nr 8 (XX)
październik 2002




powrót do indeksunastępna strona

Esensja
  Krótko o...

        "Haker", "E=mc2", "Nigdy więcej", "Ostrożnie z dziewczynami", "Austin Powers i złoty członek", "Włamanie na śniadanie"

Zawartość ekstraktu: 20%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
'Haker'
Michał Chaciński     Lamer

Biorąc pod uwagę zażenowanie, jakie ktokolwiek mający coś wspólnego z komputerami i Internetem odczuje podczas seansu, tytuł powinien brzmieć "Lamer". Film jest dowodem na to, że ludzie, którzy nie mają o czymś pojęcia, nie powinni o tym kręcić filmów (Janusz Zaorski głośno przyznaje, że nakręcił "Hakera", żeby poznać temat). To, co powinno być śmieszne bywa tu żenujące, a filmowe wydarzenia nie zachowują nawet minimum wiarygodności. Zaorski oczywiście komentuje, że to przecież "komedia dla młodego widza", "bajka" i tak dalej, ale żadna z tych etykietek nie zwalnia reżysera od trzymania się jakichś ram wiarygodności przynajmniej dotyczących świata komputerów. W końcu to film o hakerach.
Inna rzecz to obsada. Zaorski rozmyślnie obsadził w głównej roli mało doświadczonych aktorów, a w epizodach nasze gwiazdy. W wywiadach stwierdza, że chodziło mu właśnie o świeżość i nowe twarze na ekranie. Niestety, mniej więcej po kwadransie widać, że założenie było błędne. Młodzi aktorzy grają w najlepszym razie średnio i tylko pojawienie się profesjonalistów wprowadza do filmu odrobinę ożywienia. Sceny z Lindą nie bez powodu zbierają największe salwy śmiechu na sali. Inna sprawa, że nawet doświadczeni aktorzy mieliby pewnie problemy z tymi czerstwymi dialogami. Aż żal patrzeć jak Zaorski marnuje swój talent - to jego najgorszy film w karierze. Szkoda, bo widać, że zamierzał się tu częściowo na pastisz. Nie wyszło. Daję po jednym punkcie za autoironiczne sceny Lindy i za twarz Kasi Smutniak.



"Haker"
Polska 2002
Reżyseria: Janusz Zaorski
Scenariusz: Janusz Zaorski, Marek Nowowiejski, Jarosław Heiss, Maciej Pisuk
Obsada: Bartosz Obuchowicz, Kasia Smutniak, Piotr Miazga




Zawartość ekstraktu: 50%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
'E=mc2'
Michał Chaciński     Mało masy, jeszcze mniej energii

Pomysł jest wyśmienity, ale wykonanie średnie. Z historii ambitnego gangstera robiącego doktorat z filozofii można było wycisnąć mnóstwo inteligentnych gagów - pokazać choćby jak filozoficzna wiedza przydaje mu się w gangsterce. Nic z tego, Lubaszenko w większości zadowala się zbyt prostymi rozwiązaniami. To, co powinno zaskakiwać, da się przewidzieć na kilka chwil do przodu. Na plus trzeba jednak dodać, że jest tu kilka gagów, które warto zobaczyć - np. scenę koncertu muzyki współczesnej. Trzeba też przyznać, że film jest przynajmniej ładnie zrealizowany i przyzwoicie zagrany, przez co daje się oglądać bez bólu. Lubaszenko jako reżyser wyraźnie się rozwija. Być może mylę się, ale z samego tematu wygląda mi na to, że "E=mc2" jest dla niego jakimś przesileniem. Z dużą chęcią zobaczyłbym teraz na ekranie jego próbę zmierzenia się z czymś poważniejszym.



"E=mc2"
Polska 2002
Reżyseria: Olaf Lubaszenko
Scenariusz: Robert Mąka
Obsada: Cezary Pazura, Olaf Lubaszenko, Agnieszka Włodarczyk, Renata Dancewicz, Mirosław Zbrojewicz




Zawartość ekstraktu: 20%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
'Nigdy więcej'
Michał Chaciński     Jeszcze! Jeszcze!

O mamusiu... ludzie, musicie to zobaczyć! "Nigdy więcej" przez 2/3 swojego czasu trwania jest po prostu banalnym produkcyjniakiem - skrajnie schematycznym i przewidywalnym. Wydawało mi się w czasie seansu, że tak głupiego i prymitywnie opowiadanego filmu nie widziałem naprawdę dłuższy czas. To jedna z tych historii, w których przez kwadrans wszystko jest cudownie - sielanka, wspaniały mąż, piękny dom itd. Nagle wszystko się zmienia, mąż zaczyna mówić innym głosem (dosłownie!), a kamera od tej chwili fotografuje go tak, jakby facet był zbrodniarzem wojennym. Wreszcie w końcowym akcie film przekracza granice absurdu i robi się niezamierzenie śmieszny. Z i tak już idiotycznej historii robi się opowieść, w której bohaterka w ciągu kilku scen zostaje mistrzynią sztuk walki, bez przygotowania otwiera w kilka sekund zamki wytrychem i w ogóle zachowuje się jak super-szpieg. Boki zrywać! Gdyby nie ta idiotyczna końcówka, dałbym jeden punkt, ale skoro do teraz chce mi się śmiać, film zasługuje na jedno oczko więcej. Z drugiej strony, jeśli pomyśleć, że film wyreżyserował Michael Apted, utytułowany w końcu reżyser fabuł i dokumentów, robi się człowiekowi smutno.



"Nigdy więcej" (Enough)
USA 2002
Reżyseria: Michael Apted
Scenariusz: Nicholas Kazan
Obsada: Jennifer Lopez, Bill Campbell, Juliette Lewis




Zawartość ekstraktu: 30%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
'Ostrożnie z dziewczynami'
Michał Chaciński     Bez głowy

Oto przykład filmu, który na papierze mógł wyglądać całkiem ciekawie, ale w drodze na ekran zgubił gdzieś większość swojego potencjału. Historia w stylu braci Farrelly, ale w głównych rolach mamy wyzwolone młode kobiety, pozbawione problemów z pieniędzmi i używające życia. Do tego southparkowy rodowód, który gwarantował, że na ekranie pojawi się kilka ryzykownych pomysłów (i faktycznie, są tu gagi zaskakujące odwagą). A jednak film nie działa. Po pierwsze, nawet niezłe pomysły są fatalnie opowiedziane. A jak wiadomo, znakomity dowcip opowiedziany bez wyczucia, zamiast bawić, wkurzy niewykorzystaniem potencjału. Dokładnie takie wrażenie miałem kilka razy podczas seansu. Po drugie, nie przyłożono się do samej historii. W rezultacie fabułka jest po prostu banalna, przewidywalna na kilka minut do przodu. Wywołuje wrażenie sztucznie sklejonej zbitki wydarzeń, które miały jedynie usprawiedliwić szereg gagów - a na końcu nagle oczekuje od widza wzruszenia?! Na plus na pewno trzeba zaliczyć, że sami twórcy mieli świadomość słabości wyniku i zamiast męczyć widza, zakończyli film po 84 minutach. Na minus - nawet przy tak krótkim seansie wynudziłem się dość mocno. Szkoda zmarnowanej szansy na film. Ogólnie, wyszła z tego nieudana próba naśladowania filmów braci Farrelly przez kogoś z dużo mniejszym talentem realizacyjnym. Można sobie odpuścić.



"Ostrożnie z dziewczynami" (The Sweetest Thing)
USA 2002
Reżyseria: Roger Kumble
Scenariusz: Nancy Pimental
Obsada: Cameron Diaz, Christina Applegate, Selma Blair




Zawartość ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
'Austin Powers i złoty członek'
Michał Chaciński     Zmęczenie materiału

Film jest lepszy niż poprzedni Austin Powers i słabszy niż pierwszy. Trzon akcji oczywiście nie zmienia się - Dr. Evil planuje przejęcie kontroli nad światem, Powers mu w tym przeszkadza przy wydatnej pomocy odpowiedniej cizi. W filmie nie brakuje dobrych gagów wizualnych i odpowiednio głupich dialogów, ale ma się już wrażenie, że formuła uległa wyczerpaniu. Zresztą co tu dużo gadać - jeśli robi się parodię filmów, które same w sobie dotarły już dawno do ściany, nie ma co się dziwić, że i tutaj pojawia się wrażenie braku świeżych pomysłów. Najwyraźniej Mike Myers też zdawał sobie z tego sprawę i w większości gagów nawiązuje po prostu do poprzednich dwóch filmów. Z tego powodu "Złoty członek" absolutnie wymaga znajomości dwóch wcześniejszych filmów, bo bez niej widz nie zrozumie skąd biorą się niektóre żarty. Dla części widzów na pewno będzie to minus filmu - mnie nie przeszkadzał. Gorzej, że film sprawia wrażenie skleconego na siłę. Jak wiadomo, Myers zabrał się do kręcenia trzeciego Powersa niejako bez przygotowania, po nagłym zawieszeniu prac nad innym filmem. Widać to niestety w niedopracowanym scenariuszu, w którym nie ma na przykład pomysłu na wykorzystanie dziewczyny. O ile w poprzednich Powersach dziewczyna zawsze pełniła jakąś ważną rolę scenariuszową, tutaj przewija się po prostu co kilka scen, jakby przypadkiem. Z jej obecności nie wynika nic nowego dla Austina i nic nowego dla widza. Na szczęście nie zabrakło czasu ani pomysłu na rozwinięcie relacji między Dr. Evilem i Scottem. To jeden z lepszych punktów filmu. Ogólnie, nie jest źle, ale pozostaje wrażenie, że Powers najlepsze czasy ma już za sobą.



"Austin Powers i złoty członek" (Austin Powers in Goldmember)
USA 2002
Reżyseria: Jay Roach
Scenariusz: Mike Myers, Michael McCullers
Obsada: Mike Myers, Michael Caine, Beyonce Knowles, Seth Green




Zawartość ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
'Włamanie na śniadanie'
Konrad Wągrowski     Śladami Butcha i Sundance

Trudno sobie wyobrazić bardziej infantylny tytuł filmu niż "Włamanie na śniadanie" - polskie "tłumaczenie" słowa "Bandits". I choć ma ten tytuł jakieś skromne poparcie w fabule (bardziej jeśli chodzi o śniadanie, niż włamania, bo takowych nie ma), to i tak dziwię się dystrybutorowi, bo chyba zapragnął odstraszyć widzów od kin. Inna sprawa, że tytuł angielski także nie grzeszy oryginalnością...
Widzowie, którzy zostali odstraszeni, powinni jednak żałować, bo stracili bardzo sympatyczną komedię sensacyjną - film absolutnie bezpretensjonalny, zabawny, dobrze zagrany i okraszony muzyką rozrywkową lat osiemdziesiątych, z dwoma największymi przebojami Bonnie Tyler na czele.
Początkowa scena napadu bankowego jest tylko wstępem do retrospekcji. Dwóch oszustów, Joe Black i Terry Collins, ucieka brawurowo z więzienia. Pomimo tego, że z pozoru do siebie nie pasują - męski, twardy, małomówny Joe i nerwowy gadatliwy hipochondryk Terry - tworzą wkrótce zgrany zespół, gdyż mają podobny cel: własny lokal w Meksyku. Cel jest godny poparcia i w pełni dla widza zrozumiały (któż nie chciałby prowadzić knajpy w jakimś egzotycznym miejscu?), więc wkrótce zaczynamy im kibicować, choć gromadzenie funduszy nie jest specjalne zgodne z literą prawa - "Bandyci" napadają na banki... w pewien oryginalny sposób. Dodajmy jednak, że napadają jedynie na banki mające gwarancje rządowe, co znów musi budzić sympatię przeciętnego, przyciśniętego (zwłaszcza ostatnio) ciężarem obciążeń podatkowych obywatela. Ich działalność zostaje jednak zakłócona przypadkowym wtargnięciem do ich życia Kate - nieszczęśliwej w małżeństwie i szukającej ciekawszego życia. Oto obaj panowie razem tworzą ideał mężczyzny dla Kate. Razem.
Do trójki głównych ról reżyser Barry Levinson dobrał znanych wykonawców - Bruce'a Willisa, Billy'ego Boba Thorntona i Cate Blanchett, która obstawia ostatnio chyba połowę ról kobiecych. Wybór jest znakomity, zwłaszcza neurotyczny Thornton i energiczna Blanchett, z rudą fryzurą przyciągają uwagę widzów, są źródłem większości humoru. Na ich tle słabiej wypada Willis, może dlatego, że jego rola nie daje takiego pola do popisu, a może dlatego, że Bruce jest już nieco na krzywej opadającej - szkoda.
Głównym źródłem humoru są oczywiście kontrasty między bohaterami, uwidaczniające się zwłaszcza w scenach napadów i w relacjach w trójkącie. Brawa należą się scenarzyście za dialogi, ale rozbawiają też częste monologi Thorntona na tematy medyczne i psychologiczne. Dodajmy kilka zabawnych postaci drugoplanowych jak mąż Kate ("Kochanie, chciałbym, abyś wiedziała, że ze mną jest wszystko w porządku") i otrzymamy dwie godziny (niektórzy twierdzą, że to zbyt długo) dobrej zabawy.
Twórcy liczyli niewątpliwie na sukces dorównujący sukcesom filmów z duetem Redford - Newman. "Bandits" nawiązuje bowiem wyraźnie do "Butcha Cassidy i Sundance Kida" schematem szajki dwóch szlachetnych złoczyńców i towarzyszącej im kobiety, a także do "Żądła" z finałowym przekrętem. Niestety, chyba nie mają na to szans - obecnie inny rodzaj kina rozrywkowego święci triumfy, a "Bandits" fabularnie wygląda jak film sprzed kilkunastu lat. Co akurat dla mnie jest zaletą, ale być może nie podążam z duchem czasu.



"Włamanie na śniadanie" (Bandits)
USA 2001
Reżyseria: Barry Levinson
Scenariusz: Harley Peyton
Muzyka: Christopher Young
Obsada: Bruce Willis, Billy Bob Thornton, Cate Blanchett

powrót do indeksunastępna strona

87
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.