nr 01 (XXIII)
styczeń-luty 2003




powrót do indeksunastępna strona

Krzysztof Bartnicki
  Morbus Sacer

        część piąta powieści
ciąg dalszy z poprzedniej strony

     (Drobny atak padaczkowy podczas snu, aura miesza się z majakiem, majak miesza się ze wspomnieniami, wspomnienia z wizją, wizja z martini, łyk, widzę co powie Jasnorzewicz, budzę się, co pomyśli wiem, piana wustach, wewłosach i kasza, manna sperma martwa, martwa natura, kawior w ściętej hamtchawicy szampan tłoczony podoczy, zezłotym światłowodem pociągniętym przez czaszkę, od małżowiny do małżowiny, mózgajka, ham, resztki sprzedajnej ludzkiej skorupy, brunatny spazm w nos, snif, patrzę na ścierwo kobiety, ścierwo własnej aury, ulatujący memuar nenufar upadłego hamnioła, patrzę napas startowy ham znaczony lampionami we krwi, mlekiem w hamharatanych piersiach, kwas hammlekowy, kwas solny, wodę królewską, wódkę, i więcej nic, ham. Widzę trzeciego anioła, którego utrące hamza jakiś czas do pie ro.
     - No cóż - mówi Jasnorzewicz ham, rzecz rozgrywa się wcześniej, jeszcze żyje. - Siostra nie chce pana widzieć.
     - Ham siostra nie mże niechcieć czy chcieć, nie hamzabiłem swjej matki, nie wziłem pniędzy diabła. Mja siostra czeka.
     - Nie, to pan czeka - śmiejeśę Jasnorzewicz. - I doczeka się. Jej nienawiści. Taak, Somma znienawidzi.
     - Sądzi pan - słyszę jego ostatnią myśl, ham, ubitą kapitalikami z wężowych splotów Uriela, ham, - że będzie wdzięczna za uzdrowienie? Za sprowadzenie ze świata ciszy w hałas? Za wzgardzenie jej wyborem? Ile liczy się jej ofiara skoro chce pan wymazać ją z przeszłości? Chacha!
     - Nie śmj nie śmj n śm si zabij ci ham. Rozwlę c łeb, ni śnmjsiehm, skrwsn!
     (Rekord Pacjenta:...zaatakował doktora Jasnorzewicza. Memo...)
     ("Nie wiem o czym on mówi. Mam kolekcję ozdobnych kwiatów, nie głów. To jakieś bzdury, na które nie mam czasu.")
     Dalej, przypatruj imsię, myślę, doktorze, przypatruj. Że aż wybieram mu flaki na wierzch. A coś krzyknął, ham. I zamilkł. Przypatruję czerwonej światełku pulsującemu przy schodach. Przypatruję czerwonemu światełku pulsującemu wśrodku ja mojego. Schody prowadzą do domeny, w której urzęduje Prezes ham. Mojeja nie prowadzi chyba do nikąd. Najpierw tam.
     - Najpierw tam gdzie upadła jego głowa trzeba wbić szpilę - mówi Orfeusz. - Miedzianą, bo choroba z cuprum wylega.
     - Gwóźdź musi być żelazny - spiera się mag Persów, Osthanes ham. - Żelazo potężniejsze niźli miedź.
     - Miedź jest dla Wenery, żelazo wedle Marsa. Który bóg pogan układa demony? - pyta ham ojciec. - Śmiertelnik pewnie zgrzeszył przeciwko jasnej Selene, przeciw blaskowi krzywdził, a wszakże księżyc podlega srebrem.
     - Który demon będzie wstrzymany? - hamzastanawia Archelausz się. - Krew tamtemu pić trzeba.
     - Powiedziano, iż miewa aury wszeróżne, iż promieniowanie w ekstazie z niego wychodzi. Postem to wytłumi, nie krwią. Niechaj nie wieczerzy dziś i przez dni sześć, każdy przemodląc innemu z chaosów.
     - Iżeś zasięrzutny, Orfeuszu! Przecz nam tłumić, kiedy zumysł w napływie nerwowego spazmu wyplata różne obrazy, a te mogą być prorocze. Czyżbyś nie chciał i ty, Archelauszu, uznać przez oczy śmiertelne, co kryje astral w księstwie materii?
     - Nie może dźwigać snów proroczych, bo jego umysł nie jest oczyszczony. - A ojciec jest w szatacham wtórej Thelemy. - Ma w sobie toksyny i wyziewy wiary. Jeśli nawet co widzi, to fałszerstwo.
     - Krew mu pić trzeba - upiera ghammsię Archelausz. - Kędy krew kipi w naczyniu czaszkowia, krwią się koi rozpętanie.
     - Zróbmy to, mężowie - skrzeczy Osthanes. - Gwóźdź będzie jedną drogą a krew drugą. Z różnych dróg jeden wędrowiec do celu dotrze na pewno. Hamiel, hamiel, hel, mel, ciel.
     Ojciec przebieraham wielodziesięcioma palcami ham pod nakryciem cielesności. Wydobywa dłonie z ukrycia szat iwznosi jejakby bezgwiaździstość naswego świadka dopożądał, apotem opary am z nad hammagicznego kotła odpędza, i magowie potulnie rozprasza jąsie w ciemno. Hamagła świetlistość strzela mipodp owiekamiiii, haaam. Ale skąd wziąć krew, myśli Ojciec, ale skąd wziąć szpilę? Ham, wzrok jegopada na zakamarek mójduszy hhaam z którego odszedł kiedyś Ben Abba i widzitam sposoby jego umęczania i pytająco namń opogląda haam. Zabrać tamtem u gwoździe nabić wemeń ham i zabrać tamtemu krew i wpić kmeni? Zstaw g w spkju, mójszept. Dlaczego tego żałujesz, pta Jciec, kiedy całe piwnice, te rozległe podziemia pełne podludzi, wykręceń życia i godności to twe ofiary? Czy jeszcze poczuwasz się do słabości drgnień myśli? To hamnie moż być Prwda, hahharczę, al gwździe w sen, krw przełkam winną ham. Alecz mi szybka Aura potwierda ham że jeg przklęt słowa okażą si włściwe dobrne. Pu-łapkaaa! Chcłbm stć si myszom ham stję si myu i wnetjstm mom.)
     (Rekord Pacjenta:...epileptyczne jeszcze częstsze. Rodzice pacjenta powiadomieni o raptownym załamaniu stanu zdrowia syna. Memo: uzyskać zgodę na jednoznaczne próby ujednolicenia jaźni...)
     Blada z bólu (i) przerażenia mysz drżawka cofa się a jej dawny towarzysz udaje się na wezwanie czerwonego światełka.
     - Björn - śmiecha się leniwie najważniejszy w gronie wiceprezes NCM, Eupathor Sulla. - Czekaliśmy na ciebie.
     Są też Vlad, personalny, Krzywonos od inwestycji giełdowych, Zarębiński od logistyki, panna Ordok, ściągnięta z Węgier (podobno najpierw ściągali jej majtki) i są ci wszyscy gogusie marketingu franszyzyngu kontrolingu faktoringu forfeitingu leasingu konsultingu kopakingu skriningu outsourcingu monitoringu kliringu kiplingu. Są inni co z tego. Że są. Ja jestem. Głowa, boli, też jest. Dwadzieścia osiem osób, dwadzieścia osiem wykresów na panelu, komplet miesiączkowy. Będzie to na pewno bardzo ważna rozmowa.
     - Powiedz, Björn, od jak dawna się znamy? - pyta Vlad, pluje sobie na kaftan a bardzo stary jest, podobno trzymają go na suspendorytach, ale i tak muszą co miesiąc przetaczać krew. Nie odpowiadam mu. Ciągnie dalej, plując: - Od razu się na tobie poznałem, Björn, poznałem się, he, wtedy kiedy zaczynałeś. Pamiętasz, hę? Dobrze się znamy, hę, co?
     Teraz nie boli mnie pamięć, bolą głowy, ile właściwie jest tych głów? Dwadzieścia osiem, nie moich: bolą. Bolą! Jeśli ból ostrzega organizm przed niebezpieczeństwem, jakież musi być owo niebezpieczeństwo, skoro ból nie kończy się nigdy? A skoro śmierć wybawia od bólu, to czy nie staje się przez to jeszcze większym niebezpieczeństwem, bo pozwala sądzić, że istnieje bezpieczny brzeg, a nie wiadomo co na tym brzegu? Hm, za dużo kontempluję, powinienem zostać trapistą. O tak, zostać trapistą, poddać się pewnej operacji i do końca zachować ślub milczenia umysłu. Ale tymczasem jestem tutaj, żeby pomóc Biernatowi. Żeby pomóc sobie.
     - No, ale pamiętasz, że się na tobie poznałem? - Póki co, Vlad to obrzydliwie nieumierająca spluwaczka. Ból? Ból.
     - Chcemy usprawnić działania Firmy - mówi Eupathor Sulla. - Oczyścić się. Zewrzeć szeregi.
     Jak szybciej pozostać Bogiem? Nigdy nie wywietrzeje wam z tak zwanych mózgów. Na razie preludium osądu czarownic. Uważajcie, hi hi, bo zamienię was w stare żaby. Głos zabiera panna Ordok, minispódniczka, zero bielizny, więc widać, że wstawiła sztuczne krocze, robią już takie instrukty, hi-tech, zwielokrotnienie doznań, i zwykłe sikanie może przyprawić o ekstazę, panna Ordok jest młoda, głupia i może nie wie, że cała przyjemność rodzi się z mózgu, cha. Inni też przypatrują się układom scalonych końcówek nerwowych podwspawanym wzdłuż jej ud i myślą wiadomo o czym i wiadomo czym.
     - Doktorze Kilim, prosimy.
     A jest i profesorek, i jego tabelki pod nosem. Że niby coraz częstsze ataki padaczkowe wyżerają mi komórki mózgowe tak szybko, że niedługo moja władza sflaczeje jak organ starca. No tak, przeszczepy, ale drogie, drogie, i w rokującego można inwestować, ale, cóż, nigdy. Nie uwierzę. Nie mam częstych ataków. Są coraz rzadsze. A nieprawda, już ci umknęły spod kontroli, Björn, stul mordę, doktorku, ależ uwierz mi, Björn, mózgajki, doktorze, przecież one zregenerują mi mózg, tanie są jak barszcz. Nie Björn, musiałbyś pieprzyć je bez przerwy. To już status epilepticus, Björn, rób co chcesz, dżentelmeni o faktach nie dyskutują. Typowy SE, mówi się trudno a SE nie zawsze symbolizuje wiatr południowego wschodu, Björn.
     (Rekord Pacjenta:...czternastej dwanaście stwierdzono u pacjenta kliniczny status schisophrenicus, SS. Do czasu pełnego rozwinięcia jednostki pozostało około dwu godzin, po tym okresie jaźnie prawdopodobnie będą się uzewnętrzniać. Memo: zgoda rodziców została...)
     Została SS, butelka do wypicia. Nikomu niepotrzebne wersety z Chestertona chodzą po głowie, po co mi je Björn czytał, a dokuczliwe są jak mięsożerne wszy giganty, kąsają mnie hulaszczo.
     - Co takiego?! - wrzeszczę wrzaskiem udawanym.
     Status epilepticus. Zrozum toto, Björn. Dlatego jesteś taki dobry w Sieci, to dlatego nikt ci się nie przeciwstawi! Wczesne stadium, ale wnet będą spore ubytki, nie do odbudowania. Wy pluskwiejące jebantanki! Björn ty już tego nie kontrolujesz, jak poznasz czy to spotkanie to nie jest po prostu wielka aura? Udowodnię wam! I wrzask mój tak straszliwy, że wycofują się z witryn, padają w tyły. Zdążę dopaść do Ordok, rzucam ją na stół, spódnica podjeżdża jej pod gardło. Ikona szpikulca do lodu. Kod dostępu. Szpikulec spada błyskawicą, trafiam w oko i dalej, czaszka pęka otworem, a smaczna, Ordok ryczy jeszcze jakimś tam cudem żyje, szpikulec wychodzi drugą stroną czerepu, dobija ofiarę do blatu, wystawiam ikonę jęzora, plug in, zasysam mózgowie żywcem, wchodzę w nią, język, i tak dalej, i krzyczy krzyczy krzyczy, wpijam kord wysokiego napięcia w jej sztuczne krocze, smaży się, skwierczy, wygląda już jak rozszalała rzeźba Szapocznikowej, transmisja jest w toku, przekaz, ciało kawałkowane, kaleczone, miażdżone, zniekształcane, dokształcane, i jeszcze, i jeszcze i świeży mózg, rozwścieczony zombi, chłepczę, moje, moje, już tylko moje, najmojeńsze!
     - No jak? - Enwer Kilim bada ilość komórek mojej jaźni, sto dwadzieścia osiem miliardów, liczba spada, jeszcze miesiąc temu był miliard więcej, spada wyraźnie mimo szesnastu nastoletnich mózgajek gwałconych w tym okresie na śniadanie i na śmierć. Patrzę nieprzytomnie na padlinę węgierską. Zlizuję resztki upadłej anielicy. Smak słony. Słodki, białawy. Co?
     - Przepraszam, poniosło mnie - moje własne słowa huczą w hełmie, jakby nie moje. - Poniosło mnie.
     - Panna Ordok będzie nam jeszcze długo służyć. To był tylko kolejny atak. (Spala się kwestia Eupathora.) Dziękujemy za przedstawienie, Björn. Roboczo będziemy cię tak nazywać, choć to nie jest twoje prawdziwe imię. (Pochyla się ku mnie.) Masz aby prawdziwe imię? Tak czy nietak, udając nieudanego afilika, winieneś pamiętać o jego przyzwyczajeniach. Ham, ham, rozumiemy się?
     Szary z bólu (i) przerażenia Fraktal cofa się a jego dawna towarzyszka ucieka od wyzwania czerwonego światełka. Dzikie psy gończe rwą się na interfejsach. Ogniste ściany strzelają w górę, bomba poszła, hau-hau. Zaś zarzeką: Aura goni Aurę. (Szara Siostra ucieczkę ma utrudnioną zaawansowaną ciążą wielokrotnego pożytku. Nie zlęgnie się zniej Tygrys ni Bennu drugi. Obfity galaretą przyszłych bytów brzuch zwisa za plecami jaki potężny wór węgla, plącząc się między kolubrynami spuchniętych nogami płodową deformacją. Hau-hau. Nie damrady. Psy są coraz bliższe i coraz bliższe prawdy. Przeszłam przez strumień, strumień danych, nogi w kodach zastąpiłam i nie zmyliłam śladów, i nie zmyłam odoru. Więc dojdą mnie. Za gryzą. Nieucieknę. Uda się. Uda się mi, pocą. Nie uda. Nie Uda Się, o, onie tymrazem. Ciąży mi, ciąża. Nowe potwory nie zaludnią zziemi. Wypełnią się Złote Wrota, a ściana ognia, ściana płaczu, komet, wybacz, Björn. Hauh-hau. Niezdążę już. Zdążę, nie. Oto psy osaczyły mnie, otoczyła mnie sfora złoczyńcza, przebodli mi igłami zębów ręce i nogi moje. Mogę policzyć wszystkie kości moje...Oni przyglądają się, sycą mym krwawym widokiem. Sycą się ochłapem, spijają ze mnie. Rozkwitają przede mną paszczami. Les fleurs du grand mal. O nie, proszę. Nie. Nie, nie!)
     ("Owszem, syn przepoczwarza się, pani Samska. Kontrgenetyczne procesy depersonifikacji..."
     "Proszę nie aplikować tego całego przeuczonego slangu. Nie możecie nic poradzić? Medycyna jest bezsilna?"
     "Jedną z kreacji już schwytaliśmy, druga została namierzona. Trzeci morf ukrywa się najzacieklej ale..."
     "Macie jeszcze godzinę, czyż nie? To raczej diablo mało, doktorze...jak pana nazwisko?...doktorze Kilim?"
     "Sądzimy, że córka państwa mogłaby pomóc w schwytaniu zbiegów. Pacjent najczęściej powtarzał właśnie imię siostry, w chwilach morfo-odczytalności klinicznej, oczywiście..."
     "No tak, a zatem w rezultacie mamy pomóc sobie sami? I po to ściągaliście z delegacji mojego męża: żeby przekonać nas o swojej indolencji?"
     "Jaki jest najczarniejszy scenariusz, panie doktorze? Co najgorszego może spotkać mojego brata? I co mogę zrobić?")
     (Siostrzana z bólu (i) przerażenia Szara ginie kiedy dawny towarzysz jej ludzkości ucieka od wyzwania czerwonych kłów. Chcą mnie złapać, myślę, chwycić wszech genetycznych ślepców, dziedziców głuchoty, maniaków depresji, epileptyków i schizofreników, zapędzonych w skoczne, huntingtońskie pląsy, pijaków wyłapią, opitych winem, opitych krwią, i tamtych wrodzonych w rodzinę umysłowego niedorozwoju. Oni mają swoje prawa; oddają im, co cesarskie i publiczne. Dzierżą na trybunach swoje Kodeksy Czternastego Lipca, i LICZĄ, LICZĄ, ilu nas jeszcze zostało przy życiu, zaś każdy odjęty zajęty stygmatem choroby złości ich i nabrzmiewa, bo psuje wyobrażenia o lepszym losie świata, a wszak świat będzie taki, jaka będzie najszkaradniejsza jego rasa, niech więc raczej zliczają siebie, swoje dni a godziny, [amen].
     - Trzeba ci uchodzić, żydzie. - Chłop kiwa głową w stronę drogi pod las. - Nie chcemy kłopotów.

ciąg dalszy na następnej stronie

powrót do indeksunastępna strona

29
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.