 |
W wakacyjnym nastroju rozpoczynamy nowy cykl. Wzorem wielu magazynów filmowych, co miesiąc przygotujemy (albo i nie) dla Was listę dziesięciu najlepszych, najgłupszych, najśmieszniejszych, najładniejszych, najciekawszych, najbardziej obrzydliwych elementów filmowych. Długo zastanawialiśmy się od czego zacząć. Miało to być bowiem coś wstrząsającego, szokującego, niezapomnianego i na zawsze przykuwającego do naszego cyklu w "Esensji". Jak sukcesy medialne reality show, komisja śledcza i stopy Magdy Mołek. Pierwszy pomysł - dziesięć najgłupszych list filmowych! Albo dziesięć najgłupszych filmowych pomysłów Esensji! Na szczęście przyszły upały i temat sam nam się zsunął: a może by tak o pośladkach? Taki właśnie tekst napisaliśmy miesiąc temu, gdy pierwotnie miała ruszyć ta rubryka. Tekst powstał. Czytaliście go? Nie? No właśnie - część redakcji stwierdziła, że nam całkiem odwaliło i "Najważniejsze pośladki filmowe" nie ujrzały światła dziennego. Przez to rubryka "Dziesięciu naj..." rusza dopiero w tym miesiącu, tym razem niestety poprawnym politycznie tekstem o filmowych pojedynkach na broń białą. Okazją jest oczywiście premiera dwóch filmów, w których bez naparzanek na miecze, szable i szpady obejść się nie może - "Hero" i "Piraci Karaibów". No to po co w ogóle o tym mówimy, skoro nie mamy zamiaru Wam naszych pośladków udostępnić? Jak to po co?! Aby legenda rosła! Abyście w swych internetowych dyskusjach mówili "A słyszałeś o tym tekście o pośladkach, którego nie puściła Esensja? To musiało być coś!". "Słyszałem, że obrazili tam nawet Wajdę, Zanussiego i pokazali pośladki Mai Komorowskiej!". A my w międzyczasie zadbamy o kontrolowane przecieki. Bowiem w naszym interesie jest, aby fraza "legendarne pośladki Esensji" rozpoczęła swój niezależny żywot w sieci, gdyż, to o co nam chodzi w tym wszystkim, to zwiększona oglądalność. A dziwnym trafem najczęściej do tej pory odwiedzane recenzje filmowe to teksty "Brzęczący penis", "Jędrne piersi i bicepsy" i "Sutki na darmo płonące". I być może do pośladków powrócimy następnego lata, o ile będzie nadal tak gorąco i nadal będziemy chodzić bez czapek. Dobra, to o co chodzi z tymi pojedynkami? Ano, o to, że wbrew pozorom filmowy pojedynek na szable, czy inną broń białą nie jest jedynie okładaniem się ostrzami, kilkudziesięcioma pchnięciami i zasłonami zakończonymi utoczeniem pierwszej, a często i ostatniej krwi. Nie, filmowy pojedynek to wręcz spotkanie towarzyskie. Dla dwóch gentlemanów bywa doskonałym pretekstem do dłuższej interesującej rozmowy, szansą na pokazanie się rywali ze swej najlepszej strony, a także okazją do nawiązania bliższej znajomości z przeciwnikiem. Nawet gdyby miała trwać jeszcze góra 15 minut. Często bywa tak, że rozmowny bywa tylko jeden z walczących - czasem dlatego, że jest tak pewien swojej wygranej, czasem dlatego, że tak boi się przegrać. Czasem bardziej gadatliwy jest pozytywny bohater, czasem czarny charakter. Oczywiście o ile w pojedynku jesteśmy w stanie owego pozytywnego wskazać - często bowiem tak bywa, że pomimo starań reżysera, pozytywnemu ze wszech miar życzymy śmierci (patrz: kawaler Danceny), często ów negatywny jest jedyną interesującą postacią i życzymy mu zwycięstwa (patrz: Darth Maul). A nierzadko bywa tak, że wynik walki w ogóle nas nie obchodzi i najchętniej widzielibyśmy martwymi wszystkich uczestników pojedynku, włącznie ze scenarzystą i reżyserem (patrz: serial "Wiedźmin"). Ale nie o tych będziemy teraz mówić, bowiem na naszą listę trafią te walki, które urzekały nas wizualnie, miały dobry pomysł, dobry tekst, czy też zwróciły naszą uwagę z jakiegokolwiek innego powodu. Oto i nasza lista, jeśli Wasza jest inna, nie wahajcie się nas o tym powiadomić. Kmicic vs. Wołodyjowski (Daniel Olbrychski vs Tadeusz Łomnicki, "Potop") Polski ślad. Adaptacji scenariusza nie dokonywał w tym wypadku pełen wiary w swoją wyższość literacką Szczerbic (dla niewtajemniczonych - anonimowy scenarzysta "Wiedźmina"), lecz pozostawiono dialogi Sienkiewicza, co oczywiście musiało wyjść filmowi na dobre. Dla miłośników ciekawostek - nocną walkę z powieści ze względów technicznych zamieniono na walkę w deszczu, a dialog "-Istny kondukt - Pułkownika chowają..." zamieniono na "Pułkownika chowają, to i niebo płacze". Były to ostatnie przechwałki Kmicica, już od pierwszego skrzyżowania szabli kontrolę przejmuje Wołodyjowski. Jest on też stroną bardziej rozmowną, skoro wie co potrafi i wie gdzie taki Kmicic może mu podskoczyć. (O tym skąd Wołodyjowski dowiedział się co potrafi mówi późniejszy prequel zatytułowany "Ogniem i mieczem", gdzie to pan Michał, będący wówczas małym grubaskiem przypominającym Zbigniewa Zamachowskiego pokonuje samego boskiego Bohuna-Domogarowa. Czysta fantastyka.). Kmicic jak wiadomo podskoczyć nie może, dostaje po łbie (a kto szabelką przez łeb weźmie to i cichy jak trusia), a uraz i wstyd (którego nie oszczędzono) jest tak silny, że lata później jeszcze mści się na Bogu ducha winnych fotografiach wrogów... Cytat (to chyba oczywiste): Kończ... waść... wstydu... oszczędź... (pasuje też do "Wiedźmina"). Choć godnym wspomnienia jest również "Waść jak cepem młócisz", będący interesującą ilustracją przyszłych bohaterskich czynów Kmicica w warszawskiej Zachęcie. Saddam Husajn vs Prezydent Stanów Zjednoczonych (Jerry Haleva vs Lloyd Bridges, "Hot Shots 2") Prorocza walka. Kto się spodziewał, że tak szybko się sprawdzi. Bohaterski, choć nie najbystrzejszy prezydent Stanów Zjednoczonych wyrusza do Iraku (wpław), aby zetrzeć się w śmiertelnym pojedynku z irackim dyktatorem. Do dramatycznej walki dochodzi w pałacu Husajna. Zwycięstwo jest po stronie Ameryki, ze względu na jej przewagę techniczną (azbestowa skóra, powłoka z aluminium, 10 lat gwarancji, odporna na ból), demonstrowaną przewagę moralną ("Jesteś panem zła, Saddamie!"). Tym niemniej, pomimo ogłoszenia zwycięstwa i pozornego unicestwienia Saddama (przez rozbicie na kawałki), owe kawałki zbiegają się, aby w tajemnicy odtworzyć irackiego dyktatora. Skąd my to wszystko znamy...? (Z Klossa chyba...) Cytat: "Zadarli z niewłaściwym dyktatorem.!" Krol Artur vs Czarny Rycerz (Graham Chapman vs John Cleese, "Monty Python i Swiety Graal") Najbardziej członkostratna walka w historii kina. Aż dreszcz przechodzi. Czarny rycerz rezygnuje z przystania do wesołej gromadki Rycerzy Okrągłego Stołu, woli utracić członki (cztery) niż bawić się w zamku Camelot. Pomimo tego gotów jest do dalszej walki, czego król Artur tchórzliwie nie chce dostrzec. Niewątpliwie choreografii walki nie robił Yuen Wo-Ping, ale w pełni rekompensuje to ilość tryskającej krwi, która powinna usatysfakcjonować każdego miłośnika gore, a każdą stację zmusić do przyznania filmowi czerwonego kółeczka. Należy pozazdrościć jednak determinacji Czarnemu Rycerzowi, który trwał na swym stanowisku nawet bardziej stanowczo niż minister Łapiński i poseł Janowski razem wzięci. No i dał się sfotografować ekipie. Cytat: To tylko draśnięcie! Luke Skywalker vs Darth Vader (Mark Hammil vs David Prowse, "Imperium kontratakuje", "Powrót Jedi") Oczywiste było, że nie może w naszym zestawieniu zabraknąć jakiegoś pojedynku na miecze świetlne w odległej galaktyce. Wybór jednak był trudny. Najładniejszą walką była niewątpliwie ta z "Mrocznego widma", ale chyba by nas pokręciło, gdybyśmy mieli tu to mroczne nudziarstwo wychwalać. Poza tym tam było dwóch na jednego (a my nie popieramy zachowań niezgodnych ze sportowym duchem), a dialogi ograniczały się do "Nieeeeeeee!". Pojedynek geriatryczny z "Gwiezdnych wojen" też odpada, pozostają więc dwie walki ojcowsko-synowskie z "Imperium kontratakuje" i "Powrotu Jedi". Nie mogliśmy się zdecydować, czy większe wrażenie zrobiła na nas odlatująca ręka Marka Hamilla, czy też chórek obrazujący przejęcie Luke'a przez Ciemną Stronę Mocy, stawiamy więc te dwie walki ex-equo, a wynik pojedynku ojciec-syn pozostaje 1:1. W straconych rękach również. Cytat: "Nie lubię gdy mi się Schwartz plącze"... znaczy zaraz, nie, chodziło oczywiście o: "Luke, to ja jestem twoim ojcem!" Wicehrabia de Valmont vs kawaler Danceny (John Malkovich vs Keanu Reeves, "Niebezpieczne zwiazki") Tym razem będzie serio. Oczywiście, gdybyśmy można by napisać coś jajcarskiego na przykład o grze aktorskiej Keanu Reevesa (szermierka z własną twarzą), ale nie po wstawiliśmy pojedynek, żeby robić sobie jaja. Bowiem walka jaką toczą ze sobą Valmont i Danceny jest wielkim popisem reżysera Stephena Frearsa i Johna Malkovicha. W powieści (która ma oczywiście formę listów) nie był opisany, poznajemy tam tylko jego wynik. Frears scenę do filmu wprowadza, nie po to, aby po prostu ubarwić go szermierką, ale aby w poruszający sposób domknąć charakterystykę Valmonta. Zniszczony i rozdarty między przyjęty przez siebie wizerunek i odgrywaną rolę, a nie pasującą do nich miłość, Valmont rezygnuje z życia, poddaje się, śmierć będzie jego pokutą i uwolnieniem. Można zaryzykować twierdzenie, że dzięki temu pojedynkowi Frears powiedział o Valmoncie coś więcej niż uczynił to Chodelros de Laclos. Cytat: ..................................... (Znaczy walka w milczeniu. Wszystko wyraża twarz Malkovicha.) Connor MacLeod vs Kurgan (Christopher Lambert vs Clancy Brown, "Nieśmiertelny") To dziwne, większość znajomych, których się pytaliśmy, na swej liście wskazywało tą walkę. A tymczasem finałowy pojedynek, który ma ostatecznie zadecydować, że może być tylko jeden jest najsłabszą sceną całego filmu. Jedynym pomysłem na walkę był wielki neon, rozwalany systematycznie przez Lamberta i Browna, a to troszkę za mało jak na finał jednego z ciekawszych filmów fantasy z epoki przedjacksonowej. Choreografia walk jest nudna, wynik oczywiście z góry wiadomy, więc całość zbyt długa, a i pomysły inscenizacyjne nie powalają. Nie mówiąc już o dialogach. Wydaje się, że wszystkie pozostałe pojedynki z "Nieśmiertelnego" były ciekawsze. A już na pewno przezabawny XVIII-wieczny pojedynek MacLeoda z Bassettem (Ian Reddington), w którym ten ostatni zagłębia szpadę w ciele Lamberta kilka razy bez widocznego efektu. Swoją drogą, szkoda, że Kurgan nie zabił MacLeoda/Nasha. Tak, Lambert, to w sumie sympatyczny w tym filmie gość, ale jego śmierć wyszłaby z wielkim pożytkiem dla kinematografii. Pewnie nie powstałyby "Nieśmiertelny" 2, 3 i 4... Cytat: Z braku innych: "Co cię zatrzymało?" Li Mu Bai vs Jen Yu (Chow Yun-Fat vs Zhang Ziyi, "Przyczajony tygrys, ukryty smok") We wschodniej kinematografii walka jest metodą wyrażenia uczuć. Nie może na naszej liście zabraknąć więc i takiego pojedynku. Spośród tysięcy przykładów wybieramy jeden z najpiękniejszych (i tu śmiać się też nie będziemy) - pojedynek na koronach drzew i jeziorze pomiędzy mistrzem Li Mu Baiem i zbuntowaną Jen Yu. Jest to walka pod wieloma względami wyjątkowa. Po pierwsze - dzięki choreografii Yuen Wo-Pinga, choć w tym akurat przypadku ona nie jest najistotniejsza. Tym niemniej szermierczy pojedynek na gałęziach drzew i tafli jeziora zapiera dech w piersiach. Po drugie - dzięki przepięknej scenerii lasu, jeziora, wodospadu, w której to walka się odbywa. Po trzecie - dzięki cudownej muzyce Tan Duna. Po czwarte i najważniejsze - ponieważ nie jest to walka w europejskim tego słowa znaczeniu lecz rozmowa przy której szermierka stanowi po prostu formę komunikacji pozawerbalnej. I nie ma piękniejszego sposobu na ukazanie zagubienia Jen, niż poprzez uderzenia jej miecza. Cytat: Jeśli odbierzesz mi miecz trzema ruchami, pójdę z tobą. Sanjuro Kuwabatake vs sześciu zbirów (Toshiro Mifune, "Straż przyboczna") Sanjuro, czyli niepowtarzalny Toshiro Mifune, trafia do miasta podzielonego na dwie zwalczające się strony. Daje się wynająć obu z nich. W jednej ze scen ratuje z opresji dziewczę - wpada do domu, którego strzeże sześciu samurajów. Scena trwa kilka sekund, Mifune na moment prawie rozmazuje się na ekranie, ale znajduje chwilę, żeby zagadnąć niewiastę. Na ziemi sześć ciał. Cytat: Aaaarrgh! Sanjuro Tsubaki vs Hanbei Muroto (Toshiro Mifune vs Tatsuya Nakadai, "Sanjuro") Jedno z najbardziej wstrząsających zakończeń w filmografii Kurosawy. Cały film toczy się w bardziej lub mniej farsowym stylu, walki są niby na poważnie, trup się ściele, ale wszystko przeplatane dowcipami. Między Sanjuro i Hanbei, stojącymi po przeciwnych stronach, pojawia się nić porozumienia, szacunku i być może nawet sympatii. Ale niezależnie od rozgrywek między przedstawicielami ich stron i niezależnie od tego, czy którakolwiek strona wygrywa, Hanbei nie może pozwolić Sanjuro oddalić się bez pojedynku. Walczą na wolnym powietrzu, widza ciągle jeszcze łechce wspomnienie komicznych scen i lekkiej atmosfery. Dopóki po kilku ruchach mieczami, z ciała Mifune wypływa dosłownie fontanna krwi. W czerni i bieli wygląda to wstrząsająco. Cytat: Chlust! Samuraje vs samuraje ("Siedmiu samurajów") Z sekwencji werbowania samurajów nie ma sensu wybierać pojedynczej walki. Jest tu kilka przykładów zupełnie różnych sposobów machania mieczem. Bodaj najbardziej wstrząsające są te, w których trudno stwierdzić jakikolwiek ruch, czy reakcję walczących. Później zawieszenie, niepewność, jakby na kilka sekund skamieniali. Oni już wiedzą, my jeszcze nie. A po chwili bezruchu jedno ciało osuwa się na ziemię. Cytat: Sru! (o ziemię) Hanshiro Tsugumo vs armia samurajów (Tatsuya Nakadai vs armia samurajów, "Harakiri") Ech, filmy o samurajach w ogóle wymagają oddzielnej listy. Ale póki co dorzucamy bonusowy tytuł (nie tyle pojedynek, ile walka), którego nie można pominąć. W całym filmie jest kilka pojedynków w różnym stylu - od ostrego zarzynania, po poetycki taniec. Ale końcowa kilkuminutowa walka bohatera z armią samurajów pana, któremu udowodnił hipokryzję, to jazda obowiązkowa. Cytat: "Wyciągnąłeś na mnie miecz, źle zrobiłeś..." A nie, to już inny film. No to na razie byłoby na tyle. |
|
 |
|