nr 06 (XXVIII)
sierpień 2003




powrót do indeksunastępna strona

Kamila Sławińska
  Terminator:  Maszyny bynajmniej nie zbuntowane

        "Terminator 3: Bunt maszyn" (Terminator 3: Rise of the machines)
Od redakcji:
Blokiem poświęconym zbliżającej się premierze "Terminatora 3" otwieramy nowy cykl w "Esensji", w którym będziemy prezentować szeroko materiały związane z najciekawszymi premierami filmowymi następnych miesięcy. W bieżącym numerze znajdziecie również następujące teksty poświęcone "Terminatorowi":
- Nadchodzi burza
- Ciekawostki
- Mały przewodnik filmowego podróżnika w czasie
- Recenzję DVD "Terminator - wydanie kolekcjonerskie"
- Terminator w komiksie

Zawartość ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Obiecywał, że wróci - i dotrzymał słowa. Może jego wygląd nie jest aż tak imponujący, jak bywał za czasów reaganowskiej prosperity; może nawet tu i ówdzie podreperowano mu wygląd cyfrowo. Czy to jednak ma jakiekolwiek znacznie? Schwarzenegger po raz trzeci wcielił w jedyną rolę, w jakiej kiedykolwiek był dobry - i jak się okazuje, nadal jest. Nowy model Arnolda - mimo dziesięciu lat przerwy i setek złośliwych komentarzy - bynajmniej nie jest karykaturą młodszego siebie.

Jeśli jednak ktoś w T3 przypomina własną karykaturę, to Kristanna Loken, grająca nowy, ulepszony model "elektronicznego mordercy". Sama idea kobiety-terminatora od początku budziła moje wątpliwości. Rozumiem jednak, że w tym odcinku twórcy chcieli trafić przede wszystkim do serc tych, którzy - zgnębieni przez upiorne teściowe, wredne siostry, matki czy żony - z radością popatrzą, jak Arnie daje wycisk temu połączeniu supermodelki z zestawem do majsterkowania, i w ten sposób bierze odwet za wszelkie niedole, jakich męska część ludzkości doznała od damskiej. Zresztą jak by nie krytykować pani Loken z jej kurzą manierą kręcenia łebkiem - ma swoje plusy. Jeśli kobieta jest ładna, zgrabna, praktycznie niezniszczalna, a w dodatku jeździ lexusem i potrafi sobie powiększyć biust siłą woli, wiele jej można wybaczyć.

Jeśli chodzi o warsztatowe aspekty filmu - niech mi wolno będzie wyrazić w tym miejscu podziw dla pana Jonathana Mostowa. Podziwiam człowieka, bo nie stchórzył i nie ugiął się pod ogromna presją, pod jaką siłą rzeczy musiał znaleźć się każdy śmiałek, który próbuje zapełnić puste miejsce na fotelu reżyserskim po Jamesie Cameronie. Oczekiwania były gigantyczne - na miarę legendy, jaką owiane były dwie pierwsze części. Mostowowi udało się zrobić film, który być może nie zapisze się w annałach kinematografii, ale też nie podzieli losu dziesiątków nieudolnych sequeli, próbujących odcinać kupony od sukcesu
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
poprzedników. Na plus T3 należy zapisać zwłaszcza niezły scenariusz, napisany przez Tedi Sarafiana (autora m.in. scenariusza "Tank Girl"), doskonale wpasowujący się w komiksową stylistykę serii. Mostow zaś potrafi pokazać całość w sposób i dramatyczny, i zabawny: nie próbuje naśladować czy prześcignąć Camerona, ale potrafi równie skutecznie pokazywać sceny akcji i programować Szwarciego - a o to tu przecież chodzi.

Co w filmie rzuca się w oczy w zasadzie od pierwszych minut - to że T3 wyłamuje się trochę z zasady, rządzącej światem sequeli. Nie próbuje być większy, głośniejszy i bardziej efektowny niż poprzedni film: wręcz przeciwnie, spora ilość kameralnych scen ma więcej z pierwszego Terminatora, zrealizowanego przez kompletnie nieznanego wówczas Jamesa Camerona za 6.5 miliona dolarów. Ładnie sprawdził się Nick Stahl jako nowy John Connor; dobrze radzi sobie również Claire Danes w roli jego towarzyszki - warto tu dodać, że reżyser i scenarzysta postąpili bardzo uprzejmie, nie angażując obydwojga w płomienny i przesłodzony romans. Są także sceny bardzo spektakularne - jak choćby pościg na autostradzie (nie, nie pomyliło mi się z "Matrix Reloaded"!) czy ujęcia pokazujące sztab SkyNetu. Bardzo eleganckie zdjęcia Dona Burgessa (znanego fanom kina akcji ze znakomitej roboty, jaką wykonał w "Spider-Manie") zapewniają całości odpowiednią oprawę wizualną. Jeśli czegoś w filmie zabrakło - to owych słynnych jednolinijkowców, które pamiętało się latami po obejrzeniu T1 i T2. Jest jednak parę momentów naprawdę zabawnych, które wystarczą, by udowodnić, że twórcom nie brak poczucia humoru. Jeśli o mnie chodzi - uważam, że scena z dźwigiem budowlanym powinna być materiałem reklamowym Arniego, jeśli zdecyduje się kandydować w wyborach na gubernatora Kalifornii. Twardy łeb przydaje się w polityce, a jeśli kimś można wyburzyć pół dzielnicy, nie robiąc mu krzywdy...

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Jeśli o coś w ogóle można mieć do Mostowa i spółki pretensje - to chyba tylko o to, w jaki sposób pozbyli się Sary Connor (co za wstrętna klisza rodem z soap opery!). Bardziej przewrażliwieni mogą kręcić nosem na product placement: nie jest on jednak nawet w połowie tak natrętny jak np. w "Raporcie mniejszości". Kto chciałby oskarżać twórców o próbę skoku na kasę, niech lepiej wysiedzi do samego końca: kto goniący za finansowym sukcesem wstawia do rozrywkowego filmu TAKIE zakończenie? Swoją drogą, poważnie się obawiam, czy w T4 Szwarci nie będzie się kolegował z Mad Maxem?

Z której strony by nie patrzeć, T3 to kawałek przyjemnego kina rozrywkowego, nie wymagającego od widza zostawiania mózgu w domu. Oczywiście to, czy wyjdziecie z kina zachwyceni, czy rozczarowani, w dużym stopniu zależy od poziomu oczekiwań. Ci, którzy spodziewają się, że trójka znokautuje ich efektami specjalnymi, które przejdą do historii kina, mogą się trochę zawieść. Nie dlatego, że efekty są marne (po Szwarcim - to największy atut filmu!), ale dlatego, że mamy rok Pański dwutysięczny i trzeci, a nie 1991. Dzisiejszy widz w byle reklamówce telewizyjnej ogląda rzeczy, które dla speców od CGI z lat 80. i 90. były nieosiągalnym marzeniem - trudno się więc dziwić, że na dzisiejszej publiczności mało co robi takie wrażenie, jak wychodząca z płomieni srebrzysta postać z T2 . Paradoksalnie wobec swego podtytułu - T3 bardziej niż którakolwiek z części cyklu korzysta z uległości maszyn. A przynajmniej stacje graficzne SGI w pracowniach ILM bez dwóch zdań robią wszystko, co ludzie im każą. I dopóki ludzie każą im robić rzeczy na równie wysokim poziomie jak T3 - możemy być spokojni: nieprędko im się znudzi.



"Terminator 3: Bunt maszyn" (Terminator 3: Rise of the machines)
USA 2003
Reż. Jonathan Mostow
Scen. John D. Brancato, Michael Ferris,Tedi Sarafian
Zdj. Don Burgess
Muz. Marco Beltrami
Wyst. Arnold Schwarzenegger, Kristianna Loken, Nick Stahl, Claire Danes
Więcej o filmach w Esensji

powrót do indeksunastępna strona

93
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.