nr 2 (XXXIV)
marzec 2004




powrót do indeksunastępna strona

Kuba Myszkorowski
Brzydcy
ciąg dalszy z poprzedniej strony

     Brzydki II: Gdzie tam, ciągle coś się dzieje.
     Piękny: Doprawdy?
     Brzydki II: Wczoraj widziałem psa z dwoma ogonami.
     Piękny: Co pan powie! Z dwoma?
     Brzydki: Ale potem się okazało, ze ten drugi to smycz..
     Piękny: Tak...To wszystko?
     Brzydki II: W tramwaju był na siedzeniu taki napis, przez „ch”. Trochę wulgarny...
     Piękny: No proszę.
     Brzydki II: To z grubsza tyle...
     Piękny: Czyli nie za wiele! Nuda! Co pan będzie tak sam siedział? Może wpadłby pan do nas. Jest u mnie narzeczona. Jedzenia i picia starczy dla trojga. Mam nowy telewizor plazmowy!
     Brzydki II (spogląda na Brzydkiego I): Wie pan, to nie jest takie proste, jak się może wydawać...
     Piękny: Rozumiem, rozumiem... Ale mi zupełnie nie przeszkadzają pańskie preferencje. Ja przecież dobrze wiem, coście tutaj z kolegą wyprawiali.
     Brzydki II: My?!
     Brzydki I rzuca się pod łóżkiem.
     Piękny: Co to było?
     Brzydki II: Karaluch!
     Piękny: Musi być spora bestia. Na szczęście mam przy sobie muchozol. Nigdy się z nim nie rozstaję. Psikniemy i będzie po problemie.
     Piękny wstaje, rzuca niedopałek  i kieruje się do łóżka po lewej stronie.
     Brzydki II (chwyta go z rękę): Nie, nie! On jest bardzo wrażliwy!
     Piękny: Karaluch?!
     Brzydki II: Mógłby poczuć się dotknięty, gdyby usiłował pan go zabić. On wszystko bierze do siebie. Jest strasznie introwertyczny, jak na owada synatropijnego.
     Piękny: Jak pan chce, ale proszę uważać, żeby nie wdrapał się po ścianie do mnie.
     Brzydki II: Może pan spać spokojnie, on zawsze powtarza, że to ostatnia rzecz, której pragnąłby na tym świecie.
     Piękny: To on mówi?!
     Brzydki II: Szybko się uczy, ale jest raczej zamknięty w sobie.
     Piękny: Jak to karaluch.
     Brzydki II: Niech pan chwilę zaczeka, musze go uspokoić.
     Piękny: Proszę się nie krępować.
     Piękny zapala nowego papierosa i odwraca się do widowni. Lewę rękę trzyma w kieszeni. Poza prowokująca (bynajmniej nie do przemyśleń). W tym czasie Brzydki II wypycha Brzydkiego I za drzwi. Piękny zaczyna gwizdać. Brzydki I wpada do pokoju, chwyta za stojący przy łóżku parasol i rzuca się na gwiżdżącego, ale Brzydkiemu II udaje się go powstrzymać w ostatniej chwili. Kiedy zamyka drzwi, Piękny odwraca się.
     Piękny: A to dobre, właśnie sobie pomyślałem, że pański kolega wyniósł się, bo mnie nie lubił.
     Brzydki II: Skąd ten pomysł?
     Piękny: Czasem człowiekowi takie głupoty chodzą po głowie.
     Nagle dzwoni komórka. Piękny I sięga do kieszeni i wyciąga telefon.
     Piękny: O pardon! To pilna rozmowa.
     Piękny staje przodem do widowni, a tyłem do Brzydkiego II  i rozmawia.
     Piękny: Tak. Cześć misiaczku. Wiem, wiem. Wiem, że jest ci smutno samej. Tatuś już idzie. Jak to gdzie? U tego gamonia, co mieszka pode mną. Nie, ten drugi wyniósł się, w góry, czy gdzieś. Dziwni jacyś. Pomyślałem, że mógłbym go do nas zaprosić, żeby tak sam nie siedział. Nie złość się. Już idę.
     Do pokoju zagląda Brzydki I, ale szybko się reflektuje i zamyka drzwi.
     Piękny (odwraca się do Brzydkiego II): To była...moja babcia.
     Brzydki II: Ach tak.
     Piękny: Taki piękny wieczór!
     Brzydki II: Właśnie, w telewizji mają nadawać „Czterech Pazernych”, serial o wykałaczkowych multimilionerach z Pabianic.
     Piękny: Na pewno to powtórzą. Chodź pan ze mną, zabawimy się przednie. Może sobie potem  skoczymy do siti!
     Brzydki II: Ja mam pewne zobowiązania...
     Piękny: Zakładaj pan buty, pójdziemy do samochodu po piwo.
     Brzydki II: Nagle zrobiło się strasznie późno i...
     Piękny: Kochany, kochany, ty mi tutaj nie mieszaj. Dzisiaj nie będziesz się nudził w samotności.
     Brzydki II: Sam nie wiem....
     Piękny: Pokażę moją kolekcję kamieni.
     Brzydki II: Skuszę się, ale tylko na chwilkę. Z ciekawości.
     Piękny: Tak trzymaj.
     Brzydki II zakłada sfatygowane mokasyny.
     Piękny: A, byłbym zapomniał! Wczoraj kręcił się tu takich dwóch, dziwni jacyś...
     Brzydki II: Dlaczego akurat mi musi pan o tym mówić?
     Piękny: Pytali o pańskiego kolegę. To znaczy, jeden pytał, bo drugi tylko sapał.
     Brzydki II: Sapał?
     Piękny: Tak.. Jakiś taki nieludzki z profilu. Te rogi i dzwonek na szyi....
     Brzydki II: To pewnie ludzie od kablówki.
     Piękny: Nie może być.
     Brzydki II: Nie mam wątpliwości.
     Piękny: Skoro tak pan mówi...No, lepiej już chodźmy.
     Piękny i Brzydki II wychodzą. Po dłuuuuuuuuuuuuuuuuższej chwili słyszymy pukanie. Otwierają się drzwi i wchodzi Fatalka ubrana w suknię wieczorową z odsłoniętym biustem.
     
     scEna
     
     Fatalka rozgląda się po opuszczonym pokoju.
     Fatalka: Jest tu kto? Halo!
     Głos (znikąd): Nie ma takiego numeru!
     Fatalka: Kto to powiedział?
     Głos (za szafy): Abonent chwilowo niedostępny!
     Fatalka: Szukam narzeczonego!
     Głos (spod stołu): Połączenie nie może zostać zrealizowane!
     Fatalka: Wypraszam sobie!
     Głos (skądinąd): Skontaktuj się ze swoim operatorem.
     Fatalka: Nie! Nie! Nie!
     Za zegara wychodzi mężczyzna w kapeluszu.
     Mężczyzna: To ja już pójdę.
     Mężczyzna wychodzi, a Fatalka siada przy stole i bierze do ręki krzyżówkę. Próbuje dopisać hasło. Wkrótce zniechęcona odrzuca krzyżówkę. Zaczyna nerwowo wybijać butem o podłogę. Nagle otwierają się drzwi i tyłem wchodzi Brzydki I.
     Brzydki I: Cholerne nasienie konsumenckie!
     Fatalka: Kim pan jest?!
     Brzydki I: Ach! (z wyrzutem) Ale mnie pani przestraszyła! Ja tu mieszkam!
     Fatalka: To dlaczego się pan tu tak zakrada, jak jakiś złodziej?
     Brzydki I: Ja...ponieważ... A pani, co tu robi?
     Fatalka: Szukam kogoś. Jeśli panu przeszkadzam, to mogę sobie pójść.
     Brzydki I: Nie, niech pani zostanie.
     Brzydki I siada na łóżku po prawej stronie. Kolejna dłuższa chwila krępującej ciszy.
     Fatalka: Nie usiądzie pan ze mną?
     Brzydki I niechętnie podnosi się z łóżka, podchodzi powoli do stołu i niezdecydowanie siada na krześle.
     Fatalka: Spokojnie, nie gryzę.
     Brzydki I: Zawsze tak się mówi...
     Fatalka: Pan jest strasznie spięty.
     Brzydki I: Wydaje się pani.
     Fatalka: Dopiero teraz pana poznaję.
     Brzydki I: Naprawdę?
     Fatalka: Myślałam, że wyjechał pan w góry.
     Brzydki I: Plotki szybko się rozchodzą.
     Fatalka (zapala cygaretkę): To co pan teraz robi?
     Brzydki I: Długo by opowiadać...
     Fatalka: Mi się nie spieszy. Mój... Ten drań zupełnie się mną nie przejmuje!
     Brzydki I (z rozmarzeniem): Pani jest taka piękna...
     Fatalka: Właśnie.
     Brzydki I: Tylko idiota nie dbałby o istotę tak cudną.
     Fatalka: To samo zawsze mu powtarzam.
     Brzydki I: Nie szkoda czasu na takiego niewdzięcznika?
     Fatalka: O, tak mu właśnie powiem. Pan jest taki mądry!
     Brzydki I: Skądże!
     Fatalka: I taki dobry dla mnie.
     Brzydki I: Ja tylko...
     Fatalka: Niech pan nie zaprzecza!
     Brzydki I: Ostatecznie.
     Fatalka: Już wiem, pan musi być artystą!
     Brzydki I (dumnie): Zgadła pani!
     Fatalka: Nie, niech pan mi nie podpowiada!
     Brzydki I: Pani życzenie jest dla mnie rozkazem.
     Fatalka: Pewnie razem z kolegą tresujecie pudle.
     Brzydki I: Co proszę?!
     Fatalka: Ja bardzo lubię pudle. Ale boję się tygrysów. Chyba ich pan nie szkoli?! (rozglądając się po pokoju) Mam nadzieję, że nie chowa pan tu żadnego tygrysa?
     Brzydki I: Mogę pani zaręczyć, że od tygodnia nie było u nas żadnego dzikiego kota.
     Fatalka: A kolega?
     Brzydki I: Zwyczajny, homo sapiens.
     Fatalka: Ja się nie pytam o nazwisko, tylko czy nie trzyma aby lwa pod łóżkiem?
     Brzydki I: Skądże, zresztą co z niego za kolega...
     Fatalka: Przechodzicie ciche dni?
     Brzydki I: Powiedzmy.
     Fatalka: Biedactwo.
     Brzydki I: Ech...
     Fatalka (patrząc na zegarek): Gdzie on jest?!
     Brzydki I: Obawiam się, że są razem...
     Fatalka: Z tygrysem?!
     Brzydki I: Gorzej, pani narzeczony jest z moim kolegą.
     Fatalka: A to łobuz! Miał natychmiast wracać.
     Brzydki I: Przykro mi.
     Fatalka: Szkoda słów! Wiedziałam, że tak będzie!
     Brzydki I: Zawsze jest tak samo.
     Fatalka: Byłam taka głupia!
     Brzydki I (do siebie): Tak jakby teraz była mądrzejsza.
     Fatalka: Słucham?
     Brzydki I: Mówię tylko, że to w niczym nie umniejsza pani nieszczęścia.
     Fatalka: Dlaczego ja mu uwierzyłam?
     Brzydki I: Nie może pani obwiniać tylko siebie. Proszę pamiętać o najbliższych, koleżankach z pracy i księdzu!
     Fatalka: Pan chyba też został na lodzie.
     Brzydki I: Można tak to nazwać.
     Fatalka: Kiepski koniec przyjaźni...
     Brzydki I: Nie słyszałem o dobrych finiszach.
     Fatalka: Ale to jednak jest koniec!
     Brzydki I: Właśnie, czas otrząsnąć się i powiedzieć: dość.
     Fatalka: Żegnaj!
     Fatalka zdejmuje z palca pierścionek i rzuca go na podłogę.
     Brzydki I: Żegnaj!
     Brzydki I długo się zastanawia, rozgląda po pokoju, po czym wyrzuca za drzwi płaszcz Brzydkiego II.

ciąg dalszy na następnej stronie

powrót do indeksunastępna strona

66
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.