Józef Mackiewicz - jeden z najwybitniejszych polskich prozaików minionego wieku, twórca wielkich epickich dzieł , kandydat do literackiej Nagrody Nobla - jest w Polsce niemal praktycznie nieznany. Ale taki jest, widać, los niepokornych twórców, którzy po wojnie nie chcieli współpracować z komunistami, wybrali emigrację. Debiut "sceniczny" Pracując w okresie międzywojennym jako dziennikarz wileńskiego "Słowa", Józef Mackiewicz próbował szczęścia również jako pisarz - dramaturg i prozaik. Pierwszym jego dziełem była, napisana wspólnie z Kazimierzem Łęczyckim (w roku 1931), sztuka sceniczna zatytułowana "Pan poseł i Julia". Niewiele o niej wiadomo, brakuje nawet informacji, czy została wydana w formie książkowej. Grano ją jednak prawdopodobnie na deskach któregoś z teatrów w Wilnie i - na pewno - w Grodnie. Wątpliwe jednak, aby "wyszła" poza Wileńszczyznę. Prawdziwym debiutem książkowym stał się dopiero, opublikowany w roku 1936 nakładem "Słowa", zbiór sześciu nowel - "16-tego między trzecią a siódmą". Tu już można zauważyć kwestie, które będą obecne w późniejszej tworczości Mackiewicza; jest to choćby sprawa stosunków polsko-rosyjskich (Wilno, Petersburg), wydarzenia z czasów wojny bolszewickiej oraz losy jednostek zagubionych we współczesnym świecie. Mackiewicz czerpał również z wątków z własnej biografii ("Kuzyn z nieprzyjacielskich huzarów", "Ślizgawka", "Kiedy byłem głodny") i choć nie była mu obca fikcja literacka, na jej gruncie czuł się mniej pewnie. Tom nowel, jak i wcześniej dramat, przeszedł prawie bez echa. Odnotowały go wprawdzie pisma: "Środy Literackie", "Nowa Książka" oraz "Warszawski Dziennik Narodowy",ale nie spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem czytelników. Po niezbyt udanych początkach literackich poświęcił się Mackiewicz temu, w czym czuł się wówczas najpewniej - reportażowi. Zebrał najciekawsze artykuły drukowane wcześniej na łamach wileńskiego dziennika i w nowym opracowaniu wydał je (ponownie nakładem swojego macierzystego pisma) w formie książkowej. Tak powstał "Bunt rojstów" (1938) - tom reportaży, który przyniósł mu sukces wśród czytelników i nagrodę "Wiadomości Literackich". Wstępem opatrzył książkę m.in. Ferdynand Antoni Ossendowski, co było sporym wyróżnieniem zarówno dla Mackiewicza jak i dla wydawcy, któremu udało się pozyskać dla projektu wybitnego literata. Dzięki "Buntowi rojstów" stał się Mackiewicz znany i ceniony, choć nadal pozostawał w cieniu swego brata, słynnego także po wojnie publicysty Stanisława Cata-Mackiewicza. Pamflet, który podzielił Wilno Warto wspomnieć o jeszcze jednej ciekawostce z wileńskiego okresu Mackiewicza. W roku 1933 na łamach "Słowa" ukazywaała się, drukowana w odcinkach (od 7 marca do 14 kwietnia), -- "Wileńska powieść kryminalna", sygnowana nazwiskiem pisarki Felicji Romanowskiej. Już wówczas powszechnie uważano, iż Romanowska tak naprawdę nie istnieje, choć redakcja starała się usilnie przekonywać czytelników, że jest inaczej, drukując chociażby wywiad z "pisarką". Podejrzewano, że nazwisko to stanowi jedynie parawan, za którym skrywa się któryś ze znanych autorów - bądź nawet cała ich grupa - na stałe współpracujący z dziennikiem. I tak też było. Po latach, już po powrocie z Londynu do Polski, potwierdza to Cat: "Powieść ta była pracą zbiorową, w której 12 rozdziałów napisał Józef Mackiewicz, 10 rozdziałów [Jerzy] Wyszomirski, cztery - ja i jeden dr Walerian Charkiewicz". Bezsprzecznie była to powieść z kluczem, portretująca - w sposób niezwykle dowcipny, ale też bardzo złośliwy - wileńską elitę kulturalną i towarzyską. Razy otrzymują w niej tak "swoi", (m.in. wspomniany już Kazimierz Leczycki i Michał K. Pawlikowski), jak i obcy. Tych drugich zdecydowanie się nie oszczędza, a znaleźli się wśród nich m.in. wojewoda wileński Bociański, literatka i publicystka "Kuriera Wileńskiego" Helena Romer-Ochenkowska, Witold Hulewicz, jak również byli współpracownicy wydawanego przez Cata dziennika, teraz już mocno komunizujący, Henryk Dembiński i Stefan Jędrychowski. Nic dziwnego, że Wilno wrzało, choć - jak przyznał Wacław Lewandowski - "bezpośrednich reakcji na pamflet nie było. Czasy były jeszcze względnie honorowe i nie wypadało rozdzierać szat z powodu żartów i kpin pamflecistów. Zapamiętano jednak dobrze, kto ośmielił się kpić z elity wileńskiej". Powieść wyrosła z konfliktu, w jaki redakcja "Słowa" popadła z tzw. "elitą wileńską", a który początek miał jeszcze w zadawnionej batalii z redakcją konkurencyjnego "Kuriera Wileńskiego". "Słowo" atakowało przede wszystkim Romer-Ochenkowską i Hulewicza, jeżdżąc po tym drugim jak na łysej kobyle. Rykoszetem obrywało się innym. Niesnaski narastały; doszło nawet do dwóch pojedynków, na które niejaki Marian Morelowski wyzwał obu braci Mackiewiczów. Jako że kodeks honorowy Bohdziewicza był wówczas w Wilnie w codziennym użytku, doniesienia o pojedynkach do pierwszej krwi nikogo nie dziwiły. Apogeum wspomniany konflikt osiągnął w roku 1934, kiedy to rządowe czasopismo warszawskie "Pion" opublikowało "Oświadczenie elity wileńskiej".Czytamy w nim: "Mówiąc o tych instytucjach, którym społeczeństwo wileńskie tak wiele zawdzięcza [Związek Literatów i Radę Wileńskich Zrzeszeń Artystycznych - przyp. S.Ch.], trzeba podkreślić zasługi wybitnych przedstawicieli sfer artystycznych, pracujących ofiarnie, owocnie i bezinteresownie, a którzy jak zwłaszcza pp. Helena Romer-Ochenkowska, W. Hulewicz i St. Lorentz, szczególnie ostro są atakowani przez Słowo". I pewnie moglibyśmy spoglądać na owo "Oświadczenie" z przymrużeniem oka, gdyby wśród kilkudziesięciu sygnatariuszy nie znalazły się podpisy pułkownika Tadeusza Pełczyńskiego i jego żony Wandy, którzy kilkanaście lat później publicznie oskarżyli Mackiewicza o kolaborację z niemieckim okupantem. Z burdelu na PRL-owskie salony Właściwy okres twórczości literackiej Mackiewicza przypada na czasy powojenne, emigracyjne. Na emigracji, głównie w Monachium, powstały jego najważniejsze książki i powieści. W roku 1957 wydana została w Polsce powieść pt. "Dno nieba". Autor książki skrył się pod pseudonimem Roman Lutosławski. Jak podaje Jan Zieliński, została ona napisana przez Mackiewicza. Jak do tego doszło? Wyjaśnia to dokładnie żona pisarza, Barbara Toporska: "Napisał tę książkę Józef Mackiewicz w okolicznościach opisanych dokładnie w jej (nie podpisanym) wstępie. Miała się ukazać na emigracji pod nazwiskiem Józef Roman, czyli pierwsze imię autora, drugie - opowiadającego mu swoje przygody lotnika Romana Lutosławskiego. Lutosławski wrócił do kraju, a że na emigracji nie znalazł się wydawca, uznał za stosowne bez porozumienia z autorem wydać ją pod nazwiskiem w kraju. O co zresztą Józef Mackiewicz do swego dawnego przyjaciela nie żywi urazy" (1983). Powieścić Mackiewicza, którego książki - o ironio! - nigdy w PRL drukowane nie miały być, wydana została... trzykrotnie: dwa razy pod właściwym tytułem "Dno nieba" (Wydawnictwo MON) oraz trzeci, pod tytułem zmienionym - "Przez północ do tropików" (Instytut Wydawniczy PAX, 1969). Jak doszło do powstania tej książki? Niezwykle prozaicznie. Po wojnie w Rzymie, w burdelu na via Sistina, spotkał autor (w książce nie podpisany) przyjaciela z kraju, lotnika, obecnie w służbie RAF-u. Ten opowiedział mu swoje wojenne losy. Mackiewicz je spisał. Powieść ta znacznie odbiega od całej twórczości pisarza, a jednak zawiera kilka bardzo dla niego charakterystycznych cech takich jak używanie wyrazów dźwiękonaśladowczych, częste opisy przyrody (powołanie się na swoją ulubioną w dzieciństwie lekturę - "Życie zwierząt" Brehma) oraz dopisane, fikcyjne zakończenie, w którym to wojskowy samolot bohatera, lecący z Udine w północnych Włoszech do Monachium, rozbija się w dolinie rzeki Drawy, we wsi Linov. Jak wiemy, w Monachium mieszkał Mackiewicz przez wiele lat, tam też zmarł; zaś "dolina rzeki Drawy" to miejsce wielkiej tragedii Kozaków, wydanych przez rząd angielski bolszewikom, o czym często pisał (m.in. w "Kontrze"). Powieść ta - najsłabsza w jego twórczości - zazwyczaj pomijana jest milczeniem, zapewne ze względu na odległy pisarzowi temat. Należy jednak, gwoli ścisłości, odnotować jej istnienie. Jeszcze słów parę o wydanym w roku 1964 tomie opowiadań "Pod każdym niebem. Historie. Zdarzenia". Niektóre z nich drukowane były pierwotnie na łamach paryskiej "Kultury" ("Ballada o nowym sterniku", "Faux-pas ciotki Pafci", "Fotograf") i londyńskich "Wiadomości" ("Morderstwo nad rzeką Warką", "Przygoda małego diabełka"). W zasadzie tom ten jest kontynuacją nowel przedwojennych, dotyka tych samych spraw i problemów (choć, oczywiście, dochodzą tu doświadczenia wojenne i okupacyjne na Kresach), nie brak w nim wątków autobiograficznych. Stanowi doskonałe uzupełnienie powieści, choć wykracza także poza ich tematykę (np. w opowiadaniach "fantastycznych", takich jak "Fotograf" oraz "Przygody małego diabełka"). "Droga donikąd" (1955) To pierwsza powieść Mackiewicza opublikowana na emigracji. Choć ukazała się w dziesięć lat po wojnie, są dowody na to, iż jej pierwsza wersja powstała już podczas okupacji, na gorąco. Ukończona została w roku 1942i pierwotnie miała nosić tytuł "Prawda w oczy nie koleLiczne jej epizody - w formie wspomnień i autobiograficznych opowiadań - były wcześniej drukowane w prasie: niektóre już w roku 1941 w "Gońcu Codziennym" ("Moja dyskusja z NKWD", "Prorok z Popiszek"), inne - po wojnie, na emigracji ("Śnieg w Wilnie padał gęsty", "Padwiezut...", "Łapani jak psy", "Zaczynamy gnić", "U posiadacza dwunastu fajerek", "Okupacja sowiecka"). Rodowód wielu wątków, postaci i zdarzeń przedstawionych w tej powieści nie był fikcyjny. Dla znających Wilno z czasów okupacji sowieckiej jest to powieść z kluczem personalnym. Autor tego nie ukrywa; w przedmowie do powieści napisał wprost: "Poza powieściowymi osobami wszystko jest autentyczne w tej relacji. Ludzie, zwierzęta i rzeczy; zdarzenia, tajne dokumenty i daty; nazwy wsi; świt i zachód o czasie moskiewskim, linia przebiegająca rojstami, która dzieliła litewską i białoruską republiki sowieckie, a także kierunek każdej drogi. Autentyczne są nazwiska oficerów ludowego komisariatu bezpieczeństwa państwowego - N.K.G.B." Jest to zatem opowieść o ludziach, którzy istnieli naprawdę, i sprawach, które rzeczywiście rozegrały się w Wilnie w latach 1940-41. Akcja powieści rozgrywa się na terenach, które narrator utworu określa jako "resztówkę Wielkiego Księstwa Litewskiego", a które swego czasu weszły w skład Litwy Środkowej, inkorporowanej w roku 1922 do Polski. Ziemie te, po likwidacji państwa polskiego w wyniku agresji niemieckiej (1 września) i radzieckiej (17 września 1939 roku), zostały jesienią 1939 przyłączone do Republiki Litewskiej, a w czerwcu 1940 zajęte przez Związek Radziecki i okupowane do czerwca roku następnego. Właśnie okupacja radziecka jest tematem "Drogi donikąd", powieści na wskroś realistycznej, bliskiej tradycjom rosyjskiej i francuskiej prozy XIX-wiecznej. Składa się ona z szeregu mikronowel biograficznych, opatrzonych rozważaniami autora na temat ustroju komunistycznego. Głównym bohaterem, wokół którego rozgrywają się najważniejsze wydarzenia, jest Paweł (alter ego Mackiewicza) - dziennikarz, który po wkroczeniu bolszewików odmawia pisania do prasy komunistycznej i zostaje drwalem. Wraz ze swoją żoną, Martą, mieszka nie opodal Wilna, na skraju Puszczy Rudnickiej. Co pewien czas jeździ jednak do Wilna, gdzie obserwuje przyjaciół i znajomych i ich postawy wobec ustroju komunistycznego, narzuconego siłą państwu i ludziom. Pierwsza część powieści to właściwie przedstawienie różnych sposobów przystosowania się ludzi do warunków życia w nieznanym im wcześniej totalitarnym ustroju. Zawarte w tej części stwierdzenie: "w co się wyrodzi kraj i ludzie, gdy zostaną opanowani przez współczesny bolszewizm", jest nadrzędnym tematem całej powieści. Podejmuje Mackiewicz próbę rozwikłania tego problemu na przykładzie losów poszczególnych postaci. Tytułowy bohater pierwszej części, Karol, jest przyjacielem Pawła, mieszka w jego domu pod Wilnem i z nim razem pracuje jako drwal. Wygłasza poglądy jawnie antykomunistyczne, a ich sens sprowadza się do słów: "Bolszewizm nie od radości nieba chce oderwać człowieka, a właśnie przeciwnie, od radości ziemi. On nie jest wrogiem, jak to powiada pierwszy z brzegu klecha, życia pozagrobowego, a właśnie życia doczesnego. On niczego nie rozpętał, jak to utrzymywali nasi ojcowie w okresie rewolucji 1917-18 r., a na wszystko, absolutnie na wszystko nałożył pęta! (...) bolszewizm powstał nie z walki z Bogiem, a z walki z człowiekiem, z jego przyrodzonym prawem do wolnego życia". I ten oto człowiek praktycznie z dnia na dzień zmienia swoje stanowisko: porzuca pracę w lesie i zostaje nauczycielem w szkole powszechnej, w końcu otrzymuje nominację na inspektora i obejmuje katedrę zasad leninizmu i stalinizmu; niebawem też wstępuje do partii komunistycznej i wygłasza w Wilnie odczyt "Wolność prasy i wolność druku w Związku Radzieckim". Staje się tym samym trybikiem w ogromnej sowieckiej maszynie kłamstwa. Podobną postawę przyjmuje inny z przyjaciół Pawła, Konrad. Porzuca wprawdzie pracę adwokata i na kursach wieczorowych wykłada (neutralną) fizykę, twierdzi jednak, iż opór nie ma sensu, gdyż "nie warto widzieć wszystkiego wyłącznie od strony negacji i kpin. Ostatecznie to oni nas zwyciężyli, a nie my ich. (...) Naszym zadaniem zachować substancję narodową, stan posiadania, utrzymać się samym. Nawet położyć uszy po sobie, mówiąc ordynarnie". Także inni bohaterowie powieści starają się na różne sposoby przystosować do "nowej rzeczywistości". Zmieniają poglądy, zasady, przyjaciół, w poczuciu bezsilności godzą się na rolę zwolenników ustroju komunistycznego. Sparaliżowani strachem, bezbronni, spoglądają na rozpadanie się więzi międzyludzkich. Jest w powieści Mackiewicza komunizm (bolszewizm) antycywilizacją niszczącą kulturę i wszystkie jednostki, które znajdują się na jego drodze lub w jego zasięgu. Swój niszczycielski wpływ rozpoczął od zniszczenia starej Rosji. I to właśnie rozróżnienie Rosji i bolszewizmu (zawsze obecne w twórczości Mackiewicza) jest, zdaniem wielu krytyków, jednym z najoryginalniejszych spojrzeń na komunizm w światowej literaturze. W usta, ukrywającego się przed bolszewikami, prawosławnego archimandryty Serafina wkłada autor następujące porównanie: "(...) nie ma w Europie dziś dwóch narodów tak do siebie niepodobnych, jak naród rosyjski i naród ...sowiecki. Naród - to nie język, naród - to jego dusza, to jego tęsknoty, jego pieśni, jego literatura. Naród kształtuje się pod wpływem wychowania. Naród rosyjski, który dziś znamy, ukształtował się ostatecznie dopiero w wieku XIX. (...) Klasyczna literatura rosyjska - (...) Gogol, Tołstoj, Dostojewski, Turgieniew, Czechow, Szczedrin... wszystko duch sprzeciwu, niezadowolenia, szukania prawdy, rozcinania włosa, duch wątpliwości ludzkiej. Chyba tylko jedna na sto książek literackich wydawanych w Rosji nie stawała po stronie uciśnionych i prześladowanych, nie krytykowała stanu istniejącego. A dziś nie ma takiej, która by nie deptała właśnie uciśnionych i nie wychwalała uprzywilejowanych, nie kłaniała się stanowi panującemu... (...) Naród rosyjski kochał stepy i lasy, a sowiecki - kominy fabryczne. Naród rosyjski ciągle buntował się przeciw kajdanom, a sowiecki nie tylko się nie buntuje, on je liże! Tak zwana dusza rosyjska - to była dusza buntu; dusza sowiecka - to dusza psiej uległości. Naród rosyjski (...) to był naród spiskowców, sowiecki - szpiclów i prowokatorów, i donosicieli!" Nie wszyscy jednak bohaterowie powieści poddają się rzeczywistości, . Część druga książki (zatytułowana "Tadeusz") przynosi inne rozumienie istoty komunizmu i szans jednostki na przeżycie. Całej galerii politycznych realistów z części pierwszej, został tu przeciwstawiony Tadeusz Zakrzewski, zaciekły wróg nowego ustroju.. "Obalić bolszewizm - dowodzi - może praktycznie i wyłącznie wojna z nim. Normalna wojna zewnętrzna, na którą wszyscy czekamy. (...) Bolszewizm predestynowany jest do tego, aby zniszczyć bez reszty siły niebolszewickie. I to w każdym wypadku. Nie broniąc się, nie walcząc, ułatwiasz mu tylko zadanie zniszczenia samego siebie. Można by przyjąć formułę taką: Jeśli walcząc masz znikome szanse na życie, to nie walcząc nie masz żadnych. Bolszewizm bowiem likwiduje nie za czyn wrogi, a za odmienną myśl. (...) Po stronie poddania się, po stronie kompromisu nie ma, powtarzam, żadnej szansy, bo bolszewizm nie zna kompromisu. Gdyby go znał, nie byłby bolszewizmem, to jasne. A więc zlikwidowani zostaną wszyscy niebolszewicy. Pozostaną tylko ci, którzy się na bolszewików dadzą przerobić, czyli przekuć z własnego narodu na naród sowiecki". Takich ludzi jak Tadeusz nie ma wielu. Gdy ginie w pułapce zorganizowanej przez milicję radziecką, zaprzepaszczona niejako zostaje ostatnia szansa na zbrojny opór. Teraz nie pozostaje już nic innego jak poddać się! Powieść ta przynosi kilka bardzo ważnych tez na temat życia w ustroju komunistycznym, sięga do jego trzewi i obnaża to, co on sam tak bardzo stara się ukryć - jego istotę. Istotą zaś komunizmu, według Mackiewicza, jest walka z człowiekiem jako jednostką wolną, znajdującą oparcie w religii i własności prywatnej. To należy więc zniszczyć w pierwszej kolejności, aby pozbawić ją - jednostkę - wolności. Symbolem tej wolności i nadziei na normalne życie, na ratunek jest w powieści tytułowa "droga", poruszanie się, zmiana miejsca i wiara w osiągnięcie celu. Przeciwstawieniem "drogi" jest bezruch, wegetacja, powolne umieranie duchowe i fizyczne. Tytuł natomiast - "Droga donikąd" - określa, w znaczeniu węższym, beznadziejność ówczesnej sytuacji politycznej i psychicznej w kraju okupowanym przez komunistów, a w szerszym (zasadniczym i ponadczasowym) "drogą donikąd" jest dla Mackiewicza całe życie. Tę właśnie "drogę" wybiera Paweł, uciekając - w zakończeniu powieści - do puszczy, w nieznane, byle z dala od bolszewików. Powieść Mackiewicza stała się wydarzeniem literackim; szybko przetłumaczono ją na niemiecki (1957), potem francuski (1962) i angielski (1962, 1964). Doczekała się wielu recenzji w prasie emigracyjnej i jednej w krajowej. Stroną literacką zachwycał się Wacław Zbyszewski, dowodzący, iż "gdyby Droga donikąd była napisana po niemiecku, czy choćby po rosyjsku, to by Józef Mackiewicz dostał Nagrodę Nobla jeszcze w tym roku. - A tak? - Ech, życie..." Nie zgadzał się jednak całkowicie z teoriami politycznymi autora, określał je mianem: "dziecinady, łańcuszka rozważań i teoryjek, z których każda jest bardziej osłupiająca od poprzedniej". "(...) naród rosyjski - stwierdził - ponosi pełną stuprocentową odpowiedzialność za bolszewizm. Bolszewizm, stalinizm, cały ten terror, cała ta droga (...) - wszystko to jest krew z krwi, kość z kości, duch z ducha Rosji. (...) Nie ma żadnego konfliktu polsko-sowieckiego, jest tylko w nowej, wyjątkowo groźnej formie, odwieczny konflikt polsko-rosyjski". Te właśnie rozważania polityczne, te "nudne mętniactwo", zdaniem Zbyszewskiego, psuje książkę, która jednak mimo to pozostaje "wspaniałą, monumentalną powieścią". Z obroną Mackiewicza wystąpił - po czterech latach - Czesław Miłosz, twierdząc, iż "Droga donikąd" zasługuje na coś więcej. "W tej powieści [Mackiewicz] wykazuje zdumiewający dar operowania realiami z codziennego życia małych ludzi. Żaden z prozaików rezydujących w Polsce nie potrafi tak jak on tworzyć postaci kilkoma pociągnięciami pióra, i to bez psychologizmów, prawie bez opisu, pokazując gest, westchnienie, splunięcie. W porównaniu z nim w Związku Literatów w Warszawie nie ma ani jednego realisty. To oni są wykorzenieni, nie on". Powieść jest jednak, zdaniem Miłosza, popsuta przez rezonerstwo, zbyt wierne odtwarzanie tego, co było. W sumie: jest to powieść o ludziach, którzy dostali się w tryby bolszewickiej machiny. Jedni komunizm utrwalają, poddając mu się; inni, pełni nienawiści, z nim walczą. Wszystkich ich jednak czeka wspólny koniec - wrogów i zwolenników, bo przecież przychodzi taka chwila, w której każda rewolucja "zjada własne dzieci" lub pozbywa się "poputczików". |
|