Brzydki II: Nie mówiłeś, że on z tych.... Żeby z bykiem... Brzydki I: Nic nie rozumiesz! Dopiero kiedy jesteś wyjątkowy, możesz zdać sobie sprawę z bezsensu życia. Jeśli wierzysz w jakiś sens, to oznacza, iż nie ma w tobie ani krztyny niezwykłości. Tylko maluczcy ufają, że wszystko, co robią ma jakieś znaczenie. Spójrz na niego! Śmieje się, gwiżdże, uprawia nierząd, ale co on wie o życiu?! Brzydki II: Swoje tam wie. Brzydki I: Nic nie wie! To analfabeta umysłowy! Brzydki II: A my wiemy? Brzydki I: Naturalnie! Brzydki II: I co z tego mamy? Brzydki I: Satysfakcję! Brzydki II: I depresję. Brzydki I: Ta depresja to dar. Czy słyszałeś, żeby on kiedykolwiek uskarżał się na nudności, albo poczucie wszechobecnej pustki? Brzydki II: Nie, zawsze są u niego jakieś niewiasty i gra muzyka. Brzydki I: Właśnie, błazen! A my mamy nieustannie powracające nudności i pustkę, więc jesteśmy lepsi. Mamy na to dowód! Brzydki II: Sam nie wiem. Brzydki I: Czy ty w ogóle nie potrafisz się cieszyć z tego, że jesteś nieszczęśliwy? Brzydki II: Nie bardzo. Ja bym chciał spróbować też trochę tego ich szczęścia. Brzydki I: Nie ma takiej możliwości. Brzydki II: Może chociaż w soboty, albo święta... Brzydki I: W żadnym wypadku. To byłaby zdrada. Brzydki II: Artyści zawsze mają przerąbane. Brzydki I (entuzjastycznie): Właśnie! Napisałem dziś wiersz! Brzydki II: Nareszcie. Myślałem, że już nigdy nie wróci ci natchnienie. Brzydki I: Niewierny Tomaszu! Brzydki II: Chyba z kimś mnie mylisz. Znowu naoglądałeś się „Klanu”? Brzydki I: Nawet przez chwilę nie wątpiłem, że moja muza wróci! Tylko czasem trzeba odrobinę poczekać! Brzydki II: Przyznasz chyba, że trzydzieści lat to sporo czasu. Brzydki I: W przypadku dzieł, które zmieniają oblicze świata, dyskusja o czasie wydaje się być co najmniej niestosowna. Brzydki II: No to pokaż ten wierszyk. Brzydki I (przegląda papiery na stole): Gdzieś go tu położyłem... Musi tu być... O jest! Brzydki I podaje karteczkę Brzydkiemu II. Brzydki II (czyta na głos): Papryka, ananas, morele, szynka, kiełbasa, sardele. (z uznaniem) Wspaniałe rymy i tematyka bardzo życiowa! Czy ten trzynastozgłoskowiec o żywnościowej naturze nie porusza czasem problematyki odżywiania? To jakiś nurt dietetyczny? Brzydki I: Oddawaj, to nie to... O, masz! Brzydki I podaje Brzydkiemu II inną kartkę. Brzydki II dłuższy czas przygląda się kartce, obraca ją, szukając czegoś na drugiej stronie. Brzydki I: I jak? Jak? Brzydki II: Intrygujące. Brzydki I: No, no? Czytaj! Brzydki II: Nazwisko. Brzydki I: Właśnie. Brzydki II: Twoje. Brzydki I: Dokładnie. Brzydki II: Dalej nic nie ma. Brzydki I (zabiera kartkę): Dalej rozmyła mi się koncepcja, ale miało być utrzymane w tym tonie. Brzydki II: Początek jest niezły. Brzydki I: Naprawdę tak sądzisz? Brzydki II: Pewnie, zaskakuje i pobudza. Brzydki I ( z nadzieją w nosie): Stymuluje? Brzydki II: Nie... No może... Odrobinę. Brzydki I (triumfalnie): Aha! Brzydki II: To może być niezły początek... Brzydki I: Jaki początek?! Jeszcze dzisiaj napiszę do wydawnictwa, żeby szykowali maszyny! Nareszcie, świat otrzyma to, na co tak długo czekał! Brzydki II: Gratuluję! Nie wspominałeś wcześniej, że chcesz dobrowolnie zgłosić się do eksperymentów. Brzydki I: Jakich eksperymentów?! Chyba, że literackich! Zamierzam wydać tomik dzieł zabranych! Brzydki II: A znalazłeś już ten drugi wiersz? Brzydki I: Gdzieś go wcięło... Szukałem dzisiaj trochę, ale potem przyszło to południowe zniechęcenie i musiałem się położyć. Uwielbiam tą swoją poobiednią depresyjkę. Brzydki II: Może zadzwoń do przedszkola. Czasami przechowują kopie. Choć minęło już tyle lat... Nie pamiętasz, jak to szło? Brzydki I: Czy pamiętam? To był gigant, nie wiersz! Jak tu go zapamiętać?! Brzydki II: Ja tam zawsze nieźle zapamiętywałem na pamięć. Brzydki I: To byłoby dla ciebie zbyt skomplikowane! Brzydki II: Chciałem tylko pomóc. Zupełnie nic ci się nie przypomniało? Brzydki I: Chwila... Coś mam... Już wiem, to było tak: „Drogi święty Mikołaju, czekam na ciebie w maju!” Brzydki II: Ja tam jestem niewierzący, ale tu chyba powinien być grudzień. Brzydki I: Grudzień się nie rymuje! Co ty wiesz o sztuce? Brzydki II: Z grudniem to byłoby bardziej przekonujące. Brzydki I: Tak sądzisz? (do siebie) Drogi święty Mikołaju, czekam na ciebie w grudniu... Nie, to zbyt pretensjonalne i oczywiste. Brzydki II: A z majem lepsze? Brzydki I: W rzeczy samej. Z majem jest bardziej awangardowe. Brzydki II: Na pewno? Brzydki I: Nie mam najmniejszej wątpliwości. To czysta myśl abstrakcji! Brzydki II: Jak wolisz. Brzydki I: Jutro zaniesiesz to do redakcji! Brzydki II: A jak będzie padać? Brzydki I: Deszcz nie rozmyje naszego zapału! Brzydki II: Mów za siebie. Brzydki I zrywa się z krzesła. Brzydki I: Nareszcie! Prawda zatriumfuje nad fałszem, a umysł nad ciałem! Brzydki II: Serio? Brzydki I: Tak, tak! Udowodnię wszystkim ludziom, jak jałowy jest ich strywializowany, biologiczny byt, zanurzony w osoczu popędów, mód i metabolizmu. Brzydki II: Metabolizm? Chodzi o jakiś sport? Brzydki I: Hipokryzji mówimy nie! Brzydki II: Nie znam, to nasza wspólna znajoma? Brzydki I: Rozdepczemy kruchą konstrukcję ich codzienności. Brzydki II: Tak trzymaj! Brzydki I: A wtedy wszystkie laski będą moje! Brzydki I opada wycieńczony na krzesło. Obaj milczą. Po chwili z góry zaczyna dobiegać głośna muzyka i wyraźny stukot, wydawany przez damskie szpilki (mogą być męskie, jeśli impresario jest z tych...). Brzydki I: Znowu! Brzydki II: Ach tak. Zupełnie zapomniałem ci powiedzieć, że ona właśnie do niego przyjechała. Brzydki I: Co?! Brzydki II: No tak, jej samochód stał pod blokiem. Brzydki I: I dopiero teraz mi o tym mówisz?! Brzydki II: Myślałem, że gardzisz nią, tak samo jak nim. Brzydki I: Oczywiście, tak... Ale... Brzydki II: No więc w czym problem? Brzydki I: Nie, ja tego nie zniosę! Skandal! Brzydki I chwyta za miotłę i uderza kilkakrotnie w sufit z całym impetem. Muzyka na górze cichnie. Brzydki I: No! Brzydki I odstawia miotłę i siada do stołu. Brzydki II w tym czasie rozwiązuje krzyżówkę. Nagle słychać pukanie do drzwi. Brzydki II (nie odrywając uwagi od krzyżówki): Opanuj się, przecież ściszyli. Brzydki I: To do drzwi! Brzydki II (odkłada krzyżówkę): Co robić? Brzydki I: Jeśli to mój kuzyn, albo byk, to mnie nie ma! Brzydki I chowa się pod łóżkiem, a Brzydki II kieruje w stronę drzwi. sCena Brzydki II otwiera drzwi i do pokoju wchodzi Piękny, uśmiechnięty od ucha do brzucha. Ubrany w białą marynarkę, takież spodnie. Całości dopełnia perłowy szal, owinięty wokół szyi. Na prawym przegubie złoty łańcuszek. Piękny: Panowie! Panowie! Dżentelmens! Brzydki II: Słucham? Mogę w czymś pomóc? Piękny siada przy stole i zapala papierosa. Piękny: Przede wszystkim zamknij pan te drzwi, przeciąg tu straszny. Brzydki II posłusznie zamyka drzwi i siada przy stole. Brzydki I czyni spod łóżka energiczne gesty (teraz się domyśl, o co może mu chodzić). Piękny: Od razu lepiej! Zapali pan lajta? Brzydki II: Nie, ja nawet papierosów nie palę. Piękny zaciąga się papierosem i wyciąga nogi. Brzydki II: Pan w jakiej sprawie? Piękny: A właśnie... Tak tu u panów miło, że byłbym się zasiedział. Kolegi nie ma w domu? Brzydki II: Nie, nie... Wyszedł! Piękny: Przecież mówił pan, że on w ogóle nie wychodzi. Już mu lepiej? Kamień z serca! Brzydki II (spogląda na Brzydkiego I, który czyni charakterystyczne gesty): Powiedziałem „wyszedł”? Nie, nie. Cóż za przejęzyczenie. On, on... Nie ma go już wśród nas. Piękny: Tyle to i ja widzę. Brzydki II: Ale jego nie ma tak bardziej definitywnie? Piękny: W sanatorium siedzi? Brzydki II: Nie, nie jest aż tak źle. Piękny: Nie rozumiem. Brzydki II: On... Jakby to panu powiedzieć, przeniósł się do innego świata. Piękny: Nad morze? Teraz Hel jest w modzie! Brzydki II: Nie, nie.... Piękny: A więc w góry! Słuszny wybór! Brzydki II (zrezygnowany): Tak, w góry... Piękny: Teraz rozumiem. Doskwiera panu samotność i ze zgryzoty zaczął pan majsterkować. Brzydki II: Ja? Majsterkować? Piękny: A kto tu tak wali i stuka w piątkowe popołudnie?! W pierwszej chwili, to nawet się zdenerwowałem, bo jak to tak, nie dawać ludziom wypocząć po całym tygodniu, ale teraz rozumiem. Niech pan hałasuje sobie do woli. Przez muzykę i tak nic nie słychać. Brzydki II: To nie jest tak, jak pan myśli... Piękny (oglądając podeszwę buta): No patrz pan, jak człowiek nie uważa na trawniku, to tak się kończy. Piękny bierze ze stołu kartkę i wyciera but. Brzydki II: Nie! Piękny: To coś ważnego? (przyglądając się kartce): Eee... Tylko jakieś nazwisko, do tego imię jest z błędem. Brzydki I chwyta się za głowę. Piękny: To jak teraz nie ma kolegi, musi się pan bardzo nudzić.
|
|