 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
1. [dom na końcu ulicy] w starym domu rzeczy głęboko zakryte kurzem
mosiężne lichtarze wbite nogami
w kamienne półki na korytarzach
żywią się resztkami świec
w cienkim paśmie światła
które wpada przez otwór wytłuczony kamieniem
okna wiją się przęsłami pajęczyn do sufitu
potem opadają łukiem na mozaikę kafli
chłodnych od kroków zmarłych
stoję w progu
przeciągi liżą gołe futryny
2. [pustka] grube tapety skrzypią nagle cięższe
ukazują się krzywe rzędy wnęk
z progami zapomnianych pokoi
echo roznosi cierpliwie odległe szepty i śmiech
z przeskokiem stuleci
a kiedy nastaje cisza
w półmroku wyziera dębowa płachta drzwi
faluje
idę w stronę klamki
buty grzęzną
3. [duch dziewczynki] nie idź tam
zawróć kuchennym wyjściem
na podwórze
gdzie osty zarastają brukowane ścieżki
omiń stajnię i pamiętaj by nie wchodzić
gdy słyszysz krzyk dziewczynki
zostaw te grabie ze strzępami włosów w zębach
boli mnie gdy na nie patrzę
to tu
studnia
zimna komnata o jednym oknie 4. [stajnia] nie mogę minąć stajni
w drodze powrotnej przez rosiczkowe zielniaki
zbaczam pod trzeszczącą na wietrze
północną wiatę
gdzie stoi pieniek
pośród trocin
znalazłam patyczki
są suche i podłużne
ze zgrubieniami stawów
5. [ogrodnik] ze stajennej bramy odpadły deski
zostawiając szkielet sam sobie
z zawiasami w których jest więcej rdzy
niż cichego przyzwolenia na wejście do środka
jeśli nie patrzę wprost
kątem oka widzę ogrodnika w szarym kapturze
przeciwdeszczowej kurtki
wspiera się na grabiach
wtedy krzyk dziewczynki
jest wyraźniejszy niż odgłos korników
pracujących w ścianach
6. [strzęp prawdy] to lepiej że nie widzisz
odkąd wygrabiam podwórze z ostów
stałem się im podobny
dziką chaotyczną urodą
nic we mnie nie leży na swoim miejscu
poza brzydotą
nie słuchaj małej diablicy z ogrodu
na kamiennych brzegach studni
wmurowała sierpy
jeśli położysz dłoń
twoje palce spadną do mętnej wody
w której butwieją liście 7. [matka] kobieta na piętrze rozsypuje włosy
by pełzły po ceglastych ścianach
klamka przywiera do palców
prosi o krok poza próg czasu
który zatrzymał się wewnątrz
ona siedzi na krześle
wbijając strach w lustro naprzeciw
obok nuci ogrodnik
i czesze ją żelazną szczotką
8. [podziemia] za drzwiami niekończące się schody w dół
z grubymi klatkami półpięter
ściany zdobione rzędami ramek
w których czarna rwana kreska
nieudolnych obrazków
odklęta przeszłość
znam te nerwowe rysunki skreślone twarze bez głów i dłoni
sznur na gałęzi z pętlą sądu zamazany zaraz potem
noże w sercach namalowanych kobiet
kiełkują w umysłach
odrzuconych dzieci
9. [zimna komnata o jednym oknie] poza zasięgiem wzroku słuchu i sumienia
w najgłębszej piwnicy
za siedmioma włazami
za siedmioma ryglami
wydrapywała szczeliny spinką do włosów
w kamiennym murze pomiędzy
dziecinnym pokojem a studnią
10. [kto obcina palce] chciałbym być szczęśliwy w tej cichości
nie wiedzieć nie pamiętać
ale w alkowie zmiętej tajemnicą
pościel szarzeje wciąż ciepłym westchnieniem
ucichnie piwniczny chrobot głosu dziecka
za szczękiem rygli ciężkie kroki zarosną kurzem
by nie było śladu po prawdzie
teraz można zamknąć powieki
i wymierzyć czas
za każdą waszą noc - jeden palec
za każdą waszą noc - jeden krzyk
rzeczą możliwą jest zabić
możliwą rzeczą jest zabić
kochanie 11. [gdzie jest ogrodnik] odszedłby
gdyby tylko mógł coś zyskać
płacz dochodzi spod ziemi
przykłada więc ucho
i kopie w tak wielu miejscach
bez skutku
mgiełka na szybie
znak oddechu
ściany zjeżone pułapkami
nie dają oparcia dla tęsknoty
wszystko to cień obecności
przeczucie że ona tam jest
ale żadna pewność
czasem prawie szaleństwo
odszedłby
gdyby tylko mógł nie kochać
12. [dziewczynka widzi światło] kamienie wpadły do wody
z drugiej strony prześwit
wilgotny haust wolności
zapomniany sznur
- droga do sklepienia życzeń
na dnie studni jest tak cicho
że słychać jak zbłąkana żaba porusza nogami
ktoś się pochyla
przysłania światło
woda połyka spadające grudki zaprawy
13. [odwet] gdy zanurzysz palce w chłód przeszłości
czas przystaje
a pomruk gniewu ociera się o sufity
mężczyzna zgięty w krześle
przytrzymuje wnętrzności w dłoniach
dziewczynka stoi pod łukiem okna
w jej czarnych oczach jest smutek
w zaciśniętych piąstkach pordzewiały sierp
wyostrzonej spinki
będę szukała odkupienia do słodkiej lepkości skruchy
będę trzymała ich myśli dopóki nie oddadzą mi światła
będę szukała odkupienia do słodkiej lepkości skruchy 14. [koniec] to nie burza zwodzi dziecięcym płaczem pod stajnią
szuraniem lnianej sukienki o bruk ścieżki
nie burza nie wiatr jękiem odzyskanej wolności
klęczy w strugach nocy i nie ma co zrobić
z przestrzenią której nagle tak po horyzont dużo
czerwoną spinkę zaciska mocniej w brudnych palcach
a kiedy widzi kobietę nadchodzącą od domu
i ogrodnika we wrotach stajni kiedy słyszy
jak nawołują ją zapomnianym imieniem ich bliskość
razi obcym zapachem dziwi każe uciekać
by nie rozdrapać strupów nieznanych emocji
grabie rzucone niezdarnie
w trawnik śliskich jesiennych liści
złapały w zęby spłoszone zwierzę