nr 9 (XXI)
listopad 2002




powrót do indeksunastępna strona

Anna Draniewicz
  Rekordziści

        18 Warszawski Międzynarodowy Festiwal Filmowy

W tym roku Warszawski Międzynarodowy Festiwal Filmowy odbył się już po raz 18. Znów pobito wszystkie możliwe rekordy: frekwencji, ilości filmów i pokazów, których odbyło się razem 300. W praktyce możliwe było pojawienie się tylko na 60 projekcjach, a i to jedynie przy bardzo dobrej kondycji fizycznej. Organizatorzy festiwalu zawsze mieli ambicję, żeby stworzyć największą imprezę filmową w Polsce i trzeba powiedzieć, że im się udało. Pytanie tylko brzmi, czy przypadkiem ilość nie wzięła góry nad jakością. Na szczęście okazuje się, że nie, bo chociaż znów trudno było wybrać trzy wybitne filmy, wybijające się na tle pozostałych, to całkowitych gniotów też nie było za wiele. Jak w powiedzeniu "każda zmora znajdzie swego amatora", tak i na festiwalu każdy z filmów znalazł swoich odbiorców. A jak wiadomo, o gustach się nie dyskutuje. Uznajmy zatem, że ta różnorodność wszystkim wychodzi na dobre.

Poza tym trzeba stwierdzić, że obecność tak różnorodnych filmów była usprawiedliwiona, gdyż festiwalowa publiczność się zmienia i ma trochę inne gusta niż dawniej. Trochę mi żal tej "starej" publiczności, tych znajomych twarzy, podobnej wrażliwości, poczucia humoru i spontaniczności, ale trzeba iść z duchem czasu. Zrozumiałam to na jednym z pokazów, gdy zostałam uznana za osobę zacofaną, bo zwróciłam uwagę dziewczynie, która już po raz drugi, jak gdyby nigdy nic, odebrała telefon komórkowy i zaczęła prowadzić dyskusje. Chyba po prostu się starzeję? W zeszłym roku przekonałam się już boleśnie, że w trakcie festiwalu nie daję rady wstawać na pokazy o godzinie 9:00 rano, w związku z tym w tym roku zaczynałam przeważnie festiwalowy dzień o godzinie 11:00. Raz udało mi się wstać na 9:00, kiedy indziej nie dawałam jednak rany nawet na 11:00. Być może w moim wieku powinnam się z tym pogodzić, ale pocieszam się, że było to raczej spowodowane bogatym życiem towarzyskim, jakie prowadziłam w trakcie tegorocznego festiwalu.

Na WMFF nie pojawiły się dwa zapowiadane przez organizatorów filmy. Pierwszym z nich był polski film "Gabi" Rolanda Rowińskiego, który nie został po prostu ukończony na czas, ale który i tak będzie można zobaczyć w kinach. Drugi to bardzo oryginalna opowieść o walce wysłanniczek Nieba i Piekła o duszę pewnego boksera, czyli "Boskie jak diabli" Agustína Díaz Yanesa z Penelope Cruz, Victorią Abril i Fanny Ardant w rolach głównych. Zwykle filmy poruszające tematykę zaświatów są bardziej poetyckie, tutaj warto więc zwrócić uwagę na nowatorskie podejście reżysera do tego tematu. Ten film również wkrótce trafi do naszych kin. Pozostałe filmy, które za chwilę się pojawią lub już się pojawiły w polskich kinach, a które udało mi się zobaczyć na festiwalu lub w jego okolicach to "Edi" Piotra Trzaskalskiego, "Droga do Zatracenia" Sama Mendesa, "Time Out" Laurenta Canteta, "Zdjęcie w godzinę" Marka Romanka, "Krąg" Hideo Nakaty oraz "Księga Diny" Olego Bornedala, na festiwalu pokazywana pod tytułem "Jestem Dina".

Film "Edi" Piotra Trzaskalskiego z Henrykiem Gołębiewskim (znanym z seriali "Stawiam na Tolka Banana" czy "Podróż za jeden uśmiech") i Jackiem Braciakiem (zdobywcą nagrody za drugoplanową rolę męską na tegorocznym festiwalu w Gdyni) był niekwestionowanym zwycięzcą tegorocznego WMFF. W pełni na to zasługuje, podobnie jak na pozostałe nagrody, którymi jest wciąż obsypywany. Być może dołączy do nich także Oscar za najlepszy film nieanglojęzyczny, o który będzie walczył. "Edi" miał wejść do kin dopiero w listopadzie, ale jego dystrybucje drastycznie przyśpieszono właśnie po to, by spełnić ostatni warunek niezbędny do zgłoszenia go do oscarowych nominacji. Teraz możemy już tylko czekać i trzymać kciuki. "Droga do Zatracenia" Sama Mendesa z Tomem Hanksem, Paulem Newmanem i Judem Lawem w rolach głównych, podobnie jak "Edi", pojawił się w kinach zaraz po festiwalu. Za oceanem zachwycano się nim od dawna, ale moim zdaniem trochę na wyrost. Wiadomo, że każdy dobry film w Stanach to już niemal arcydzieło. A trzeba przyznać, że "Droga do Zatracenia" jest dobrym filmem, ale głównie dzięki świetnym aktorom i pięknym zdjęciom. A to chyba trochę za mało, szczególnie, że sama historia jest mało oryginalna i bardzo przewidywalna.

"Time Out" Laurenta Canteta trafił do polskich kin zaledwie dwa tygodnie po festiwalu. Szkoda, że nie mieliśmy w Polsce okazji zobaczyć jego poprzedniego filmu "Les Resources Humaines", w którym również porusza problemy związane z tak ważnym w życiu człowieka, a tak rzadko poruszanym w kinie tematem pracy. O ile jednak tam Cantet skupia się głównie na problemie wynikającym z różnych postaw ojca i syna, którzy w czasie strajku stają po przeciwnych stronach barykady, o tyle w "Time Out" (czyli "L'emploi du temps) porusza raczej problem "wyścigu szczurów" i bezrobocia. Mimo, że większość osób uważa, iż film kończy się happy endem, reżyser twierdzi inaczej. Dla niego powrót głównego bohatera w tryby maszyny pracy jest równoznaczny z samobójstwem. Nie jest to zatem film lekki, łatwy i przyjemny. Podobnie jest z filmem "Zdjęcie w godzinę" Marka Romanka z Robinem Williamsem i Connie Nielsen, który od listopada będzie już grany w kinach. Poznajemy tu historię starego kawalera, który "zakochuje się" w jego wyobrażeniu idealnej rodzinie, od lat wywołującej zdjęcia w jego zakładzie fotograficznym. Gdy przekonuje się, że ich życie nie jest takie różowe, postanawia uzmysłowić im, co jest w życiu najważniejsze, a według niego jest to właśnie rodzina. Parę razy wydaje się nam, że już go rozgryźliśmy, ale wtedy zawsze okazuje się, że jeszcze nie do końca. Na końcu dowiadujemy się więcej o jego przeszłości, ale o dziwo tutaj ten często stosowany chwyt (usprawiedliwianie sprawców ich trudnym dzieciństwem) nie razi.

Kolejny film, który już w listopadzie wejdzie do naszym kin to "Krąg" Hideo Nakaty, czyli japoński film grozy. Podobno w Japonii ten film zrobił taką furorę jak niegdyś "Blair Witch Project" w Stanach. Scenariusz "Kręgu" oparto na popularnej książce autorstwa Koji Suzuki. Podobno już powstają kolejne części "Kręgu", a w marcu do Polski trafi amerykańska wersja tego filmu zatytułowana "The Ring". Obawiam się jednak, że Polsce nie grozi "kręgomania", gdyż patrząc po reakcji widzów na WMFF, film bardziej śmieszy niż straszy. Chyba, że rodacy potraktują go jako dobra komedię, w której jest jedna straszna scena i dużo zabawnych. Można ten film potraktować jako ostrzeżenie przed tym, żeby młodzież nie oglądała tyle szmiry zalewającej rynek wideo, bo jest to niebezpieczne, ale z pewnością nie jak klasyczny film grozy. "Księga Diny" Olego Bornedala też nim nie jest, choć nie brak w niej chwil grozy. Film opowiada historię dziewczyny, która niszczy wszystko, co kocha. Dina ma nieposkromioną naturę i siłę, z której czasem nie zdaje sobie sprawy. Jak każda zwykła dziewczyna chce być po prostu szczęśliwa, ale szczęście jej nie sprzyja. Zamiast tego wokół niej przybywa trupów i widm. Warto się wybrać na ten ekspresyjny film, co będzie możliwe już w marcu przyszłego roku.

Najnowszy film Agnieszki Holland "Julia wraca do domu" nie ma jeszcze polskiego dystrybutora, ale na pewno się znajdzie. Jest to historia pewnej na pozór szczęśliwej rodziny, w której wszystko zaczyna się psuć, gdy żona odkrywa zdradę męża. Nagle okazuje się, że ich syn ma raka i że leczenie nie daje spodziewanych wyników. Jedyną nadzieją jest młody Rosjanin, którego ręce mają leczniczą moc. Niestety później z filmu o wierze robi się ckliwy melodramat, czego można było uniknąć kończąc go jakieś pół godziny wcześniej. Kolejnym nieudanym filmem był "Mike Yokohama" Aoyamy Shinji, którego symbolika do mnie nie przemówiła. W tym wypadku muszę jednak przyznać, że moja ocena jest wynikiem wyraźnych różnic kulturowych, które sprawiły, że japońskie filmy uznałam za największe rozczarowanie tegorocznego festiwalu. Nie lepiej było niestety także z moją ulubioną kinematografią francuską. Dwa filmy Catherine Breillat - "Moja siostra" oraz jej swoisty suplement "Seks to komedia" - nie są najlepszym przykładem ostatnich osiągnięć francuskiego kina, którego dobrego imienia w tym roku bronił jedynie "Time Out". Jeżeli miałabym jednak wskazać najbardziej zaskakującą scenę tegorocznego festiwalu, byłaby to scena parkingowa z "Mojej siostry". Gdy pojawił się zabójca, miałam wrażenie, że to tylko wyobrażenia głównej bohaterki, gdyż tak nagły zwrot akcji zupełnie nie pasował do wcześniejszej atmosfery filmu. Co się zaś tyczy filmu "Seks to komedia" wybrało się na niego wielu widzów, którzy nie widzieli "Mojej siostry" i zmyleni tytułem poczuli się najwyraźniej mocno zdezorientowani i rozczarowani.

Dla mnie natomiast miłym zaskoczeniem okazał się irlandzki obraz "Jak Harry stał się drzewem" Gorana Paskaljevića. Nie spodziewałam się po nim zbyt wiele, tymczasem okazało się, że to poetycka opowieść o relacjach wrażliwego syna i jego despotycznego ojca, który swoją wartość mierzył wagą swoich wrogów. Ojciec chwilami ociera się o szaleństwo, ale syn długo nie przyjmuje tego do wiadomości. W końcu jednak postanawia mu się sprzeciwić. Po norweskim filmie "Muzyka na wesela i pogrzeby" Unni Straume z Goranem Bregovicem w jednej z głównych ról też nie obiecywałam sobie zbyt wiele, ale znów spotkała mnie miła niespodzianka. Reżyserka z dużym wyczuciem opowiedziała o relacjach trzech kobiet opuszczonych przez tego samego mężczyznę, które wzajemnie okazują sobie wsparcie. Szkoda tylko, że Goran Bregovic wykorzystuje wciąż te same motywy muzyczne, zamiast stworzyć coś nowego. Z filmem "Wszystkie stewardessy idą do nieba" Daniela Burmana też nie było aż tak źle, choć niektórzy byli nim rozczarowani. Była to ciepła opowieść o miłości dwojga zagubionych ludzi, którzy postanowili popełnić samobójstwo przez zamarznięcie. Kolejnym filmem o miłości, który okazał się dużo ciekawszy niż zapowiadał to krótki opis w katalogu był "Umur" Kaiego Lehtinena. Uczucie głównych bohaterów zostaje wystawione na próbę, gdy tytułowa Umur dowiaduje się, że jest śmiertelnie chora. Odchodzi więc, nie mówiąc nic swemu ukochanemu, który nigdy nie się dowie, co było powodem jej odejścia. Ostatnie pozytywne zaskoczenie to amerykańska "Ostatnia bila" Petera Callahana. Rzadko się zdarza, żeby amerykańskie filmy potrafiły dotknąć prawdy o życiu, chyba że są to filmy niskobudżetowe. Tak właśnie było w tym przypadku, co zapewne wyszło tej historii na dobre. Główny bohater pracuje jako taksówkarz w podupadającej firmie i nie wie, co zrobić ze swoim życiem. Chciałby się wyrwać z prowincjonalnego miasta, w którym mieszka, ale nie ma odwagi. Nabierze jej dopiero, gdy zakocha się z wzajemnością w młodej mężatce. Wtedy wszystko stanie się możliwe.

W tym roku na festiwalu znów zaprezentowano parę ciekawych dokumentów. "Absolut Warhola" Stanisława Muchy zabawnie opowiadał o małym miasteczku na Słowacji, z którego pochodził Andriej Warhola, czyli Andy Warhol i gdzie znajduje się muzeum jego imienia. Po obejrzeniu tego filmu nasuwa się refleksja, że gdyby rodzice Andy'ego nie wyemigrowali do Ameryki, jego życie wyglądałoby tak, jak życie bohaterów tego filmu. "Cool & Crazy on the Road" Knuta Erika Jensena był drugą częścią pokazywanego w zeszłym roku dokumentu o podróży chóru norweskich rybaków do Rosji. Tym razem śledzimy ich tournée po USA, gdzie pojechali we wrześniu zeszłego roku. Tragiczne wydarzenia, których byli świadkami w Nowym Jorku, wywołało ciekawą dyskusję wśród członków chóru i skłoniło ich do głębszej refleksji na temat różnic i podobieństw obu odwiedzonych przez nich państw. "Thomas Pynchon - podróż w głąb umysłu" Donatella i Fosca Dubinich opowiadał o kultowym pisarzu, który od lat ukrywa się przed swoimi czytelnikami, próbującymi dowiedzieć się o nim czegoś więcej na podstawie jego powieści propagujących spiskową teorię dziejów. Nikt nie wie gdzie mieszka, ani jak wygląda, co podgrzewa tylko otaczającą go atmosferę tajemniczości. Wielbiciele jego talentu nie potrafią uszanować jego prawa do prywatności, a niektórzy z nich nawet je kwestionują. Bo czy osoba publiczna w ogóle ma prawo do prywatności? A czy każdy z nas ma prawo do panowania nad swoim wizerunkiem? Na to pytanie stara się odpowiedzieć Peter Lynch w swoim dokumencie o Stevie Mannie, pierwszym cyborgu na świecie, zatytułowanym "Cyberman". Steve Mann od ponad dwudziestu lat nie rozstaje się z wynalezioną przez siebie kamerą, wbudowaną w okulary słoneczne, przez którą ogląda świat i filmuje wszystko, co widzi, wysyłając to później do sieci. Oprócz wynalazków, Steve zajmuje się też fotografią oraz pracą naukową na uniwersytecie, gdzie prowadzi zajęcia z idącymi w jego ślady studentami. Razem próbują zbadać limity etyczne związane z manipulacją środkami masowego przekazu oraz zanegować dominację wielkich korporacji.

Pozostałe dokumenty można rozpatrywać parami. "Black Box Germany" Andresa Veiela i "Płonący mur" Havy Kohav Beller penetrował nieznane obszary współczesnej historii Niemiec. W "Black Box Germany" porównywano życie dwóch ludzi, których z pozoru nic nie łączyło, a którzy być może mieli bardzo duży wpływ na swoje losy. Za to drugi film, "Płonący mur", był to historyczny dokument o murze berlińskim i ludziach, którzy doprowadzili do jego upadku. Kolejną parę tworzyły "Wszystko o moim ojcu" Evena Benestada i "Venus Boyz" Gabriel(a) Baur(a). Pierwszy z nich to opowieść o ojcu-transwestycie z punktu widzenia jego syna. Ten film miał zapewne jakąś wartość terapeutyczną dla twórcy, ale nie potrafił przybliżyć tego tematu zwykłemu widzowi. Dużo lepszy był dokument "Venus Boyz" o drag kingach, czyli kobietach przebierających się za mężczyzn. Bohaterki i bohaterowie filmu odrzucają tezę o istnieniu tylko dwóch płci nie tylko w teorii, ale także w praktyce. Dzięki temu dokumentowi poznajemy ich racje i dowiadujemy się, jak wygląda ich życie. Na koniec dwa dokumenty poświęcone tematom filmowym "Moja podróż do Włoch" Martina Scorsese oraz "Zagubiony w La Manchy" Keitha Fultona i Louisa Pepe. Ponad czterogodzinna "Moja podróż do Włoch" to filmowy wykład Martina Scorsese na temat historii włoskiego neorealizmu w kinie. Wykład ten jednak zilustrowany był zbyt obszernymi fragmentami dzieł włoskich reżyserów w wersji oryginalnej i nadawał się raczej do tego, by go puścić w odcinkach w telewizji niż o godzinie 23:00 w kinie Relax. Natomiast "Zagubiony w La Manchy" udowadniał, że nad wszelkimi próbami zekranizowania "Don Qichote'a z La Manchy" wisi jakieś fatum. Tego zadania podjął się kiedyś Orson Welles, ale nie udało mu się go zrealizować. Teraz za Don Quichote'a wziął się Terry Giliam, jeden z byłych "Monty Pythonów", ale okazało się, że nie miał wcale więcej szczęścia. Śledzimy losy tego katastrofalnego projektu, zdając sobie sprawę, że mógłby tam powstać naprawdę dobry film. Niestety, wszystko sprzysięgło się przeciw ekipie filmowców. Nad planem latają samoloty wojskowe z włączonymi dopalaczami, aktorzy mają napięte terminy i trudno ich zebrać razem na planie, ulewny deszcz i grad zmieniają pustynię w bajoro, Jean Rochefort grający Don Quichota zaczyna mieć problemy z kręgosłupem, co uniemożliwia mu jazdę konno... itd. W październiku 2000 roku projekt wstrzymano, ale Terry Gilliam wciąż ma nadzieję, że kiedyś uda mu się spełnić swe marzenie i zekranizować powieść Cervantesa.

Oprócz tego pojawiły się filmy, które nie były typowymi dokumentami, ale poruszały tematy polityczne w formie fabularnej. Pierwszy z nich to "Jiyan" Jano Rosebianiego, opowieść o kurdyjskim miasteczku w 1998 roku zbombardowanym bronią biologiczną przez irackie wojska. W Halabjah zginęło 5000 osób, a ci którzy przeżyli próbują rozpocząć normalne życie. Pomaga im w tym ich rodak mieszkający w Stanach, który przyjeżdża, by wybudować tam nowy sierociniec. Niestety, mimo ważnego tematu, o którym z pewnością należy głośno mówić, film nabiera cech propagandowych, a tego sztuka powinna za wszelką cenę unikać. Lepiej było już z "Made in Israel" Ariego Folmana, czyli opowieścią o tym, jak w ręce izraelskiej sprawiedliwości wpada ostatni zbrodniarz wojenny. Pewien biznesmen, którego ojciec przeżył Holocaust, wyznaczył wysoką nagrodę za jego głowę. Choć temat jest bardzo poważny, film pełen jest czarnego, gorzkiego humoru, potraktowano go jednak z dużym wyczuciem. Drugim filmem o Izraelu był na poły dokumentalny, a na pół fabularyzowany "Sierpień - na chwilę przed wybuchem" Aviego Mograbi, czyli zabawna opowieść o perypetiach filmowca, który chce pokazać, jak naprawdę wygląda życie w jego kraju. Okazuje się, że w Izraelu nie jest to proste.

Paradokumentalny jest także "Syn" Jean-Pierre'a i Luca Dardenne'ów, ale wynika to raczej ze sposobu filmowania, jaki bracia Dardenne zastosowali także w swoim poprzednim filmie "Rosetta". "Syn" kojarzy się nieuchronnie z filmem Todda Fielda "Za drzwiami sypialni", gdyż oba poruszają problem bólu po stracie syna i refleksję na temat tego, czy zemsta na jego zabójcy może przynieść ulgę. Odpowiedź, jakiej udzielają jest sprzeczna. Podczas gdy Amerykanie popierają zasadę "oko za oko, ząb za ząb", nie zważając na to, że z ofiary sami zamieniają się w kata, u Belgów widać wyraźnie, że pocieszenia należy szukać w przebaczeniu. Jest to wyjątkowy film, który toczy się bardzo wolno, powoli odsłaniając motywy bohaterów i łączące ich relacje.

Na festiwalu prezentowano także zestawy filmów krótkometrażowych. O tym, że etiudy studentów z Katowic są dużo ciekawsze od etiud studentów łódzkiej Filmówki przekonałam się już na tegorocznym festiwalu w Kazimierzu Dolnym, gdzie mogłam zobaczyć pokazywane również na MWFF filmy "38°C" Lucyny Erdmanis, "Antidotum" Artura Sochana, "Człowiek Magnes" Marcina Wrony, "Czubek" Bartka Konopki, "Kanał" Macieja Górskiego oraz "Astronom" Marka Lechki, który zadebiutował pokazywanym i bardzo dobrze przyjętym w tym roku w Gdyni filmem "Moje miasto". Na WMFF wybrałam się za to na dwa zestawy krótkich metraży z całego świata, z których zapamiętałam tylko parę filmów. Najbardziej podobał mi się "Skok" Dennisa Petersena i Frederika Meldala, o czterech rabusiach, których tuż przed napadem zatrzymał przejeżdżający pociąg. Zabawny był również film "Szwecja +" Davida Flamholca i Martena Nilssona, w którym autorzy pytają mieszkańców tego słabo zaludnionego kraju, czy nie byłoby lepiej, gdyby było ich trochę więcej. Ciekawy był również krótki dokument "Pyongyang Robogirl" Jouni Hokkanena i Simojukka Ruippo o koreańskich policjantkach, które kierują ruchem ulicznym, wykonując mechaniczne ruchy. "Copy Shop" Virgil Widrich opowiadał o mężczyźnie, który pracuje w punkcie xero i który zaczyna się rozmnażać przez kopiowanie. Historia narcystycznego chłopaka "Je t'aime John Wayne" Toby'ego MacDonalda klimatem przypominała francuskie filmy z lat 60. "Lepiej czy gorzej?" Jocelyn Cammack był bliski każdemu, kto tak jak główna bohaterka ma wadę wzroku. "Pomiędzy" Sandro Aguilara to poetycki, ale niestety przydługi obraz codzienności pewnego człowieka, który najwyraźniej stracił właśnie kogoś bliskiego. "Przyjaciele" Jana H. Krügera był niemiecką opowieścią o dwóch chłopcach, których przyjaźń stopniowa zaczęła zamieniać się w głębsze uczucie. "Przyjechał samochód" Siergieja Potemkina pokazywał życie starszego samotnego człowieka, dla którego atrakcja dnia jest przyjazd śmieciarki.

Pora przyjrzeć się najdziwniejszym filmom tego festiwalu. Zacznę od nowozelandzkiego "Tongan Ninja" Jasona Stuttera, parodii filmów karate. Przyznam szczerze, że wiedziałam co mnie czeka, w związku z czym całkiem nieźle się bawiłam, ale myślę, że ten film mógł być dla wielu osób szokiem. Nie nazwałabym tego typowym festiwalowym filmem. Przypominał raczej niskobudżetowy żart filmowy, podobny do tych, które powstają również u nas, gdy skrzyknie się paru kolegów z kamerą. Równie dziwny, choć także zabawny był "Rok diabła" Petra Zelenki, ale większość z nas zdążyła się już chyba przyzwyczaić do czeskiego poczucia humoru. "Rok diabła", nakręcony w stylu telewizyjnego dokumentu, opowiadał o życiowych problemach grupy czeskich muzyków. Nie zabrakło tu znikających nagle bez powodu ludzi czy stwierdzeń, że Czesi najlepiej wiedzą jak się pozbyć problemu alkoholowego. Równie abstrakcyjne poczucie humoru mają Słoweńcy, o czym się można było przekonać oglądając "Ostatnią wieczerzę" Vojka Anzeljca. Jest to historia dwóch pacjentów zakładu psychiatrycznego, którzy uciekają z oddziału, zabierając ze sobą kamerę, gdyż chcą nakręcić film o swych bohaterskich przygodach. Pod koniec zastosowano zabawny chwyt, który polegał między innymi na wmawianiu widzom, że ojciec głównego bohatera jest na sali czy też wzywaniu ich, by złapali się za ręce. Kolejny dziwny film to duński "Punkt widzenia" Tómasa Gíslasona, nakręcony według zasad Dogmy. Akcja filmu zaczyna się w Las Vegas, gdzie para młodych Duńczyków ma zamiar wziąć ślub. Panna młoda ucieka jednak sprzed ołtarza i wskakuje na motor nieznajomego, z którym zaczyna jeździć po Stanach. Okazuje się, że jest to niedoszły terrorysta, dziewczyna trafia więc na policję, gdzie jest przesłuchiwana jako jego wspólniczka. Cała historia przeplatana jest cytatami z pamiętnika nieznajomego mężczyzny, który próbuje odnaleźć sens życia po śmierci ukochanej żony.

Nie mniej dziwny film stworzyli Niemcy, wygląda więc na to, że nie zależy to od nacji, lecz od zakręconych jednostek. "Suck My Dick" Oskara Röhlera opowiadał historie pisarza, który powoli traci wszystkie atrybuty swojej męskości i młodości, od penisa, poprzez zęby, aż po bujne włosy. W dodatku jest święcie przekonany, że wszystko odebrał mu bohater jednej z jego książek, który przedostał się do rzeczywistego świata i teraz drwi sobie z niego. Nie pomagają wizyty u psychiatry ani psychiczne wsparcie ze strony córki. Załamany pisarz postanawia walczyć o swoje. Film jest bardzo obrazowym wyrazem strachu przed starzeniem się i objawiamy kryzysu wieku średniego, czyli męskiej menopauzy. Natomiast kolejny film z Nowej Zelandii, czyli "Toy Love" Harry'ego Sinclair to gorzka w swojej wymowie komedia o wierności, a właściwie niewierności, gdyż prawie każdy z bohaterów kogoś zdradza. Nie jest to wcale temat zabawny i czasem trudno jest uwierzyć, że bohaterowie tak lekko podchodzą do związanych z tym problemów. Właściwie wygląda na to, że nikt się tu z nikim nie liczy, a już na pewno nikt się nie liczy z uczuciami pozostałych. Nie każdy chyba wpadłby na pomysł, by wmawiać młodemu mężczyźnie, że jego dziecko nie jest jego, tylko po to, aby umożliwić atrakcyjnej dziewczynie próbę jego uwiedzenia. A co z matką dziecka, która bezskutecznie próbuje wytłumaczyć, że to kłamstwo? Albo z tym mężczyzną, który dowiaduje się, że ktoś tak okrutnie z niego zakpił? Takie właśnie metody stosują główni bohaterowie filmu, by trochę się rozerwać. Trudno ich polubić, trudno uwierzyć w szczęśliwe zakończenie i bardzo trudno życzyć im szczęścia.

O relacjach międzyludzkich opowiadał także film Shane'a Meadowsa "Pewnego razu w Midlands", ale zupełnie inaczej podchodząc do tematu. Była to chwilami śmieszna, chwilami smutna, czyli bardzo życiowa opowieść o problemach rodzinnych młodej kobiety i jej córki, które po odejściu męża i ojca zaczęły układać sobie życie na nowo. Jego nagły powrót wszystko psuje i wiele musi się wydarzyć, żeby bohaterowie zrozumieli wreszcie, czego chcą i jak do tego dążyć. Ta historia mówi o ich dojrzewaniu do podejmowania poważnych decyzji, które mogą zaważyć na całym ich przyszłym życiu. Podobne decyzje muszą podjąć bohaterowie "Trudnej miłości" Petera Sehra z Adrienem Brodym w roli nieodpowiedzialnego mężczyzny, który sprowadza zakochaną w nim dziewczynę na samo dno upodlenia. Wykorzystuje ich znajomość w czasie pisania powieści, którą później daje przeczytać dziewczynie, chcąc się przed nią usprawiedliwić ze swego zachowania. Ale jest już za późno, by odrodziło się dawne uczucie, które ich łączyło, a które tak brutalnie stłamsił. Inne spojrzenie na związek dwojga ludzi przedstawiały "Ważki" Mariusa Holsta. Tam uczucie łączące bohaterów zostało wystawione na ciężką próbę, z której wyszli obronną ręką. Ale czy następnym razem znów uda im się wytrwać? W "Zaopiekuj się moim kotem" Jeong Jae-eun miejsce miłości zajmuje przyjaźń. Pięć przyjaciółek ze szkoły zaczyna dorosłe życie, a ich drogi zaczynają się rozchodzić. Dopiero w sytuacjach ekstremalnych okazuje się, która z nich jest w stanie pomóc potrzebującej wsparcia przyjaciółce. Ten film to wierna ilustracja niedźwiedziego przysłowia, że "prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie".

Na koniec wspomnę jeszcze o "Wojnie" Aleksieja Bałabanowa, znanego dzięki takim filmom jak "Brat" i "Brat 2". Tytułowy bohater tamtych filmów, czyli Sergei Bodrow Junior teraz zagrał tylko małą rólkę szlachetnego kapitana, gdyż w roli głównej reżyser obsadził wspaniale zapowiadającego się debiutanta, Aleksieja Chadowa. Być może zobaczymy go także w następnych filmach Bałabanowa, który najwyraźniej przywiązuje się do swoich aktorów. Sergei Bodrow Junior poszedł w jego ślady biorąc się za reżyserię. W zeszłym roku mieliśmy okazję zobaczyć jego debiutanckie "Siostry". Wystąpił też w filmie swego ojca Sergeia Bodrowa Seniora "Szybki numer", znanego polskim widzom dzięki pokazywanemu na festiwalu w 1996 roku "Jeńcowi Kaukazu". Zresztą wszystkie te filmy można było zobaczyć na warszawskim festiwalu, który na szczęście już od dawna zaznajamia nas z jak się okazuje niesłusznie zapomnianą u nas kinematografią rosyjską. Uważam, że "Wojna" Bałabanowa była jednym z lepszych filmów tegorocznego festiwalu, gdyż podobnie jak "Ziemia niczyja" Danisa Tanovica, pokazywała wojnę taką, jaka jest w rzeczywistości, bez upiększania. Amerykanie nigdy nie zrobiliby takiego filmu, choć nakręcili już wiele filmów, w którym trzech ludzi załatwia cały oddział. Ale jak je oglądam, jakoś im nie wierzę, a Bałabanowi tak. W dodatku ten film przybliża trwający nadal, a nawet nasilający się konflikt w Czeczeni i pozwala szerzej spojrzeć na ostatnie związane z tym wydarzenia w Moskwie z udziałem czeczeńskich bojowników. Dla swoich rodaków nie są terrorystami lecz bohaterami walczącymi o wolność swego kraju. "Wojna" pomaga zrozumieć, co ich doprowadziło do tak dramatycznego kroku.

W tym roku po raz pierwszy zorganizowano Międzynarodowy Konkurs "Nowe filmy - nowi reżyserzy". Jury pod przewodnictwem reżysera Wojciecha Marczewskiego obejrzało 14 filmów z całego świata, po czym przyznało Grand Prix Nescafé oraz 5 000 euro Piotrowi Trzaskalskiemu za film "Edi". W konkursie brał także udział chiński film "Sierota z Anyang" Wanga Chao, którego powolna narracja pozwalała delektować się szczegółami. Była to historia samotnego mężczyzny, który bierze na wychowanie porzucone dziecko, co całkowicie odmienia jego życie. Nie jest to pierwszy film o tym, że tylko dziecko może zmienić mężczyznę na lepsze, ale tutaj ten wątek został potraktowany w bardzo delikatny i ludzki sposób. Powolną narrację miał także biorący udział w konkursie "Westend" Markusa Mischkowskiego i Kaiego Marii Steinkühlera, którzy zagrali w nim główne role. Jest to opowieść o dwóch kumplach, którzy szukają pracy. Gdy ją znajdują, ich przyjaźń zostaje wystawiona na próbę, ale pod koniec filmu wszystko wraca do normy. Bohatrowie są jednak mądrzejsi o zdobyte doświadczenia.

Bardzo ciekawy był także debiut córki Agnieszki Holland, czyli "Szczek!" Kasi Adamik, o kobiecie, która zaczyna myśleć, że jest psem i porozumiewa się z otoczeniem szczekając. Jej mąż nie wie co ma robić, udaje się więc do szpitala, gdzie spotyka młodego lekarza, którzy marzy o tym, by grać na harfie. Zaniepokojony stanem żony radzi się też pani doktor weterynarii, która leczy ich psa. Wtajemnicza w tę nieprzyjemną sytuację także swojego przyjaciela oraz rodzinę żony, która wydaje się być bardziej zwariowana od niej. W końcu oddaje żonę na leczenie do szpitala psychiatrycznego, gdzie podają jej leki zamieniające ją niemal w warzywo. Wtedy kochający mąż zabiera ją do domu i robi wszystko, by znów zaczęła wesoło szczekać. Niczego dobrego nie mogę natomiast powiedzieć o litewskiej "Umowie najmu" Kristijonasa Vildžiunasa. Ta historia kobiety mszczącej się na mężczyznach, którzy ją skrzywdzili po prostu mnie uśpiła. W plebiscycie Publiczności zwyciężył "Elling" Pettera Nassa, na drugim miejscu znalazł się "Edi" Piotra Traskalaskiego, na trzecim "Kukułka" Alexandra Rogożkina, na czwartym "Samsara" Nalina Pana, a na piątym "Księga Diny" Olego Bornedala.

Warto tu jeszcze wspomnieć o paru festiwalowych filmach, których nie udało mi się jeszcze obejrzeć, ale na szczęście będzie szansa na nadrobienie zaległości, gdy wejdą na nasze ekrany. Polscy dystrybutorzy zakupili już bowiem "Dark Water" Hideo Nakaty, "Eden" Andrzeja Czeczota, "Hotel" Mike'a Figgisa, "Nagich" Doris Dörrie oraz "Pocałunek Jessiki Stein" Charlesa Herman-Wurmfelda. Mam też nadzieję, że znajdzie się polski dystrybutor, który zakupi zwycięzcę tegorocznego plebiscytu publiczności, czyli "Ellinga". Poza tym liczę na to, że telewizja HBO pokaże wkrótce trzy pozostałe filmy z cyklu "HBO prezentuje", których nie widziałam na festiwalu, czyli "Na ścieżce wojennej" Johna Frankenheimera, "Projekt Laramie" Moisésa Kaufmana i "Punkt zapalny" Newtona Thomasa Sigela. W trakcie festiwalu wybrałam się bowiem tylko na "Histeryczną ślepotę", ze względu na reżyserkę Mirę Nair, która znana jest dzięki "Kamasutrze", "Monsunowemu weselu" oraz jednej z jedenastu nowel z filmu "11.09.01". Jej "Histeryczna ślepota" to historia trzech kobiet, które nie mają szczęścia w miłości, ale które nie tracą nadziei ani optymizmu. Co do pozostałych 50 filmów festiwalu, to już nigdzie zapewne nie uda się ich zobaczyć. Na pocieszenie pozostaje jedynie fakt, że już za 12 miesięcy czeka nas znów końska dawka filmów na kolejnym Warszawskim Międzynarodowym Festiwalu Filmowym. Do zobaczenia za rok!



Filmografia:
1) 1 zestaw filmów krótkich 2001
"Copy Shop" reż. Virgil Widrich; Austria 2001, 12 min
"Je t'aime John Wayne" reż. Toby MacDonald; Wielka Brytania 2000, 10 min
"Pomiędzy" reż. Sandro Aguilar; Portugalia 2001, 25 min
"Przyjaciele" reż. Jan H. Krüger; Niemcy 2001, 22 min
"Przyjechał samochód" reż. Siergiej Potemkin; Rosja 2001, 15 min
"Pyongyang Robogirl" reż. Jouni Hokkanen, Simojukka Ruippo; Finlandia 2001, 4 min
"Skok" reż. Dennis Petersen, Frederik Meldal; Dania 2000, 7 min
"Szwecja 2000+" reż. David Flamholc, Marten Nilsson; Szwecja 2001, 11 min
2) 2 zestaw filmów krótkich 2001
"Dzwoniąc do diabła" reż. Toon Aerts; Belgia 2001, 11 min
"Le Grand Tango" reż. Pieter Jan Smit; Holandia 2002, 10 min
"Lepiej czy gorzej?" reż. Jocelyn Cammack, Wielka Brytania 2000, 9 min
"Pizza Passionata" reż. Kari Juusonen; Finlandia 2001, 14 min
"Popcorn Story" reż. Tudor Giurgiu; Rumunia 2001, 13 min
"Sąsiedzi" reż. Stepan Birjukow; Rosja 2001, 7 min
"Uroczystość" reż. Daniel Stedman; USA 2001, 4 min
"Zielona róża" reż. JC Hung; Tajwan 2002, 12 min
3) "Absolut Warhola" reż. Stanisław Mucha; Niemcy 2001, 80 min
4) "Ani ryba ani ptak" reż. Matthias Keilich; Niemcy 2002, 90 min
5) "Atanarjuat, biegacz" reż. Zacharias Kunuk; Kanada 2001, 172 min
6) "Black Box Germany" reż. Andres Veiel; Niemcy 2001, 102 min
7) "Boskie jak diabli" reż. Agustín Díaz Yanes; Hiszpania/Francja/Włochy/Meksyk 2001, 115 min
8) "Bumerang" reż. Dragan Marinković; Jugosławia/Kanada 2001, 92 min
9) "Ciepła woda pod Czerwonym Mostem" reż. Shohei Imamura; Japonia 2001, 119 min
10) "Cool & Crazy on the Road" reż. Knut Erik Jensen; Norwegia 2002, 105 min
11) "Cyberman" reż. Peter Lynch; Kanada 2001, 87 min
12) "Czkawka" reż. György Pálfi; Węgry 2002, 75 min
13) "Czy ryby to robią?" reż. Almut Getto; Niemcy 2002, 102 min
14) "Dark Water" reż. Hideo Nakata; Japonia 2001, 101 min
15) "Desperado Square" reż. Benny Torati; Izrael 2000, 98 min
16) "Dobranocki dla krokodyli" reż. Ignacio Ortíz Cruz; Meksyk 2002, 100 min
17) "Drobne wypadki" reż. Annette K. Olesen; Dania 2001, 109 min
18) "Droga do Zatracenia" reż. Sam Mendes; USA 2002, 117 min
19) "Dzieci Rosji" reż. Jaime Camino; Hiszpania 2001, 93 min
20) "Dzikie małże" reż. Erik de Bruyn, Holandia 2000, 115 min
21) "Dzikie pszczoły" reż. Bohdan Sláma; Czechy 2001, 94 min
22) "Eden" reż. Andrzej Czeczot; Polska 2002, 85 min
23) "Edi" reż. Piotr Trzaskalski; Polska 2002, 100 min
24) "Elling" reż. Petter Nass; Norwegia 2001, 88 min
25) Etiudy studentów z Katowic; Polska 2002
"38°C" reż. Lucyna Erdmanis; Polska 2001, 15 min
"Antidotum" reż. Artur Sochan; Polska 2000, 15 min
"Astronom" reż. Marek Lechki; Polska 2001, 21 min
"Człowiek Magnes" reż. Marcin Wrona; Polska 2001, 20 min
"Czubek" reż. Bartek Konopka; Polska 2001, 13 min
"Kanał" reż. Maciej Górski; Polska 2001, 12 min
"Wtorek" reż. Michał Gazda; Polska 2000, 13 min
26) "Fotograf wojenny" reż. Christian Frei; Szwajcaria 2001, 96 min
27) "Gabi" reż. Roland Rowiński; Polska 2002, 95 min
28) "Gdzieś w Afryce" reż. Caroline Link; Niemcy 2001, 140 min
29) "Głos Ludmiły" reż. Gunnar Bergdahl; Szwecja 2001, 75 min
30) "Histeryczna ślepota" reż. Mira Nair; USA 2002, 98 min
31) "Hotel" reż. Mike Figgis; Wielka Brytania/Włochy 2001, 114 min
32) "Intruz" reż. Beto Brant; Brazylia 2001, 97 min
33) "Ja i Morrison" reż. Lenka Hellstedt; Finlandia 2001, 90 min
34) "Jak Harry stał się drzewem" reż. Goran Paskaljević; Irlandia/Wielka Brytania/Francja/Włochy 2001, 100 min
35) "Jestem Dina" reż. Ole Bornedal; Norwegia 2002, 125 min
36) "Jiyan" reż. Jano Rosebiani; Kurdystan 2002, 94 min
37) "Julia wraca do domu" reż. Agnieszka Holland; Polska/Niemcy/Kanada 2002, 118 min
38) "Krąg" reż. Hideo Nakata; Japonia 1998, 95 min
39) "Kukułka" reż. Alexandr Rogożkin; Rosja 2002, 100 min
40) "Made in Israel" reż. Ari Folman; Izrael 2001, 113 min
41) "Mapa serca" reż. Dominik Graf; Niemcy 2001, 116 min
42) "Martwy człowiek" reż. Christian Petzold; Niemcy 2001, 88 min
43) "Miasto bez granic" reż. Antonio Hernández; Hiszpania/Argentyna 2001, 120 min
44) "Mike Yokohama" reż. Aoyama Shinji; Japonia 2002, 71 min
45) "Moja podróż do Włoch" reż. Martin Scorsese; Włochy/USA 2001, 243 min
46) "Moja siostra" reż. Catherine Breillat; Francja 2001, 95 min
47) "Motywy z Czechowa" reż. Kira Muratowa; Rosja/Ukraina 2002, 110 min
48) "Munje" reż. Radivoje Andrić; Jugosławia 2001, 90 min
49) "Muzyka na wesela i pogrzeby" reż. Unni Straume; Norwegia 2002, 97 min
50) "Na półpiętrze" reż. Andreas Dresen; Niemcy 2002, 106 min
51) "Na ścieżce wojennej" reż. John Frankenheimer; USA 2002, 165 min
52) "Nadzy" reż. Doris Dörrie; Niemcy 2002, 96 min
53) Następne pokolenie; Niemcy 2002
"Nad jeziorem" reż. Ulrike von Ribbeck; Niemcy 2001, 10 min
"Benny X" reż. Florian Baxmeyer; Niemcy 2001, 9 min
"Okno z widokiem" reż. Vera Lalyko; Niemcy 2001, 9 min
"Najwspanialszy wynalazek Gregora" reż. Johannes Kiefer; Niemcy 2001, 11 min
"Dzień weselny" reż. Tanja Brzakovic; Niemcy 2001, 10 min
"Ranny ptaszek" reż. David Emmenlauer; Niemcy 2001, 10 min
"Skały" reż. Chris Stenner, Arvid Uibel, Heidi Wittlinger; Niemcy 2001, 8 min
"Red Gourmet Pellzik" reż. Andreas Samland; Niemcy 2001, 10 min
"Undercover" reż. Susanne Buddenberg; Niemcy 2001, 5 min
54) "Natasza" reż. Ljubiša Samardžić; Jugosławia 2001, 92 min
55) "Nic więcej" reż. Juan Carlos Cremata Malberti; Kuba/Hiszpania/Francja/Włochy 2001, 88 min
56) "Niespokojny sen" reż. Eugenie Jansen; Holandia 2002, 92 min
57) "Ostatnia bila" reż. Peter Callahan; USA 2001, 96 min
58) "Ostatnia wieczerza" reż. Vojko Anzeljc; Słowienia 2001, 94 min
59) "Owoce morza" reż. Zhu Wen; Chiny/Hongkong 2001, 86 min
60) "Pewnego razu w Midlands" reż. Shane Meadows; Wielka Brytania 2002, 104 min
61) "Płonący mur" reż. Hava Kohav Beller; USA 2002, 115 min
62) "Pocałunek Jessiki Stein" reż. Charles Herman-Wurmfeld; USA 2001, 96 min
63) "Pokarm miłości" reż. Ventura Pons; Hiszpania/Niemcy 2001, 112 min
64) "Projekt Laramie" reż. Moisés Kaufman; USA 2002, 95 min
65) "Punkt widzenia" reż. Tómas Gíslason; Dania 2001, 107 min
66)"Punkt zapalny" reż. Newton Thomas Sigel; USA 2002, 87 min
67) "Racja Kiry" reż. Ole Christian Madsen; Dania 2001, 93 min
68) "Rapsodia w bieli" reż. Tedi Moskow; Bułgaria 2002, 86 min
69) "Rok diabła" reż. Petr Zelenka; Czechy 2002, 88 min
70) "Rolli" reż. Olli Saarela; Finlandia 2001, 92 min
71) "Samsara" reż. Nalin Pan; Niemcy/Indie 2001, 138 min
72) "Seks to komedia" reż. Catherine Breillat; Francja 2002, 92 min
73) "Sierota z Anyang" reż. Wang Chao; Chiny 2001, 84 min
74) "Sierpień - na chwilę przed wybuchem" reż. Avi Mograbi; Izrael/Francja 2002, 72 min
75) "Sokoły" reż. Fridrik Thór Fridriksson; Islandia 2002, 95 min
76) "Sto na sto" reż. Srdan Golubovic; Jugosławia 2001, 97 min
77) "Strażnik pogranicza" reż. Maja Weiss; Słowenia/Niemcy 2001, 98 min
78) "Suck My Dick" reż. Oskar Röhler; Niemcy 2001, 82 min
79) "Syn" reż. Jean-Pierre Dardenne, Luc Dardenne; Belgia 2002, 100 min
80) "Szczek! " reż. Kasia Adamik; USA 2001, 94 min
81) "Szepczące piaski" reż. Nan Triveni Achnas; Indonezja/Japonia 2001, 104 min
82) "Szkolna wycieczka" reż. Henner Winckler; Niemcy 2002, 86 min
83) "Śmiech mewy" reż. Ágúst Guđmundsson; Islandia 2001, 105 min
84) "Taksówka dla trzech" reż. Orlando Lübbert; Chile 2001, 90 min
85) "Thomas Pynchon - podróż w głąb umysłu" reż. Donatello i Fosco Dubini; Niemcy/Szwecja 2001, 90 min
86) "Time Out" reż. Laurent Cantet; Francja 2001, 132 min
87) "Tirana rok zero" reż. Fatmir Koçi; Albania/Francja 2001, 89 min
88) "Tongan Ninja" reż. Jason Stutter; Nowa Zelandia 2002, 82 min
89) "Toy Love" reż. Harry Sinclair; Nowa Zelandia 2002, 88 min
90) "Trudna miłość" reż. Peter Sehr; Niemcy/USA 2001, 100 min
91) "Tylko moja" reż. Javier Balaguer; Hiszpania 2001, 100 min
92) "Umowa najmu" reż. Kristijonas Vildžiunas; Litwa 2002, 78 min
93) "Umur" reż. Kai Lehtinen; Finlandia 2002, 96 min
94) "Venus Boyz" reż. Gabriel Baur; Szwajcaria/USA/Niemcy 2001, 104 min
95) "Ważki" reż. Marius Holst; Norwegia 2001, 90 min
96) "Westend" reż. Markus Mischkowski, Kai Maria Steinkühler; Niemcy 2001, 89 min
97) "Wojna" reż. Aleksiej Bałabanow; Rosja 2002, 115 min
98) "Wszystkie stewardessy idą do nieba" reż. Daniel Burman; Argentyna/Hiszpania 2002, 98 min
99) "Wszystko o moim ojcu" reż. Even Benestad; Norwegia/Dania 2001, 75 min
100) "Wybory" reż. Babak Payami; Iran/Kanada/Włochy 2001, 105 min
101) "Wyimaginowane zmagania miłosne" reż. Raoul Ruiz; Portugalia/Francja/Chile 2000, 120 min
102) "Za dużo miłości" reż. Ernesto Rimoch; Hiszpania/Meksyk/Francja 2001, 97 min
103) "Zachód" reż. Cristian Mungiu; Rumunia 2002, 110 min
104) "Zagubiony w La Manchy" reż. Keith Fulton, Louis Pepe; Wielka Brytania 2001, 89 min
105) "Zaopiekuj się moim kotem" reż. Jeong Jae-eun; Korea Południowa 2001, 112 min
106) "Zdjęcie w godzinę" reż. Mark Romanek; USA 2002, 98 min
107) "Żyjąc mimo woli" reż. Viesturs Kairišs; Łotwa 2001, 90 min

powrót do indeksunastępna strona

104
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.