nr 08 (XXX)
październik 2003




powrót do indeksunastępna strona

Marcin Perkowski
  zlewII i inne

        Marcin Perkowski. Marcin Perkowski. Urodzony 16 czerwca 1977 roku. Magister Zarządzania. Drukowany w PRACOWNI, białostockiej Kulturze i TOPOSIE. Wiele publikacji internetowych. Mieszka w Białymstoku.
     (***)zlewII

     nie ulega najmniejszej wątpliwości, że idea biopaliw jest
     sensowna. to już nie pierwsze weto, nie pierwsze. czemu kiedy
     byłem dzieckiem bogusław nie powiedział mi: pij mleko.
     wielki bym był – a tak odeszłaś i branie cię na świetliki,

     pearl jam czy kult jest braniem tabletek przeciwbólowych
     na brak bólu. ale co z tego, że ci powiem jak z mówienia do
     ciebie nic nie wynika. zacznijmy współpracę – o ile chcesz
     być z kimś – kogo pięć minut nadeszło właśnie pięć minut

     temu. nic nie powiesz. może i masz rację. niewygodny świadek –
     – sumienie. w telewizji ginie ostatnio tylu niewygodnych
     świadków. a może zastawić pułapkę. obliczyć kiedy owulujesz
     i ewoluować w kierunku prężnie postawionego wykrzyknika.


     (***)z ch....

     z chaosu wychodzi się przez właz, który chwilami światłem
     razi. z chaosu wychodzi się stopniowo, na początku kupując
     bilet dekadowy zamiast pięciu piw. potem można szczerzyć
     zęby do obcych plemion i siać niepokój w małych, zalęknionych
     snach. można też – chociaż w wersji dla odważnych – patrzeć
     na cudze szczęście. z chaosu wychodzi się przez właz. stopniowo
     potykając się, spotykając się, zaglądając do środka. ja wiem, to
     zacznie robić się coraz mniejsze. to będzie plamą, która sama
     z siebie wywabi się z białego i na inne, równie kolorowe przelezie.


     (***)Łapy. Sobota

     z góry – z perspektywy – cmentarza widać miasteczko
     dokładnie. charakterystyczna niska zabudowa, więc
     chmury opierają się na ulicznych latarniach. wycierają
     się w nie jak wyciera się nos w chustkę. noc ścieka,

     oblepia gęstą mazią wszystkie chodniki. kot przebiegł,
     przypomniał o sobie. już prawie dziesięć lat jak
     widziałem cię pierwszy raz na schodach tego kościoła.
     w czerwonej kurtce byłaś i mnóstwo niezdarnych

     wierszy napisane zostało. w tym czasie wiele z ciebie
     przedostało się na drugą stronę barykady. tysiące
     razy wywieszałem białą flagę. z góry – z perspektywy –
     – cmentarza widać nas dokładnie. charakterystyczna

     niska wykrywalność małych kłamstw i zdrad. tylko
     chmury ciągle opierają się na ulicznych latarniach.
     ten kształt sprawia, że stajemy się wilgotnym
     miejscem. wycieramy się w noc, w chustkę do nosa.

     chmurzymy się.


     (***)tym bardziej bez szans na tytuł

     skorupka pęka i wiosna wyłazi. mokra jeszcze. wymagająca
     lizania po plecach. śnieg za oknem wydaje dźwięk tłuczonego
     talerza. kwiecień naznaczył kilka kalendarzy i przeplata. dobre

     ze złym żyje w zgodzie. z kim wejdziemy do unii skoro nawet
     wyjść, wyrzucić śmieci nie ma komu. dobry moment wiersza.
     autor ma szansę uniknąć typowej wyliczanki. wiosna robi zwód

     i daje na zapowiedzi. ogłoszą przyjście klina wyżowego. ten kac
     dalej trwać nie może. sobota była trzeźwa. marcin skonstruował
     sztuczny problem. przecież jest z kim spać, rozmnażać się. jest,

     jest. skorupka pękła i przyszło chodzenie po parkach. tłuczony
     talerz wydaje dźwięk topniejącego śniegu. dobrze, że cicho jest
     i możemy powiedzieć to sobie wyraźnie: ______.


     (***)pejzaż obojętny

     przyuliczne drzewa – sprowadzone do rangi futurystycznych
     rzeźb. zieleń miejska – zawsze dobre hasło dla małych wojen,
     małych ludzi, wysokich drabin. wojna będzie szybka i

     zwycięska. zły będzie miał tylko siedemdziesiąt dwie godziny
     na opuszczenie miasta. między jedną plamą śniegu, a brzegiem
     ust rozkwitnie nowy rodzaj cierpliwości. właśnie postawiono

     ultimatum. więc jednak wiosna zadziwi jeszcze raz. dolar pójdzie
     w dół, złoto pójdzie w górę. dylemat będzie jeden i przyjmie postać:
     sprzedawać, nie sprzedawać. w tym układzie ulic, ud i uśmiechów

     nie wytniemy już nic więcej. więc stoimy tu i teraz, patrzymy
     dokładnie na to skrzyżowanie i nowa wojna krzyżowa śni się.
powrót do indeksunastępna strona

11
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.