Twórca doskonałych "Szóstego zmysłu", "Niezniszczalnego" i obecnych na naszych ekranach "Znaków" M. Night Shyamalan nazywany coraz częściej nowym Spielbiergiem. Podobnie bowiem jak twórca "Szczęk" i "Poszukiwaczy zaginionej Arki" tworzy inteligentne kino rozrywkowe, korzysta z legend i trendów kultury masowej, lubi wypowiadać się poprzez dziecięcych bohaterów i odnosi w młodym wieku oszałamiające sukcesy. Nie wszyscy zauważyli jecze jednej wspólnej cechy - Shyamalan czerpie inspiracje z tych samych źródeł i, podobnie jak u Spielberga, źródła te są jedynie pretekstem, aby wypowiedzieć się na inny temat. Opiszmy więc to źródło, z którego czerpał Spielberga i Shyamalan w przypadku "Znaków".
21 sierpnia 1955 miała (?) miejsce historia, która weszła do historii ufologii - oblężenie farmy Suttonów.
Nieopodal miasteczka Kelly-Hopkinsville w stanie Nebraska na farmie w 1955 mieszkała rodzina Suttonów, składająca się z 7 dorosłych osób i czwórki dzieci. Byli to farmerzy, ludzie prości, prostolinijni, mający silne przekonanie o konieczności ochrony swojej własności wszelkimi dostępnymi środkami. Owego dnia, 21 sierpnia, jeden z członków rodziny powrócił do domu z niesamowitą wiadomością - zobaczył lądujący statek kosmiczny. Rodzina oczywiście wyśmiała delikwenta. Jednakże już godzinę
później rodzinę zaalarmowało ujadanie psów na podwórzu. Dwóch członków rodziny stwierdziło, że do domu zbliża się mały człowieczek o wielkich oczach i długich rękach i szponiastych dłoniach. Przestraszeni mieszkańcy wystrzelili do przybysza - ten uciekł. Tak się zaczęło.
Przez kilka następnych godzina farma była oblężona przez dziwne istoty. Pojawiały się one na dachu, na podwórzu, za oknami. Suttonowie strzelali do nich - bez rezultatu. Rodzina zabarykadowała się więc w domu, obserwując pojawiające się w oknach głowy przybyszy. Tego było za wiele - Suttonowie wsiedli do samochodów i uciekli do miasta. Wrócili z policją, ale przybyszów już nie było. Wrócili, gdy policja już odjechała...
Nie mnie oceniać wiarygodność tej historii (zastanawiająca jest zgodność prostych farmerów w relacjonowaniu wydarzeń i opisie istot), faktem jest, że stała się (wiejską) legendą. Poznali ją i Spielberg i zapewne Shyamalan i każdy z nich zapragnął ją sfilmować. Dla każdego z nich opowieść stała się jedynie pretekstem do opowiedzenia zupełnie innej historii.
Pomysł oblężenia farmy przez istoty z kosmosu zaowocował u Spielberga dwoma filmami. W tej ważniejszej, słynniejszej wersji grupa kosmitów zmniejszyła się do jednego. Nie był on też złośliwy, z dręczyciela stał się ofiarą, nie było żadnego oblężenia - pomysł przekształcił się w opowieść o zagubionym na ziemi podróżniku miedzygwiezdnym, dobrej istocie o wielkim (dosłownie) sercu. E.T. Nie zniknął też pomysł oblężenia. Uległ jednak innym przekształceniom - kosmitów zastąpiły zjawy w filmie produkowanym przez Spielberga "Duch" ("Polteirgeist", reż. Tobe Hooper).
Dla Spielberga historia o UFO stała się więc pretekstem, aby w swoim stylu opowiedzieć o samotności, zagubieniu i przyjaźni. M. Night Shyamalan również musiał inspirować się historią Suttonów - odosobniona farma, szponiaste istoty, biegające po dachu i za oknami, to wszystko pojawiło się w "Znakach". Shyamalan dobrał innych bohaterów - na oblężoną rodzinę składa się wdowiec (Mel Gibson), były pastor, który utracił wiarę, jego dwójka dzieci i pomagający mu po śmierci żony brat (Joaquin Phoenix). Reżyser dodał też do tego jeszcze jedną ufologiczną legendę - tajemnicze znaki, które pojawiały się na polach w latach 70-tych (jak się okazało były to sprytne mistyfikacje). Podobnie jednak jak i u Spielberga, kosmici są jedynie pretekstem. Prawdziwym tematem "Znaków" jest egzystencjalne pytanie - czy wszystko co nas spotyka jest jedynie przypadkiem, zbiegiem okoliczności, czy też ma zawsze jakiś ukryty sens. Opowiedzieć o tym, poprzez thriller ufologiczny - pomysł postmodernistyczny, zaiste genialny i godny talentu Shyamalana.
Shyamalan nie byłby sobą, gdyby też tej pozafilozoficznej, rozrywkowej części filmu nie nadał doskonałego kształtu. Ponieważ jest to thriller, więc jest się czego przestraszyć, ponieważ, jest to kino rozrywkowe, będzie można się i zaśmiać (humor zapewnia głównie Joaquin Phoenix, który przeciwstawia dysputom pastora swe proste pojmowanie złożonych spraw). Shyamalan w doskonały sposób wykorzystuje podstawową zasadę horroru - to czego nie widzisz, jest stokroć bardziej przerażające od tego co pokażesz w całej okazałości. Znikająca w ułamku sekundy w zbożu noga, cienie widoczne pod drzwiami, czy przemykające za oknami są dużo bardziej przerażające od ukazania całej sylwetki obcej istoty. Shyamalan bawi się z widzem - rozpoczyna sceny sugerujące klasyczne horrowe chwyty (np. bohater rzuca kamień w kierunku zboża) i gdy oczekujemy klasycznego rozwiązania (kamień wraca), scena nie kończy się typowo (kamień nie wraca), co potęguje napięcie. Doskonała robota.
Co ciekawe, reżyser, zawsze występujący w epizodach w swoich filmach, tu rozwinął graną przez siebie postać, która staje się istotnym uczestnikiem wydarzeń. Ciekawe, czy ta tendencja będzie rozwijać się w kolejnych obrazach.
Główna zaleta filmu, może dla wielu okazać się jego główną wadą - oczekujący opowieści o kosmicznej inwazji, zirytują się filozofaniem, szukający przesłania, nie będą go szukać w opowieści o UFO. Na szczęście nazwisko reżysera jest dla widzów wystarczającym magnesem.
"Znaki" świetnie sprawdzają się jako thriller, w warstwie filozoficznej nie niosą zbyt odkrywczego przesłania, fascynują raczej formą przekazu głoszonych prawd. To nie zmienia faktu, że przesłanie Shyamalana jest widoczne i mocno zaakcentowane. Za jaką odpowiedzią opowiada się Shyamalan? Na ziemi prowadzi nas Boża Opatrzność - wszystkie, z pozoru mało istotne sprawy, nawet te, z których cieszyć się nie możemy, mogą w przyszłości nabrać sensu. Nawet jeśli są nimi wstręt do wody, astma, czy też śmierć najbliższej osoby.
"Znaki" (Signs)
USA 2002
Scenariusz i reżyseria: M. Night Shyamalan
Muzyka: James Newton Howard
Zdjęcia: Tak Fujimoto
Obsada: Mel Gibson, Joaquin Phoenix, Cherry Jones, Rory Culkin
|
|