 | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Różne mejle zdarza mi się odbierać. Ostatnio coraz częściej są w nich fotki zwierząt. Co w tym dziwnego? Postaram się krótko wyjaśnić. Wszyscy mamy w sieci znajomych, bliższych czy dalszych. Niektórych poznaliśmy przez Internet, w przypadku innych korespondencja mejlowa jest tylko przedłużeniem czy ekwiwalentem tradycyjnej znajomości. Owa tradycyjna znajomość zazwyczaj wiąże się - poza poważniejszymi sprawami - także z dzieleniem radością: czy to beztroskim plotkowaniem, czy to opowiadaniem kawałów bądź śmiesznych anegdotek z życia własnego lub cudzego. Przeniesienie tak praktykowanej znajomości na Internet skutkuje często podsyłaniem sobie różnych śmiesznostek: dowcipów tekstowych, wesołych fotomontaży i zdjęć prawdziwych, humorystycznych pasków komiksowych czy nawet objętościowo "ciężkich" filmów, wśród których z kolei prym wiodą - o tempora, o mores - tak niechciane zazwyczaj telewizyjne reklamy. Innymi słowy - podsyłamy sobie wzajemnie to wszystko, co, jak myślimy, rozweseli drugą osobę, ponieważ jest szansa, że danego humoru jeszcze nie czytała / nie widziała / nie słyszała / nie zna. Krążą po sieci także mniej wesołe filmiki - sceny prawdziwe, ukazujące czyjeś wypadki, często groźne w skutkach (wypadki samochodowe, potrącenia pieszych i tym podobne). Zazwyczaj nie śmieszą. Po co są więc rozsyłane? Prawdopodobnie działa to na zasadzie rutyny: dostałem, to przesyłam dalej, nie zważając na treść. Bo jakaż przyjemność w oglądaniu czyjejś naprawdę poważnej kontuzji?  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Rozsyłania zdjęć czy prezentacji multimedialnych zwierząt, w ich zwykłych, nie śmieszących pozach, nie wrzucałbym jednak do wyżej opisanego worka zachowań. Sądzę, że w tym akurat jest coś więcej. I jest to niestety dla nas niekorzystne, gdyż uwidacznia nasze... zagubienie. Pies. Zwykły, leżący na dywanie pies. Ani w śmiesznej pozycji, ani śmiesznie wystrzyżony czy ubrany. Po prostu pies. Normalny, codzienny widok dla wielu ludzi. Ale czy i dla internautów? Kot śpiący na kanapie czy fotelu. Zwykły udomowiony dachowiec. Widok codzienny - ale dla kogo? Statystyki potwierdzają - coraz większa jest liczba internautów, coraz więcej osób spędza swój czas siedząc przed komputerem, będąc odciętymi od najbliższego otoczenia. Pal licho światy wirtualne czy gry, przecież komputer włączony do sieci stał się często narzędziem wielogodzinnej pracy! Dobrze, jeśli po pracy na służbowym komputerze wracamy do domu i nie czujemy potrzeby włączania drugiego, domowego. Ale coraz częściej obserwuję sytuację, w której świat realny jest tylko mniej lub bardziej przykrym stanem przejściowym między siedzeniem przed monitorem w pracy i w domu. Dla takich ludzi rzeczywiście - nawet normalne psy i koty (nie wspominając o papugach i koniach) są elementem niespotykanym, wartym odnotowania na fotografii. Wiadomo - fotka nie napaskudzi na podłodze, nie trzeba z nią wyjść na spacer (odrywając się od komputera!)... Ale czy to jest - życie? Czy powoli zaczynają nam wystarczać fotografie tego prawdziwego, otaczającego nas świata? |
|