 | Kolaż: Wojciech Gołąbowski |
Szczyl jakby na to czekał. Jest przygotowany. Rzekłbym ham że czyta w myślach. Podaje raport. Tykam czytnik kciukiem, urządzenie zbada mój kod dostępu, wyświetli wszystko. Ćwiczenia ze Swedenborgiem, próba znalezienia jednoznacznego Semu Zabójcy. Jeśli nie możesz wygrać z kimś na sali sądowej ham zabij go przed salą sądową, tak doradził (nakazał) mi personalny. Spolegliwego, bezbłędnego Szlagwortu jeszcze nie mam ale byłem dość blisko. I widzę w ułomkach czasu, w małosekundowych reminiscencjach wszystkie swoje nagłe wtargnięcia w nieoświetlone witryny Sieci, czyny, które dawno powinienem wygonić ze wspomnień. Ham ekran zawiesza się, rebutuje, jest coś innego. Włamuję się do mieszkania ham, to mieszkanie Promotora, zostawiam mu film ze swoimi morderstwami, ze swoimi zbrodniami, które musiały uchodzić na sucho, bo żaden wykrywacz i żaden narkotyk Prawdy nie wydobędzie ze mnie odpowiedzi, nie wygarnie skojarzenia ham, taki przywilej schizofrenika, profesor strzeże filmu, licząc że to skruszenie Piłata że to nawrócenie Judasza, tymczasem to podpucha i ham coś czym można mnie szantażować, ham niesłusznie, a popatrz, ham, głupcze, czy widzisz ten ludzki cień za balkonem, nie ty zabiłeś swojego nauczyciela. Ham, następny obrazek. Zastrzelona Beata, zastrzelony Seumas O'Joise, nie widzę Szarego lecz widzę siebie, ham, odciągam pisarza na bok i nie wiem co wtedy dzieje się z trupem Beaty, ham, i myślę sobie, że może w broni były ślepaki, lufę ukryto w kamerze, Szarego podstawiono, trupy ożyły, ham, że podpucha i ham coś czym można mnie szantażować ham ham ham niesłusznie. Kolejny obrazek: matka, stoi przy Sommie, pisze jakiś mroźny wiersz, uczy się własnych metafor; przy uczeniu się, jak i wylewie aktywne są te same szlaki nerwowe w mózgu, i ham wnet potem ojciec, ściska dłoń, któż to jest przy nim, jakiś ze spojrzeniem wbitym w niebo, zliczający tajemne głosy aniołów, Emanuel S?
- To wszystko łgarstwa - myślę szczylowi. - Chcesz mi zamieszać w umyśle. Chcesz przekonać, że nic nie jestem winny Firmie, że nie mam żadnych zobowiązań. Chcesz, żebym uznał NCM za sukinsynów i żebym ich rzucił ham a żeby Firma mogła urwać leczenie mojej siostry, opuścić ją - i kto wie - pewnie i po to byś ty ham gnoju wdrapał się na mój obrotowy fotel ale uważaj ham sobie bo ten fotel obraca się ham za szybko jak na ciebie ham ty gówno ham więc jeszcze ham sobie połamiesz coś ham kumasz?
- Patrz dalej. Jeszcze nie było o siostrze. Jeżeli kłamię o tamtych, to kłamię i o niej.
Wybijam wzrok w monitor, gwałtem zbudzony z wygaszenia, ciężkie hufnale oczu ześwidrowane w dpi. Oto Somma, jest już wyleczona, siada na łóżku, ocknięta jak łazarz. Ham ham ham. Mama chce do niej podejść ale dziwna biel zasłania mi widok, ham dlaczego nie idzie do niej? ham co się tam dzieje? Biel oddala się z pierwszego planu, kształtuje w fartuch na plecach ham to jest Jasnorzewicz. Somma chce coś powiedzieć ham pozdrowić rodzicielkę i robi to a mama upada na ham podłogę bo powitanie nie do niej, bo powitanie do pary asystentów w równie białych kitlach, ham, ham, odciągają rękaw jej piżamie ham podciągają tłoczek iniektora ham szprycują ją czym ham ham to goście z Firmy ham jacy tam goście ham czują się jak ham u siebie w domu ham, odprowadzają nieprzytomność Sommy w nieznane ham a Mama leży na podłodze ham i doktorek pochyla się nad nią z okrutną satysfakcją w wyszczerzeniu bieli ham zębów.
- Popatrzyłeś? - Szczyl pochyla się nade mną z okrutną satysfakcją wyszczerzeniu ham bieli zębów i wyjmuje mi raport z dłoni. - Ignorantia facti excusat? Nie pamiętasz co było w umowie? Nie pamiętasz co można robić z siostrzyczką kiedy ją wyleczą? Firma nie aranżuje niczego bez zysku, głupcze - i siostrzyczka też spłaci swój dług bez ciebie!
Chciałem wnikać w raport jeszcze raz, sprostać kłamstwu szczyla, dojrzeć inną, pocieszającą kodę, finale z fajerwerkami, ham, ale wyobraźnia już domyśliła się swego. - Dalej Samski, przecie widziałeś kurtyzany na przyjęciach, z obejmami na szyjach, z posłuszeństwem ham jak sądzisz skąd się biorą ham a to przecie klasa biznes, jest wszakże klasa ekonomiczna, w której nie te stroje, nie ci sadyści i nie te lekarstwa ham i jest klasa przydenna ham to pstrokate targowisko darmowych kurew podawanych na przypieczętowanie kontraktu między szampanem a łapówką ham owo stado docelowych dziewek z domów ham które nie potrafiły nie umiały nie mogły się ham ująć wstawić obronić ham Somma ham ten obraz ham zbyt koszmarny ham aby mógł być fałszywy. Somma wyłożona pod jakąś radą nadzorczą ham popędzana elektroniką i prądem, robi dobrze obleśnym knurom ham którzy zgubili własne przyrodzenia w zwałach lipidów pobudowanych na handlu który zawsze zostaje w zacienieniu.
- Chodzi o Kilima. Nie potrzebujemy jego dorabiania na boku. Zabij. Zabij pierwszy raz. Pierwszy naprawdę. Pierwszy z własnej woli. Przecież furtkę w kontrakcie uchylono - ty będziesz posłuszny, dupku, i może podarujemy siostrzyczkę cha, cha, cha, w ramach premii za wyniki. Rośnie nienawiść, co nie, rośnie? Dobrze by było, ehem, to jak będzie?
Wysłuchajmy i drugiej strony, wymądrza się aureliuszowo i senecznie13 ikona neurotycznej garoty. Ham, nieprawda.
- Poczekaj no, panie Biernacie, kochany no.
Kilim zadyszany, czuje, że dzieje się coś poza jego zmysłami. Uciekam z myślami, Enwer biegnie za mną, ale im szybciej biegnie, tym bardziej się zdala, mieści się w malejącym kadrze, jak filmowy napis, którego nie warto czytać, specyfikacja sprzątniętych śmieci, kadryl panoramiczny, kwadratto z figurką ludzką rozmienianą na coraz drobniejsze, wreszcie poznać się nie da, że w tej maciupkiej obręczy człowiek, ham, kwadracik staje się kółeczkiem, narzędziem snajpera, i mogę trafić nawet z tak daleka, bo jestem dobry, moja siostra także jest dobra, lecz nie trafia do mnie, dziwne. Niechętnie spuszczam myśl ze spustu garoty. Czekam. Kilim podbiega, oddycha ciężko. Prosi o dyskrecję, prosi odejścia kawałek na bok.
- Pańska siostra (Somma, prawda?), trzydzieści jeden koma dziewięć procent wszczepów. Ostatnio kończyliśmy jej krew. Ma taką piękną krew, chacha, zaręczam.
Widzi, że nie żarty ham, tężeje. Marmur zastygły. Niech mówi co ma do powiedzenia, śmierci dziś spieszno. Przedstawiaj swoją wersję, ham. Doktorek zaklęty w przyspieszonym kursie strachu; tu nie chronią go mury firmy, ham, bo tu jest holo i tu moje są prawa. Staraj się, mam umówione spotkanie z przyjacielem, ham, przyjaciel poczeka ale spotkanie nie.
- Zaczynaj.
Zaczął. Ale ledwie mogę się zmusić aby go wysłuchać, może to szczyl jakoś wpływa. Może to efekt drinka, a może ogólna gnilizna psyche, niesprzątany nigdy narkoszlam, namuł osiadły gęsto, lepko, cuchnąco w bezradnie potężnej świadomości, która, oślepiona błotem leków i narkotyków, czytaj narkotyków i narkotyków, czytaj alko i narkotyków, zakończ czytanie, ham która więc nie wie gdzie uderzyć, zatem uderza na oślep. Enwer zachwiewa się, krew z dziąseł.
- To tak? - świszczy. - Nie wiem co naopowiadał ci ten wypierdek którego jeszcze nie planowano kiedy ja już zszywałem grubym rybom jaźnie: Ale to nieważne. Jestem tu, żeby przedstawić propozycję. Krótko: zabijesz człowieka, to ci pomoże. Bardzo pomoże! Odkrywam karty: Chciałbyś zarobić wraz na pięćdziesiąt procent siostry, hę? Pasowałaby ta premia, hę?
Oszołomiło mnie, krew lu! z dziąseł. Pięćdziesiąt procent. I obecne trzydzieści dwa. Tak dużo ham. Może mogłaby już się porozumiewać ham a może nawet mogłaby...Kilim łamie myśl z trzaskiem, popycha dalej, z chrzęstem i grzęstem.
- Twój ojciec jest Szperaczem, prawda? Dlaczego potrafi wykraść tak wiele tajemnic, z tylu miejsc, dlaczego?
Szperacze, Thelema. Poszukują bogów, potrzebują ich. Aby napluć im w twarz, rzucić buławę pod nogi, wymówić fatum, żeby zapytać o krzywdę z dzieciństwa, młodości, starości, żeby wyprosić sprawiedliwszą śmierć. Ale bogów odnajdują ci, którzy nie dają się uwikłać w gierki odczuwań, w konflikty sumień, rozdziały dóbr od zeł, całego tego smętliku.
- Zgadujesz Crowleya. Miłość to tylko ciśnienie wewnątrzczaszkowe, powiedział. Pomylić Manitou z mannitolem, klątwy Nostradamusa z nystagmusem naocznym, tegretol wziąć za zażalenie, to prawdziwe błogosławieństwo. Nie czuć. AFILIA! - słyszałeś o tym, prawdaż? Uwolnić nerwy czuciowe, uczuciowe, wyzwolić dodatkową przestrzeń w układzie nerwowym. Konkurencja goni nas, panie kochany Biernacie chacha. Trzeba się poświęcić. Metelski na przykład pozbył się słuchu, by wyostrzyć inne zmysły. Co się poświęca panu, Biernacie? A hę? Wróg nie śpi - nie tylko my mamy schizola! Wolne moce psychiczne jednostki na wagę złota, ich cena rośnie, jak metra kwadratowego w przeludnionym wielkomiejskim centrum!
("Jak mnie nazwałeś?" - Zdaje mi się, że słyszę Dona; pewnie dojadł knebliczki i szuka mnie po Pradze.)
- Ale to nie jest gra dla każdego i dla byle kogo. Żeby doprowadzić do afilii, kochany, potrzeba zdecydowanego schizola i ofiary. Dlatego trzeba zabić człowieka, panie Biernacie, udowodnić, że z ciebie jest nowy, groźny archanioł sieci, któremu obce paraliże serca, który nie zawahałby się nad błahostką, którego nie wyprowadzi w pole mimikra uczuwającego ducha! Wtedy firma uzna, że inwestycja w ciebie warta jest połowy siostry! (Sommy, prawda?)
- Kogo miałbym zabić? - chrypię. Zamykam powieki, przygniatam wejście głazami, przez trzy dni nie zmartwychwstaną, pozwalam sobie skazać je na uśpionych wartowników w rzęsach.
- Kilim, zabij go! - Nagle wydostaje się przede mnie szczyl.
- Nie, ani się waż, głupcze! - Irytuje się doktor. - Chacha! - Nuże no ocknij się no dokończ to wreszcie ham. - Chacha! - Zabij chacha... - Kogo?
("Gdzie się podziewałeś?", pyta Don Abba, "Szukałem cię wszędzie."
"Doprawdy wszędzie?", pytam ja i znacząco wskazuję na głowę, tam też?, "Musisz uciekać", podpowiadam.
Agenci wrażej korporii, a może to urzędnicy skarbowi, a może to funkcjonariusze policji sieciowej, a może to praska straż miejska, w każdym razie: Oni - zwyrwali się już z oparów i ułud, które nasz człowiek wyczarował talią Sicci, zaraz miną stojących w bezruchu Kilima i szczyla, udających marmurowe kariatydy, biegną w moją stronę a widzą mnie wyraźnie, bo to przecie ja konstruuję ich wirtualny habitat, poniekąd więc gonią swego demiurga ham szpetne narzędzia dymiące w ich dłoniach źle zwiastują pannie psychice, i poczęła z ducha niezdrowego, oto ja, psyche, służebnica bezpańska, niech mi się przestanie wedle rozszczepienia twego, anioł śmierci zwiastował pannie psyche i zstąpił do zwojów.
- Papcio nie da ci spokoju, co? - pytam.
- Jezu! - (Właśnie wtedy to powiedział, a potem zasępił się jak gdyby co mu w tym nomenie nie pasowało.) - Ale z niego schizol! No powiedz sam, czy istnienie jednego w trójcy to nie schizofrenia jak się patrzy?
- Być może, być może. Teraz wszak musisz jakoś zaradzić tamtym. Biegną szybko. Złapią cię za jakie dwa, góra trzy VR-stulecia. Warto się śpieszyć.
- Pewnie znowu chcą mnie krzyżować i prześladować w imię Pańskie, niechby ich - mruczy Don Abba. - Irytuje mnie, że przy okazji to także moje imię.
"Możesz się ukryć", podrzucam. "Możesz się ukryć tu!", opukam palcem w czaszkę, skorupkę pod którą wykluwa się jajo, gnijące karaluszejące ale chętnie jadalne. Cóż, Praga ma spore tradycje zdradzieckie, dopiszmy jeszcze jedną kartę.
"Zrobię to", myśli Don Abba, "i będę bez reszty należeć do ciebie. Mózg człowieka jest dla boga tym, czym dla dżina jest zaczarowana butelka. Nie wiem czy wolę niewolę pełną ciebie czy wolność pełną ucieczki."
"Razem będziemy najsilniejsi. Ja bym to raczej zwał symbiozą. Tak czy indziej, decyduj się, tamci się zbliżają."
(Z tamtymi, trzema mostowymi hakkerami spotkałem się parę miesięcy wcześniej. Ich Szef, imienia nie zdradzę, i dwóch adiutantów, Gabriel a Dubiel, już ich widziałem ham już z nimi wszemi mawiałem. Tym razem adiutanci są cisi i ubodzy głosem, zmawianie się pozostawili Szefowi (a nie wódz ich na pokurczenie ale ich zbój ode złego amen).
- Podobno wiesz, gdzie ukrywa się mój Syn? - pyta Szef.
- Nie, ale wiem w jaki sposób się odkrywa.
Stanowi to dla Szefa zagadkę. Są rzeczy na niebie i ziemi, o których nie śni się ich twórcy, o których wszechwiedzący nie wie. Dlaczego Don Abba wybrał właśnie mnie? Tego też nie wie. Ale ja mu nie powiem.
- Nie lubi mnie, wiem. Dzieciaki zawsze stawiają się rodzicom. Typowy bunt nastolatka.
- Trzydzieści trzy to nie nasto. Gdyby chodziło o grę hormonów, nie spotykałbyś się ze mną.
- Wystawisz go nam? - nie wytrzymuje Dubiel. Szef gromi go wzrokiem. Ham tylko bez przelewu czerwonych ciałek ciał niebiańskich jeśli łaska. Spokój, spokój ham. Ham.
- To lubię! - Śmieję się. - Krótkie, żołnierskie słowa. Zasługują na krótką odpowiedź. Nic za darmo. Trzy życzenia.
- Co to ja jestem, złota rybka? - wścieka się Szef.
- Ham tyś schizobóg ojciec wszechbodący, trwożyciel ziemi i jej robactwa i wszystkich rzeczy widzialnych i wirtualnych, wróg z wroga, światość ze światości, grób prawdziwy z grobu prawdziwego, stworzony a nigdy nierodzony, a przez ciebie wszystko załkało. Tyś to dla nas ludzi i dla naszego zdumienia stał się człowiekiem i teraz jest ci niepysznie.
- Dość! - zdenerwował się Szef, poznając bluźnierstwo Wtórej Thelemy, czując we mnie nasienie Szperacza. - No, czego chcesz, gadaj natychmiast!
Poważnieję. Ham. W porządku, staruchu, głupcze, ham, powiem ci.
- I raz. Zagwarantujesz wyzdrowienie Sommy. I dwa. Do cudu odczytu cudzych myśli dodasz mi cud czytania przyszłości. I trzy. Polecisz mi dobrego bankiera, który zechciałby pożyczyć trochę mamony. To wszystko, nie jestem nierozsądny ham nie są to życzenia wygórowane. Szczegóły techniczne pozostawiam tobie.
Szef gęstwieje brwiami, ham, a raptem rozpromienia się (co mi się nie podoba) i rechocze, między spazmami powtarzając słowa "szczegóły techniczne". Gabriel i Dubiel poglądają na niego kosaćcem, nie za bardzo wiedzą co się dzieje, choć dla pewności dołączają do rechotu, oto sztuczny w sześćdziesiąt sześć koma sześć w okresie procent tercet-rechot obrzmiewa mi przed oczami. Powinienem to jakoś przerwać, ham, dość mi nieswojo.
- Kiedy będę gotowy, dam znać - mówię. - Transfer synalka nastąpi w Sieci. W Pradze. Bez odbioru.)
"No więc, jak brzmi twoja decyzja?", pytam Dona. "Dołączysz do mnie?"
"Nie gniewaj się, stary", zaczyna Don Abba, ham, więc już wiem, co powie dalej. "Wolę mimo wszystko dalej uciekać."
"Wcale się nie przejmuj. Nie zrobię interesu z tobą, zrobię go z kim innym."
Odwracam się na pięcie, odchodzę. Don zapatruje się za mną zdziwiony. I chwilę za długo. Hakkerzy dopadają go, wiążą, osinowymi kołkami wbijają mu do głowy przeznaczenie, wrzeszczą, musztrują, szturchają, rozpychają, przyzwyczajają do nowych nieśmiertelnych, kosmicznych misji właściwych dla zbawiciela świata w jego wieku. Plan się udał ham ham ham. Muszę to oblać, ham, się czegoś napić. Podchodzę do modemu przy rozlewni toksykanalii.
- MQ? - dziwi się modem. - Obawiam się, że nie serwujemy niczego takiego.
W dupie mam obawy scalonego kamerdynera. I parę innych rzeczy.
- Nie skończyliśmy Pragi - szepcze mi w ucho szczyl, nagle zogniskowany, chłodny, bezlitosny, la belle bëte sans merci.
- Sie müssen mich mit jemandem anderen verwechselt haben - odsuwam się.
Metelski klepie mnie po łopatkach, cokolwiek za mocno, pada deszcz po łopatkach.
- Proszę bardzo, poznajcie się. Biernat Samski...Haron Jagut.
Zwróciłem uwagę, że starszego przedstawił młodszemu. Przeoczenie a może nowy czarny wilczek w stadzie? Haron Jagut ściska mi dłoń, chce złamać. Odściskuję go. Metelski rozbawiony.
- Haron ma M-link, dwadzieścia dwa lata i doktorat z teorii przewodnictwa myśli.
- Co to jest M-link? - Charczę, zaniepokojony, próbując wykonać wdech od którego ból nie świdruje gałek ocznych, ależ słaby jest człowiek, a ból, kiedy już sobie poświdruje, to wtyka laseczki TNT w baniaki łez. I czeka.
- Sposób na bardzo znaczne przyspieszenie przepływu myśli.
Udało mi się odetchnąć. To dlatego tam w Pradze dupek był niezły i myślący. Ale może coś więcej?
- Instrukt postkallosotomiczny wpięty w przecięte spoidło wielkie. Działa jak most zwodzony nad fosą. Pstryk: półkule są połączone, pstryk: rozłączone. W zależności od potrzeby.
Kto szybciej wypije mleko: dwie osoby z jednej szklanki, czy każda z osobnej, o połowę mniejszej? Zabolało, zeszła nagła iskra na lont laseczek TNT. Bub, babam, ham bum, łzy wściekłości, suchość rzygacza. Metelski zostawia nas samych.
- Kiedy zabijesz Enwera? - pyta mnie Haron ham chociaż w jego głosie nie ma miejsca na pytanie.
(Zabiję? Przecieram oczy. Chce mi się śmiać. Zupełnie nagle. Coś odkryłem. Nie wiecie czegoś. Ja czytam. Czytam wasze mózgi, choć coraz mniej mnie ciekawią. Ten głupi Bóg dotrzymuje jednak umowy. A może to miraże po alko? Nieważne. Ważny jest Swedenborg, on oszacuje moją nową wartość. Redukcja kupna. Ham. Chacha. Szara masa. Biała masa.
- Biały Massa dzwonił? - Negroid w zielonej liberii odkrywa przede mną drzwi do starej mansji.
- Prowadź do pana.
13 Audiatur et altera pars. Qui statuit parte inaudita altera, aequum licet statuerit, haud aequus fuit.
|
|