nr 10 (XXII)
grudzień 2002




powrót do indeksunastępna strona

Szept
  Szept poleca

        Więcej twórczości członków Grupy Literacko-Dyskusyjnej "Szept", jak i informacje o samej grupie znaleźć możecie na stronie "Szeptu" - www.szept.any.pl
      Genevieve     [wszystko przez bazylię]
     
     to bazylia tak pachniała narkotycznie
     zniekształcając wyobrażenie ucieczki
     (świat stawał się wtedy bardziej)
     
     wdeptując w murawę kwiaty zła
     (pan charles był wybitnie zirytowany)
     wybiegliśmy z raju
     
     bóg z rozwichrzoną brodą
     (w której umilkły świerszcze)
     krzyczał oddajcie mi władzę nad snami
     
     inni machali chusteczkami
     (obowiązkowo białymi na znak pokoju)
     tłum nie napierał na barierki
     
     rzeczywistość po drugiej stronie pachniała kawą
     (miała białe ściany i kraty w oknach)
     nie mieliśmy śmietanki ni cukru
     
     odwiedzali nas wszyscy święci
     przynosili słodkie kołacze z serem
     (wtedy łatwiej było znieść ich milczenie)
     
     gdy nadeszła już pora pożegnań
     (kilka łez i dużo biurokracji)
     bóg otworzył drzwi kuchenne
     
     stanęliśmy z powrotem w szeregu
     machaliśmy chusteczkami uciekającym
     (obowiązkowo białymi na znak pokoju)




      Herszełe     Go
     
     ostatnio podrywała mnie lesbijka
     miała na sobie czarne pistolety
     i tylko
     oczami strzelała jak z bicza
     pif paw
     
     otarła łzę z mojego oka
     nawlekła nie nawykła na szpilę cyrkla
     circa mojego serca
     
     osiedle Szosa Krakowska
     tam składałem się bezkształtnie
     przyjmując formę odrzuconej z pamięci
     perwersyjnej femme fatale




      Świtezianek     przypadki macieja borawskiego
     
     linia pomiędzy światłem a
     cieniem jest kręcona
     izolowana półtorej dioptrii niewidzialności
     i prowadzi do końca
     kiedy po niej biegnę
     staje się włosem blondynki
     
     linia pomiędzy światłem sceny a
     cieniem jej powiek
     jest ością w symetrii
     i wydziela spośród złudzeń
     wieczny okruch prawdziwej rozkoszy
     
     linie i formy które nadają mi kształt
     prowadzą mnie bezwolnego przez miasto
     ja nie protestuję gdy przechodzimy
     na ciemną stronę ulicy
     (wszystkie denerwujące układy
     odłożyłem na jutro na nigdy
     zanurzyłem w formalinie)
     
     wreszcie nadpływa światłocień
     dusi krzyki knebluje myśli
     mój upośledzony demiurg samobójca
     znów może pociągnąć za sznurki
     on - zaciska wszystkie pętle
     
     różnicy pomiędzy tym białym wierszem a
     czarnym życiem powinno nie być
     ale nie sposób jej uniknąć
     kiedy chce się ze złego życia
     napisać dobry wiersz




      Garrick     Bitwa pod ***. 1921.
     
     Rozpętać się może bitwa sprzeczności
                     Kiedy pokusa uśmierca
     Bo ile w uczuciu było miłości
                     A ile w miłości serca.
     
     Zdarzyć się może bitwy finale
                     Zdarzyć się może i musi
     Żeby na zawsze zrozumieć swe żale
                     A co kusiło, niech skusi.
     
     Wtedy pod borem, gdzie promyk ukwita
                     Poległych ciała powstaną
     I patrząc jak w serca ich radość zawita
                     Z żadną już blizną, czy raną.




      Asia     3 razy o płci przeciwnej
     
     I
     Entuzjazm mężczyzny.
     
     Przepraszam bardzo...
     Zatańczysz?
     Zatańczmy!
     Choć, potańczymy.
     No dobra.
     Innym razem.
     Sama sobie tańcz.
     Nie rycz.
     Nie chcę już z tobą tańczyć.
     To tylko tango.
     
     
     II
     Dialog
     
     - Upiłam się jego oczami.
     - Jak to?
     - Były piwne.
     - A on?
     - Co on?
     - Ty też masz piwne...
     - On miał mocną głowę.
     
     
     III
     Mimoza
     
     Serio?!
     Seryjnie?
     Ssss...
     Spoko że cię widzę bo fajnie mi się na ciebie patrzy bo masz duże oczy.
     
     Dużo o tobie myślałem i tak sobie tęskniłem i mam ochotę cię teraz
     pocałować.
     Dowcipny nie jestem ale to nie jest przecież najważniejsze ale to tobie
     nie
     przeszkadza.
     Dawno temu już chciałem to zrobić to co teraz zrobię.
     Didaskalia!
     
     Bierze do rąk czerwono krwistą różę.
     
     Zostań moją żoną!
     Zawsze o tobie marzyłem.
     Zrobię dla ciebie wszystko.
     Zdradzać nie będę.
     
     Odchodzi.
     
     Upuszczona róża: artysta...




      semideus     tokot
     
     płynie z gracją
     przez włóczki głębiny
     
     nie ulepiony on z gliny
     
     pojawia się i znika
     lawirując z radością
     między światłem a ciemnością
     
     własnym życiem
     ogon jego żyje
     niestrudzenie miota się i wije
     
     z oczu blask
     bije diaboliczny
     a uśmiech ma liryczny
     
     jednym mruknięciem
     potrafi zsyłać sny
     
     władca wszechobecny




      nonFelix     *** [jednym słowem...]
     
     Jednym słowem: nie
     przestań się niespodziewać
     przestań unosić rękę
     i wygłaszać te swoje śmieszne żądania
     
     chęci to jeszcze nie wszystko
     nie zawsze jest tak jak byśmy chcieli
     w zwolnionym tempie kazania
     od jednej do drugiej niedzieli
     
     
     Jednym słowem: tak
     trzeba znaleźć osobisty konsensus
     pozycję w której obojgu nam będzie wygodnie
     i jeszcze tylko myśl - nie sparzyć się ogniem
     
     szczęśliwie Mars zamieszkał w mej głowie
     stworzył rozwiązanie zatrzymanego zegara
     pozostawię po sobie blizny
     ślady zębów marzenie patologa




      Datura     veni, vidi, vici
     
     Mnogość świateł
     Tysiące szklistych płomieni
     Miliony rozłożonych ciał (duszy?)
     i wśród tego ogniska śmierci
     jestem ja
     mała
     pusta
     nędzna
     czemu walczę o nic?
     o światełko na moim wieku
     o sąsiada rozkładającego się
     od stóp do pustej czaszki, gdzie
     dzwoni cisza...




      Konrad R. Kruczkowski     *** [wreszcie się nauczyłem]
     
     wreszcie się nauczyłem,
     co to znaczy być głupcem,
     stąpać po kruchym lodzie,
     i dziesięć tysięcy razy rozpamiętywać
     wcześniejsze kroki
     
     wreszcie się nauczyłem,
     co to znaczy być ślepcem,
     patrzeć na słońce,
     nie zwracając uwagi na to że razi,
     zachwycać się jego ciepłem
     
     wreszcie się nauczyłem,
     co to znaczy być dzieckiem,
     cieszyć się z drobnych rzeczy,
     nie oglądając się na to,
     że inni mogą się śmiać
     
     wreszcie się nauczyłem,
     co to znaczy być
     ...człowiekiem
     i nic to,
     że człowieczeństwo czasem
     musi boleć




      Stagiryta     wittgenstein
     
     Zaczęło się ściemniać
     a ja nie widziałem ciemności
     
     Mężczyzna i kobieta
     jak dwoje rozkapryszonych
     Dzieci
     które roztrwoniły wszystko
powrót do indeksunastępna strona

35
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.