nr 2 (XXXIV)
marzec 2004




powrót do indeksunastępna strona

Esensja
Wydarzenie
"Władca pierścieni" - dyskusja redakcyjna

Konrad Wągrowski: Cokolwiek sądzi się o filmowej wersji „Władcy Pierścieni” jednemu nie można zaprzeczyć – jest to dla kinematografii wydarzenie ogromne. Przemawia za tym nie tylko niespotykany sukces finansowy, ale także deszcz nagród jakimi wszystkie 3 filmy zostały obsypane przez krytyków, wraz z rekordowymi 11 Oskarami dla „Powrotu Króla”, jak i uznanie widzów. W tej chwili wszystkie 3 części są w pierwszej dziesiątce rankingu Internet Movie Database (na dziś 4,5, i 8 miejsce), a w zeszłomiesięcznym rankingu pisma „Empire” na 100 filmów wszech czasów „Drużyna Pierścienia” zajęła miejsce pierwsze, „Dwie Wieże” trzecie, a „Powrót Króla” siódme. Teraz, po kilku tygodniach od premiery wieńczącego dzieło „Powrotu Króla” możemy chyba podyskutować o całej trylogii, o tym, co zadecydowało o jej oszałamiającym powodzeniu i o tym jakie wrażenia odnieśliśmy my sami.

Aby objąć jakoś całość bez chaosu pozwoliłem sobie podzielić naszą dyskusję na kilka części.

WŁADCA JAKO WIDOWISKO

KW: Tutaj chyba jest najmniej wątpliwości – to, że „Władca” jest wciskającym w fotel widowiskiem filmowym jest chyba dla wszystkich oczywiste. Duży budżet został bardzo dobrze wykorzystany, dając kinu pokaz jakiego do tej pory nie było. Niech się schowają „Ataki Klonów” i „Matriksy” – do pięt nie dorastają przeprawie drużyny przez Morię, bitwie w Helmowym Jarze i bitwie na polach Pelennoru. Co ważniejsze – sądzę, że „Władca” jest na pozycji lidera przynajmniej przez jakiś czas niezagrożony. Zgodzicie się ze mną?

Paweł Pluta: Nie. Owszem, nie sposób odmówić obytrzem filmom rozmachu, ale sposób wykonania tegoż rozmachu kojarzy mi się raczej z walnięciem na odlew toporem, niż z finezyjnym pchnięciem rapiera w szczelinę zbroi. Wszystkiego jest dużo, gigantycznie i głośno, to główne odczucie po wizjach bitewnych i architektonicznych.

Michał Chaciński: Faktycznie, bitwy są głośne i gigantyczne, ale wiesz jak jest – oni w filmie nie rozgrywali meczów szachowych o mistrzostwo, tylko raczej walczyli, żeby toporem obciąć drugiemu głowę

PP: No, architektoniczne nie są przynajmniej głośne, za to mogę je skwitować następująco: po katedrze w Mediolanie, to mi mogą i siedem Morii jedna na drugiej pokazywać i jeszcze trzy malutkie po bokach. Albo jakieś inne Minas Tirith. Podobne porównanie trudno znaleźć dla bitew, bo ciężko o weterana Łuku Kurskiego zdatnego do odpytania na okoliczność odbioru Jacksonowskich militariów, ale i bez tego widać bolesne dziury w taktyce, że o Theodenie nieporadnie kopiącym konia po bokach, żeby łaskawie ruszył, nie wspomnę.

Tomasz Kujawski: Eee, to czepialstwo. Jaki wpływ ma Theoden nie radzący sobie z koniem na widowiskowość trylogii? Taki szczegół, w nawale tego, co dzieje się przez kilkadziesiąt minut bitew na ekranie, niknie... no, chyba, że ktoś bardzo chce się tego uczepić. W filmach sporo jest potknięć i nielogiczności, ale przecież cała opowieść już w pierwowzorze literackim jest taka. Dlaczego Frodo nie pokonał całej drogi z Shire do Mordoru na grzbiecie orła? Takich i podobnych pytań można zadać mnóstwo, ale po co? Jeśli chcemy zniszczyć dzieło żelazną logiką, to zniszczymy. Zarówno filmy, jak i książkę. Ale podchodzenie do "Władcy Pierścieni" (i innych analogicznych widowisk) w ten sposób, czyli dobrowolne odbieranie sobie przyjemności oglądania, wydaje mi się lekko pozbawione sensu. Pewnie każdy znajdzie wpadki, które szczególnie rzuciły mu się w oczy. Mi niebywale głupia wydała się scena zbiorowego wyjścia entów z lasu, ale nie znaczy to, że ich potyczka z siłami Sarumana nie była widowiskowa.

Cieszę się też, że Jackson nie nakręcił sekwencji Morii w katedrze w Mediolanie, tylko pozostał wierny wizjom grafików ilustrującym Tolkiena. Sceny w kopalniach krasnoludów to najbardziej widowiskowa, zapierająca dech cześć trylogii. Tuż za nią postawiłbym bitwę na polach Pelennoru. Helmowy Jar pozostawił mnie raczej obojętnym, ale to pewnie dlatego, że cała druga część podobała mi się najmniej.

Czy widowiskowość "Władcy" będzie trudna do pobicia? Przez jakiś czas na pewno. Można nakręcić sceny z jeszcze większym rozmachem - to pewnie nie byłoby takie trudne, ale bez odpowiedniego ich zakotwiczenia w interesującej fabule i postaciach, czego powtórzenie nie będzie już takie proste, pozostawią one widzów obojętnymi. Przecież scena autostradowa z drugiej i bitwa z trzeciej części Matrixa też były widowiskowe. Ale kto dziś o nich pamięta...

Agnieszka Szady: Być może „Matrix” nie dorasta do pięt bitwie na polach Pelennoru, ale za to bitwa na polach Pelennoru nie dorasta do pięt bitwom pokazanym w takim choćby „Ostatnim samuraju”, żeby daleko nie szukać. Oraz zapewne wielu, wielu filmom wojennym. Niestety, komputerowo wykreowana konnica nie może się równać z konnicą prawdziwą - w „Powrocie króla” widać było zamazane mignięcia padających koni i jeźdźców, a na „Samuraju” włosy mi się jeżyły, jak widziałam te kłębiące się brzuchy i wierzgające kopyta.
Dla mnie plusami widowiskowości „Władcy...” są głównie wspaniałe, *prawdziwe* krajobrazy Shire i Rohanu oraz godna podziwu dbałość o szczegóły strojów, broni i wnętrz: wszystkie te powycierane paski i sprzączki, hafty na tunikach, porozrzucane książki i notatki w norce Bilba. Natomiast widowiskowość rozumiana jako rozmach bitew nie zachwyciła mnie.

MCh: Bardzo mi się podoba w jakim kierunku idziemy już przy pierwszych wypowiedziach :) Z prostego powodu - przy przedsięwzięciu na tyle kontrowersyjnym (biorąc pod uwagę zastępy fanów), wielkim i do tego hollywoodzkim nie ma szans na jednogłośność. Konrad we wstępie do naszej dyskusji robi ten drobny błąd, że własny zachwyt przekłada na przypuszczalne reakcje innych widzów. A w tym przypadku nie ma nic, co byłoby „dla wszystkich oczywiste”. Miło mi, że rozpoczynamy z takiej stopy, bo już od razu nie zgadzamy się ze sobą w odbiorze. Krótko do akt i w ripoście: mnie z kolei najbardziej podobała się na razie rozszerzona wersja drugiego filmu (nie znamy jeszcze rozszerzonej wersji trzeciego i stąd to „na razie”), ale cała trylogia zrobiła na mnie wielkie wrażenie wizualnie, choć znacznie mniejsze emocjonalnie. (A na marginesie - porównanie cukierkowych bitew w zwolnionym tempie ze skrajnie hollywoodzko zakłamanego „Ostatniego samuraja” ze scenami batalistycznymi przyjmuję jako kolejny dobry omen dla tej dyskusji).

Eryk Remiezowicz: Problem widowiskowości podzieliłbym na dwie części – bitwy i krajobrazy. Wizje Śródziemia, od początku do końca zachwycają. Bez najmniejszego wyjątku. Ale batalistyka, szczerze mówiąc, od drugiej części począwszy, bardziej przeszkadzała w odbiorze filmu, niż go tworzyła. Za dużo w było bitew, za mało krajobrazu i tworzenia klimatu, za mało pracy z charakterami głównych postaci. Wyjątkowo nieudane pod tym względem są "Dwie wieże", gdzie Helmowy Jar zabił film i odarł go z jakiejkolwiek magii. Pelennor nie najgorzej się zaczął, ale rozwiązanie bitwy za pomocą przypływu zielonych glutów, to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej.

KW: To ja, aby naszą dyskusję jeszcze bardziej zagmatwać, dodam, że „Dwie wieże” są moją ulubioną częścią trylogii, a bitwa w Helmowym Jarze zapiera dech w piersiach i jej wykorzystanie do zwieńczenia środkowej części cyklu uważam za jeden z lepszych pomysłów inscenizacyjnych Jacksona. Sam zaś film po nieco dusznym klimacie „Drużyny Pierścienia” pozwala złapać epicki oddech. I nie wyobrażam sobie ekranizacji Władcy właśnie bez niepowtarzalnych, wciskających w fotel sekwencji batalistycznych. Przecież to nie była byle jaka wojna – to finalne starcie Dobra ze Złem! Choć oczywiście Armia Umarłych na polach Pelennoru nie była najbardziej udana. Ale jakoś trzeba było uzasadnić możliwość pokonania tak potężnych wojsk Mordoru.

WŁADCA JAKO FABUŁA

KW: Oderwijmy się na chwilę od powieści, którą najprawdopodobniej wszyscy tu znają i zastanówmy się jak broni się „Władca” filmowy jako osobna fabuła? Czy jest spójny, czy jest zrozumiały dla przeciętnego widza, czy tworzy dla niego świat, który będzie w stanie objąć, czy opowiada interesującą i wciągającą historię?

PP: Tak sobie. Pierwsze dwie części w zasadzie nie budzą większych zastrzeżeń, zwłaszcza że wypadły z nich niepotrzebne wstawki w rodzaju Toma Bombadila. Trzecia jednak powinna, jak zauważyła Marta Bartnicka, zostać podzielona na dwie. Dzięki temu nie byłyby konieczne okaleczające spójną, jak by nie było, Tolkienowską fabułę kompresje. Tymczasem cały wątek Ścieżki Umarłych jest właściwie tylko pro forma zaznaczony, wydarzenia w Minas Tirith stają się jakąś absurdalną farsą, a podróż hobbitów przez Mordor trwa ze trzy godziny czasu filmowego, i to nie odliczając czasu na przydługie ględzenie na tematy ogólne, podobnie zresztą jak zebranie przez Aragorna paru harcerzy, co się po bitwie ostali i dojście z nimi do Czarnych Wrót.

TK: Zaraz, mieliśmy się oderwać od powieści. A w tym kontekście podobne zarzuty tracą sens, bo co było niejasnego w podróży hobbitów (po co miała być dłuższa?) czy wątku ze Ścieżką Umarłych? Wydaje mi się, że żadna z części nie powinna widzom nie znającym książki sprawić kłopotów ze zrozumieniem. Najsłabiej przeniesione zostały "Dwie Wieże" – nie tyle, że są niejasne, co chaotyczne – a wydarzenia w Minas Tirith rzeczywiście wypadły niezrozumiale, ale całe szczęście większość wad niweluje rozszerzona (o czterdzieści minut) wersja filmu.

Świat objąć dość łatwo. Osiągnięto to choćby poprzez zwyczajne pokazanie na ekranie znanej z książki mapy z wyjaśnieniami "stąd dotąd idzie Frodo", "tu siedzi Sauron", a "my się bijemy tutaj". Śródziemie, jego historia i pochodzenie zamieszkujących je istot, zostały zredukowane do minimum, ale, wydaje mi się, z korzyścią dla filmu.

MCh: Mam to samo wrażenie. Nie czytałem książek od czasu podstawówki i nie miałem żadnych problemów z „orientacją w terenie”. Ale rozumiem fanatyczne uwagi w rodzaju tego co pisze powyżej Paweł. „Władca” to pozycja na tyle mocno kochana i dobrze znana, że zastępy czytelników uważają ją za własną, mają osobiste wizje kolejnych scen, od wielu lat udoskonalane w wyobraźni. Tutaj Jackson z oczywistych względów nie mógł zadowolić wszystkich, bo sam zaserwował nam wersję nie tyle własną, ile własnej ekipy (wizualnie jest w tym pewnie tyle samo wkład z jego strony, co ze strony Lesniego, Howe’a, czy Lee). Drugi film w wersji kinowej sprawiał wrażenie nieco zbyt poszarpanego, z akcją skaczącą od wątku do wątku chwilami jakby wyłącznie dla przypomnienia, że gdzie indziej tez coś się dzieje. Ale przedłużona wersja na DVD ładnie rozwiązuje ten problem, dopełnia wątków i daje spójniejszy film niż wersja kinowa. Trzecia część miała takich elementów mniej, ale też się zdarzały. Mam nadzieję, że DVD znowu wygładzi kilka z tych nierówności.

ASz: Bardzo trudno mi wczuć się w widza, który książki nie zna, wydaje mi się jednak, że akcja jest spójna i raczej zrozumiała. Największe wady to, według mnie, nierozwiązanie wątku zakochanej Eowiny oraz nieobecność Sarumana w trzeciej części. To trochę tak, jakby pod koniec „Powrotu Jedi” Han Solo spytał Luke’a: „Zaraz, a co z Vaderem?” „A wiesz, pokonałem go”. Koniec, kropka.

KW: No cóż – za to powinniśmy bić producentów, którzy nie uwierzyli, że widz będzie w stanie wysiedzieć w kinie i 4 godziny, jeśli film będzie tego wart...

ER: Podobnie jak szanownej poprzedniczce, trudno mi się oderwać od Tolkiena. Za dużo czytań "Władcy pierścieni" mam za sobą. Jednak wydaje mi się, że i w drugiej i w trzeciej części za wiele wycięto i poświęcono, po to, żeby pokazać orki i słonie. Niejednokrotnie film sprawiał wrażenie posklejanego chaotycznie ciągu wydarzeń, w związku z czym dziury w fabule "Dwóch wież" są takie, że olifant z podniesioną trąba by się zmieścił Nieco lepiej jest w "Powrocie Króla", ale kilka momentów też jest IMHO zanadto pospiesznych.
Bezwzględnie zgadzam się co do Sarumana - wolałbym sceny z nim, niż cały, zupełnie zbędny wstęp dotyczący Golluma.

KW: Zupełnie zbędny? Nieprawda – dla przeciętnego widza to była jedyna szansa na dowiedzenie się kim właściwie był Gollum i nadanie mu bardziej ludzkiego charakteru. Ta sekwencja też ładnie zawiesza napięcie przed decydującą rozgrywką i daje szansę Andy’emu Serkissowi na pokazanie własnej twarzy, no co ten aktor z pewnością swoją harówką zasłużył.

ciąg dalszy na następnej stronie

powrót do indeksunastępna strona

75
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.