W pewnym oddaleniu od podróżnych, na brzegu strumyka, Iskierka robiła przepierkę. Polegało to na tym, że siedziała i patrzyła jak wszystko samo, przy drobnej pomocy czarów, się pierze. Obok niej, wpatrując się ponuro w wodę, leżała i machała nogami jedna z licznych kuzynek Tygrysa.
Miała na imię Czajka i była starożytną boginią chaosu. Była potężna, roztrzepana, niezorganizowana i, co jest u bogów raczej nietypowe, strasznie nieśmiała. Oprócz tego miała ogromny kompleks, wynikający z własnej chaotyczności. Jak wszyscy bogowie, była też szalenie atrakcyjna, ale pomimo tego od paru tysięcy lat była samotna, do czego wydatnie przyczynił się fakt, ze na dłuższą metę nikt, bóg czy człowiek, nie był w stanie wytrzymać z huraganem. Była szczupła, średniego wzrostu, miała śnieżnobiałą cerę, oczy nieokreślonego koloru i włosy w tonacji brązowo-rudo-zielono-fioletowo-czarnej, kręcone i wiecznie rozczochrane. Ubrana była w brązową sukienkę z asymetrycznie oddartym na wysokości kolan dołem i krzywo oddartymi rękawami. O dziwo, buty nie były podarte.
- Nie widzę w niczym sensu - poskarżyła się.
- Jak masz widzieć sens, jak żyjesz w chaosie?! - zdziwiła się lekko Iskierka.
- Właściwie to nie mam szans - westchnęła ciężko Czajka. - Nie masz pojęcia jak bycie kimś takim jak ja utrudnia życie.
- Tobie czy innym? - zainteresowała się wiedźma
- Innym niewątpliwie bardziej - przyznała bogini. - Ale mówimy o mnie.
- Fakt - zgodziła się Iskierka. - No i co z tobą?
- Odstraszam ludzi - wyznała Czajka.
Jeśli oczekiwała jakiejkolwiek reakcji, to zawiodła się. Skłonienie Iskierki do przejęcia się czymś, co nie dotyczyło Amadeusza mogło być zaliczane do jednej z bezsensownych pokut, wyznaczanych grzesznikom przez bogów obdarzonych zbyt wielką wyobraźnią i zbyt małymi możliwościami eksperymentowania z gatunkiem śmiertelnych.
- Aha - stwierdziła Iskierka.
- To pewnie przez to roztargnienie - ciągnęła Czajka. - Nie żebym się nimi zupełnie nie przejmowała, tylko czasami kompletnie zapominam o tym, co ja potrafię. Wiesz, życie z taką mocą to ogromna odpowiedzialność, a ja jestem nieodpowiednią osobą do bycia odpowiedzialną. Nie żebym była nieodpowiedzialna. Po prostu tak jakoś nie pasuję do tej roli.
Iskierka zastanowiła się przez chwilę, sięgając myślą do własnych doświadczeń.
- Spróbuj zepchnąć na kogoś odpowiedzialność.
- Mam antytalent do udawania bezradnego kurczątka.
- To nie jest niezbędna umiejętność.
- Można jeszcze wyłożyć karty na stół. Próbowałam.
- I co? - zainteresowała się przelotnie Iskierka.
- Czterdziestu trzech uciekło w ciągu dwudziestu czterech godzin, trzynastu zemdlało, jeden chciał zostać męczennikiem i wiedział we mnie swoją szansę, a dwóch zapytało czy małżeństwo ze mną gwarantuje władzę, jak nie nad światem, to przynajmniej nad jego kawałkiem.
- To rzeczywiście zniechęca - przyznała wiedźma. - A próbowałaś zwalić odpowiedzialność na rodzinę?
- Moją rodzinę? Przecież ich widziałaś.
- Mnie się jakoś udaje.
- Bo mój brat za tobą szaleje i będzie naprawiał każdy idiotyzm. Chyba wiesz, że uczuć rodzinnych o podobnej temperaturze nikt u nas nie przejawia.
- Wręcz przeciwnie. Wszyscy czujecie do siebie gorącą niechęć...
- Nie za mała taka jaskinia na smoczą rodzinę? - zatroskał się Musiałek oglądając wejście do groty Tygrysa.
- Jest o wiele większa, niż się wydaje - poinformował Stokrotka przywiązując konie.
- A, kamuflaż - pokiwał głową Musiałek. - Sprytne smoki.
- Jesteście pewni, że możemy tam wejść bez szwanku dla zdrowia? - dopytywała się podejrzliwie papuga. - Ten Syk...
- Jaki syk? - Skarpeta nadstawił uszu. - Nic nie słyszę.
- To jeszcze nic nie znaczy - powiedziała grobowo papuga. - On może się czaić w ciemnościach, a kiedy już będziemy pewni, że nic nam nie zagraża, usłyszymy jego śmiech!
Stokrotka i Lanfred wzdrygnęli się nerwowo. Skarpeta nie zareagował, bo nie miał pojęcia o czym ona mówi. Musiałek pokiwał głową.
- Jeszcze jeden smok, co?
- Nooo, niezupełnie - powiedział Stokrotka.
- Jak to "niezupełnie"? - zdenerwował się rycerz. - Jest tym smokiem, czy nie?
- Noo..
Z jaskini rozległ się potężny ryk. Ziemia zatrzęsła się, kilka kamyczków spadło ze skały. Z wejścia do pieczary wyfrunęła chmura pyłu wynosząc ze sobą niewysokiego, poszarpanego stracha, z twarzy przypominającego jaszczurkę.
Upiór podniósł się, odkaszlnął parę razy i otrzepał poszarpany kubrak. Spojrzał na oniemiałych podróżnych, którzy aż tak bardzo oniemiali nie byli. Musiałek w braku miecza sięgnął po drąg, a Skarpeta odmawiał formuły ochronne.
- Gdzie ta wiedźma? - zapytał strach, spoglądając z niechęcią na jaskinię.
- Nie wiemy - odparł zgodnie z prawdą wilkołak.
- Niech to piekielne wymiary... - upiór uchylił się przed wylatującym z jaskini kawałkiem kolumny, za którym podążała seria przekleństw w paru żywych i jednym martwym języku.
Stokrotka zerknął w głąb.
- Jest zły?
Strach uśmiechnął się złośliwie.
- Spytaj go - poradził, chichocząc.
- Nie ma głupich - warknął Stokrotka.
- Twoja strata - upiór poderwał się do lotu. - Jak spotkacie wiedźmę, to jej powiedzcie - kiwnął głową w stronę groty. - Miłej zabawy - dodał jeszcze złośliwie i odleciał.
- Co to było? - zapytał rycerz.
- To był Syk - poinformował Lanfred.
- Do środka lepiej nie wchodzić - Stokrotka zaczął odwiązywać konie. - Jak on jest zły, to lepiej stąd znikać.
- O tak - poparła go Lucilla. - Nie chcę znowu spotykać się z tym gburem! Nie chciał mnie odczarować i jeszcze zranił moje uczucia! Ach, jakże głęboko mnie zranił.
- Nikt nie będzie w mojej obecności ranił ko.. nikogo! - oświadczył Musiałek, złapał drąg i wbiegł do groty.
- Stój!!! - wrzasnął za nim wilkołak.
- Przepadł - oznajmiła Lucilla.
- Jak to przepadł? - zirytował się Skarpeta. - To jest mój przyjaciel, nie pozwolę żadnym smokom go pożreć - ruszył do groty.
Stokrotka i Lanfred wymienili spojrzenia.
- Honor rycerza nakazuje.. - mruknął książę.
- Nakazuje elementarna przyzwoitość i humanitaryzm - przerwał mu wilkołak. - Hej, ty, Skarpeta, czekaj, idziemy z tobą!
- Wy nie mówicie poważnie? - papuga wpadła w histerię. - Nie możecie tam wejść!! Tam jest ten potwór!
- Możesz zaczekać - zaproponował Lanfred.
- Ale tu może wrócić ten drugi potwór!!!!
- To siedź cicho, bo go rozwścieczysz jeszcze bardziej...
Od kilku godzin Tygrys tkwił w sali tronowej wpatrując się w swój kryształ. W czasie tych kilku godzin jego nastrój przechodził stopniowo przez stadia niedowierzania, rozbawienia, szoku i straszliwej wściekłości. Każde z tych stadiów wywarło jakiś wpływ na wygląd komnaty, która w chwili obecnej stanowiła profesjonalnie urządzone pobojowisko. Cały pozostał tylko kryształ, w który starożytny bóg wojny patrzył z wyrazem obrzydzenia na twarzy.
Mniej więcej w tym momencie przez rozwalone drzwi wpadł Musiałek z kijem w ręku. Rozejrzał się po komnacie i zadał inteligentne pytanie:
- Gdzie smok?
- Nie ma - odpowiedział zajęty swoimi sprawami Tygrys. Po chwili coś do niego dotarło, podniósł głowę i spojrzał na rycerza. - A po co ci?
- Będę z nim walczył w obronie niewinnych istot!
- Aha - Tygrys pstryknął palcami i Musiałek znikł.
Skarpeta stanął w drzwiach akurat w momencie, gdy jego przyjaciel rozpływał się w obłoczku kurzu.
- Jak śmiesz! - zaczął wypowiadać zaklęcie, ale nie skończył, bo Tygrys znowu pstryknął palcami.
- A ona twierdzi, że nie troszczę się o własne dziecko - mruknął.
Lanfred, Stokrotka i papuga, którzy właśnie stanęli w drzwiach podjęli próbę dyskretnego wycofania się. Tygrys odwrócił się i spojrzał wprost na nich.
- A, to wy - stwierdził obojętnie. - Miło was widzieć.
Dwie pary oczu spoglądały na niego ze zdumieniem. Trzecia, należąca do papugi, pozostawała szczelnie zamknięta.
- Napijecie się czegoś? - zaproponował wojownik.
- Nie-e je-esteś-ś zły? - zapytał ostrożnie wilkołak.
- Na was? - Tygrys opróżnił puchar wina. - Niby dlaczego?
- Noo wiesz, przypadki beznadziejne i takie tam.
- I to ma być powód? - skrzywił się Tygrys. - Jesteście beznadziejni, to fakt, ale nie kryjecie się z tym i postępujecie w miarę akceptowalnie. Nie to co inni - zerknął z obrzydzeniem w kryształ. - Może jesteście w stanie mi wyjaśnić, co robi pacyfista w armii?!?
- Męczy się - strzelił Stokrotka.
- Z własnej woli! - warknął Tygrys.
- Masochista?
- I to na stanowisku generała!! Krwawa bitwa w perspektywie, a ten idiota do czwartej potęgi negocjuje pokój!! Nie jakiś koszmarny rozejm, zawieszenie broni, żeby przegrupować siły, ale zwyczajny, obrzydliwy pokój!!!
- Sam jeden się stara i doprowadzi do zawarcia pokoju? - zdziwił się Stokrotka.
- Sam jeden - powtórzył Tygrys. - Tylko on - w jego oczach pojawił się złowrogi błysk. Wojownik znikł.
- Mam wrażenie, że pokoju nie będzie - mruknął Lanfred.
- Mam nadzieję, że nie przeze mnie - powiedział Stokrotka. - Trzeba tu posprzątać. Masz pojęcie, co zrobi Iskierka, jak wróci i zobaczy taką ruinę?
Iskierka zasadniczo nie lubiła bałaganu, chyba że zrobiła go sama. Zasadniczo też nie lubiła, jak ktoś jej stawał na drodze. Podobną awersję żywiła do sytuacji, kiedy ktoś jej na drogę spadał. W danej chwili przejście blokował rycerz w pełnej zbroi i leżący obok otumaniony mag.
- To niegrzecznie blokować przejście - powiedziała uprzejmie Iskierka.
Rycerz i mag podnieśli głowy. Dwie piękne kobiety raczej nie przedstawiały sobą zagrożenia, nawet jeśli były niezadowolone. Skarpeta i Musiałek podnieśli się powoli.
- Byliśmy w komnacie - powiedział Musiałek, rozglądając się po lesie. - To te smoki! To wszystko sprawka tych smoków!! Pokonam je wszystkie! Zobaczą z kim zadarły!
- Bojówkarz - stwierdziła zimno Iskierka. - Niestety, ciemnota jest powszechna - wyminęła Musiałka i podążyła dalej.
- A próbowałaś środków na szkodniki? - zainteresowała się Czajka, której umknął temat rozmowy. - Podobno dają rewelacyjne efekty.
Slalomem wyminęła rycerza i maga, a za nią, również slalomem poleciała balia z praniem, machając krzywymi skrzydełkami i przy okazji opryskując wszystko i wszystkich wodą..
Kilkanaście polan dalej Syk właśnie opowiadał swojej dziewczynie jak pyskaty krasnoludek wystrychnął którąś z boginek na dudka. Fiołka słuchała, wybuchając co chwila śmiechem. Ten śmiech zwabił na polanę maga i rycerza. Musiałek rozpoznał kreaturę spotkaną niedawno przed jaskinią.
- Napadać na niewinne sierotki zbierające kwiatki - sapnął rycerz. - Podły Pstryk! Już ja mu pokażę! - złapał jakiś kij.
- Nie wygląda na to, że... - zanim Skarpeta zdążył dokończyć, Musiałek już wybiegł na polanę, machając pałką.
Fiołka pisnęła, przerażona. Zaskoczony Syk odwrócił się, a Musiałek potknął się o jego nogi i runął w krzaki jeżyn. Bożek poderwał się.
- No wiecie!!! - wrzasnął. - Taki brak manier!!! - aż spęczniał z wściekłości.
- Ty potworze z najgłębszych czeluści!! - krzyknął Musiałek, wyplątując się z kolczastych pędów.
Skarpeta wyszedł na polanę, próbując załagodzić spór. Z drugiej strony na polanę wpadł Amadeusz. Co prawda Iskierka i Tygrys wielokrotnie powtarzali, że bożków się nie aportuje, ale ludzie sami zaczęli zabawę. W tej sytuacji smok czuł się w pełni uprawniony do przyłączenia się. Syk zauważył go, ale nie zdążył nawet jęknąć, bo natychmiast został zaaportowany.
- Potwory same rozstrzygną swoje waśnie - skomentował rycerz. - Nie musisz się już lękać, panienko.
Fiołka spojrzała na niego, chwyciła drąg i z całej siły rąbnęła rycerza w głowę. A potem siadła na pniu i wybuchła płaczem. Musiałek osunął się na murawę, patrząc na nią zamglonym wzrokiem.
- Dziękować też nie mu....
|
|