nr 06 (XXVIII)
sierpień 2003




powrót do indeksunastępna strona

Sebastian Chosiński
  Sprawozdanie z życia

        Jacek Podsiadło "Wiersze zebrane"

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Dwutomowa edycja "Wierszy zebranych" Jacka Podsiadły, której pierwsze wydanie ukazało się przed pięcioma laty, była w tamtym czasie prawdziwym ewenementem na polskim rynku wydawniczym. Proszę sobie bowiem wyobrazić: w czasach kiedy - generalnie - nakłady książek leciały (wciąż jeszcze lecą) na łeb, na szyję, ukazał się - nader pokaźny objętościowo (w sumie ponad osiemset stron) - zbiór poezji wciąż jeszcze młodego (rocznik 1965) autora. Co więcej, tomik nie zalegał wcale na księgarskich półkach, ale w całym nakładzie sprzedał się praktycznie na pniu, będąc jednym z najbardziej poszukiwanych wydawnictw poetyckich ostatnich lat. Uprawnione są więc stwierdzenia uznające Podsiadłę za zjawisko wyjątkowe w polskiej literaturze współczesnej. Bo przecież w żadnym wypadku nie można powiedzieć, szukając źródeł popularności poety, że schlebia on tanim gustom, odwołuje się do prymitywnych emocji czy też, co szczególnie podnieca młodych, pozuje na postać kultową. Raczej przeciwnie: nie jest Podsiadło poetą-rewolucjonistą (jak chociażby Jacek Kaczmarski), który potrafiłby pociągnąć za sobą masy (słuchaczy bądź czytelników, ma się rozumieć), a mimo to niemal kultem jest w pewnych środowiskach młodzieżowych otaczany. Chociaż ziaren kultowości w sobie za grosz nie nosi. Na odwrót wręcz: bywa w swojej poezji aż do bólu normalny, można by rzec - a, fe! - klasyczny. Trudno oczekiwać odeń poetyckich
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
fajerwerków; nie zaskakuje nowatorstwem ani formy, ani treści, nie sili się na żadne nowoczesne "-izmy"; przemawia językiem prostym, ale dzięki temu zrozumiałym. I to właśnie zdaje się być kluczem do sukcesu Podsiadły: rozumieją go wszyscy, a młodzi się z nim na dodatek identyfikują!

Pomysł wydania wszystkich dotychczas opublikowanych wierszy (tzn. do roku 1998), czy to w wydawnictwach zwartych, czy też w formie rozproszonej (w czasopismach, zinach itp.) Jacka Podsiadły wyszedł od samego autora. "(...) wziął się przede wszystkim z niezdrowego pragnienia, by móc wypowiedzieć kwestię służącą za tytuł tego krótkiego wstępu" - napisał Podsiadło w przedsłowiu zatytułowanym adekwatnie do zawartości obu zbiorów "Oto cały ja". Uczynił to - o czym przekonują dalsze słowa - w pełni świadomie, chcąc zostawić potomnym po sobie dwa wiersze: ten "najlepszy" i ten "najgorszy". "W końcu poezja ma być dostarczycielką wzruszeń, a niektóre z moich młodzieńczych tekstów są doprawdy wzruszająco nieudane" - przyznał bez ogródek. W innym miejscu określił je znacznie dosadniej jako "dorodne okazy grafomanii". A jednak nie wyparł się ich, nie zatarł śladów, nie zmylił tropów, jak robi to wielu jego dużo bardziej znanych i cenionych kolegów po piórze. Ułatwił tym samym znacznie zadanie krytykom i potencjalnym - w przyszłości, niezbyt
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
chyba nawet dalekiej - badaczom swojej twórczości. Do tego stopnia, że w przypadku "wierszy rozproszonych" podał nawet (w spisie treści) źródło pierwodruku. Biorąc pod uwagę to, iż zdecydowana ich większość ukazała się w pismach niezależnych (jeszcze w latach Polski Ludowej), dziś już dostępnych chyba jedynie w nielicznych bibliotekach uniwersyteckich, trzeba przyznać, że wykonał Podsiadło tytaniczną pracę. Co godne podkreślenia - często wcale nie "ku swojej chwale", bo przecież to właśnie wśród tych liryków - powstałych nierzadko w pierwszych latach poetyckiej kariery autora (dajmy na to, w roku 1984) - natrafić można na wzmiankowane powyżej "okazy grafomanii".

Przystępując do analizy poezji Podsiadły należałoby na początek zadać pytanie: czy on "pisze" poezję, czy ją jedynie "spisuje"? I wcale nie ma ono na celu zdeprecjonowanie poety! Jakże często bowiem, czytając jego wiersze umieszczone w kolejnych tomikach, można odnieść wrażenie, że - ułożone chronologicznie (każdy tekst opatrzony jest dokładną dzienną datą, więc problemów większych z tym nie ma) - stanowią one swoisty poetycki dziennik, relację z życia. Są zatem nie tylko
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
bardzo realistycznym, bo "malowanym" niemal codziennie obrazem kształtowania się artysty, ale i - a może nade wszystko - człowieka. Jednak wcale nie wybranej jednostki - Jacka Podsiadły - lecz całego pokolenia. To pokolenie w bardzo jeszcze niedojrzałą dorosłość wkraczało w latach szarej codzienności końca stanu wojennego. Odziedziczyło po przodkach pewien moralny kodeks (pasujący do realiów Polski Ludowej - i chyba również, chociaż wtedy jeszcze nikt o tym wiedzieć nie mógł, III Rzeczypospolitej - jak przysłowiowa pięść do nosa), nawołujący wręcz do kontestowania zastanej rzeczywistości. Choć niektórych pewnie zaskakiwały formy owej kontestacji; znacznie bliżej jest bowiem - czy też może raczej: było - Podsiadle do anarchistyczno-pacyfistycznego buntu uosabianego przez środowisko punkowe z okolic ruchu "Wolność i Pokój", a później np. "brulionu", aniżeli do patriotycznych idei propagowanych wówczas chociażby przez "Solidarność".

Podsiadło-poeta i wtedy (lat temu piętnaście, dziesięć), i dziś jeszcze generalnie jest pacyfistą i generalnie kontestuje. Bunt artysty objawia się w jego poezji poprzez kreowanie (czy też odzwierciedlanie - w zależności od tego, jaką odpowiedź udzielimy sobie sami na pytanie zadane na wstępie poprzedniego akapitu) własnego, bardzo intymnego świata. To świat, o dziwo, rodzinny - jest w nim miejsce dla kobiety (przyjaciółki, kochanki, żony), jak i ulubionego psa. Ale ową "rodzinną"
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
atmosferę Podsiadło nosi w sobie i przenosi ze sobą; nie zamyka jej, nie zostawia w czterech ścianach mieszkania. Dla niego domem jest cały świat, dlatego - włócząc się po Polsce, będąc w Trzciance, Krośnie, Mielcu, Dukli, czy też przemierzając bieszczadzkie połoniny - wszędzie może czuć się jak w domu. Dzięki temu zachowuje wolność, ale i bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo, którego zabrakło np. Edwardowi Stachurze, będącemu, jak sądzę, jednym z - tak się to teraz modnie nazywa - idoli Podsiadły. Mimo to poetycko reprezentują oni dość odległe światy. Podsiadło woli nazywać rzeczy po imieniu, relacjonować zdarzenia; unika mistyki, rzadko i niechętnie zapuszcza się w sferę fantazji. Tak zapewne pisałby Hłasko, gdyby był poetą. I choć, jak zauważył Janusz Drzewucki w "Rzeczpospolitej", "jeden tekst [Podsiadły] podobny [jest] do drugiego", w tym - paradoksalnie - dostrzec można (i należy) ich siłę. Czyta się je bowiem jak dziennik, pamiętnik poety, od którego nie sposób się oderwać, do którego chętnie się wraca i - co najważniejsze - cały czas czeka się na ciąg dalszy. Bo to przecież w znacznej części sprawozdanie także z naszego życia.



Jacek Podsiadło "Wiersze zebrane"
Wyd. Lampa i Iskra Boża 1998
tom 1, ss. 410; tom 2, ss. 429

powrót do indeksunastępna strona

33
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.