 | Neil Gaiman | „Pani Whitaker znalazła świętego Graala; leżał pod starym futrem” – to chyba najlepsza charakterystyka twórczości Neila Gaimana. O nim samym i jego twórczości, przede wszystkim jako kultowego scenarzysty komiksów, pisano już na łamach Esensji kilkukrotnie. Ten artykuł chciałbym poświęcić sylwetce Gaimana-pisarza. Choć możemy już cieszyć się większością napisanych przez niego powieści, nie opublikowano jeszcze wszystkich jego opowiadań i wierszy. Dlatego postanowiłem skupić się przede wszystkim na tych tekstach, do których łatwo czytelnikowi Esensji sięgnąć. Neil Gaiman urodził się w 1960 r. w Anglii, w Porchester (hrabstwo Hampshire). Dorastał w solidnej, mieszczańskiej rodzinie: jego ojciec prowadził własną firmę, a matka była farmaceutką. Jak większość pisarzy fantastyki, od dziecka był zapalonym miłośnikiem książek: czytał wszystko, co mu tylko wpadło w ręce. Fascynowała go SF i z początku sądził, że jeśli zostanie pisarzem, to właśnie SF; później odkrył także fantasy. Jego ulubionymi autorami byli klasycy: Tolkien, Lewis, Moorcock, Zelazny. Pewnego dnia przyjaciel ojca pożyczył mu duże pudło z komiksami, które okazało się dla niego pudłem z marzeniami. Było to wydarzenie przełomowe – mały Neil został skutecznie zarażony bakcylem komiksu. Od tego momentu jego przyszła kariera potoczy się dwoma torami. Pierwszym będzie pisanie scenariuszy komiksów (poświęcono temu w Esensji osobny artykuł), a okazjonalnie również ich rysowanie (stworzony jako eksperyment w dwadzieścia cztery godziny, niedokończony album Being an account of Life and Death of Emperor Heliogabalus). Drugim będą pisane przez niego opowiadania, wiersze i powieści. Jak pokaże przyszłość, na tym się jednak nie skończy. Po ukończeniu szkół (Ardingly College i Whitgift School) Gaiman zaczął pracować w Londynie jako dziennikarz-wolny strzelec, pisując artykuły i robiąc wywiady dla rozmaitych czasopism, jak Time Out, The Sunday Times, Punch, The Observer Colour Supplement. Jak mówi, był to dla niego doskonały czas, gdy miał okazję dowiedzieć się, jak funkcjonuje świat, a także nauczyć się zwięzłości i zasad dialogu. Miał to szczęście, że kiedy zdecydował się na robienie kariery w prasie, w Anglii istniało wiele magazynów, które chętnie kupowały materiały od wolnych strzelców; przypadkiem decyzja Gaimana o zerwaniu z zawodem zbiegła się końcem tego okresu. Przełomowy okazał się rok 1984, w którym ukazały się trzy jego debiuty: dziennikarski (zrobiony dla brytyjskiej edycji Penthouse'a wywiad z Robertem Silverbergiem), książkowy (biografia zespołu Duran Duran The First Four Years Of The Fab Five) oraz literacki (opowiadanie Featherquest opublikowane na łamach Imagine). W tym samym roku pojawiły się również cztery inne teksty, z których jeden, Załatwimy ich panu hurtowo, można przeczytać w Dymie i lustrach. Rok potem wraz z Kimem Newmanem (Anno Dracula, Krwawy baron) zredagował antologię Ghastly Beyond Belief – zbiór literackich wpadek i niezamierzonych efektów komicznych, których w dziejach brytyjskich magazynów z gatunku „dreszczyk za pensa” zebrało się niemało. Wkrótce potem Gaiman przedzierzgnął się w przewodnika po świecie „trylogii w pięciu tomach” Douglasa Adamsa, pisząc Don't Panic: The Official Hitchhiker's Guide to the Galaxy Companion. Z tego okresu pochodzi również opublikowane w siedemnastym numerze fanzinu Dagon opowiadanie I CTHULHU: or What's A Tentacle-Faced Thing Like Me Doing In A Sunken City Like This (Latitude 47 ° 9' S, Longitude 126 ° 43' W)? Zainteresowani mogą przeczytać je na stronie pisarza. W roku 1990 napisał wraz z Terrym Prachettem powieść Dobry omen, która zyskała sobie ogromną popularność. W wywiadach przyznawał, że choć pomysł i początek książki są jego autorstwa, to na konto Prachetta przypada większość tekstu, przede wszystkim dlatego, iż, jak twierdzi Gaiman, nie dało się go oderwać od pisania. Widać to zresztą dość wyraźnie w stylu narracji i sposobach rozgrywania niektórych wątków fabularnych. O adaptacji filmowej Dobrego omenu (jak zresztą właściwie wszystkich powieści Gaimana i kilku jego komiksów) mówi się od dawna, najczęściej w połączeniu z nazwiskiem Terry'ego Gilliama. Obecnie jednak cała sprawa jakby przycichła. Pierwszy zbiór opowiadań i wierszy Gaimana to Angels & Visitations: A Miscellany (1993). Wydano go jako niewielką pozycję w twardej oprawie dla uczczenia dziesięciolecia pisarskiej kariery Gaimana, lecz osiągnął tak zawrotną popularność, że doczekał się pięciu dodruków: obecnie jego cena na internetowej aukcji eBay sięga setek dolarów. Wiele z zawartych w nim opowiadań (jak np. nominowany do World Fantasy Award Trollowy Most) zostało później umieszczone w Dymie i lustrach (1998), gdzie dodano również teksty, jakie Gaiman napisał do rozmaitych antologii i dla prasy. Warto dodać, że w brytyjskim wydaniu tego zbioru jest o pięć opowiadań więcej, niż w amerykańskim. Przez następne dwa lata pisywał przede wszystkim opowiadania i scenariusze komiksowe (w tym Mr. Puncha), a także stworzył scenariusz do serialu BBC Nigdziebądź, który potem, po dokonaniu niezbędnych zmian, stanie się książką o tym samym tytule (1996). Wspomniawszy o Mr. Punchu, warto zatrzymać się na chwilę przy komiksowej twórczości Gaimana. Otóż wywołał on swego czasu niezłe zamieszanie, kiedy dziewiętnastemu odcinkowi Sandmana pt. Midsummer's Night Dream przyznano w 1991 r. World Fantasy Award w kategorii „najlepsze opowiadanie”. Jak później zapowiedzieli organizatorzy, było to pierwsza i jedyna taka decyzja w historii nagrody. Po zamknięciu cyklu Gaiman powrócił do niego w 1999 r., pisząc The Dream Hunters, powieść graficzną z ilustracjami Yoshitaki Amano, nagrodzoną w 2000 r. Bram Stoker Award i nominowaną do Hugo. Cykl o Sandmanie okazał się zresztą na tyle interesujący, iż zaowocował antologią opowiadań The Sandman: Book of Dreams (1996). Redaktorem był sam Gaiman oraz Edward E. Kramer, zaś opowiadania napisali tak znani autorzy, jak Gene Wolfe, Barbara Hambly czy Tad Williams. Pojawiły się również książki przeznaczone dla miłośników cyklu, porządkujące uniwersum Sandmana i wyjaśniające wszystkie zawarte w nim tropy: The Sandman Companion (1999), The Quotable Sandman (2001). „Graphic novels”, czyli powieści graficzne, o których nadmieniłem wyżej, sprawiają krytykom nielichy problem z zaszeregowaniem. Definicja podana przytoczona przez Andrzeja Sapkowskiego we wstępie do Nigdziebądź nie wyjaśnia za wiele. Ma to być „self-contained narrative in comic-book form, czyli w wolnym tłumaczeniu: samoistna narracja w postaci komiksu. Definicja iście bardziej skomplikowana niż rzecz sama. Mówmy zatem to »powieść graficzna« i umówmy się, że wszyscy wiemy, o co chodzi.” Bliższa jest mi definicja zamieszczona w artykule Tomasza Sidorkiewicza, w myśl której termin ten jest używany w przemyśle komiksowym na określenie długich, złożonych historii opowiedzianych w postaci komiksu, jak Szninkiel. Sam Gaiman opowiada anegdotę, według której termin „powieści graficzne” ukuł ad hoc jakiś uprzedzony do komiksu krytyk, z którym spotkał się na przyjęciu. Usłyszawszy, że Gaiman jest autorem scenariusza do Sandmana, miał on wykrzyknąć: „Przecież ty nie piszesz komiksów, tylko powieści graficzne!” Miał to być komplement, ale zainteresowany poczuł się tak, jakby z prostytutki awansowano go na damę do towarzystwa. Choć wiele należących do tej grupy utworów Gaimana otrzymało nagrody Eisnera, zatem z dziedziny komiksu, to niejednokrotnie w Sieci można natknąć się na teksty, w których są zakwalifikowane do literatury. Bywa i odwrotnie: wydaną we współpracy z Davem McKeanem w 1997 r. powieść The Day I Swapped My Dad For Two Goldfish (nota bene ostatnio doczekała się ona w Dublinie swojej scenicznej adaptacji), wymienia się również jako powieść graficzną. Podobne problemy z klasyfikacją pojawiają się w przypadku wspomnianego Mr Puncha czy pochodzących z roku 1987 Violent Cases. Po The Day... oraz Dymie i lustrach pojawiły się wydana tylko w USA powieść Day of the Dead (1998) oraz Gwiezdny pył. Po raz pierwszy został on wydany przez DC w 1997 roku jako niezwykle bogato ilustrowana mikropowieść (określenie samego Gaimana) z rysunkami Charlesa Vessa; dwa lata później ukazał się jako „zwykła” powieść, bez ilustracji, aby potem znowu ujrzeć światło dzienne jako ilustrowany paperback formatu A3. W roku 2000 wychodzą Amerykańscy bogowie, najbardziej chyba znana książka Gaimana. Opowieść ta wywoła u czytelnika skojarzenia z Sandmanem i jego wędrówkami pośród ludzi i bogów. Kiedy Gaiman zasiadał do jej pisania, spodziewał się, że będzie to krótka historia o objętości zbliżonej do Nigdziebądź; poprosił nawet rodzinę, aby nie obcinali mu włosów, póki jej nie skończy. Kiedy tekst zbliżał się wreszcie ku końcowi, ludzie wytykali go na ulicy palcami. Cała historia zaczyna się prosto: oto pewien mężczyzna zwany Cieniem liczy dni, które pozostały mu do wyjścia z więzienia. Postanawia już nigdy nie znaleźć się za kratami, na zewnątrz czeka na niego ukochana żona i praca w siłowni prowadzonej przez starego przyjaciela – jednym słowem sielanka. Tymczasem jednak żona i przyjaciel giną w wypadku samochodowym, a Cień otrzymuje propozycję pracy od tajemniczego pana Wednesdaya, który nie chce przyjąć negatywnej odpowiedzi... Tytuł okazał się bestsellerem, posypały się również liczne nagrody, z Hugo na czele. Wtedy zaczęto też Gaimana tytułować następcą Stephena Kinga, tak jak po publikacji Dymu i luster oraz Angels & Visitations porównywano jego twórczość do dzieł Carrolla czy (w przypadku wierszy) Poego. W sierpniu 2002 ukazała się następna powieść, Koralina, adresowana, jak mówi sam autor, do małych dziewczynek dowolnego wieku i płci. Tytułowa bohaterka to dziewczynka, mieszkająca wraz z rodzicami w podzielonym na mieszkania starym domu, która odkrywa, że drzwi do zamurowanego lokalu prowadzą tak naprawdę do innego świata. Wydaje jej się, że jest tam gorąco wyczekiwana i kochana przez swoich drugich rodziców bardziej, niż w świecie rzeczywistym. Prawda, jak to zwykle bywa, jest jednak inna... Powieść ta również wdarła się przebojem na listy bestsellerów i odniosła olbrzymi sukces. Krytyka okrzyknęła ją dziełem na miarę „Alicji w krainie czarów”, książka niemal od razu znalazła się w większości bibliotek szkolnych. Czy rzeczywiście Koralina zasługuje na takie opinie, można się będzie wkrótce przekonać: w tym miesiącu ukazuje się jej polskie tłumaczenie. Gaiman przyznaje, że fascynuje go robienie rzeczy nowych, których jeszcze nie potrafi. Zwykle bywa tak, że kiedy przychodzi mu do głowy jakiś pomysł, od razu wie, w jakiej formie należy go przedstawić światu: jako opowiadanie, powieść, wiersz, scenariusz komiksu czy może scenariusz filmowy – na szczęście dla siebie, jak mówi, wszędzie tam trzeba posługiwać się słowem. Być może tym właśnie należy tłumaczyć jego wszechstronność: znany jest nie tylko jako pisarz, ale także (a czasem przede wszystkim) jako scenarzysta kultowego Sandmana, w mniejszym stopniu również jako autor tworzący na potrzeby kina czy radia. W swojej karierze był współtwórcą, jako pomysłodawca bądź redaktor, wielu antologii: Temps (1991), Now We Are Sick (1991), Villains! (1992) oraz The Weerde: Book I i Book II (1992 i 1993). Pisuje również wstępy do antologii, zarówno poezji, jak i prozy. Jego eseje pojawiały się w zbiorach i opracowaniach, takich jak Horror:100 Best Books, 100 Great Detectives czy Adventures in the Dream Trade. Pisywał także scenariusze do seriali (na prośbę Michaela Straczynskiego stworzył odcinek Babylon 5 pt. The Day of the Dead), filmów animowanych (anglojęzyczna wersja scenariusza Księżniczki Mononoke) oraz fabularnych (spod jego pióra wyszło wprowadzenie dla widza, które pojawia się na początku Avalonu Mamoru Oshii, zaadaptował też na potrzeby kina własne dzieło Death: The High Cost of Living). W zeszłym roku nakręcił krótkometrażowy Short film about John Bolton (John Bolton to znany rysownik komiksów – przyp. aut.), gdzie pełnił rolę reżysera i scenarzysty; o Nigdziebądź wspominałem już wcześniej. Osobiście zaadaptował na potrzeby radia swoją powieść graficzną Signal to noise, niekiedy czytuje własne teksty w wersji audio (płyta Warning! Contains language). Pisze również teksty piosenek dla zespołu The Flash Girls, w którym śpiewa jego asystentka, Lorraine Garland. Wspólnie z Alicem Cooperem stworzył historię, która stała się osnową jego koncept albumu The Last Temptation (doczekała się ona również swojej komiksowej adaptacji). Nie stroni także od poezji: przykładem tego są zamieszczone w Dymie i lustrach wiersze w rozmaitej formie, od ronda (Wróżąc z wnętrzności), przez poematy narracyjne (Biała droga, Królowa noży, Zmienne morze), wierszowane opowiadania (Bay Wolf, Zimne barwy) po tak oryginale formy, jak sestyna (Wampirza sestyna). Dym i lustra Wiele osób, które zetknęły się choćby pobieżnie z twórczością Gaimana, zadaje sobie pytanie: skąd bierze on tyle pomysłów? Sam autor odpowiada krótko: „z głowy. Wymyślam je”. Najczęściej stanowią one odpowiedź na pytanie „Co by się stało, gdyby...”, gdzie pierwsza odpowiedź pociąga za sobą kolejne. Oczywiście, nie jest to jedyne źródło inspiracji: należy do nich zaliczyć również takie czynniki, jak nuda czy desperacja związana z bliskim terminem oddania tekstu do druku. Jeśli przejrzy się odautorskie komentarze zawarte w Dymie i lustrach, widać, że początkiem opowieści może być właściwie wszystko: fragment wywiadu, piosenka, wspomnienia z dzieciństwa, przypadkowo połączone audycje radiowe czy rzeźba. Gaiman nie inspiruje się jednak, jak niektórzy sądzą, snami: są one zbyt nielogiczne, aby dawały się wykorzystać w twórczości. Inne, bardziej żartobliwe wyjaśnienie, można poznać z opublikowanego w sieci czteroplanszowego komiksu An Honest Answer. Zdaniem Gaimana znacznie ważniejszy od pomysłu jest sposób jego realizacji i stworzenie wiarygodnych postaci, a potem zapisanie całości, słowo po słowie, w taki sposób, aby była interesująca i nowatorska. Podstawowym źródłem niezwykłości u Gaimana jest łączenie się lub przenikanie świata rzeczywistego i fantastycznego. Odbywa się to w dwie strony: niezwykłe postacie mogą zachowywać się całkiem z naszego punktu widzenia normalnie i zwyczajnie (wielki Cthulhu udziela wywiadu, do drzwi pewnej starszej pani puka sir Galahad, a starzy i nowi bogowie wędrują po naszym świecie), człowiek-bohater może wpaść do przysłowiowej króliczej nory i przedostać się do krainy cudów, jak Richard Mayhew w Nigdziebądź czy Tristram Thorn w Gwiezdnym Pyle. Krainy czarów potrafią być całkiem dobrze ukryte, a jednocześnie znajdować się tuż tuż, na wyciągnięcie ręki: wystarczy tylko wiedzieć, gdzie szukać. Niekiedy zresztą wcale nie trzeba szukać, bo niezwykłe zdarzenia same znajdują człowieka. Tak jest np. w Morderstwach i tajemnicach, gdzie do naszego bohatera przysiada się w parku bezdomny anioł i – jak to z bezdomnymi bywa – opowiada swoją historię, historię niezwykłego śledztwa przeprowadzonego w niebie; zwykły agent ubezpieczeniowy potyka się na londyńskiej ulicy o ranną dziewczynę nie z tego świata, a pod starym mostem gdzieś w Anglii mieszka troll (fol rol de ol rol). Zahacza tu Gaiman o realizm magiczny, zwłaszcza w tych tekstach, gdzie nie występują gotowe never-nerver landy (jak Londyn Pod czy kraina elfów z Gwiezdnego Pyłu), lecz zdarzenia niezwykłe, tajemnicze i trudne do wyjaśnienia, pozostawiające czytelnika z uczuciem niepokoju. Tak jest w opowiadaniach Cena (strzegący rodziny bohatera kot), Szukając dziewczyny (tajemnicza modelka), Zamiatacz snów bądź poemacie narracyjnym Królowa noży. Na ten ostatni utwór warto zwrócić szczególną uwagę z dwóch powodów. Przewijają się w nim pewne elementy biografii autora (Gaiman wspomina, że często musiał potem tłumaczyć krewnym, iż opisane tam wydarzenia nie miały miejsca... a przynajmniej nie w ten sposób), a do tego dobrze oddaje magię, jaka kryje się w zwykłym powszednim życiu, widzianym oczyma małego chłopca. W tekstach Gaimana widać wyraźnie, jak głęboki wpływ wywarły na niego książki przeczytane w dzieciństwie (i odczytane ponownie wraz z każdym z trójki jego dzieci), jak bardzo fascynują go baśnie i legendy jako takie oraz istniejące pomiędzy nimi związki, przy czym siłą rzeczy najwięcej odwołań jest do literatury anglosaskiej. Czerpiąc pełnymi garściami ze skarbnicy mitów (tych starszych i nowszych), potrafi wyciągnąć dowolny, nieważne jak bardzo wytarty i zużyty motyw, po czym na powrót zmienić go w nośny archetyp, jakim przecież od dawna był. Miesza przy tym powagę i przerażenie, jakie towarzyszą pojawieniu się niezwykłych i groźnych zjawisk, z humorem, a codzienność z niezwykłością. Na tym jednak nie koniec. Jak wiadomo, przy każdym mieszaniu trzeba „znać proporcją” i wiedzieć, kiedy oraz jak należy wymieszać dane składniki, aby uzyskać smaczne i strawne danie. Gaiman potrafi to doskonale, zwłaszcza jeśli chodzi o tak przeciwstawne elementy, jak groza i humor; łatwo tu przecież popaść w niezamierzoną groteskę czy parodię gatunku. Kiedy trzeba, potrafi rezygnować z humoru zupełnie, niekiedy bywa on ciepły i przyjazny, kiedy indziej bliżej mu raczej do ironii (Kufelek starego Shoggotha). Nie cofa się także, jeśli wymaga tego konstrukcja opowieści, przed brutalnością czy scenami wyjętymi jakby żywcem z powieści grozy czy horroru: wskrzeszenie jednorożca jako zombie to jedna ze scen, które najbardziej zapadły mi w pamięć po lekturze Gwiezdnego pyłu. Zwykle połączenie tych dwóch elementów tworzy piorunującą mieszankę i sprawia, że jego bohaterowie, choć nie pochodzący z naszego świata, zaczynają być przez czytelnika odbierani jako postacie z krwi i kości. Przykładem mogą tu być występujący w Gwiezdnym Pyle czarownica oraz Władcy Burz czy panowie Croup i Vandemar z Nigdziebądź, których, mimo doskonałych manier, nie sposób uznać za miłe towarzystwo. Kolejnym znakiem firmowym Gaimana są zabawy słowem. Czytając jego opowieści widać, że nie tylko pisze doskonałym językiem, ale też uwielbia niuanse i wieloznaczności języka angielskiego, sięgając niekiedy do starych, zapomnianych już znaczeń. Dobrym przykładem są np. imiona bohaterów. I tak imię pojawiającej się w Gwiezdnym Pyle gwiazdy Yvaine wymawia się fonetycznie podobnie jak zwrot in vain, „na próżno”, co w połączeniu z zamieszczonym we wstępie wierszem Johna Donne'a nadaje całości nową wymowę. Tajemniczy zleceniodawca Cienia z Amerykańskich Bogów nazywa się Mr. Wednesday, czyli „Wotan's Day”, dzień poświęcony Wotanowi (Odynowi), co zaś odpowiada poproszony o powiedzenie „Nigdy już” kruk nie będę tutaj zdradzał, aby nie psuć frajdy tym, którzy jeszcze nie czytali tej książki. Takich, niekiedy wielowarstwowych skojarzeń, wypływających z nieprzeciętnej erudycji autora, jest w tekstach Gaimana całe mnóstwo. Bywają dla czytelnika dodatkową wskazówką, która może się sprawdzić, lecz niekoniecznie. Stanowią o niezaprzeczalnym uroku opowieści, choć jednocześnie przyprawiają wszystkich tłumaczy jego twórczości o ciężki ból głowy. Tym większe słowa uznania należą się Paulinie Braiter za ocalenie wielu tych elementów w przekładzie. Prócz słów, Gaiman równie chętnie żongluje formą. Jest prawdziwym mistrzem, jeśli chodzi o opowiadania i tutaj jego umiejętności widać najlepiej. Widać również jego oczytanie, z którego potrafi zrobić twórczy użytek. Z równą łatwością tworzy opowieść grozy, jak i historię obyczajową (zainspirowane doświadczeniami ze współpracy ze specjalistami z Hollywood Złote rybki i inne historie) ze wszystkimi wymogami gatunku, choć równie chętnie je łamie. Wiersze pisane przez Gaimana nie zawsze przybierają taką postać, jakiej czytelnik się po nich spodziewa. Bay Wolf to ubrana w wiersz futurystyczna historia detektywistyczna w tonacji... odcinka serialuBaywatch – Słoneczny patrol. Z kolei Zimne barwy to opowieść o czarnej magii, komputerach i Londynie końca lat osiemdziesiątych. Równie chętnie pisze również teksty utrzymane w stylu innych autorów (Córka sów, Załatwimy ich panu hurtowo). Krytyka zarzuca czasem Gaimanowi, że niektóre z jego tekstów są zbyt krótkimi zapiskami jakichś wrażeń, które można by rozwinąć w porządne opowiadanie czy wiersz (Zamiatacz snów, Królowa noży, Zmienne morze). On sam podchodzi do recenzji swoich prac z dystansem. Jak napisał w swoim internetowym dzienniku: „staram się dzielić opinie na temat swoich prac na recenzje i opracowania krytyczne. Pierwsze interesują mnie, kiedy odkrywam, jak coś zostało przyjęte, a kiedy zrozumiem, co autor ma do powiedzenia, tracę zainteresowanie. Dobra krytyka to taka, która każe ci wrócić do przeczytania czegoś, co sądziłeś, że już znasz i taką krytykę uwielbiam, niezależnie od tego, czy wypowiada się za czy przeciw... jednak takich recenzji jest bardzo niewiele. Kiedy byłem młodszy i czytałem pierwsze recenzje swoich prac, pozytywna mogła wywołać u mnie euforię, a negatywna zepsuć mi dzień. Potem zacząłem rozumieć, że recenzenci piszą tak różne (i zwykle przeciwstawne) rzeczy, że mogę spokojnie je zignorować. Jak już wspominałem na tym blogu, kiedy dostałem pierwsze dwie recenzje Amerykańskich bogów, w jednej wyczytałem, że to wspaniała powieść drogi zepsuta przez fragmenty, kiedy akcja toczy się w małym miasteczku w Wisconsin, zaś w drugiej, że fragmenty, kiedy akcja toczy się w małym miasteczku w Wisconsin były wspaniałe, a od chwili, kiedy zaczęła się podróż, powieść straciła na wartości. Gdyby słuchać krytyków, można by oszaleć.” Podobnie mieszane oceny wywoływało Nigdziebądź: z jednej strony zarzucano Gaimanowi zbyt oczywisty symbolizm i utkanie książki z łapanych naprędce scenek fantasy, z innej chwalono jako wyszukaną i skierowaną do dorosłego czytelnika bajkę na dobranoc. Kim są bohaterowie opowieści Gaimana? Zasadniczo można powiedzieć, że są to zwykli ludzie, którym przydarza się coś niezwykłego. Jest on bardzo bystrym, wnikliwym obserwatorem, a do tego ma niesamowicie wyczulone ucho na melodię języka oraz sposób, w jaki ludzie mówią. Znajduje to potem odzwierciedlenie w stylu, w jakim wypowiada się każda z opisywanych przez niego postaci oraz masie rozmaitych powiedzonek, które nie tylko dodają kolorytu opowieści, ale też znakomicie charakteryzują osoby je wypowiadające. Nierzadko bohaterami Gaimana są dzieci; on sam mówi, że pisanie książek dla dzieci, gdzie głównymi bohaterami są ich rówieśnicy, sprawia mu ogromną przyjemność. Czytając takie utwory jak Trollowy most, Królowa noży czy Jedno życie, urządzone w stylu wczesnego Moorcocka, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że wiele z opisanych tam miejsc czy sytuacji pochodzi bezpośrednio z życia autora (często rzeczywiście tak było). Zostały jednak przepuszczone przez dwa filtry: świata widzianego oczami dziecka oraz dorosłego człowieka, pisarza, który potrafi ten świat nie tylko wywołać z pamięci, ale i odpowiednio opisać. Dobrze widać to również w Koralinie. Jak autor przyznaje na swojej stronie internetowej, książka ta wyrosła z kilku źródeł: obserwacji dwóch córek, opowiadanych im niezwykłych historii, przeprowadzki do wiktoriańskiego domu w USA oraz własnych obaw, czy potrafi sprawdzić się jako ojciec. Technoboy Kiedy Gaiman pracował nad Amerykańskimi bogami, wydawnictwo Harper&Collins zaproponowało mu, aby stworzyć na ich stronie dziennik internetowy (blog), w którym opisywałby postępy w pracy nad książką oraz wszystkie związane z tym ciekawostki. W ciągu kilku miesięcy stronę odwiedziły tysiące internautów, co sprawiło, że po wydaniu Amerykańskich bogów wydawnictwo postanowiło zmienić charakter witryny Gaimana. Obecnie można tam znaleźć m.in. materiały napisane na potrzeby tej strony, spis miejsc, które planuje odwiedzić autor (spotkania z czytelnikami, sesje autografów itp.) oraz nową wersje bloga (niedawno świętował drugą rocznicę powstania). Znając zawartość podobnych dzienników, których w Sieci istnieją całe miliony, wiele osób może podchodzić do tego typu publikacji ze zrozumiałą ostrożnością. W przypadku dziennika Gaimana jest to ona całkowicie nieuzasadniona. Nie ma tu pikantnych szczegółów z życia towarzyskiego, obsmarowywania kolegów po piórze, wylewania tego, co autorowi leży na wątrobie. Znacznie bliżej mu do forum, na którym odpowiedzi na pytania czytelników mieszają się z napisanymi wspaniałym, gawędziarskim językiem opowieściami o tym, nad czym obecnie autor pracuje, o wyjazdach, ciekawych spotkaniach, a także codziennych problemach z komputerem, porannej wyprawie na pogrzeb (niezbędne do pisanego właśnie opowiadania), wyborze college'u przez starszą z córek czy drobnych niespodziankach, jakie niesie życie (odkrycie pod leżącym w salonie dywanem płytek PCV o pięknym wzorze z lat dwudziestych). Dużo tu również dialogów między Gaimanem a ośmioletnią córeczką Maddy; widać, że pisarza fascynuje sposób, w jaki postrzega świat jego latorośl, tym samym spoglądając na świat pod zupełnie innym kątem, niż dotychczas. Często pojawiają się w nim również linki do rozmaitych stron, które podsyłają bądź sami czytelnicy, bądź odnalazł je Gaiman, nierzadko podczas prac nad swoimi kolejnymi utworami. Znaleźć wśród nich można recenzje kolejnych tekstów (aktualnie najczęściej przewijają się recenzje opowiadania zamieszczonego w wydanej właśnie antologii Mojo: Conjure Stories), stron w ten czy inny sposób związanych z twórczością Gaimana, bądź też ciekawostki ze świata książki, komiksu oraz nauki. Niekiedy pisarz daje tam wyraz temu, jak świetnym jest obserwatorem: lektura opublikowanego 28 stycznia br. krótkiego, satyrycznego dialogu między obecnym prezydentem USA i jego ojcem na temat Saddama Husajna, napisana w stylu Przeminęło z wiatrem, jest jednym z najcelniejszych komentarzy na temat ówczesnej sytuacji międzynarodowej, jakie zdarzyło mi się czytać. Sprawę zbliżającej się wojny (a raczej podejścia do niej) poruszył również w opublikowanym 11 lutego poemacie narracyjnym What Stan Says. Dzięki blogowi widać również, jak wielki jest wpływ Gaimana na czytelników. Spoglądając na nadsyłane przez nich pytania i informacje można jeszcze lepiej zrozumieć, co oznacza bycie pisarzem kultowym – zwłaszcza, jeśli jest to pisarz miły, uprzejmy i przystępny. A co z najnowszymi planami wydawniczymi Gaimana? W zeszłym roku na potrzeby kilku antologii napisał kilka kolejnych opowiadań. Wciąż przesuwa napisanie kontynuacji Nigdziebądź o roboczym tytule The Seven Sisters, we współpracy z Davem McKeanem przygotowuje kolejną książkę (Wolves in the Walls) oraz scenariusz do filmu Mirror Masks, który ma zostać nakręcony przez wytwórnię Jima Hensona. Pisze również powieść Anansi Boys i kolejne części nowego komiksu 1604. Wędrówka Gaimana po świecie zbiorowej pamięci ludzkości trwa. Nie wiadomo, gdzie się zakończy. |
|