 | Ilustracja: Robert 'Blutengel' Łada | LeRue kiwał głową przy każdym wymienionym elemencie budowy Hueya, lecz przy zbiorniku podniósł dłoń do góry. - Jasne, że tak. Ale olej... - Wepchnęli nam wodę zamiast oleju? - nie uwierzyłem. - Olej wlewam sam, nie ma szans na żaden przekręt. - No to co... - Jest tylko jedna rzecz, której nigdy się nie sprawdza, bo nie my ją dostarczamy. Spojrzeliśmy po sobie. Cholera jasna, jakie to oczywiste. Pompują nam jakieś śmieci zamiast paliwa lotniczego! To się trzymało kupy. Przy tankowaniu wąż jest hermetycznie podłączony do zbiornika, nie czuć zapachu, nie można skontrolować jego gęstości ani wyglądu. Każdy helikopter Korpusu przylatywał do Priopriano z Marsylii, gdzie tankował w naszej bazie równe tysiąc litrów. W Priopriano zostawało mu może trzysta litrów. Do tej trzysetki wlewano nam jakąś lekką ciecz, utrzymującą się w baku na powierzchni, nad prawdziwym paliwem. Helikopter startował i leciał na tych trzystu litrach nad Morze Śródziemne, bo paliwo zasysa się ze spodu baku, ale wtedy, gdy się kończyło i silnik zassał wlaną później ciecz, natychmiast gasł. Wiszący nad wodą, maksymalnie obciążony desantem Huey leciał w morze, jak kamień i to mimo autorotacji. Jeśli piloci mieli jeszcze tyle czasu, by odpiąć pasy, to znaczy, że mieli niesamowity refleks. - Gdzie ten facet, który nas tu wtedy przyprowadził? - spytałem Florentino. Ten wzruszył ramionami. - Nie widziałem go do tamtej pory, ale sądząc po hałasie przy drzwiach, gdzieś tam się kręci. Rzeczywiście, Leese stawiała czoło coraz bardziej rozwścieczonej grupie cywilnych mechaników. Podszedłem w jej kierunku. Dopiero z bliska zauważyłem, że dyskretnie trzyma w lewej ręce, ukrytej za drzwiami, Berettę 9 mm. Mruknąłem z uznaniem. Była to wersja CXF, z magazynkiem przerobionym na podwojenie oryginalnej pojemności. Teraz mieścił czternaście naboi. Nie zauważyłem, by Leese była leworęczna. Jeśli mimo to potrafi strzelać także z lewej ręki, to moje wyrazy uznania dla Marynarki. Nas w Korpusie tego nie uczyli. Z drugiej jednak strony, od czasów wojny, Korpus nie był już od strzelania. Zajrzałem ponad jej głową. Kierownik zmiany, cały czerwony na twarzy, wściekał się w pierwszym szeregu. Wskazałem go głową Florentino. Ten odsunął Leese, jedną ręką chwycił kierownika za kurtkę i wciągnął go do środka, a drugą odepchnął tłum na dobre półtora metra. Florentino nie robił u nas za maskotkę. - Czemu po prostu nie zamkniesz tych drzwi? - spytałem Leese. - Lepiej, żeby tu ze mną gadali, niż włazili przez okna i dach. Tak mają przynajmniej jakieś zajęcie - wyjaśniła rzeczowo. - A jak ktoś się wepchnie? - Przy okazji straci nogę... - mruknęła. Kierownik zmiany, otrzepując kurtkę, nie czekał długo z wyrażeniem swych uczuć. - Panowie, kurwa, to już przesada. Wasi zwierzchnicy wywalą was z waszych szmatławych formacji, nim zdążycie wypić poranna kawę. - Nie piję rano kawy - przerwałem mu - Na marginesie, dzwonił pan już w tej sprawie do kogoś? - Oczywiście. Dowództwo bazy wie już od samego początku o waszych ekscesach. No to wiem przynajmniej, kto puścił farbę o naszej obecności, pomyślałem. - Dzwonił pan do...? - Komandor porucznik Christie obiecał mi natychmiastową interwencję. Walter Christie był zastępcą dowódcy bazy od spraw operacyjnych. Drugą osobą w bazie. Na szczęście Herzog był pełnym pułkownikiem, mógł więc nas jeszcze przez jakiś czas kryć. Dopóki Christie nie znajdzie jakiegoś admirała, który podpisze za niego odpowiednie papiery. - Gdzie jest paliwo z tego helikoptera? Zmiana tematu była tak nagła, że kierownik w pierwszej chwili nie zrozumiał, o co pytam. - Nie będę z panami rozmawiał. Proszę o natychmiastowe opuszczenie... - Marynarka i Korpus reperują u pana sporo sprzętu. - wszedłem mu w zdanie. - A jeśli znajdą sobie jakąś inną firmę? Zysków z zamówień cywilnych nie starcza wam pewnie nawet na spinacze. Po chwili jego zagniewane oczy pokryły się mgiełką głębszej refleksji. Ostatecznie pomyślał sobie pewnie, że kilka słów informacji nic nie kosztuje. - Przed naprawą zawsze spuszcza się paliwo, by zminimalizować niebezpieczeństwo wypadku. - Mówił pan, że te helikopter miał być naprawiany dopiero jutro. Dlaczego paliwo spuszczono już dziś? - Poinformowano nas, że paliwo jest skażone substancją toksyczną, niebezpieczną dla ludzi. Zgodnie z procedurą, opróżniliśmy wiec bak zaraz po dostarczeniu helikoptera do hangaru. - Gdzie jest teraz to paliwo? - W podziemnym zbiorniku neutralizującym. - Jest szansa odzyskania jakichkolwiek próbek? - Żartuje pan? - roześmiał się - Wie pan, co to jest zbiornik neutralizujący? My spełniamy wszelkie normy ochrony środowiska. Zbiornik jest szczelnie zabezpieczony wieloma warstwami betonu. To po pierwsze. Po drugie - wyliczał na palcach - w zbiorniku znajdują się specjalne szczepy bakterii, neutralizujące ropę i pochodne. W tej chwili nie jest to może jeszcze woda źródlana, ale na pewno nie jest też paliwo. Niech pan wpadnie w piątek, napije się pan herbaty z tego, co kiedyś było pana paliwem. Różnicy z wodą z kranu ani w smaku, ani w czystości nie będzie. Wiedzieliśmy teraz, że chodzi o paliwo. Następne loty były już bezpieczne. Jednak my chcieliśmy mieć dowody, by posłać winnych za kraty, te były jednak teraz przerabiane przez jakieś bakterie na H2O. XXIV. Ajaccio, parking przed Zakładami Konserwacji Lotniczej "Sauvage" Korsyka, Francja, Środa, 19.15 Szczelnie owinęliśmy naszego Hueya brezentem i linami, surowo przykazując załodze hangaru, by niczego przy nim nie ruszała. Kierownik był tak szczęśliwy, że w końcu opuszczamy jego warsztat, że obiecałby mi własną żonę, gdybym go o to poprosił. Byłby mniej szczęśliwy, gdyby wiedział, że już pięć minut potem LeRue uruchomił dla mnie jego prywatny samochód, Peugota 106. Silnik, pobudzony impulsem z rozkręconego rozrusznika, zaskoczył mimo braku kluczyków. - Masz, działa. Pilnuj tylko, by ci nie zgasł, bo go tak łatwo nie uruchomisz - powiedział. Florentino przyglądał się wszystkiemu z zainteresowaniem. - Za ciasno ci w naszym wozie? - spytał wesoło. Wiedział, że mimo wszystko coś się jeszcze kręci. - Naszą jedyną szansą, cieniem szansy, jest ten terenowy wóz, który mnie śledził do bazy i z powrotem - wyjaśniłem. - Wiedzą tylko o jednym naszym wozie, a teraz mamy dwa. Wy pojedziecie przodem, on za wami, ja za nim. Weźmiemy go w kleszcze, unieruchomimy i coś może z nich wyciągniemy. - Weź ze sobą Kaisera. - poradził LeRue. - Nieobecności jednej osoby może nie zauważą, ale dwóch już pewnie tak. Muszę jechać sam - odparłem. Wsiadłem do wozu i cicho zatrzasnąłem drzwi. Na siedzenie obok rzuciłem swój automat i trzy zapasowe magazynki. W mdłym świetle reflektorów Peugota widziałem, jak pozostali sprawdzają swoją broń. Leese wprowadziła nabój do komory swej Beretty, wyciągnęła magazynek, wsunęła pocisk w wolne miejsce, po czym znów wepchnęła go w rękojeść. Czternastostrzałowy pistolet mógł teraz wystrzelić piętnaście razy. XXV. Autostrada Ajaccio-Priopriano, Korsyka, Francja, Środa, 19.27 Ruszyłem pięć minut po tym, jak Humvee zniknął mi z oczu. Wysoko zawieszone, tylnie lampy Jeepa dojrzałem po kolejnych siedmiu. W myślach przejrzałem jeszcze raz całą trasę z Ajaccio do Priopriano. Z ciężkim westchnieniem sięgnąłem po telefon satelitarny. - Tu Moriarty. Widzę go. Jest dwa samochody za wami. Ja jestem jeden za nim. - Dwa za nami, mówisz? Widzę go. Ma błękitne reflektory - odpowiedział Florentino, prowadzący teraz Humvee. - To ten. Słuchaj, w połowie drogi do Priopriano jest jakaś rzeka. Most ma bardzo niską balustradę. Zatrzymaj się w poprzek drogi, tuż za mostem. Ja wjadę im w tył, wepchniemy ich do rzeki. - Nie pozabijają się? - zmartwił się Włoch. Oczywiście chodziło mu o informacje, a nie o zdrowie naszych "ogonów". - Nie sądzę. To tylko kilka metrów, chociaż jeden musi przeżyć. - Jeden wystarczy - powiedział Florentino i się rozłączył. Do rzeki było jakieś dziesięć kilometrów. Dwie, trzy minuty szybkiej jazdy. Właśnie po dwóch sobie przypomniałem. Błyskawicznie wystukałem numer. - Jedź dalej, Florentino! - krzyknąłem, ledwo Włoch odebrał. - Nie zatrzymuj się! - Już widzę most. Jesteś pewien? - Humvee skręcał. Florentino właśnie zaczął ustawiać go w poprzek drogi. - Jedź dalej, cholera! Humvee wrócił do jazdy wprost. - Mam nadzieję, że masz na to jakieś cholernie dobre wyjaśnienie - mruknęła do mnie słuchawka głosem Florentino. - W bazie jest jeszcze to paliwo, na którym dziś wszyscy lecieliśmy. - Jesteś pewien? - słuchawka się ożywiła. - Jasne. Gdy gadałem z obsługą radia, jeden z operatorów wspomniał, że w cysternie zostało nasze paliwo. To dlatego Chinook nie chciał tankować. Nikt chyba już po nas nie startował. W cysternie musi więc dalej być to, co nam od trzech dni pompują. - Byłoby super. Ale czy... Za szybą jadącego przede mną Jeepa dojrzałem jakieś ruchy. - Florentino, włącz przeciwmgielne. - poleciłem. - ...będą do teraz... Co? - Włoch nie zrozumiał. - Wiedzą chyba, że mamy dwa wozy. Musieli zobaczyć twój manewr na moście i moje ustawienie. Włącz światła przeciwmgielne. - Moriarty, ty w ogóle wiesz, co robisz? - Po prostu je włącz. Humvee ma światła przeciwmgielne ustawione bardzo wysoko, tak, by były lepiej widoczne i by się nie stłukły w czasie jazdy w trudnym terenie. Były mniej więcej na wysokości przedniej szyby jeepa. Teraz zadziałały jak szperacze, prześwietlając wnętrze jadącego między nami jeepa. - Dobra, zgaś je. - Widziałeś coś? - Mam złe wiadomości. - Już sikam ze strachu. No? - Mają granatnik. Właśnie go ładują. - Humvee wytrzyma uderzenie - powiedział niespokojnie Florentino. - Ale ja nie jadę Humvee, cholerny egoisto, tylko Peugotem - przypomniałem. - A jeśli czujesz się zbyt bezpiecznie, to ci powiem, że jeśli strzelą w szybę akurat mojego Humvee, to granat ją przebije. - Masz w oknach zwykłe szkło?! - nie mógł uwierzyć Florentino. - Wiesz, ile waży pancerna szyba? Mieliśmy za wysokie rachunki za benzynę i Anne-Claire nalegała. - No to, kurwa, niedobrze - Florentino wreszcie się przejął. - Jaki masz plan? - Gdy nie wiadomo, jak się zachować, użyj siły, nie? Podjedź ostro do przodu. Gdy nie będą cię widzieli, wysadź Kaisera i pędź do bazy. Znajdź tę cholerną cysternę i nie spuszczaj z niej oka. A przedtem przyślij tu tyle ludzi, ile zdołasz. - Po co ci Kaiser? - zdziwił się Florentino. - Staranuję ich wóz. - Tym śmiesznym Peugotem chcesz taranować Jeepa?! Opamiętaj się! - Inaczej poślą nas tym granatnikiem na Księżyc. - Zgubimy ich na bocznych drogach. Humvee ma przewagę prędkości. - Musimy być w bazie szybciej od nich. Wjadę im pod tylnie koła. Będą musieli się zatrzymać. Kaiser odciągnie ogniem ich uwagę, a ja ucieknę. Mamy po obu stronach drogi lasy. - W życiu ich nie zatrzymasz! Peugot ma za niskie zawie... - Rób co mówię, i nie gadaj - rozłączyłem się i spojrzałem szybko na wyświetlacz. - Cholera! - zakląłem. Byłem już w sumie dwie stówy do tyłu. |
|