 |
 |
'Muzyka duszy' |
Eryk Remiezowicz
Muzyka nieco bezduszna
"Muzyka duszy" rozgrywa się, jak łatwo z okładki wywnioskować, w Świecie Dysku. Z okładki można też szybko się domyślić, że należy ona do podcyklu opowiadającego o przygodach Śmierci, a właściwie ŚMIERCI. Chyba większość miłośników prozy Pratchetta zgodzi się, że jest on jedną z najsympatyczniejszych i najciekawszych postaci na Dysku. Gdziekolwiek się nie pojawi, czego by nie robił, zawsze jest intrygujący, zawsze rozśmiesza albo prowokuje do myślenia. Nasza ciekawość jest wzajemna - Śmierć też się nami interesuje i to nie tylko z czysto profesjonalnego punktu widzenia. Jest nami zafascynowany - naszym sposobem myślenia, naszymi pomysłami na spędzenie życia, tysiącem drobiazgów, które my uznajemy za naturalne, a w których on widzi cuda. Obserwuje nas, natęża się, aby nas pojąć, ale nie potrafi - dowodem czego była jego próba zbudowania huśtawki.
Po co Śmierci huśtawka? Żeby bawić wnuczkę. Bo Śmierć, na skutek swoich przygód w pełnym chaosu Świecie Dysku, dorobił się wnuczki - dziewczyny obdarzonej niezwykłymi talentami. Kiedy więc Śmierć ruszy w świat zastanawiać się nad ludzką dolą, to właśnie owa wnuczka zostanie powołana w zastępstwie. Już to wystarczyłoby do wprowadzenia niezłego zamętu, ale na dodatek zbudzono muzykę wykrokową, która zdaje się pozbawiać ludzi własnego rozumu i łączy ich w jedno zaślepione stado.
Tak to się zaczyna - i jest nieźle. Chociaż "Muzyka duszy" to, moim zdaniem, jeden ze słabszych dotychczas wydanych tomów o Świecie Dysku, Terry Pratchett nigdy nie schodzi poniżej dobrego poziomu. Zawsze jest dowcipny, zawsze umie naszkicować ciekawych ludzi (ups, nieludzi również, zabierzcie stąd tego niezdarnego trolla) i wprawić ich w ciekawą akcję. Zawsze też stara się wpleść w swoją opowieść filozoficzną nutę - z różnym skutkiem. Bywa znakomicie - "Zbrojni" i "Pomniejsze bóstwa" chociażby, bywa średnio - jak w "Muzyce duszy". Pisarzowi zabrakło chyba ochoty na zrozumienie fenomenu muzyki rockowej (tak, rockowej, wiem co piszę, poszedł won z tym rogatym hełmem) i towarzyszących jej zjawisk. Pratchett patrzy na to z boku, zimnym okiem obserwatora, brak mu pasji, która ożywia jego książki i pozwalała dosypywać narrativum z takim wyczuciem. Nawet dorzucenie wątku przeznaczenia i ludzkiego na nie wpływu nie pomaga - "Muzyka duszy" nie ma tego zęba, tego autorskiego pukania się w głowę i zwięzłego "Ludzie myślcie, do cholery!"
Nieźle. "Nieźle" to dobre słowo, tę książkę można i należyprzeczytać, bo to i śmieszne, i wciągające, i niegłupie. Prawda, panie nadrektorze?
Terry Pratchett "Muzyka duszy" (Soul music)
Przekład: Piotr W. Cholewa
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2002
ISBN 83-7337-256-3
Cena 28,- zł
Gatunek: fantasy
Strona wydawnictwa: www.proszynski.pl
Strona książki: www.proszynski.pl/ksiazki/fiszki/2177.html
 |
 |
'Dojrzewa wschodni wiatr' |
Eryk Remiezowicz
Niedojrzały ciąg dalszy
"Dojrzewa Wschodni wiatr" to już szósty tom cyklu "Imperium grozy", pierwszego wieloksiągu, jaki w swoim życiu popełnił Glen Cook. Cykl ten najbardziej wyróżnia się chyba dziwną linią czasową - tom pierwszy (pomińmy jego grafomański tytuł) pokazuje magiczną bitwę, następne dwa rozszerzają zaś perspektywę i pokazują wojnę, w której wydarzenia z tomu pierwszego odgrywają jedynie niewielką, choć bardzo znaczącą rolę. Potem przychodzą dwa znakomite, najlepsze chyba, tomy, w których poznajemy bohaterów pierwszych trzech powieści w trakcie bolesnego procesu dorastania w świecie ogarniętym wojną. Te dwie książki ("Ogień w jego dłoniach" i "Nie będzie litości" - tytuły niestety niewiele lepsze od dziwadeł na początku części pierwszej i trzeciej), świetne opisy rebelii i ogarniającej świat wojny, ozdobione dodatkowo Bragim Ragnarsonem i jego kumplami zdawały się sugerować, że Cook stał się już tym autorem, który napisał "Czarną Kompanię".
Niestety, "Dojrzewa wschodni wiar" jest kontynuacją pierwszych trzech tomów, zarówno czasową, jak i literacką. W książce dominuje pośpiech, istna żądza przebicia rekordu w ilości wydarzeń na stronę. Nic dziwnego, że powieść pochłania się z pasją, w pół godziny jest po wszystkim, ale czytelnika, który razem z autorem przegalopował przez kataklizm, żal ogarnia, że Cook nie dał sobie czasu na lepszy opis bitew, tych wielkich, pełnych magii, i tych, które bohaterowie toczą w sobie (szczególnie zmarnowany został potencjał Varthlokkura i Ethriana).
Jest więc "Dojrzewa wschodni wiatr" dobrą fantasy pociągową* z odchyłem militarnym. Dowiadujemy się, czym były krucjaty Nawami, mamy przyjemność obserwować tytaniczne wojny oraz podziwiać pomysłowe strategie i taktyki zrodzone w głowie autora. Może nieco brak specyficznego poczucia humoru Glena Cooka, ale w sumie książkę da się z przyjemnością przeczytać.
Glen Cook "Dojrzewa wschodni wiatr" (Reap the East wind)
Przekład: Robert Bartołd
Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2002
ISBN 83-7120-955-X
Gatunek: fantasy
* do zabijania czasu w pociągu