widział, że traci koncentrację. Ale był Sithem. Zawsze. Już po chwili myślał tylko o tropie. Rwącym się, ale zawsze odnajdywanym.
***
Zrobili, co do nich należało. Teraz ci ludzie już nigdy nie pozwolą zamieszkać ze sobą żadnemu Jedi. Lord Sidious i Darth Vader czekali jeszcze na zbiegających po schodach szturmowców.
- Ty ją znasz lepiej. Dokąd będzie uciekać?
- Do innych, czyli chyba w góry. Tam musi być kryjówka Qui-Gon Jinna i Kenobiego. I Nessie. Namierzyliśmy statek...
- Mówiłeś.
Żołnierze pojawili się wreszcie przy wyjściu z wieżowca. Imperator skierował ich gestem w kierunku promu, który stał na dawnym poligonie kilka przecznic dalej. Palpatine o tym nie wiedział, ale poligon cieszył się po zmroku tak złą sławą, że wystawienie warty z miotaczami gotowymi do strzału nie było tak potrzebne, jak mogłoby się wydawać.
Sithowie szli w pewnej odległości za oddziałem. Ciemne ulice były zupełnie puste, tylko jakieś kobiety widząc ich, umknęły na drugą stronę.
Vader spojrzał w prawo, ale oczy mistrza skryte były pod kapturem. Zacisnął pięści.
"Dałem ci czas. Jeżeli go nie wykorzystasz, to nie byłaś tego warta."
***
Radiowóz zatrzymał się pod wieżowcem na Czechowie. Nie musieli nic mówić przez radio. Syreny straży pożarnej wyły już na wiadukcie: mieszkanie na ósmym piętrze płonęło, ludzie wybiegali na chodnik.
- Jedziemy. Tu już ich nie ma.
- Jej też. Mam nadzieję.
***
Stała w budce telefonicznej, nie mogąc się zdecydować, czy wykręcić numer. Tak niedawno, bardzo niedawno mówiła, patrząc jej prosto w oczy: "Gdyby coś się stało, nie proś mnie o pomoc. Nie mnie. Nie stawiaj mnie w sytuacji bez wyjścia."
On musiał coś przeczuwać, źle maskowała swoją nieufność, niezdecydowanie. A teraz był tak blisko. Zaraz ją znajdzie.
"Nie proś o pomoc." Jeżeli teraz zadzwoni, będzie to wyglądało na wciąganie w pułapkę.
Nie zadzwoniła do Warszawy. Zamiast tego wykręciła numer kierunkowy do Zakopanego i chwilę czekała na połączenie.
Potem ruszyła w stronę dworca PKP.
|
|