 |  | 'Pieśń Reginy' | "Pieśń Reginy", najnowsza produkcja państwa Eddings, rozpoczyna się dość niezręcznie. Trudno mi zrozumieć, czemu pisarz tej klasy decyduje się zacząć powieść od suchej gonitwy faktów, w której precyzuje założenia do swojej książki. Na tych dwudziestu kilku stronach poznajemy bliźniaczki Reginę i Renatę Greenleaf i ich smutny los (jedna pada ofiarą mordu, druga nie wytrzymuje tego psychicznie), a także głównego bohatera, Marka Austina, przyjaciela sióstr z lat dziecinnych. Właściwa powieść zaczyna się w momencie, w którym ocalała bliźniaczka odzyskuje władzę nad umysłem i poznaje Marka. Po serii rodzinnych narad Regina (a może Renata?) przenosi się do Seattle, aby tam, wśród studentów i pod czujnym okiem Marka, dochodzić do psychicznej równowagi. Wszystko idzie nieźle, ale w okolicach uczelni pojawia się morderca, w sadystyczny sposób likwidujący młodych mężczyzn o nieczystym sumieniu. Jednocześnie Reginę zaczynają nawiedzać dziwne sny i napady podłego humoru. Konstrukcja fabuły nigdy nie była mocną stroną Eddingsów, więc wszyscy domyślają się chyba, co się dzieje. Styl pisania był za to zawsze dobrym powodem do zapoznawania się z powieściami należącymi do tasiemcowych cyklów Davida Eddingsa. Stary wyga nie zawodzi - nadal umie pisać radosne lekkie dialogi, bez problemu rysuje sympatyczne postacie i rodzinne grupy, do których każdy chciałby należeć; tego w powieści nie brakuje. "Pieśń Reginy" bez wątpienia czyta się miło, ale do pewnego momentu. Powieść jest bowiem krucjatą wiedzioną pod hasłem "dziennikarze to świnie" i "oko za oko, ząb za ząb, a sądom nic do tego". Hasło pierwsze mogę jeszcze - z trudem - zaakceptować; wyczyny paparazzich napawają niesmakiem, a i dziennikarze poważniejszych gazet lubią czasem napisać coś takiego, że człowiek powątpiewa w sens utrzymywania wolnej prasy. Teza ta jednak groźna jest ze względu na swoją prostotę i łatwość, co wcale mnie nie zachwyca. Radosna prostota świata małżeństwa Eddingsów uwidacznia się za to szczególnie przy drugim hasełku. Seryjne mordy i tortury nie zdają się im niczym zdrożnym, bo ofiary sobie zasłużyły i nikt po nich nie zapłacze. Kuszące. Proste i rozsądne. Dobrze podane. A jednak i to hasełko, po starannym rozważeniu stojących za nim konsekwencji, śmierdzi nieziemsko. "Pieśń Reginy" jest bez wątpienia przyzwoitym czytadłem, choć szczytnego miana horroru bym mu nie nadawał - nie ma się czego bać. Podobnie z zaliczeniem powieści w poczet kryminałów - zagadka jest zbyt banalna. Może powieść obyczajowa, w końcu mamy tu niezły przekrój przez społeczeństwo studenckie? Tego nie wiem. Natomiast wiem, że należy przy tej książce uważać, bo zręcznie reklamuje rzeczy proste i na pierwszy rzut oka słuszne, ale wiodące do groźnych konsekwencji.
David & Leigh Eddings "Pieśń Reginy" ("Regina's song") Przekład: Agnieszka Barbara Ciepłowska Wydawnictwo Prószyński i S-ka Warszawa 2003 ISBN 83-7337-442-6 Cena: 32,- Ekstrakt: 60% Gatunek: thriller Kup w Merlinie |
|