nr 8 (XX)
październik 2002




powrót do indeksunastępna strona

Łukasz Kustrzyński
  Labirynt bez happy endu

        "Ziemia niczyja"

Zawartość ekstraktu: 90%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
'Ziemia niczyja'
Gubię się w tym konflikcie, przyznaję. Podejrzewam, a podejrzenie to niemal graniczy z pewnością, że nie tylko ja mam problemy z pełnym ogarnięciem Bałkańskiego Kotła. I tak, w labiryncie jednego z bardziej tragicznych konfliktów ostatnich czasów, chorobliwie naiwnie próbuję szukać agresorów i obrońców, prześladowców i prześladowanych. A tu nie sposób, nie da się, kalejdoskop wojennej rzeczywistości zgrabnie to wszystko zaciemnił, przemieszał, przetasował. I wypluł w postaci niestrawnej prawdy, prawdy o wojnie na Bałkanach. Prawdy, której ni pojąć, ni zrozumieć nie potrafię.

To chyba było punktem wyjścia do nakręcenia "Ziemi niczyjej", to stwierdzenie faktu, że tam bardzo trudno o łatwe wyjaśnienia i rozgraniczenia - na tych złych i tych dobrych. Jest za to galimatias racji poszczególnych stron, przy czym każda z tych racji ma swoje uzasadnienie, każda, na swój sposób, z odpowiedniej perspektywy, jest słuszna. Nawet jeśli kłóci się z inną racją, na swój sposób również słuszną. Tanovic udowadnia, że nie sposób rozsądzić kto jest mniej winien, a na kim ciąży tej winy więcej. Nie próbując nikogo oskarżać ni tłumaczyć, staje wysoko ponad konfliktem. Nie karmi widza prostym podziałem na dobrych i złych, patrzy za to z góry jak uważny obserwator. Nawet w jednostkach ONZ, które de facto zawodzą w filmie na całej linii, znajduje się w końcu człowiek z prawdziwie ludzką twarzą.

Do okopu na tytułowej ziemi niczyjej, czyli pasie znajdującym się pomiędzy liniami frontu, dostają się dwaj ranni żołnierze, Bośniak i Serb. Teren jest pod ciągłym obstrzałem, a więc wydostać się z niego nie sposób. Na domiar złego przyjaciel Bośniaka leży na uzbrojonej minie, jeśli się poruszy, wybuch zabije wszystkich w okopie. Jedyne wyjście to czekać. Czekać, rozmawiać i roztrząsać wszystkie dawne urazy, gdy tymczasem, za sprawą reportażu amerykańskiej dziennikarki, do akcji wkraczają siły pokojowe UNPROFOR. Działają jednak nieskutecznie, początkowo opóźniają akcję, później zaś próbują tuszować swoją nieudolność.

- Patrzcie na siebie, czy nie widzicie jacy jesteście komiczni z tymi karabinami i granatami? - zdaje się zza kadru wrzeszczeć reżyser. Po czym bez żadnej taryfy ulgowej tą komiczność wywleka na wierzch i demaskuje. Sama sytuacja wokół której kręci się fabuła, gdyby nie była tragiczna, byłaby jak nic zabawna. W filmie zresztą gęsto od podobnych tragiczno-komediowych wstawek. Oto dwaj bohaterowie kłócą się kto rozpętał wojnę, a porozumienie odnajdują tylko gdy jeden trzyma drugiego na muszce. I choć wychowali się w podobnej kulturze, w podobnym otoczeniu, nić partnerstwa, która gdzieś tam kiełkuje i wzrasta, szczególnie w momencie gdy obaj odkrywają, że za młodu znali tę samą dziewczynę, w pełni rozwinąć się nie może. W tragicznej końcówce można nawet zapomnieć, że kiedykolwiek istniała. Bo tu, w tym okopie wszystko zostało przewartościowane. Nawet zwykły, na wskroś normalny gest jednego z żołnierzy - przyjacielskie wyciągnięcie ręki by się przedstawić - tu razi niestosownością jak najgorsza obelga. W tej irracjonalnej sytuacji wszystko co jest przejawem normalności wydaje się dziwnie nie na miejscu.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Albo Love Parade traci popularność, albo panowie trafili w niedopowiednie miejsce.
Nieszablonowy to film i równie nieszablonowe jego przesłanie. Raz, to antywojenna historia, sugestywna i wzorowo nakręcona. Dwa, to przypowieść o prawdziwej ludzkiej naturze. Nie o tej z bohaterskiego sztandaru na którym dumnie wypisane jest "Bóg, Honor, Ojczyzna", a o tej naturze sąsiada z naprzeciwka, przyjaciela ze szkolnej ławy, mojej własnej w końcu. Bo to film o ludziach. Nie o żołnierzach, nie o zbrodniarzach i ofiarach, nie o bohaterach i tchórzach. A o ludziach z krwi i kości, którym nieobca nienawiść, taka typowo ludzka nienawiść. Nieobca i głupota, i zaślepienie, i wszystko to co ludzkiej naturze przynależne. Dlatego obraz Tanovicia ogląda się z zaciekawieniem, trochę z rozgoryczeniem. Przyzwyczaiło nas kino, wojenne w szczególności, do uwypuklania ludzkich przymiotów. Bo i jeśli jest ktoś w filmie bohaterem, to takim pełną gębą, jeśli draniem - to samo. A kim jest Bośniak leżący na odbezpieczonej minie?

Oglądając "Ziemię niczyją" widz powinien budować mur obronny. Taki mur, który pozwoli mu po projekcji powiedzieć - to nie moja rzeczywistość, nie moje problemy, a nawet jeśli postawiono by mnie w tożsamej sytuacji ja zachowałbym się inaczej, bardziej po ludzku. Chyba każdy będzie próbował taki mur zbudować, ba, może z powodzeniem. Ale niestety, wszystkie nadzieje pokładane w reżyserze, że na koniec wyciągnie do widza rękę i poklepie chwaląc za stworzoną konstrukcję, wszystkie te nadzieje, że twórca choć szczęśliwym zakończeniem filmu poprze widza, ulatują. Nie dano nam satysfakcji z happy end'u, nie uściśnięto dłoni i nie odprawiono do domu z tym miłym odczuciem, że w sumie to wszystko jest w porządku bo człowieczeństwo i dobro zawsze zwyciężają. Czy można mieć za to żal do reżysera? Raczej nie, Tanovic odczuł na własnej skórze to o czym opowiada. I nie wątpię, że ma trochę inne podejście i do dobra, i do człowieczeństwa.

Złoty Glob, Oscar za najlepszy film zagraniczny, Cezar za najlepszy debiut reżyserski - sporo tego. Ale chyba dobrze, że o takim filmie jest głośno. Bo to szumna przestroga na przyszłość. A patrząc na to co dzieje się wokół nas, może i trochę na teraźniejszość.



"Ziemia niczyja" (Nicije zemlje)
Wlochy / Wielka Brytania / Slowenia / Francja / Bosnia i Hercegowina / Belgia 2001
Reżyseria: Danis Tanovic
Scenariusz: Danis Tanovic
Obsada: Branko Djuric, Rene Bitorajac, Filip Sovagovic, Simon Callow
Strona oficjalna: www.unitedartists.com/nomansland
Strona polska: www.gutekfilm.com.pl/ziemia-niczyja
Gatunek: dramat

powrót do indeksunastępna strona

79
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.