Brzydki I: Sam nie wiesz, co mówisz. A do tego jeszcze zupełnie niepotrzebnie napaplałeś mu o mnie. Czy ty nie umiesz trzymać języka za zębami? Brzydki II: Już ci mówiłem, że mnie zaskoczył. Brzydki I: Na tobie w ogóle nie można polegać. I jakby tego było mało, zaczynasz go podziwiać! Brzydki II: Tego nie powiedziałem! Brzydki I: Nie! Nie! (przedrzeźniając) On zbiera kamienie! On jest lekarzem! On jest taki wspaniały! To wszystko ja mówiłem? Brzydki II: Przesadzasz. Brzydki I: Tylko cię ostrzegam, wiem jak to się może skończyć. Pamiętasz mojego kuzyna. Brzydki II: Tego od byka? Brzydki I: Tego samego. Brzydki II: Skończmy już ten temat. Nie cierpię go tak samo, jak ty. Brzydki I: Co masz do mojego kuzyna? Chodzi o ten wypadek z bykiem? Brzydki II (wskazując na sufit): Mówię o nim! Brzydki I: Aha. (podejrzliwie) I dalej nim gardzisz? Brzydki II: Niezmiennie! Brzydki I: Wciąż uważasz go za ohydnego libertyna, trawiącego życie na biologizmie i konsumpcjonizmie? Brzydki II: Bez dwóch zdań! Brzydki I: I ciągle oburza cię to ich niekończące się gloryfikowanie miłości i innych, niemniej absurdalnych wymysłów? Brzydki II: To obraza dla człowieczeństwa! Brzydki I: Ale chciałeś się z nim zakolegować! Brzydki II: A jak to się ma do tego, że go nie szanuję? Brzydki I: Przecież nie chciałbyś spędzać czasu z kimś, kto cię irytuje i drażni? Cisza (jak najbardziej niezręczna). Brzydki I: Prawda? Brzydki II: Oczywiście! Co za głupie pytanie?! Brzydki I: Swój chłop! No, daj mordę! Brzydki I rzuca się w objęcia Brzydkiemu II. Ten jest raczej opanowany w reakcjach i czułości przyjmuje bardzo spokojnie. Brzydki I wycałowuje go z dubeltówki i z powrotem siada przy stole. Brzydki I: I co było dalej? Brzydki II: A... No więc szedłem sobie pasażem. Brzydki I: A on szedł z naprzeciwka. Brzydki II: Dokładnie. Kiedy zbliżył się do mnie, mogłem mu się przyjrzeć. Brzydki I: A to po co? Brzydki II: Zwyczajnie, z ciekawości. Brzydki I: Ciekawości? Brzydki II: Oczywiście niezdrowej ciekawości. Brzydki I (z uznaniem): No ja myślę. Brzydki II: Patrzę ja na niego i uwierzyć nie mogę: idzie i uśmiecha się. Brzydki I: Jak to uśmiecha? Brzydki II: Normalnie, twarzą. Brzydki I: Nie mówił nic? Brzydki II: Nic. Tylko się uśmiechał. Brzydki I: A to szelma! Brzydki II: Myślałem może, że coś śmiesznego wydarzyło się za moimi plecami. Brzydki I: Słuszne rozumowanie. Brzydki II: Odwróciłem się, ale za mną była tylko gruba baba z arbuzem, co nie jest specjalnie śmieszne. Brzydki I: No nie wiem. Baby z arbuzami bywają całkiem dowcipne. Jak ta, która spotkał mój kuzyn, kiedy szedł z bykiem do krowy. Zapytał ją... Brzydki II: Ta baba z arbuzem była zupełnie zwyczajna. Brzydki I: Może odrobinę rubaszna? Brzydki II: Nie, nie wydaje mi się. Brzydki I: Figlarna? Psotliwa? Rozpustna? Wyuzdana? Brzydki II: Nie, nie! Nudna i tyle! Zwyczajna baba. Brzydki I: Może z arbuzem było coś nie w porządku. Brzydki II: Nie, arbuz też niczego sobie. Wielki i zielony. Zupełnie zwykły, arbuzowaty. Brzydki I: Ot, smutek... Brzydki II: A ten się uśmiecha! Brzydki I: Barbarzyńca. Brzydki II: No to pomyślałem, że może ze mnie się śmieje. Powiedz mi: czy ja wyglądam śmiesznie? Brzydki I: Nie bardziej niż zwykle. Brzydki II (przegląda się w lusterku): Tak też mi się wydawało. Brzydki I: Może przypomniał sobie jakiś dowcip? Brzydki II: Nie, to nie w jego stylu... Brzydki I: Patologiczny przypadek! Brzydki II: A kiedy mnie mijał, usłyszałem coś... Brzydki I: Burczało mu w brzuchu? Brzydki II: Gorzej. Brzydki I: Chyba nie powiesz, że... Brzydki II: Gwizdał! Brzydki I: Drań! Może coś smutnego? Marsza żałobnego, albo mszę Bacha? Brzydki II: Gdzie tam! Jakaś wesoła melodia, aż się chciało tańczyć...To szło tak (nieudolnie naśladuje gwizdanie). Brzydki I: Przestań! Przestań! Gnida! A ty, co zrobiłeś? Brzydki II: Nic... Brzydki I: Nic? Brzydki II: No prawie nic... Niewiele więcej niż nic... Takie nic w przybliżeniu.... Brzydki I: Tak?! Brzydki II: Ukłoniłem się... Brzydki I (nie może odzyskać tchu): Ukłoniłeś?! Jak ci nie wstyd! Brzydki II: A co miałem zrobić? Brzydki I: Jeszcze się pyta! Trzeba było go spoliczkować parasolem. Brzydki II: Przy ludziach?! Brzydki I: Przy ludziach to nawet lepiej! Cisza. Brzydki II (entuzjastycznie): Przecież ja nie mam parasola! Brzydki I: Mogłeś od kogoś pożyczyć. Brzydki II: Dzisiaj nie padało. Gdy pada deszcz... Brzydki I: Gdy pada deszcz to siedzisz w kawiarni! Brzydki II: Wspominałem o tym? Brzydki I: Coś napomknąłeś. Cisza. Brzydki II: Nie miej do mnie pretensji. Brzydki I: Nie wiem, czy potrafię ci jeszcze zaufać. Dawniej... Kiedyś było inaczej, coś nas łączyło. Brzydki II: Przecież my nigdy nie ten tego... Brzydki I (z oburzeniem): Oczywiście, że nie! Ale kiedyś były wspólne idee! Wierzyliśmy w to samo, wierzyliśmy w ducha! W wyższość umysłu nad ciałem. Brzydki II: Nadal wierzę w to samo, co i ty, tylko... Brzydki I: Tylko? Brzydki II: Tylko czasem zastanawiam się, czy może nie dałoby się tego połączyć. Brzydki I: Oczywiście, że nie! Przecież to przeciwieństwa. Jak prawda i fałsz, biały i czarny, plus i minus... Brzydki II: Bolek i Lolek. Brzydki I: Powiedzmy. Nie można ich łączyć. Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć: jestem za tym, albo jestem za tamtym. Brzydki II: Właśnie, my tylko mówimy... Brzydki I: Nie rozumiem. Brzydki II: My ciągle tu siedzimy i mówimy jedno, a on (wskazuje na sufit) robi to drugie... Brzydki I: To co? Wolałbyś tak jak on?! Brzydki II: Nie, nie... Może czasem. Ale nie żeby tak non-stop. To obrzydliwe! Brzydki I: Kiedy spotkałem cię po raz pierwszy, byłeś inny. Brzydki II: Tobie też przybyło parę kilogramów i podbródków. Brzydki I: Wygląd to tylko nieszczęśliwy przypadek i jedynie ktoś tak wyposzczony intelektualnie jak on, mógłby w ogóle zwracać uwagę na coś takiego. Brzydki II: Zawsze tak mówiłeś. Brzydki I: I będę tak mówił! Amen! (bierze lusterko) Podbródki, powiadasz... Brzydki II: A ja myślę, że trzeba żyć, nie mówić. Co z tego, że mówimy, nawet jeśli mamy rację? Gdyby w życiu chodziło tylko o mówienie, człowiek rodziłby się, jako gigantyczne wargi... Brzydki I (odkłada lusterko): Nie bądź wulgarny! Brzydki II (w transie, wstaje): Potężny narząd mowy, któremu nie byłyby potrzebne ręce, nogi, ani nawet... Brzydki I: No! Brzydki II: Idee fix mowy! Być oznaczałoby mówić. I wszyscy mówiliby: „Dzień dobry, pani Kowalska. Jak pani dziś pięknie mówi”, „Może sobie wieczorem coś zmówimy?”, „Pan to ma gadane” albo „Ten Rysio to straszne niedomówienie”. Brzydki I: Do czego zmierzasz? Brzydki II: Przecież nie jesteśmy ustami! Mamy ręce, nogi i... Brzydki I: No! Brzydki II: Więc chyba nie o to w życiu chodzi, żeby tylko mówić! Brzydki I: Co się z tobą stało? Brzydki II: Byłem na mieście... Brzydki I: Tyle wiem! I nawet orientuję się, że go spotkałeś. Brzydki II: Właśnie. I zastanowiło mnie, dlaczego on ciągle się śmieje, gwiżdże i bóg wie co jeszcze, a my albo się troskamy, albo mamy depresje. W najlepszym wypadku cierpimy na zniechęcenie! Brzydki I: Racja! Pamiętasz jaką wspaniałą chandrę miałem w zeszłym tygodniu? Brzydki II: Chciałeś popełnić samobójstwo, waląc głową w ścianę. Brzydki I: Właśnie! Samounicestwienie jako wyraz najwyższej idei spełnienia! Brzydki II: Przebiłeś się do Pawlikowej. Murarz radził, żebyś następnym razem wybrał ścianę nośną. Brzydki I: Kanalia! Jakby tego było mało, jeszcze wyskakujesz z tym gwizdaniem! A może wolałbyś recytować sprośne erotyki? Brzydki II: Nie widzę niczego niestosownego w gwizdaniu. Brzydki I: A ty myślisz, że Ordon na reducie gwizdał? Brzydki II: No nie wiem... Chyba nie. Brzydki I: A może Gustaw przyszedł do Księdza i ni z gruszki, ni z pietruszki. zaczął stepować? Brzydki II: Nie, raczej nie. Nie czytałem „Krzyżaków”. Brzydki I: A Norwid? Brzydki II: Norwid? To chyba nie z naszej klatki! Brzydki I: Myślisz, że Norwidowi było do śmiechu, jak umierał w przytułku dla bezdomnych w Paryżu? O tak! Pewnie nie mogli go wynieść, bo tarzał się po podłodze, kiedy zdał sobie sprawę z tego jaki jest biedny i nieznany. A gdy go chowali, grabarze musieli co chwila przerywać, ponieważ krztusili się śmiechem. Księdza trzeba było nawet klepać po plecach, bo nie mógł odzyskać tchu! Brzydki II: To już na pewno nie chodzi o kogoś z naszego bloku. Brzydki I: Zrozum, jesteśmy wyjątkowi! Dlatego właśnie musimy być nieszczęśliwi! Brzydki II: Ale ja chciałbym być szczęśliwy. Czy nie można być szczęśliwym i wyjątkowym zarazem? Brzydki I: Oczywiście, że nie. To tak, jakby być przestępcą i ofiarą! Brzydki II: Jak ten twój kuzyn? Brzydki I: Jaki kuzyn? Brzydki II: No ten spod Lublina, który jeździł z bykiem na karuzeli. Brzydki I: A, ten kuzyn. Nie, jego wypadek to precedens.
|
|