nr 05 (XXVII)
lipiec 2003




powrót do indeksunastępna strona

Szept
  Szept poleca

        Gilbert, Cyrylus, datura, Semideus, nonFelix, Vel, washi washi, Ania, nonFelix
      Gilbert     1. na starcie
     
     ludzie wynikają z przypadku z mgły grzechu
     umykającego chyłkiem z pokoiku hyc hyc
     na piątym piętrze ale już wyżej jestem siedzę
     
     patrzę na grzechy umykające hyc hyc z
     lepszej perspektywy i obmyślam strategię
     jak je sprowadzić spowrotem żeby zamknąć
     
     na dole babcie mogłyby wtedy wrócić
     do rozmów z pieskami a uzależnieni spaliby dalej
     w wagonikach metra na ostatniej stacji
     
     rozumiem lecz mając wybór między złem
     a złym bo ściany są zbyt lańcuchy przypominają
     że za nimi zimne wyostrza cienie gdy wychodzi
     
     słońce zza chmur słoneczko moje nadal jestem
     zeszłorocznym liściem wyczekującym by wiatr
     posunął tak posunął mnie żebym cicho szeleścił
     
     i jęczał świat który doprawdy bezużyteczny
     okazał się choć "życie jest piękne" co tak często powtarzasz
     to gdybym miał wybór wybrałbym grabie i płomień
     
     ogień spalarni liści lecz takiego wyboru nie może
     nikt mi dać takiego końca więc staję cierpliwie
     w poczekalni bo koniec końców być może
     
     niedługo może stanie się i początkiem
     bez końca nieskończonym początkiem bądź
     zdaniem które mantrujesz cicho stań przy mnie




      Cyrylus     *** [moje łóżko]
     
     to już nie jest
     tylko moje łóżko
     mieszkają tu ze mną
     duchy wspomnień
     w formie twojego ciała
     na ścianach wiszą
     szkice naszych pocałunków
     wykresy słów
     diagramy spojrzeń
     na nadgarstkach
     widnieje rzeźba naszego rozstania
     siostra oddziałowa
     poprawia poduszkę
     co godzinę
     nie wie
     że to już nie jest
     tylko moje łóżko
     że ty dalej
     skoro ja dalej
     żyjesz




      datura     *** [boję się]
     
     dedykowane J.
     
     I
     Boję się
     Boję się Ciebie
     Boję się Ciebie samej
     Boję się Ciebie samej zostawić, choć na malutkie, pieprzone pięć minut.
     
     Każde okno, nóż, apap leżący na stole
     Przerażają mnie
     A ty siedzisz na parapecie
     Popijając wódkę, której przecież tak nie znosisz.
     
     Który to już tydzień?
     Czwarty? Piąty?
     Od razu wyjaśniam: ona nie jest w ciąży
     A więc który to już tydzień?
     Nowa formuła odliczania czasu;
     Wstecz
     
     To chyba była niedziela, tak na pewno
     Następnego dnia poszłam normalnie na zajęcia
     A w niedziele…
     Już chyba wtedy byłam bezsilna, tak na pewno
     Byłam bezsilna
     Bo przecież i tak zrobiłaś to, co chciałaś.
     
     I wiecie co? Ja nadal jestem bezsilna
     I powiem wam coś jeszcze:
     Ja ją kocham, choć sama nie wiem dlaczego.
     
     
     II
     Może dlatego, że nauczono mnie cię kochać
     Albo dlatego, że znam cię od zawsze
     Albo ot tak, z nudów.
     
     
     III
     Zastanawiam się, co zrobisz jutro
     Za cztery tygodnie. Za pięć.
     Ciekawe czy ja tyle wytrzymam.
     
     Dlaczego ty już nie jesteś ciekawa
     Tego, co się wydarzy?
     
     Przecież jeszcze do cholery może być normalnie
     Musi być jeszcze normalnie
     Będzie normalnie
     Normalnie.




      Semideus     egzamin z rysunku
     
     ołówek roztańczony ręką
     biednego kandydata zaczął pląsać
     i śnieżną biel grafitem kąsać
     papier tylko cicho jęknął
     
     przy pomocy kreski czarnej
     zręczne ręce narysowały
     domy mosty drogi skały
     w perspektywie linearnej
     
     gumka i ołówek sadzą teraz las
     aby otoczyć brył skupisko
     przypominające nieco wysypisko
     niedługo skończy się czas
     
     przyszły student zmarszczył brew
     i pokrył wiatru podmuchami
     kartkę wypełnioną koronami
     milczących srebrnoszarych drzew
     
     ostatnie minuty egzaminu mijają
     jeszcze jedno gumki maźnięcie
     i kandydaci idąc jak na ścięcie
     rysunki na pastwę komisji oddają
     ...
     nie pomogły płacze i wykręty
     bogatych dzieci ani pieniędzy pliki
     bo napis na liście gdzie były wyniki
     brzmiał:
          TYLKO podmiot liryczny przyjęty
          (bo w tym roku zrobiliśmy odmianę
             postawiliśmy na talent)




      nonFelix     behema
     
     drzwi i okna zamurowane na zawał
     śpieszmy się już śpieszmy się gdzieś
     ktoś mruczy przytulony do ściany
     wydrapał inicjały szachowych wież
     (w lustrzanym odbiciu
     inicjuje dzień)
     
     słońca budzą miarowo
     chmurami wiatr stop stop i wdech
     ciąg od sufitu do pecev podłogi
     płomień znaczy wosk znaczy czas znaczy cień
     
     beznadziejni bez nadziei
     pamiętam tę twarz pamiętam tę twarz
     winem obmyci i octem skropieni
     wycieramy absyntem ślady własnych prawd
     (przecieramy klamki
     mgłą oddechu słów)
     
     deszcz jakby spada wraz z niebem wraz z nim
     nasącza włosy przerzedza krew
     po grząskiej glinie bosymi stopy
     za ręce ach chodźmy zapadać w sen
     
     przeciągnięci na stronę tatarakiem stawów
     nie możemy się złamać kto nie może wstać
     zacznijmy musimy musimy zapłakać
     musimy krzyczymy walimy za świat
     (za: ból za: pieniądze
     za: późno za: nic)




      Vel     dokonano odwiedzin
     
     dokonano odwiedzin mówisz
     okiem nastawiasz ostrość na baczność staję
     uwaga! Przy pracy krzywda się dzieje
     znowu zabrakło herbaty
     
     fałszerstwo przewraca się bezsennie
     celnością zdrada uczucie godzi
     brawo! Krzyczy piękna pani
     "wózek z dzieckiem zabrano"
     nie masz prawa fantazjować to
     mylnie obrazy widzieć
     źle jest naginać wieczór - narkotyk
     w pętlę skręcać niewinny zielony
     listek deptać rzeczy brata
     chować przykrywać i oszukiwać
     nie wolno przede wszystkim
     buty przy ziemi zostawić
     i ręce w kieszeni nosić
     klucze bezpiecznie przyczepić
     sznurkiem włosy związać i szyję
     myć zawsze rano




      washi washi     *** [żaden bóg...]
     
     Żaden bóg nie jest potrzebny
     By ocalić sens świata
     Bo takiego sensu nie ma
     Rozpad tylko i nicość
     Pomyłka w logicznym rachunku..
     Czy taka prawda może wypełniać tęsknotą serce człowieka
     Moje serce tęskniące za tobą?
     I resztę ciała, ciała i umysłu..?
     Jestem tak twój jak mnie kochasz,
     Tak twój jak pragniesz uskrzydlony układać we mnie siebie
     I doznawać przy mnie ziemskości
     Piórko na dziś aż do soboty
     Szorstość kory i zapach mchu
     A dla mnie
     Nieokreślenie stopnia w jakim tęsknię sam za sobą
     Nie za kolejnymi namowami
     Za sobą bez ograniczeń
     Za czasem pozamykanym w pocałunkach
     Śpiesznie mi wykradanych
     Chcę siebie prawdziwie poczuć




      Ania     Już nie
     
     zakwitasz ćmą w mojej głowie
     który szptem całujesz źrenice
     nie pytaj skąd w moich włosach księżyc
     nie chcę kłamać i ranić jeszcze bardziej
     
     zakwitasz ćmą w mojej głowie
     który szptem całujesz źrenice
     ku kolejnym zaćmieniom w moich oczach
     nowych dróg nie szukaj nie znajdziesz




      nonFelix     *** [noc ma na imię...]
     
     noc ma na imię Marta -
     skulona w psiej budzie
     wylizuje stygmaty
     Marta boi się poranka
     i boi się bohaterów
     którzy przyżekli zginąć w walce z jej smokiem
     Marta boi się szaleńców
     
     przyciśnięty do piersi lodowaty
     pieszczący podbrzusze kanister
     benzyny
     wibruje w werblach serca
     kiedy oboje czekają na iskrę
     
     w psiej budzie
     namaszczona świtem
     w ramionach dziewięćdziesięciopięciooktanowego boga
     szarfami tęczy przepięta na piersiach
     Marta przypala papierosa
     i staje w witrażach zenitem
powrót do indeksunastępna strona

14
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.