nr 9 (XXI)
listopad 2002




powrót do indeksunastępna strona

Milena Wójtowicz
  Kocha? Lubi? Szanuje???

        ciąg dalszy z poprzedniej strony

     Chłopiec przezornie wspiął się na kolumnę. Miłość Amadeusza do ciasteczek była na oko dziesięć razy większa od samego smoka.
     Tygrys podniósł poturbowanego bożka z podłogi.
     - Może ta poezja to nie taki zły pomysł.
     - To bardzo dobry pomysł. Jak zresztą większość moich pomysłów.
     - Akurat - mruknął pod nosem Tygrys, ale nie na tyle głośno, żeby Iskierka usłyszała. Usłyszał za to Syk, który miał już kilka razy bardziej nieszczęśliwą minę niż na początku.
     - Gdzieś tu powinna być mandolina - Iskierka przetrząsała kufry.
     - Nie lepsza byłaby lutnia?
     - Lutni nie ma. A mandolina jest - podniosła do góry instrument.
     - Trochę zepsuta - stwierdził krytycznie Tygrys.
     - To ją napraw. W końcu jesteś wszechmocny.
     Machnął ręką nad mandoliną.
     - I co teraz?
     - Nauczymy cię śpiewać - Iskierka zwróciła się do Syka. - Wieczorem masz występ pod oknem ukochanej. Musisz tylko szarpać struny i śpiewać. To nie takie trudne.
     Herbert zeskoczył z kolumny już po kilku pierwszych taktach piosenki. Doszedł do wniosku, że o wiele przyjemniej będzie tłumaczyć Amadeuszowi, ze nie ma ciasteczek. Tygrys zaraz po nim wybiegł z komnaty trzaskając drzwiami. Kilka chwil później Iskierka wyrwała Sykowi mandolinę i rzucił ją w ognisko.
     - Chyba jednak nie jesteś stworzony do poezji.
     Bożek spojrzał na nią żałośnie i wybuchnął rozdzierającym płaczem. Wiedźma próbowała go uspokoić.
     - No nie płacz. Coś wymyślimy. Nie jest aż tak źle.
     - Jest tragicznie - Tygrys wszedł do komnaty i dorzucił drew do kominka, dla pewności, ze mandolina na pewno się spali. - Ale nie martw się. Bywało gorzej.
     Próby pocieszenia jakoś nie przemawiały do Syka. Dalej szlochał w rękaw Iskierki. Wiedźma spojrzała na wojownika.
     W tym momencie drzwi otworzyły się z hukiem i do pomieszczenia wpadł domagający się ciasteczka Amadeusz. Przewrócił parę krzeseł, zjadł część mandoliny, która jeszcze się nie spaliła i zaczął podkopywać filar.
     Tygrys spojrzał na Iskierkę, Iskierka na Tygrysa.
     - Nie myślisz o tym co ja - słabo powiedziała wiedźma.
     - Za cos takiego można dostać pół królestwa i głupia księżniczkę, nie mówiąc już o dziewczynie ze wsi.
     - Nie wprowadzisz Amadeusza samego między obcych!
     - Dlaczego?
     - Jeszcze mu ktoś zrobi krzywdę!
     - Jemu? To raczej on kogoś zaaportuje. Tylko na kwadrans. Przestraszy parę osób, potem go zabierzemy, a Syk zostanie bohaterem.
     - Nie! To jest bardzo, ale to bardzo głupi pomysł!
     Syk przestał płakać i popatrzył na nią błagalnie. Iskierka spojrzała na Tygrysa, szukając jakiegoś wsparcia, ale on też patrzył prosząco.
     - Niech będzie - skapitulowała. - Ale na kwadrans, nie dłużej. I to ma się udać.
     - Z całą pewnością się uda - Tygrys podrapał Amadeusza po głowie. Uradowany smok położył mu łeb na ramieniu, prawie przy tym przewracając wojownika. Tygrys zachwiał się odrobinę, ale zaraz odzyskał równowagę. Pogłaskał smoka po wyciągniętej szyi.
     - Widzisz jaki jest chętny do zabawy? Moje kochane maleństwo - Amadeusz polizał go po twarzy. Tygrys na oślep sięgnął po coś, czym mógłby się wytrzeć. Przewrócił przy tym zbroję, którą Amadeusz od razu zaczął z chęcią aportować.
     - Tak z czystej, niewinnej ciekawości - Iskierka podała mu ręcznik. - Jak ty masz zamiar to zrobić?
     - Patrz i ucz się od mistrza - Tygrys wyciągnął z jednego z kufrów potężny, trochę zardzewiały miecz. Wsadził go Sykowi w dłonie. Bożek chwiał się chwilę w obie strony, po czym runął, przygnieciony ciężarem. Miecza dopadł Amadeusz i zaczął zakopywać go pod filarem.
     Tygrys wyciągnął drugi miecz. Nie zdążył nic z nim zrobić, bo Amadeusz podbiegł, wyrwał mu go z ręki i wrzucił do swojego dołka. Potem przyczaił się, czekając na kolejną rzecz, którą mógłby zachomikować.
     Tygrys spojrzał na niego podejrzliwie.
     - Bez miecza - zdecydował.
     - Może się mylę - zaczęła słodkim głosem Iskierka. - Ale większość bohaterów pokonywała te nieszczęsne zwierzątka przy pomocy jakiejś niebezpiecznej broni, miecza najczęściej.
     Zapłakany Syk pokiwał głową.
     - Zrobimy to tak: dziewczyna idzie, smok wypada z krzaków. Syk łapie jakiś kij i biegnie jej bronić, a my zabieramy stamtąd Amadeusza, tak żeby nas nie widziała. Teraz trzeba ją tylko znaleźć - pstryknął palcami i cała czwórka, łącznie ze smokiem, zniknęła. Herbert wyszedł ze swojej kryjówki i pobiegł do lasu. Nie był pewien, jak oni to właściwie chcą zrobić, ale i tak z każdą chwilą utwierdzał się w przekonaniu, ze wszyscy zwariowali. Poza nim, jak na razie.
     Dojście na polanę zajęło mu trochę czasu. Ale nikogo tam nie było. Chłopiec zaczął przeszukiwać las. Natknął się na jasnowłosą dziewczynę, która powiedziała, że niestety nie widziała ani stracha na wróble, ani pięknej wiedźmy, ani wojownika, nie mówiąc już o jakimkolwiek gadzie większym od jaszczurki. Herbert już miał się poddać i pójść na ryby, kiedy usłyszał krzyki. Wyjrzał na polanę w odpowiednim momencie, żeby zobaczyć całe przedstawienie.
     Przodem biegł Syk, skacząc wielkimi susami, z wyrazem kompletnego przerażenia na twarzy. Za nim gonił Amadeusz, kołysząc się na swoich dwóch nogach. Przednimi łapkami próbował złapać Syka, małe skrzydełka machały energicznie, ale smok nie odrywał się od ziemi. Wyciągał szyję jak mógł najdalej, żeby złapać bożka swym podobnym do dzioba pyskiem.
     Za nim, potykając się i sypiąc przekleństwami biegł Tygrys, usiłujący złapać Amadeusza za ogon.
     Na końcu spokojnie szła Iskierka, spoglądając na te scenę z czymś w rodzaju niechętnej satysfakcji. Herbert był pewien, że mówi do siebie: "a nie mówiłam".
     Zauważyła go i zawołała. Chłopiec wyszedł z krzaków.
     - Po co wy to właściwie robicie?
     - To się nazywa pomoc przyjacielowi w potrzebie.
     - Przecież Syk się cały czas przewraca, ląduje w pysku Amadeusza albo coś takiego. I chyba wcale mu to nie poprawia humoru.
     - Cóż. Liczą się dobre chęci.
     - Co wy właściwie chcecie zrobić?
     - Sprawić, żeby ktoś... pewna osoba... go pokochała.
     - A nie możecie jej po prostu zaczarować? Przecież się na tym znacie.
     Iskierka zatrzymała się gwałtownie.
     - Herbercie, jesteś bardzo inteligentnym chłopcem. Jak znajdziesz Amadeusza, to się z nim pobaw.
     Przyśpieszyła kroku i po chwili była już w grocie. Tygrysa i jeszcze bardziej poturbowanego Syka znalazła w jednej z komnat.
     - O, jesteś - obojętnie stwierdził Tygrys. - Chyba nam trochę nie wyszło.
     - Nieważne. Przecież możemy przyrządzić napój miłosny!
     Wojownik podniósł głowę.
     - Napój miłosny? Robiłaś to kiedyś?
     - Nie. A ty?
     - Oczywiście, ze nie. I myślisz, że to zadziała?
     - Jestem przecież wiedźmą. Wiedźmy robią takie rzeczy. W którejś z ksiąg powinien być przepis.
     
     Kiedy Herbert wszedł do groty, wszystko było pokryte warstwą solidnego, starego kurzu. Przy stole siedział Syk, topiąc smutki w winie. Amadeusz chciał go polizać, ale kurz zakręcił mu w nosie i smok zajął się kichaniem. Iskierka i Tygrys siedzieli w samym środku tego pobojowiska, pochyleni nad jakąś wiekowa księgą. Mieli pajęczyny we włosach i wyglądali na bardzo zakurzonych.
     - Jest! - krzyknęła radośnie Iskierka.
     - Strasznie stary - ocenił krytycznie Tygrys.
     - Ważne, żeby działał - wiedźma otrzepała z kurzu kociołek i zawiesiła go nad paleniskiem. - Czytaj, czego potrzebujemy.
     Tygrys zajął się odcyfrowywaniem starożytnych bazgrołów.
     - Maliny...
     - Są - wrzuciła garść owoców do kotła.
     - ...kwiat paproci...
     - Mam - kwiatek powędrował w ślad za malinami.
     -... rogi nietoperza...
     - Słucham?
     - Rogi nietoperza.
     - Nie mam - stropiła się Iskierka. - Damy zamiast tego marchewkę.
     Tygrys wzruszył ramionami.
     - Ty to jesteś wiedźmą - pochylił się nad tekstem. - Pięć palców wisielca...
     - Bleee... - skrzywiła się Iskierka.
     - Nie masz? - niewinnie spytał Tygrys.
     - Pewnie, że nie. Pomijamy.
     - Jak chcesz. Porannej rosy kropel sześć..
     - Mam.
     - ...i siedem krwi smoka...
     - No wiesz co! - oburzyła się Iskierka. - Głupi mordercy! Nie będę kroić własnego dziecka!
     - Czyli pomijamy - Tygrys pochylił się nad przepisem. - Zamieszać przy blasku pełnego księżyca, zaklęcia odmówić i niechętnej uczuciom osobie podać.
     - Pełnia był wczoraj - stwierdziła niezadowolona Iskierka. - Trudno. Nie chce mi się czekać cały miesiąc. Co z tym zaklęciem?
     - Nieczytelne.
     - Trudno. Będzie musiało wystarczyć pierwsze lepsze - pochyliła się nad kotłem i wyszeptała parę słów. Podeszła do Tygrysa i zajrzała mu przez ramię.
     - Co teraz?
     W tym momencie nastąpił wybuch. Szybki i mało efektowny. Kocioł się rozpadł, a cała komnata i wszyscy w niej przebywający zostali równo pokryci sadzą. Kaszląc i krztusząc się wybiegli na zewnątrz. Amadeusz został wepchnięty do rzeki, z której próbował wyjść, co utrudniała mu Iskierka, usiłująca go umyć.
     - To się dopiero nazywa magia - ironizował Tygrys.
     - Sam umiesz lepiej? Mogłeś bardziej się starać przy odczytywaniu przepisu!
     - A więc to moja wina? Ty oczywiście nie przyłożyłaś do tego ręki, pomijając połowę składników!
     - Wykrwawiłbyś własne dziecko na śmierć! Nieczuły potwór!
     Syk spojrzał na nich zrezygnowany. Powoli oddalił się z polanki zrywając po drodze kwiatki. Herbert poszedł za nim i zobaczył, jak podchodzi z nimi do jasnowłosej dziewczyny. Bożek w milczeniu wyciągnął rękę z bukietem. Dziewczyna przyjęła go i powiedziała cos z uśmiechem. Syk coś mruknął w odpowiedzi, spuszczając głowę.
     - Cóż, miłość jest ślepa - Herbert usłyszał za sobą głos Iskierki.
     - Wiem coś o tym - mruknął Tygrys.
     Wiedźma pokazała mu język.
     - Wierz mi, ja też.
     
     KONIEC

powrót do indeksunastępna strona

15
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.