R. I. Prescott |
Kilogram świeżych pomarańczy |
Czytelnicy Esensji poznali już Autorkę z opowiadania "Boogie Street". Tym razem prezentujemy jej krótszą, weselszą historyjkę... |
 |
EPILOG 15.06.2000 godz. 6.00 Nagi mężczyzna przykuty za pomocą kajdanek (z różowym futerkiem wokół obręczy) do ulicznej latarni na placu Ratuszowym zdecydowanie nie pasował do porannego obrazu miasta. Z czarną aksamitką wokół szyi i wygolonym prawym pośladkiem, na którym miał wytatuowane koślawo: "Tutaj byłam.". Pod tym emotikon oznaczający uśmiech. I wyglądał, jakby trzeźwiał. Sądząc po słowach, które wydobywały się z jego ust. Przechodząca obok staruszka spojrzała oburzona: - Wstydziłby się pan używać takiego słownictwa! I kto to widział, żeby golić tyłek?! 15.06.2000 godz. 4.00 - No daj ładnie łapki. O tak, obejmij latarnię. Klik zatrzaskiwanych kajdanek. Skąd ona wytrzasnęła to różowe ohydztwo? Głowa mu pękała, chyba miał kaca. Zaraz, co ona robi? - Dlaczego ściągasz mi spodnie?! 15.06.2000 godz. 2.00 - Ej, przestań się rzucać. Tatuaż wyjdzie krzywo! - Kobieta w gumowych rękawiczkach zniechęcona odłożyła maszynkę do podręcznej walizeczki, w której miała pojemniczek z farbą, zapasowe rękawiczki i parę innych przedmiotów, jak na przykład krem do golenia i kilka jednorazowych golarek. - Aaale ppo cholerę mi tatuasszz? - wybełkotał i pociągnął łyk soku pomarańczowego. Smakował mu ten sok. Ze świeżych pomarańczy. PROLOG 14.06.1999 noc. Rzuciła telefonem o ścianę. Rozwalił się doszczętnie. Z trudem łapała oddech. Czuła się tak, jakby miała się zaraz udusić. Całe ciało bolało. Bolało potwornie serce. Zwinęła się wpół na podłodze i wyła. 14.06.1999 noc. Odłożył słuchawkę. Głupia, rozhisteryzowana dziewczyna. Przecież niczego jej nie obiecywał. W końcu zachował się wobec niej w porządku. Typowa sytuacja. Byle tylko nie zrobiła niczego głupiego. One tak mają. Zresztą, nie jego problem. 14.06.1999 rano. Spojrzała w okno. Wstawało słońce. Zaśmiała się. Przeżyła. 14.06.2000 godz. 20.00 - Cześć - usłyszał w komórce znajomy głos - słuchaj, wiem, że to głupie dzwonić do ciebie, ale po prostu nie miałam do kogo zadzwonić. Dziękuję, że odebrałeś. - Co się stało? - Okradli mnie na dworcu. Zabrali mi plecak. - Nic ci? - Nie, nie. Zgłosiłam to już policji, poblokowałam karty, ale wiesz, w tej chwili jestem bez kasy i dokumentów, nie mam się gdzie podziać. A tylko ciebie tutaj znam... Rano zadzwonię do rodziny, teraz nie chciałabym ich denerwować. Za to zostałam z kilogramem pomarańczy. - Zaraz po ciebie przyjadę. 14.06.2000 godz. 22.00 Przyglądał się jej. Wciąż była tak samo seksowna jak wtedy, kiedy ją poznał. Może nawet bardziej. Podchwyciła to spojrzenie. - I co, żałujesz, że wtedy zrezygnowałeś? - Wiesz przecież... - Wiem. Podeszła do niego. Blisko. Chwycił ją za biodra. Przyciągnął do siebie. Nadal go pociągała. Cholernie go pociągała. Boże, jak ona potrafi całować... - A! - wrzasnął. Ugryzła go w wargę. Mocno. - Nawet nie myśl, żeby teraz się wycofać... Wycofać? Nie ma mowy. Poza tym trzeba się odgryźć. Co za śliczne ucho... 15.06.2000 godz. 0.00 - Zrobię Ci soku. Ze świeżych pomarańczy. W końcu tyle dobytku mi zostało. Kupiłam dzisiaj rano u nas na targu, mam takiego upatrzonego gościa. Sprzedaje fantastyczne owoce. Będzie Ci smakował. Wymknęła się z łóżka, zręcznie ukrywszy ciało w jego koszuli. Wyciągnął za nią rękę. No, przynajmniej tym razem nie okazał się frajerem. |
|
 |
|