nr 09 (XXXI)
listopad 2003




powrót do indeksunastępna strona

Michal Szczepaniak
  Korsykański Korytarz

        ciąg dalszy z poprzedniej strony

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
     XX.

     Florentino nie potrzebował swej niesamowitej lornetki, by dojrzeć, że szyny są poskręcane i zerwane. Sczerniałe tory były nieprzejezdne tuż przed ostrym zakrętem, za którym zaczynał się Korytarz.
     Wyszliśmy z wagonu, by je obejrzeć.
     - Ułożyli tu stertę drewna i podpalili - oceniłem. - Temperatura rozszerzyła stal, a ta, nie mogąc się wydłużyć, wygięła się na boki.
     - I tak dobrze, że nie było to coś bardziej finezyjnego, na przykład kierunkowy ładunek kumulacyjny - pocieszał Florentino, przyglądając się z bliska. - Byłoby tylko niedostrzegalne wygięcie jednej szyny, ale i tak gdybyśmy w to wjechali, wagon z piaskiem zerwałby koła i stoczyłby się z nasypu, pociągając za sobą jeszcze co najmniej platformę z rurami.
     - Nie da się tego jakoś wyprostować? - spytał maszynista, rozglądając się nerwowo. Namacalna bliskość Korytarza działała nam wszystkim na nerwy.
     - Do końca życia stawiam ci codziennie piwo, jeśli zrobisz taka sztuczkę - odpowiedział Florentino, podnosząc się z kolan i opierając na ramieniu lufę granatnika. - Teraz już ta szyna nadaje się tylko do przetopu na żyletki.
     - No to co, wrzucamy wsteczny i wracamy! - ucieszył się Le Crosse, który na chwilę opuścił swój M-60 i też do nas dołączył. - Skoro i tak nic nie poradzimy, to po co tracić czas na gapienie się i ryzykowanie skóry?
     Makarios rozepchnęła nas, by się lepiej przyjrzeć uszkodzonym torom. Rzuciła okiem raz i drugi pod różnymi kątami, po czym lekko zerwała się na nogi.
     - Jesteście jak dzieci - roześmiała się. - Jedna mała przeszkoda, a wy już pakujecie zabawki i uciekacie z piaskownicy.
     - Przecież nie przelecimy nad tym - mruknąłem. - Każdy widzi, że tory są nieprzejezdne, a my ich przecież nie naprawimy.
     Makarios wstała i otrzepała ręce.
     - Wystarczy zwykły duży klucz francuski. Na pewno jakiś tłucze się w lokomotywie, nie?
     - Musiałbym sprawdzić... - poskrobał się po głowie maszynista.
     - Przetopimy ten klucz na nową szynę? - zakpiłem.
     - Nie, ale wykręcimy uszkodzoną szynę z podkładu i położymy na jej miejsce inną, którą weźmiemy z torów, które już przejechaliśmy. Podkłady są z betonu, nie z drewna, więc nie będzie problemu z gwintami. Banał, chłopaki! - powiedziała Makarios. - A teraz do roboty. Ja miałam pomysł, to wy go wykonacie. Ja wam mogę najwyżej potrzymać wasze spluwy, by się nie pobrudziły.
     Niechętnie oddaliśmy jej naszą broń i podwinęliśmy rękawy.

     XXI.

     Niepozorna szyna waży dobrze ponad sto kilo, podnosiliśmy ją więc we czwórkę z niejakim wysiłkiem.
     - Zwykła zabawa w części zamienne - mruknął z uznaniem Florentino. - Faktycznie, proste.
     - Gdyby mieli olej w głowie, wygięliby szyny nie przed zakrętem, ale już na nim. Nie znaleźlibyśmy tak szybko szyny o odpowiednim kącie skręcenia - skrytykowałem nieznanych saperów, z wysiłkiem dźwigając swój koniec szyny.
     - A właśnie, że nie - sprostował maszynista. - Gdybyśmy stanęli na zakręcie, mielibyśmy doskonały widok na Korytarz i przed, i za zakrętem. Tymczasem teraz widzimy tylko to, co jest za nami, a od przodu można podejść niezauważonym niemal pod sam wagon z piaskiem. To miała być zasadzka.
     - Ciekawa uwaga - odparłem po chwili. - W takim razie czemu pozwalają nam wymienić szynę?
     - Bo pewnie oczekiwali nas później - odparł zasapany pod ciężarem szyny maszynista. - Planowali chyba obsadzić zakręt dopiero jutro, albo jeszcze później, gdy już ściągną ludzi z całego Korytarza. Na piechotę nie przejdzie się go tak szybko.
     Bez większych problemów przykręciliśmy szynę w miejsce uszkodzonej. Gdy skończyliśmy, Makarios oddała nam naszą broń.
     - No, to możemy jechać dalej. - maszynista otarł spocone czoło.
     - Hej! Spójrz na to! - zawołałem, wskazując kierunek za jego plecami.
     - Co...! - Maszynista podskoczył zaskoczony, po czym szybko odwrócił głowę.
     Z rozmachem walnąłem uchwytem automatu w czubek jego głowy. Mężczyzna osunął się na kolana, nie zdążywszy nawet pisnąć.

     XXII.

     - Doczekam się wreszcie jakiegoś wyjaśnienia? - pytała natarczywie inżynier, gdy upychałem związanego i wciąż nieprzytomnego maszynistę w głębi budy między skrzyneczkami z materiałem wybuchowym.
     - Wjeżdżamy w gorącą strefę, a staję się zbyt nerwowy, gdy muszę cały czas dodatkowo uważać na plecy - odparłem. - To jakaś maskarada. Ten facet jest takim maszynistą, jak Florentino baletnicą w Teatrze Bolszoj.
     - I powiedziała ci o tym twoja męska intuicja - ironizowała Makarios.
     - Chwileczkę! Jak się nad tym zastanowić, to faktycznie facet pasuje tu jak świnia do basenu - poparł mnie Florentino. - Nawet nie jest opalony, musi tu więc być od niedawna. Jak tak szybko został kierownikiem pociągu?
     - W ogóle nie został - odparłem. - Prawdziwy leży teraz pewnie trzy metry pod ziemią albo upija się za forsę, za którą go przekupiono. Wiecie, co on czytał w lokomotywie? Jej instrukcję obsługi! To proste urządzenie, wystarczy raz przeczytać taką małą książeczkę i kilka razy poćwiczyć regulację pracy silnika.
     Spojrzałem na związanego niby-maszynistę. Doszedł już do siebie i patrzył się na nas nic nie rozumiejącym wzrokiem.
     - On to robił już w drodze, czyli dostał zadanie w ostatniej chwili.
     - Jak to, dostał? Od kogo? - nie zrozumiała Makarios.
     - Też chciałbym wiedzieć - odparłem. - Na marginesie, w lokomotywie jest krótkofalowy radionadajnik. Ciekawe, że uszkodzono te szyny, nie? O ile wiem, nikt poza nami o tym transporcie nie wiedział.
     - Przewróciłam pół sztabu w kwaterze sektora do góry nogami, by dostać materiały wybuchowe. Wystarczy, że jakiś parkingowy donosi, a na pewno donosi, a już pół kraju wie o wszystkim - przypomniała Makarios.
     - Tak, ale wiedza i akcja to nie to samo - odparłem argument. - Ty zrobiłaś to kilka godzin temu. Nie zdążono by w tym czasie aż tak uszkodzić szyny.
     - No to jeśli tak, to czemu mieliby zdążyć na donos jego - tu wskazała na związanego - a na kogoś innego nie?
     Zamilkłem na chwilę.
     - Nie wiem - przyznałem, wzruszając ramionami. - Może faktycznie szyny zerwano już dawno temu. Ale nie zmienia to faktu, że facet kłamie. Nie zna się na pociągach, za to jest dosyć biegły w taktyce walki partyzanckiej. Bez problemu uzasadnił nietypowy wybór miejsca wysadzenia szyny.
     - Spokojnie, przecież go nie rozstrzelamy - powiedział pojednawczo Florentino. - Dla ostrożności zostanie związany, a gdy będziemy mieli przejażdżkę za sobą, przekaże się sprawę komu trzeba.
     Makarios mruknęła jeszcze coś niechętnie, po czym machnęła ręka.
     - Zresztą, co mnie to obchodzi - powiedziała. - Bylebyśmy wreszcie ruszyli. Mówisz, że w lokomotywie jest instrukcja?
     - I bez niej dasz sobie radę - powiedziałem. - Ale tak, jak ostatni raz widziałem, to właśnie wpychał ją gdzieś za to radio.
     - Dobra, znajdę.
     Florentino pochylił się jeszcze nad jeńcem.
     - Jak się tak zastanowić, to może i dobrze, że z nami jechał - powiedział do mnie po chwili. - Nie będą nas oczekiwali wewnątrz Korytarza. Przy odrobinie szczęścia, z zaskoczenia przemkniemy szybko koło nich, nim zdążą uknuć coś zastępczego.

     XXIII.

     Makarios wydusiła z lokomotywy całą prędkość, jaką się dało. My leżeliśmy na podłodze krytego wagonu, czujnie obserwując zwały skalne wzdłuż torów. Le Crosse cały czas pochylał się nad karabinem maszynowym.
     Szybko zbliżaliśmy się do połowy drogi.
     - Nikogo nie widać - mruknął Włoch. - I co ja opowiem wnukom, gdy się kiedyś spytają: dziadku, czy naprawdę jako pierwszy przejechałeś przez ten sławny Korytarz?
     - Wymyślisz jakąś mrożącą krew w żyłach historię - odparłem.
     - Będą w niej dywizje pancerne, naloty dywanowe, miotacze ognia oraz wielki bohater wieczoru marszałek Florentino - mruknął pod nosem Le Crosse. - Włosi zawsze fantazjują.
     Florentino trzasnął go otwartą ręką przez głowę.
     - Nadużywasz mojej przyjaźni - powiedział. - Już lepiej wyżywaj się na Francuzach.
     - A zwróciliście uwagę na ten wagon? - spytałem po chwili. - Z czego w ogóle jest ta buda?
     - Drewno, nie? - Le Crosse oderwał się od obserwowania skał na zewnątrz, by postukać w ściankę.
     - To nie jest drewno - zauważył Włoch.
     - Jakiś metaloplastyk - potwierdziłem. - W dodatku wiesz co? To jest szczelne.
     - Jak to szczelne? - nie zrozumiał.
     Oderwałem lewą rękę od automatu i wcisnąłem palce między ściankę a odsunięte drzwi.
     - Hermetyczne. Tu jest gruba gumowa uszczelka. Zauważyłem, gdy chwyciłem się, by przejść do lokomotywy.
     Chwilę milczeliśmy, zaintrygowani.
     - Ja też coś zauważyłem. Pierwszy raz widzę, by w tym kraju w wagonie nie było wybitego okna - powiedział Florentino. - Tu jest okno całe, w dodatku jest w nim coś więcej, niż zwykłe szkło. Zwróć uwagę na kolor.
     Podniosłem wzrok na okno. Tkwiła w nim zielonkawa, przezroczysta płyta.
     - To jest kuloodporne. - stwierdziłem zdziwiony, rozpoznając odcień.
     - Fajnie, nie? - odparł Włoch. - Doszło to do mnie, gdy chciałem je wybić dla powiększenia pola ostrzału. Dostaliśmy kuloodporny wagon o hermetycznych drzwiach, nie do otwarcia z zewnątrz. Kto dobierał wagony?
     Obejrzałem się na związanego więźnia.
     - Tak nas pokochał od pierwszego wejrzenia, że wykombinował specjalnie dla nas coś takiego? - nie uwierzyłem.
     - A kto powiedział, że dla nas? - spytał Włoch. - Myśmy mieli siedzieć z M-60 na dachu tego wagonu.

     XXIV.

     Florentino oderwał rękę od granatnika, by spojrzeć na zegarek.
     - Jak tam? - spytałem.
     - Minęliśmy połowę.
     W tej samej chwili skład zahamował gwałtownie. Le Crosse, leżący najbliżej odsuniętych drzwi, instynktownie zasłonił ramieniem twarz przed fontanną iskier dobywającą się spod hamujących tarciem stalowych kół wagonu. Florentino stracił równowagę i upadł. Ja odbiłem się od ściany jak piłka i poleciałem na twarz.
     - Nie mówcie mi, że tej wiedźmie zachciało się przerwy na papierosa - zdenerwował się Włoch, otrzepując ubranie. - Cholera, to był nowy drelich!
     - Ktoś musi zajrzeć do lokomotywy - odparłem, wstając.
     - Na mnie nie liczcie - szybko wymówił się Le Crosse, mrugając chwilowo oślepionymi przez iskry oczami. - Ja obsługuję karabin maszynowy.
     - Ja pójdę - powiedziałem.
     Wyjrzałem ostrożnie raz i drugi, ale nic podejrzanego nie było widać. Wyskoczyłem na zewnątrz i ściskając automat, pochylony pobiegłem w stronę końca składu.
     Makarios wychylała głowę nad lokomotywę, patrząc do przodu.
     - Co się dzieje? - nieświadomie ściszyłem głos do szeptu.
     - Koniec jazdy - odparła inżynier, wskazując przed siebie. - Nie widzisz?
     Z wagonu-budy dało się patrzeć tylko na boki. Wspiąłem się więc do środka lokomotywy i ostrożnie wyjrzałem ponad nią do przodu.
     Jakieś pięćdziesiąt - sto metrów przez pierwszym wagonem cały Korytarz był zawalony w poprzek skałami na wysokość ponad dwóch metrów. Zza skał wyglądały ku nam niewyraźnie jaśniejsze ruchliwe plamki głów. Co jakiś czas słońce odbiło się krótkim błyskiem od stali.
     - O, kuuurwa... - jęknąłem. - A tak dobrze się zapowiadało!
     Znów wyjrzałem na chwilkę, tym razem w innym miejscu, oceniając szansę wymanewrowania pociągu tak, by Le Crosse mógł mieć barykadę w polu ostrzału swego M-60. Z niesmakiem potrząsnąłem głową. Nic z tego. Barykada była dokładnie naprzeciw. Poprzez te cholerne boczne drzwi nikt nie pośle im nawet złego spojrzenia.
     - Nie gap się tak bez przerwy i bez ruchu - poradziłem Makarios, schylając się nisko i szukając schronienia za stalą lokomotywy. - Jeśli mają choć jednego snajpera, to z tej odległości bez problemu oderwą ci zaraz czaszkę od nosa w górę.
     - A co, będzie ci mnie brakowało? - inżynier nawet nie drgnęła ze swego miejsca.
     Spojrzałem w górę. Makarios kiwała głowami i poruszała bezdźwięcznie ustami.
     - Co to, liczysz ich? - zdziwiłem się - Jakieś statystyki prowadzisz?
     - Jak mam uciekać, to chcę przynajmniej wiedzieć, że nie przed królewną Śnieżką i siedmioma krasnoludkami - odparła, opuszczając wreszcie swe stanowisko. - I co, raczej ich stąd nie traficie ze swego wagonu?
     - Bez szans - odparłem. - Teraz już nie wykręcimy się tanią sztuczką z wykręceniem szyny. Jeśli nie dostaniemy wsparcia z powietrza, a nie dostaniemy - zaznaczyłem - bo najbliższe prawdziwe lotnisko jest w sektorze niemieckim, a Niemcy naprawdę nas kochają, to możemy tylko pokazać im nasze ogony. Przełączaj lepiej szybko na wsteczny, nim druga taka barykada pojawi się za nami!
     Makarios pochyliła się i wyskoczyła z lokomotywy.
     - Najpierw pogadajmy z resztą. - ruszyła w stronę krytego wagonu.
     - Po co? - zdziwiłem się, doganiając ją - Będziemy nad tym głosować, czy co?

ciąg dalszy na następnej stronie

powrót do indeksunastępna strona

9
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.