 | Brak ilustracji w tej wersji pisma | W okresie powojennym na temat Stanisława Przybyszewskiego pisano niewiele, bardzo niechętnie przedrukowując oryginalne dzieła pisarza. Poza dwutomowym wydaniem w drugiej połowie lat 50. wspomnień zatytułowanych "Moi współcześni" opublikowano jeszcze tylko wybór listów, dramat "Śnieg" i powieść "Dzieci szatana". Jak na bardzo pokaźny literacki dorobek twórcy "Confiteora", to niezwykle mało. Jeszcze mniej uwagi poświęcano związkom pisarza z Wągrowcem, często ograniczając się do krótkiej wzmianki na temat zdania przezeń matury w wągrowieckim gimnazjum. A przecież spędził on tym mieście pięć lat swego życia, swojej młodości. Często też do Wągrowca wracał - jeśli nie fizycznie, to na pewno duchowo - o czym świadczą zachowane po dziś dzień listy do krewnych i znajomych. Był Wągrowiec miastem, w którym "urodził się" Przybyszewski - pisarz, teoretyk literatury i dramatu, pierwszy chronologicznie przedstawiciel Młodej Polski i jeden z głównych ideologów polskiego ekspresjonizmu. Niesforny Stach Stanisław Feliks Przybyszewski - urodzony 7 maja 1868 roku (ochrzczony zaś cztery dni później) - był dwunastym synem nauczyciela Józefa Przybyszewskiego, drugim zaś potomkiem jego drugiej żony Doroty (z domu Grąbczewskiej), dawnej guwernantki w dworku w Łękocinie. Przyszły pisarz urodził się na Kujawach, we wsi Łojewo, położonej niedaleko Inowrocławia. Tam też mieszkali jego rodzice - ojciec uczył w szkole powszechnej, matka zajmowała się gospodarstwem i wychowywaniem dzieci. Liczna rodzina Józefa Przybyszewskiego mieszkała jednak na Pałukach. On sam urodził się w roku 1825 w Wągrowcu. Ojciec Józefa, Michał Przybyszewski, był właścicielem trzystumorgowego gospodarstwa na przedmieściu miasta przy drodze na Janowiec. Znajdujący się na jego terenie folwark, zwany przez mieszkańców popularnie "Ameryką", był jedną z najchętniej odwiedzanych wągrowieckich posiadłości. Przybyszewscy musieli być w mieście znani i szanowani, skoro Józef dostąpił zaszczytu poślubienia Eulalii Alberti, córki ówczesnego burmistrza Wągrowca.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Po jej śmierci ojciec przyszłego pisarza zerwał jednak kontakty z Pałukami i na dobre, jak się wtedy wydawało, zakorzenił na Kujawach. Wkrótce ożenił się po raz drugi i spłodził czterech synów; Stanisław był drugim z kolei (jego starszy brat miał na imię Wacław, dwaj młodsi natomiast to - po dziadku - Michał i Leon). Matka dbała nie tylko o rozwój intelektualny, ale także duchowy synów; to ona pierwsza uczyła małego Stasia grać na fortepianie, ona podsuwała mu ciekawe jej zdaniem książki do przeczytania. Niezbyt zadowolony z nadmiernej opieki matki nad dziećmi był jednak ojciec; przekonany o nazbyt pobłażliwym stosunku swej żony do synów, a już na pewno w stosunku do Stasia, Józef postanowił posłać go do gimnazjum w Toruniu. Tam Stach spędził ponad trzy lata (od kwietnia 1881 do sierpnia 1884 roku), zaliczając przy tym kolejne etapy nauki (kwintę, kwartę i pierwszą połowę tercji). Że nie uczył się najlepiej, to pewne; że mógł wpaść w złe towarzystwo - całkiem prawdopodobne. W każdym razie cierpliwość ojcowska wreszcie się skończyła. W głowie Józefa powstał pomysł przeniesienia syna do Wągrowca. Argumentów "za" były co najmniej kilka. Bliskość rodziny, która mogłaby mieć niesfornego krewnego cały czas "na oku" i związane z prowincjonalnością miasteczka przekonanie o mniejszej liczbie pokus czyhających na dorastającego chłopca. Był podówczas Wągrowiec miastem w znacznej większości polskim. O strukturze narodowościowej dobitnie przekonują przeprowadzone w latach 1885 i 1888 spisy ludności, według których na 4330 mieszkańców (w roku 1885) ponad 64% stanowili katolicy (czyli - w domyśle - Polacy), trochę ponad 21% ewangelicy (Niemcy), zaś 14,5% - ludność wyznania mojżeszowego (Żydzi). Po kilkuletnim pobycie w Toruniu Wągrowiec musiał wydać się młodemu i głodnemu świata Stachowi "dziurą". Z jednej strony przeszkadzała mu na pewno poufałość ludzi, którzy - znając się doskonale - żyli jak w jednej wielkiej rodzinie, z drugiej jednak bardzo musiało mu odpowiadać to, że - jako nowy mieszkaniec - wzbudza duże zainteresowanie. Jak na ówczesne warunki wągrowieckie, był szesnastoletni Stach ekscentrykiem: bo widział więcej, niż widzieli inni, bo więcej czytał i więcej słyszał. Jak sam wspominał w jednym z listów, przywiózł ze sobą do Wągrowca ducha spiskowego: "(...) gorący udział brałem w pracy nad nauką języka polskiego, dziejów Polski i jej literatury, a przecież to na moim nędznym poddaszu odbywały się tajne uroczyste schadzki i obchody 3-go maja i 29-go listopada [tj. z okazji rocznic uchwalenia Konstytucji 3 Maja i wybuchu Powstania Listopadowego - przyp. aut.], a lada chwila groziło nam sromotne przepędzenie z wszystkich gimnazjów pruskich i proces o zdradę stanu" . I choć w słowach tych musi być sporo przesady, faktem jest, że wraz z pojawieniem się w wągrowieckim gimnazjum Przybyszewskiego powstał w tej szkole intelektualny zamęt.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Do Wągrowca Stach przeniósł się - a raczej został przez ojca przeniesiony - 18 sierpnia 1884 roku. Czekały go jeszcze ponad cztery lata nauki w gimnazjum (dokończyć bowiem musiał II połowę tercji oraz zaliczyć dwie sekundy i dwie primy). Z początku zamieszkał w należącej niegdyś do dziadka Michała, a wtedy już do jednego z przyrodnich braci ojca, "Ameryce". Na krótko jednak; folwark nazbyt oddalony był od centrum Wągrowca, poza tym młodzianowi niezbyt odpowiadała kuratela krewnych. Przeniósł się więc do pensjonatu pań Degórskiej i Duszyńskiej (przy ul. Ks. Wujka 1), a następnie na poddasze domu - należącego do pana Kąkolewskiego - przy ul. Targowej 1, gdzie mieszkał najprawdopodobniej aż do ostatnich dni swego pobytu w Wągrowcu. Stać go było na mieszkanie z dala rodziny, chociaż wciąż blisko, bowiem - począwszy od roku 1885 - otrzymywał stypendium finansowane przez poznańskie Towarzystwo im. Karola Marcinkowskiego (a trzeba jeszcze wiedzieć, że dorabiał sobie, ucząc gry na pianinie). Początkowo kwota nie była wielka (45 marek), ale gdy podniesiono mu ją do 180, mógł zacząć prowadzić bogate życie towarzyskie. Ojciec, wciąż mieszkający w Łojewie, po cichu podejrzewał, że Stach sporą część pieniędzy wydaje na pijaństwo. Niekoniecznie musiał się mylić... Miłości i cuda Wolne dni i święta spędzał głównie w gronie znajomych; sporo podróżował po regionie, korzystając z nader częstych zaproszeń swoich gimnazjalnych kolegów. Bywał w dworach ziemiańskich, gdzie dane mu było przeżywać pierwsze miłości. Boże Narodzenie 1884 roku spędził w Krobi koło Gostynia - tam zakochał się w jednej z pięciu sióstr Żmudzińskich - Praksedzie, której bardzo chętnie "spowiadał" się ze swoich literackich fascynacji. Niespełna dwa lata później jego sercem zawładnęła o sześć lat odeń starsza Helena Sztyler, siostra Władka Sztylera - kolegi z wągrowieckiego gimnazjum. Z jakimże bólem musiał opuszczać majątek Sztylerów w Dakowach Mokrych! W lipcu 1888 roku Helena dopuściła się jednak "zdrady", poślubiając innego. Ale Stachowi nie było dane rozpaczać zbyt długo nad utratą ukochanej - na jego osobiste problemy miłosne nałożyła się bowiem rodzinna tragedia. Nie będąc pewnym otrzymania emerytury z powodu otwartego występowania przeciw germanizacji, samobójstwo próbował popełnić ojciec pisarza. Wezwany nagle do Łojewa Stach przesiadywał godzinami przy cudem odratowanym desperacie i grał mu na fortepianie utwory Chopina. Do Wągrowca jednak - chcąc nie chcąc - wrócić musiał.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Nauka nie szła mu najlepiej; oceny miał raczej średnie i mierne, a z greki, matematyki i przyrody wręcz niedostateczne. Ratowała go dobra znajomość literatury polskiej, zdolności muzyczne i plastyczne oraz - rzecz wówczas nie bez znaczenia - płynność w posługiwaniu się językiem zaborcy. W roku 1885 zdobył rozgłos, kiedy okazało się, że setkę wykonanych przezeń rysunków przedstawiających wykopaliska archeologiczne prowadzone w powiecie wągrowieckim wydrukowano w jednym z niemieckich czasopism naukowych. Nie da się tego jednak w żaden sposób porównać z sukcesem, jaki odniósł trzy lata później podczas koncertu, który odbył się w gimnazjalnej auli, a stanowił popis artystyczny uczniów starszych klas. W obecności miejskich notabli Stach grał Chopina i Liszta, a nawet - ośmielony aplauzem publiczności - własną kompozycję. Koncert zakończył się triumfem dwudziestoletniego wówczas Przybyszewskiego. Zachwycony wirtuozerią młodego pianisty był nawet sprawujący wówczas władzę w powiecie landrat von Unruch, który w prezencie obdarował Stacha zimowym paltem. Jakże ogromne musiało być jego zdziwienie, gdy "krnąbrny Polaczek" odesłał mu ów prezent. Koncert w auli rozniósł się echem po Wągrowcu. Notowania Przybyszewskiego-pianisty poszły zdecydowanie w górę, nic więc dziwnego, że wkrótce posypały się propozycje korepetycji. Z rekomendacji trafił do położonego na Rynku domu żydowskiego kupca Józefa Foerdera. Foerderowie (Józef i Paulina) mieli trzech synów i pięć córek; Stach miał uczyć gry na fortepianie dwie najstarsze, Różę i Martę. Z czasem zaczął odwiedzać dom kupca niemal codziennie; często też "wypuszczał się" na długie spacery - wzdłuż rzeki lub nad jezioro - z obiema siostrami. Do ojca szybko doszło, że Marta sama przesiaduje na ławce, co bardzo go zaniepokoiło. Goj mógł uczyć jego córki, ale na pewno nie życzył sobie goja za zięcia. Stary Foerder był już nawet gotów przeprowadzić ze Stachem męską rozmowę, kiedy sytuacja rozwiązała się sama: Przybyszewski zdał maturę i wybył z Wągrowca. Jedne źródła (biografia autorstwa Stanisława Helsztyńskiego) podają, że stało się to 28 lutego 1889 roku, inne (Krystyna Kolińska w książce "Stachu - jego kobiety, jego dzieci") - że dopiero 10 kwietnia. Choć miał w gimnazjum bliskich kolegów (m.in. późniejszego poetę, pisarza i krytyka "Kuriera Warszawskiego", Władysława Rabskiego), choć bardzo cenił sobie profesora Józefa Frenzla (nauczyciela greki i hebrajskiego), rozstał się z nimi bez żalu - jednego dnia. Z niezbyt imponującymi ocenami na świadectwie maturalnym ruszył w świat! Do Berlina, gdzie - z konieczności poniekąd - rozpoczął studia architektoniczne.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Co parę miesięcy wracał jednak w rodzinne strony. Przebywał np. parę dni w Wągrowcu wiosną 1890 roku, spotykając się zresztą ponownie - niemal codziennie - z Różą Foerder. Tamtego roku w październiku zmarł stary Józef Foerder; jego żona Paulina spakowała rzeczy i w lutym 1891 przeprowadziła się (a wraz z nią także Marta) do Berlina. Wkrótce potem do matki i siostry dołączyła Róża, ale zrodzonemu w Wągrowcu uczuciu nie dane było rozkwitnąć w stolicy Cesarstwa Niemieckiego. Po prostu w międzyczasie Róża wyszła za innego; jej miejsce u boku Stacha zajęła jednak młodsza siostra. Po równi pochyłej Jakież musiało być zdziwienie Przybyszewskiego, kiedy pewnego wiosennego dnia - 8 maja 1891 roku - do drzwi jego skromnego berlińskiego mieszkanka zapukała znajoma z Wągrowca, by złożyć mu... życzenia imieninowe. Przyszła i została - na parę lat. 22 lutego następnego roku urodziło się pierwsze nieślubne dziecko Stacha i Marty - syn Bolesław (postać, kto wie, czy nie barwniejsza od ojca i, co istotne, również blisko związana z Wągrowcem). Wiele lat później, straciwszy z nim zupełnie kontakt, Przybyszewski kierował doń następujące słowa: "Ona za mną szalała, a ja, prosty łotr, widząc to, dla eksperymentu ją wziąłem. (...) Przyszedłeś Boleś na świat, spłodzony po pijanemu - i jako taki - chory i skrofuliczny jak dzieci pijaków". Niespełna dwa miesiące później Stach ponownie przyjechał do Wągrowca, by w gronie rodzinnym spędzić Święta Wielkanocne. W Wągrowcu mieszkali już wówczas bowiem - od lata 1891 roku - jego rodzice. Ojciec, szczęśliwy emeryt, dorabiał korepetycjami z polskiego (parę lat później został także wągrowieckim przedstawicielem Towarzystwa Asekuracyjnego "Westa" i zapewne u schyłku życia nie wspominał tego epizodu z przyjemnością, bowiem w roku 1898 musiał stoczyć z tą firmą, na szczęście dla niego, wygrany proces), matka udzielała natomiast lekcji języka francuskiego i gry na pianinie. Zamieszkali najpierw w domu przy Targowej 1 (tam, gdzie swego czasu pomieszkiwał Stach), następnie przenieśli się na Poznańską 17 do powroźnika Lehmanna. Towarzyszył im najstarszy syn Wacław, któremu nie udało się otworzyć w mieście pralni chemicznej, gdyż - z obawy przed pożarem - nie godzili się na to właściciele domów; zarabiał więc czyszczeniem garderoby, szybko jednak popadł w alkoholizm i po śmierci ojca znalazł się praktycznie na utrzymaniu matki. Zmarł mając lat 50 w roku 1914.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Kiedy Stach odwiedził Wągrowiec wiosną 1892 roku, ani słowa nie powiedział rodzinie o swoim - niedawno przecież urodzonym - synu. Więcej nawet: zakochał się natychmiast w nauczycielce spod Wągrowca, pannie Bogumile Łukomskiej, co matka pisarza przyjęła z zachwytem, mając zapewne nadzieję, że już niebawem jej syn założy rodzinę. Do kolejnych spotkań z Bogumiłą doszło we wrześniu tamtego roku; nie było jednak żadnej mowy o ślubie. Pół roku później na firmamencie życia Przybyszewskiego rozbłysła nowa gwiazda - eks-kochanka Augusta Strindberga, Dagny Juel. Ożenił się z nią Stach 18 sierpnia 1893 roku, a już 14 listopada na świat przyszła córka Mieczysława - tyle że było to drugie dziecko ze związku z Martą Foerder. W roku 1895 Stach doczekał się kolejnych dzieci: Marta urodziła mu (6 lutego) córkę Janinę, a Dagny (28 września) syna Zenona. Ojcowskie uczucia żywił jednak tylko - przynajmniej na razie - do tego ostatniego. Opuszczoną i zaniedbaną przezeń Martą i jej dziećmi opiekował się przybrany brat Stacha - również mieszkający w Berlinie - Antoni i jego żona Maria. Nie zapobiegli oni jednak samobójczej śmierci Marty, do której doszło 9 czerwca 1896 roku. Córki oddano do sierocińca, Bolesławem - na krótko - zaopiekował się Antoni; w rok po śmierci matki Boleś (noszący wtedy jeszcze nazwisko Foerder) odesłany został do dziadków do Wągrowca. W życiu Stacha zachodziły kolejne ważkie wydarzenia. Najpierw w dalekim Tyflisie (dzisiejszym Tbilisi) przez swego kochanka zastrzelona została Dagny (1901); Stach był już wtedy związany z Jadwigą Kasprowiczową, żoną poety Jana Kasprowicza. Oficjalnie poślubił ją w Inowrocławiu w kwietniu 1905 roku. Na początku maja wraz z nową żoną przybył do Wągrowca. Głównym celem wizyty, poza przedstawieniem rodzicom nowej synowej, było usynowienie Bolesława, do czego ponoć usilnie namawiał Stacha wągrowiecki wikary ks. Wacław Gieburowski. Akt notarialny sporządzono w kancelarii notariusza Friedricha Kruegera, mieszkającego na rogu ulic Klasztornej i Farnej, 10 maja 1905 roku. Podpisy na dokumencie złożyli Józef Przybyszewski i Jadwiga Kasprowiczowa. Od tej chwili Boleś nosił nazwisko ojca. Jako Bolesław Przybyszewski został także przyjęty w poczet uczniów wągrowieckiego gimnazjum.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Piętno ojca Boleś całymi dniami grał na fortepianie i komponował; ks. Gieburowski często odwiedzał Przybyszewskich, zadowolony z postępów 13-letniego chłopca. Do kolejnego spotkania ojca z synem doszło przy bardzo szczególnej - i smutnej zarazem - okazji. O godzinie drugiej w nocy 18 stycznia 1906 roku zmarł Józef Przybyszewski, ojciec Stacha. Pogrzeb, na który przybyła m.in. liczna deputacja chłopska z Łojewa, miał miejsce trzy dni później. Bolesław, wychowywany od tej pory już tylko i wyłącznie przez babkę - której pobłażliwość profesor Stanisław Helsztyński nazywa wprost "katastrofalną w skutkach" - w kwietniu 1910 doznaje olśnienia, poznawszy swoją młodszą siostrę Janinę. O tym, kim jest jej ojciec, Janina dowiedziała się zaledwie parę miesięcy wcześniej, kiedy opuszczała berliński dom sierot. Za pierwsze zarobione pieniądze przyjechała do Wągrowca - do babki i brata. Miała zostać parę dni, została dziewięć tygodni. "Ja miałam wówczas lat piętnaście, a on osiemnaście; był uczniem primy w gimnazjum. Nasz wzajemny stosunek trudno było nazwać siostrzanym, byliśmy raczej jak młoda para kochanków" - wspominała po latach. Po wyjeździe Janiny przez dwa lata jeszcze pisali do siebie listy, potem wszystko się urwało. Rozbita psychicznie Janina nie potrafiła dać sobie rady z coraz częstszymi atakami melancholii. Leczenie psychiatryczne niewiele pomagało. Zmarła w roku 1933 w sanatorium dla nerwowo chorych. Na Wielkanoc 1912 roku Bolesław zdał maturę i opuścił - jak się okazało, już na zawsze - Wągrowiec. Podjął studia w warszawskim konserwatorium, grał w teatrzykach i w ogóle nie interesował się... kobietami. Do tego stopnia, że do ojca w Monachium i do babki w Wągrowcu zaczęły docierać informacje o jego homoseksualizmie. W chwili wybuchu wojny światowej, jako poddany cesarza niemieckiego, Boleś został aresztowany przez żandarmów i wywieziony do Rosji (do Orska). Tymczasem w Wągrowcu 12 lutego 1916 roku (a nie, jak podaje Helsztyński, 6 lutego) o godzinie szesnastej zmarła Dorota Przybyszewska. O śmierci matki poinformował pisarza ks. Ewaryst Nawrowski, wągrowiecki wikary pełniący ostatnie posługi przy nieboszczce. Stach, dziękując za przekazanie wiadomości, tak w liście do księdza usprawiedliwiał swoją nieobecność na pogrzebie: "Przybyć nie mogłem na matki pogrzeb, choć całą duszą się rwałem. Wskutek wojny dostałem się w niezmiernie ciężkie położenie. (...) Myślę tylko o tym, by wojna się skończyła, bym mógł do Wągrowca przyjechać, by groby odwiedzić - i duszę moją odnowić" . Ostatnie lata życia Doroty należały do szczególnie trudnych. Była bardzo biedna, emerytura nie starczyła jej na utrzymanie, dlatego też znajomi wystarali się dla niej w magistracie o zapomogę. Pogrzeb sfinansowała redakcja "Dziennika Poznańskiego", w innym wypadku musiałaby zostać pogrzebana na koszt gminy miejskiej.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Boleś nie wrócił już z internowania do Polski. Po wybuchu rewolucji październikowej wstąpił do Armii Czerwonej i zaczął piąć się po szczeblach kariery. Został członkiem Biura Polskiego Komitetu Centralnego partii bolszewickiej, był (w latach 1921-25) komisarzem i zastępcą komendanta Szkoły Czerwonych Komunardów, potem - do roku 1927 - wykładowcą na Wydziale Polskim Komunistycznego Uniwersytetu Mniejszości Narodowych Zachodu, a przez następne dwa lata pracownikiem w Zarządzie Planowania Państwowego (Gosplanu). Stosunkowo późno zajął się tym, co kochał najbardziej - muzyką. W 1929 roku zaczął wykładać w konserwatorium moskiewskim, by wreszcie awansować na stanowisko rektora. W 1932 został wciągnięty w aferę szpiegowską i aresztowany (nieoficjalnie za zakazany w ZSRR homoseksualizm). Skazano go na pięć lat zesłania; trafił do Miedwieżjegorska nad Kanałem Białomorskim. Tam stworzył (i przez cztery lata prowadził) Teatr Opery i Baletu, za co skrócono mu karę więzienia do trzech lat. W 1937 wrócił do Moskwy - do żony, z którą jednak nie doczekał się potomstwa. Nie mogąc znaleźć sobie miejsca w stolicy światowego proletariatu podjął - dla wielu całkowicie niezrozumiałą - decyzję ponownego wyjazdu do Miedwieżjegorska. Tam został po raz drugi aresztowany i tym razem już rozstrzelany. Choć w roku 1956 - po słynnym XX Zjeździe KPZR - doczekał się rehabilitacji, życia mu to wrócić nie mogło. Wielka tragedia syna wydarzyła się już po śmierci ojca. Stach Przybyszewski pożegnał się z tym światem w środę 23 listopada 1927 roku - o godzinie jedenastej przed południem. Ile razy był jeszcze przed śmiercią w Wągrowcu? Czy odwiedził groby rodziców, by "duszę swą odnowić"? Na pewno, tym bardziej że w latach 20. bywał w Wielkopolsce, przez chwilę (na przełomie lat 1919-20) mieszkając nawet w Poznaniu. A stamtąd do Wągrowca zaledwie sześćdziesiąt kilometrów... Grobów Józefa i Doroty Przybyszewskich (która ponoć nie doczekała się nawet nagrobka) nie odnajdziemy dzisiaj na wągrowieckim cmentarzu starofarnym (na którym grzebano ludzi do momentu założenia nowego cmentarza, tj. do roku 1930). Zgodnie bowiem z kościelnym prawem, zaniedbane mogiły zostały po 25 latach splanowane. A któż miał o nie dbać? Pozostałością po dawnych latach jest już na cmentarzu starofarnym tylko tzw. "aleja grobowców"; najstarsze groby pochodzą z lat 50.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Nota bibliograficzna Nie doczekał się jeszcze Stanisław Przybyszewski biografii z prawdziwego zdarzenia. Choć pisywano o nim w miarę często, starano się jednak zwracać głównie uwagę na zawiłości jego osobistych losów, pomijając - poza najczęściej chyba omawianym "Confiteorem", niektórymi dramatami i wyborem listów - całą jego pozostałą, niezwykle przecież bogatą twórczość prozatorską i poetycką. Pisząc o Przybyszewskim, pisano więc głównie o związanych z nim skandalach towarzyskich, niewiele wszak mających wspólnego z literaturą. Taki charakter mają książki Stanisława Helsztyńskiego "Przybyszewski" (Wydawnictwo Literackie, Kraków 1966) i Krystyny Kolińskiej "Stachu, jego kobiety, jego dzieci" (Wydawnictwo Literackie, Kraków 1978). Nieporównywalnie więcej informacji przekazuje za to Henryk Izydor Rogacki w opracowanym przez siebie kalendarium życia pisarza zatytułowanym "Żywot Przybyszewskiego" (Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1987). Próbę merytorycznego omówienia twórczości Stacha podejmuje Helsztyński w "Meteorach Młodej Polski" (Wydawnictwo Literackie, Kraków 1969), jak również Gabriela Matuszek w zatytułowanym "Nędza świata bez Boga" posłowiu do pierwszego powojennego polskiego wydania "Dzieci szatana" (Oficyna Literacka, Kraków 1993). W książkach Helsztyńskiego i Kolińskiej można znaleźć akapity odnoszące się do wągrowieckich czasów Przybyszewskiego, są one jednak bardzo fragmentaryczne. Niewiele szczegółów podaje również Wiesław Szczepański w swojej monografii "Gimnazjum i Liceum Wągrowieckie w latach 1872-1997" (Liceum Ogólnokształcące, Wągrowiec 1997), ale temu akurat trudno się dziwić, skoro w wągrowieckim "ogólniaku" nie pozostały żadne pamiątki po pisarzu (nieliczne fotografie i świadectwo maturalne autora "Śniegu" przechowywane jest w Muzeum Jana Kasprowicza w Inowrocławiu). Co nieco zdradza także sam Przybyszewski w swoich listach ("Listy", tomy 1 i 2, Warszawa 1937-38; tom 3, Warszawa 1954) oraz próbie biografii pt. "Moi współcześni" (Warszawa 1959). Dane biograficzne Stacha i jego najbliższej rodziny można jeszcze uzupełnić sięgając do dwóch archiwów: Urzędu Stanu Cywilnego oraz Parafii farnej p.w. św. Jakuba Apostoła (Starszego) w Wągrowcu. W sumie jednak informacji tych nie ma zbyt wiele i dlatego - nie da się ukryć - próbując odtworzyć wągrowieckie lata pisarza, zmuszeni jesteśmy w dużej mierze poruszać się po omacku.
Fot. [1]-[5] pochodzą ze zbiorów Muzeum Jana Kasprowicza w Inowrocławiu |
|