Przypomniał mi się na krótko zapach przedszkolnego korytarza (z dzieciństwa). Tak samo pachniało w pociągu, takim zwykłym pociągu z plastikowymi siedzeniami. Obok bardzo stara kobieta wpatrywała się intensywnie w siedzącego naprzeciwko małego chłopca. On patrzył na nią. Oboje w milczeniu. Tu wszyscy chyba tak na siebie patrzą, dobrani w różne pary, zawsze nadmiernie się czymś różniące - wiekiem, płcią, pochodzeniem. Jeżdżą już tylko pociągi, od tygodnia autobusy są zawieszone, tak jak zawsze w sezonie grzewczym. Względy bezpieczeństwa. Kiedy byłem mały, tak jak ten chłopiec, widziałem urwiska, pełne zardzewiałych autobusów, które spadły bo kierowcy zgubili drogę. Zabłądzili, nie skręcili w odpowiednim momencie, albo skręcili w nieodpowiednim. Autobusy podobno były pełne ludzi i oni już chyba od dawna nie żyją. Za to teraz nie ma autobusów, bo nie kursują w sezonie grzewczym. Jest cicho. Wszystko dlatego, że w sezonie grzewczym jest słaba widoczność. Mgły i wymieszany z nimi dym z kominów na domach, gdzie pali się ciągle w piecach - w miastach czarny, na wsiach biały, mleczny i nie wiem dlaczego bezzapachowy. Nawet nie gryzie w oczy. Osiada tylko warstwami, coraz gęściej i gęściej. Bardzo jest niebezpiecznie zgubić się w tym dymie. Zostać samemu nie wiadomo gdzie, w połowie drogi do domu lub na dworzec. Bez ogrzewania. Potem zresztą pociągi też przestają kursować. Kiedy szedłem ze stacji, zdałem sobie sprawę, że jeszcze kilka dni i nie będzie niczego widać. Teraz, zwłaszcza tu, w kotlinie, mogę jeszcze rozróżnić postacie ludzi samotnych. Spędzili cały czas na przygotowaniach, nosząc ze złomowisk, sklepów żelaznych i wysypisk śmieci pordzewiałe rury i kaloryfery; montując z nich na polach ożebrowane klatki, w których będą chcieli przeżyć, chodząc od ściany do ściany jak więźniowie, albo przynajmniej niespokojnie zasnąć. Ktoś zapewnia gorącą wodę, która wypełni im ich konstrukcje z rur i żeberek. Da trochę ciepła. Z drogi, przez mgłę i dym widziałem takiego siwego mężczyznę w podkoszulku z długim rękawem i kalesonach. Cały na biało. Pewnie niedługo będzie niewidzialny. Przez dzień, może dwa, będzie można jeszcze zobaczyć, rozpływający się w bieli labirynt rur, który wzniósł wokół siebie. Dziwaczna budowla bez podłogi i sufitu, ze zgarbioną postacią w środku. * * * Jeśli nam się poszczęści zdążymy w porę znaleźć dom z dymiącym kominem. Przez podwójne okna, przez grube ściany nie dojdzie do nas zimno i do środka nie wpełznie dym. Nago, bo będzie ciepło, bez słów literami, roztopimy się w sobie z szeroko otwartymi oczyma. Niepostrzeżenie widok za oknem przestanie istnieć. |
|