 |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Treścią "Wschodu Księżyca" jest rozwój ludzkości w kierunku pionowym, a ściślej mówiąc - rozwój pierwszych baz na Księżycu. Bazę taką zbudowała firma Masterson Aerospace, a teraz się zastanawia, czy aby nie wtopiła w kosmiczną imprezę za dużo. Trwa zatem ciągła kampania o to, czy bazę zamknąć, czy też pozwolić jej trwać. I co najciekawsze - bitwa ta rozgrywa się na poziomie ludzi i ich kompleksów. Ben Bova zauważył coś ważnego - coś, co już dawno temu powinno znaleźć się we wszystkich książkach poświęconych eksploracji Układu Słonecznego, Wszechświata i całej reszty. Otóż wylot w Kosmos będzie dziełem ludzi, tych tajemniczych maszyn pełnych życia, pchanych popędami rodem z mezozoiku i ideami wyprodukowanymi przez młodzieńczą korę mózgową. I ważne jest, aby rozumieć, że przypływy i odpływy kosmicznej gorączki wynikają z wizji i przeżyć dumnych jednostek, względnie z ich chciwości i żądzy zaryzykowania. Pamiętajmy, że największe postępy w lotach kosmicznych poczynione zostały w imię udowadniania tego, że nasze stado jest lepsze od waszego stada. To jest tak - jest kobieta. Miała męża, a z nim syna. Potem znowu miała męża, a z nim syna. Pierwszy syn nie lubi drugiego męża, pierwszego też niespecjalnie znosił. Miał za to wspólną kochankę z drugim mężem, rozstali się jednak, bo nie chciał dzieci. Drugi mąż kocha ową kobietę, ale bardziej kocha swoją bazę na Księżycu. Wszystkie te gierki i wydarzenia rodem ze opery mydlanej mają decydujący wpływ na kosmiczne przedsięwzięcie, bo rodzinka decyduje o strategii firmy Masterson Aerospace. Ot, taka "Dynastia" z rakietami w tle. Żeby nie było wątpliwości - uważam, że to dobrze. Dużo w tym odniesień do rzeczywistego sposobu funkcjonowania świata, realniejsze to niż cała marsjańska trylogia Robinsona. Co więcej, uzależnienie wydarzeń od ludzkich humorów i towarzyskich splotów wprowadza do fabuły wiele niespodzianek. "Wschód Księżyca" czyta się dobrze, wiele tam zaskoczeń i zwrotów akcji, wiele się dzieje, czytelnik nieustannie siedzi na krawędzi krzesła, czekając na następny wybuch. Niestety, "Wschód Księżyca" ma swoje słabości. Największą jest chyba batalia o nanotechnologię, stanowiąca jeden z ważniejszych wątków powieści. Nie wiem, czy w historii ONZ znalazłaby się rezolucja, której przestrzegają wszyscy. Nie wierzę, aby wszystkie państwa karnie zabroniły używania technologii przynoszącej krociowe zyski, nieprawdopodobnym mi się zdaje, aby dyktatorzy zrezygnowali z odmładzania się za pomocą nanomaszyn. A już to, że wielkie korporacje dadzą sobie odebrać taką wspaniałą metodę redukcji kosztów, zdaje mi się równie prawdopodobne, jak trzydniowe opady na Saharze. Tego Ben Bova nie przemyślał, ta wada jego powieści zdrowo mnie dręczyła. Z drugiej jednak strony, batalia ta jest interesująca, bo autor - nie wiem, celowo czy niechcący - naświetlił również argumenty przeciwników. Chociaż coś się we mnie wywraca na myśl o zahamowaniu nauki, to nie mogę szermierzom zacofania ze "Wschodu Księżyca" odmówić pewnej racji, widząc przemyślność, z jaką ludzie wykorzystują naukę do gnębienia swoich bliźnich. Nie dajmy sobie jednak zepsuć rozrywki szczegółami. Powiązanie ludzi z kosmicznymi wydarzeniami udało się autorowi. Osobiście nie kryłem perwersyjnej radochy patrząc, jak niedopieszczony w dzieciństwie młodzian i jego stanowczo nadopiekuńcza mamuśka spowalniają ekspansję ludzkości w Kosmos. Jest w tym pewna głęboka prawda.
Ben Bova "Wschód Księżyca" (Moonrise) Przeł. Maria Gębicka-Frąc Solaris 2003 ISBN: 83-88431-57-9 Gatunek: sf Ekstrakt: 70% Kup w Merlinie |
|