nr 08 (XXX)
październik 2003




powrót do indeksunastępna strona

Milena Wójtowicz
  Zasady tajemnic

        ciąg dalszy z poprzedniej strony

     Przed drzwiami do siedziby wyroczni pojawił się nagle mężczyzna z bardzo ostrym mieczem. Był naprawdę ogromny i miał w sobie coś, co zachęcało do tego, żeby na jego widok uciekać. Ubrany był na czarno, nawet lśniąca srebrna kolczuga zdawała się nabierać tego ponurego koloru. Miał czarne włosy i krótką czarną brodę. Czarne były też jego oczy, a w nich czaiły się błyskawice. Nie ulegało wątpliwości, że wojownik był bardzo niezadowolony.
     Spojrzał złowrogo na budynek, a potem wszedł do środka, wyłamując przy okazji drzwi. Medytujący młody mnich na jego widok przełknął ślinę i schował się pod kotarę. Nie na wiele mu się to zdało, bo wojownik po prostu tę kotarę zerwał. Siedzący za nią stary mnich podniósł oczy i spojrzał na potężną postać. Po twarzy przemknął mu jakby cień strachu.
     – Jesteś starożytnym bogiem wojny – powiedział trzęsącym się głosem. – My nie możemy zrobić tego, czego od nas żądasz. Ona zabrała ci amulet i zapłaciła cenę. Nie odbierzesz go jej!
     – Sam jej go dałem, idioto – warknął starożytny bóg wojny. – Marny z ciebie jasnowidz, jak tego nie wiesz. A teraz – złapał mnicha za szatę i z łatwością podniósł do góry – albo powiesz mi, gdzie jest matka mojego dziecka, albo…
     Młodszy mnich jęknął i zemdlał.
     – …albo wyjaśnisz mi, jak się gotuje zupkę mleczną.
     – Co? – osłupiał starszy mnich.
     – Zupka mleczna – powtórzył zniecierpliwiony bóg. – Mamusia cię tym nie karmiła?
     Mnich dalej patrzył osłupiałym wzrokiem.
     – Dzieciak ma niestrawność – wyjaśnił starożytny bóg wojny. – Mówiła, że jak będzie chory, to trzeba mu dawać kleik i zupkę mleczną. Tylko, że zamiast mu tę zupkę przyrządzić, to ona sobie ot tak idzie!!! Tak właściwie, to gdzie ją tym razem zaniosło? – zainteresował się nagle.
     – Do Tajemniczej Krainy – wyjąkał mnich.
     – Świetnie – warknął Tygrys.
     – Bogom wstęp wzbroniony – dodał cichutko mnich.
     – Przecież wiem! – zirytował się Tygrys i upuścił mnicha na posadzkę. – W końcu jestem tym bogiem!!!
     Wyszedł z siedziby wyroczni. Przed wejściem czekał mały, brzydki człowieczek w poszarpanym ubraniu.
     – Mogę wiedzieć, dlaczego ja pilnuję twojego dziecka z niestrawnością? – zapytał starożytny bożek szaleństwa wojennego.
     – Możesz: bo ja ci kazałem – Tygrys rzucił mu zabójcze spojrzenie.
     – Rozsądny powód – przyznał bożek.

     Las wyglądał ciągle tak samo i gdyby Iskierka niepokoiła się choć trochę o cokolwiek, oprócz Amadeusza, to mogłaby zastanawiać się, czy nie zabłądzili. Ale Iskierka miała pełną świadomość, że kierunek, w którym podążają, jest właściwy. Zresztą, żaden niewłaściwy kierunek nie odważyłby się stanąć na drodze Iskierki.
     Idący przodem Skoczek nie odzywał się i poruszał się bezszelestnie. Kiedy przekonał się, że zawrócenie wiedźmy z drogi jest niewykonalne, postanowił jej towarzyszyć. Napomniana Iskierka wzruszyła ramionami i też postarała się nie wydawać żadnego dźwięku. Co prawda nie widziała w tym sensu, ale jeśli jej przewodnikowi zależało… Wiedźma nie uważała, żeby skradanie się było konieczne. Z doświadczenia wiedziała, że wcześniej czy później i tak ktoś ich zauważy i krzyknie „Alarm”, więc lepiej od razu na wstępie rozprawić się ze wszystkimi strażnikami, kapłanami i innymi psychopatami.
     Jeden psychopata już ich obserwował. Kiedy już zobaczyli pałac Słońca, grunt nagle usunął im się spod nóg. Spadli w otchłań, a ziemia zamknęła się za nimi, uniemożliwiając ucieczkę.

     Bardzo niezadowolony starożytny bóg wojny siedział na kamieniu przed siedzibą wyroczni, obserwowany z bezpiecznej odległości przez przestraszonych mnichów. Obok starożytny bożek szaleństwa wojennego podstawiał Amadeuszowi pod pysk miseczkę z zupką mleczną przygotowaną przez gospodynię mnichów pod podejrzliwym okiem Tygrysa. Amadeusz chłeptał zupkę, przysiadłszy obok tatusia. Błękitne oczka z lubością wpatrywały się w mleko.
     – Niech ona tylko wróci… – warczał Tygrys. – Pożałuje, że mnie zostawia bez słowa i gdzieś sobie idzie.
     – Wątpię – mruknął bożek.
     – Wątpisz?! – ryknął wojownik, a mnisi schowali się ze strachu za budynek wyroczni, zakrywając oczy i uszy.
     Bożek spojrzał na swojego zwierzchnika pobłażliwe.
     – Ona sobie po prostu wróci, powie że strasznie za tobą tęskniła, a ty w ciągu sekundy zapomnisz o tym, że kiedykolwiek byłeś na nią zły.
     – Bzdura – burknął Tygrys.
     – Pewnie, że bzdura – zgodził się bożek. – A pamiętasz, jak było ostatnim razem?

     W ciemności zapłonęła stworzona przez Iskierkę ognista kula. Wydobyła z mroku postacie wiedźmy i Skoczka, a także solidne kraty.
     – Jesteśmy uwięzieni! – wykrzyknął mężczyzna.
     – Brawo za dedukcję – mruknęła Iskierka. – Powinieneś nauczyć się dostrzegać jaśniejsze strony życia.
     – Na przykład?
     – Na przykład to, że żyjemy.
     Skoczek spojrzał na nią w zamyśleniu.
     – Ty nigdy się nie poddajesz – stwierdził.
     – Oczywiście.
     – Niezależnie od tego, w jak beznadziejnym położeniu się znajdziesz.
     – Nie istnieje coś takiego jak „beznadziejne położenie” – pouczyła go Iskierka. – Nadzieję należy mieć zawsze, a już na pewno w sytuacjach beznadziejnych. Od tego ona w końcu jest.
     – Obawiam się, że wam nawet nadzieja nie pomoże, więc możecie od razu ją stracić – odezwał się czyjś głos. Ciemność rozbłysła światłem. Znajdowali się w ogromnej, wykutej w skale grocie, oddzieleni grubymi kratami od korytarza, najwyraźniej stanowiącego wyjście. Z tego tunelu wyszedł chuderlawy człowieczek w haftowanej ozdobnej szacie z ogromnymi rogami, które zdawały się go przytłaczać, na głowie.
     – Nie ciężko ci? – zainteresowała się Iskierka.
     – Biedni głupcy – westchnął mag z rogami na głowie.
     – Głupcem jest ten, kto nie rozumie własnej głupoty – oznajmiła Iskierka. – Nie mamy czasu się z tobą bawić, musimy iść szukać Herberta.
     – Już za późno – uśmiechnął się złośliwie rogaty mag. – Lada chwila żołnierze dotrą do pałacu i porwą obiecanego chłopca. On uwierzy w to, w co my mu każemy wierzyć i cały świat będzie należał do mojego pana! A wy – dodał spoglądając na Skoczka i Iskierkę – zostaniecie na zawsze w tych lochach.
     – Wykluczone – stwierdziła stanowczo Iskierka. – Ja mam małe dziecko, myślisz że mogę je zostawić na wieczność samo?
     – Już wkrótce wszyscy o was zapomną i staniecie się tylko zapomnianymi wspomnieniami, a wasi przyjaciele będą żyć, nie pamiętając o was – ciągnął mag.
     Iskierka zastanowiła się nad tą koncepcją i w jej oczach zapłonął złowrogi ogień.
     – Będzie tak, jakbyście nigdy nie istnieli – mówił mag, a w oczach Iskierki płonął już ogień, zdolny strawić cały las znajdujący się nad nimi i jeszcze parę miejsc. – Życie o was zapomni.
     – Nie ma mowy – stwierdziła Iskierka.
     Mag zachichotał uprzejmie i, chcąc wygłosić mowę o tym, jak bezsensowne jest takie podejście, spojrzał jej w oczy. To był błąd. W jednej chwili z rogatego maga zmienił się w rogatą żabę. Kraty zmieniły się w bluszcz.
     Iskierka przeszła przez zasłonę powoju i zatrzymała się nad żabą.
     – Przyjmij do wiadomości, że nie lubię, jak ktoś mi się pcha w życie prywatne albo próbuje je zniszczyć – powiedział zimno. – Jasne?
     – Kum – powiedziała żaba.

     Sekretarz z ukłonem podał Herbertowi czarę z jakimś dymiącym napojem. Chłopiec wziął ja ostrożnie. Co raz ktoś mu tu coś podtykał. Dziwaczne owoce, jakieś potrawy, pachnącą wodę albo cukierki. Nie wdając się w dociekania, co to za nowy obyczaj, po prostu wziął czarę i wypił wszystko. Kiedy ją odstawił, zorientował się, że Sekretarz i służące patrzą na niego z lekkim osłupieniem.
     – Coś nie tak?
     Sekretarz gwałtownie potrząsnął głową.
     – Ależ nie, Dziecko-Słońce. Robisz wszystko tak, jak należy. Po prostu… Nikt wcześniej nie wypił napoju średnio-wiecznego życia tak… tak po prostu.
     – Średnio-co życia? Wiedziałem! Iskierka mówiła, żeby nie pić wina, jeśli nie wiesz, kto ci je daje!!
     – Ależ Dziecko-Słońce… W ten sposób stajesz się bardziej boski.
     – A czy ja mówiłem, że chcę być boski?!
     Sekretarz nie zdążył wymyślić odpowiedzi, bo jedna ze ścian komnaty runęła i do pomieszczenia wpadło kilkunastu żołnierzy z herbem smoka na pancerzach. Służące pisnęły i uciekły. Sekretarz skamieniał ze strachu, a żołnierze porwali Herberta na ręce i unieśli go w las.

     Syk, starożytny bożek szaleństwa wojennego, popukał zamyślonego Tygrysa w ramię.
     – On chce jeszcze zupy – powiedział, kiwając głową w stronę smoka.
     – To niech mu zrobią.
     – Gospodyni uciekła.
     Tygrys podniósł głowę, z ciężkim westchnieniem wziął od niego pustą miseczkę i skinieniem dłoni napełnił ją zupką mleczną. Głodny Amadeusz poderwał się i zaczął ją chłeptać.
     – Odkąd ty umiesz stworzyć zupkę mleczną? – zdziwił się Syk.
     – Człowiek uczy się całe życie, bóg tym bardziej – mruknął Tygrys. – To całkiem proste, jak już wiem jak się ją przyrządza.
     – Pożyteczna umiejętność – stwierdził bożek. – Nie mam pojęcia co smarkacza naszło, nigdy za tą zupką nie przepadał.
     – Chce się przypodobać mamusi, żeby go następnym razem też puściła na wojnę. Lada chwila wyleczy się z niestrawności po zjedzeniu tego całego żelastwa i dostanie niestrawności od mleka.
     Syk zastanowił się głęboko.
     – Jeśli ma niestrawność po żelastwie, to dajemy mu zupkę mleczną. A co mamy mu dać, jak będzie miał niestrawność po zupce mlecznej? Żelastwo?
     – Mam nadzieję że zanim będziemy musieli rozstrzygnąć ten dylemat, Iskierka przestanie się bawić w Tajemniczej Krainie i raczy wrócić.

     W ponurym podziemnym korytarzu Iskierka patrzyła potępiająco na wodę kapiącą z sufitu.
     – Skandal – oznajmiła. – Przy takim budownictwie długo im te lochy nie posłużą.
     – Powinniśmy iść w przeciwną stronę. Ten korytarz prowadzi do pałacu Dzikiego Smoka – powiedział Skoczek.
     – Tym lepiej – stwierdziła wiedźma. – Słyszałeś, co ten psychopata powiedział: chcą porwać Herberta. Zanim my dojdziemy do pałacu, zdążą już to zrobić, a może nawet dostarczyć go do Dzikiego Smoka. Przyjdziemy na gotowe.
     – Strażnicy pałacu Słońca nie pozwolą porwać Dziecka-Słońca.
     – W cuda wierzysz? Ci źli zawsze mają przewagę. Przynajmniej na początku.
     – A na końcu?
     – Na końcu pojawia się ktoś taki jak ja – oznajmiła Iskierka i ruszyła przed siebie.
     – Naprawdę jesteś niezwykła – powiedział Skoczek. – Inna niż wszystkie kobiety świata.
     – Szczerze mówiąc, dążenie do oryginalności i niezwykłości jest cechą ogólną mojej płci – odparła Iskierka. – Każda kobieta jest niezwykła i orginalna w swoim rodzaju…
     – Ale ty jesteś inna! – zaprotestował Skoczek. – Jesteś tak niezwykła, że tylko ciebie mogło pokochać moje serce!
     – Od razu widać, że nie miałeś zbyt wiele doświadczeń na tym polu. Powinieneś potrenować nawiązywanie kontaktów. Spróbuj to robić stojąc przed lustrem…
     – Właśnie wyznałem ci miłość! Jesteś panią mego serca!
     – Bzdura – stanowczo stwierdziła Iskierka. – Miłość powinna być uczuciem odwzajemnionym, inaczej jest kompletnie bezsensowna. A ja, zwracam ci uwagę, mam dziecko i jestem zaręczona z jego ojcem, którego zresztą strasznie kocham.
     – Jaki człowiek ze zwykłego świata był godny twojej miłości? – wykrzyknął oburzony Skoczek.
     – Szczerze mówiąc to on jest bogiem.
     Skoczek zmarkotniał.
     – I nie mam szans?
     – Przykro mi cię ranić, ale nawet najmniejszych.
     Skoczek przykląkł na jedno kolano.
     – Pozwól mi zatem ślubować ci wierność i zostać twoim obrońcą.
     – Zwariowałeś? – Iskierka popukała się w czoło. – Ślubuj wierność jakiejś dziewczynie, która nie ma dziecka i narzeczonego!
     – Żadna inna nie jest warta takiej przysięgi!
     – To mi pachnie mizoginią! – zirytowała się Iskierka.
     – Nie ma drugiej takiej jak ty! – wykrzyknął Skoczek. – Wszystkie inne razem wzięte nie są warte jednej chwili spędzonej z tobą.
     – Lubię komplementy, ale w imię kobiecej solidarności powinnam wziąć jakiś kij i zdzielić cię w łeb – powiedziała szczerze Iskierka. – Siedzisz sobie na drzewie, nagle widzisz dziewczynę i od razu ci się wydaje, że niebo ci spadło na głowę i piorun strzelił w serce. Ta i żadna inna! Ha! Gdyby wszyscy prezentowali takie podejście, to połowa męskiej populacji popełniłaby samobójstwa albo przysięgała wierność jakimś idiotkom. Naucz się myśleć i doceniać świat, a dopiero potem weź się za zakochiwanie! – ruszyła energicznie w głąb korytarza. – Idziesz, czy będziesz się tu nad sobą użalał?

     Żołnierze, pędzący dziarskim truchtem, zanieśli Herberta do pałacu, który wyglądał niemal identycznie jak ten, z którego go wynieśli. Zatrzymali się w ogromnej sali, gdzie na podwyższeniu, na poduszce, siedział smok.
     Herbert widział już smoki, jeden z nich był nawet w pewnym sensie jego przybranym bratem i mógł stwierdzić, że ten na poduszkach był wyjątkowo brzydki. Wyglądał tak, jakby idąc sobie z uśmiechem na ustach wpadł nagle na wyjątkowo twardą ścianę i przypłaszczył sobie twarz i ten uśmiech.
     Żołnierze postawili Herberta przed smokiem i dali mu poduszkę, żeby tez mógł usiąść. Smok pochylił się odrobinę do przodu.
     – Jestem Dziki Smok – przedstawił się. – Uwierz we mnie, Dziecko-Słońce.
     – Iskierka mówi, że kryzys wiary w siebie jest bardzo niepokojącym objawem, świadczącym o zachwianiu równowagi psychicznej – odpowiedział uprzejmie Herbert.
     Smok bardziej wytrzeszczył oczy.
     – Powinieneś sam uwierzyć w siebie – tłumaczył Herbert. – Dopiero wtedy możesz wymagać od innych, żeby uwierzyli w twoje możliwości.
     Smok sapnął ze zdumienia.
     – Tylko wierząc w siebie jako jednostkę jesteśmy w stanie tworzyć silną zbiorowość – wyrecytował Herbert.
     Smok spojrzał na żołnierzy.
     – To na pewno to dziecko? – zapytał.
     – W Tajemniczej krainie nie ma innego Dziecka-Słońca – zameldował trzęsący się ze strachu dowódca.
     Dziki Smok odwrócił się z powrotem do Herberta.
     – Nie próbuj ze mną sztuczek, Dziecko-Słońce, bo pożałujesz tego.
     – Znęcanie się nad słabszymi to typowy objaw potrzeby potwierdzenia własnej wartości – oznajmiła pogodnie Iskierka, wkraczając do komnaty. – Tak przy okazji, koniecznie musicie zrobić remont w lochach. Sufit tam przecieka. Nie wspominając o estetyce, jest to po prostu niezdrowe!
     – Iskierka – ucieszył się Herbert.
     – Skoczek – warknął Dziki Smok. – Jak śmiesz wchodzić do mojego pałacu!!
     – Śmie, jak widać – mruknęła Iskierka. – Herbercie, wracamy do domu.
     – Ale mi się tu zaczęło podobać – zaprotestował chłopiec. – Mógłbym zostać jeszcze trochę? Miałbym wakacje. Proszę.
     Iskierka zastanowiła się chwilę.
     – Nie mogę zostawić cię narażonego na taki wpływy – spojrzała potępiająco na Dzikiego Smoka.
     – Jak śmiesz mną gardzić – ryknął Dziki Smok. – Brać ich!
     Żołnierze rzucili się na Skoczka, który natychmiast wyciągnął swoją pikę. Iskierka po prostu ominęła walczących i stanęła naprzeciw smoka.
     – Wcale tobą nie gardzę – zaprotestowała z urazą. – Niezależnie od tego jak niecną, marną i żałosną jesteś istota, pogarda jest całkowicie sprzeczna z moim charakterem i poglądami.
     – I tak was zniszczę, a potem zmuszę Dziecko-Słońce, by we mnie uwierzyło. Dowiedzcie się, że oto stanęliście naprzeciw Dzikiego Smoka, jedynego, który zna wszystkie zasady, rządzące Tajemniczą Krainą!!! – zaniósł się śmiechem.
     – Może i znasz zasady rządzące tajemnicami, ale czy znasz same tajemnice? – zapytała uprzejmie Iskierka. Smok wytrzeszczył oczy – Widzę, że nie, więc pozwól, że wyjawię ci jedną. Jesteś magiczną istotą, a nie masz pojęcia o prawdziwej magii. Magia unosi się wokół ciebie, płynie w twoich żyłach, ale to jest bez znaczenia, bo twój umysł nigdy nie zrozumie, czym naprawdę ona jest. I dlatego – Iskierka wyciągnęła przed siebie rękę – to ja wygrywam.
     Z jej dłoni wystrzeliła fala uderzeniowa, która ruszyła naprzód, przebijając mur i niszcząc cały pałac.
     Dziki Smok i jego żołnierze gdzieś zniknęli, na gruzach pozostali tylko Iskierka, Skoczek i Herbert.
     – A niech to – jęknął chłopiec. – Nie wiedziałem, że coś takiego potrafisz.
     Iskierka rozejrzała się po ruinach.
     – Też nie wiedziałam. Ale w końcu człowiek uczy się całe życie, zwłaszcza jeśli jest wiedźmą.
     Skoczek nic nie mówił i wydawał się lekko, a właściwie bardzo, oszołomiony.
     – Naprawdę? – spytał chłopiec.
     – Co naprawdę? – zdziwiła się Iskierka.
     – To o tej magii w żyłach i tak dalej.
     – Pewnie, że nie, ale on uwierzył. Pamiętaj, zwyciężasz wtedy, gdy przeciwnik uwierzy, że przegrał.
     – Czyli mogę tu trochę zostać? – zapytał Herbert.
     – Możesz – zgodziła się Iskierka. – Zrób sobie, dajmy na to, dwa tygodnie wakacji. Tylko niech ci bycie dzieciakiem-chmurką nie uderzy do głowy. Ten miły pan – wskazała na Skoczka – zajmie się tobą. – Pochyliła się w stronę Herberta. – Nie zaszkodziło by, gdybyś go trochę wyciągnął do ludzi. Zwłaszcza, jeśli ci ludzie są kobietami.
     – Mówiłaś, że jestem za młody na takie rzeczy.
     – Bo jesteś za młody. A jeśli on jeszcze trochę posiedzi w tym lesie, to się zrobi za stary. Pamiętaj, masz być grzeczny – wyprostowała się. – Chcę wracać – zawołała w przestrzeń. W powietrzu pojawiły się świetliste drzwi.
     – Jak będziesz chciał wrócić, to zrób to samo – pouczyła Herberta.
     Skoczek wyrwał się z oszołomienia i skłonił się nisko.
     – Żegnaj, niezwykła istoto zwana Iskierką. Żałuję, że nie mam prawa prosić cię, byś tu została.
     – Masz prawo prosić kogo chcesz i o co chcesz, ale odpowiedź i tak byłaby negatywna – odparła Iskierka. – Pilnuj Herberta i pamiętaj – zwróciła się do chłopca – masz wrócić za dwa tygodnie bez żadnych poważniejszych zmian psychicznych.
     – Obiecuję – obiecał Herbert. – Na pewno nie chcesz z nami jeszcze zostać?
     Iskierka prychnęła.
     – Wojna pewnie już się skończyła i ktoś musi zrobić kleik maleństwu, które zjadło trochę zardzewiałego żelastwa. Założę się o wszystko, że ani jego tatuś, ani wujek nie są w stanie dopilnować gotującego się mleka – mrugnęła do nich.
     – Czy w świecie tam, za wrotami, wszystkie kobiety są takie? – zapytał Skoczek.
     Herbert przywołał swoją mierną wiedzę na temat płci pięknej.
     – Nie, Iskierka jest zdecydowanym wyjątkiem.
     – Jest niezwykła – powiedział w zamyśleniu Skoczek.
     – Każdy to mówi – Herbert pokiwał głową.

     – Niech no tylko wróci – Tygrys przechadzał się po siedzibie wyroczni, obserwowany przez struchlałych mnichów. – Już my sobie porozmawiamy. Zniknąć sobie ot tak, zostawić dziecko z niestrawnością i nic MI nie powiedzieć. Tym razem ona naprawdę tego pożałuje.
     Stary mnich pokiwał głową w zamyśleniu.
     – Zaiste – szepnął. – Za zdobycie amuletu przyszło jej zapłacić cenę niewyobrażalnie wysoką. Biedna dziewczyna.
     W ścianie otworzyły się nagle świetliste drzwi, przez które, prosto w ramiona Tygrysa, wypadła Iskierka.
     – No wreszcie – warknął bóg wojny. – Gdzieś ty się w ogóle podziewała?!
     Iskierka ucałowała go mocno, nie zwracając zupełnie uwagi na fakt, że wściekły, wszechmocny bóg ma do niej pretensje.
     – Nie masz pojęcia, jak się za tobą stęskniłam – powiedziała radośnie.
     – Naprawdę? – zmiękł Tygrys, spoglądając z góry na trzymaną w ramionach wiedźmę.
     – Chyba przestanę tyle podróżować i zamieszkamy gdzieś sobie wszyscy troje – ciągnęła Iskierka. – Przerobimy trochę twoją grotę, dobrze?
     – Oczywiście, kochanie – zgodził się Tygrys.
     – Amadeusz powinien mieć porządny dom. Potrzebuje tego.
     – Oczywiście, kochanie. I wiesz co: nauczyłem się robić zupkę mleczną.
     Iskierka wspięła się na palce i pocałowała go w oba policzki.
     – Zawsze twierdziłam, ze jesteś mężczyzną idealnym.
     Nagle Tygrys odsunął ją na odległość ramienia i spojrzał na nią uważnie.
     – Kochanie, od kiedy ty nosisz zielony?

powrót do indeksunastępna strona

7
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.