* * * jeżeli twardy reset kłótni zmienił cokolwiek w waszym postrzeganiu przemijającego czasu w postrzeganiu nieoczekiwanej ucieczki młodości w pocisku sekund to tyle: dzień nie służy rozumieniu nocy noc jest wyjątkiem z „Myśli” Seneki kłótnia zużyła was choć chusteczki higieniczne sumień są nadal suche wasz wczesny świat dobiega kresu końskimi zalotami igły umieszczonej pod nieważkim ramieniem adapteru Wyznanie wiary; sprawozdanie wyprawa z Magdą zakończyła się nawróceniem Duch Święty opadł deszczem i młodość idąca na lep podszeptów propagandy kolorowych pisemek została unieważniona jednym śmiałym gestem spożywczego anioła który chlusnął na moją głowę wrzącym mlekiem kipiącym spod kościelnego stropu kolejny anioł był inżynierem dźwięku długo kołował bezradnie przyciskając do siebie partyturę znaczeń by po chwili wartko przeciągnąć ciężkim smyczkiem aż usłyszałem strzaskane nuty porozchylane na boki ku ścianom później już tylko delikatne szarpnięcie i wszystko ruszyło do tyłu: milczenie niepewność oraz majętny szatan w Volkswagenie wyrafinowany jak cukier na kartki płonąłem sam z białą pięciolinią spokoju była ta samotność gregoriańskim chorałem przy końcu rąbnąłem radością w drzwi Magdy Fabisiak i w drzwi wielu innych a moja przeszłość stała tak pusta że nawet nie było co wynieść Avalon (Benny Goodman) Markowi Czuku po piętnastym odtworzeniu na języku zaczyna nabrzmiewać metaliczny smak stroika człowiek odradza się wiatraczkiem dźwięków na ziemskich mapach Avalon to górnicze miasteczko w Kanadzie ziemskie piękno trywialna forma nieistnienia Święta Teodoryka migocze płciami wszyscy są równi wobec Boga i podatków a święta Teodoryka była kobietą mężczyzną kobietą lux torpeda czasu przewiozła ciekawą historię o niej opowieść badaną przez miłośników obdarzonych dziurką w geograficznym środku serca historię tę można przeczytać w „Złotej legendzie” zaklinam się na yin i yang jej płci usta niedzieli nie kryją już niespodzianek a wiosna jarzy się na swoich końcówkach i pulsuje ciepłem – mówisz: „miłość to prośba nie pochwa” dodajesz: „miłość to człowiek nie członek” Święty Jan Chrzciciel schowany wśród słów gdzie fotele dla nas w tamtych lożach antyku? gdy żył jeszcze nie czyniono ze śmierci sitcomu Odwieczny Dokonany utajnił tych kilka dekad jego życia nie było mu pisane zostać bohaterem roku tym bardziej epoki nie rozpoznany Eliasz na diecie można rzec stracił głowę za sprawą biblijnej Isadory Duncan aż zachmurzyło się śpiewem na świetlistych półpiętrach od tego precyzyjnego cięcia jakim popisał się Herodowy kat wypełniając półmisek zwieńczeniem proroctwa Pijąc wodę mineralną wspominam Świętego Franciszka z Asyżu Święty Franciszku miękka pacynko lżejsza od grzechu uszyta z flaneli i misteriów pierwszy sekretarzu dobroci i litości zrodziły Cię zwierzęce Asyże Święty Franciszku ty rozumiałeś Makbetów rwanych z gałęzi ludzkiego zaciekawienia prezydent rozpacz ci bratem premier ból przyjacielem twoje zielone życie było podjazdową wycieczką na półwyspy jaskrawej dziś sympatii wobec dusz roślinnego masła i zwierzęcego tłuszczu skąpany prysznicami włoskich komedii obrazkami stoisz na straży biurek starych panien co kłótliwsze bywają od teściowych diabła ambasadorze ciepła z nadświatów sterujesz rozgardiaszem marzeń lubię mknąć ku tobie myślą rozdartą na dwa kościoły ten biały co od radości i ten czarny co od wahania leżę medalikiem gazowe kolce mineralnej wody przypominają mi o tobie i twoich łagodnych oczach tańczących w napowietrznych baletach rzuconych na mgły codzienności przez punktowe reflektory modlitw bądź pochwalony ogórkiem kiszonym bądź pochwalony cielęcą giczą Kochanek postmodernistyczny „…Lecz czy pojąłem, że jestem szalony, Bo milion ludzi schamiał tu przez handel; To nie dziewczyna…” Ezra Pound „N.Y.” przełożył Leszek Engelking jestem synem z niesprawnego łoża istnieję tutaj tylko przejazdem niczym wagony pomniejszej klasy łączymy się z drugimi w rozhuśtany skład jedziemy w drżące pogniecione geometrie rozchełstanego letniego nieba byłem juz piętnastoletnią książką w tekście której podstępna śliczna zecerka zamieniła moje dziewictwo na dziwactwo wzdłuż poręczy dojrzałości zjężdżam ku antykwarycznej ulicy gdzie tańcząc w szpagatach przechadzają się upudrowane blond-przekłady z języka amerykańskiego wilkiem stepującym jestem na parkiecie Twoich pościeli dekownikiem bez dowodu kochanek ponowoczesny nie potrafi już oddzielić siebie od przehandlowanych Hansów Klossów swojego dzieciństwa Pies Pluto prowokuje tłum; w świecie dziecka dominują tkaniny wspominałem i czas zakleszczył się między beżowym płaszczem matki a amatorskim chórem demonstrantów w tanim polskim dżinsie to prawda nie pamiętam wiele moje cechy płciowe były jeszcze zdecydowanie drugorzędne i dopiero w kalekiej przyszłości czekały mnie płomienne sprzeczki bawełnianych kochanków zima ponownie zaskoczyła drogowców a na sklepowej wystawie stał pluszowy Pies Pluto wspólne dzieło amerykańskiego filmowca i bałuckiego krawca megafonowe słowa dostojnie przesuwały się ponad głowami moją i matki niczym sterowce z wibrujących zgłosek właśnie wtedy słońce oświetliło sklepową wystawę i Pluto niczym Mefisto dla początkujących skusił mnie swą niedosiężną podróbką luksusu w tej samej chwili tłum ruszył a kordon milicji upomniał się o włóczkę z matczynej jesionki |
|