nr 09 (XXXI)
listopad 2003




powrót do indeksunastępna strona

Matt Dembicki
  Wieki festiwal Małej Prasy

        Relacja z amerykańskiego konwentu SPX.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
SPX (wcześniej znane jako Small Press Expo) to największe, niezależne targi Małej Prasy w Stanach Zjednoczonych. Coroczna impreza, odbywająca się w miejscowości Bethesda pod Waszyngtonem, w tym roku trwała trzy dni - od 5 do 7 września.

Targi SPX przyciągają zwykle różnych uczestników - od używających kserokopiarek hobbystów, wydających w nakładach od 25 do 100 egzemplarzy, do małych wydawnictw publikujących w pełni profesjonalnie tysiące kopii swoich komiksów.

SPX to miejsce, gdzie znajdziesz wschodzące gwiazdy Małej Prasy w stylu Justina Madsona, który samodzielnie wydaje własny komiks "Happy Town", poprzez dobrze znanych twórców komiksu alternatywnego jak James Kockalka, autor sławnego "Robot vs. Monkey", aż do chodzących legend komiksu takich jak Frank Miller, który co roku odwiedza targi, by okazać swoje wsparcie dla ducha komiksu Małej Prasy. Ci wszyscy ludzie przyjeżdżają na SPX, by sprzedać swoje książki, ale także wymienić się pomysłami i trochę poimprezować.

Jako wystawca uczestniczyłem w SPX po raz pierwszy. Początkowo nieśmiało rozkładałem swoje stoisko. Inni wystawcy wokół mnie mieli fantazyjne plakaty, wystawy i profesjonalnie wydrukowane książki. Poczułem się lepiej, kiedy uczestnicy zaczęli podchodzić i przeglądać najnowsze numery "Attic Wit" i "Mr Big" [fanziny
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
wydawane przez Matta Dembickiego - red.]. Myślę, że wiązało się to również z ceną moich książek. Inne tytuły kosztowały od 3 do 5 dolarów za pojedynczy komiks, 10 do 25 dolarów za trade paperback. Każda z moich książek kosztowała dolara. Wydaje mi się, że dla czytelników było to ryzyko do przyjęcia; jeśli książka będzie słaba, stracą tylko dolara; jeśli okaże się dobra, będzie to oznaczało dobry interes i prawdopodobnie kupią kolejne numery!

Stoisko dzieliłem z guru Małej Prasy Bobem Corby, który jest organizatorem innej znanej w kraju imprezy Small Press and Alternative Comic Expo (SPACE) w Columbus, w stanie Ohio. Przy okazji dodam, że Bob jest autorem chyba najładniejszej książki, jaką widziałem na całym SPX - "Why I'm Not Musical". Prawdziwe dzieło sztuki!

Czas trwania tegorocznego SPX został rozciągnięty z dwóch do trzech dni. Straż pożarna zagroziła, że zamknie imprezę, ponieważ w zeszłym roku jednego dnia odwiedziło ją zbyt wielu ludzi. Tym razem jednak tłumów nie było, nawet jeśli wziąć pod uwagę, że uczestnicy zostali rozproszeni na trzy dni. Niektórzy spekulowali, że przyczyną niskiej frekwencji jest kiepski stan gospodarki, przez co fani mają mniej pieniędzy na kupowanie zinów. Inni twierdzili, że powodem są pojawiające się ciągle nowe imprezy (wskazywano głównie na targi MoCCa, odbywające się w Nowym Jorku), które odciągają ludzi od SPX.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W piątek impreza skończyła się około 20. W kilka osób poszliśmy do pobliskiej knajpy. Poza wieloma rysownikami Małej Prasy, zjawił się tam również Frank Miller. Schowany w jednym z rogów sali, rozmawiał z najbliższymi przyjaciółmi. Przy barze obok naszego stolika siedział Peter Kuper. Ubrany w swój zwyczajowy czarny strój, przeglądał czyjś szkicownik. Po kilku piwach wróciliśmy do domu.

Sprzedaż podczas SPX szła dobrze, szczególnie w sobotę. Najbardziej chodliwymi tytułami na moim stoliku były "Attic Wit #4: The Polish Anthology" i "Attic Wit #5: War Chronicles".

Wieczorem spora grupa uczestników udała się do pobliskiej restauracji na obiad. Zajrzeliśmy także do hotelowego baru, gdzie Frank Miller rozdawał autografy. Później poszliśmy na przyjęcie składkowe w hotelu, gdzie spotkaliśmy twórców z Nowego Orleanu i Nowego Jorku. Niezła mieszanka talentów z całego kraju.

W niedzielę obudziłem się z niezłym kacem i z przerażeniem myślałem o powrocie na SPX. Zebrałem akurat tyle siły, żeby zwlec się z łóżka i wrócić na targi. Powinienem był jednak zostać w pokoju, ponieważ sprzedaż przez cały dzień szła kiepsko. Kupujących było tak niewielu, że wystawcy odchodzili od swoich stoisk i przyglądali się ofercie pozostałych.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Mimo wszystko, co najmniej trzy rzeczy są dla mnie warte zapamiętania:

Po pierwsze odrzucenie propozycji Diamond Distributors (co było nawet całkiem zabawne). Przedstawiciel firmy podszedł do mojego stolika, rzucił okiem na "Attic Wit #4", pokręcił nieznacznie nosem i spytał, kto jest naszym dystrybutorem. Moja żona Carol powiedziała, że nie mamy żadnego. Na co on zaproponował nam usługi Diamond. Carol powtórzyła, że nie jesteśmy zainteresowani. Oczy wyszły mu prawie z orbit i zaczął się na mnie gapić (bo kto w końcu odrzuca propozycję od Diamonda, nie?). Wyjaśniłem, że robimy to tylko dla zabawy i nie chcemy utopić w tym interesie zbyt wielkich pieniędzy. Nie ma szans, żebyśmy wydrukowali ilość kopii wystarczającą dla Diamonda. Tak czy inaczej, zostawił nam swoją wizytówkę i powiedział, żebyśmy zadzwonili, jeśli tylko zmienimy zdanie. Bob Corby twierdzi, w przemyśle komiksowym rządzą dystrybutorzy. Fajnie jest więc załatwić któregoś z nich od czasu do czasu!

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Druga niezła historia to zdjęcie z Frankiem Millerem i Polem Pope. Podszedłem do nich, gdy podpisywali książki i spytałem, czy możemy sobie zrobić wspólne zdjęcie. Powiedziałem, że chcę wysłać zdjęcia moim kolegom - twórcom Małej Prasy z Polski, którzy są wielkimi fanami Millera i Pope'a. Przy okazji wrzuciłem kilka dolarów na Comic Book Legal Defense Fund (CBLDF), na cel którego oni podpisywali książki. Z radością zgodzili się na zdjęcie. Dałem im nawet egzemplarz "Attic Wit #4", który obaj natychmiast przejrzeli. Pewnie nigdy go nie przeczytają, ale i tak fajnie, że rzucili okiem i że mają swoje egzemplarze. Dowcip z Frankiem Millerem polega na tym, że generalnie ma przyjemny wyraz twarzy, ale za każdym razem, kiedy robisz mu zdjęcie, upewnia się, że wygląda wyrozumiale.

Na koniec trzeci epizod: w kwietniu tego roku podczas SPACE dałem Charlesowi Brownsteinowi, dyrektorowi wykonawczemu CBLDF, oryginalny rysunek. Miał zostać sprzedany na aukcji w celu wsparcia funduszu. Podczas SPX Brownstein powiedział mi, że na ostatniej imprezie Wizarda zlicytował mój rysunek za 100 dolarów! Poczułem się wielki! Nic tak nie podnosi na duchu jak świadomość, że komuś podobały się twoje prace na tyle, że wyłożył na nie 100 dolców. To był dla mnie zaszczyt.

Podsumowując, SPX były niezłą zabawą, nawet jeśli lepiej funkcjonują jako impreza dwudniowa.

Matt Dembicki mieszka w Fairfax pod Waszyngtonem. Swoje komiksy wydaje pod szyldem Washington Area Small Press (WASP).

powrót do indeksunastępna strona

32
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.