Ki zwinnie zsunęła się z biurka i zniknęła w ciemności. Ed wychylił na moment głowę zza książki i znieruchomiał. Mężczyzna patrzył na niego. Właściwie niekoniecznie na niego, ale na pewno w jego kierunku, co przecież nie musiało oznaczać, że go widział. Czyżby usłyszał ich szepty? To było w końcu możliwe, ostatecznie w pokoju panowała idealna cisza. Wycofał się z powrotem najwolniej jak umiał. - Jeśli mnie widział, to podniesie po prostu książkę i mnie znajdzie - pomyślał. Mógł w tym momencie szybciutko zsunąć się z biurka i uciec, lecz coś go zatrzymało. Po cichu liczył na to, że mężczyzna spróbuje go znaleźć. Nie spróbował jednak. Kiedy Ed wychylił się po raz drugi zobaczył, że tamten wrócił znów do pracy. Zszedł z biurka i wrócił do Ki. Rano mała obudziła się z wysoką gorączką i z trudem wydobywała z siebie głos. Kiedy zobaczyła Ki, bardzo się ucieszyła, lecz była tak słaba, że nie mogła jej poświęcić zbyt wiele uwagi. Ki co prawda ukryła się pod poduszką dziewczynki i kiedy nie było w pokoju jej taty, starała się rozmawiać z małą, aby choć na chwilę zapomniała o tym, jak bardzo źle się czuje. Dziewczynka jednak bardzo szybko zasypiała i słychać było tylko jej ciężki oddech. Ed błąkał się po pokoju, nie wiedząc co robić i jak pomóc. Pierwszy raz widział tak mocno chore dziecko. Nie był to zwykły katar, kaszel, czy nawet zapalenie ucha, ale coś gorszego. Tata małej tego dnia nie poszedł do pracy. On mógł znacznie więcej od maleńkiego bezradnego Eda, a jednak podobnie jak on miotał się z kąta w kat, nie do końca wiedząc, co jeszcze da się zrobić. Wszystko wypadało mu z rąk. Zaparzył dziewczynce herbatę, pokruszył polopirynę i siedział przy łóżku otulając córeczkę kołdrą. Kiedy się budziła namawiał, żeby choć trochę się napiła, mierzył jej gorączkę, poprawiał poduszki, ale to było wszystko co potrafił. W południe przyjechał lekarz. Zbadał dziewczynkę i stwierdził zapalenie krtani. Powiedział ponadto, że gdyby nagle zrobiło się jej gorzej, trzeba będzie szybko wezwać pogotowie i zawieźć małą do szpitala. Tymczasem przepisał leki i kazał rozwiesić w pokoju dziewczynki mokre szmaty. Po odjeździe lekarza mężczyzna niemal nie odchodził od łóżeczka córki. Głaskał ją po głowie i próbował opowiadać bajki. Każdą jednak bajkę, którą zaczął, urywał w połowie bo nie wiedział, co miało być dalej. Czasem zaczynał od środka i też nie opowiadał do końca. Wydawał się być tym mocno zakłopotany. Dziewczynce jednak było wszystko jedno. Słuchała głosu taty i zasypiała. Ki odeszła wreszcie od łóżeczka i razem z Edem obserwowała przebieg wydarzeń. Po raz pierwszy podczas tej misji zaczęła się czuć zupełnie niepotrzebna. Dotąd, kiedy mała była smutna i zagubiona, a w domu brak jej było oparcia nawet w jedynym, lecz wiecznie zapracowanym i zamkniętym w sobie tacie, znajdowała je w Czerwonej Ki. Teraz nagle wszystko się zmieniło. Dziewczynka czuła się co prawda fatalnie, ale jej tata był przy niej i tylko dla niej. Dokładnie tak jak to sobie wymarzyła. - Głupia sprawa Ed - powiedziała pewnego wieczoru Ki. - Teraz ta mała nie potrzebuje ani mnie ani tym bardziej ciebie. Plączemy się już trzeci dzień wokół jej łóżka zupełnie bez sensu. Zastanawiam się czasem czy nie lepiej wrócić do domu. - Nie wiem Ki... teraz jest chora, nawet bardzo, ale nie wiadomo, co będzie dalej. Opuścisz ją, a potem będziesz się zastanawiała czy zrobiłaś dobrze. Ja tak miałem. To znaczy nie całkiem, bo to nie był mój wybór, ale gdyby był, to byłoby jeszcze gorzej. - Wiesz Ed, tak naprawdę to nie ja jestem jej potrzebna, tylko On.. Co z tego, że będę jej dodawać otuchy, rozśmieszać, opowiadać zwariowane historie, skoro ... - wstała z podłogi i wyjrzała zza rogu pudełka z zabawkami, żeby popatrzeć na śpiąca dziewczynkę. W tym momencie drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł ojciec dziecka. Ki błyskawicznym skokiem cofnęła się do kryjówki. Mężczyzna na chwilę przystanął wpatrując się w pudełko z zabawkami, po czym pokręcił głową i podszedł do łóżeczka córki. - No właśnie - dodała Ki z uśmiechem - skoro cały czas będzie myślała o nim. A swoją drogą Ed jak myślisz, zauważył mnie? - Tak Ki, widział Cię doskonale - uśmiechnął się Ed. - Jak to? To dlaczego nie podszedł tutaj? Przecież wystarczyłoby tylko odsunąć pudło. Ed uśmiechnął się tajemniczo. - Na pewno by tak zrobił, gdyby to była na przykład... mysz. Ale w nas nie wierzy. Wyrósł z nas Ki. - Wyrósł? Jak to wyrósł? Jak to z nas? Przecież mnie nigdy nie poznał. - Tak Ki, z nas. Opowiadałem mu kiedyś o Tobie. O całym naszym świecie. Teraz pewnie mu się wydaje, że sam sobie mnie wymyślił. - Tato, opowiedz mi bajkę - dobiegło uszu dwu ukrytych przyjaciół od strony łóżeczka dziewczynki. Widać mała obudziła się, a zobaczywszy ojca znów domagała się porcji opowieści. - Dobrze maleńka, posłuchaj - powiedział mężczyzna, a Ed i Ki także zamienili się w słuch. - Dawno, dawno temu, albo może nawet całkiem niedawno, żyło sobie bezdzietne małżeństwo, które bardzo chciało mieć dziecko. Mijały lata. Ludzie ci stawali się coraz starsi i powoli zaczęli tracić nadzieję na to, że kiedykolwiek będą mieli własnego syna lub córeczkę. Pewnego dnia kobieta wyszła do ogrodu i kiedy podlewała kwiaty, jeden z nich otworzył się i zobaczyła, że w środku siedzi maleńki chłopiec. Kobieta była bardzo zdziwiona. Kilka razy przecierała oczy, ale mały człowieczek nie zniknął, tylko uśmiechnął się do niej, ukłonił i powiedział: - Dzień dobry mamo, jestem Tomek! Odtąd będę mieszkał z wami. Zanieś mnie do taty. Kobieta była bardzo zdziwiona, ale zabrała małego Tomcia w kieszeń i zaniosła do domu. - Tato, czy to był Tomcio Paluch? Pani w przedszkolu opowiadała nam taką bajkę. - wtrąciła dziewczynka. - Tak kochanie, to był Tomcio Paluch. - Ale.. pani opowiadała jakoś inaczej. No i w kwiatku, to była Calineczka.. - zasępiło się dziecko. - Wiesz maleńka, może wasza pani nie znała tej bajki. - powiedział ojciec, tym razem znacznie pewniej niż dotąd, co zaskoczyło Białego Eda i Czerwoną Ki, więc zaczęli słuchać jeszcze uważniej zza pudła z zabawkami. - Może masz rację tato, ona zna tylko takie bajki, o których piszą w książkach. - No właśnie. Posłuchaj dalej. Kobieta przyniosła małego Tomcia do domu i pokazała go mężowi mówiąc, że teraz będą mieli już swoje dziecko. Mężczyzna wziął chłopca na rękę i przyjrzał mu się uważnie. Patrzył długo. Oglądał go ze wszystkich stron i nijak nie mógł uwierzyć, że to maleńkie stworzenie ma być jego synem. Mały Tomek uśmiechał się do niego najserdeczniej jak mógł, ale mężczyzna patrząc na niego czuł tylko litość dla tak kruchej i bezbronnej istotki, ale żadnego innego uczucia nie mógł w sobie odnaleźć. Tak też niestety zostało. Kobieta bardzo szybko pokochała Tomcia. Bawiła się z nim, zabierała ze sobą na zakupy, szyła mu maleńkie ubranka i robiła maleńkie zabawki. - A tata? - spytała dziewczynka. - No cóż, jego tata patrzył z daleka na swoją żonę i maleńkiego synka, który mógłby się zmieścić do pudełka od zapałek i zamiast się cieszyć, stawał się coraz smutniejszy. Bardzo chciał mieć dziecko, ale nie takie, tylko normalne. Duże. Takie dziecko, które mógłby sadzać sobie na kolana, albo podrzucać bardzo wysoko. Jeśli marzył kiedykolwiek o własnym synku, to o takim, którego mógłby nauczyć wielu rzeczy, zabierać na dalekie wycieczki i pokazywać mu świat. Tymczasem musiał stale uważać, aby nie zadeptać gdzieś maleńkiego Tomka. - A Tomek? Co on robił? - Tomcio przychodził czasem do taty. Wdrapywał mu się po nogawce spodni na kolana, albo jeszcze wyżej po rękawie na ramię i patrzył co robi. - A co robił? - No wiesz, miał swoje własne dorosłe sprawy. Czasem coś pisał, czasem coś liczył. - Tak jak ty? - Tak kochanie, bardzo podobnie jak ja. A częściej jeszcze wcale go w domu nie było. Jednak kiedy był i kiedy Tomcio wchodził mu na ramię to się bał. Nie wiedział, czy nie skrzywdzi małego chłopczyka nieostrożnym ruchem. A poza tym kiedy Tomcio był tak blisko, to jego tata wtedy zauważał, że wcale nie umie z nim rozmawiać i nie umie kochać go tak, jak powinien. Dlatego najczęściej starał się unikać synka. Zamykał się w pokoju i mówił, że nie wolno mu przeszkadzać, bo jest bardzo zajęty. - I dużo wtedy pracował? - Nie kochanie. Mało pracował, a więcej myślał. Zastanawiał się nad tym, co mógłby zrobić, żeby pokochać małego Tomcia, ale zaraz potem marzył o tym, jakby było cudownie gdyby Tomcio był duży. Wszystko byłoby wtedy łatwiejsze. - A Tomcio? - Tomcio był smutny. Miał mamę, która go bardzo kochała, ale nie miał taty, chociaż bardzo chciał. Pewnej nocy tacie Tomka przyśnił się dziwny sen. Śniła mu się dobra wróżka, która powiedziała mu, że jeśli spełni jeden warunek, to jego największe marzenie się spełni i Tomcio będzie normalnym dużym chłopcem. Jednak wróżka zniknęła i nie powiedziała mu, jak to może się stać. Od tej pory tata Tomka jeszcze częściej marzył o tym, żeby mieć zwykłego dużego chłopca i coraz bardziej oddalał się od swojego maleńkiego synka. - Oddalał tato? Wyjeżdżał gdzieś i nie wracał, tak? - Nie kochanie. Nie wyjeżdżał, ale omijał Tomcia z daleka i starał się go wcale nie widzieć. I wiesz co jeszcze? Kiedy zasypiał, zawsze marzył o tym, że znów przyśni mu się dobra wróżka, która mu wreszcie powie jak przemienić Tomcia Palucha w zwykłe dziecko. - I przyszła do niego wreszcie wróżka? - Nie maleńka, nie przyszła. Dziewczynka posmutniała. Zamyśliła się na chwilę, aż wreszcie pokręciła głową i powiedziała. - Nie podoba mi się ta bajka tato. To smutna bajka. Nie znasz jakiejś innej? - Może i znam inną kochanie. - powiedział mężczyzna i popatrzył w stronę pudła z zabawkami, gdzie znów coś się podejrzanie poruszyło. - Ale nie wiem, czy ta inna bajka by ci się spodobała. A nie ciekawi cię co się stało z dalej z Tomciem? - Nic się nie stało. Przecież wróżka nie przyszła. - Nie przyszła tak od razu, to prawda, ale wydarzyło się coś innego. - Dobrego? - Posłuchaj. Kiedyś tata Tomcia musiał wyjechać bardzo daleko. Spakował swoje rzeczy. Zabrał teczkę z ważnymi papierami i poszedł do pociągu. Nie zauważył jednak, że kiedy zostawił teczkę w pokoju na stole, Tomcio zdążył się do niej wśliznąć. Wyjechał z domu i nawet nie wiedział, że zabrał maleńkiego synka ze sobą. Minęły dwa dni, kiedy zatelefonowała do niego mama Tomcia i powiedziała mu, że maleńki chłopiec zniknął. Wtedy tata Tomcia zaczął się bardzo martwić i chociaż był już dużym panem, bardzo płakał za zgubionym synkiem. Myślał sobie, że to się stało przez niego, bo za mało go kochał i chłopiec poszedł sobie w świat, a tam mogło mu się przytrafić coś złego. A kiedy tak myślał, to przypominał sobie jak Tomcio biegał po stole, jaki był wesoły i śliczny i wreszcie przyszło mu do głowy, że tak naprawdę to wcale nie zależy mu na żadnym innym synku, tylko najbardziej na świecie chciałby, żeby Tomcio wrócił taki sam jaki był. Wtedy on już by umiał się z nim bawić, zabierałby go na dalekie wyprawy, uczyłby go całego świata. I robiliby razem mnóstwo rzeczy i mieliby swoje wspólne sprawy i tajemnice. A kiedy tak myślał i płakał w swoim pokoju w hotelu, nadszedł wieczór i noc, a on wreszcie zasnął ze zmęczenia. We śnie przyszła do niego znowu dobra wróżka. - I co? Powiedziała mu, że Tomcio siedzi u niego w torbie? - Nie, powiedziała mu, żeby się obudził bo ktoś na niego czeka. Wtedy on usiadł, zapalił światło i zobaczył Tomcia śpiącego w tym samym pokoju na drugim łóżku. Tylko, że nie był już taki maleńki jak kiedyś, ale był normalnym dużym chłopcem. - A on go wtedy znów nie chciał, bo był duży? - zapytała z niepokojem dziewczynka. Ojciec roześmiał się cichutko. - A skąd! Ucieszył się bardzo, ale najważniejsze było dla niego to, że Tomcio się odnalazł, a nie to czy jest duży czy mały. Ale teraz koniec bajek. Poleż sobie i pomyśl o Tomciu, a ja idę zrobić obiad. - mężczyzna wstał i ruszył w stronę drzwi. - Tato? - Słucham. - To nie była smutna bajka. To była bardzo ładna bajka. Ojciec uśmiechnął się i zerknął na pudło z zabawkami, choć teraz nic się tam nie poruszyło. Kiedy zapadła noc, Ed i Ki wśliznęli się do pokoju taty dziewczynki, żeby zobaczyć, co robi. Mężczyzna siedział przy komputerze. Przez długi czas głęboko się nad czymś zastanawiał, aż wreszcie wyciągnął spod biurka klawiaturę i zaczął szybko pisać. Nie zauważył, że dwie maleńkie istotki wspięły się w międzyczasie na oparcie krzesła za jego plecami. - Spójrz Ki - powiedział cichutko Ed. - Tęczowy miał jednak rację. Mężczyzna siedział i pisał: "Papierowy samolot przeleciał przez pokój i opadł łagodnie na tapczan. Mały chłopiec podbiegł i ukląkł tuż obok wpatrując się w poskładana kartkę. - Hej Ed! Jak Ci się podobało? Niezły lot prawda? - powiedział z przejęciem - Chcesz jeszcze raz? - Jasne! - odezwał się delikatny głosik, a spomiędzy zagięć papieru wysunęło się na moment coś na kształt jasnej główki. - Uwielbiam latać! (...)" |
|