Kuba Myszkorowski |
Czepek włóż - czepek zdejmij |
Autor pisze o sobie: Sprawa krótka: jestem sobie i się nazywam. Kuba, to na cześć Fidela i Myszkorowski, to na pamiątkę po rodzinie. Poza tym znaków szczególnych nie posiadam, a jak jakieś miałem, to i tak zmyły mi się pod prysznicem. Woda u nas uzdatniana. Swoją kryjówkę mam w najpiękniejszej dzielnicy Warszawy - na Bródnie, gdzie dzień nocy równy jak Bolek Lolkowi. No i mam dwadzieścia dwa lata, ale staram się z tym nie obnosić i jak wychodzę z domu, to przynajmniej trzydzieści sześć miesięcy zostawiam na ugiętej półce. Swoje ważą, ale chyba się nie odważą. |
 |
Pływalnia. Czas płynie. Uszy pełne hałasu, choćby płynnej mowy. Ujęcie na ratownika wyciągniętego na plastikowym krzesełku. Ratownik w wieku typowo ratowniczym i w typowo czerwonych spodenkach. Czapeczka może być nietypowa, byle tylko czerwona, z niewielkim daszkiem i napisem "RATOWNIK". Do Ratownika podchodzi Pływalniowicz w możliwie niemożliwych kąpielówkach (mężczyzna rozmiarów kieszonkowych w gaciach XXL) i pomarańczowym czepku. Staje przed nim. Ratownik w ogóle go nie zauważa, tępo zapatrzony przed siebie. Mężczyzna odwraca się i stara się skierować wzrok w to samo miejsce, co tamten. Staje przy nim, osłania oczy ręką, ale nic nie może dojrzeć (alkohol mąci życie). Zrezygnowany, ponownie zajmuje miejsce i czas przed Ratownikiem, drapie się w łokieć. Nic. Raczej dłuższe niż krótsze. Zirytowany kaszle. Raz za razem. Coraz głośniej i intensywniej. Ratownik (z wyrzutem): Po co pan przyłazi zakatarzony na pływalnię?! Całą wodę pan mi pozaraża! Pływalniowicz: Ja w sprawie regulaminowej. Ratownik: W sprawie regulaminowej proszę zgłaszać się w godzinach przedpołudniowych. Pływalniowicz: Sprawa jest z gatunku tych nie cierpiących zwłoki. Ratownik: Zwłoki?! Jakie zwłoki?! Znowu zwłoki w basenie? Pod koniec tygodnia trzeba będzie zrobić wreszcie odławianie, bo sanepid gotów się przyczepić. Ech, ci ludzie. Jak się pływać nie umie, to się na basen nie przychodzi. Pływalniowicz: Może właśnie chcieli się nauczyć. Ratownik: Na basenie?! Nonsens! Pływalniowicz: A gdzie lepiej? Ratownik: Trzeba na sucho ćwiczyć! Choćby w piaskownicy. Pływalniowicz: Czy ja wiem. Ratownik: Wystarczy, że ja wiem! Kto tu jest ratownikiem? Pan czy ja? Pływalniowicz: Pan ma czapeczkę. Ratownik: A pan ma czepek? Na pływalnię przychodzimy w czepku! Pływalniowicz: Oczywiście, że mam. Ratownik: No to czepek włóż i spływaj pan! Pływalniowicz odchodzi. Ratownik siedzi bez ruchu. Po kolejnej długiej chwili Pływalniowicz wraca. Ratownik: Coś jest niejasne? Pływalniowicz: Ta moja sprawa... Ratownik: Jakaś wstydliwa choroba? Tak? Może hemoroidy albo syfilis? (krzyczy, nie zmieniając pozycji) Hej ludzie! Uważajcie, ten tu z wysypką na basen wchodzi! Nie podpływać mi za blisko obiektu! Pływalniowicz: Nie, nie! Ratownik: Za późno! Następnym razem radzę udać się raczej do wenerologa niż na pływalnię! Pływalniowicz: Pan mnie źle zrozumiał... Ratownik: Podważa pan moje kompetencje?! Pływalniowicz: Gdzieżbym śmiał... Ratownik: Ja jestem ratownikiem wykwalifikowanym! Ukończyłem korespondencyjny kurs ratownictwa i haftu. Pływalniowicz: Haftu? Ratownik: Dawali w zestawie. Cena była ta sama. Zresztą to nie jest pańska sprawa. Odmaszerować! Pływalniowicz po raz kolejny odchodzi i znowu po chwili wraca. Ratownik: Nie wiem, jakie są pańskie intencje, ale uprzedzam: ja już mam żonę i nic z tych rzeczy mnie nie interesuje! Pływalniowicz: Ale ja tylko z tą sprawą. Ratownik: To już trzecia dzisiaj! Pływalniowicz: Nie, dalej ta sama. Ratownik: Dawaj pan! Pływalniowicz wyjmuje z kąpielówek kilka banknotów i podaje Ratownikowi. Ten spogląda na niego, a następnie na pieniądze. Ratownik: Nie o to mi chodzi! Pływalniowicz: Nie? Ratownik: Nie, że nie, ale tak. Pływalniowicz: To tak, czy nie? Ratownik: Tak, dawaj pan. Pływalniowicz: A więc tak. Ratownik: Nie. Mówię przecież, że nie, ale z drugiej strony dać przecież nie zaszkodzi. Pływalniowicz podaje Ratownikowi pieniądze, ten chowa je do spodenek. Ratownik: Słucham szanownego pana. Pływalniowicz: Ja w sprawie regulaminu. Ratownik: Kochany, konkretniej. (klepiąc się po kieszeni) Czas to pieniądz! Pływalniowicz: Konkretniej to w sprawie ustępu... Ratownik: Wszystkie uwagi w związku z ustępem proszę kierować do woźnej. Może coś zaradzi. Pływalniowicz: Mi chodzi o ustęp trzeci. Ratownik: Panie, jaka to różnica, pierwszy, drugi, czy trzeci? Wszystkie tak samo zapchane! Pływalniowicz: Ustęp trzeci regulaminu. Ratownik: No to czemu nic pan nie mówi?! Pływalniowicz: Przecież właśnie mówię! Ratownik: Nie jest ważne, co się mówi, ale jak się mówi! Ratownik wyciąga z kieszeni regulamin i czyta pod nosem przewracając strony: "ustęp pierwszy...na basenie nie dokonujemy prób z bronią nuklearną...nie... nie rzuca się kąpielówkami w woźną... i tak rzucają... ustęp drugi... wszelkie konflikty rozstrzygać należy poza trampoliną... nie siusiamy do wody o temperaturze poniżej dwudziestu stopni... ustęp trzeci - zwierzęta na pływalni... aha!" Ratownik (do Pływalniowicza): Znalazł pan zwierzę? Pływalniowicz: W rzeczy samej! Ratownik: Co? Gdzie? Pływalniowicz: To znaczy w szatni! Ratownik: To rozgnieść klapkiem. Woźna wieczorem zetrze ścierą. Teraz ściera ma przerwę do szesnastej. Pływalniowicz: Tym razem nie chodzi o karalucha. Ratownik: A więc jednak nie ma karaluchów. Od początku uważałem skargi o pladze za mocno przesadzone. Pływalniowicz: Oczywiście karaluchy są, ale to nie jest największy problem. Ratownik: Nie? Pływalniowicz: Nie. Ratownik (z nadzieją w głosie): Tak? Pływalniowicz: Nie! Ratownik: Może chociaż odrobinę tak? Pływalniowicz: Przykro mi, ale zupełnie nie. Ratownik: Cholera! Mów pan! Pływalniowicz: Wydawało mi się, że w szatni męskiej spotkałem aligatora. Ratownik (ze zgrozą): Ach nie! Mam nadzieję, że miał czepek. Pływalniowicz: Czepek miał, ale czy to pana nie dziwi? Ratownik: Dlaczego ma mnie dziwić? Przecież wszyscy są zobowiązani do noszenia czepków podczas korzystania z pływalni miejskiej. Pływalniowicz: Ja mówię o krokodylu. Ratownik: Krokodyl również. Pływalniowicz: Ale co on robi na basenie?! Ratownik: Pan to jest jak dziecko! A co się robi na basenie? Pływalniowicz: Pływa się? Ratownik: Brawo! Tylko udaje pan takiego nieuka. Pewnie wpadł sobie popływać dla relaksu po robocie. Z ZOO ma raptem trzy przystanki. Pływalniowicz: Przecież to krokodyl! Ratownik: To już ustaliliśmy. Dokładniej rzecz ujmując, aligator. Pływalniowicz: Ja się nie zgadzam! Ratownik: Przykro mi, lecz z darwinowskim podziałem rodziny zwierząt trudno polemizować. Pływalniowicz: Pan chyba w ogóle nie zdaje sobie sprawy z tego, z czym mamy właśnie do czynienia! Ratownik: Oczywiście, że sobie zdaję. Na pływalni przebywa aktualnie przedstawiciel gadów z rzędu krokodyli, pochodzący z podmokłych obszarów Azji oraz rekin. Pływalniowicz: Rekin?! Ratownik (leniwie wskazując przed siebie): O, niech pan zobaczy. Właśnie podąża za tą panią w żółtym kostiumie. Pływalniowicz: Pan doskonale o tym wszystkim wie! Ratownik: Dokładnie. Na basenie nie ma dla mnie tajemnic. Choćby wspomniana pani w żółtym kostiumie. Czy gdybym był złym ratownikiem, wiedziałbym, że zdradza męża? Pływalniowicz: Co?! Ratownik: Też byłem tym początkowo zaskoczony! Taka szykowna dama! Słychać krzyk kobiety i plusk wody. Pływalniowicz: Niech pan coś robi! Właśnie pożera ją rekin. Ratownik: Trochę taktu! Ja nigdy nie wtrącam się w spory małżeńskie. Pływalniowicz: Nie rozumiem. Ratownik: W pana wypadku to chyba stan chroniczny. Proszę poznać jej małżonka, Henryka. Pływalniowicz: Ten rekin?! Ratownik: Woli, kiedy mówi się o nim Henio. Pływalniowicz: Henio?! Ratownik: Właśnie! Pływalniowicz: To jakiś absurd! Na basenie rekin, a w pływalni aligator! Ratownik: Nie wspomniał pan jeszcze o niedźwiedziu. Pływalniowicz: Jakim niedźwiedziu?! Nie widziałem żadnego niedźwiedzia. Ratownik: Pewnie już poszedł. Wspominał, że jest na dzisiaj umówiony z dentystą. Pływalniowicz: Niedźwiedzie, aligatory, rekiny! To ponad moje siły. Ratownik: Zawsze w czwartki przychodzi jeszcze zorganizowana grupa tygrysów. Pływalniowicz: I pan na to wszystko przyzwala? Ratownik: O ile mają czepki! Ja trzymam się swoich zasad i nikogo bez czepka na basen nie wpuszczę! Co to, to nie! Pływalniowicz: Nikogo? Ratownik: Bez wyjątku! Pływalniowicz: To właśnie chciałem wiedzieć. Przepraszam, że tak się pana o wszystko wypytuję, ale właściwie to jestem łosiem i obawiałem się, że mogę napotkać tutaj pewne utrudnienia. Ratownik: Rozumiem. Pływalniowicz: Gdzie indziej nie jest mi z tym łatwo. Choćby na plaży nudystów... Ludzie dziwnie patrzyli się na poroże, a z opery wyprosili mnie w połowie Carmen. Ratownik: Pewnie nie założył pan czepka. Proszę zawsze o tym pamiętać. Czepek włóż i po wszystkim! Pływalniowicz: A więc zupełnie panu nie przeszkadza to, że jestem łosiem. Ratownik: W najmniejszym nawet stopniu. A tak między nami, zdradzę panu, ale proszę o zachowanie tajemnicy, w cywilu jestem psem-ratownikiem. Pływalniowicz: To nieprawdopodobne, pies-ratownik na basenie! Ratownik: Wcześniej robiłem w budownictwie, ale tam, panie, psie pieniądze płacą. Pływalniowicz: To rozumie się samo przez się. Jako łoś również nie mam łatwego życia. W autobusie ludzie czepiają się poroża, a podczas korzystania z ruchomych schodów zdarza mi się zawadzić o prymasa. Ratownik: Prymasa? Pływalniowicz: Strasznie nisko ich teraz wieszają. Ratownik: To może dla rozluźnienia zrobimy sobie mały wyścig. Pływalniowicz: Z największą przyjemnością. Ratownik: Do hipopotama i z powrotem! Obaj odchodzą. Po chwili słychać dwa pluski, a przed kamerą bryzga woda. Głos kobiety (spoza kadru): "Niech pan natychmiast wyjmie te rogi spod mojego stanika!". Dalej to samo ujecie krzesła. Głos lektora: "W następnym odcinku programu "Z kamerą wśród zwierząt" przyjrzymy się problemom, z jakim muszą radzić sobie lamy zatrudniane przy sprzątaniu wielkich hal produkcyjnych oraz porozmawiamy o ciężkiej pracy żółwi w policyjnym wydziale śledczym. To tyle na dziś. Do zobaczenia. Hau-hau! Miau! Kukuryku!". |
|
 |
|