nr 05 (XXVII)
lipiec 2003




powrót do indeksunastępna strona

Julia Dmytruk
  Miłości szukaj w wietrze

        ciąg dalszy z poprzedniej strony

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
     Imriel pozostała na Wyspie jeszcze jeden dzień, a potem tydzień i miesiąc. Codziennie Turamarth znajdował kolejny ważny powód, by ją zatrzymać, aż w końcu i ona zaczęła wyraźnie odwlekać swój wyjazd.
     
     ***
     
     Był 14 styczeń 3019 roku. W tym samym czasie, daleko na zachodzie, Drużyna Pierścienia przemierzała mroczne sale krasnoludzkiego Cudu Północy - Morii.
     Złote plamy zimowego słońca tańczyły po marmurowej podłodze biblioteki. Powietrze wypełniał zapach kurzu, starych ksiąg i truskawek, leżących w srebrnej misie obok szachownicy. Truskawki w zimie to niewątpliwa korzyść z bycia magiem.
     - Mój ruch? - Turamarth z trudem oderwał wzrok od elfki i poruszył misternie rzeźbioną figurą czarnego konia. Z nieskrywanym zainteresowaniem przyglądał się jej, niedbale półleżącej na niedźwiedziej skórze. A Imriel, zdając sobie z tego sprawę, nadal ignorowała jego zachwycone spojrzenie, poświęcając całą swą uwagę grze w szachy.
     Po chwili zastanowienia uniosła na dłoni białą królową.
     - Nie martw się, i tak grasz nieźle. - Uważnie obejrzała figurynkę i opuściła rękę.
     - Szach. - W końcu spojrzała na niego. - I mat. - Uśmiechała się, a w jej niesamowitych oczach tańczyły ogniste iskry. Wstała i wciąż śledzona jego wzrokiem obeszła szachownicę, by usiąść obok niego tak blisko, że słyszał bicie jej serca.
     - Czemu tu przybyłaś? - wyszeptał cicho, prawie niedosłyszalnie.
     - Tak chciało przeznaczenie. - Spojrzała mu prosto w oczy, w tę bezkresną przestrzeń, szarą niczym zimowe niebo. - Ataromen nadał ci imię Turamarth. Czy wiesz, co ono oznacza?
     - Wiem, "Pan Przeznaczenia".
     - A czy wiesz, kto siebie tak nazwał? "Turamarth" znaczy to samo, co "Turambar", imię przyjęte przez Turina, syna Hurina.
     Mężczyzna pochylił głowę i rzekł ze smutkiem - Czyżby miało mnie czekać to samo, co spotkało nieszczęsnego Turina Turambara? Czy również mam utracić tych, których kocham?
     Imriel dotknęła lekko jego dłoni.
     - Nie musi tak się stać. Gdybym tylko władała taką mocą, jaką ma Zwierciadło Eldarów...
     - Nie! - Turamarth zerwał się na równe nogi i stanął, patrząc na nią z wyrzutem i niedowierzaniem.
     - Przepraszam, nie powinnam o to prosić. - Elfka również wstała i powoli, krok za krokiem, podchodziła do niego.
     - Wybacz mi, ale musiałam spróbować, bo to naprawdę mogłoby pomóc, ale skoro nie chcesz... - przemawiała do niego cicho, łagodnie, jak do dziecka. - Już dobrze...
     Spojrzenie jej oczu, aksamitny głos uderzały mu do głowy niczym najlepsze wino. I tylko przez chwilę, zanim zanurzył się w upajającym jaśminowym wietrze, błysnęła mu trzeźwa myśl, iż Imriel może z nim zrobić wszystko, co tylko zechce.
     
     ***
     
     Mijał już szósty miesiąc od ich pierwszego spotkania i Imriel coraz częściej wspominała o wyjeździe. Pewnego wieczoru, gdy stwierdziła, że wyjeżdża nazajutrz, Turamarth wezwał ją do zachodniej wieży. Gdy weszła po krętych, ciemnych stopniach na sam szczyt, ujrzała okrągłą komnatę, której jedyną ozdobą było duże, stojące na środku lustro. Od zwierciadła oprawionego w polerowany mahoń bił taki blask, że oświetlał jasno całe pozbawione okien pomieszczenie.
     - Oto ono - Turamarth stał obok drzwi, a jego czarne loki spływały swobodnie do ramion.
     Na twarzy Imriel pojawił się wyraz zaskoczenia. Powoli, z niedowierzaniem podeszła parę kroków, zamarła. Nagle gwałtownie odwróciła się, jakby zamierzała wybiec stąd i opadła na kolana.
     - Imriel! - Mag podbiegł i przyklęknął obok niej. - Przecież sama tego chciałaś, więc proszę, możesz je zabrać, tylko nie odchodź!
     Imriel ukryła twarz w dłoniach.
     - Zabierz je stąd, zabierz ode mnie! Ja nie mogę, nie rozumiesz?! - Uniosła ku niemu swoje wielkie, złote oczy, błyszczące od łez. - To nie jest tak, jak myślisz. Nie jestem Imriel, a raczej... Teraz już jestem, ale wcześniej byłam kimś zupełnie innym, kimś gorszym! Stworzonym dzięki mocy Jedynego Pierścienia. Ta obręcz... - dotknęła srebrnej ozdoby - przez długi czas była moim domem. Jest na niej wyryte moje imię, moje prawdziwe imię, którego nie pamiętam. Ja... stałam się Imriel w podziemiach twierdzy w Górach Popielnych. Ale ona nie umarła, została we mnie, w moich myślach. Słyszałam ją, słyszałam, jak przeraźliwie krzyczała i błagała o pomoc... Później dużo rozmawiałyśmy, bo ja... Wiesz, zawsze chciałam być taka jak ona, taka piękna, szlachetna, kochana. Ale On kazał mi tu przyjechać, zdobyć Zwierciadło i odnaleźć Pierścień. A odkąd tu jestem, nie słyszałam jej głosu ani razu. Boję się... Boję się, że zginęła, że jej więcej nie usłyszę...
     - Cicho, ciiiiicho - Turamarth przytulił ją i spojrzał na litery widniejące na cieniutkiej obręczy: "ANAEL". - Bez względu na to, czym byłaś, teraz jesteś prawdziwą elfką o imieniu Imriel. Nie możesz być Anael, przecież nie pokochałbym...
     Nie patrzyła na niego, tylko gdzieś w przestrzeń.
     - Boję się... On też się boi. Nie wiem czego, ale czuję jego strach, jego myśli, gorączkowo szukające kogoś... czegoś... Pierścienia? Nie może go zobaczyć, nie wie, gdzie jest...
     - Więc spojrzyj w Zwierciadło, znajdź Jedynego i przekaż go Sauronowi. Wtedy będziesz bezpieczna.
     - On mnie zniszczy! Zniszczy też ciebie i mnie, i cały świat, i elfy też zniszczy. Odbierze mi wszystko...
     Nagle zesztywniała, a źrenice jej oczu rozszerzyły się gwałtownie.
     
     Był 25 Marca 3019 roku. Frodo Baggins i Sam Gamgee dotarli do Orodruiny. Smeagol zwany Gollumem wyrwał Frodowi Pierścień i runął w Szczeliny Zagłady. Pierwotny ogień pochłonął Jedyny Pierścień, Czarna Wieża zamieniła się w pył.
     
     Imriel uśmiechnęła się blado.
     - To już koniec... Odnajdziesz mnie... w wietrze... - wyszeptała, osuwając się na kamienną posadzkę.

powrót do indeksunastępna strona

5
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.