 |
 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Konrad Wągrowski Piraci z Karaibów
Nieoczekiwany rozrywkowy przebój zeszłego roku – w tej kategorii rywalizować mógł z nim chyba tylko „Terminator 3” i, oczywiście, „Dwie wieże”. Sukces tym bardziej zaskakujący, że przecież filmy pirackie od kilkunastu lat gwarantowały stuprocentową klapę, a na dodatek czego można się było spodziewać po fabule opartej na disneyowskim parku rozrywki? Okazało się jednak, że można – i reżyser, i aktorzy dobrze pojęli konwencję, zadbano o efektowna scenografię, dobre efekty specjalne, a przede wszystkim udał się błyskotliwy i dowcipny scenariusz. No i oczywiście Johnny Depp – bez którego nie byłoby to już to samo. Na podstawie tego filmu należałoby uczyć dobrego rzemiosła w szkołach filmowych – bowiem rzemiosło jest to na najwyższym poziomie.
Co ciekawe – po przeniesieniu na mały ekran film nie traci nic ze swego uroku. Wydawałoby się, że wysokobudżetowe widowiska sprawdzają się dobrze tylko na ekranie kinowym – w tym przypadku jednak jest inaczej. Zabawa nadal jest doskonała, a fabułą można cieszyć się nawet, gdy zna się ją już z kinowej wersji. To najlepsze świadectwo tego, co dla tego filmu najistotniejsze – dobry dobór archetypicznych postaci, znakomite aktorstwo z przymrużeniem oka, ale bez przerysowań i świetnie napisane dialogi. A Johnny Depp nie potrzebuje dużego ekranu, aby pokazać swe umiejętności – bo to on pozostaje nadal atutem numer jeden „Piratów z Karaibów”. Jedyne pytanie brzmi – czy tak dobry poziom uda się utrzymać w przygotowywanym już sequelu?
Materiały dodatkowe:
Wydanie „Piratów z Karaibów: Klątwy Czarnej Perły” to kolejny rodzynek na tym znakomicie się rozwijającym rynku. Materiały dodatkowe zawierają bowiem wszystko, to co tygrysy lubią najbardziej w wydaniach filmów na potrzeby domowej wideoteki. Mamy tu aż 5 interesujących dokumentów o kręceniu filmu – bardzo obszerny film opowiadający o wszelkich aspektach – od aktorstwa po efekty specjalne i muzykę. Dalej standardowy, ale sympatyczny reportaż z planu, opowieści o filmie producenta i jednego ze statystów, historię rozwoju jednej ze scen, historię piratów i parków atrakcji, komentarze i galerię fotosów. To, co zwykle interesuje widza, czy zbiór usuniętych scen, również nie zawodzi. Co prawda większość z nich wyleciała z filmu zupełnie słusznie – ale perełką jest tu rozbudowana sekwencja zesłania Johnny’ego Deppa i Keiry Knightley na bezludną wyspę. I to naprawdę warto zobaczyć.
Kup w Merlinie
 |
 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Konrad Wągrowski Pianista
Nie da się ukryć, że rok 2003 był rokiem Romana Polańskiego. Po latach chudych, gdy kolejne filmy, choć niejednokrotnie ciekawe, przyjmowane były przez krytykę z rezerwą, jeśli nie chłodno, po porażkach finansowych i kolejnych próbach powrotu do pierwszej ligi, nieco niespodziewanie udało się to właśnie teraz, gdy „Pianista” przyniósł reżyserowi Złotą Palmę w Cannes, nominację do Oscara i Oscara za reżyserię. I nawet jeśli miałoby być to ostatnie dzieło reżysera, to wspaniale podsumowuje całą jego karierę.
Znaczenia „Pianisty” dla twórczości Polańskiego jest niepodważalne. Film spowodował deszcz nagród, jakich nie otrzymał żaden z wcześniejszych, choć wśród nich były takie dzieła jak „Wstręt”, „Dziecko Rosemary” czy „Chinatown” Ten film przełamał złą lub nienajlepszą passę ostatnich dzieł Polańskiego. „Piraci”, „Śmierć i dziewczyna”, „Gorzkie gody”, czy „Dziewiąte wrota” nie biły rekordów kasowych i nie zachwycały krytyków (choć, może poza „Piratami” nie były też recenzencko miażdżone – każdy z nich miał swoje wartości). Za ten film Polański otrzymał statuetkę – marzenie każdego filmowca. „Pianista” zresztą jest filmem o tyle wyjątkowym, że był nagradzany właściwie wszędzie, gdzie tylko się dało – w Polsce, Francji, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Skandynawii i U.S.A. Sukces nie do przecenienia.
Z pewnością to osobiste przeżycia Polańskiego skłoniły go do ekranizacji wspomnień Władysława Szpilmana. Choć nigdy jawnie tego nie powiedział, najwyraźniej nie pozostałby spełniony jako twórca, gdyby nie podjął tematu zagłady Żydów w czasie drugiej wojny światowej. Nie opisywał swoich losów, sam przyznał, że to przekraczało by jego możliwości – specjalnie szukał opowieści odrębnej od jego własnych doświadczeń z krakowskiego getta. Sięgnął więc po książkę innego człowieka – pianisty, kompozytora Władysława Szpilmana, który przeżył warszawskie getto, ukrywanie się podczas okupacji, Powstanie Warszawskie i późniejsze unicestwianie miasta. Właśnie poprzez te losy udało się niezwykle sugestywnie oddać terror (to za słabe słowo) niemieckiej okupacji i tragiczne losy miasta i jego mieszkańców – nie tylko Żydów, też i Polaków.
Wielkość filmu Polańskiego polega na tym, że udaje mu się wstrząsnąć widzem poprzez suchą relację, nie uciekając się do łzawych scenek, do grania na uczuciach, do sprawdzonych chwytów. Oglądamy człowieka, który próbuje przeżyć. Nie jest w tym ani zręczniejszy od innych, którym się udało, ani bardziej zdeterminowany. Po prostu ma więcej szczęścia. Nikt w kinie do tej pory nie oddał tak sugestywnie okupacyjnego osaczenia i balansowania na granicy życia i śmierci.
Zaletą filmu jest również prawdziwe i jasne ukazanie odpowiedzialności za Holocaust. I choć temat ten przez kino jest już mocno wyeksploatowany, to przyznać należy, że „Pianista” należy do najwybitniejszych dzieł o tej tematyce, bijąc oskarową „Listę Schindlera” na głowę.
Materiały dodatkowe:
Ciekawe, acz nie powalające. Mamy tu przede wszystkim film dokumentalny „Statyści” wbrew swej nazwie zawierający mniej informacji z planu, a więcej prawdziwych wspomnień z II wojny światowej. Swą współpracę z Polańskim wspominają – ciekawie – Alan Starski, Wojciech Kilar i Marek Edelman. Zapoznamy się też z biografiami, bardzo ciekawymi projektami scenograficznymi i wysłuchamy wywiadu z Polańskim, w którym opowiada dlaczego wziął się włąśnie za ekranizację „Pianisty”. Czego tu brakuje, a na co można by liczyć – to więcej informacji o samym Szpilmanie.
Kup w Merlinie
 |
 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Konrad Wągrowski Frida
Dziwny film. Z jednej strony intrygujący, ładnie sfilmowany, poruszający. Z drugiej jednak strony – niepełny, pozostawiający uczucie niedosytu. Czyja to wina? Reżyserki, która nie miała pomysłu na oddanie na ekranie złożonej osobowości swej bohaterki? Scenarzystów, którzy napisali skrypt niespójny, zbyt rwany, gubiący wątki i wprowadzający wątki niepotrzebne, jakby nie mogąc się zdecydować, które aspekty życia bohaterki są najważniejsze? Zapewne i to, i to. Ale nadal jest to film wart obejrzenia. Kolory, zdjęcia i muzyka są piękne. Salma Hayek udowadnia, że jednak jest aktorką, choć nominacja oskarowa w tym przypadku to jednak przesada. Znakomity Alfred Molina pokazuje, że nawet grubas może być pociągającym mężczyzną. A przede wszystkim – widz dowiaduje się z tego filmu o istnieniu takiej malarki jak Frida Kahlo. I choć o jej twórczości z filmu wiele się nie dowie – to może choć zachęci go to do poszukania czegoś na własną rękę wśród licznych materiałów wydanych na fali popularności filmu.
Materiały dodatkowe:
Bogate, długie, ale standardowe – o filmie i tym co ich interesowało w samej postaci artystki mówią chyba wszyscy członkowie ekipy, a sama reżyserka ma na to przynajmniej całą godzinę. Materiału mnóstwo, szkoda jednak, że głównie ogranicza się do gadających głów. Czy np. uzyskanie zgody na reprodukcje obrazów Fridy Kahlo byłoby tak trudne? Na szczęście jest jeszcze 50 minutowy film dokumentalny poświęcony malarce, więc z pewnością warto zakupić wydanie dwupłytowe. A z filmu możemy się przekonać, że Frida dość mocno się od Salmy Hayek jednak różniła...
Kup w Merlinie
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Pianista i Frida wraz z recenzowanymi u nas wcześniej Godzinami i Chicago stanowią pakiet oskarowy – zestaw 4 dobrych filmów w wydaniach dwupłytowych – komplet o jakości niespotykanej na naszym rynku. Kup w Merlinie |
 |
 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Konrad Wągrowski 8 kobiet
W przypadku „Ośmiu kobiet” Francoisa Ozona nie ma żadnych wątpliwości przy rozpatrywaniu kwestii, czy film traci po przeniesieniu na mniejszy ekran. Oczywiście, że w dla tej kameralnej komedii-kryminału-musicalu wielkość ekranu nie ma żadnego znaczenia – a nawet oglądanie na ekranie telewizora może sprawić większą przyjemność, pozwalając na traktowanie filmu jako zbioru teledysków promujących klasyczną piosenkę francuską.. Oczywiście to nie wszystko – miło ogląda się ładnie przerysowane wnętrza willi z lat 50-tych, humor filmu dostarcza dużo zabawy, a jak kto się uprze, to i kryminalną historią będzie mógł się pasjonować – ale w tym przypadku może go jednak czekać na koniec rozczarowanie. Tak, czy inaczej będzie mógł zapoznać się z plejadą francuskich aktorek – poczynając od Danielle Darrieux, która debiutowała jeszcze przed II wojną światową, poprzez klasyczne Catherine Deneuve, Isabelle Huppert i Fanny Ardant, aż po emanującą erotyzmem Emmanuelle Beart i młodą Ludvine Sagnier – późniejszą gwiazdę „Basenu” tego samego reżysera.
Materiały dodatkowe:
Biorąc pod uwagę, że materiały dodatkowe są jedynym powodem dla którego można tę płytę kupić, jako, że była ona niedawnym dodatkiem do jednego z czasopism, warto się im przyjrzeć. I znów – dużo i dobrze. Reportaż z planu, wywiady, kostiumy i obowiązkowe wycięte sceny.
Kup w Merlinie