Las był ogromny, zarówno jeśli chodzi o zajmowaną przestrzeń, jak i o rozmiar drzew. Grube pnie przypominały kolumny albo nawet wieże zamków. Gałęzie tworzyły wielopoziomowy labirynt, przetykany jasnymi nitkami promieni słońca, które dochodziły do ziemi w postaci złocistej mgiełki, dodając krajobrazowi nieopisanej magii. Zwierzęta, jakich nie było nigdzie poza tym miejscem, władały królestwem, którego prawdziwe oblicze tylko one znały. Było słychać śpiew niezwykłych barwnych ptaków, które siedziały na samych czubkach ogromnych drzew, szum milionów gałęzi i odgłosy zbrojnego pościgu. Grupa uzbrojonych żołnierzy biegła przez las, goniąc ciemnowłosą dziewczynę. Mimo że byli tuż za nią, wymykała im się za każdym razem, kiedy któryś wyciągał ręce, by ją pochwycić. Przeskakiwała nad zmurszałymi kamieniami, kluczyła między drzewami, odnajdywała ścieżki tam, gdzie przedtem ich nie było. W porównaniu z nią ścigający przypominali mechaniczne, zardzewiałe zabawki. Z wysoka, spomiędzy gałęzi, obserwowały ten niecodzienny pościg oczy kogoś, kto widział już wiele rzeczy i kogo nie łatwo było zadziwić. Ten ktoś siedział wygodnie, jedząc soczystą pomarańczę i patrzył na dramatyczną ucieczkę, jakich setki widział przedtem. Sam nie wiedział, dlaczego patrzy na coś tak nudnego i pospolitego, ale nie mógł oderwać oczu od smukłej postaci w zielonej szacie i nie mógł zrezygnować z czekania na dalszy rozwój sytuacji, chociaż wiedział, jak ta sytuacja się rozwinie. Dziewczyna wypadła na polanę, wyprzedzając znacznie napastników. Nagle z naprzeciwka wypadło kolejnych pięciu uzbrojonych żołnierzy, odcinając jej drogę ucieczki. Dziewczyna zatrzymała się na środku polany, rozglądając się w poszukiwaniu drogi ucieczki. Żołnierze zbliżyli się, zacieśniając krąg wokół niej. Uciekinierka zorientowała się, że jest w pułapce. Spoglądała na żołnierzy czujnie, jak zwierzę schwytane w sidła, ale ciągle liczące na odzyskanie wolności. Obserwator pochylił się, żeby lepiej wszystko widzieć. Dziewczyna stanęła prosto, tak jakby nagle zrezygnowała z walki i wzruszyła ramionami. Żołnierze nastawili piki i przyszykowali się do ataku. W momencie, kiedy wszyscy rzucili się na nią, dziewczyna podskoczyła wysoko w górę. Żołnierze zderzyli się ze sobą i upadli na ziemię, a ona zawisła w powietrzu jakieś trzy metry nad ziemią. Rozejrzała się po polanie, gdzie poturbowani żołnierze szukali upuszczonego oręża. Uśmiechnęła się do siebie odrobię złośliwie, a odrobinę z satysfakcją. Wykręciła w powietrzu salto, zakończone opadnięciem na ziemię na skraju lasu. Odwróciła się i już miała odbiec, kiedy pomiędzy drzewami mignęły jej mundury kolejnych żołnierzy. Cofnęła się o krok. Wyciągnęła rękę, a leżąca nieopodal pika uniosła się w powietrze i wylądowała w jej otwartej dłoni. Dziewczyna zakręciła nią młynka. – Muszę was ostrzec – powiedziała, powoli przesuwając się w stronę środka polany i nie spuszczając oczu z podchodzących żołnierzy. – Nigdy w życiu nie walczyłam czymś takim – żołnierze uśmiechnęli się. Leżąca na ziemi gałąź poderwała się nagle i podcięła nogi siedmiu z nich. – I nigdy w życiu nie wierzyłam w fair play – dziewczyna machnęła piką w tył, trafiając dowódcę pościgu w żołądek. Postać wysoko w górze uświadomiła sobie, co było takiego nietypowego w tym pościgu. Ofiara powinna bać się ścigających, a ta dziewczyna z całą pewnością się nie bała. Zaskoczony własną konkluzja obserwator sięgnął po własną pikę i skoczył z gałęzi pionowo w dół, płosząc po drodze ptaki i małpy, zamieszkujące niższe piętra roślinności. Wylądował za plecami dziewczyny i z marszu zaczął walczyć z żołnierzami. Iskierka spojrzała na niego przez ramię, zauważyła, że jest przystojny i zajęła się napastnikami, którzy próbowali przebić ją pikami. W ciągu kilku minut żołnierze przekonali się, że nie pójdzie tak łatwo, jak się spodziewali. Obserwator z drzewa był mistrzem tak na oko dziesięciu stylów walki, a Iskierka radziła sobie z piką całkiem nieźle. Wbrew pozorom, wcale nie skłamała. Nigdy wcześniej nie miała w ręku takiej broni. Ale pika była bardzo podobna do halabardy, a halabardą Iskierka nauczyła się posługiwać w swojej burzliwej przeszłości, o której nigdy nie mówiła, a o której Tygrys wiedział wszystko. Ale on był bogiem, chociaż starożytnym. Pozostali, z Herbertem na czele, mogli się tylko domyślać. Mimo to przewaga przechylała się na stronę żołnierzy. Ze świątyni napływali wciąż nowi. Iskierka i obserwator stali plecami do siebie, a wokół nich zbierał się ciasny krąg umundurowanych napastników. Iskierka skrzywiła się i pomyślała z niechęcią, że jednak będzie musiała podpalić ten las, co jej się wcale nie podobało. Dziwnie tu było, ale ładnie i nie chciała niczego niszczyć. Ale skoro nie było innego wyjścia, to nie zamierzała zbyt długo ubolewać nad mlekiem, które i tak musiała rozlać. Odrzuciła pikę i zaczęła podwijać rękawy. Stojący za nią obserwator szturchnął ją w ramię. Iskierka odwróciła głowę i zobaczyła, jak podnosi rękę w piką do góry, a druga wyciąga w jej stronę. Wiedźma po raz pierwszy miała okazję się mu przyjrzeć i stwierdzić, że trochę, z kształtu twarzy, przypomina małpę. Poza tym był, co już wcześniej zauważyła, przystojny. I poważny. Nie wyglądał groźnie ani podstępnie, a nawet gdyby, to i tak nie powstrzymałoby to Iskierki przed ujęciem jego dłoni. Bardzo nie chciała spalić tego lasu. Obserwator chwycił ją mocno za rękę i chwilę później oboje oderwali się od ziemi, lecąc z oszałamiającą prędkością w górę. Na ziemi zostali osłupiali żołnierze, z głowami zadartymi do góry. Iskierka patrzyła na nich, póki nie zakryły ich gałęzie. Potem zajęła się obserwowaniem ptaków, zwierząt i pnączy, które mijali. Musiała przyznać, że to całkiem niezły sposób podróżowania i jeszcze lepszy ucieczki. Lot trwał kilka minut, aż w końcu unieśli się ponad czubki drzew i opadli na jedną z niezbyt stabilnych, szczytowych gałęzi. Obserwator puścił rękę Iskierki, która natychmiast spadła kilka gałęzi niżej. Obserwator zeskoczył za nią, zaniepokojony. – Nic mi nie jest – stwierdziła Iskierka, spoglądając w dół. Widać było tylko zielone liście i gałęzie. Do tego miejsca nie dochodził nawet szczek zbroi żołnierzy ani odgłos ich kroków. – Tak przy okazji, dziękuję. Obserwator skłonił się. – Nazywam się Skoczek, jestem wojownikiem i moim zapomnianym obowiązkiem jest chronić podróżnych. – Miło, że sobie o nim przypomniałeś – zauważyła Iskierka. – Jestem Iskierka. – Od wieków nikt nie naraził się na gniew żołnierzy Dzikiego Smoka – wyjaśnił Skoczek. – Lubię smoki – mruknęła wiedźma. – Szkoda, że nikt nie chciał słuchać, kiedy to mówiłam. Skoczek wsparł się na swojej pice. – Smoki to podłe i podstępne kreatury, kalające swoją obecnością świat. Iskierce coś błysnęło złowrogo w oku. – Uważaj, co mówisz – powiedziała. – Moje dziecko jest smokiem, a ja mam naprawdę dużo uczuć macierzyńskich, które objawiają się w bardzo interesujący sposób. Można by powiedzieć: bolesny. Obserwator cofnął się o krok. – W takim razie nie powinienem ratować ci życia. Ci, którzy stoją po stronie ciemności i plugastwa, powinni być zgniecieni jak robactwo! – To się nazywa szacunek dla istot żywych. A tak przy okazji, nie miej wyrzutów sumienia z powodu ratowania mi życia, bo tego nie zrobiłeś. Poradziłabym sobie z nimi wszystkimi sama, może przy okazji dokonując drobnych zniszczeń – dodała uczciwie. – Ach tak? – nastroszył się Skoczek. – Pewnie. Takie latanie to w końcu żadna sztuka. Skoczek prychnął pogardliwie. Iskierka zastanowiła się chwilę, a potem z premedytacją przechyliła się i runęła w dół z gałęzi. Spadała szybciej niż leciała w górę, po drodze wpadając na gałęzie. Skoncentrowała się mocno. Właśnie udało jej się przejąć kontrolę nad spadaniem i powoli przekształcić je w latanie, kiedy w powietrzu złapał ją Skoczek i wylądował na ziemi z nią na rękach. – Czyś ty zwariował? – zapytała uprzejmie Iskierka. – Ja? To ty się rzuciłaś ze szczytu drzewa, głupia dziewczyno! – Znalazł się przedstawiciel inteligentnej płci – mruknęła Iskierka, stając na własnych nogach. – Właśnie miałam nauczyć się latać, kiedy byłeś uprzejmy mi przeszkodzić. – Chyba spadać, a nie latać! – A znasz lepszy sposób, żeby znaleźć się wysoko w powietrzu, jeśli się jeszcze nie umie latać? Skoczek podrapał się w głowę. – Właściwie to nie. – No właśnie – Iskierka otrzepała ubranie – ruszyła przed siebie. – Zostawię cię razem z twoją nietolerancją. Mam tu parę rzeczy do załatwienia. Jedną konkretnie. Skoczek dogonił ją. – Chcesz iść sama w las pełen żołnierzy Dzikiego Smoka? – No – przyświadczyła wiedźma. – Po co? – Znaleźć smarkacza, który będzie musiał się gęsto tłumaczyć z samowolnej wycieczki. – Smarkacza? – Skoczek nastawił uszy. – Dziecko? – Tak. – I ty przychodzisz z… innego świata? Iskierka zastanowiła się. – Niewykluczone – stwierdziła. – Jak to „niewykluczone”? – zdziwił się Skoczek. – Nie wiesz, skąd przychodzisz? – Technicznie rzecz biorąc wiem, ale nie miałam pojęcia, że trafiłam do innego świata – Iskierka rozejrzała się po lesie. – Rzeczywiście, trochę niepodobny do mojego, ale żeby od razu jakiś inny… Nie powiedziałabym. – Jak tu trafiłaś? Nikt nie ma prawa wejść do Tajemniczej Krainy! – Powtarzajcie to sobie, a turystyka na pewno upadnie. Po prostu weszłam w drzwi i już. – Drzwi??? – Takie prostokątne. Wchodzisz i wychodzisz. Mogli mi powiedzieć, że są do innego świata. – Weszłaś w drzwi, nie wiedząc, dokąd prowadzą? – A co mnie to obchodziło? Prowadziły do Herberta. Już ja z nim porozmawiam na temat wycieczek do innych światów. – Dziecko z innego świata – Skoczek zatrzymał się. – A więc przybyło… Iskierka też się zatrzymała i spojrzała na niego z namysłem. – Ty coś wiesz – powiedziała. – Ja? Ja nic, nic nie wiem – Skoczek cofnął się gwałtownie. – Coś mi się wydaje, że jednak wiesz – Iskierka złapała go za kołnierz. – Mów. – Nie mogę. To tajemnica. Zasady zabraniają. – Ten mnich przed drzwiami też coś gadał o tajemnicach. A wiesz, co ja o tym myślę? Myślę, że ktoś mi porwał sprzed nosa dziecko – w oczach wiedźmy zapłonął ogień. – Myślę, że mi się to nie podoba. Myślę, że zanim powiem kazanie Herbertowi, porozmawiam sobie z tym, co go tu sprowadził. I wiesz co? Ja nie myślę, ja wiem, że to będzie nieprzyjemna rozmowa. Skoczek spojrzał w jej płonące oczy. – Zgodnie z przepowiednią pewnego dnia przybędzie Dziecko-Słońce z innego świata. Przyniesie ze sobą wiarę. Ci, w których uwierzy, staną się najpotężniejsi. – I tyle? – Iskierka puściła Skoczka. – To bardzo dużo. Wiara Dziecka-Słońca sprawi, że staną się rzeczywiści. – A teraz co, robią za freski na ścianach czy za mgliste upiory? – Nie rozumiesz! Tajemnicza Kraina istnieje dzięki wierze innych. Im więcej osób wierzy w nią, tym prawdziwsza się ona staje i tym silniejsi są jej mieszkańcy. Kiedyś, kiedyś byliśmy wspaniali. Teraz jest inaczej. Wierzy w nas zaledwie kilku ostatnich mnichów, a i oni zapomną. Wtedy odejdziemy i to wszystko – wskazał na las – razem z nami. – Nigdy nie słyszałam większych bzdur – Iskierka zerwała brzoskwinię z najbliższej gałęzi. – Bzdur?! – Skoczek spojrzał na nią, oburzony. – Tu chodzi o nasze życie, o życie wszystkiego, co tu widzisz! Iskierka stanęła naprzeciw niego. – Wierzysz, że istniejesz? – zapytała. – Co? – Wierzysz czy nie? – Oczywiście, że wierzę – odparł zdziwiony. – Przecież wiem, że jestem. – A wierzysz w ten las? W ptaki? W ten owoc? – Iskierka ugryzła kawałek brzoskwini. – Przecież one też są. – No właśnie – powiedziała dziewczyna. – Więc przestań wciskać sobie i innym te bzdury o wierze innych. Nikt nie ma mocy ani prawa decydować o życiu innych. Sam wybierasz swoją drogę i sam nią idziesz, a paru więcej czy mniej ludzi wierzących w to, że jesteś tu, i że jest tu ten las, nie ma na to najmniejszego wpływu. Możesz odejść w zapomnienie, ale nie odejdziesz tak naprawdę tak długo, jak sam w siebie wierzysz. Skoczek w zamyśleniu podrapał się w głowę. – Może i masz rację – powiedział z namysłem. – Ja mam zawsze rację – stwierdziła dobitnie Iskierka. – A tak przy okazji, gdzie trzymają to Dziecko-Słońce? – W pałacu wschodnim – Skoczek, ciągle zaabsorbowany nową ideą, machnął ręką wskazując kierunek. – Dziękuję – powiedziała Iskierka i ruszyła we wskazanym kierunku. – Stój! Nie możesz tam iść!!! – kilka minut później Skoczek otrząsnął się z zamyślenia i pobiegł za nią. |
|