nr 06 (XXVIII)
sierpień 2003




powrót do indeksunastępna strona

Jacek Bełdowski
  Stanowisko dwa be

        Autor pisze o sobie:
Jacek Bełdowski, ur. 1968. Żonaty, bezpartyjny. Polak, katolik, Łodzianin. Entuzjasta: Tatr, Pall Mall'i i piwa Faxe. Z wykształcenia: technik elektronik; z zawodu: logistyk.
Pisze mało i rzadko, choć jest to jedna z nielicznych rzeczy, które robić lubi.

     Zapis magnetofonowy odnaleziony we wsi Kurowzdęk, miejscu zniknięcia reporterów Pierwszego Programu Polskiego Radia, Ryszarda C. i Kazimierza B. Ze względu na niecenzuralną formę niektórych słów, fragmenty zawierające szczególnie ostre zwroty zostały poddane cenzurze.
     
     
     - Stanowisko dwa be, wieś Kurowzdęk. Plan pracy, ustalenie przebiegu wydarzeń z dwudziestego ósmego lipca bieżącego roku, dotarcie do naocznych świadków zdarzenia numer sygnatury dwieście siedemdziesiąt pięć łamane przez rzymskie trzy, przez es przez ka zet o en o, Kurowzdęk. Świadek numer jeden Popiel Stanisław, rolnik
     - Proszę opowiedzieć dokładnie co pan widział dwudziestego ósmego lipca bieżącego roku.
     - Dwudziestego ósmego, znaczy się we środę?
     - Tak, to była środa.
     - Ano, wyszłem sobie po picie, bo gorąc straszny był wtedy. Ale od samego rana mam opowiadać, czy jak to spadło?
     - W sumie, może o samym zajściu.
     - Że co?
     - No, o tym jak już spadło.
     - Aa. No to jak wracałem z budki i sobie szłem do domu, to sobie pomyślałem, żeby zajrzeć do szwagra, czy już zrobił silnik, bo on silnik se naprawiał. Kupił Opla, pięcioletniego, blacha panie w bardzo dobrym stanie, zawieszenie też w porządku, ale silnik coś miał, ale szwagier mechanik, to się nie bał...
     - Ale może bardziej o tym wydarzeniu.
     - Aha. No ale właśnie do tego zmierzam, bo jakbym do szwagra nie szedł, to bym poszedł prosto do domu, a tak skręciłem na krzyżówce na las. No. I, jak szłem koło grobli to wtedy właśnie spadło to gówno z nieba. Prosto w kartofle Szymczaka.
     - A, co temu upadkowi towarzyszyło? Gdyby mógł pan opisać.
     - No, panie najpierw to się zlękłem. To było jak wybuch, albo grom. Można było pomyśleć że piorun, dawno deszczu nie było, ale żadnej chmurki, ani nic.
     - Czy towarzyszyło wybuchowi jakieś inne zjawisko, na przykład błysk albo coś innego?
     - No, czy ja wiem? Widno przecież było, bardzo, słonecznie, samo południe, to ja wiem czy błysło, czy nie? Może i błysło, ja tam nie wiem. Ale pierdykło zdrowo.
     - No i co dalej?
     - No i nic, a co?
     - Co pan zrobił po upadku?
     - Noooooo, poleciałem zobaczyć co się stało. Wszyscy polecieli, nawet szwagier.
     - A, co było na miejscu, jak już pan dobiegł?
     - No, dziura galanta panie, lej jak po bombie i to gówno we środku.
     - To znaczy co, dokładnie?
     - No, takie małe okrągłe, musowo metalowe i śmierdzące jakoś tak dziwnie, jak nie stąd.
     - To znaczy miało jakiś specyficzny zapach?
     - Że co?
     - No, że pachniało dziwnie?
     - No przecie mówie że dziwnie, głupkowaty jakiś pan czy co?
     - Dobrze wróćmy do obiektu. Co pan zobaczył? Proszę dokładnie opisać.
     - No, mówię że okrągłe, metalowe i śmierdzące, trzeci raz już się nie będę powtarzał.
     - Nie no, w tych warunkach się nie da pracować, mam już dosyć. Zwijamy się Kaziu.
     - Rysiu nie denerwuj się, spokojnie.
     - Co spokojnie, on mnie obraża, do cholery z taką robotą. Idziemy.
     - Dobrze Rysiu, już się nie denerwuj.
     
     - Świadek numer dwa Fajfura Zenon, były pracownik pegieer, obecnie bezrobotny.
     - Dzień dobry panu, czy mogę zadać panu kilka pytań dotyczących zdarzenia, jakie miało tu miejsce we środę, ee to znaczy w środę dwudziestego ósmego lipca, chodzi mi kontakt z obcą cywilizacją. Czy był pan świadkiem tego zdarzenia?
     - Znaczy się te ufoludki co spadły?
     - Tak, właśnie o tym chciałbym z panem porozmawiać.
     - A, wy skąd jesteśta, milicja czy telewizja?
     - Jestem reporterem Polskiego Radia, Ryszard Czerwiński, a to jest mój współpracownik pan Kazimierz Bubczyk.
     - Zenek.
     - Bardzo nam miło. Proszę powiedzieć, panie Zenku, czy był pan naocznym świadkiem lądowania obcych?
     - Co miałem nie być? Wszyscy byli. No to było tak, jak jebło, to panie od razu się ockłem i patrze i widze a tam wszystkie ludzie lecą na kartoflisko Szymczaka, no to ja też. A tam dziura wielka i takie małe gówno tam leży, znaczy się na dnie dziury i (piiiiiii) z niego okrutnie, ale jakiś miastowy smród, bo u nas inaczej śmierdzi. I z razu nic się nie dzieje, dopiero tak, no mineło trochę jak się odemkło i cś się rusza we środku, to my do tyłu ale ono też się nie ruszy, to my z powrotem, a ono się tylko gapi, to my też. I nic. Ale Szymczak wściekły, że mu w szkodę wlazło, pierdut kamieniem. A niech ma zaraza (piiii). Potem drugim.
     - A panowie też rzucali?
     - A bo co?
     - Nie nic, tylko pytam.
     - Ja tam nic nie wiem.
     - Dobrze, a co było potem?
     - A co miało być? Jak my zaczęli, znaczy się jak Szymczak zaczął, a na prawie był bo po (piiii) mu się w kartofle (piiiii) to gówno, to się zamkło, znaczy się wieko się zamkło. No. No i nic.
     - A kto zawiadomił strażaków i posterunek policji?
     - A (piiiii) ich tam wie. Ja tam nic nie wiem. Same przyjechały. Pewno słyszały jak jebło, a jebło panie tak, że ho ho. Gówno jedno, (piiiiii).
     - No i co było dalej?
     - No nic? A co miało być? My z Józkiem, kolegom moim jest, stali tak i pilnowali.
     - Czego panowie pilnowaliście?
     - No żeby nie zwiało, szkoda jest, no nie?
     - A jak chcieliście to zatrzymać, gdyby chciało uciekać?
     - Normalnie.
     - To znaczy jak?
     - Eeee ta, czego się czepia, w ryj chce?
     - Nie!, nie, nie... Przepraszam pytałem tylko, bo to bardzo ciekawe, niech się pan nie denerwuje.
     - No!
     - To, hmm jak policja przyjechała, to co było dalej?
     - A nic. Wyjęły komórkę zaczęły dzwonić.
     - A, gdzie dzwonili?
     - A, (piiiii) ich tam wie? Chyba po strażaków dzwoniły. Ale ja tam nic nie wiem.
     - I co było dalej?
     - Józek! Józek poczekaj na mnie zara lece tylko z tymi panami pogadam, zajmnij kolejkę! Józeeek! Zara ide. Na wymianę masz? Trzy?! Kurna mało... Wieta co, idźta do Szymczaka on wam resztę opowie, no nie? No to cześć!
     - Rysiu?
     - Co?
     - Patrz policjant, może by tak z nim, pewnie był na miejscu zdarzenia, ciekawe, co oficjalnie wolno im mówić?
     - Masz rację, można się zapytać.
     
     - Dzień dobry panu.
     - Dobry, dobry.
     - Jesteśmy z Polskiego Radia i robimy reportaż o zdarzeniach z dwudziestego ósmego lipca, czy mógłby pan powiedzieć nam kilka słów w tej sprawie?
     - Niby czemu nie.
     - Proszę się przedstawić.
     - Posterunkowy Świszcz Zygmunt.
     - Świadek trzeci Zygmunt Świszcz posterunkowy. Proszę mówić.
     - W czasie prowadzenia czynności stwierdziliśmy, że telefon dzwoni to go odebraliśmy i dowiedzieliśmy się że w polu, znaczy się na polu Szymczaka cóś jest.
     - A, kto powiadomił policję, bo nie możemy tego ustalić?
     - To był anonimowy rozmówca.
     
     - Kusmity same do niego dzwuniły! Hehehehe.
     
     - Cicho, stul pysk zasrańcu.
     - Kto to taki?
     - Miejscowy głupek. Nie warto się nim przejmować.
     - Rozumiem. Co było dalej?
     - Dalej w toku prowadzenia czynności, stwierdziliśmy, że udamy się na pole wskazanego radiowozem i wsiedliśmy i pojechaliśmy, ale część drogi trzeba było przebyć pieszo przez wspomniany zagon kartofli, no i w czasie iśćcia przez zagon zaobserwowaliśmy niespotykane dotąd zniknięcie wszystkich stonek z kartofli. A to się nie zdarza, i odnotowałem to w raporcie.
     
     - Niebożątka łod smrodu łuciekły bo glinom zaleciało, hehehehehe.
     
     - Stul pysk gnido bo jak...! Poszedł stąd! Już cię tu niema.
     - Tak, tak, nie zwracajmy na niego uwagi to się może odczepi, proszę dalej.
     - Poszedł stąd!.... . No, to w czasie dokonywanej obserwacji, stwierdziliśmy nieduży obiekt, metalowy z poruszającą się we środku istotą małych rozmiarów. W celu zabezpieczenia obiekta... obiektu, nakazałem zebranym odstąpić od powziętego zamiaru tego, no... no i wydałem rozkaz utworzenia kordonu bezpieczeństwa, wyznaczając granicę kordonu wzdłuż granicy zagonu. Następnie w toku prac przygotowawczych wezwałem posiłki z powiatu oraz jednostkę specjalistyczną straży pożarnej na wypadek nieoczekiwanych okoliczności związanych z ustalaniem tożsamości obiektu.
     
     - Boś się zestrachał, hehehehe.
     
     - Poszedł, mówię, pókim dobry.
     
     - Gówno mi zrobisz hehehehe.
     
     - O jakim zamiarze zebranych pan mówi?
     - Dla dobra śledztwa nie mogę ujawnić szczegółów.
     - Rozumiem. Proszę kontynuować.
     - Tak więc, po utworzeniu kordonu bezpieczeństwa i po przyjechaniu posiłków oraz jednostki straży przystąpiliśmy do ustalania tożsamości obiektu, okazało się.....
     
     - Ze to jego brat, hhhehehehe, bo tak samo śmierdzioł, hehehehhehe.
     
     - Najlepiej nie zwracać uwagi, niech pan kontynuuje... Niech pan nie rzuca kamieniem!!! Jeszcze go pan trafi... O Boże! Dostał...
     
     - Ło Jezuuuu .......

ciąg dalszy na następnej stronie

powrót do indeksunastępna strona

18
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.