nr 05 (XXVII)
lipiec 2003




powrót do indeksunastępna strona

Kazimierz Kyrcz Jr
  Trójkąt bermudzki

        Autor pisze o sobie:
Opublikowałem kilka opowiadań na różnych stronach internetowych, przy czym najbardziej (jak na razie) zadowolony jestem z tego, które ukazało się w "Nowej Gildii". Poza tym w różnych gazetach wydrukowano mi około stu wierszy i fraszek. W wolnych chwilach gram na basie w krakowskim zespole KLANDESTEIN.

Ilustracja: Wojciech Gołąbowski
Ilustracja: Wojciech Gołąbowski
     Nic dodać, nic ująć. Wracając z pracy zawsze grzęzłem na tym przystanku przynajmniej na kwadrans.
     Ujęte w metalowe ramy ścianki nie chroniły przed wiatrem, ale za to zapewniały mnóstwo powierzchni reklamowej. Dzięki temu morda kandydującego na prezydenta oszołoma skutecznie psuła mi humor. Po prostu rewelacja!
     Na szczęście plakat wyborczy w końcu zastąpiono innym - zachęcającym do wakacji na jakiejś tropikalnej wyspie. Moja psyche mogła wreszcie odpocząć.
     Patrząc na soczystą zieleń, nieomal czułem zefirek mierzwiący nastroszone czupryny palm. Biegnąca między nimi ścieżka niknąca wśród bujnej roślinności zachęcała, by postawić na niej stopy. A potem, idąc po rozgrzanym piasku, dotrzeć na plażę, gdzie odziane w spódniczki z traw miedzianoskóre piękności...
     Tę idylliczną wizję psuła wsunięta pod szybę karteczka. Ktoś nabazgrał na niej kilka słów, których za cholerę nie potrafiłem odczytać.
     Ot, tak z nudów, zająłem się ich odszyfrowywaniem. Wreszcie, po miesiącu, moja cierpliwość została nagrodzona. Przeczytałem: "Kolego! To miejsce specjalnie dla ciebie! Wskakuj!"
     Nie trzeba było mi tego powtarzać.
     Przeniknąłem przez szybę jak przez mgiełkę. Nie stawiała najmniejszego oporu. Zresztą, szczerze mówiąc, spodziewałem się czegoś takiego.
     Pytacie - co znalazłem za zasłoną uplecioną z gałęzi, liści i pnączy? Dokąd zaprowadziła mnie ścieżka z plakatu?
     Najpierw na polanę z kilkunastoma barakami skleconymi byle jak z nieheblowanych desek. Zajrzałem do najbliższego. Wypełniały go piętrowe łóżka. Już to powinno dać mi do myślenia. Nie dało.
     No i mam, czego chciałem! Wylądowałem na plantacji bananów, na której haruję po czternaście godzin dziennie! To nie jest żaden raj. Zamiast laseczek serwujących drinki wszędzie pałętają się strażnicy. Wyglądają na przebierańców, ale mają prawdziwe spluwy i z tego, co zauważyłem, lubią ich używać.

powrót do indeksunastępna strona

11
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.