 | Ilustracja: Piotr 'Grabcu' Grabiec | W ładowni zirytowany Movik po raz kolejny pocierał laser. - To nic nie daje! - Ależ przysięgam, że stąd wyszła - jeden z techników padł na kolana i zaczął bić się w piersi. - Wypłynęła w postaci gazowej - skorygował drugi. - Czy gaz może płynąć? - zastanowił się trzeci. - Może już sobie poszła - zasugerował ten drugi. - Jest tam, czy jej nie ma, sprawę trzeba zbadać - zadecydował Movik. - Rozebrać laser. Z lufy wysunął się obłoczek dymu i uformował się w głowę otoczoną loczkami. - Nie - chlipnęła głowa. - Czy jest pani istotną znaną jako "Dżin", podejrzaną o kilkuminutowe otępienie członków załogi statku floty Zjednoczenia Planet "Odkrywca", rozdwojenie Alchadeldenarissy Be're'te'ach're, znanej także jako Rissa, boskiej królowej, imperatorki Dwudziestu Planet i uwielbianej pani swojego ludu, a także doradcy dyplomatycznego i głównego mechanika na statku Zjednoczenia "Odkrywca" i o próbę przejęcia kontroli nad rzeczonym statkiem? Dżin pokiwała głową i pociągnęła nosem. - Zechce więc pani podążyć za mną w celu przeprowadzenia konfrontacji. Dżin wyczołgała się z lufy i poleciała za nim. - Ja naprawdę nie wiedziałam, że jej będzie dwie - pisnęła żałośnie. W ambulatorium Rissa nietrzeźwa poderwała się z leżanki. - To ta abordażystka!! Rissa trzeźwa zaszczyciła Dżin spojrzeniem. - Ostrzegałam, ze ucieczka przed konsekwencjami jest niemożliwa. - Ja naprawdę nie chciałam - Dżin skuliła się. - Skąd miałam wiedzieć, że z ciebie będą dwie ty? - Nie zważanie na konsekwencje jest cechą ludzi o ciasnych umysłach - powiedziała Rissa trzeźwa. - Ciągłe myślenie o konsekwencjach jest cechą ludzi paranoicznych - dorzuciła Rissa nietrzeźwa. Spojrzały na siebie spode łba. - Może należało by je rozdzielić? - zaproponował kapitan. - Wykluczone - doktor zerknął na wyniki badań. - One są jedną osobą. - Ma pan na myśli, że są tożsame genetycznie? - zapytał Movik. - Mam na myśli, że są ogólnie tożsame. Nie wiem, jak to wyjaśnić, bo fizycznie obie są kompletnymi ludźmi, ale każda stanowi tylko połowę Rissy. - Rzeczywiście, nie udało się panu tego wyjaśnić - stwierdził kapitan. - Umiesz je złączyć z powrotem? - zapytał Dżin. - Ja nawet nie wiem, dlaczego ich jest dwie!!! - Wy tu sobie radźcie, a ja pójdę do mesy poszukać czegoś do picia - oznajmiła Rissa nietrzeźwa. - Rozsądna propozycja. Należy uzupełnić ubytek energii w organizmie. Czas na posiłek - powiedziała Rissa trzeźwa. - Miłego myślenia - rzuciły obie jednocześnie przez ramię i wyszły. - Mogę też już sobie iść? - pisnęła Dżin. Kapitan zastanowił się. - Właściwie to należało by ją gdzieś zamknąć. - Ja nic złego nie zrobiłam - zaprotestowała Dżin. - A ja jestem binuriańskim dzikiem - prychnął doktor. - Jak chcesz, to mogę ci to załatwić - odgryzła się Dżin. - Widzicie? Niebezpieczna dla otoczenia - stwierdził z satysfakcją doktor. - Kapitanie? - Wsadźcie ją z powrotem da lasera i zaspawajcie lufę. - Nie!!! - zaprotestował Dżin. - Kapitan wydał rozkaz. Do odwołania pozostanie pani w... areszcie domowym. - Ale nie wyrzucicie mnie w kosmos, prawda?? - Kapitanie? - Nie wyrzucimy. Tylko ją stąd zabierzcie. Doktorze, ma pan jeszcze te tabletki od bólu głowy? Movik wrócił na mostek. - Zabezpieczyliśmy podejrzaną - zameldował. - Statek nie wykazuje uszkodzeń. - Świetnie. Co z Rissą? - Jest w tej chwili w ambulatorium. Jedna z niej potknęła się i złamała rękę. - A druga? - W tej chwili funkcjonuje w jednej osobie. Na mostek wszedł doktor, a za nim Rissa z zabandażowaną prawą ręką. - To niesamowite!! - rozświetlił się doktor. - Ani śladu rozdwojenia jaźni. Nic!!! Ma wspomnienia dwóch siebie dotyczące ostatniej godziny, ale funkcjonuje jako jedna kompletna osobowość!! - Co? - do kapitana nie wszystko dotarło. - Jemu chodzi o to, że jak jestem jedna fizycznie, to psychicznie też - wyjaśniła Rissa siadając na pustym fotelu. - Czuje się pani nieswojo, to oczywiste - ciągnął doktor. - Wcale się nie czuję. W końcu mam pewność, że jak widzę siebie przed sobą, to jest to lustro. I wreszcie mi się jasno myśli. - To oczywiste - rozbłysł doktor. - Wszyscy wiemy, że zarówno pani osobowość, jak i umiejętności, zmieniają się w zależności od stężenia alkoholu w pani krwi. Cokolwiek ta Dżin zrobiła, musiało ugodzić w barierę pomiędzy dwoma stronami pani natury! - To może ja bym znowu była jedna - warknęła Rissa. - Bo jak na razie nie mogę się zdecydować, która z tych dwóch mnie jest bardziej niestrawna. - W pewnym sensie nic się nie zmieniło - pocieszył ją kapitan. - Przecież wcześniej też byłaś genialnym pijanym mechanikiem albo twardym dyplomatą z zasadami. - Ale wcześniej, kiedy byłam pijana, naprawiałam coś i śpiewałam o suśle, to gdzieś we mnie tkwiła ta godność i te zasady, a kiedy byłam twardą i nieustępliwą imperatorką, to gdzieś w środku tkwiło te sto pięćdziesiąt siedem zwrotek piosenki o suśle. A teraz wóz albo przewóz. Albo jestem wieczną pijaczką albo sztywną arystokratką. I to jeszcze na raz! Jak ja mam w takich warunkach normalnie funkcjonować??? - Może niech pani spróbuje wyjść z siebie - poradził ze współczuciem doktor. - Kiedy jest pani dwie, to bardziej niż problemy egzystencjalne zajmuje panią dogryzanie sobie. Rissa zastanowiła się. - A co mi tam. Wszystko lepsze od rozmyślań nad samą sobą - wstała z fotela i z siebie. - Hmmm - doktor podrapał się w głowę. - Dlaczego ja też mam złamaną rękę, jeśli to ona się potknęła? - zapytała Rissa trzeźwa. - Bo jesteś mną - odburknęła Rissa pijana. - To jeszcze nie powód. - Kiedy jedna z was złamała rękę, to tak jakby Rissa złamała rękę ... - próbował wyjaśnić doktor. - Przez nią - wtrąciła Rissa trzeźwa. - ... a ponieważ wy obie jesteście Rissą, chociaż zajmujecie dwa różne miejsca w przestrzeni, to w tej samej chwili druga z was też złamała rękę. - Właściwie to po połączeniu Rissa powinna być zalana w trupa, a obie cały czas powinny być pijane - zasugerował kapitan. - Wydaje mi się, że alkohol jest ściśle związany z osobowością. Ale to wymaga dalszych badań - zamyślony doktor przysiadł na jakimś panelu. - Kapitanie - odezwał się Movik. - Kontaktuje się z nami Ar'chat, wielki wezyr imperium Dwudziestu Planet. - Tylko jego tu brakowało - jęknął kapitan. - Może zwariuje - wysunęła supozycję Rissa nietrzeźwa. - Obawiam się, że to prawdopodobne - dodała Rissa trzeźwa. - Może panie by wróciły w siebie? - zaproponował doktor. - I miałaby nie zobaczyć jego miny? Nie ma mowy - zaprotestowała Rissa nietrzeźwa. - Moim obowiązkiem jest poinformowanie go o ewentualnych zagrożeniach wynikających z mego obecnego stanu - dodała Rissa trzeźwa. - Jak chcecie - zgodził się kapitan. - Odpowiedzieć. Na ekranie pojawiła się twarz wezyra. - Moje serce raduje się, a myśli biegną ku dawno nie widzianym - skłonił głowę. - Moje serce wita cię, a myśli wspominają twoją zacność - odpowiedziała Rissa trzeźwa. - Chociaż to, czy w ogóle masz jakąkolwiek zacność, jest sprawą do przedyskutowania - dodała złośliwie Rissa nietrzeźwa. Wezyr zamilkł. Nad okiem zaczęła mu pulsować żyłka. - Tak, ich jest dwie - powiedział smętnie kapitan. - Nie, nie możemy panu oddać inteligentniejszej, bo w sumie ich jest jedna. - Niech spróbuje naprawić przekaźnik jonowy, to zobaczycie, jaka jest inteligentna - mruknęła Rissa nietrzeźwa. - Spróbuj poprowadzić jakiekolwiek negocjacje pokojowe, a zobaczymy jak szybko doprowadzisz do wojny - odcięła się Rissa trzeźwa. Wezyr odzyskał głos. - Jak? - powiedział słabo. - Mieliśmy drobne kłopoty natury... - Kosmojonowoparaanomalicznej - podpowiedział kapitanowi Movik. - Właśnie. Kosmojono-i-tak-dalej. Rissa się nam czasami rozdwaja. To nie jest szkodliwe, ani nic z tych rzeczy. Chyba - za nim dwie Rissy przeszły do mniej wyszukanych obelg. - Rozdwaja? - zapytał wezyr. - Tak - doktor uśmiechnął się promiennie. - Następuje chwilowe rozdwojenie wzorców osobowościowych, połączone z rozdwojeniem formy fizycznej. Stan częściowo możliwy do kontrolowania, ale też w pewnym stopniu nieprzewidywalny. Przez całą długość mostka przeleciała butelka i rozbiła się o ekran. Kapitan, ignorujący dotąd wyszukane wyzwiska, jakimi obrzucały się Rissy, poczuł się zmuszony zareagować. - Rissa, natychmiast wejdź w siebie, to jest rozkaz! Rissa spojrzała na siebie z niechęcią. - Muszę? My się niezbyt dobrze dogadujemy. - Dlatego wolę was mieć w jednym egzemplarzu. Przynajmniej będziecie się kłócić w duchu. - Ty tu jesteś kapitanem - powiedziała Rissa i weszła w siebie. Kapitan wziął pięć głębokich oddechów. - Dobrze. Wszyscy funkcjonują w jednej osobie? Świetnie. - Szczerze mówiąc, kapitanie... - wtrącił Movik. - Jak pan wie, nasz mechanik jest Txiltem i po ostatnim pączkowaniu jest go dwóch. Było trzech, ale jeden zdezerterował. - Miałem na myśli tych, dla których występowanie w dwóch osobach jest stanem nienormalnym. - W takim razie wszystkich nas jest po jednym. - Dokładnie takiej odpowiedzi oczekiwałem - uśmiechnął się kapitan. - A teraz, wezyrze, co pana skłoniło do skontaktowania się z nami? - Drobiazg - mruknął wezyr, machając lekceważąco ręką. - Mały konflikt militarny, właściwie nic wielkiego, w gruncie rzeczy królowa nam tam niepotrzebna. - Ma rację - zgodziła się Rissa. - Królowa jest potrzebna przy konfliktach tylko wtedy, gdy podbija się kogoś i przejmuje nad nim absolutną kontrolę. To taki ceremoniał - przerwała. - Skąd ja to właściwie wiem? Doktor przyjrzał się jej z naukowym zainteresowaniem. - Zapewne rozdwojenie synaps spowodowało uaktywnienie dotychczas uśpionych receptorów zawierających wiedzę, jak być królową. To bardzo ciekawe. Kolejne testy.... - Malutki konflikt militarny? - skrzywił się kapitan. - Kapitanie - odezwał się Movik. - Jak zechciał pan zauważyć, rolą Zjednoczenia jest zapobieganie konfliktom militarnym każdego kalibru. - Właśnie to miałem na myśli - przytaknął boleśnie kapitan. - Wezyrze, z przyjemnością udzielimy Imperium pomocy przy rozwiązaniu tego konfliktu. - Ależ nie trzeba. To naprawdę drobiazg, nie chciałbym kłopotać Zjednoczenia taką błahostką... - To żaden problem. Nasze czujniki właśnie namierzają wasz statek. Polecimy za wami na miejsce konfliktu. Do zobaczenia na miejscu - wyłączając komunikator kapitan uśmiechnął się promiennie i nieszczerze. - Doktorze, więcej tabletek! |
|