nr 04 (XXVI)
maj-czerwiec 2003




powrót do indeksunastępna strona

Adam "Antyrasis" Krompiewski
  Płytoteka kinomana:  Druga młodość

        "Pulp Fiction: Music From The Motion Picture"

Zawartość ekstraktu: 80%
'Pulp Fiction: Music From The Motion Picture'
'Pulp Fiction: Music From The Motion Picture'
Any of you fuckin' pricks move and I'll execute every mother fuckin' last one of ya.

Melodię, jaka eksploduje tuż po tym steku wulgaryzmów, potrafi zapewne przywołać w pamięci każdy miłośnik muzyki filmowej (zwłaszcza, że eksploatowano ją też w wielu innych filmach, np. popularnej francuskiej komedii "Taxi"). Tak, to szalone "Misirlou", otwierające jedno z najważniejszych wydarzeń artystycznych ostatnich lat i szczytowe osiągnięcie filmowego postmodernizmu - "Pulp Fiction" Quentina Tarantino. Pęd, roztańczonych w porywającym rytmie pseudoarabskiego rock'n'rolla, gitar, trąbek i fortepianu zapowiada ostrą zabawę, a przy tym prawdziwą jazdę bez trzymanki, tak w samym filmie, jak i na płycie, którą dziś mam przyjemność zaprezentować.

A soundtrack to jakże charakterystyczny, ukazujący specyficzne podejście tak nietuzinkowego twórcy jak Tarantino do kwestii wykorzystania muzyki w filmie. Nie znajdziemy tu więc ani jednej napisanej specjalnie dla potrzeb tej produkcji nuty, bowiem reżyser w żadnym ze swych obrazów nie przywiązywał większego znaczenia do muzyki oryginalnej, praktycznie jej nie stosując. Ale mimo to dźwięków jest tu w bród i - jak zwykle u Tarantino - ścieżkę muzyczną tworzą przede wszystkim stare przeboje i wyciągnięte z lamusa utwory instrumentalne wraz z próbką filmowych dialogów.

Dialogów tak zabawnych jak choćby "Royale With Cheese", czyli pamiętna konwersacja dwóch gangsterów na temat różnic między amerykańskimi a europejskimi McDonaldsami (i paru innych rzeczy również, przy okazji). I nim zabawowy nastrój opadnie, szybciutko do tańca porywa nas funkowy rytm "Jungle Boogie", skocznego przeboju parkietów ery disco. Fantastycznie wyeksponowana sekcja rytmiczna (ze świetnym basem Roberta "Kool" Bella na czele) i chrapliwa melorecytacja chłopaków, popularnej do dziś, grupy Kool & The Gang ("Hey, that's cool and the gang!") to esencja zawartej na płycie rozrywki. Przy tym zaś wprowadzenie piosenek tego typu świadomie przywołuje atmosferę luźnego, z pozoru niefrasobliwego, a przy tym dzikiego i agresywnego świata prawa dżungli, w którym żyjemy i który odmalowany został na ekranie.

Czas na odrobinę wytchnienia. Mistrz współczesnej muzyki soul, Al Green prawdziwie koi nerwy, wykonując swój wielki hit "Let's Stay Together". Ten cudownie melodyjny, acz stanowczo zbyt krótki (bo chciałoby się słuchać go wciąż i wciąż od nowa...), kawałek uznany został największym rhytm'n'bluesowym przebojem lat 70-tych. Po latach wypada wciąż znakomicie, co docenią szczególnie miłośnicy tzw. evergreenów oraz fani serialu "Ally McBeal" (gdzie zarówno sam wokalista, jak i ta konkretna piosenka odegrały w swoim czasie niebagatelną rolę).

A żeby jednak zbyt długo nie zabawić w jednej muzycznej epoce i podtrzymać swą programowo eklektyczną stylistykę, płyta przenosi nas momentalnie w zupełnie inne czasy. Do roku 1958, gdy popularny piosenkarz i aktor Ricky Nelson snuł sentymentalną balladę o pewnym smutnym, pozbawionym miłości mieście. W tle oczywiście łkała country'owa gitara i zawodził nieodłączny chórek jednorodnych męskich głosów. Utwór to pewnie nie tak znany jak niezapomniany standard "My Rifle, My Pony And Me" (który Nelson wykonywał w słynnym westernie "Rio Bravo"), ale równie ładny. A i nastroje podobne.

Spośród tych piosenek, które nigdy się nie starzeją, koniecznie trzeba jeszcze wspomnieć "Son Of A Preacher Man" - przebój białej królowej soulu, jak przed laty nazwano Dusty Springfield. Charakterystyczny zachrypnięty głos wokalistki w połączeniu z feministycznym tekstem nadają owemu miłosnemu bluesowi niepowtarzalny, podszyty erotyzmem, klimat. Podkreśla go dodatkowo kontrastowa oprawa muzyczna, pełna tanecznych dźwięków ignorowanych dziś niestety w muzyce rozrywkowej instrumentów dętych: puzonu, saksofonu i trąbki.

Zed's dead, baby. Zed's dead.

Tandetny, epatujący pretensjonalną francuszczyzną, rock & roll Chucka Berry'ego ilustruje zaś niezapomniany turniej twista, na którym Mia i Vincent odstawili swój kiczowaty taniec. Scena ta, wielokrotnie później cytowana i parodiowana, stała się jednym z prawdziwych symboli obrazu, zapisując się już na trwałe w historii kina. Z postacią wspomnianej żony gangstera wiąże się też utwór oficjalnie promujący film, który zresztą szybko stał się małym przebojem i do dziś jest chętnie puszczany przez różne stacje radiowe. Chodzi oczywiście o "Girl, You'll Be A Woman Soon" Neila Diamonda w wykonaniu, znanej wcześniej z bardziej alternatywnych form rockowych, kapeli Urge Overkill. Nowoczesna aranżacja i hałaśliwie przesterowane gitary zadowalają z pewnością zwolenników bardziej współczesnych piosenek, jednak całość nie do końca współgra z resztą wykorzystanego na płycie materiału. Po prostu na tle żywych, skrzących się emocjami i bogatych w warstwie instrumentalnej przebojów sprzed lat, plastikowa muzyka naszych czasów wydaje się płaska, pozbawiona duszy i odtwórcza.

Na szczęście w chwilę później powracają słodkie kawałki retro, na czele z przezabawnym "Flowers On The Wall". Właśnie tę wesołą country-popową piosenkę nucił bokser Butch na kilka sekund przed pewnym przypadkowym i dramatycznym spotkaniem, które przerodzić się miało w prawdziwy horror. Wpierw jednak kiczowaty chórek pieśniarzy i skoczna melodyjka, rozlegające się z samochodowego radioodbiornika, wiodły go jeszcze spokojnie ku jego przeznaczeniu...

Bacon tastes gooood. Pork chops taste gooood.

Cóż jednak poradzić na to, że Tarantino kocha przede wszystkim muzykę dla surferów? Tak czy owak albumu świetnie się słucha, więc szczególnie nie rażą te, tak łudząco do siebie podobne, instrumentalne numery. Chłopcy brzdąkali bowiem na swych gitarach w charakterystycznym stylu: wszystkie tego rodzaju kompozycje są lekkie i zakręcone, ale równocześnie nieco nużące jednostajnością powielanych w kółko motywów. Dobrze, że choć czasem wkracza sekcja dęta, ożywiając miałkość utworów takich choćby Centurianów czy Revelów (bo nazwy też mieli schematyczne, jak widać).

And you will know my name is the Lord when I lay my vengeance upon thee.

Soundtrack zamyka słynny fikcyjny fragment "Księgi Ezechiela", recytowany przez bandziora Julesa (w genialnej kreacji Samuela L. Jacksona). I o ile doborowi innych dialogów zawartych na krążku można zarzucić pewną przypadkowość, czy nawet niedopasowanie do wykreowanej przez piosenki atmosfery, to ten konkretny tekst znakomicie podsumowuje całość, raz jeszcze ukazując bezkompromisowość i oryginalność dzieła spółki scenarzystów Avary-Tarantino.

Mamy tu więc garść śmiesznych, odkurzonych utworów, które dzięki sukcesowi samego filmu, mogły przeżyć swą drugą młodość. I dobrze, że tak się stało, bo w nowym kontekście - wykreowanym dzięki nowym czasom, jak również świadomym zabiegom twórczym reżysera - funkcjonują one w (czasem zaskakująco) odmienny sposób. Polecam wszystkim miłośnikom dobrej, relaksującej muzyki i tym, którzy chcieliby porozkoszować się jeszcze niepowtarzalnym klimatem "Pulp Fiction" w wydaniu wcale nie mniej ekscytującym niż na ekranie.

Sam miód: "Misirlou" - Dick Dale & His Del-tones, "Jungle Boogie" - Kool & The Gang, "Let's Stay Together" - Al Green, "Son Of A Preacher Man" - Dusty Springfield, "Flowers On The Wall" - Statler Brothers



"Pulp Fiction: Music From The Motion Picture"
Różni wykonawcy
MCA 1994
Czas płyty: 41:35

Spis utworów:
1.
Pumpkin And Honey Bunny/Misirlou - Dick Dale & His Del-tones
02:27
2.
Royale With Cheese
01:42
3.
Jungle Boogie - Kool & The Gang
03:05
4.
Let's Stay Together - Al Green
03:15
5.
Bustin' Surfboards - Tornadoes
02:26
6.
Lonesome Town - Ricky Nelson
02:13
7.
Son Of A Preacher Man - Dusty Springfield
02:25
8.
Zed's Dead, Baby/Bullwinkle Part II - Centurians
02:39
9.
Jack Rabbit Slims Twist Contest/You Never Can Tell - Chuck Berry
03:12
10.
Girl, You'll Be A Woman Soon - Urge Overkill
03:12
11.
If Love Is A Red Dress (Hang Me In A Rags) - Maria McKee
03:12
12.
Bring Out The Gimp/Comanche - Revels
02:10
13.
Flowers On The Wall - Statler Brothers
02:23
14.
Personality Goes A Long Way
01:00
15.
Surf Rider - Lively Ones
03:18
16.
Ezekiel 25:17
00:51

powrót do indeksunastępna strona

66
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.