nr 06 (XXVIII)
sierpień 2003




powrót do indeksunastępna strona

Ewa Białołęcka
  Piołun i miód

        ciąg dalszy z poprzedniej strony

     Stalowy, Koniec i Kamyk znaleźli w lesie ślady ludzkiej obecności, dlatego też tym bardziej zaniepokoili się, gdy powrócili na miejsce popasu i nie zastali tam Winograda. Przedmiot sporu - nieszczęsna zupa na zającu - dogotowała się już jakiś czas temu, więc zaczęto jeść. Chłopcy czekali, a Bestiar nie wracał.
     - Może to właśnie jego tropy znaleźliście? - wysunął przypuszczenie Wężownik.
     Stalowy pokręcił głową przecząco.
     - Ktoś wyciął siekierą kilka młodych drzewek. Na pewno nie Winograd.
     Koniec przeczesywał talentem najbliższą okolicę.
     - Nie wyczuwam go nigdzie. Niedobrze. Za to jest tu paru innych... hmm... nie podobają mi się ich myśli.
     Promień skończył jeść. Sięgnął po swój łuk i kołczan.
     - Pójdę poszukać tego miłośnika zwierzątek.
     - Jeszcze czego! A jak i ty się zgubisz?
     - Nie będziemy mieli tyle szczęścia - mruknął pod nosem Wężownik i dodał głośno: - A jak trafisz na tamtych "nieprzyjemnych", których odkrył Koniec?
     - To będą mieli pecha - rzekł dobitnie Promień.
     Trudno było nie przyznać mu racji. Był Iskrą i do tego lepszym tropicielem od całej reszty. Z pewnością samotna włóczęga po lesie niczym mu nie groziła.
     Wrócił po niecałej godzinie. Bez Winograda. Już z daleka było po nim widać, że przynosi złe wieści.
     - Niedaleko stąd, w dół strumienia. Ślady na ziemi, rozrzucone liście, krople krwi - zameldował krótko. - Odciski stóp i kopyt. I to...
     Sięgnął pod kurtkę, skąd wydobył ciałko szczura. Zwierzątko zwisało z jego dłoni jak łachman. Jeszcze żyło, lecz widać było, że koniec jest bliski. Stalowy dotknął szczura.
     - Nic się nie da zrobić. Ma przetrącony grzbiet.
     - To chyba trzeba go dobić - powiedział Promień, ale w jego głosie zabrzmiało niezdecydowanie. - Tylko jak? To taki drobiazg...
     Wężownik bez słowa wziął od niego dogorywającego szczura i odszedł na chwilę. Wrócił z pustymi rękami.
     - A co z Winogradem?! - zawołał Myszka niespokojnie.
     - Jego nie znalazłem. Ale te końskie ślady prowadzą w dół, na północny zachód. Koniec, poszukaj w tamtym kierunku.
     
     *
     
     Wyglądało to na tymczasowy obóz w środku lasu. Wzgórze zarośnięte częściowo świerczyną, wśród drzew rozrzucone luźno szałasy. Sądząc z ich liczby - zamieszkiwało tu sporo ludzi. Niespodziewanym elementem okazała się dziwaczna ruina, przechylona w niepewnej pozycji na szczycie pagórka. Nie dalej jak pikę od muru wzgórze kończyło się nagle bardzo stromym stokiem, u jego stóp płynął potoczek omywający kupy gruzu. Było to korzystne dla obozu ze względu na obronność, ale też wygodne dla młodych magów, gdyż z tej strony pilnowano leśnego siedliska wyjątkowo niedbale.
     Niemniej Wężownik, który wyprawił się na szczyt na przeszpiegi, wrócił blady jak papier.
     - Trafiłem na jednego! - oświadczył dramatycznym szeptem, wślizgując się do kryjówki między zaroślami na dnie parowu.
     - Wartownik?
     - A czy ja wiem? Prawie wleźliśmy na siebie. Chyba zwyczajnie chciał się odlać z urwiska. Wyciągnął nóż...
     - Widział cię?
     - Musiałby być ślepy. Ale już nic nie powie. Posłałem go na rybki.
     - Jednego mniej - szepnął Stalowy. - Ilu jeszcze? Koniec, ty jesteś lepszy "czytacz" ode mnie.
     - Kilku w obozie, więcej w lesie. Trudno policzyć, bo są rozproszeni. A tego pechowca zaczną chyba niedługo szukać. Winograd jest w ruinie. Nie reaguje. Pewnie nieprzytomny, ale żyje. Jeden go pilnuje. Trudno mi wszystko zrozumieć, bo myślą po northlandzku.
     Myszka zadarł głowę, spoglądając między gałęziami na wierzchołek wzgórza.
     - Można tam skoczyć w jednej chwili, zabrać Winograda i uciec. Kamyk może tam wejść nawet teraz, w iluzji niewidzialności, i wynieść go na plecach. Nic trudnego.
     - Jest ranny - powiedział Koniec. - Co z nim zrobimy? Z powrotem w góry? Trzeba się zastanowić.
     - Tylko szybko, bo w każdej chwili jakiś zbir może poderżnąć mu gardło.
     Promień po raz kolejny pociągnął nosem. Węszył już od pewnego czasu.
     - Co tu tak śmierdzi? - odezwał się z rozdrażnieniem.
     - Nie masz innych problemów? - syknął Wężownik. - Twoje sumienie cuchnie. Nie trzeba było drażnić Winograda. Poszedł sam w las i nie wrócił. To twoja wina!
     - Zamknij się!
     - Zamknijcie się obaj! - zażądał Koniec zduszonym szeptem. - Jak dzieci! Zacznijcie śpiewać, tamci prędzej usłyszą!
     Promień wycofał się ostrożnie między młodymi drzewkami. Nos prowadził go nieomylnie. Źródło niepokojącego słodkawego odoru padliny musiało znajdować się bardzo blisko. Rzeczywiście, trafił doń bez większego trudu. Rozgarnął zarośla, spojrzał, a następnie zacisnął powieki i dłuższą chwilę walczył z podchodzącym do gardła żołądkiem. Ciało, które znalazł, musiało leżeć w zaroślach od wielu dni. Napoczęły je lisy, a rozkład posunął się już znacznie. Zakrywając nos i usta rękawem, Promień przyjrzał się dokładniej zwłokom. Mężczyzna o młodzieńczej sylwetce, być może faktycznie bardzo młody. Spoczywał w bardzo nienaturalnej pozycji. Twarzą do dołu, tak że Promień widział tylko tył jego głowy, czego zresztą zupełnie nie żałował. Jedno ramię zaplątane było w gałęziach, drugie sztywno wyciągnięte na ziemi. Biodra i nogi celowały skośnie w niebo - podparte przygiętymi nieco krzewami. Brak było śladów walki i Promień był pewien, że nie tutaj dokonano zabójstwa. Trup miał na sobie tylko podartą, zaplamioną koszulę i spodnie. Był bosy. Ktoś, kto zabił tego człowieka, ograbił zwłoki, a potem usunął je, nie zadając sobie trudu najprostszego pogrzebu. Sądząc z ułożenia ciała, najprawdopodobniej zrzucono je z urwiska i nie zaprzątano sobie nim więcej głowy. Ponure znalezisko trzeba było pokazać towarzyszom. Promień po krótkim namyśle wytypował Końca, którego zawsze uważał za opokę ich małej grupki, i Kamyka, gdyż ten miał pewną wiedzę medyczną wyniesioną z domu, a poza tym potrafił wziąć do ręki najobrzydliwszego robala w tropikalnej dżungli. Lepiej, żeby zwłaszcza Myszka nie widział nieboszczyka, bo wpadnie w histerię i będą mieli dodatkowy kłopot, jakby Los mało ich jeszcze doświadczył.
     Sprowadzony na miejsce Koniec dokonał dodatkowego odkrycia: z obu rąk ofiary zerwano wszystkie paznokcie. Śmierć poprzedziły tortury. Zdecydował się, by odwrócić zwłoki, co było najgorsze ze wszystkiego - twarz zabitego była sina i nabrzmiała. Znaleźli jeszcze jedną ranę na piersi - podłużny, wąski ślad po sztylecie.
     Prosto w serce - wypisał w powietrzu Kamyk. - Koniec, co to za ludzie?
     Rozłożył bezradnie ręce.
     Jak tak można? Umęczony, zabity, a potem wyrzucony jak śmieć... Kto jest zdolny do takich rzeczy?
     Końcowi przeszło przez głowę, że zna paru takich, ale nie podzielił się tą myślą.
     - To nie są ludzie, ci na górze - szepnął Promień gorączkowo. - To bestie. Mordercy, kaci... śmietnisko dusz. Słuchaj, Koniec, tak nie może być. Ja tego nie daruję. Winograd...



Kup w Merlinie

powrót do indeksunastępna strona

35
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.