Zjem cię dziś na śniadanie najpierw pochłonę włosy
(one najdłużej się trawią)
strzyżone na jeżyka
na głowie kłują jak oset
tuż po wziewnięciu szyi
zacinam się na klatce
gruźlicy uwięzienia
mówiłam: nie nada palić
po pełni brzucha przyjdzie
ochota na jądra smoka
a potem deser w środku
już mnie a i też posiłku
bulimia ma zeżre
nawet odgłosy kolan
blade skrzypienie rzepki
nie będzie litości dla kostek
a potem zatrzymam pościg
nadludzkiej wstrzemięźliwości
by spłynąć w nadwagi zadumę
nad płaską konstrukcją paznokcia
rada na spleen w cichaczu czytaj podręcznik
tak czytam
litery zlewają się w sznurek
zawiesić na lampie i
czytaj
nie chcę bo po co i tak to
nic nie da bom sama
wybrała tę wolność nijaką
a nikt mnie wcześniej
nie uczył że ona potrafi być
nudna
czytaj czytaj
tak tak czytam
pomiędzy wierszami
(też piszę)
jest pusta przestrzeń
jak ja
sparzona
tabula rasa
PS a
pod biurkiem całuje się para
tym razem moich skarpetek