nr 06 (XXVIII)
sierpień 2003




powrót do indeksunastępna strona

R.I. Prescott
  Otworzyłam drzwi

        Czytelnicy Esensji poznali już Autorkę przy okazji publikacji opowiadań "Boogie Street" i "Kilogram świeżych pomarańczy". Niniejszym przedstawiamy jej bardzo nastrojową miniaturę.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
     Otworzyłam drzwi. Klucze usiłowałam wrzucić do małego wiklinowego koszyka stojącego na komodzie. Jak zwykle nie trafiłam. Uderzyły z brzękiem o podłogę, jednak dzisiaj nie zamierzałam ich podnosić. Mój towarzysz spojrzał na mnie zdziwiony, ale nic nie powiedział. Ręką wskazałam mu wnętrze mieszkania. To w zasadzie tylko duża przestrzeń z wydzieloną kuchnią. No i łazienka. Sypialnia odgrodzona od reszty ścianami z luksfer. Rzuciłam mokre okrycie na podłogę, on zrobił to samo. Potem podszedł do okna. Znacie te wielkie, półokrągłe okna, od podłogi prawie do sufitu. Z zewnątrz lustrzane, zapewniały pełną prywatność, od wewnątrz przezroczyste, porażały widokiem na wspaniałe, rozgniewanie, wzburzone morze. Filtry w szybie czyniły wodę delikatnie zielonkawą. Mimo sztormu wydawała się przyjazna, prawie gładka. Takie dające nadzieję złudzenie.
     Stał przy oknie i spoglądał w przestrzeń. Poszłam do kuchni przygotować coś do picia. Kiedy podeszłam do niego wciąż tam stał, wystukując palcami na szybie jakiś tylko jemu znany rytm. Trąciłam go lekko w ramię, spojrzał na mnie trochę nieprzytomnie.
     - Twoje cappuccino - podałam mu kubek. Wziął go w obie ręce, ostrożnie, grzejąc je ciepłem parującej kawy. Upił ostrożnie łyk. Potem drugi. A potem znowu zapatrzył się w morze. Usiadłam w fotelu, wygodnym i ciepłym. Wyciągnęłam się na nim, siadłam bokiem, podkurczyłam nogi i ujęłam filiżankę podobnie jak on - kubek w dwie ręce. Każdy cierpki łyk zielonej herbaty smakował jak pierwszy i zarazem ostatni. Oderwał się od okna, podszedł do mojego fotela, uśmiechając się trochę niepewnie.
     - Mogę?
     Zrobiłam mu miejsce. To śmieszne, że dwoje ludzi jest w stanie zmieścić się w jednym fotelu. Oparłam się o jego pierś. Objął mnie jedną ręką, w drugiej trzymał wystygłą już kawę. Piłam swoją herbatę maleńkimi łykami do dna. Było mi dobrze, ciepło, bezpiecznie. Wstałam, spojrzał pytająco.
     - Zaraz wracam, odstawię tylko naczynia do zlewu.
     Pokiwał głową. Zrozumiał. Uśmiechnął się krzepiąco i podał mi swój kubek. Zaniosłam je do kuchni, włożyłam do zlewozmywaka, nie będę ich zmywać. Obrzuciłam pomieszczenie wzrokiem - czyste, przyjemne, stalowe. Brązowo-popielaty kubek z wizerunkiem delfina i brunatno-białymi krążkami po kawie i piance z mleka oraz biała filiżanka z fusami herbacianymi dodawały mu swojskości. - Tak - pomyślałam - tak właśnie powinna wyglądać moja kuchnia. W takiej chwili jak ta. Wróciłam do pokoju. Nasze płaszcze, mokre, walały się po podłodze. Wyglądały jakby się obejmowały. Rozczuliło mnie to, a obiecałam sobie przecież, że będę dzielna, nie będę się mazać. Chwycił mnie za rękę, przyciągnął do fotela, posadził sobie na kolanach i mocno przytulił.
     - Już dobrze - gładził moje włosy. - Już dobrze.
     Dobrze. Miał rację, nie udało nam się, choć bardzo się staraliśmy. Stało się. A teraz mamy chwilę dla siebie, ostatnią chwilę dla siebie samych. Bez narzuconych nam norm, zachowań, reguł, ograniczeń. Wtuliłam się mocniej w jego ramiona, obydwoje spojrzeliśmy na morze za oknem. Pocałował mnie w głowę. Widzieliśmy jasne światło zbliżające się w naszą stronę.
     - Kocham Cię.
     - Kocham Cię.
     Wyszeptaliśmy jednocześnie. Blask nas oślepił...

powrót do indeksunastępna strona

28
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.