nr 2 (XXXIV)
marzec 2004




powrót do indeksunastępna strona

Sara Janik
Zwierciadło
ciąg dalszy z poprzedniej strony

     * * *
     
     Godzinę później grupa składająca się z siedmiu Magów i Raya ruszyła na poszukiwanie pozostałych Zwierciadeł. Na przedzie kolumny jechał Say, który oświadczył, że wie, gdzie są Zwierciadła i zaprowadzi wszystkich na miejsce. Magowie z Kryształowych Gór w milczeniu pogodzili się z objęciem przywództwa przez Saya, za to komentarzom ze strony Magów z Rissarell nie było końca. Say puszczał je mimo uszu, zbyt zaabsorbowany Rayem, jadącym z nim na tym samym koniu. Chłopak siedział przed Magiem tyłem do kierunku jazdy i z całej siły obejmował go w pasie, wtulając się w jego ramiona. Niezbyt interesował się drogą i celem podróży. W tej chwili liczyła się dla niego tylko bliskość Maga i pewność jego uczuć. Uszczęśliwiony, mocniej zacisnął ramiona. W tym samym momencie dostał w łeb.
     - Au!
     - Puszczaj, dzieciaku! Nie mogę oddychać!
     - Nie jestem dzieciakiem - burknął Ray, masując bolące miejsce. - Zresztą to nieważne - natychmiast się rozpogodził i ponownie objął Saya. Nigdy dotąd nie był aż tak szczęśliwy. Czy właśnie o tym mówił Kyei? Teraz wreszcie zrozumiał.
     - Daleko jeszcze? - do Saya zbliżył się Mir. Rzucił niechętne spojrzenie Rayowi, po czym podobnym obdarzył Maga.
     - Zjeżdżaj! Przeszkadzasz - Say nawet na niego nie spojrzał. Jego wrogie zachowanie wzburzyło Magów z Rissarell.
     - Jak ty się odzywasz do Mira?! - Tyl zajechał mu drogę. Wszyscy się zatrzymali.
     Say uniósł lekko brwi.
     - Radzę ci zejść mi z oczu, zanim stracę cierpliwość.
     - Jak śmiesz! Nie pozwolę, by zwykły stajenny...
     - Przestań! - Mir podjechał do Tyla i gwałtownie szarpnął go za ramię. - Myślałem, że po pokazie, jaki wam urządził, wszyscy zrozumieliście, iż Say jest Magiem. A może zaćmiło wam umysły aż tak bardzo, że nie dostrzegacie, kto bez najmniejszego wysiłku was powstrzymał, gdy próbowaliście zabić jego Zwierciadło? Tyl? Sha?
     Magowie z Rissarell spoglądali na niego ze zdumieniem.
     - Wcale nie próbowaliśmy... - zaczął Sha, lecz Tyl wszedł mu w słowo.
     - On... jest Magiem? - nadal nie mógł w to uwierzyć.
     Say prychnął pogardliwie.
     - Powiedz im! - rzucił ostro do Mira.
     Starszy mężczyzna zmarszczył brwi. Patrząc na Saya z wściekłością, zacisnął dłonie w pięści. Zaraz jednak się opanował.
     - Tyl, Sha, Lon - wymówił imiona Magów z Rissarell. - To nie ja jestem następcą Hya. Jest nim Say, Mag z Kryształowych Gór. Jedyny, którego moc jest tak potężna, że nie potrzebuje Zwierciadła, aby rzucać zaklęcia. Specjalizuje się w odgadywaniu przyszłości. I jest w tym piekielnie dobry. Zna przyszłość, wie, co się zdarzy, i swoimi czynami może to zmieniać. Żaden Mag nie ma takich umiejętności jak on. Żaden z nas... nigdy mu nie dorówna. Poza tym - zmrużył oczy - ma parszywy charakter i z radością pozbywamy się go z Kryształowych Gór. Teraz wy się z nim męczcie!
     Say prychnął niechętnie, lecz nie skomentował ostatnich słów Mira.
     - To... to niemożliwe! - Tyl aż podniósł się w siodle z wrażenia. - Nikt nie zna przyszłości. Żaden Mag nie potrafi obejść się bez Zwierciadła, choć każdy z nas chociaż raz w życiu próbował. A on... on nie ma Mocy! Nie wyczuwam jej! Nikt jej nie wyczuwa!
     Say wzruszył lekceważąco ramionami. A potem spokojnie zdjął z nadgarstków bransoletki i schował do sakiewki przy pasie. Wszyscy Magowie zadrżeli lekko, gdy dotarł do nich podmuch wyzwolonej mocy. Pobledli nawet dawni towarzysze Saya.
     - Ja... nie zdawałem sobie sprawy... - głos Fra lekko drżał. - Nigdy dotąd ich nie zdejmowałeś... nie wiedziałem... myślałem, że to zwykłe ozdoby... A to dzięki nim udawało ci się kontrolować swoją moc. Tak potężna energia... chyba nikt o niej nie wiedział...
     Ray nie słuchał jąkającego się Fra. Również wyczuł poziom mocy Saya i teraz spoglądał na niego z lekkim przestrachem. Mag zrozumiał jego lęk na swój sposób.
     - Nie bój się - uśmiechnął się z goryczą. - Nigdy nie będziesz musiał przyjąć tej mocy. Nie chcę narażać cię na niebezpieczeństwo. Nie będziesz moim Zwierciadłem w pełni tego słowa znaczeniu.
     Jego słowa zraniły Raya. Zdawał sobie sprawę, że Mag chce go chronić, lecz wyczuwał żal, jaki krył się za jego gorzkimi słowami.
     Podniósł wzrok i zamarł zdumiony zmianą, jaką dostrzegł. Dotąd oczy Saya były szaroniebieskie. Teraz przypominały letnie niebo. Lekko musnął policzek mężczyzny. Rysy jego twarzy też się zmieniły - stał się o wiele przystojniejszy. Zmiana nastąpiła też w barwie włosów Maga. Do tej pory szarobrązowe, teraz przypominały kolorem ciemną noc.
     - Jak... jak wyglądasz naprawdę? Tak jak teraz, czy tak jak przedtem?
     - Bransoletki tłumią moją moc i trochę zmieniają mój wygląd - wyjaśnił Say. - Dzięki nim mogę lepiej kontrolować zaklęcia. Teraz nie ma żadnych ograniczeń. Moja moc i mój wygląd jest prawdziwy. Nie jesteś... zadowolony? - spojrzał mu w oczy. Chłopak prychnął lekceważąco.
     - Co ty mówisz! Say... - zawahał się odrobinę. Odwiązał supełek na rzemieniu wiążącym sakiewkę i wyjął dwie metalowe obręcze zdobione delikatnym wzorem. - Czy gdybyś ich nie miał, nie mógłbyś tak dobrze kontrolować swojej mocy?
     - Z całą pewnością są mi pomocne. W pewnym stopniu zastępują mi Zwierciadło - Say skinął głową. - Bez nich też powinienem dać sobie radę, choć na pewno będę bardziej ograniczony.
     - Czy ktoś inny może ich użyć tak, jak ty to robisz?
     - Nie.
     - W takim razie - Ray wziął zamach i wyrzucił je w pobliskie krzaki. - Chcę, żebyś od tej pory używał swojego Zwierciadła zamiast zabawek.
     Say spoglądał mu z powagą w oczy. Nie był zaskoczony.
     - Ty... wiedziałeś, że to zrobię?
     - Tak.
     - Więc dlaczego mnie nie powstrzymałeś?
     Say wzruszył ramionami.
     - Odpowiedz! - Ray się uparł.
     - Zależy mi na tobie. Boję się, że możesz nie wytrzymać mojej mocy. Ale zrobię, jak zechcesz. Też nie chcę połowicznego związku. Wszystko albo nic. Ale decyzja należy do ciebie.
     - Nie wiesz, jakie są moje zdolności - Ray mówił powoli, zastanawiając się nad każdym słowem. - Być może faktycznie nie wytrzymam, ale przecież może też być odwrotnie. Chcę spróbować. Wierzę, że mnie nie skrzywdzisz. Podobno - w jego oczach zalśniły iskierki wesołości - to jest lepsze niż seks.
     Say zaśmiał się.
     - Chcesz to sprawdzić tu i teraz? Musimy zrobić obie rzeczy, żebyś miał porównanie.
     Ray natychmiast zrobił się czerwony. Trzepnął Maga w ramię.
     - Przestań. Oni wciąż słuchają - wskazał na pozostałych Magów, którzy nagle znaleźli sobie zupełnie inne zajęcie. Say zaśmiał się cicho i pogonił konia. Gdy znów znaleźli się na czele grupy, delikatnie złapał Raya za podbródek, unosząc jego twarz.
     - Zdajesz sobie sprawę, że gdy dojedziemy do Rissarell i zostanę członkiem Rady, ty też się nim staniesz?
     Ray lekko skinął głową.
     - Wiem. Nie podoba mi się to zbytnio - przyznał. - To duża odpowiedzialność. Zadaniem naszej Rady jest utrzymanie dobrych stosunków między Magami, Zwierciadłami i Czarodziejkami. To nie jest łatwe. Poza tym... ty zastąpisz Hya, a ja Kyeia.. - odwrócił głowę, próbując ukryć łzy. Say nie dał mu takiej szansy. Ponownie złapał go za podbródek i zmusił do spojrzenia w oczy.
     - Kim był Kyei? Wspominasz o nim już trzeci raz.
     - Trzeci? - Ray był zdziwiony. Nie przypominał sobie trzeciego razu.
     - Tak. Teraz, a poprzednio gdy cię zbudziłem w jaskini i gdy mi przysięgałeś posłuszeństwo. Opowiedz mi o nim.
     Ray, marszcząc brwi, zastanawiał się nad czymś głęboko.
     - Powiem ci... pod warunkiem, że mnie zwolnisz z tamtej przysięgi. Będę ci posłuszny, gdy uznam, że masz rację, a nie dlatego, że mi rozkażesz.
     - To jest szantaż... - mruknął niechętnie Say, lecz widząc determinację w oczach Zwierciadła, skinął głową. - Zwalniam cię z przysięgi, moje Zwierciadełko.
     Ray uśmiechnął się radośnie. Nie tylko z powodu zgody Saya, lecz również za sposób, w jaki go nazwał.
     - A teraz poproszę historię o Kyeiu - Say nie zamierzał z tego zrezygnować.
     - Nie wiem, od czego zacząć... - Ray pochylił głowę, wpatrując się w drogę zarośniętą młodą trawą.
     - Od początku. Jak się poznaliście?
     - Właściwie... znaliśmy się od dziecka. Obaj byliśmy Zwierciadłami w Rissarell. Przez długi czas byliśmy najmłodsi i nie czuliśmy się zbyt dobrze wśród obcych, dorosłych Magów i Zwierciadeł, więc trzymaliśmy się razem. Razem się bawiliśmy i uczyliśmy. Nauczyciele śmiali się z nas, że jesteśmy tacy nierozłączni. Kyei nigdy mi niczego nie zazdrościł, nigdy mnie nie zranił, nigdy nie zdradził. Moja mama też go lubiła. Jak przyjeżdżała, to często przywoziła upominki nie tylko dla mnie, ale i dla Kyeia. Kyei zdawał mi się zawsze taki dorosły. Potrafił zawsze doradzić...
     - Ray... Ray! Zaczekaj chwilę - Say ze zdumieniem spoglądał na chłopaka. - Chcesz powiedzieć, że znasz swoją matkę?
     - Tak - Ray uśmiechnął się. - Wiem, że to niezwykłe, ale moja mama jest strasznie upartą kobietą - prawie tak bardzo jak ty - i nie zgodziłaby się na zerwanie ze mną kontaktu. Do tej pory co pół roku mnie odwiedza i nikt już nawet nie próbuje jej powstrzymywać. Przyjedzie za miesiąc, więc będziesz miał okazję ją poznać.
     Say parsknął krótkim śmiechem. To wyjaśnia, czemu Ray wydał mu się na początku rozpieszczonym dzieckiem.
     - Opowiadaj dalej - zachęcił.
     - Potem... potem Kyei poznał Hya - Maga, który stał się jego partnerem...
     Ray bardzo długo opowiadał o ich codziennym życiu w Rissarell. Czasem były to wesołe anegdotki, czasem smutne opowieści. Gdy dotarł do śmierci Hya i pogrzebu, jego głos się załamał, a z piersi dobył szloch. Say przytulił go, nakłaniając do opowiedzenia reszty historii. Gdy Ray skończył, rozpłakał się na dobre. Say nie próbował nic robić. Czekał w milczeniu, aż chłopak się uspokoi, tuląc go tylko do siebie.
     Po długim czasie płacz chłopca ucichł, lecz żaden z mężczyzn nie chciał zakłócać ciszy, dając sobie czas na przemyślenie i poukładanie niektórych spraw. Prawie godzinę później ich spokój zakłócił Mir.
     - Say... Zdajesz sobie sprawę, że za napadem na nas stoi Van? - zapytał.
     - Tak. - Odpowiedź Maga była krótka.
     - I co zamierzasz?
     - Nic.
     - Ale... on jest...!
     - Wiem, kim jest - Say nie dał mu dokończyć. - I wiem, że Zwierciadła są w dużym niebezpieczeństwie. On... czeka na mnie. Zrobi wszystko, aby mnie zabić. Tylko po to jeszcze żyje. Nie zawaha się użyć waszych Partnerów jako przynęty. Żywych lub martwych.
     - Powiesz mi... co się zdarzy? - głos Mira lekko drżał. Wcale nie był pewien, czy chce znać przyszłość.
     - Zginiemy - odpowiedź była chłodna. - Zastawi na nas pułapkę. Użyje Zwierciadeł jako przynęty. A gdy nas schwyta, najpierw zabije Zwierciadła, a potem nas. Taki będzie koniec.
     - A... ale... - Mir pobladł. Zatrzymał konia i pochylił głowę. - Przepraszam - wyszeptał, pozostając w tyle. Już więcej nie podjechał do Saya.
     - To prawda?
     Say spojrzał w przestraszone oczy Raya. Nie chciał tego robić, ale odpowiedział zgodnie z prawdą.
     - Tak.
     - Więc... po co my tam jedziemy?!
     - Chcesz zostawić tych ludzi zupełnie bez szansy?
     Ray zawahał się na moment.
     - Ale nasza pomoc będzie daremna!
     - To prawda. Lecz to tylko jedno z możliwych zakończeń. Wystarczy, że zmieni się jakiś drobiazg, a przyszłość też się zmieni. Każda nasza decyzja wpływa na przyszłość. Jeśli nic nie zrobimy i będziemy jechać tak jak teraz, zginiemy. Musimy więc zdecydować się na coś innego, a wtedy być może będziemy mieli szanse zmienić przeznaczoną nam przyszłość.
     Ray skinął głową. Zaczynał rozumieć, na czym polega "zmienianie przyszłości", którym zajmował się Say.
     - Wiedziałeś o napadzie na nasz obóz i... dlatego mnie porwałeś? Żebyśmy mieli szanse przeżycia?
     - Tak. Ale ty byłeś strasznie uparty. Robiłeś wszystko, aby zginąć - w oczach Saya zamigotały iskierki śmiechu.
     - Jak to... robiłem...
     - Wiedziałem o napadzie i dlatego zdecydowałem się odejść. Byłem już kilkadziesiąt metrów od obozu, gdy miałem kolejną wizję. Widziałem napad. Widziałem, jak wszyscy giną, ponieważ ty obudziłeś się wcześniej i narobiłeś krzyku, próbując walczyć. Dlatego po ciebie wróciłem. Potem w lesie, gdy próbowałeś uciec. Wróciłbyś do obozu, a tam czekałby na ciebie Van za swymi ludźmi. Prawdopodobnie parę osób by zginęło - ty z całą pewnością.
     Ray jechał w milczeniu. Czuł się jak głupiec. Każdy jego czyn niósł śmierć dla niego i kogoś jeszcze. Teraz rozumiał, dlaczego Say tak się na niego wściekał.
     - A gdybyś nie odszedł? - spytał. - Gdybyś został w obozie - przecież jesteś Magiem. I do tego wiedziałeś, że przyjdą.
     - W mojej wizji... - Say zmarszczył lekko brwi - zginęliśmy. Ja nie mogłem pomóc. Nie wiem... mogłem tylko obserwować, jak Van po kolei wszystkich zabija.
     Ray odwrócił wzrok, patrząc na mijane drzewa.
     - A... w jaskini? - zapytał niezbyt sensownie.
     - Zapewne pytasz, dlaczego nie uprawialiśmy seksu? - głos Saya drżał od tłumionego śmiechu. Roześmiał się na głos, gdy chłopak zrobił się cały czerwony.
     - Nie o to mi chodziło! - Ray zdenerwował się. Chwilę później był już spokojny. - Chcę wiedzieć... właściwie nie wiem, o co pytałem! Byłeś dla mnie... taki miły. Zupełnie inaczej niż wcześniej. A potem... gdy nagadałem głupot... znów byłeś okropny. Zostawiłeś mnie!
     - Wybacz. To nie było najmądrzejsze z mojej strony - pocałował Raya w ucho. - Trochę się wkurzyłem....
     - Czyli... za każdym razem, gdy się wkurzysz, będziesz mnie zostawiał?!
     Say nie miał zbyt inteligentnej miny.
     - Nie - powiedział w końcu. - Więcej tego nie zrobię.
     Przez długą chwile panowała cisza. Say zastanawiał się nad czymś intensywnie.
     - Zamiast tego przełożę cię przez kolano i ci wleję - zdecydował.
     Ray wściekł się na dobre. Jednak zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Say zamknął mu usta pocałunkiem.

ciąg dalszy w następnym numerze

powrót do indeksunastępna strona

12
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.