 |  | 'Żmije i krety' | Tomasz Piątek błysnął dwa lata temu "Heroiną", która zdobyła swoistą sławę i dorobiła mu gębę pisarza zdolnego, acz lubiącego przypalić czytelnikowi zakończenia nerwowe. "Żmije i krety" potwierdzają opinię, na którą Piątek zdołał sobie zapracować w głównym nurcie. To książka pełna przemocy, tortur i gwałtu - ale każdy zamęczony i zakatowany więzień ginie w jakimś celu, każda śmierć wzbogaca czytelnika o nowe szczegóły dotyczące świata. Obraz, który maluje się przed naszymi oczyma nie jest przypadkowy, nie jest jedynie zlepkiem drastycznych scen wokół pretekstowej fabuły. Wizja autora jest jasna, on doskonale wie, co chce powiedzieć. Wie również, jak to powiedzieć - mocną stroną "Żmij i kretów" jest autorski język, prosty, pozbawiony zdobnictwa, niosący głównie treść. Książkę czyta się lekko, ale ze wzrokiem przykutym do każdego zdania. Ta swoboda wydaje mi się być efektem długiej, ciężkiej pracy nad wygładzeniem tekstu i doprowadzeniem go do postaci, w której czyta się go szybko i przyjemnie, ale z pełną świadomością przekazywanych przez autora idei. Choć świat "Żmij i kretów" wywodzi się z bardzo szanowanej mitologii tolkienowskiej (trzy nazwy są nawet zaczerpnięte bezpośrednio), fabuła oparta jest na schematach podróżniczych, a gdzieś we mgle jest Ten Wielki Artefakt, to w powieści czuć świeżość spojrzenia pisarza, który fantasy wybrał jako najstosowniejsze narzędzie do realizacji pisarskiego celu. Świat Piątka jest momentami logiczniejszy od kreacji Tolkiena, pewne wnioski, które wyciągnął, choć drastyczne, są dużo bardziej przekonujące od szlachetnych wizji rodem z "Silmarillionu". Trzymając się fabuły - z pozoru wygląda prosto. Dwoje bohaterów wplątuje się w awantury, których celem jest znalezienie Świętego Obrazu, obiektu czci wszystkich żyjących ludzi. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie świat, w którym dzieje się akcja. Jest to bowiem miejsce tajemnic, kraina, której wytarto przeszłość, którą krok po kroku wypacza się tak, aby była bliższa obłąkanemu ideałowi Cesarza. W "Żmijach i kretach" odbija się, moim zdaniem, trauma lat PRL-u. Kraina, w której przyszło żyć bohaterom, jest właśnie obrazem skrajnego totalitaryzmu, duszącego swoją masą każdego obywatela. Nie warto przejawiać inicjatywy (bo to podejrzane), nie warto się starać (bo to podejrzane), nie warto podróżować (bo to podejrzane), nie można otwarcie porozmawiać z bliźnim (bo to podejrzane), nawet umrzeć nie wolno, bo to zbrodnia. A wszystko w imię dobra, w celu stworzenia krainy najprzyjaźniejszej na świecie. Jednocześnie po oczach biją oznaki dawnej świetności, ot choćby wspomnienia Prezzemoli, pamiętającej jeszcze bogactwa miejskich targów. Widać, że na obszarach, gdzie władztwo Cesarza jest słabsze, życie pełza i się trzyma, tocząc się dawnym torem. Tam, gdzie wszędobylska armia, policja i biurokracja w jednym nie dają rady wetknąć swojego nosa, da się jeszcze żyć, można utrzymać się na powierzchni i zaznać czegoś więcej niż nędzy. Już to czyni podróż niebezpieczną. Ale złodziejka Jonga i oficer Hengist odkryli prastare tajemnice i zamierzają odkryć ich więcej, a wraz z nimi czytelnik, który w napięciu czeka, czym też go autor zaskoczy. W "Żmijach i kretach" widać zamysł, głębokie przemyślenie wszelkich aspektów powieści (z tytułem na czele) i prawdziwą radością jest nieustanne zdziwienie nad kierunkiem, w którym biegnie autorska myśl. A zatem panowie i panie fantaści - mainstream nas odwiedził i pokazał, że jest bardzo dobry na naszym polu. Tomasz Piątek potrafił tchnąć nowego ducha w najstarsze koncepcje, a z pogardzanego do tej pory fantasy spod znaku kata i gołej dupy zdołał uczynić prawdziwy majstersztyk, wciągający tempem i zachwycający pomysłowością. Świetna powieść, oby ciąg dalszy przyszedł jak najszybciej.
Tomasz Piątek "Żmije i krety" Runa 2003 ISBN 93-89595-02-8 Cena: 19,50 zł Zawartość ekstraktu: 100% Gatunek: fantasy |
|