nr 02 (XXIV)
marzec 2003




powrót do indeksunastępna strona

Autor Eryk Remiezowicz
  Mój wielki polski ubaw

        "Moje wielkie greckie wesele"

Zawartość ekstraktu: 90%
'Moje wielkie greckie wesele'
'Moje wielkie greckie wesele'
Fotoula Portakalos nigdy nie potrafiła w pełni docenić daru losu, który pozwolił jej urodzić się Greczynką, a nie członkinią innego, barbarzyńskiego narodu, który w dawnych czasach, gdy Grecy dawali światu filozofię i demokrację, otrząsał drzewa z bananów, względnie chędożył tury w Białowieży. Niespecjalnie zachwycała się swoim jasno określonym losem, który sprowadzać się miał do trzech zadań - ślubu z Grekiem, urodzenia gromadki Greków i wykarmienia całej tej czeredy. Nasza bohaterka zawsze czuła się swoją innością skrępowana, a uczucia tego bynajmniej nie hamowały gesty jej ojca, który uwziął się udowodnić całemu światu wyższość swojej nacji. Świat zareagował tłumioną drwiną, której ofiarą stała się biedna Toula (takim skrótem zwą ją bliscy).

Lata mijały, Toula nadal nie spełniała swojego powołania, ku wielkiemu rozczarowaniu żądnego wnuków tatusia. Nasza bohaterka z wolna szykowała się do losu starej panny, coraz mniej przejmowała się swoim wyglądem i otoczeniem, ale na szczęście pojawił się bodziec, który wyrwał ją z odrętwienia. Ów tajemniczy czynnik na imię miał Ian, ale nie bódł, jedynie uśmiechał się uroczo. Wystarczyło. Toula zdecydowała się wyjść światu naprzeciw. Wybrała ścieżkę trudną i bolesną, bo wzięło ją na pójście do szkoły, ale podziałało. Kontakty z ludźmi, z otoczeniem szerszym niż kontuar greckiej knajpy ojca, z kobietami, które zajmują się nie tylko żonowaniem i matkowaniem, wyszedł młodej Greczynce na dobre. Mogła rozwinąć swój sympatyczny, ciepły charakter i pokazać, że ma poczucie humoru i też może nieźle wyglądać. Tu mała dygresja - chwała realizatorom, że uczynili nową Toulę normalną, przeciętną dziewczyną, zamiast czynić z niej następną Barbie. Jej fizyczna przemiana jest nadal wyraźna, a dzięki temu zabiegowi - wiarygodniejsza. Zresztą, najważniejsze co w sercu i duszy, a nie czym się mamie naturze zechciało nas przyozdobić.

Toula nabrała śmiałości i uroku, dzięki czemu była już gotowa pokochać Iana. Z wzajemnością, na szczęście, bo mężczyzna zakochany w niej o włos tylko mniej niż na zabój, odpadłby w przedbiegach i nigdy do stołu i łoża naszej bohaterki nie dotarł. Wspomnieliśmy już, że tatuś jest nacjonalistą, nie od rzeczy będzie dodać, że nie jedynym, choć największym. Myśl o wpuszczeniu pod swój dach nie-Greka zdaje mu się bluźnierstwem, dobrze, że znajomość historii nie kazała mu szukać cykuty. Do tego większe zebrania rodzinne mogą obcego ciężko wystraszyć - familia gada, gada nieustannie i głośno, kłóci się i godzi, plotkuje i wymienia potoki informacji, niczym mrówki, które w mrowisku nieustannie pocierają się czułkami. Rozpoczynają się liczne wyboje i perypetie, przez które, z wdziękiem i humorem, poprowadzą nas twórcy "Mojego greckiego wielkiego wesela"

Toula boi się, że Ian, typowy raczej WASP, spłoszy się i ucieknie na pierwszym lepszym statku. A ten, bynajmniej, w ogóle się nie krzywi, czuje się jak ryba w wodzie, uśmiech mu z buźki nie schodzi. Pierwsza hipoteza - żarcie. Zasmakował w grecczyźnie i nie chce się od stołu dać odciąć. To rozsądne założenie umyka jednak, kiedy obejrzy się film, kiedy popatrzy się na zebrania spokojnej, zrównoważonej i potwornie nudnej rodziny pana młodego i kiedy po wyjściu z kina nagle okaże się, że sami byśmy chcieli żyć w tym greckim hałasie.

Tradycja nie jest taka zła, zdaje się mówić "Moje wielkie greckie wesele". Rodzina marudzi, pcha się z butami w życiorys, stawia wymagania, zmusza do przestrzegania pradawnych przesądów, ale czyni to z miłości do swoich członków (i poniekąd ofiar). Daje ciepło, daje bezpieczeństwo, zapewnia stała i nieustanną troskę i pozwala żywić nadzieję, że zawsze znajdzie się ktoś, z kim można by zamienić słowo i podzielić się swoimi dylematami. A kiedy przychodzi czas próby, to wszyscy, po dłuższych lub krótszych wahaniach, stają w końcu za tobą murem i pomagają najlepiej jak mogą. Takie jest przesłanie tego ciepłego i zabawnego filmu. Udało się je przekazać w sposób strawny, wklejając je między śmieszne, romantyczne, a przede wszystkim, znakomicie zagrane sceny (proponuję zwrócić uwagę na moment, w którym matka i ciotka Touli namawiają jej ojca do..., nieważne do czego, robią to znakomicie, grając kobiety, które zmuszone są grać, a zupełnie tego nie umieją). Dobry scenariusz, świetny humor, "Moje wielkie greckie wesele" to film mądry i gorąco polecam go każdemu.



"Moje wielkie greckie wesele" (My Big Fat Greek Wedding)
Scenariusz: Nia Vardalos
Obsada: Nia Vardalos, John Corbett, Michael Constantine, Lainie Kazan
Gatunek: komedia romantyczna
Kraj: USA
Rok produkcji: 2002
Strona oficjalna: movies.yahoo.com/greekwedding
Polska strona oficjalna: www.monolith.pl/greckie_wesele

powrót do indeksunastępna strona

51
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.