 |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Dopóki siedzimy w kinie, "Życie za życie" wydaje się filmem co najmniej przyzwoitym. Znane nazwiska, dobre aktorstwo, sprawna realizacja i budzący kontrowersje temat - kara śmierci. Prawdopodobnie jest to także film, który potrafi trzymać w napięciu i zaskoczyć (tylko "prawdopodobnie", ponieważ wszystko zależy od tego, jak szybko uda nam się domyślić, jaką to niespodziankę przygotowano dla nas na zakończenie). Ogląda się więc przyjemnie, jednak, gdy po ostatniej scenie przychodzi chwila refleksji i całościowe spojrzenie, "Życie za życie" pokazuje wszystkie swoje słabości. Obraz jest zlepkiem ogranych pomysłów, składany z wykorzystywanych już po wielokroć elementów, które tu nie bardzo chcą stworzyć spójną całość, próbuje być mieszaniną różnych gatunków, ale zawodzi w każdym z nich, a im dłużej się zastanawiać, tym wydaje się bardziej niedopracowany. Kevin Spacey odtwarza rolę profesora filozofii, tytułowego Davida Gale'a, bojownika w sprawie zniesienia kary śmierci w Texasie, który, paradoksalnie, sam zostaje na nią skazany za rzekome morderstwo na swojej bliskiej przyjaciółce Constance. Trzy dni przed egzekucją zgadza się udzielić ekskluzywnego wywiadu reporterce Bitsey Bloom (Kate Winslet), w trakcie którego spróbuje przekonać ją o swojej niewinności. W trzech długich retrospekcjach (trzy kolejne dni) Gale opowiada swoją wersję wydarzeń, a w międzyczasie Bloom prowadzi śledztwo, które ma uratować profesora przed śmiertelnym zastrzykiem. Pierwsze kilkadziesiąt minut filmu zapowiada dramat z zacięciem społecznym... ale nie do końca. Niby wszystko obraca się wokół kary śmierci, ale temat potraktowany jest bardzo płytko, bohaterowie powtarzają argumenty, które słyszeliśmy już wielokrotnie w kinie i poza nim, a postawa Gale'a i organizacji, do której należy, sprowadza się do wielokrotnie powtarzanego widzowi stwierdzenia "mówimy nie, bo czasem giną niewinni ludzie". Twórcy dość uparcie nie chcą pójść w rozważaniach dalej - telewizyjna debata Gale'a z politykiem, dajmy na to, mogła zaprezentować interesującą, bezpośrednią konfrontację przeciwnych stron, ale została wykorzystana tylko po to, aby ukazać impulsywność głównego bohatera. I tak jest z każdą kolejną sceną, która mniej lub bardziej zahacza o temat, a spełnia w rzeczywistości zupełnie inną rolę. Jednak wraz z upływającymi minutami kwestia kary śmierci schodzi na dalszy plan i mniej więcej po godzinie projekcji "Życie za życie" zamienia się w czystą sensację. Osią fabuły staje się śledztwo Bloom oraz odkrycie prawdziwej wersji wydarzeń. Niestety od razu ujawnia się największa wada filmu - wspomniana już przewidywalność. Nie trzeba być wielkim miłośnikiem kina sensacyjnego i znawcą stosowanych przez hollywoodzkich scenarzystów sztuczek, aby domyślić się finału i to na długo przed końcem. Zresztą nie tylko finał jest łatwy do odgadnięcia, w trakcie filmu co chwila błyśnie nam myśl "co będzie za chwilę" i, zapewniam - nie pomylimy się. Widz swoje śledztwo może zakończyć sukcesem dobrą godzinę przed panią Bloom na ekranie i przez ten czas film jest zwyczajnie nudny.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Kilka słów pochwały należy się aktorom, którzy sprawiają, że mimo wszystko "Życie za życie" ogląda się z zainteresowaniem. Świetna jest Laura Linney w drugoplanowej roli Constance, zamordowanej przyjaciółki Gale'a, oraz Kate Winslet jako bezkompromisowa reporterka. Co do postaci pierwszoplanowej, to Kevin Spacey gra... jak zwykle, jego ascetyzm w ekspresji i mimice trochę się już przejadł, trudno jest wypatrzyć w tej kreacji bohatera. Aktor niespecjalnie się stara, aby wybrnąć ze schematu inteligentnego milczka-ofermy. "Życie za życie" to film, w którym nic się nie klei. Zawodzi zarówno jako obraz będący kolejnym głosem w sprawie kary śmierci, bo twórców tak naprawdę wcale to nie interesuje, oraz jako thriller, bo jest boleśnie przewidywalny. Gdzieniegdzie na siłę poupychane są sceny, które mają chwilowo zwiększyć napięcie, ale zupełnie im się to nie udaje. Z politowaniem obserwuje się poczynania Kate Winslet sprawdzającej, czy ktoś nie kryje się za prysznicem czy "dramatyczną" awarię samochodu (zasygnalizowaną na samym początku, aby choć trochę zmniejszyć jej niewiarygodność). To chyba jedno z najbardziej dyskwalifikujących film odczuć, gdy wiemy, w jaki sposób reżyser chciał daną sceną nas zamanipulować, ale zupełnie mu się to nie udało. Niestety "Życie za życie" całe jest takie.
"Życie za życie" (The Life of David Gale) USA 2003 Reżyseria: Alan Parker Scenariusz: Charles Randolph Muzyka: Alex Parker, Jake Parker Obsada: Kevin Spacey, Kate Winslet, Laura Linney |
|