 | Kolaż: Wojciech Gołąbowski |
Xxxx
- To pan. - Promotor otworzył portal. - Spóźnił się pan. Proszę, proszę dalej.
Celuję czubem buta w pobliski stos książek na podłodze, wyprężone grzbiety tanich cyberpunków, Śmierć neurowojażera, W poszukiwaniu straconego bitu, dużo w zupełnie obcych mi narzeczach. Tuż obok piętro 3D-komiksów, Bushido kontra Wolfenstein Maus, platynowe okładki, papieżyce aerografu, chromatyczne tapety, itepety.
- Pan to wszystko trawi, panie profesorze? - zawołałem ku kuchni.
Wrócił z szelestem paczki herbatników. Położył ją na najbliższym sterczu woluminów. Przestarzałe, niesmaczne, muliste.
- Naprawdę oglądam pornosy - odwołał. - Te papirusy leżą dla szpanu. Udał mi się podstęp?
- Ja zrobiłbym na odwrót.
- Lecz nie feng shui pana tu sprowadza.
- Zatrudniłem się w pewnej firmie...Mają INRI wielkości, proszę wybaczyć, wielkości tego mieszkania. Nowe procesory. Bezpośrednie wtyki do neurosieci, nie przez witryny, kody, akcesoria, ale właśnie bezpośrednie...
- Odwiedziłem pana matkę - przerwał Promotor, nie słuchałem go uważnie, bo moje wieści miały pierwszeństwo.
- Mają tam takie rzeczy, na przykład Swedenborga, profesorze, reaktor mentalny i podświadomość, i czy to możliwe żeby przyspieszyć balistykę myśli, żeby jej tor tak odkształcić, żeby...
- Dlaczego od roku pan jej nie odwiedził? - Promotor mówi coraz głośniej.
- A przy okazji zarobię na wszczepy dla siostry...
- Pana siostra jest autystką. Nie, nie powiedziałem artystką. Ani też altystką. Wmawiam sobie, że robi to pan dla niej, bo tylko to mogłoby pana jakoś usprawiedliwić.
- Firma... - Zakręciło mi się w głowie, czaszka łupaszka. Swedenborg, chciałem z nim powalczyć, głodny, głodny, ham.
- Puszczę panu coś. - Promotor kreśli film za wschodnią ścianą, pomiędzy kataną a goblinem z gobelinem.
Oczy wcale nie chciały ale je zmusiłem. Milczeć, raby, ham! Patrzeć, oczy, patrzeć kiedy wam każę, a zdrajców na potem! Widzę się na czubku potężnej EQ katedry. To Wigilia Nowego Jorku, New York's Eve. Ściskam ręce ludziom, których nie znam. Potem Meksyk, szkolenie mózgu, burze, sztormy, brainwaivery. Słucham ludzi, których znam choć powinienem się tego wstydzić. Bóg dał frytki, bóg zabrał frytki. Jakieś banały, jakieś przekształcenia. Mundur Łowcy, łowcy ogranów, oto ja w szarostalowym uniformie, żerujący na rumowiskach, złomowiskach i potrzęsawiskach. W Turcji czy gdzie indziej. W nagrodę pasający swoje instynkty na nuklearnej plaży w Jutaca. Rok życia, nie pieprzone trzy dni, ale rok, cudzy scenopis, obce charakteryzacje, rekwizyty, do których się nie przyznaję. A jednak ham, jestem tam. Podpisuję umowy, pasuję cyfry, jakieś hasła, śmieję się, zbyt gwałtownie, zbyt szorstko. Metelski stoi przy mnie, klepie po ramieniu. I coś przypinają mi do piersi. Coś wkładają mi do głowy. Coś wyjmują mi z życia. Fotomontaż! Ale, jak za różdżki dotknięciem, słyszę nagle, na-mgle, myśli Promotora. To jednak jest prawda.
- Skąd pan to ma?! - Powiedziałem wbrew sobie, kojarząc wbrew sobie, spóźniając się z reakcjami, a jeden kanał słuchał a drugi kanał trawił a dopiero trzeci czekał, czekał i odpowiadał. - Neurosieć...
Jak to: od roku? Na ścianie wisi tandetny elektroniczny kalendarz. Sobota, przecie umawialiśmy się na sobotę. Na pewno z kimś umawiałem się na pewno na sobotę. (A może nie, ham, sam już nie wiem.) Dzisiaj jest właśnie sobota, profesorze, to niemożliwe, sobota sprzed trzech tygodni? Trzech miesięcy? Dłużej? Jak to? (Jeść i jeść i jeść. Przełącznik pod skorupą czaszki, pstryk!)
- Oto i sobota - syczy Promotor. Nie syczy a myśli sykiem. Czytuję go na całego. Nie musiałby wyświetlać filmu. Też już czytam. Film dostał ode mnie, jakieś dwa miesiące temu z okładem. - Przybyłeś, patrzysz, zwyciężysz?
W następnej scenie jestem nad grobem Beaty. To znaczy, to mógłby być grób Beaty. Jeśli byłby to grób Beaty (oj, czwarty tryb warunkowy), byłbym wtedy właśnie tam. [Wtem oczy gasną, przeciwiają się, nie słuchają bicza rozkazu z mózgu, nie chcą.] Dlaczego dałem mu taki film? Ale to jeszcze nie najgorsze, mówi profesor. [Stary pierdołakus, zaproponował MBA Grzegorzowi, pewno dupczyli na zapleczu, pedały.] Najgorsze dopiero nastąpi. [Dopiero, Del Pierro, doppiorę, dopierdolę mu, ham. Grzegorza zaś nienawidzę, przyjaciela.] I widzę aż mamę (tylko mamę!), brutalnie odpychaną od progu naszego (mojego?) (dawnego?) mieszkania, ktoś, ale kto, jacyś ludzie rzucają ją, gdzieś tam, ham, wbiegają do środka, wymachują jakimś dokumentem, ja go znam, ham, ów dokument, mama cofa się na kolanach, cudze postacie pochylone nad Sommą!
- Dlatego w chwili jasności dał mi pan ten film na przechowanie. Część pana na pewno chce wrócić do życia. Mentis vult gubernari. Przedumali panu mózg. Boi się pan i instynktownie szuka...
[Sprzymierzeńca! Wepchnę mu ten bełkot z powrotem, ham, do ględoryja! Znam tamtych ludzi. Głód, jeść, jeść!]
Promotor zerwał się z miejsca, chwycił mnie za ramiona, zatrząsł, wyczerwienił się żyłkami w oczach, nabrzmiał przeciw mnie zgrubieniami żył naczelnych i wrzasnął mi wprost w twarz, tak głośno, żeby głuszyć mój głód:
- Słuchaj mnie wreszcie, szczeniaku! Spójrz na siebie! Zabijesz matkę! I nikt cię nie poznaje! Podpisałeś dokument, który pozwala tym oprychom eksperymentować na twojej siostrze!
Zabulgotałem, Swedenborg nawoływał jak syrena, kusił, a ten wymiot, pomiot, skurwygawiedź wrzeszczał tak brzydko:
- Sądzisz, że nie znam tej twojej firmy?! Znam, naiwny głupcze! Projekt Strindberg, gówniarzu, słyszałeś o nim?!
Strindberg? Swedenborg? Głód, głód. Mniam, ham, mniam. Rety, jak ten dziadek harmiderczy. Taaak.
- Dziesięć lat temu! Projekt uczelni! Mój projekt, gówniarzu, a twoja pieprzona korporia wykupiła! Znasz różnice?!
Ochrypł. Syrena zawyła. Przywiążcie mnie do masztu, mniam. Profesorek odzyskuje pas bon ton. Uciszyć go, hej, sokoły, sokoły, oczu ostrokoły, mniam, uciszyć, ham, taaak.
- Może teraz nazywa się Swedenborg! Rzecz gustu! I neurokatalizatorów prosto w łeb! Trują cię! Swedenborg dawkuje ci Bóg wie jakie psychotropy za każdym razem, kiedy się z nim łączysz! NCM fasonuje cię jak chce! Wiesz dlaczego? Żebyś zachorował na całego! I kiedy zachorujesz na całego, wówczas twoja siostra...wówczas nie zapanujesz już nad sobą...oni zaś...nieśmiertelni!...
["Dlaczego tak wrzeszczysz? Nie wiesz, że rozdzierasz mi głowę?! Coś się tak rozgadał? Przyszedłem tu na podwieczorek, nie na konkurs wyjców. Irytujesz mnie, starcze. Ham, jeść! Jeść, bo zwariuję!"]
Swedenborg, dziadek powiedział to: Swedenborg. I powiedział też: Bóg wie. Wcale nie był taki mądry, ten mój Promotor, za jakiego go miałem. Co ja robię?! Jeść mniam ham ham jeść! Teraz zaraz. Ham. Jeść głodny! Głodny » płodny, głowny, głośny, słowny, łowny, płonny, płynny, mowny, nośny, zborny, zgodny, sprośny, spaśny, przaśny, donośny, obrotny, lotny, potny, kotny, nagorny, rodny, dorodny, orny, koronny, ranny, poranny, poronny, godny, wodny, pogodny, woźny, zawodny, przygodny, potoczny, wolny, drobny, chłonny, skłonny, wonny, zboczony, barwiony, równy, zbawiony, zbawczy, sprawczy, naprawczy, sprawny, prawny, trafny, stadny, sądny, brudny, trudny, troczny, mroczny, kroczny, zakroczny, juczny, roczny, cudny, główny, owczy, łowczy, oczny, boczny, skoczny, mączny, modny, skromny, korny, konny, orli, obły, strojny, hojny, słony, szczodry, modry, psotny, sromotny, ropny, istotny, krotny, ochotny, zwrotny, stratny, zawrotny, mozolny, konopny, drobny, dolny, dobry, próbny, mroźny, ukośny, chłodny, chrobry, ksobny, wsobny, zasobny, łagodny, łakomy, załadowczy, trwożny, nałożny, położny, żądny, możny, sążny, obłożny, osobny, podzwonny, nudny, cny, mogilny, markotny, bezczelny, czelny, chmielny, szkolny, obronny, skalny, solny, skalski, halny, szczelny, pilny, walny, spalony, zespolony, palny, polny, rolny, wyludny, zbożny, kopny, skajski, skośny, przewoźny, ostrożny, narożny, nożny, cenny, strzemienny, trzodny, radny, barwny, bratni, bramny, bratny, kostny, kupny, toczny, tłoczny, stanowczy, nabożny, nocny, nagrobny, cynowy, cynobry, ej hej, ham, raz dwa trzy, ściągam cugle, i widzisz, profesorku, czego nauczyli, myślę już kołczanami, nie strzałami. Głodny, mniam ham jeść ham.
- Pańska matka!...A siostra!...Tamci...Musi pan zrozumieć, że...!
U, zabiję pryka, bo czas umyka, ham, mniam, ham. Swedenborga trzeba mi...Bo co? Bo kontury matki? Bo szkic traconej świadomości? Nie, to wcale nie to, ham, zabić. Ham. Wszystko to jest prawdopodobnie sen. To tylko taki okrutny sen. To był tylko SEN. Mama siedzi przy moim łóżku, patrzy na mnie łagodnie, troskliwie gładzi po dłoni, już dobrze, już dobrze.
- Pokazali mi umowę, synu - mówi. A więc wcale nie jest już dobrze.
- Tak, mamo? - Ja o niej na śmierć zapomniałem. Śmierć, zabawne słowo. I zapomnieć. Mnóstwo skojarzeń.
- Kiedy spałeś, doktor Jasnorzewicz cię zbadał. Twój mózg kipi, to jego słowa.
- Doktor jak? - Chcę podnieść się z łóżka. Nie potrafię. Krztuszę się: - Doktor jak?
- Jasnorzewicz - mówi mama numer jeden.
- Synu rzuć tę pracę. Błagam cię - mówi mama numer dwa. - Nie było cię przez rok. Dobrze, że pani Sokolik, sąsiadka z dołu, znasz ją, że ona ma brata od portiera NCM, gdyby nie to, nie wiedziałabym nawet czy żyjesz. Ja czuję się już bardzo źle. Kręgosłup mi dokucza i serce już nie sługa.
- Czy widziałeś się z Promotorem? Był tu jakiś czas temu - mówi matka numer trzy.
Trzęsę się jak w febrze, próbuję ogarnąć trzy mamy w jedno, spiąć je klamrą wzroku, mgłę rozdmuchać. Mamy kiwają się jak buddyjscy nawiedzeńcy. I co z tego, że dałaś na mszę w intencji? Ze mną wszystko w porządku, mamuśka. To Somma jest chora, pamiętasz? To Somma jest w kłopotach. Kłopoty to specjalność Sommy, á la maison, to Somma leży w beciku od kilkunastu lat. Nie do takiej łożnicy miałaś ją, maty, macioro, macierzy, macico, doprowadzić.
- Doktor powiedział, że powinnam uważać na ciebie bardziej niż na nią.
Rosną mamie wąsy, zawijają się jak pyton wokół szyi, duszą, wyciskają z niej udech, wyciskają różowy język, język zwija się jak pyton wokół szyi, wyciska oczy z oczodołów, oczy padają na cienkich żyłkach, te pękają, świąteczne bombki, bum, bum, każdy włos zakończony okiem. A czy wiesz, mamo, jaki to cud natury, że obraz świetlny dwuwymiarowy zapadły na siatkówkę, komórki amakrynowe czy jak tam, w mózgu przekształca się na trzy wymiary? Skoro tak, mamo, może w sieci (nie kiwaj mi głową, wiesz co to sieć), kiedy mózg przerabia trzy wymiary, to jeżeli potraktujemy go jak projektor, wtedy dotrzemy do czterowymiaru, do dowolnej czasoprzestrzeni? Mamo, pić.
- Nie mów tyle, synku. - Przechyla ku moim ustom kubek z sokiem jarzębinowym, mój ulubiony. Zlewa się pod kołnierz piżamy. - Odpoczywaj, odpoczywaj. Tak długo cię nie było. Z Sommą wszystko w porządku.
W porządku, mamo? Nie wiesz, co mówisz. Z Sommą nic nie w porządku. Ale ja, starszy brat, zarobię, aby Somma mogła do nas powrócić. Zarobię na to w dobrej firmie. Bo firma jest dobra. Dba o mnie. Daje mi sprzęt. Ćwiczę pamięć. Ćwiczę umysł. Ćwiczę wolę. Robię się lepszy. Robię się boski. Nie trzeba mi żadnego kościoła. Częstuję się Swedenborgiem. Nie patrz tak na mnie, matka, przecież wiesz co myślę o twoim kościele, o twoim bezradnym załamywaniu różańców. Bóg nie słyszał jak Somma zachorowała, nie słyszał odkroków ojca, a wiesz dlaczego. Bo on nigdy nie słucha, jak teraz nie słucha ciebie. Skąże, mamo, wiara nie załamała się, ja bardzo mocno wierzę w Boga. Że jest okrutny. Wiesz, ze Swedenborgiem czas mija bardzo wolno? O to nam chodzi, o czas. Wiesz, mamo, pewni naukowcy utrzymują, że czas został imprintowany w umysł i tylko nie potrafimy go okiełznać, ale człowiek przyszłości będzie robił co chciał z czasem. Mówią, że wszystkie nasze déjá vu, déjá entendu, déjá vécu, déjá mort, mortadele, morterstwa, że, mamo, to wszystko są nieświadome odbicia naszej mocy nad czasem, no wiesz, no rozumiesz, jak doznania fantomiczne umysłu, obcięliśmy sobie władzę nad czasem ale on się jakoś do nas dobija, przebija, jak te kulasy, jak szwajsfusy na przykład, giry dawno odcięte, amputowane, które bolą jak wszyscy skurwyscy. Wiem, klnę za dużo, stres w pracy, i tak dalej, sama rozumiesz, ale to nie jest ta, koprolalia, nie, nie, o nie. [O nie, tylko nie to, matule znowu się roztrójczają.]
- Dlaczego - pyta pierwsza - opuściłeś mnie?
- Genetyczne winowactwo - mówi druga. - Nikt tego jeszcze nie dowiódł, ale lepiej, żebyś trzymał się z dala od sieci. Bo możesz być, synku, taki jak Somma...Chłonny.
- Pan Jasnorzewicz - mówi trzecia, - zbadał cię.
- A co ty, maminek, muminek, tego pana Jasno Coś Tam już masz za kochanka?
[Kochanka jebanka tatanka yotanka, wymamrotanka.]
W twarz. Dała mi w twarz. Każda z trzech mam wystartowała bladą łapą, te zlały się przed celem w jedną, ta bach! Teraz przeprasza mnie sokiem jarzębinowym, chcąc maskować zażenowanie, swój ból. Nie tak szybko, mamo, bo mi się ulewa, glup, glup, zmieńmy temat. Boże, jakże boli mnie głowa. Jak strasznie boli mnie głowa. Buntuje się ta głowa, nie jestem dla niej produktem przyjaznym. Jestem user unfriendly. Boli mnie głowa, tak nagle. Litania za obolałych: Ojcze eksonów, miłuj się nade mną. Synu, intronizujący introny, miłuj się nade mną. Duchu DNA, miłuj się nade mną. Mamo Omamów, módl się mną. Biały szumie, wkup się mnie. Ammonie, wapnij się za mnie. Rogu Ammona, zwróż za mnie. Hipokampie, czuj za mnie. Poprzez algorytmy propagacji wstecznej, święta Afazjo, święta Apraksjo, święta Prozopagnozjo, dziejcie się za mnie, behemoty, bohomazy, bogobójcy, ham, amen.
- Doktor studiuje języki freników, osób takich jak Somma. Spróbuje się z nią porozumieć. Darmo. Nie musisz już się dla niej poświęcać, możesz odejść z tej przeklętej firmy, znaleźć coś przyzwoitego, uspokojonego, cichego. Zamiast wyciągać Sommę do nas, my pójdziemy do niej.
- Języki? - sssssyczę. - Jakie języki?! Somma przecież nie mówi! To autyzm!
Skąd wiesz, że cierpi, a może jej tam dobrze, może cały czas do nas przemawia, tylko my jej nie słyszymy. Wreszcie kiwa ręką, kiwają rękoma, trzy matki kiwają rękami, jak wiatrak, z którym trzeba się zmierzyć.
|
|