Brzydki II: Gdzie tam, ciągle coś się dzieje. Piękny: Doprawdy? Brzydki II: Wczoraj widziałem psa z dwoma ogonami. Piękny: Co pan powie! Z dwoma? Brzydki: Ale potem się okazało, ze ten drugi to smycz.. Piękny: Tak...To wszystko? Brzydki II: W tramwaju był na siedzeniu taki napis, przez „ch”. Trochę wulgarny... Piękny: No proszę. Brzydki II: To z grubsza tyle... Piękny: Czyli nie za wiele! Nuda! Co pan będzie tak sam siedział? Może wpadłby pan do nas. Jest u mnie narzeczona. Jedzenia i picia starczy dla trojga. Mam nowy telewizor plazmowy! Brzydki II (spogląda na Brzydkiego I): Wie pan, to nie jest takie proste, jak się może wydawać... Piękny: Rozumiem, rozumiem... Ale mi zupełnie nie przeszkadzają pańskie preferencje. Ja przecież dobrze wiem, coście tutaj z kolegą wyprawiali. Brzydki II: My?! Brzydki I rzuca się pod łóżkiem. Piękny: Co to było? Brzydki II: Karaluch! Piękny: Musi być spora bestia. Na szczęście mam przy sobie muchozol. Nigdy się z nim nie rozstaję. Psikniemy i będzie po problemie. Piękny wstaje, rzuca niedopałek i kieruje się do łóżka po lewej stronie. Brzydki II (chwyta go z rękę): Nie, nie! On jest bardzo wrażliwy! Piękny: Karaluch?! Brzydki II: Mógłby poczuć się dotknięty, gdyby usiłował pan go zabić. On wszystko bierze do siebie. Jest strasznie introwertyczny, jak na owada synatropijnego. Piękny: Jak pan chce, ale proszę uważać, żeby nie wdrapał się po ścianie do mnie. Brzydki II: Może pan spać spokojnie, on zawsze powtarza, że to ostatnia rzecz, której pragnąłby na tym świecie. Piękny: To on mówi?! Brzydki II: Szybko się uczy, ale jest raczej zamknięty w sobie. Piękny: Jak to karaluch. Brzydki II: Niech pan chwilę zaczeka, musze go uspokoić. Piękny: Proszę się nie krępować. Piękny zapala nowego papierosa i odwraca się do widowni. Lewę rękę trzyma w kieszeni. Poza prowokująca (bynajmniej nie do przemyśleń). W tym czasie Brzydki II wypycha Brzydkiego I za drzwi. Piękny zaczyna gwizdać. Brzydki I wpada do pokoju, chwyta za stojący przy łóżku parasol i rzuca się na gwiżdżącego, ale Brzydkiemu II udaje się go powstrzymać w ostatniej chwili. Kiedy zamyka drzwi, Piękny odwraca się. Piękny: A to dobre, właśnie sobie pomyślałem, że pański kolega wyniósł się, bo mnie nie lubił. Brzydki II: Skąd ten pomysł? Piękny: Czasem człowiekowi takie głupoty chodzą po głowie. Nagle dzwoni komórka. Piękny I sięga do kieszeni i wyciąga telefon. Piękny: O pardon! To pilna rozmowa. Piękny staje przodem do widowni, a tyłem do Brzydkiego II i rozmawia. Piękny: Tak. Cześć misiaczku. Wiem, wiem. Wiem, że jest ci smutno samej. Tatuś już idzie. Jak to gdzie? U tego gamonia, co mieszka pode mną. Nie, ten drugi wyniósł się, w góry, czy gdzieś. Dziwni jacyś. Pomyślałem, że mógłbym go do nas zaprosić, żeby tak sam nie siedział. Nie złość się. Już idę. Do pokoju zagląda Brzydki I, ale szybko się reflektuje i zamyka drzwi. Piękny (odwraca się do Brzydkiego II): To była...moja babcia. Brzydki II: Ach tak. Piękny: Taki piękny wieczór! Brzydki II: Właśnie, w telewizji mają nadawać „Czterech Pazernych”, serial o wykałaczkowych multimilionerach z Pabianic. Piękny: Na pewno to powtórzą. Chodź pan ze mną, zabawimy się przednie. Może sobie potem skoczymy do siti! Brzydki II: Ja mam pewne zobowiązania... Piękny: Zakładaj pan buty, pójdziemy do samochodu po piwo. Brzydki II: Nagle zrobiło się strasznie późno i... Piękny: Kochany, kochany, ty mi tutaj nie mieszaj. Dzisiaj nie będziesz się nudził w samotności. Brzydki II: Sam nie wiem.... Piękny: Pokażę moją kolekcję kamieni. Brzydki II: Skuszę się, ale tylko na chwilkę. Z ciekawości. Piękny: Tak trzymaj. Brzydki II zakłada sfatygowane mokasyny. Piękny: A, byłbym zapomniał! Wczoraj kręcił się tu takich dwóch, dziwni jacyś... Brzydki II: Dlaczego akurat mi musi pan o tym mówić? Piękny: Pytali o pańskiego kolegę. To znaczy, jeden pytał, bo drugi tylko sapał. Brzydki II: Sapał? Piękny: Tak.. Jakiś taki nieludzki z profilu. Te rogi i dzwonek na szyi.... Brzydki II: To pewnie ludzie od kablówki. Piękny: Nie może być. Brzydki II: Nie mam wątpliwości. Piękny: Skoro tak pan mówi...No, lepiej już chodźmy. Piękny i Brzydki II wychodzą. Po dłuuuuuuuuuuuuuuuuższej chwili słyszymy pukanie. Otwierają się drzwi i wchodzi Fatalka ubrana w suknię wieczorową z odsłoniętym biustem. scEna Fatalka rozgląda się po opuszczonym pokoju. Fatalka: Jest tu kto? Halo! Głos (znikąd): Nie ma takiego numeru! Fatalka: Kto to powiedział? Głos (za szafy): Abonent chwilowo niedostępny! Fatalka: Szukam narzeczonego! Głos (spod stołu): Połączenie nie może zostać zrealizowane! Fatalka: Wypraszam sobie! Głos (skądinąd): Skontaktuj się ze swoim operatorem. Fatalka: Nie! Nie! Nie! Za zegara wychodzi mężczyzna w kapeluszu. Mężczyzna: To ja już pójdę. Mężczyzna wychodzi, a Fatalka siada przy stole i bierze do ręki krzyżówkę. Próbuje dopisać hasło. Wkrótce zniechęcona odrzuca krzyżówkę. Zaczyna nerwowo wybijać butem o podłogę. Nagle otwierają się drzwi i tyłem wchodzi Brzydki I. Brzydki I: Cholerne nasienie konsumenckie! Fatalka: Kim pan jest?! Brzydki I: Ach! (z wyrzutem) Ale mnie pani przestraszyła! Ja tu mieszkam! Fatalka: To dlaczego się pan tu tak zakrada, jak jakiś złodziej? Brzydki I: Ja...ponieważ... A pani, co tu robi? Fatalka: Szukam kogoś. Jeśli panu przeszkadzam, to mogę sobie pójść. Brzydki I: Nie, niech pani zostanie. Brzydki I siada na łóżku po prawej stronie. Kolejna dłuższa chwila krępującej ciszy. Fatalka: Nie usiądzie pan ze mną? Brzydki I niechętnie podnosi się z łóżka, podchodzi powoli do stołu i niezdecydowanie siada na krześle. Fatalka: Spokojnie, nie gryzę. Brzydki I: Zawsze tak się mówi... Fatalka: Pan jest strasznie spięty. Brzydki I: Wydaje się pani. Fatalka: Dopiero teraz pana poznaję. Brzydki I: Naprawdę? Fatalka: Myślałam, że wyjechał pan w góry. Brzydki I: Plotki szybko się rozchodzą. Fatalka (zapala cygaretkę): To co pan teraz robi? Brzydki I: Długo by opowiadać... Fatalka: Mi się nie spieszy. Mój... Ten drań zupełnie się mną nie przejmuje! Brzydki I (z rozmarzeniem): Pani jest taka piękna... Fatalka: Właśnie. Brzydki I: Tylko idiota nie dbałby o istotę tak cudną. Fatalka: To samo zawsze mu powtarzam. Brzydki I: Nie szkoda czasu na takiego niewdzięcznika? Fatalka: O, tak mu właśnie powiem. Pan jest taki mądry! Brzydki I: Skądże! Fatalka: I taki dobry dla mnie. Brzydki I: Ja tylko... Fatalka: Niech pan nie zaprzecza! Brzydki I: Ostatecznie. Fatalka: Już wiem, pan musi być artystą! Brzydki I (dumnie): Zgadła pani! Fatalka: Nie, niech pan mi nie podpowiada! Brzydki I: Pani życzenie jest dla mnie rozkazem. Fatalka: Pewnie razem z kolegą tresujecie pudle. Brzydki I: Co proszę?! Fatalka: Ja bardzo lubię pudle. Ale boję się tygrysów. Chyba ich pan nie szkoli?! (rozglądając się po pokoju) Mam nadzieję, że nie chowa pan tu żadnego tygrysa? Brzydki I: Mogę pani zaręczyć, że od tygodnia nie było u nas żadnego dzikiego kota. Fatalka: A kolega? Brzydki I: Zwyczajny, homo sapiens. Fatalka: Ja się nie pytam o nazwisko, tylko czy nie trzyma aby lwa pod łóżkiem? Brzydki I: Skądże, zresztą co z niego za kolega... Fatalka: Przechodzicie ciche dni? Brzydki I: Powiedzmy. Fatalka: Biedactwo. Brzydki I: Ech... Fatalka (patrząc na zegarek): Gdzie on jest?! Brzydki I: Obawiam się, że są razem... Fatalka: Z tygrysem?! Brzydki I: Gorzej, pani narzeczony jest z moim kolegą. Fatalka: A to łobuz! Miał natychmiast wracać. Brzydki I: Przykro mi. Fatalka: Szkoda słów! Wiedziałam, że tak będzie! Brzydki I: Zawsze jest tak samo. Fatalka: Byłam taka głupia! Brzydki I (do siebie): Tak jakby teraz była mądrzejsza. Fatalka: Słucham? Brzydki I: Mówię tylko, że to w niczym nie umniejsza pani nieszczęścia. Fatalka: Dlaczego ja mu uwierzyłam? Brzydki I: Nie może pani obwiniać tylko siebie. Proszę pamiętać o najbliższych, koleżankach z pracy i księdzu! Fatalka: Pan chyba też został na lodzie. Brzydki I: Można tak to nazwać. Fatalka: Kiepski koniec przyjaźni... Brzydki I: Nie słyszałem o dobrych finiszach. Fatalka: Ale to jednak jest koniec! Brzydki I: Właśnie, czas otrząsnąć się i powiedzieć: dość. Fatalka: Żegnaj! Fatalka zdejmuje z palca pierścionek i rzuca go na podłogę. Brzydki I: Żegnaj! Brzydki I długo się zastanawia, rozgląda po pokoju, po czym wyrzuca za drzwi płaszcz Brzydkiego II.
|
|