nr 10 (XXII)
grudzień 2002




powrót do indeksunastępna strona

Milena Wójtowicz
  Statystyka magii

        Po "(Nie)Szczęśliwym trafie" oraz "Kocha? Lubi? Szanuje???" przyszedł czas na opublikowanie trzeciej części trylogii fantasy pełnej ciepłego humoru...

     Porządny rycerz powinien mieć tak ze dwa metry wzrostu, potężne bary, byczy kark, parę kilo muskułów poupychanych w różnych miejscach i możliwie olśniewającą aparycję. Takie elementy jak średnia inteligencja, mierne poczucie humoru, mania prześladowcza i romantyczne spojrzenie na świat nie zawsze są uwzględniane w opisach. Ale te cechy dotyczą każdego typowego rycerza.
     Magowie powinni być egocentryczni, samolubni, natchnieni i żądni mocy. Powinni działać z rozmachem. Mało kto wspomina o oślim uporze i umyśle ściśle ścisłym. Ale prawie każdy mag taki jest.
     Statystycznie rzecz biorąc statystyczny rycerz ma ze statystycznym magiem tyle wspólnego co butelka z kalafiorem.
     Nie wszyscy wierzą w statystyki.
     Musiałek lord Wężogrodu uważał je za mało istotny element krajobrazu. Rzecz jasna wiedział czym, mniej więcej, były i do czego, mniej więcej, służyły. Po prostu, gdy obmyślał fortel mający pomóc mu w dostaniu się do zamku wroga, wiedza o statystycznym powodzeniu tego typu przedsięwzięć niekoniecznie była mu niezbędna. Musiałek zgadzał się z twierdzeniem, że wiedza jest potęgą. Zwłaszcza, kiedy dotyczyła ona tajnych przejść do rzeczonego zamku.
     Nieco innego zdania był Skarpeta LeFlądr. Jego zdaniem wiedza była potężna, jeśli wiedziało się jak z niej korzystać. Jego prywatnym zdaniem, tych, co korzystali z niej bez odpowiednich uprawnień należało wieszać za uszy nad stawem pełnym piranii.
     Musiałek i Skarpeta znali się od momentu, gdy jeden z nich (do dziś nie rozstrzygnięto który) przyłożył drugiemu grzechotką. To był początek wspaniałej przyjaźni, która, wbrew statystykom, przetrwała chwilę, kiedy Musiałek został rycerzem, a Skarpeta magiem i trwała nadal. Można nawet powiedzieć, że kwitła.
     Obecnie kwitła w środku średnio miłego lasu, który był średnio ponury i średnio radosny. Niektórzy bali się tu chodzić. Oni się nie bali.
     Jakiś czas temu postanowili wyruszyć w podróż, razem i w tym samym kierunku, chociaż przyświecały im różne cele. Musiałek szukał przygód, które mógłby rozwiązać siłą lub sprytem. Skarpeta szukał tych, co jego zdaniem nie znali się na wiedzy, żeby ich przekonać do nie korzystania z niej.
     Jak dotąd, żaden z nich nie osiągnął celu.
     Ta sytuacja mogła się wkrótce zmienić. Przede wszystkim dlatego, że w ciągu ostatnich trzech godzin pięć razy przebiegł im drogę smok. Nie w jakichś wrogich zamiarach - zdaje się, że nawet ich nie zauważył. Był zbyt zajęty gonieniem motylka.
     - Myślisz, że to jakiś tutejszy zwyczaj? - spytał nieufnie Musiałek, gdy smok przebiegł im drogę szósty raz.
     - Nie - stwierdził stanowczo Skarpeta. - Myślę, że to jest smok goniący motylka.
     - To może być pułapka. Wiesz, smok przebiega nam drogę sześć razy..
     - Już siedem.
     - ...siedem. A może nawet osiem. A za dziewiątym, kiedy już przestaniemy zwracać na niego uwagę...
     - Trudno nie zwracać na niego uwagi. Raz nas prawie stratował.
     - No to może myśli, że uznamy go za niegroźnego i wtedy, kiedy za tym dziesiątym...
     - Dziewiątym - poprawił mag.
     - Co? - Musiałka wytrąciło z toku myślenia.
     - Mówiłeś, ze za dziewiątym razem.
     - Może być i za dziewiątym - zgodził się rycerz. - No i wtedy wybiegnie, niby za motylkiem, a nagle hop! I rzuci się na nas. Ale my będziemy przygotowani - poklepał rękojeść miecza. - Bestia nie wie, na kogo się porywa.
     - Na moje oko - powiedział z namysłem Skarpeta - to on jest za mały, żeby porywać się na przyjezdnych.
     - To może być fortel. Najpierw jest mały smok, a potem nagle hop! I jest duży smok.
     - Nie wygląda na takiego.
     - Może współpracować z dużym smokiem. Wiesz, smoki to zmyślne bestie. Mógł umówić się z jakimś dużym, że będzie nas zwodził tak długo, aż wpadniemy w zęby tego dużego. A mały dostanie swoją część. Na przykład moją nogę i twoją rękę.
     - Szczerze mówiąc, to wygląda całkiem sympatycznie. I niegroźnie. Jak przerośnięty kurczak z mordą jaszczurki. Takiej jaszczurki, co ma dziób.
     - Pewnie żeby łatwiej odrywać od ciebie kawałki.
     - Ja myślę - powiedział Skarpeta - że to jest po prostu mały smok, który chce się pobawić z motylkiem.
     - Być może - zgodził się niechętnie Musiałek. - To by oznaczało, że gdzieś tu jest jego mamusia. I uważam, że miecz powinienem trzymać w pogotowiu.
     Skarpeta wzruszył ramionami. Smok nie przebiegł im już drogi ani razu.
     - Pewnie zorientował się, z kim ma do czynienia - stwierdził z satysfakcją Musiałek.
     - Myślę, że po prostu złapał motylka - powiedział spokojnie mag.
     Musiałek nabzdyczył się i próbował wymyślić jakąś ciętą ripostę. Nie zdążył, bo dojeżdżali właśnie do rozstaju dróg, na którym wybuchło drobne zamieszanie.
     Drobna anomalią statystyczną był fakt, że brali w nim udział: rosły młodzian w koronie, czerwona papuga i szary wilkołak.
     Papuga tarzała się po piasku i dostawała spazmów. Książę siedział na koniu z wyrazem cierpienia na twarzy. Wilkołak przekonywał go, że nie wszystkie wilkołaki są wegetarianami i któryś z jego kuzynów na pewno zjadłby ptaszka bez wahania.
     Musiałek i Skarpeta zbliżyli się ostrożnie, zaintrygowani. Tamci nie zwrócili na nich uwagi. Skarpeta chrząknął. Nie było żadnej reakcji.
     - Przepraszam - powiedział głośno i wyraźnie. - Czy możemy w czymś pomóc?
     Młodzieniec w koronie zwrócił na niego melancholijne spojrzenie.
     - Nie - powiedział smutno. - Zgubiliśmy się.
     - Mamy mapę - odparł Skarpeta, nie zwracając uwagi na szepty Musiałka, dotyczące groźnych wilkołaków.
     - Wcale się nie zgubiliśmy - wtrącił jednocześnie zirytowany wilkołak. - Ja doskonale wiem gdzie jesteśmy i gdzie mamy jechać.
     Na te słowa papuga przestała się tarzać i poderwała się na nogi.
     - Wstrętny sabotażysta! - wrzasnęła. - Wcale nie chcesz mi pomóc! Chcesz, żeby mnie ktoś zjadł, żebym ja nigdy nie była z powrotem księżniczką i żebym nigdy nie poślubiła księcia, a ty sobie wrócisz do kucharki i będziesz jadł sałatkę z marchewki! - wybuchła płaczem.
     - Aż tak ci nie życzę - mruknął wilkołak. - Wystarczy, żeby ci odpadł język.
     - Wredny i podły tyran! Sadysta! Kat nieszczęsnych księżniczek - rozwrzeszczała się papuga.
     Musiałek podjął decyzję i sięgnął po miecz.
     - Nikt nie będzie żadnych księżniczek dręczył w mojej obecności - krzyknął i zamierzył się na wilkołaka, który wzdrygnął się nerwowo. - Zapłacisz mi za to, podła kreaturo!
Wersja light - bez ilustracji
     Papuga patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, młodzian w koronie się zdziwił. Skarpeta próbował zatrzymać przyjaciela. Musiałek uniósł miecz w górę.
     Spomiędzy drzew wybiegł smok goniący motylka. Na widok grupki na rozstaju wyhamował i zamerdał ogonem. Potem zobaczył miecz w ręce Musiałka. Wystrzelił jak strzała i znikł za horyzontem, wyrywając po drodze rycerzowi miecz i zabierając broń ze sobą.
     Przez chwilę wszyscy patrzyli za nim. Pierwszy otrząsnął się wilkołak, który nie patrzył za smokiem, tylko upewniał się, że Musiałek nie ma drugiego miecza. Fakt, że go nie miał, poprawił wilkołakowi humor.
     - Mówiłem, że jesteśmy blisko - stwierdził.
     Papuga otrząsnęła się z piasku.
     - Może i nie jesteś sabotażystą, ale i tak wiem, że mi źle życzysz.
     - Mam wrażenie - odezwał się nagle młodzieniec patrząc potępiająco na rycerza - że to trochę nieładnie napadać znienacka na przypadkowych przechodniów.
     - To jest wilkołak, a nie żaden przypadkowy przechodzeń - zaprotestował Musiałek.
     - Rasista - mruknął wilkołak.
     - Mój przyjaciel - wyjaśnił Skarpeta - ma bardzo dobre serce i słysząc awanturę, żale tej... - zająknął się - ..i wezwania pomocy, pośpieszył na ratunek.
     - Najpierw należy myśleć, a dopiero potem, jeśli to absolutnie konieczne i nie ma innych opcji, można użyć argumentów siłowych - odparł łagodnie ten w koronie.
     - Awantura - prychnęła śmiertelnie obrażona papuga. - Nie było żadnej awantury. Najwyżej drobna sprzeczka. I do tego prywatna. Rodzinna.
     - Rodzinna? - Skarpeta spojrzał z niedowierzaniem.
     Papuga rzuciła mu niechętne spojrzenie.
     - Wścibstwo jest nieeleganckie - dumnie przefrunęła na ramię młodzieńca. - Jedźmy - zażądała. - On pobiegł tam - machnęła skrzydłem.
     - Tak się składa, że pobiegł w przeciwną stronę - wtrącił słodkim głosem wilkołak.
     - Będziecie ścigać smoka? - zainteresował się Musiałek, nie zwracając uwagi na szeptaną reprymendę maga. - On ma mój miecz. Trzeba go złapać.
     - Po co? - zdziwił się młodzieniec.
     - Żeby mu zabrać mój miecz!
     - Pewnie już go zjadł - ucieszył się wilkołak. - Albo gdzieś zakopał. Innymi słowy: miecz przepadł.
     Musiałek się skrzywił.
     - Nie mam drugiego.
     - Tak mi przykro - zapewnił go wilkołak.
     - Znacie tego smoka? - zainteresował się Skarpeta.
     - Pośrednio - zbyła go papuga.
     - Można tak powiedzieć - odparł młodzieniec.
     - Całkiem dobrze - powiedział wilkołak.
     - Bestia napada na podróżnych, co? - mrugnął porozumiewawczo Musiałek.
     - Nooo... - wilkołak zawahał się chwilę. - Niezupełnie.
     - Jak to niezupełnie?
     - Nooo.. - wilkołak brnął dalej. - On nie ma nic przeciwko podróżnym jako takim. Oczywiście niektórych aportuje. I lubi aportować broń. Ale ogólnie jest bardzo życzliwy.
     Młodzieniec w koronie zerknął na papugę.
     - Chyba powinniśmy ruszać - westchnął.
     Wilkołak bez słowa skierował swego konia w stronę, w którą podążył smok.
     - Co za zbieg okoliczności - Skarpeta szturchnął Musiałka. - My też jedziemy w tamtą stronę. Więc jeśli nie macie nic przeciwko...
     - Mamy - mruknęła papuga.
     - ... to przyłączymy się do was - zakończył mag.
     Książę wzruszył ramionami.
     - Jeśli wam się chce.
     - Pozwólcie, że się przedstawię. Jestem Skarpeta LeFlądr, mag, a to mój dzielny przyjaciel Musiałek z Wężogrodu.
     - Mag? - zainteresował się słabo młodzieniec. - Jeśli jesteś magiem, to...
     - Nie ma mowy - przerwała mu stanowczo papuga. - Nie pozwolę, żeby odczarował mnie ktoś o imieniu Skarpeta.
     - Trudno - młodzieniec nie przejął się zbytnio. - Jestem Lanfred, książę Zamku Północnego, to - wskazał papugę - księżniczka Lucilla z Zamku Księżyca, a to mój przyjaciel Stokrotka.
     - Stokrotka? - zdziwił się mag.
     - Skarpeta? - wilkołak uniósł brwi.
     - Księżniczka? - dziwił się Musiałek, rozglądając się wokoło.
     Papuga prychnęła.
     - Za co ja tak cierpię?!?
     - Zaczarowana, co? - Skarpeta przyjrzał się jej uważnie. - Myślę, że mógłbym...
     - Myślę, że nie - powiedziała zimno Lucilla. - Otrzymam pomoc od kogoś godnego zaufania i o ładniejszym imieniu.
     - Iskierka mówiła, że to się niekoniecznie może udać... - zaczął Stokrotka.
     Papuga zgromiła go wzrokiem.
     - Jeśli można - wtrącił Skarpeta - to kim jest Iskierka?
     - Mamusią tego smoka - wyjaśnił Lanfred.
     - Wielka, złośliwa smoczyca - powiedział Musiałek otwierając szeroko oczy.
     - Nooo.. - wilkołak znowu się zawahał. - Tak też ją można określić.
     - Jest niebezpieczna - kontynuował Musiałek.
     Lanfred i Stokrotka pokiwali głowami.
     - Wielka, wredna, niebezpieczna smoczyca zmiatająca jedną łapą całe wioski - ciągnął Musiałek. - A ja nie mam miecza! Ten mały go zabrał! Na pewno w zmowie ze smoczycą!
     - Wątpię. Ona bardzo nie lubi, jak Amadeusz je żelastwo - westchnął wilkołak.
     - Amadeusz? - Skarpeta lekko uniósł brwi.
     - Smok. Tak ma na imię - wyjaśnił książę.
     - To musi być oryginalna rodzinka.
     - O tak - zgodził się Stokrotka. - I bardzo liczna.
     Na środek drogi wyskoczyło coś średniego wzrostu, otulone od stóp do czubka głowy w żelazo i z ognistym mieczem w dłoniach. Trudno było nie zauważyć, że ten ktoś pod warstwą metalu z trudem utrzymuje równowagę.
     - Stać!! - ryknęła postać strasznym głosem. - Stać, głupcy, którzy ośmielacie się... -  zachwiała się i runęła na twarz.
     - Herbercie - powiedział smutno Lanfred - Czy nie uważasz, że taka zbroja to za dużo dla kogoś, kto ma trzynaście lat ?
     - Aha - przytaknął Stokrotka. - I miecz ci się pali.
     Spod zbroi wyczołgał się piegowaty chłopiec.
     - To specjalnie. Żeby Amadeusz nie zaaportował.
     - Zrozumiałe. A czy ktoś ci tłumaczył, że ogień jest niebezpieczny? - zapytał ze smutkiem wilkołak.
     - Mali chłopcy chcą się bawić w bohaterów - wtrącił zniecierpliwiony Skarpeta. - To normalne.
     - Ja nie jestem żadnym zwyczajnym małym chłopcem, który bawi się w wojnę! - zezłościł się Herbert. - Jestem uczniem samego Tygrysa, starożytnego boga wojny! Lepiej z nim nie zadzieraj, bo zobaczysz!!!
     - Tygrys... - Skarpeta zmarszczył brwi usiłując sobie coś przypomnieć.
     - Tatuś Amadeusza - odparł Stokrotka. - Herbercie, zostaw to żelastwo i wsiadaj na konia. Podwieziemy cię do domu.
     Chłopiec zerknął na zbroję.
     - Amadeusz...
     - Tym lepiej - stwierdził stanowczo Stokrotka. - Mógłbyś, dla odmiany zająć się szachami. Może to by cię uspokoiło.

ciąg dalszy na następnej stronie

powrót do indeksunastępna strona

5
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.