Arlonniel Życie Zamknąć życie w kilku chwilach
Obraz ukryć w paru zdaniach
Na pamiątkę, ku pamięci
Gniewnych wspomnień, lotnych spotkań
- Pocałunek, śmiech, herbata
Ten wypadek, ten pierścionek
Pierwsze zdanie, pierwszy taniec
Uścisk, serca, ból, kochanie -
Tysiąc myśli do zebrania
Miliard osób, rzeczy, stanów
Aby spisać dla prawnuków
Drobnym maczkiem
Potem spalić
Vel Intro. znów zapadam się w siebie
przeciskam słowa przez sito
rzeczywistość odstawiam na bok
szare konsystencje charakteru
wypycham otworami w nosie
żyłami wypłukuję doświadczenie
echo twojego krzyku, o tak
prosisz bym cię wpuściła
ale pustkę zostawiam dla nas na starość
przeklinasz mnie
słowa opuszczają moje ciało
wycieram wnętrze suchą ścierką
bronię wstępu, ochraniając tajemnicę
bo dalej nie ma nic
stłumione świadectwo pogardy
"pieprzona egoistko" - mówisz i płaczesz
nie doceniasz mojej troski
dlatego nie zatrzymuję cię
Semideus Epitafium przyjaciel księżyca
spowiednik wiatru
miłośnik ciszy
władca siebie
bohater czynu
tchórz słowa
żyjący dniem wczorajszym
brat czarnego kota
stąpającego na trzech łapach
utonął
w burzy kosmyków ognia
okalających jej twarz
Piotr Rydzewski VIVA LA VINYL Tu i teraz
historia łączy się
z rzeczywistością
Czarne koło życia
kręci się
Słowa i gesty -
- muzyka duszy
Szumy - westchnienia
Zakręć
niech szumi
Zakręć
niech gra
Zakręć
niech płynie
obraz świata
Cyrylus zmęczenie rozłożyć na chwilę skrzydła łez
jak młody ptak
zachłysnąć się wolnością
wysmarkać w chusteczkę
upostaciowiony smutek
i jak przed chwilą żyć
w odchodach obowiązków
Gilbert Wieczór, kiedy wraca. Na śnieżnym futrze, dziewczyny która stoi przede
mną. Osiada kurz i swąd ulicy.
Twarze zmęczone, twarze wymalowane
strachem. Wciśnięte między kolumny ramion.
Od zimna twarze czerwone, złe
wyzwania czające się na tafli oczu.
Tak. Już mijam ,autobusowym pędem, zapalone
latarnie. Staję się zwierzęciem
nocnym. I nie pamiętam już,
choć ona jeszcze oddycha. jednocześnie tonąc gdzieś,
za neonem, bo myśli i nie potrafi się
odżywiać cudzym światłem. Światłem, które mrozi
krew w żyłach. I katedry już
śpią.
Cholera. W pożółkłych firankach nie znajduję
ognia. A więc, nie przypalam jej papierosa. (Wiem, że
palenie powoduje choroby serca. Ona za dużo pali.)
Tylko strzelam. Pierwszą serią
znajduję wrogów. W drugiej serii
dolatuję w któreś z cieplejszych
miejsc.
23XII2002r.
Viki Poszukiwanie szukałam ust
gdy je znalazłam
zabrakło w nich dla mnie
uśmiechu
szukałam wiatru
by otulił
swym oddechem moje włosy
gdy go znalazłam
mroźnym powiewem
splątał warkocze
szukałam ciebie
a gdy znalazłam
było już za późno
D3X+3R *** drugie odbicie mój ekshibicjonizm myśli
pamiętam dobrze pępek razem dochodziliśmy
do nonsensusu deziluzji
(kontra! - z głębi sali
słyszę)
patrzę na łzy z płaczem i bólem i z zimna
mówiłaś porażony subtelną symboliką
tak wiem prawda jest tylko
tak łakniemy po dwa dni z całości
- najważniejsze to zachować dystans
(a ja pamiętam jak w zeszłym
roku w parku ona siedziała on
nie i pamiętam trzymał szlauch i krzyczał)
mam rękę szeroko wyciągniętą niebo
gwiaździste dywersyjna
triada podpowiada zakończenie
(a później pamiętam ona trzęsła
się na pewno było jej zimno)
patrzę ciągle w oczy trwa perwersyjna
psychodrama
//24.12'o2
Gilbert ze świata do ciebie dla B.B. jest jakaś wątpliwość
ona zabrania zrywać miękkie
do wschodu kaca
siedzieć przy stole
ale już kolce wolno
przyjść i uczepić się do bólu
(biorę w usta - tak
nie prze się - łykam)
najlepiej nic
podaj herbatę do popicia i stań na wybrzeżu okna
na trzy zacznij odpowiadać
(liczę
że nie zapomnisz)
- Co widzisz?
chcę usłyszeć o dachach niebie pięknych kelnerkach
- Jest jakaś wątpliwość.
chcę usłyszeć o dymach kawiarence pięknych kelnerkach
- Ale są kolce.
chcę usłyszeć o koronach dziecku pięknych kelnerkach
- Wybijają ostatnie promienie.
chcę usłyszeć o chodnikach deszczu pięknych kelnerkach
- Już noc rozpalają.
chcę usłyszeć o pięknych kelnerkach smutnych kelnerkach
nie mam nawet nóg
jesteś
26XII2002r.
nonFelix wiatrołapując filary zboża
przechodzą smugami
nad koleinami losu
dalej motyl podpalony
w powszechnym zrywie
całuje wiatr na zielonym firmamencie
drewno porastające mech
mozaiki toporne w wyglądzie
teraz też sucho-wilgotne
drążone nie tylko wątpliwościami
szczek
potrzebny jak psu na budę
potworny rwetes
rozwodnionej bułki kaszy i miski z wodą
brak krat ale metal i tak uśmiecha się ironicznie
niski próg słoma
i spokój stonowanej izby
pełen palenisk i drewnianych łyżek
starość - skulona przy stole ze spłowiałą ceratą
czyta "Leviathana" Hoobesa
washi washi Nabrzeża Pod murem my
Oni bawili się
W światłach sal zamknięci
Zamieszkałam
W pocałunku komety
Wszystko mnie zabija
Na schodach mostu
Odnalazłam siebie
Odrzuciłam, czym nie jestem
Okręty bez sterników
Wiozą panny nobliwe
A każda u boku ma paladyna
Czas powrotu
Zamknięty w pięknych oczach
Przemoczone ubranie
Co jej pokażesz
Korozja, utopia
Kamień nie miękkich ust
Pod murem podzamcza
Zimą otuleni
Zaczynamy rozumieć
Maciuś Haiku mały wróbelku
jak mi jurto zaśpiewasz
z wyrwanym gardłem