nr 06 (XXVIII)
sierpień 2003




powrót do indeksunastępna strona

Agnieszka "Achika" Szady
  Próby i błędy

        ciąg dalszy z poprzedniej strony

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
     Zapatrzył się przed siebie, w pusty ekran.
     - Walka - powiedział w końcu. - Jakiś korytarz, pola siłowe... nie wiem, co to było. I to, że do niego biegnę, i...
     Urwał, potarł mocno dłonią czoło. Potem spojrzał na Nessie. Patrzyli na siebie długą chwilę z jednakowym strachem. Każde chciało powiedzieć coś pocieszającego, ale żadne słowa nie przychodziły im do głowy.
     Obi-Wan nagle zdecydowanym ruchem odwrócił się do pulpitu sterowniczego i zaczął przeprogramowywać kurs. Nessie patrzyła mu na ręce nie będąc chwilowo w stanie uporządkować myśli.
     - Co robisz? - spytała głupio, bo ze swego miejsca doskonale mogła odczytać nazwy i symbole pojawiające się na małym monitorze komputera nawigacyjnego.
     - Lecimy do sektora Yeris - odparł Obi-Wan nie odrywając wzroku od przyrządów.
     - A... a Rada?
     Posłał jej przelotny uśmiech, czy raczej coś, co w innych okolicznościach mogłoby być uśmiechem.
     - Rada kazała mi tylko po ciebie lecieć. Wcale nie mówili, że mam cię przywieźć prosto na Coruscant.
     Nessie z westchnieniem ulgi opadła na oparcie fotela. Jeszcze nie bardzo mogła uwierzyć, że ten zawsze rozsądny Obi-Wan niemal bez zastanowienia podjął decyzję, która... którą...
     Którą ona sama też podjęłaby bez zastanowienia.
     - No, trzymaj się - rzucił znad sterów Kenobi. Szybko zapięła pasy bezpieczeństwa. Statkiem ostro szarpnęło, kiedy wychodzili z nadprzestrzeni w jakimś na chybcika wybranym miejscu - w całkowitej, czarnej pustce, daleko od jakichkolwiek układów gwiezdnych. Obi-Wan wprowadził do komputera współrzędne nowego skoku i po chwili znów przyśpieszenie wgniotło ich w fotele.
     - Załatwione - odchylił się w fotelu, rzucając ostatnie spojrzenie na wskaźniki. - Na Yeris będziemy za niecałe pięć godzin... to dużo bliżej niż Coruscant, więc tak czy siak jesteśmy wygrani - próbował żartować.
     - Jak zamierzasz znaleźć Qui-Gona? - zapytała cicho Nessie. Rzucił jej pokrzepiający uśmiech spojrzała mu w oczy i nagle też uśmiechnęła się, widząc w tych oczach zrozumienie i głębokie poczucie wspólnoty.
     - Znajdziemy - powiedział z niezachwianą pewnością człowieka, który podjął decyzję i nie zamierza teraz dać się załamać przeciwnościom. - We dwójkę na pewno go znajdziemy.
     
     
     Rozmawiali, żeby zabić czas. Nessie skrótowo zrelacjonowała Obi-Wanowi swoje przygody, potem namówiła go, żeby opowiedział jej o swojej misji na Abregado, gdzie kilku rycerzy Jedi wysłano, aby zapobiegli grożącej planecie wojnie domowej. Opowiadał barwnie i z zapałem, co pozwoliło obojgu odwrócić uwagę od niewesołych myśli.
     - ...rozumiesz, to było prawie niemożliwe do udowodnienia, że to przedstawiciele opozycji zlecili zamordowanie doradcy prezydenta. Aż dopiero mistrz Dyas wpadł na pomysł, żeby sprawdzić, z jakiego źródła szły przelewy bankowe na koncie mordercy. Oczywiście posługiwali się fałszywymi nazwiskami, ale udało się nam ustalić, że pośrednikiem był niejaki...
     Brzęczyk oznaczający zbliżanie się do celu przerwał tę sensacyjną opowieść. Kenobi wyprowadził statek z nadprzestrzeni: daleko przed dziobem statku pojawiła się szaro-błękitna planeta otoczona rojem stacji kosmicznych.
     Obi-Wan i Nessie spojrzeli na siebie. W tym samym momencie na desce rozdzielczej zapikał sygnał wiadomości. Popatrzyli na wyświetlacz.
     - Z Coruscantu?... - zdziwił się Kenobi. - A, nie: tylko przekazana via Coruscant. Zobaczmy, kto to.
     Wcisnął klawisz odtwarzania i oboje z Nessie aż zastygli, słysząc z nadajnika znajomy głos.
     - Obi-Wanie, dowiedziałem się, że jesteście z Nessie w układzie Sluis Van, ale nie mogę się połączyć z twoim statkiem, więc pewnie weszliście już w nadprzestrzeń. Skończyłem pomyślnie misję na Yeris, wracam na Coruscant najbliższym transportem. Więc czekajcie tam na mnie... i nie róbcie już żadnych głupstw, dobrze? - Nessie mogła sobie doskonale wyobrazić tę niby-ubolewającą minę pod tytułem "Te dzieciaki kiedyś mnie wykończą", którą mistrz na pewno zrobił przy tych słowach. - Niech Moc będzie z Wami.
     Nagranie skończyło się. Kenobi w długim wydechu wypuścił trzymane w płucach powietrze i chwycił komunikator.
     
     
     Lądowisko dla małych jednostek znajdowało się w pewnym oddaleniu od portu pasażerskiego, więc musieli jeszcze złapać jakiś transport naziemny. Mimo jaskrawo świecącego słońca było dość chłodno, wiał porywisty wiatr. Obi-Wan i Nessie jednak nie zwracali na to uwagi.
     Wyskoczyli z poduszkowca na ogromnym placu przed budynkiem portu. Był zapełniony tłumami podróżnych spieszących we wszystkich możliwych kierunkach, ale oni bez trudu wyłuskali spośród nich postać mistrza. Czekał tak, jak się umówili, przy kwietniku ozdobionym fontanną i jakimiś strzelistymi roślinami.
     W miejscu publicznym nie wypadało rzucać się sobie w objęcia, wymienili więc tylko formalny ukłon, ale Nessie popatrzyła Qui-Gonowi w oczy i nie trzeba już było słów. Wiedziała, że Kenobi czuje to samo.
     - Ja też się cieszę, że was widzę - uśmiechnął się mistrz.
     Nessie roześmiała się w głos, z uczuciem, jakby wróciła do domu. Qui-Gon żartobliwie pogroził jej palcem.
     - Zaraz mi wyjaśnisz, co to za historia z tą ucieczką, moja panno.
     Rzuciła Obi-Wanowi szybkie spojrzenie z ukosa, jakby chcąc zapytać: "Powiemy mu?".
     - Chodźmy coś zjeść - zaproponował Obi-Wan. - W jakieś spokojne miejsce. Tam ci wszystko opowiemy.
     
     
     Siedzieli w pomalowanej w pastelowe odcienie fioletu i różu restauracji szybkiej obsługi, w najdalszym kącie, tuż koło panoramicznego okna z widokiem na promenadę, port i startujące statki. Nessie nie odzywała się, pozwalając Obi-Wanowi opowiedzieć wszystko o trapiących ich oboje snach. Mistrz skończył słuchać i pokiwał głową, gładząc w zamyśleniu przystrzyżoną brodę.
     - Korytarz z polami siłowymi? Nie, nie byłem w żadnym podobnym miejscu. To może być wizja przyszłości, może bardzo odległej, może w ogóle się nie spełni... Wiesz, co powtarza Yoda.
     - Tak, wiem. "Przyszłość jest zawsze w ruchu" - Obi-Wan obracał w ręku swoją szklankę z napojem, wyraźnie nie przekonany. - Ale to, że mieliśmy te wizje obydwoje...
     - ...niczego jeszcze nie dowodzi - wpadł mu w słowo Qui-Gon. - A może raczej: niczego poza waszym przywiązaniem do mnie. - Z uśmiechem wziął ich za ręce. - Dziękuję - dodał cicho.
     Robot-kelnerka przytoczył się do ich stolika, rozstawił na blacie zamówione dania: roślinne kulki i jakieś naleśniki z wymyślnymi nadzieniami. Jedli ze smakiem Obi-Wan między jednym kęsem a drugim streszczał swoje przygody na Abregado. Kiedy skończył, Qui-Gon powiedział:
     - No to teraz ty, Nessie, opowiedz, co ci się przydarzyło. I dlaczego masz na tunice ślad od miotacza. Byłaś ranna?
     - Przed okiem mistrza nic się nie ukryje - roześmiał się Kenobi.
     Nessie w wyważonych słowach złożyła relację o wydarzeniach od chwili opuszczenia Coruscantu, starannie omijając wątek Ciemnej Strony.
     - ...mieliśmy uszkodzone silniki manewrowe, ale złapali nas promieniem ściągającym i zadokowaliśmy bez problemów. Dali mi kwaterę i poszłam spać, bo byłam zmęczona, a na drugi dzień przyleciał Obi-Wan. I to właściwie wszystko.
     - Poradziłaś sobie jak prawdziwy Jedi - pochwalił mistrz, a ona zarumieniła się z radości. Zaraz jednak uśmiech jej zbladł, bo przeszło jej przez myśl, co powie, kiedy usłyszy całą prawdę.
     - Hej, co masz taką minę? - Obi-Wan trącił ją w łokieć.
     - Nie, nic. To znaczy... - urwała, wbijając spojrzenie w fioletowy blat stolika. - Potem... potem wyjaśnię.
     Dopili swoje napoje, zapłacili.
     - Lecimy? - spytał Kenobi, odsuwając krzesło. - Całe szczęście, że statek mam czteroosobowy.
     Qui-Gon popatrzył na swoją padawankę.
     - Chyba wszystkim nam należy się chwila wolnego. Pójdę z Nessie na spacer... i spotkamy się na lądowisku, dobrze?
     - Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - zażartował Kenobi, choć spojrzenie miał lekko zaniepokojone. Pomachał im ręką i wyszedł.
     
     
     Maszerowali obok siebie wzdłuż nieskończenie długiej ulicy prowadzącej od portu do centrum miasta. Czterema środkowymi pasami ze świstem przemykały pojazdy, boczne zarezerwowane były dla pieszych, których jednakże nie było szczególnie wielu. Wiatr nieco przycichł i zrobiło się cieplej, niemal wiosennie.
     Nessie spodziewała się, że mistrz zacznie jej zadawać jakieś pytania, ale on tylko szedł, popatrując w niebo i wyglądając, jakby cieszył się słońcem, przestrzenią i chwilowym brakiem obowiązków. Wiedziała, że Qui-Gon czeka, aż ona pierwsza zacznie mówić kilka razy nabierała tchu, żeby zacząć, nie mogła się jednak przełamać. Szli więc w milczeniu coraz dalej i dalej.
     Trakt dla pieszych odbił w prawo, oddalając się od ulicy. Wiatr przyniósł słony zapach: znajdowali się niedaleko brzegu morza. Za barierką, nieco w dole, widać było ogromną plażę, pustą o tej porze roku.
     Qui-Gon zatrzymał się i oparł o szeroką, kamienną balustradę.
     - Coś cię dręczy, prawda?
     Nessie kiwnęła głową. A potem, jąkając się i zacinając, opowiedziała mu wszystko. Tu było jakoś łatwiej mówić, niż w zamkniętym pomieszczeniu i on chyba o tym wiedział.
     Skończyła mówić i stała, patrząc w bok. Mistrz długo milczał, patrząc na nią poważnie.
     - Tak. Zetknęłaś się z Ciemną Stroną Mocy - powiedział w końcu. - To ciężka próba. Cieszę się, że udało ci się z niej wyjść zwycięsko.
     - A-ale... - zająknęła się Nessie, nie wiedząc, jak wyrazić swoje obawy. Rzuciła mistrzowi płochliwe spojrzenie.
     - No, co? Wyrzuć to z siebie.
     Zamknęła oczy i z uczuciem, że wydaje na siebie wyrok śmierci, wyznała ponuro:
     - Wcale nie zwycięsko. Zaatakowałam ich w gniewie. Z...zabijałam - przygryzła wargę. - Mistrz Yoda mówi, że kto raz znajdzie się po Ciemnej Stronie... - głos jej zadrżał mimo desperackich wysiłków, żeby mówić spokojnie.
     Qui-Gon z westchnieniem wsunął dłonie w rękawy.
     - Mistrz Yoda ma bardzo... radykalne poglądy. Ja myślę, że dla każdego jest szansa ratunku. Jeśli, oczywiście, ten ktoś tego chce. Ale to, o czym mówimy, to teoria - położył rękę na ramieniu Nessie. - W całej historii Zakonu przypadki przejścia Jedi na Ciemną Stronę można policzyć na palcach. Za mojego życia nic takiego się nie zdarzyło i pewnie się nie zdarzy.
     Podniosła na niego wzrok, bez słowa, ale mistrz odczytał jej nieme pytanie.
     - Nessie, przejście na Ciemną Stronę to świadomy wybór. To nie chodzi o jedno czy drugie zetknięcie, nawet, jeśli dasz się przy tym ponieść wściekłości. Nie chodzi o to, żeby nie odczuwać pokus, tylko żeby im nie ulegać. Zapomniałaś, czego cię zawsze uczyłem?
     - Nie, nie zapomniałam... tylko to wszystko było takie... - zrobiła bezradny gest - takie... inne. To znaczy, wyglądało inaczej. To znaczy, no, rzeczywistość jest inna, niż...
     - Niż piękne słowa i pouczenia - dopowiedział mistrz. - Tak, wiem, często tak jest. Właściwie prawie zawsze. Ale przecież nie uległaś pokusie, prawda?
     - No... nie.
     - Dlaczego?
     - N-nie wiem.
     - Wiesz. Przypomnij sobie.
     Skuliła się trochę, bo powracanie pamięcią do tamtych chwil nie było przyjemne.
     - Chyba... chyba tak naprawdę czułam, że to wszystko nieprawda... - zaczęła niepewnie. - Ta cała wizja potęgi, że jednym palcem mogłabym ich wszystkich pokonać. Jak jakieś złudzenie, które wszystko wyolbrzymia. Jakby - no nie wiem - jakby ktoś obiecywał więcej, niż może dać... Nie wiem - rozłożyła ręce.
     Mistrz uśmiechnął się i przysiadł na balustradzie.
     - Trafiłaś w sedno. Ciemna Strona zawsze obiecuje więcej, niż może dać. W walce jej obecność jest najsilniejsza... jeszcze nie raz przyjdzie ci się z nią zmierzyć, Nessie. Jak każdemu Jedi.
     - Każdemu?
     - Każdemu, który walczy, działa. Z pewnością uzdrowiciele czy członkowie Rady mniej są na nią narażeni... stąd pewnie tak surowe wypowiedzi Yody. Ale w prawdziwym życiu Ciemna Strona jest blisko. Często staje obok nas, zwłaszcza w dramatycznych sytuacjach. Przykro mi, że musiałaś przez to przejść już teraz.
     - "Co cię nie zabije, to cię wzmocni", jak mawia mistrz Windu - westchnęła Nessie.
     - No właśnie.
     Wspięła się na kamienną poręcz obok mistrza. Siedzieli tak przez chwilę, patrząc na migoczące w słońcu morze.
     - To co, wracamy? - spytał w końcu Qui-Gon.
     - Uhm.
     - Wiesz już, co powiesz Radzie, kiedy się spytają, czemu uciek... ekhm, oddaliłaś się ze Świątyni?
     - Wiem.. - Nessie zadarła dumnie podbródek. - Od początku wiedziałam. Powiem im, że Moc mnie prowadziła. W końcu tak było, a że nie dotarłam do ciebie... Przynajmniej udało mi się pomóc tym ofiarom porwania, więc coś dobrego jednak z tego wynikło. I wcale nie zamierzam za to przepraszać.
     Qui-Gon roześmiał się głośno i potarmosił jej najeżone jak szczotka włosy.
     - Robisz się coraz bardziej do mnie podobna, wiesz?
     
     ***
     
     Wieczorem Mace Windu wezwał Qui-Gona na prywatną rozmowę. Siedzieli w fotelach przy oknie pokazującym panoramę nocnego Coruscantu. Niebo było czerwone od łuny miejskich świateł.
     - Twoja uczennica wreszcie okazała trochę charakteru.
     Qui-Gon uśmiechnął się, popijając alderaańskie wino z wysokiej szklanki.
     - Obi-Wana ganiliście za jego nadmiar.
     - Za porywczość. Jedi nie może w swoim postępowaniu kierować się chwilowymi emocjami - była to zawoalowana przygana w stronę samego Jinna. - Ale wyważone wystąpienie to co innego. Nawet, jeśli... sprzeciwia się woli Rady.
     - Zdaje mi się, że dziewczęta z reguły nie są tak zapalczywe jak chłopcy.
     - Nie powiedziałbym - westchnął Mace, najwyraźniej myśląc w tym momencie o swojej własnej uczennicy. Na krótką chwilę zapadło milczenie. Przerwał je Qui-Gon.
     - Czy to wszystko, po co mnie wezwałeś?
     - Niezupełnie - przewodniczący Rady wstał z fotela i przespacerował się do elegancko zaprojektowanego terminala komputera w ścianie. - Właśnie dostałem informację, że ten konflikt z Gunrayem zaostrza się coraz bardziej. Posunęli się aż do blokady planetarnej. Zakon został poproszony o wysłanie negocjatorów. Polecicie tam z Nessie.
     - Jeżeli to mają być negocjacje, to potrzebny będzie jeszcze ktoś do reprezentowania przeciwnej strony. Nessie nie ma doświadczenia...
     - Racja. Weźmiecie ze sobą Obi-Wana, zdaje się, że właśnie wrócił z jakiejś lokalnej wojny, więc przyda mu się taka spokojna, bezpieczna misja. A ty będziesz miał okazję poprzebywać trochę ze swoim dawnym uczniem.
     Qui-Gon skinął głową. Miał wprawdzie nadzieję, że pozwolą im trochę dłużej wypocząć na Coruscant, ale taki już los Jedi.
     - Kiedy lecimy?
     - Już kazałem przygotować statek. Jutro z samego rana wyruszycie na Naboo.
     
     
     KONIEC

powrót do indeksunastępna strona

27
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.