 |
 |
'Noc żywych trupów' |
Konrad Wągrowski Rewolucja Zombie
Czy może być lepsza okazja niż nasz blok poświęcony grozie, aby zrecenzować wydanie DVD kultowego horroru George'a Romero "Noc żywych trupów"? Zwłaszcza, że owo wydanie jest ze wszech miar godne uwagi.
"Noc żywych trupów", film z roku 1968, nakręcony za grosze, dziś u widza może wzbudzić konsternację - dlaczego właśnie taki film jest tak słynny? Film czarno-biały, o nienajlepszej już jakości, z fabułą, która wydaje się bardzo znajoma - grupa ludzi, oblężona w małym domu musi przetrwać noc - nie wydaje się niczym oryginalnym. Najistotniejsze dla "Nocy" jest jednak to, kiedy powstał i jakie miał znaczenie dla całego gatunku. A było to znaczenie niebagatelne.
"Noc żywych trupów" odmieniła oblicze gatunku. W okresie, w którym powstała istniały dwa zasadnicze przepisy na horror. Po pierwsze, wywodzący się od Frankensteina i Drakuli, horror, nazwijmy to "gotycki", klasyczny. Inaczej mówiąc mroczne zamki, XIX-wieczne cmentarze, potwory z zaświatów, duchy i wampiry. Drugi wątek był związany z fantastyką naukową - inwazja z kosmosu, stwory, które powstały na skutek tajemniczych eksperymentów. "Noc żywych trupów" zrywa z tymi zasadami. Przede wszystkim przenosi akcję w realia całkowicie współczesne i znane przeciętnemu człowiekowi. To nie zamczysko, baza wojskowa, laboratorium naukowe, lecz zwykłe miasteczka zamieszkane przez zwykłych ludzi. Dzięki temu zło wydaje się mniej odrealnione, bardziej namacalne, bardziej przerażające. Zagrożeniem też nie są dziwaczne, dziś raczej śmieszące (obejrzyjcie jakiś horror sf z lat 50-tych!) stwory, ale ludzie. Paradoksalnie, dzięki małemu budżetowi, Romero osiągnął silniejszy efekt - bo nie boimy się przecież tak Morderczych Mózgów z Planety X, jak innych ludzi, zwłaszcza, gdy każdy otaczający może stać się potworem. Wcześniej to ujęcie pojawiło się jedynie w "Inwazji pożeraczy ciał", ale Romeo wykorzystał je dopiero w klasycznym horrorze.
Największym jednak osiągnięciem "Nocy żywych trupów" jest nowatorskie podejście do relacji między osaczonymi przez zombich ludźmi. Do tej pory zwykle bywała to zjednoczona grupa, ramię w ramię walcząca z zagrożeniem. U Romero równie istotnym zagrożeniem jak armia nieumarłych są inni żywi ludzie. Zrozumiał on, że w sytuacji zagrożenia z ludzi mogą wychodzić ich cechy najgorsze. Ujawniać się antagonizmy, chęci ratowania siebie za cenę życia innych. Strach niebywale odmienia ludzi. Świetnie to pojął również Stephen King - w jego (późniejszych niż "Noc żywych trupów") powieściach to właśnie to, co dzieje się między ludźmi jest najważniejsze. To najbardziej przeraża.
Film nie traci czasu na długie wprowadzenia, czy budowanie nastroju. Już w pierwszej scenie, na cmentarzu, w szokujący sposób ujawnia się zagrożenie. Następnie śledzimy losy uciekającej, praktycznie nieprzytomnej ze strachu bohaterki (nie odzyskuje ona jasności umysłu aż do końca). Trafia do domu, w którym wkrótce znajdzie się 6 innych osób, organizując obronę przed żywymi trupami. Nocna scenografia większości filmu dopełnia strach (któż z nas nie boi się tego, co może wyjść z ciemności?), otrzymujemy obowiązującą dawkę przerażających, krwawych scen, z których najsilniej działa chyba zabicie matki przez córkę - zombie., a doskonałym podsumowaniem całego filmu jest niebywale ponura, pesymistyczna końcówka, nie pozwalająca na szybkie zapomnienie obrazu po seansie. Ówczesne filmy rzadko kończyły się w tak pesymistyczny sposób - na coś takiego mógł pokusić się znów twórca z małym budżetem, ale nie ograniczany wytycznymi producenckimi.
Dla porządku należy również wspomnieć o innym rewolucyjnym fakcie, który współczesnemu widzowi może umknąć - głównym bohaterem był Murzyn, i to nie głupawy służący, ale dobrze zorganizowany, inteligentny człowiek, urodzony przywódca. To w roku 1968 był również ewenement.
Jak ogląda się film dzisiaj? Na pewno inaczej niż 35 lat temu, ale za zmianę perspektywy odpowiedzialny jest właśnie sam sukces tego filmu. Zaowocował on bowiem niezliczoną ilością sequeli i remake'ów, które temat osaczających ludzi zombich spłyciły i strywializowały. Nie zmienia to jednak faktu, że "Noc żywych trupów" jest nam dużo bliższa niż inne horrory lat 50-tych i 60-tych. Zadecydowały o tym właśnie - osadzenie akcji tu-i-teraz, położenie nacisku na antagonizmy między ludźmi i pesymistyczna końcówka. To wyznaczyło dalsze kierunki rozwoju gatunku.
Materiały dodatkowe:
Jestem przekonany, że "Noc żywych trupów" to jedna z najlepiej wydanych w tym roku płyt. Dodatki są bardzo bogate i bardzo ciekawe. Oprócz zestawu standardowego - trailery (bardzo odbiegające od dzisiejszych standardów - warto zobaczyć), materiały o twórcach, zobaczymy również wywiady z dwojgiem aktorów (w tym z nieżyjącym już Duanem Jonesem, odtwórcą głównej roli Bena), galerię fotosów, fragmenty dwóch innych filmów George Romero oraz reklamówki jakie kręcił w latach sześćdziesiątych. Rzuca na kolana reklamówka Kalgonu w konwencji filmu "Fantastyczna podróż" (miniaturowa łódź podwodna z pomniejszoną załogą penetruje ...wnętrze pralki). Ale to nie wszystko - najciekawszy jest długi ponad godzinny film dokumentalny o rozwoju horroru poczynając od lat sześćdziesiątych. W filmie wypowiada się nie byle kto - cała plejada kultowych twórców - oprócz Romero, także Tobe Hooper ("Teksańska masakra piłą mechaniczną"), David Cronenberg ("Mucha"), Wes Craven ("Koszmar z ulicy Wiązów"), John Carpenter ("Halloween") i inni. Film jest obszernie ilustrowany fragmentami kultowych dzieł - nie należy więc go niewątpliwie oglądać przy jedzeniu. Reżyserzy nie tylko mówią o swych filmach, kreślą również wyraziste tło, opisując społeczne i historyczne uwarunkowania wpływające na ich dzieła. I to jeszcze nie wszystko, bo do płyty dołączona jest książeczka opowiadająca o historii powstawania "Nocy żywych trupów" o jej znaczeniu i prezentująca w całości pierwotną wersję scenariusza. Prawdziwa gratka.
"Noc żywych trupów" ("Night of the Living Dead")
USA 1968
Reż. George A. Romero
Scen. George A. Romero, John A. Russo
Zdj. George A. Romero
Muz. Scott Vladimir Licina
Wyst. Duane Jones, Judith O'Dea, Karl Hardman, Maryli Eastman, Keith Wayne, Judith Ridley, Kyra Schron
Ekstrakt: film - 70%, dodatki - 90%
Kup w Merlinie (95 zł)
Więcej o filmach w Esensji
 |
 |
'Jason X' |
Piotr Kozłowski Jason w kosmosie
Rok 2010. Schwytany Jason ma być poddany hibernacji (Nie mogliśmy go zastrzelić, spalić ani powiesić, więc postanowiliśmy go zamrozić do czasu, aż wymyślimy jak się go pozbyć - powie później główna bohaterka). Jednak pewien doktorek ma inne plany - wszak na słynnym żywym psycholu można zarobić stokroć więcej niż na mrożonce. Cóż, chciwość nie popłaca - chwilę potem wyswobodzony Jason wyprawia doktorka i kilku podobnych mądralów w zaświaty. Przeżywa jeno urodziwe dziewczę, co to wcześniej optowało za hibernacją. Przy pomocy shotguna dzielna niewiasta umieszcza Voorheesa w krio-komorze. Temu jednak udaje się zrobić w pułapce dziurę i w rezultacie lodowate powietrze zamraża również dziewczynę.
Rok 2455. Ziemia została zniszczona przez kataklizmy, jest skażoną, wymarłą planetą. Ludzie żyją teraz na Ziemi 2 (!). Stamtąd też przybywa na starą, poczciwą Ziemię ekspedycja naukowa, złożona dziwnym trafem głównie z napalonych panienek w skąpych kostiumach. Badacze natrafiają na miejsce katastrofy sprzed czterech wieków i zabierają dobrze zakonserwowane znaleziska, tj. Jasona i urodziwe dziewczę, na pokład swego bajeranckiego statku kosmicznego. Słono za to zapłacą. Wzrost temperatury przywraca mordercę do życia. Horror znów się zaczyna...
Rok 2003. Młody dziennikarz podejmuje się heroicznego wysiłku obejrzenia w całości filmu pt. "Jason X". Czynu tego już w połowie seansu omal nie przypłaca załamaniem nerwowym, lecz nie zamierza się poddawać i w końcu wychodzi z opresji zwycięsko. Okazuje się jednak, że to nie koniec problemów bohaterskiego młodziana. Musi on jeszcze ów film zrecenzować. Po łyknięciu sporej ilości tabletek uspokajających, bierze się do pracy. Skończywszy, chce wysłać tekst mailem do redakcji, ale awaria łącza pozbawia go dostępu do Internetu. Postanawia więc wydrukować recenzję i przesłać ją faksem. Tego dnia ma jednak wyraźnie pecha - faks jest zajęty i trzeba będzie trochę poczekać. Chłopak kładzie dokument obok urządzenia i zrezygnowany idzie do kuchni coś przekąsić. Otwiera lodówkę i... potężny zamach maczetą pozbawia go głowy. Z lodówki wygrzebuje się nieco przymarznięty Jason. Horror znów się zaczyna...
Rok 2006. Do opuszczonego, cieszącego się złą sławą (podobno doszło tu kiedyś do morderstwa) domu wprowadza się młode małżeństwo. Nie stać ich na wynajęcie ekipy remontowej, więc postanawiają sami odnowić mieszkanie. Z miejsca biorą się do roboty. Kiedy dziewczyna zmywa podłogę w pokoju, zauważa nagle jakąś przyschniętą lekko do posadzki kartkę. Zaciekawiona podnosi papier i odczytuje utrwalony na nim komputerowo tekst: Dziesiątą część przygód Jasona trudno polecić nawet najbardziej zagorzałym miłośnikom serii. I nie chodzi o to, że brak tu scenariusza i aktorstwa. Slashery rządzą się swoimi prawami, więc trudno mieć pretensje do twórców o absurdalność fabuły czy tabun cycatych modelek w rolach głównych. Tak jest zawsze i trzeba to zaakceptować. Nie można się natomiast pogodzić z faktem, że "Jason X" zupełnie nie straszy. Co by nie mówić o poprzednich filmach z cyklu, to choć często przedstawiały się jako apogeum debilizmu, były mimo wszystko rasowymi horrorami. Tu zaś mamy kosmiczne kino akcji bez choćby cząstki grozy - możecie oglądać ten film w najbardziej burzliwą noc roku, a i tak nie podskoczycie w fotelach ani razu. Przeciwnie - będziecie musieli się nieźle postarać, by nie zasnąć. Owszem, jest kilka naprawdę zabawnych momentów, jak choćby scena nad wirtualnym Crystal Lake i można tylko żałować, że twórcy nie poszli tym pastiszowym śladem. Parodia "Piątku 13-tego" - to by było coś! Niestety, za film wzięli się ludzie bez cienia polotu i nawet dla tych kilku przebłysków czy cameo Davida Cronenberga (chciwy doktorek), nie warto sobie tym badziewiem zaprzątać głowy. Inaczej rzecz się ma z dodatkami. Reżyserski komentarz jest co prawda kiepski, za to krótkie dokumenty "Making of Jason X" i "The Many Lives of Jason Voorhees" prezentują się całkiem nieźle. Pierwszy jest reportażem z planu zdjęciowego, drugi próbuje wyjaśnić fenomen popularności Jasona. Oba są o niebo ciekawsze od samego filmu, tyle że i tak absolutnie nie stwarzają powodu, dla którego warto by to wydanie dvd zakupić. Dziewczyna z rosnącym uczuciem niepokoju podnosi wzrok znad kartki. Nie słyszy męża, a przecież pracuje w pomieszczeniu obok. Szybko podbiega do drzwi i otwiera je nagłym szarpnięciem. Świiiist! Kiedy upada, kątem zamglonego oka dostrzega jeszcze hokejową maskę. Horror znów się zaczyna...
"Jason X"
USA 2001
Reżyseria: James Isaac
Scenariusz: Todd Farmer
Obsada: Kane Hodder, Lexa Doig, Peter Mensah, Lisa Ryder, Chuck Campbell, Melyssa Ade
Dźwięk: Dolby Digital 5.1
Obraz: 1,85:1
Ekstrakt: film - 20%, dodatki - 40% Kup w Merlinie (81,50 zł)
Więcej o filmach w Esensji