Od redakcji: |
W niniejszym bloku będziemy nadrabiali zaległości, recenzując płyty wydane we wcześniejszym okresie. Postaramy się, aby pojawiały się tu recenzje pozycji nawiązujących do aktualnych premier, ale będziemy pisali o przeróżnych wydanych w Polsce płytach. |
 |
 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Konrad Wągrowski Terminator - wydanie kolekcjonerskie 2xDVD
Filmu nie trzeba reklamować, znają go wszyscy, a na dodatek piszemy o nim niemało w bieżącym numerze "Esensji". Dzieło Jamesa Camerona zyskało status dzieła kultowego, tym bardziej cieszy wydanie filmu w wersji kolekcjonerskiej z cała płytą materiałów dodatkowych. A film nadal ogląda się świetnie, choć jest to już klasyka fantastyki. Pozycja obowiązkowa w filmotece każdego kinomana.
Materiały dodatkowe:
Imię ich legion. Najważniejsze są chyba wycięte sceny, w tym dwie bardzo kluczowe. W pierwszej Sarah Connor namawia Kyle'a Reese'a, aby udali się do siedziby Cyberdane i wysadzili ją w powietrze niwecząc szanse na powstanie Skynetu. To oczywiście przedsmak tego, co czeka nas w "Terminatorze 2". Druga istotna scena przedstawia dwóch naukowców, którzy z zainteresowaniem oglądają mikroprocesor, który był elementem sterującym Terminatora - wiemy, że wykorzystają go do konstrukcji Skynetu. Oprócz tego możemy obejrzeć długą i ciekawą rozmowę Camerona ze Schwarzeneggerem, niezwykle interesujący półtoragodzinny film opowiadający o tworzeniu filmu, obejmujący każdy jego aspekt, a także zobaczyć projekty graficzne Camerona i innych i zapoznać się z kolekcją plakatów. Bardzo dobra płyta, słusznie nazwana wydaniem kolekcjonerskim.
"Terminator"
Reż. James Cameron
Wyst. Arnold Schwarzenegger, Michael Biehn, Linda Hamilton.
Dolby Digital
Film: 100%
Płyta: 90%
Kup w Merlinie
Więcej o filmach w Esensji
 |
 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Konrad Wągrowski Szyfry wojny
Kogo winić? Chyba Stevena Spielberga, który "Szeregowcem Ryanem" udowodnił, ze film wojenny nie jest martwym gatunkiem, że można w nim pokazać coś zupełnie nowego, przyciągnąć do kin rzesze widzów, zebrać pochwały krytyków i zasłużyć na prestiżowe filmowe nagrody. Dla producentów oczywiście najistotniejsze były te rzesze widzów, które z zapartym tchem oglądały masakrę amerykańskich żołnierzy na plaży Omaha, pokazywaną w sposób do tej pory w kinie nie znany. Nic więc dziwnego, że wkrótce mogliśmy śledzić renesans gatunku. Nie w formie popularnych przygodowych obrazów opowiadających o akcjach komandosów, lecz filmów wysokobudżetowych, z kręconymi z rozmachem scenami batalistycznymi, wojnę ukazując w sposób bardzo naturalistyczny. Europa, Wietnam, Somalia - wszędzie gdzie ginęli amerykańscy żołnierze. Niestety, przesłanie, widoczne u Spielberga, zaczęło zanikać, pozostawiając samą militarną część, coraz bardziej głośną i krwawą, ale coraz mniej zmuszającą do myślenia i coraz mniej mająca wspólnego z realiami. "Szyfry wojny", wyjątkowo nieudany film Johna Woo, wydają się być smutnym podsumowaniem tej tendencji.
O fabule nie można zbyt wiele powiedzieć. Pomysł filmu opiera się na wykorzystaniu autentycznej historii szyfrantów z indiańskiego plemienia Navaho. Opowiada on o walkach amerykańsko - japońskich na wyspie Saipan, w 1944 roku i, według słów twórców, ma być hołdem złożonym wkładowi Indian w drugą wojnę światową. Niestety, owych Indian całkowicie przytłacza cierpiętnicza twarz fatalnie obsadzonego Nicholasa Cage'a, u którego wyraz bólu pojawia się już w pierwszym ujęciu i nie znika do końca filmu. Reszta filmu to pseudofilozoficzne, niebywale nudne, banalne i płaskie rozważania o okrucieństwie wojny i dużo batalistyki. Niestety, nawet najbardziej wytrwali miłośnicy kina wojennego zostają wystawieni na ciężką próbę - sceny militarne nie dorównują osiągnięciom Spielberga czy Ridleya Scotta i w żadnym stopniu nie są w stanie zrekompensować licznych błędów logicznych filmu.
Miejmy jedynie nadzieję, że "Szyfry wojny" są ostatnim podejściem Johna Woo i Nicholasa Cage'a do tematyki wojennej. Po raz kolejny okazuje się, że wysoki budżet, rzesze statystów i sprawni pirotechnicy nie wystarczą, aby stworzyć film choćby przyzwoity.
Recenzja filmu kinowego w "Esensji": Zaginiony w akcji
Materiały dodatkowe:
Płyta zawiera niemało materiałów, ale raczej o przeciętnej wartości merytorycznej. Oprócz tradycyjnego reportażu z planu i galerii fotosów, można wysłuchać pogadanki na temat filmu między Nicholasem Cage'm i Christianem Slaterem lub komentarza konsultantów Navaho. Dodatkiem jest reportaż z "obozu wojskowego", w którym przygotowywali się aktorzy do scen militarnych. Można tam obejrzeć Johna Woo maszerującego niczym generał między rzędami "żołnierzy" przewyższających go wzrostem przynajmniej o 30 cm...
"Szyfry Wojny" (Windtalkers)
Reż. John Woo
Wyst. Nicholas Cage, Christian Slater
Film: 40%
Płyta: 60%
Kup w Merlinie
Więcej o filmach w Esensji
 |
 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Konrad Wągrowski Rób swoje, ryzyko jest twoje
Debiut reżyserski byłego prezesa Radiokomitetu jest dowodem na to, że z współczesną polską komedią nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być jeszcze gorzej. "Rób swoje, ryzyko jest twoje" niewątpliwie należy do najgorszych polskich filmów ostatnich lat i jest przykładem na niesłuszność przekonania, że do zrobienia komedii wystarczy kilka znanych twarzy i kilka oklepanych dowcipów. Trudno właściwie powiedzieć o czym jest ten film, na ekranie panuje totalny chaos, fabuła jest zlepkiem przypadkowych wątków, z których, na domiar złego większość nie prowadzi donikąd. Reżyser i znany aktor trafiają do więzienia - reżyser, uciekając przed swoimi żonami, by w spokoju pisać scenariusz. Dlaczego właśnie do więzienia, w którym najwyraźniej spokoju również nie ma - nie wiadomo. W celi bohaterowie dowiadują się, że znany reżyser kina moralnego niepokoju nakręcił film na podstawie ich pomysłu i uciekają, aby przeszkodzić w premierze, która ma mieć miejsce w ...jednostce wojskowej w Podkowie Leśnej. Pisanie scenariusza pozwala na pokazanie w epizodach kilku młodych aktorek, po czym w końcówce pomysł, który wydawał się tematem przewodnim filmu, zostaje całkowicie pominięty, podobnie jak kilka innych przypadkowych wątków. Można było się już przyzwyczaić, że polskie komedie są zlepkiem skeczy, a nie filmami z fabułą, ale zwykle część z tych skeczy bywała śmieszna. W przypadku "Rób swoje, ryzyko jest twoje" nie bawi nic - humor jest toporny, dowcipy z brodą. A wydawałoby się, że umieszczenie akcji w więzieniu jest komediowym samograjem. Na domiar złego, twórcy, chcąc pokazać swe wyrafinowane poczucie humoru, próbują sparodiować kino Krzysztofa Zanussiego. Nie wydaje się to bardzo trudne, ale i tu ponoszą klęskę. Głównym pytaniem po seansie staje się kwestia, jak do takiego przedsięwzięcia dało się namówić kilku popularnych aktorów młodszego (Lubaszenko, Milowicz, Przybylska) i starszego (Buczkowski, Kłosowski, Siudym) pokolenia.
Recenzja filmu kinowego w "Esensji": Więcej i zmyślniej róbcie
Materiały dodatkowe:
Jak na płytę z polskim filmem ilość materiałów dodatkowych wydaje się być bogata - reportaż z planu, wywiady, teledyski, zwiastun, fotosy. Okazuje się jednak to złudne - wywiady są po prostu przemontowanym reportażem. Od Anny Przybylskiej możemy się dowiedzieć, że na planie komedii było bardzo wesoło, co według przesądu ma świadczyć, że na ekranie już wesoło nie będzie. Święte słowa.
"Rób swoje, ryzyko jest twoje"
Reż. Marian Terlecki
Wyst. Olaf Lubaszenko, Michał Milowicz, Ewa Przybylska
Film: 10%
Płyta: 40%
Kup w Merlinie (jeśli jesteś miłośnikiem złych filmów - ten jest bardzo zły)
Więcej o filmach w Esensji