 | Brak ilustracji w tej wersji pisma | MCh: Ostrożnie z tym twierdzeniem, że w nowym filmie analogia zniknęła! Nie zniknęła, tylko się zmieniła. Tam gdzie pierwszy film stawiał przeciwko sobie korporacyjnych garniturowców i stylowych buntowników, tam drugi obie te grupki stawia po jednej stronie barykady. Dla mnie tkwi w tym podtekst, że nie ma ucieczki od systemu - że matriks okazał się naprawdę inteligentny, bo potrafi równie dobrze wykorzystać konformistów idących z prądem i buntowników, którym wydaje się, że mogą zmienić świat. Obie grupy potrzebne są systemowi do istnienia, bo ich konflikt rozładowuje jakieś napięcia. Gdyby mnie ktoś podpuścił to w ogóle mógłbym wdać się w dywagacje, czy czasem właśnie tego typu konflikt nie jest jednym z kluczowych elementów koniecznych dla istnienia systemu. Dlaczego? Dlatego, że jeśli odrzucić koncepcję, że pomysł Wachowskich jest dziurawy i niedopracowany, to dojdziemy do wniosku, że musi istnieć jakiś powód dla wykorzystania ludzi jako bateryjek żyjących w systemie życiem świadomym. Skoro matriks dał ludziom świadomość i karmi ich psychikę przeżyciami, zamiast po prostu hodować ich jak bezmózgie rośliny, to chodzi mu zapewne o emocje - to one stanowią pewnie o większej wydajności systemu w porównaniu do hodowli bezmózgich roślin. Slawoj Zizek, w typowy dla siebie paradoksalno-humorystyczny sposób, posunął się w interpretacji Matriksa do definitywnego stwierdzenia, że maszyny karmią się jouiesse - przyjemnością płynącą z ludzkiego życia, której nie są w stanie same doświadczyć. I w ten sposób maszyna...... Wydaje mi się, że to całkiem niezły, zabawny trop. Póki ktoś nie oderwie mnie od głosu, to napomknę o jeszcze jednym elemencie. "Matrix" to, na dzień dzisiejszy, opowiastka o wolnej woli i dokonywaniu w życiu własnych wyborów pod wpływem innych ludzi, albo wbrew temu wpływowi. Cholernie podoba mi się w "Matriksach" to, że Wachowscy w samym filmie zawarli implikowany żart z widza. Taki mianowicie, że wszystkie elementy charakterystycznego stylu - stroje, okulary itp. - występują wyłącznie w świecie matriksa. W świecie "realnym" (niezależnie od tego, czy okaże się faktycznie realny, czy tylko symulowany) wszyscy noszą jakieś parszywe łachmany. Czyli każdy, kto kopiuje stylistykę filmu kopiuje w rzeczywistości cechy znienawidzonego, wrogiego systemu - i robi to nieświadomie, w przekonaniu, że to jest "cool"! Ot, spryt systemu podchodzącego człowieka od strony, z której nie spodziewa się podejścia.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | ER: Pierwszy Matrix mówił "Świat jest ułudą". Drugi dodaje: "Nie znacie swego celu. Nie wiecie, czy sami podejmujecie swoje wybory." Natomiast jeśli już przedstawiamy swoje szczegółowe teorie społeczno-polityczne, no, to sami chcieliście :-) Otóż Matrix jest oszustwem dużo subtelniejszym i głębszym niż by się zdawało. Była wojna, owszem, ale między ludźmi, Południem a Północą i zakończyła się całkowitym zniszczeniem Ziemi. Wtedy biali zdecydowali się na życie w programie komputerowym modelującym Ziemię, a pokonanych zesłano na dół do obsługi maszyn, wmawiając im, że są wolni. O to chodzi w rozmowie z radnym Hamanem (białym!) - o uświadomienie Neo, że z likwidacją maszyn nie ma się co śpieszyć, bo ludzie są od nich zależni. Dalsze konsekwencje tego... cóż Wybrańcy powstają co jakiś czas, ale parami. Pierwszy jest człowiekiem, drugi programem (z czasem się to wyrównuje). Pierwszy jest splotem genów i matematycznej niedoskonałości systemu, drugiego tworzy sam Matrix, szukając sposobu na wyeliminowanie potrzeby tworzenia nieregularności w oparciu o zawodny materiał biologiczny. Dlatego Smith, wiedziony zapewne swoją Wyrocznią, również trafił do korytarza wiodącego do źródła. Wybraniec ludzki tworzy duchowe, a komputerowy - administracyjno-prawne podłoże pod Panowanie Białego Człowieka. Poprzednią parą był Chrystus (mam wrażenie, że opróżnianie świątyni jerozolimskiej mogło przypominać walkę Neo ze Smithami) z Cezarem (który pozostawił po sobie kilka skutecznych kopii, jedną z nich był Merowing), jeszcze wcześniejszą - Aleksander Wielki ze swoimi diadochami i Arystoteles zapewne. Pamięć po nich, ich czynach i pismach musiała pozostać w Matriksie, bo to dzięki nim rozbudował się on we właściwym kierunku. Odstępy między Wybrańcami stają się coraz dłuższe, bo Matrix się udoskonala. Coraz mniej na świecie duchów i wampirów i służą już głównie do kontrolowania warstw mających stać się w przyszłości następnymi niewolnikami Zionu. Z innych drobiazgów - Neo jest eksperymentem, pierwszym agentem zakochanym i wchodzącym w trwały związek z kobietą. Zapowiadany przez Architekta (białego!) reset to nic innego jak tłumienie buntu nadmiernie rozpasanych niewolników. Po co takie komplikacje, spyta ktoś, po co budować Matrix od początku historii? Otóż po wojnie i pierwszych porażkach Matriksa białych zostało zbyt mało i trzeba ich było powoli odbudowywać Wrzucenie ich w Matrix dnia dzisiejszego zniszczyłoby ich ze szczętem. Pewną rolę mogła tu też odegrać tęsknota za wiejskim światkiem z zielonymi polami i sielanką dookoła. A wniosek z tego - no cóż, władztwo Białego Człowieka zaczyna się chwiać. Neo tym razem jest podwójny, według plotek męsko-żeński, a agenta George'a chyba wszyscy rozpoznamy, co?  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | KW: Eryk, moim zdaniem przebiłeś Wachowskich. Wasze teorie są niezłe i w sumie nie byłoby źle gdyby któraś z nich okazała się prawdziwa. Ja mam jedynie nadzieję, że to wszystko nie okaże się po prostu grą komputerową... A może byśmy po prostu porozmawiali? ER: Będziemy jeszcze szczegółowo znęcać się nad wyzwaniami, które przerosły twórców, ale skoro zanurzyliśmy się już w problemie rozmów, to trzeba oddać Wachowskim & Co, że nie znają swoich możliwości. W filmie dużo jest dobrych, dowcipnych dialogów i wypowiedzi i wszystkie one mają dwie wspólne cechy - są krótkie i nie służą do przekazywania głębokich treści. Jeden z tego wniosek - panowie, pozostańcie przy jednolinijkowych dowcipach i rytmicznej fabule, bo w tym udaje Wam się wiele zmieścić, ale na Boga, ręce precz od długich przemów! Czy zdarzył się ktoś, komu te przydługie gadki zesłały na kręgosłup dreszcze Iluminacji? MCh: Wyjdę oczywiście na apologetę Wachowskich, ale w swojej naiwności wyjaśniłem sobie również drętwe gadki rewolucjonistów. Mianowicie jeśli okaże się, że Zion jest tylko kolejnym fikcyjnym światem matriksa, wyjdzie na to, że rewolucjoniści są jego agentami - świadomymi albo nie. A skoro tak, wyjaśni się, dlaczego gadają takie demagogiczne pierdoły w tak nieprzekonujący sposób. Zwracam w końcu uwagę, że jak przychodzi co do czego - konwersacja z Architektem na przykład - tekst dialogu robi się nagle fantastycznie finezyjny, frazy nabierają smaczków i okazuje się, że "jak chłopcy chcą, to potrafią". Chwilowo ciągle w nich wierzę i mam nadzieję, że trzeci film potwierdzi, że mieli w tym podejściu do dialogów master plan.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | KW: Mnie to zaskoczyło. I nie wierze, żeby nie miało jakiegoś sensu. Przecież przemówienie Morfeusza w Zionie to straszliwa demagogia w najgorszym stylu, zupełnie sprzeczna z dotychczasowym wizerunkiem tej postaci. Musi być jakieś jej wytłumaczenie. :-) PP: Z dowcipów zapamiętałem niestety tylko ten o "robieniu tych supermanowych rzeczy" przez Neo. Humor to zresztą dość cmentarny, bo naśmiewający się z ewidentnej słabości filmu - absurdalnych lotów bohatera służących chyba tylko do tego, żeby mógł przykucnąć z rozwianym płaszczem w chwili startu. Reszta humoru, jeżeli już, opiera się raczej na sytuacjach - dwóch mężczyzn i kobieta z kurczowo zaciśniętymi zębami w różnym otoczeniu. Tyle że to, podejrzewam, humor niezamierzony. Zwłaszcza we wzruszającej scenie wyjmowania pocisku, jako żywo sprawiającej wrażenie że Neo próbuje wykorzystać ostatnią okazję i sprawdzić, co porabia biust Trinity. MCh: Heh, no z tym trudno dyskutować. Nie rozumiem tej sceny uzdrowienia - to miało być kolejne zagęszczenie sygnałów o chrystusoidalnych cechach Neo? Kolejne pomieszanie po tym, jak w drugim filmie pojawiają się pod jego adresem sugestie raczej diabelskie (Zion prezentowany jest jako piekło zalane czerwienią i pełne rozpusty, Neo jest szóstym Wybrańcem)? Za cholerę nie potrafię tego wyjaśnić. Loty bohatera też wydawały mi się pomysłem od czapy. Tyle że dopełniają po prostu wcześniejszych supermanoidalnych sygnałów na jego temat - w pierwszym filmie skakał przez budynki i był szybszy od pocisków w locie. Tutaj jest ptakiem... nie, jest samolotem... znaczy jest Neo. Swoją drogą z rozmów z kilkoma osobami spoza "geek community" stwierdziłem, że te loty Neo najbardziej wszystkich wyalienowały i przekreśliły film. To zresztą jest zabawne - ludzie znoszą różne idiotyzmy fabuły, ale w końcu któryś wywołuje reakcję "nie, no to już naprawdę jest niemożliwe" :)  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | ER: Neo jest mesjaszem na miarę swoich czasów. Chodzenie po wodzie, mnożenie ryby, to już nikogo nie rajcuje. Musi używać mocy, które są czytelnym sygnałem dla dzisiejszych lokatorów Matriksa - latania i chińskich trzasków. KW: Dla mnie źródłem humoru był agent Smith. Dużo dystansu do świata ta postać zyskała. :-) Poza tym jest parę fajnych one-linerów. Da się przeżyć. Co do Neo, to uważam, ze udało się wyjść twórcom filmu obronną ręką z jego supermanowatości. Jak wiadomo, nie ma nic nudniejszego niż wszechmocny główny bohater. A na takiego wyglądał Neo po części pierwszej. Tymczasem tu nie tylko udało się pokazać jego ograniczenia (np. nie może być w więcej niż jednym miejscu na raz i ma problemy ze sformułowaniem zdania dłuższego niż 5 słów ;->), ale i eksmitując go w góry, by nie mógł wziąć udziału w największej scenie akcji tego filmu. Piękno i piękne ER: Jeśli chodzi o coś ładnego na źrenicę, to jest to jeden z filmów zasługujących na wyświechtane przymiotniki "zachwycający", "powalający", czy "przepiękny". Wiele z wad "Matrixa: Reaktywacji" gładzonych jest dzięki jego urodzie - nie ma czasu na wybrzydzanie, kiedy oko bieleje przy oglądaniu sceny na autostradzie. Mam wrażenie, że siła tego obrazu bierze się z jego dynamiki, film poraża ruchem i grą światła, a powolne, statyczne ujęcia wzmacniają jedynie, od czasu do czasu, siłę uderzenia. Czy też mylę się, czy nasi filmowi spece zaproponują inny sposób wyjaśnienia ciśnienia, z jakim spływające z ekranu fotony wgniatają widza w fotel?  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | PP: Scena pościgu na autostradzie wydaje się być może oszałamiająca, jeżeli nie oglądało się "Taxi". Niestety, w "Matrixie" cała energia poszła na ilość samochodów upchniętych w betonową rynnę i gdyby nie momenty spowolnienia, pełniące rolę podobną do sitcomowego śmiechu zza kadru ("uważajcie, to jest ekstra moment, jak będziecie rozmawiać o filmie to pamiętajcie o tym skoku na maskę"), właściwie nic by nie zostało do zapamiętania. Sprawę pogarsza absurdalność postrzelanego jak sito samochodu, w którym jedynym defektem jest przebita opona. O nietkniętych pasażerach tego wraku lepiej nawet nie wspominać. MCh: Taa, na mnie ten pościg też nie zrobił całościowo większego wrażenia, za wyjątkiem kilku pojedynczych pomysłów (skok na maskę, harmonijka w finale). Znacznie ciekawsze było dla mnie to, że Wachowscy ładnie wykorzystali w pościgu sposób definiowania tych bliźniaków - ich możliwości jednocześnie dawały im przewagę (przenikanie) i przeszkadzały (bo można też wypaść z samochodu w fazie przenikania). Natomiast pojedynek na dachu ciężarówki był już nudnawy, nawet jeśli pamiętać, że walki w "Matriksie" mają to samo założenie, jak w filmach honkgkońskich, do których nawiązują. Czyli że nie liczy się kto kogo, tylko w jaki sposób - poezja ruchu jest ważniejsza od wyniku walki (zwykle z góry wiadomego). ER: Problemem był tu Grubeusz, który poruszał się z wdziękiem bardzo zmęczonego hipopotama. Jeśli to miała być poezja ruchu, to on się jąka. KW: Ze scenami akcji miałem problem - następowały po bardzo istotnych dla fabuły rozmowach - z Wyrocznią i Merowingiem. Przez to, do połowy jeszcze tej sceny, myślałem o tekstach wypowiedzianych, nie mogąc jeszcze odłożyć mózgu na fotel obok i rokoszować się wizualnie nawalanką. Dlatego burly brawl wzięło mnie dopiero gdy Neo chwycił za kija. :-) Początkowo zastanawiałem się, dlaczego właściwie Neo znów zatrzymywał kule w walce w zamku. Odpowiedź jest prosta - było to tłem dla zatrzymania maszyn w Zionie, przywołanie skojarzenia. A to, jak szybko udało się określić możliwości i ograniczenia dwóch klonów Roberta Leszczyńskiego to majstersztyk. |
|