Podobno każdy chłopak marzy o zostaniu piratem. W dobie Kazaa jest to wprawdzie znacznie łatwiejsze, ale akurat nie o tym piractwie mówimy. Mówimy o pięknych XVII-wiecznych galeonach i szkunerach, o załodze złożonej z największych szumowin, kapitanie bez ręki (hak), nogi (proteza), czy oka (przepaska), którego załoga jednocześnie kocha i nienawidzi, boi się, ale pójdzie za nim w ogień. O przygodach, bitwach morskich i wyspach pełnych zakopanych skarbów. Tą tęsknotę pięknie opisał Edmund Niziurski w "Awanturze w Niekłaju". Naprawdę, jeśli w dzieciństwie nie czytaliście z zapartym tchem "Wyspy skarbów" Roberta Louisa Stevensona, to niewątpliwie coś straciliście. Kino kiedyś też kochało piratów. Bo czy może być piękniejsze ujęcie niż wielki okręt idący na pełnych żaglach i bardziej romantyczne historie niż te o rozbójnikach morskich (najczęściej szlachetnych, czasem okrutnych)? Złoty wiek przypadł na lata 30, 40 i 50 minionego stulecia. Później było już gorzej, gatunek się wyczerpał, bo ile można oglądać tą samą fabułę? Zwłaszcza, że zawsze wymagała ona wysokiego budżetu? Piraci powrócili jednak na ekrany kinowe po trzydziestu latach, jednak bez większych sukcesów, ba - z pasmem porażek. Odmienił to dopiero najnowszy film w tym gatunku, "Piraci Karaibów" Gore Verbinskiego, który obejrzymy w Polsce już od 5 września. Film ma podtytuł "Klątwa Czarnej Perły". Czyżby dobierając taki tytuł twórcy chcieli w ten sposób inną klątwę odwrócić? Do niedawna bowiem uważano, że większe szanse na sukces finansowy w kinach ma rosyjskie nieme kino lat dwudziestych minionego stulecia niż filmy o piratach - nazwano to klątwą piratów. Po sukcesach tego rozrywkowego gatunku w latach 20 - 50 i późniejszej dłuższej przerwie w podejmowaniu tematu, w ostatnim dwudziestoleciu nastąpił szereg katastrof i porażek kolejnych obrazów podnoszących temat morskich rozbójników. Najpierw spektakularna klęska "Piratów" Romana Polańskiego, później wymęczony sukces "Hooka" Stevena Spielberga. Spielberg porażek nie ponosi - ale "Hook" zwrócił się z trudem - co dla filmu z gwiazdorską obsadą i ogromną machiną promocyjną nie było szczytem oczekiwań. Ale wreszcie przyszła "Wyspa piratów" Renny'ego Harlina (1995), film, który przeszedł do legendy jako największa wówczas porażka finansowa w historii kina. Nie odniosły sukcesu filmy skierowane do młodego widza "Muppety na Wyspie Skarbów" i "Planeta Skarbów", czyli disneyowska animacja przenosząca fabułę powieści Stevensona w kosmos. W tej sytuacji trzeba być szaleńcem, aby ładować 170 mln. dolarów w kolejny film o piratach, na dodatek inspirowany przejażdżką z disneyowskiego parku rozrywki. Ale w kinie nie da się przewidzieć niczego - "Piraci Karaibów" okazali się już ogromnym sukcesem, hitem lata, spodobali się i widzom, i krytykom. Oglądając film, który powinien przynieść nam sporo rozrywki, przypomnijmy inne klasyczne pirackie obrazy.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Czarny Pirat (Black Pirate, 1926, reż. Albert Parker) Fabuła opisuje losy szlachcica pragnącego pomścić swego ojca zabitego przez piratów. W tym celu przystaje on do załogi, właśnie jako "czarny pirat". Oczywiście dokona swego, ale po drodze będzie musiał ocalić z rąk piratów piękną Isobel... Kolorowy film niemy, z Douglasem Fairbanksem w roli głównej. Fairbanks był ówczesnym odpowiednikiem Harrisona Forda - charyzmatycznym aktorem kina przygodowego, wysportowanym, ale i czarującym. Wystarczy wymienić postaci które grywał - Zorro, D'Artagnan, Robin Hood, Don Juan... Sam film nie przeszedł do historii jako wielkie dzieło, ale jest typowym przykładem ówczesnego kina przygodowego.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Kapitan Blood (Captain Blood, 1935, reż. Michael Curtiz) Peter Blood, brytyjski lekarz, zostaje niesłusznie aresztowany i skazany za pomoc lekarską rannemu buntownikowi. Zamiast osadzenia w więzieniu zostaje jednak sprzedany w niewolę, trafiając do pięknej (a jakże!) Arabelli Bishop. Podczas ataku Hiszpanów, wraz z kompanami z niewoli Blood kradnie statek i zbiera piracką załogę. Po kilku miesiącach morskiego rozbójnictwa (oczywiście w słusznych celach), kapitan Blood i jego ludzie ruszają na pomoc Arabelli porwanej przez konkurencyjnego pirata. Blood ratuje ją, ocala port przed francuskim atakiem, po czym żeni się z Arabellą i zostaje gubernatorem. Film przeszedł do historii z jednego podstawowego powodu - rozpoczął oszałamiającą karierę pochodzącego z Australii (a konkretnie Tasmanii) Errola Flynna, następcy Fairbanksa, amanta i bohatera. Flynn był niezwykle wysportowanym człowiekiem (grał w tenisa, pływał, uprawiał boks), a na dodatek miał niezwykle bogaty w przygody życiorys - był marynarzem, właścicielem plantacji, pracował w kopalni złota. Nie był może wielkim aktorem, ale uważano, że kamera go kocha - gdy pojawiał się na ekranie, kobiety mdlały z wrażenia, a mężczyźni z zazdrości gryźli paznokcie. Flynn zagrał oczywiście istotne postaci kina przygodowego - Robin Hooda, Don Juana, ale także postaci historyczne - admirała Nelsona, generała Custera, lorda Essexa. Pojawiał się w filmach przygodowych, historycznych i wojennych. Dodać należy, że przy "Kapitanie Bloodzie" partnerowała mu Olivia de Havilland, a film reżyserował Michael Curtiz. Ta trójka jeszcze niejednokrotnie będzie ze sobą współpracowała.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Morski Jastrząb (Sea Hawk, 1940, reż. Michael Curtiz) XVI wiek. Trwa wojna hiszpańsko - angielska. Awanturnik i korsarz Geoffrey Thorpe prowadzi za zgodą królowej Elżbiety I wojnę przeciwko hiszpańskiej armadzie. Podczas jednej z bitew zajmuje hiszpański galeon i bierze do niewoli piękną (a jakże!) księżniczkę Doną Marię Alvarez de Cordoba. Ta nie chce mieć z piratem nic wspólnego, ale okazuje się, że nie taki pirat straszny i szlachetność (a jakże) w sercu ma. Thorpe w następnej wyprawie dostaje się do niewoli, lecz udaje mu się uciec, aby po szeregu bitew i pojedynków szermierczych, zwyciężyć przeciwników i zdobyć Donę Marię. Kosztowny film okazał się kolejnym sukcesem, ale był też ostatnim wspólnym projektem Flynna i Curtiza.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Czarny Łabędź (Black Swan, 1942, reż. Henry King) Film z trzecim - po Douglasie Fairbanksie i Erollu Flynnie - wielkim aktorem gatunku - Tyronem Powerem. Fabuła modyfikuje też lekko schematy - zamiast zasuwać po morzach i uwalniać bogactwa z rąk niekompetentnych i niemiłych posiadaczy, słynny pirat zostaje gubernatorem Jamajki (to miejsce pojawia się zresztą w filmach pirackich z zaskakująca regularnością - mamy pewne przypuszczenia dlaczego) i musi stawić czoła innemu piratowi. Ale poza tym standard - córka dygnitarza, pojedynki, rajtuzy itd. Można tylko dodać: a jakże!  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Wyspa skarbów (Treasure Island, 1950, reż. Byron Haskin) Pierwszy pełnometrażowy nieanimowany film Disneya i jednocześnie najlepsza dotychczasowa ekranizacja powieści Stevensona. Więcej - według historyków gatunku to najważniejszy hollywoodzki film o piratach. Przyczyną tych zachwytów jest przede wszystkim rola Roberta Newtona jako Długiego Johna Silvera. Mówi się o niej, że to najlepsze wcieleniem pirackich stereotypów na celuloidzie. Niestety, film się zestarzał. Kłują dzisiaj w oczy sztuczne, wymalowane tła i studyjne dekoracje udające otwartą przestrzeń. Za to widok Newtona strzelającego kaprawe miny i z lubością oddającego się wszelkim możliwym pirackim stereotypom do dzisiaj cieszy oko.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Karmazynowy Pirat (Crimson Pirate, 1952, reż. Robert Siodmak) Ostatni ze słynnych pirackich filmów złotej ery gatunku. Dynamiczny i efektowny obraz przygodowy prezentuje Burta Lancastera w jednym ze swych wielu różnorodnych wcieleń, w którym oprócz zdolności aktorskich prezentował również muskularny tors. Tym razem nie jest to niewinny lekarz, czy przypadkowy mściciel, ale regularny, choć w gruncie rzeczy szlachetny pirat. Tradycyjna fabuła osadzona na początku XVIII wieku jest głównie pretekstem dla ukazania pięknych żaglowców, bitew morskich, pojedynków szermierczych, kaskaderskich ewolucji. "Karmazynowy pirat" pozostał jednym z najefektowniejszych i najsłynniejszych obrazów przygodowych swoich czasów.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Karmazynowe Ubezpieczenie Ostateczne (Crimson Permanent Assurance, 1983, reż. Terry Gilliam) Grupa prześladowanych galerników buntuje się przeciwko swoim panom. Pozbywają się ich, przejmują kontrolę nad statkiem i wyruszają na podbój. Atakują inne statki za pomocą abordażu, zdobywając skarby. Standardowa fabuła? Tak, tylko, że galernicy są księgowymi z firmy zajmującej się ubezpieczeniami, panowie to ich kierownicy. Statkiem jest budynek firmy, a żaglami płachty na rusztowaniach. Galeony pełne bogactw to oczywiście nowoczesne biurowce wielkich korporacji, artylerią są szafki z aktami, a skarby to aktywa i wydruki. Język w błyskotliwy sposób łączy terminologię morską i finansową ("Wypłynęli na szerokie wody międzynarodowej finansjery", "Ich śmiałe posunięcia finansowe zaczęły procentować"). Inaczej mówiąc- tak jest, gdy za kino pirackie bierze się ekipa Monty Pythona. Zarówno tytułem, jak i rozwiązaniami scenograficznymi krótki film nawiązuje oczywiście do klasyki gatunku, jest przy tym przezabawny, a nie ma przeciwwskazań, aby doszukać się w nim czegoś więcej, traktując go jako antykorporacyjną agitację. Projekt był pomysem Terry'ego Gilliama, a właściwie rozwinęła się w niego pięciominutowa animacja, jakich Gilliam wiele przygotowywał. Krótkometrażówka rozpoczyna "Sens życia według Monty Pythona", ale też atakuje film w jego połowie...  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Lodowi Piraci (Ice Pirates, 1984, reż Stewart Raffill) Lodowi Piraci przenoszą akcję filmu pirackiego w kosmos, nie mogło takiego filmu zabraknąć na naszej liście. Jest to też niewątpliwie najgorszy film z wszystkich tu prezentowanych, a także jeden z najgorszych w historii fantastyki naukowej. Dyskusje trwają, czy idiotyzm fabuły był zamierzony (czyli film miał być pastiszem), czy też to po prostu przypadkowo głupi film. Fabuła oparta jest na pomyśle, że we Wszechświecie zaczyna brakować wody (w jaki sposób???) i staje się ona bezcennym towarem. Piraci napadają na konwoje przewożące lód, trafiają do niewoli, uciekają, a całość zostaje zwieńczona szaloną pętlą czasową. Na dodatek wszyscy noszą tu XVII-wieczne stroje na pokładach statków kosmicznych. Ufff...  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Piraci (Pirates, 1986, reż. Roman Polański) Nawet Roman Polański poddał się magii piratów. Gdy chciał odpocząć psychicznie po serii osobistych niepowodzeń, jego ucieczką miała być właśnie komedia przygodowa z akcją umieszczoną w XVII wieku, osadzoną wokół poszukiwań skarbu Azteków. Jednocześnie ten wyskobudżetowy film miał być powrotem Polańskiego do pierwszej ligi reżyserów. Scenariusz "Piratów" wymyślił Polański już w 1973 r. z myślą o obsadzeniu w roli głównej Jacka Nicholsona (Nicholson ostatecznie nie był zainteresowany rolą i dostał ją Walter Matthau), ale fundusze udało mu się zebrać dopiero ponad 10 lat później. Początkowy budżet stanowił 25 mln dolarów, zwiększony został do 33 mln. Aż 8 milionów pochłonęła replika hiszpańskiego galeonu (70 metrów długości, 30 metrów szerokości), który grał, pływał i stanowił filmowe biuro podczas zdjęć kręconych w Tunezji. Prace się przeciągnęły, budżet wzrósł, ale to wszystko zostałoby wybaczone, gdyby film odniósł sukces. Niestety, "Piraci" okazali się kompletną klapą, zarówno artystyczną (krytycy film wyśmiali), jak i finansową (w Stanach film zarobił zaledwie 1,6 mln dolarów). Polański czekał ze scenariuszem aż 10 lat - w tym okresie czasu kino rozrywkowe przeżyło rewolucję, pojawiły się "Gwiezdne wojny", a przede wszystkim "Poszukiwacze zaginionej Arki". A "Piraci" nadal byli filmem w starym stylu, który mógłby sprawdzić się w latach 50-tych, ale nie w 80-tych. Na domiar złego nie był to film udany. Polański nie czuł gatunku, specjalizował się raczej w dramatach kameralnych, a jedyną komedią w jego dorobku byli "Nieustraszeni zabójcy wampirów", w zupełnie odmiennym stylu. "Piraci" byli nudnawi, o nienajlepszych dialogach, bardzo wyraźnie tracący tempo w drugiej połowie - nie mieli najmniejszych szans na sukces w latach osiemdziesiątych, przechodząc do historii jako jedna z największych klęsk finansowych tego okresu.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Wyspa Skarbów (Treasure Island, 1990, reż. Fraser Clarke Heston) Jeden z nielicznych udanych filmów o piratach w ostatnim ćwierćwieczu. Charakterystyczne, że to produkcja telewizyjna, a nie kinowa. Przed kamerą Charlton Heston w roli Długiego Johna Silvera, zaś za kamerą jego syn - Frase Clarke Heston. Do tego plejada świetnych angielskich aktorów: Oliver Reed, Christopher Lee, Peter Postlethwaite, Christian Bale. Młody Heston postanowił zrobić film tradycyjny, bez wielkich fajerwerków realizacyjnych, za to duchem i sposobem prowadzenia narracji bliski pirackiej klasyce. I co się okazało - film ogląda się zaskakująco dobrze. Kolejny raz potwierdza się, że nawet jeśli historyjka jest znana, a gatunek pogardzany, dobry reżyser, który wie co chce zrobić, potrafi przytrzymać widza przed ekranem. Nie da się nawet kwękać na to, że Mojżesz gra Silvera - stary Heston znalazł się w roli całkiem całkiem.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Hook (Hook, 1991, reż. Steven Spielberg) Stevena Spielberga nie fascynowali może piraci (choć piękny galeon i historia poszukiwania skarbu pojawia się w produkowanych przez niego "Goonies"), ale na pewno był on miłośnikiem książki Jamesa Matthew Barriego "Piotruś Pan", być może czując pokrewieństwo z chłopcem, który nie chciał nigdy stać się dorosłym i mieszkał wraz z Zagubionymi Chłopcami w tajemniczej, onirycznej krainie Nibylandii, walcząc z piratami i Indianami. Przeniesienie tej książki na ekran było więc marzeniem Spielberga. Jako jedyny reżyser na świecie mógł też zaangażować w ten projekt dowolnie wysoki budżet i swobodnie realizować swoją wizję, jakakolwiek by ona nie była. Piękna i smutna i nostalgiczna baśń o Piotrusiu, mało znana w Polsce, była bardzo popularna w USA, a jej pierwszej animowanej ekranizacji dokonał w 1951 Walt Disney. Spielberg postanowił pójść inną drogą, nie kręcić dokładnej adaptacji książki, lecz wyjść od pytania - co by było, gdyby Piotruś Pan dorósł? W ten sposób powstała postać Petera Banninga, przemysłowca, który całkowicie już zapomniał o swoim dzieciństwie w Nibylandii. Przypomni mu o tym dramatycznie odwieczny i znienawidzony wróg, kapitan Hak, porywając dzieci Petera. Ten powraca na Nibylandię, ale aby odnieść sukces musi znów odzyskać dziecięcą niewinność i ideały. Spielberg nie miał problemów z pozykaniem największych gwiazd do tego przedsięwzięcia. Piotrusia Pana/Petera Banninga zagrał Robin Williams, jego wroga, Haka, sam Dustin Hoffman, pirata Plamę Bob Hoskins (innego pirata zagrała ... brodata Glenn Close), a nawet w drugoplanowej roli wróżki Blaszany Dzwoneczek pojawiła się Julia Roberts. Ale większość megabudżetu pochłonęła imponująca scenografia Nibylandii. Właściciele kin zapłacili fortunę za prawo emisji "Hooka", premiera nastąpiła w 2197 kinach na całym świecie i ...znów klątwa dała znać o sobie. "Hook" z trudem zarobił na siebie, ale było to dużo poniżej oczekiwań. Nie spodobał się również krytykom. Rzeczywiście, Spielberg zagubił gdzieś w kolorowej scenerii atmosferę Nibylandii, dylemat Piotrusia/Petera, choć nośny i ważny, nie przemówił do widzów, fabuła rwała się, a całość przypominała wesołe miasteczko niż baśń. "Hook" zagubił też magię książki Barriego, a Spielberg nie potrafił zaproponować współczesnemu widzowi nic w zamian. Jeśli chcesz poznać losy Piotrusia Pana na srebrnym ekranie, obejrzyj raczej disnejowską animację. Ciekawostką jest fakt, że do roli Piotrusia Pana kandydował również Michael Jackson, któremu na niej bardzo zależało. Odrzucenie go przez Spielberga spowodowało koniec ich długoletniej przyjaźni, a Jackson podobno od tego czasu wbija igły w laleczkę voodoo przedstawiającą reżysera...  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Wyspa piratów (Curtthroat Island, 1995, reż. Renny Harlin) Ukoronowanie klątwy piratów, film, który trafił do Księgi Guinnessa z mało chwalebnego powodu - największej klapy finansowej w historii kina. Film, który kosztował 92 miliony dolarów, przyniósł zaledwie 11 milionów dolarów zysku i doprowadził do bankructwa wytwórnię Carolco. Doskonały przykład nie trafienia z tematem filmu w odpowiedni czas. "Wyspa piratów" nie jest najgorszym filmem świata. Dużo gorsze filmy ponosiły mniejsze klapy, ba! dużo gorsze filmy odniosły finansowy sukces, czasem nawet niemały. W "Wyspie piratów" teoretycznie znajdziemy wszystko, co powinno znaleźć się w przygodowym pirackim obrazie. Wysoki budżet widać najlepiej w scenografii Jamajki i wysp karaibskich, a przede wszystkim na pokładach XVII wiecznych żaglowców. Mamy dynamiczne pościgi, pojedynki szermiercze, a przede wszystkim efektowną sekwencję finałowej bitwy morskiej. To wszystko nie zmienia jednak faktu, że "Wyspa piratów" nie jest udanym filmem. Zawiodły podstawowe elementy każdego filmu - reżyseria i scenariusz. Postaci są papierowe, co można wybaczyć kinu rozrywkowemu, ale wybaczyć nie można błędów obsadowych. Geena Davis jako przywódca piratów nie jest ani trochę przekonująca, nie mówiąc już o tym, że sceny bijatyk odgrywa absolutnie fatalnie (część zasługi na pewno jest po stronie jej męża, reżysera filmu Renny'ego Harlina). Między nią, a Matthew Modinem w głównej roli męskiej nie ma żadnego iskrzenia, wątek romansowy sprawia wrażenie doklejonego na siłę. Fabuła jest raczej prosta i przewidywalna, ale największym problemem filmu są tragiczne, drewniane dialogi, bez lekkości i humoru. A dla filmu rozrywkowego to już grzech śmiertelny.
Więcej o filmach w Esensji |
|